Dziennik gajowego Maruchy

"Blogi internetowe zagrażają demokracji" – Barack Obama

Wywiad z bratem Bronisława Geremka

Posted by Marucha w dniu 2008-12-06 (Sobota)

Ciekawy i wiele mówiący wywiad z bratem prof. Bronisława Geremka.
http://www.owp.com.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=101&Itemid=1

Mój wielki brat

Proszę przyjąć najgłębsze wyrazy współczucia z powodu śmierci Bronisława Geremka, pańskiego ukochanego brata.
– Dziękuję. To cios zwalający z nóg. Nigdy nie przypuszczałem, że Bronek odejdzie z tego świata przede mną. Mam 83 lata i jestem chory. Niedawno dowiedziałem się, że mam raka. Wtedy mnie odwiedził w Nowym Jorku. Wyglądało to jak pożegnanie. Ale to nie miało być tak, że on będzie pierwszy.
– O tym, że Bronisław Geremek miał brata, w Polsce nie ma powszechnej wiedzy.
– Bronek zawsze był dyskretny. Nie mieszał życia prywatnego z działalnością polityczną. Może obawiał się, że źli ludzie będą wykorzystywać np. to, że wielki polski mąż stanu ma w Ameryce żydowskiego brata.

Historia rodu

– Czy mógłby pan coś powiedzieć o waszej rodzinie?
– Nazwisko rodzinne brzmi Lewertow. Rodzice nosili imiona Boruch i Szarca. Mieszkaliśmy w Warszawie przy ulicy Mławskiej 3. Ja urodziłem się w 1926 r. Po dziadku, który był magidem*, dostałem imię Israel, ale powszechnie nazywano mnie Izio. Brat, urodzony w 1932 r., miał na imię Benjamin, wołano go Benek. Potem losy potoczyły się tak, że ja zostałem Jerrym Lewartem, a on Bronisławem Geremkiem.
Nasza rodzina była dość zamożna. Utrzymywała się z prowadzonej przez ojca wytwórni futer, które cieszyły się dużym powodzeniem nie tylko w Warszawie, lecz przede wszystkim na Śląsku, gdzie ojciec często jeździł w interesach.
Mimo że cała nasza bliższa i dalsza rodzina była ortodoksyjna, bardzo religijna i pobożna, ojciec był syjonistą. Jego marzeniem było powstanie Izraela. Próbowali nawet tam się osiedlić. Tam przyszedłem na świat. Po paru latach wrócili do Warszawy, gdzie już urodził się Bronek.

– Jak pan wspomina lata przedwojenne?
– Bardzo dobrze. Były szczęśliwe i beztroskie.

– Wojna to zmieniła.
– To chyba jasne. Celem stało się przetrwanie, przeżycie. Najpierw byliśmy w getcie, ale tam warunki pogarszały się dramatycznie. Całe szczęście ojciec miał zgromadzone na czarną godzinę oszczędności, które trzymał w dolarach. Dzięki nim jakoś przeżywaliśmy. W 1942 r. wszyscy trafiliśmy na Umschlagplatz. Ojciec natychmiast postanowił nas stamtąd wyrwać. Przez Niemca, którego znał z Katowic, udało mu się najpierw wykupić Bronka, bo był najmłodszy. Potem nas wszystkich kolejno. To był jednak sygnał, że trzeba się ratować, wychodząc poza getto, bo następnym razem może się nie udać.

– Poszliście na aryjską stronę?
– Tak. Trzeba było jednak się rozdzielić. Pierwszy poszedł Bronek, który przez miesiąc ukrywał się w Warszawie u naszego znajomego Polaka. Okazało się jednak, że Warszawa staje się ekstremalnie niebezpieczna, bo nie tylko Niemcy szaleją z wyłapywaniem Żydów, lecz także staje się to zajęciem wielu szmalcowników. Ojciec postanowił więc umieścić matkę i Bronka w Zawichoście.
Z taką propozycją przyszedł do niego Stefan Geremek, który zawiadywał tam sklepem wielobranżowym. Potrzebował kogoś do prowadzenie tego interesu. Zaproponował, aby robiła to nasza matka. Pojechała tam wkrótce wraz z Bronkiem i już została.

Kierunek Auschwitz

– Co się działo z panem i ojcem?
– Ukrywaliśmy się w Warszawie. Pojedynczo, dla większego bezpieczeństwa. Wtedy, pod koniec 1942 r., dowiedziałem się o Hotelu Polskim, przez który można było wyjechać z Polski.

– Jak?
– W 1942 r. żydowska organizacja ze Szwajcarii wpadła na pomysł, że można wydostawać Żydów z okupowanej Polski, organizując im paszporty południowoamerykańskie. Chodziło o to, że obywatele krajów, z którymi Niemcy nie prowadziły wojny, nawet Żydzi, byli traktowani inaczej. Czasami udawało im się wyjechać za granicę, czasem wymieniano ich na niemieckich jeńców. Organizacji ze Szwajcarii udało się zdobyć paszporty m.in. Boliwii, Ekwadoru, Gwatemali, Hondurasu, Panamy, Pargwaju, Peru, Urugwaju, Wenezueli i paru innych państw, które potem były przerzucane do Warszawy. Wystawiano je na Żydów. Oni zgłaszali się z nimi do Hotelu Polskiego i tam zostawali… internowani. Czekali na cud. Na wyjazd z Polski. Taki paszport i pobyt w Hotelu Polskim to było oczywiście coś lepszego niż kryjówka po aryjskiej stronie. Wielu ukrywających się Żydów płaciło za takie papiery wielkie pieniądze. Ja za tysiąc dolarów kupiłem wtedy papiery ekwadorskie dla ojca. Dla siebie palestyńskie. Uważałem, że tak będzie lepiej, bo tam się urodziłem. Nadzieję budził fakt, że zaczęły przychodzić listy od tych, którzy byli w Hotelu Polskim, Niemcy ich gdzieś wywieźli, ale w końcu wydostali się z okupowanej Europy.

– Pana z ojcem Niemcy też ostatecznie wywieźli.
– Wiosną 1943 r. zabrali nas do obozu Bergen-Belsen w grupie ok. 1,8 tys. innych. Tam zaczęło się sprawdzanie papierów. Po jakichś trzech miesiącach Niemcy szybko doszli, że są lipne. Większość ludzi zaraz zabrali do KL Auschwitz, w tym także mego ojca. Widziałem go wtedy po raz ostatni. Chyba wiedział, że jedzie na śmierć. Z jakichś powodów Niemcy zostawili tych z papierami palestyńskimi i z jakichś dwóch państw latynoskich. Ostatecznie nas także zabrali do Auschwitz późną jesienią 1944 r. Tam dowiedziałem się o śmierci ojca. Mnie jakoś udało się przeżyć. W styczniu 1945 r. zostaliśmy pognani do Terezina. Po drodze oswobodzili nas Amerykanie.

– W obozie poznał pan podobno Elie Wiesela?
– Nie. On był w grupie więźniów z Węgier. Poznałem go po wojnie, we Francji. On zdecydował się tam zostać, ja, pierwszym transportem żydowskich dzieci i młodzieży, na pokładzie statku „Matalua”, popłynąłem do Hajfy.

– Wiedział pan, co się stało z matką i bratem w Polsce?
– Nie miałem bladego pojęcia. Wierzyłem, że może jakimś cudem przetrwali.

– Co pan robił w Izraelu?
– Trafiłem do kibucu niedaleko Tel Awiwu. Tam mieszkałem, pracowałem, uczyłem się języka hebrajskiego. Przeżywałem radość, że Żydzi wreszcie mają swoje państwo. W 1949 r. zostałem powołany do wojska.

List z Warszawy

– Tam odnalazł pan list od matki?
– Tak. Wiosną 1950 r. zawołał mnie do siebie mój dowódca i wręczył list z Warszawy. Myślałem, że oszaleję z radości. I matka, i Bronek przeżyli. Matka wyszła za mąż za Geremka, gdy dowiedziała się, że ojciec został zamordowany.

– Postanowił pan do nich jechać?
– Oczywiście. Jak tylko skończyłem służbę, zaraz złożyłem podanie o polską wizę. Podobno dostałem ją jako jeden z pierwszych obywateli Izraela udający się do rodziny w Polsce. Zresztą omal byłbym jej nie dostał.

– Dlaczego?
– Bronka, kiedy dostawał dowód osobisty, ubecy przepytywali, czy nie ma rodziny za granicą. Powiedział, że nie ma, bo nie wiedział, czy żyję. Kiedy mama mnie odnalazła i wysłała zaproszenie, Bronek zaraz pobiegł, żeby skorygować wcześniejsze oświadczenie. Jakoś uwierzyli, że ich świadomie nie okłamywał. Gdyby nie uwierzyli, wizy nigdy bym nie dostał.

– Jak pan przeżył spotkanie z rodziną?
– To był chyba najpiękniejszy moment w moim życiu. Okazało się, że nie jestem sam jak palec na świecie. Cieszyłem się ogromnie. Rodzina mieszkała wtedy na Pradze. Bronek poszedł na studia. Był pełen entuzjazmu. Przekonany, że Polska jest jego wielką szansą.

– A pan?
– Odwrotnie. Czułem się tu już obco. Poza tym zaraz po przybyciu miałem bardzo przykre przejścia, o których nie chcę wspominać. Po prostu zrozumiałem, że muszę szukać miejsca na ziemi gdzie indziej.

– I?
– Uznałem, że moje miejsce jest w Ameryce. Po trzech miesiącach pożegnałem rodzinę i pojechałem do Niemiec. Tam zgłosiłem się na emigrację do USA. Po pół roku dostałem papiery. Do Nowego Jorku dopłynąłem w ostatnich dniach 1951 r.

– Do ziemi obiecanej?
– Do ciężkiej pracy i walki o swoje miejsce. Najpierw w Ohio pracowałem w piekarni. Potem byłem spawaczem. Po pół roku ruszyłem do Nowego Jorku. Tam znalazłem robotę w budownictwie. Wyspecjalizowałem się w kładzeniu elewacji budowlanych wszelkiego typu. Od piętrowego domu jednorodzinnego po stupiętrowe wieżowce. W 1968 r. założyłem swoją pierwszą i jedyną w życiu firmę, którą prowadzę do dziś.

– Podobno z wielkim sukcesem.
– Nie przeczę, na bardzo trudnym i konkurencyjnym rynku nowojorskim przez wiele lat radziliśmy sobie całkiem dobrze. Dziś firma jest już o wiele mniejsza niż w latach 80. i 90. Po prostu ja też jestem już mocno starszym panem. Do tego chorym na raka.

– Sukcesem jest też pańska rodzina.
– W 1954 r. poślubiłem moją ukochaną żonę Eleonor. Amerykankę od pokoleń, ale żydowskiego pochodzenia. Nasz syn Bradley ma 54 lata. Pomaga mi prowadzić firmę. Córka Lean jest o dwa lata młodsza. Jest dobrą adwokatką. Mam też trójkę wspaniałych wnuków.

Loty do Polski

– Podobno przez cały czas utrzymywał pan kontakty z bratem.
– Oczywiście. Cały czas korespondowałem z mamą i bratem. W 1954 r. Bronek odwiedził nas po raz pierwszy. Był wtedy na stypendium Smithsonian Institute, zbierając materiały do swej książki. Później jeszcze wielokrotnie, w różnych dla siebie rolach. Naukowca, opozycjonisty, wreszcie znanego polityka wolnej Polski. Pozostajemy w bliskim kontakcie z jego rodziną. Synami Marcinem i Maciejem, którzy obaj są znanymi lekarzami. Odwiedzali nas parokrotnie. Żona i moje dzieci też latały do Polski.

– A pan?
– Byłem w Polsce tylko trzykrotnie. Ostatnio w 1990 r. Wszystko to były krótkie, parodniowe wizyty.

– Jak pan przeżywał karierę brata?
– Z wielką dumą i radością. Po tym wszystkim, co przeszła nasza rodzina, pasja i poświęcenie Bronka dla Polski były czymś wyjątkowym. Mógł zrobić karierę wszędzie na świecie, ale taka opcja nigdy nawet przez myśl mu nie przeszła. Polska była dla niego wszystkim.

– Rozmawialiście o polityce?
– O tak. Brat chętnie opowiadał o swoich spotkaniach z największymi ludźmi tego świata. Królową Elżbietą, Reaganem, Bushem, Clintonem, Mitterandem, Havlem. Przede wszystkim zaś z Janem Pawłem II. Podziwiał go jak nikogo innego. Myślę, że chyba papież w jakiś sposób uczucia te odwzajemniał. Wiem, że zwracał się do brata z prośbą opinię w wielu sprawach.

– A Wałęsa?
– To jasne. Przecież to Wałęsa poprosił brata o pomoc w tworzeniu „Solidarności” i potem przez wiele lat z nim współpracował. Znali się dobrze. Różnie się między nimi układało. Bronek zawsze jednak zachował wobec niego lojalność.

– Inni politycy?
– Myślę, że było dwóch takich, których Bronek zawsze stawiał przed innymi. Tadeusz Mazowiecki i Zbigniew Brzeziński. Oni byli stale w jego rozmowach obecni jako wspaniali ludzie, świetni politycy i najlepsi przyjaciele.

– Kaczyńscy?
– Oni prowadzili z Bronkiem wojnę. Chcieli go rzucić na kolana. Chcieli, aby znowu składał oświadczenie lustracyjne, choć robił to parę razy. Dobrze wiedzieli, że on jest dumny i tego nie zrobi, a wtedy wyrzucą go z Parlamentu Europejskiego, gdzie był postacią pierwszoplanową. Wtedy wydawało się, że go pokonają, że będzie musiał wyjść z Brukseli. Jednak Europa powiedziała: No way! Nie ma mowy. Wara wam od Parlamentu Europejskiego. Brat wygrał. Wiem jednak, ile zdrowia go to kosztowało.
Powiem jeszcze coś zabawnego. Bronek nigdy nie umiał rozróżniać, który Kaczyński jest który. Nauczył się zupełnie niedawno i radośnie mi to zakomunikował.

Obok Kuronia

– Czy brat chciał pozostać w Parlamencie Europejskim na następną kadencję?
– On chciał. Nie wiedział jednak, jak sprawy się ułożą. Czy go zgłoszą, czy go wybiorą, jaką jeszcze kampanię przeciw niemu rozpętają. Mówił mi: „Najwyżej będę pisał książki. Mam jeszcze do napisania dwie. Potem mogę zabrać swój kapelusz”.

– Podobno nawet panu nie rozmawiało się z bratem łatwo?
– Wie pan, myśmy byli z innych światów. On pracował politycznie, ja… ręcznie. Często mu to mówiłem. Kiedy się spotykaliśmy, zawsze musiało minąć jakieś 20 minut, nim się Bronek przestawił. U niego każde słowo było przemyślane, przeanalizowane, rozważone. Musiał minąć czas, nim się otwierał i był spontaniczny.

– Jak się pan dowiedział o jego śmierci?
– Rano, w niedzielę 13 lipca, zatelefonował z Warszawy bratanek. Zaraz potem rozdzwonił się telefon. Żona pobiegła do internetu. Niebawem powiadomiła o tym telewizja.

– Jedzie pan na pogrzeb?
– Ja jestem dopiero co po wyjściu ze szpitala. Sam pan widzi, że nie wyglądam na siłacza. Do tego nie wiem, jakbym to wszystko zniósł. Bratankowie doktorzy mówią mi, żebym został i nie ryzykował. Jedna śmierć w rodzinie wystarczy. Poza tym, ostrzegają mnie, że media są jak hieny i pewnie urządziłyby na mnie polowanie. Dlatego pewnie zostanę. Żegnać Bronka będą syn z żoną i córka z mężem.

– Wiem, że toczyła się dyskusja, gdzie brat ma być pochowany. W rodzinnym grobowcu z matką czy w Alei Zasłużonych, obok Jacka Kuronia.
– Po ludzku, powinien leżeć koło matki. Wiem jednak, że Bronek należał przede wszystkim do Polski. Więc niech go uhonoruje, jak uważa. Dotyczy to także mszy w katedrze św. Jana w Warszawie. Brat nie był katolikiem, choć w młodości miał okres, kiedy chciał zostać księdzem. Katolikami są jednak jego synowie i ich rodziny. Jeżeli najwyższe władze Kościoła też chcą go tak godnie pożegnać, trzeba to uszanować.

– Gdyby to jednak zależało od pana?
– Mój brat zostałby pochowany przed upływem doby od śmierci, jak nakazuje religia i tradycja, w której się urodził. Ja zaś zmawiałbym kadysz.

*Magid – charyzmatyczny rabin, biegły interpretator Tory, przywódca społeczności żydowskiej, często o przypisywanych zdolnościach wizjonerskich.

Komentarzy 15 do “Wywiad z bratem Bronisława Geremka”

  1. z sieci said

    W nawiazaniu do wieloletniej klamliwej i szkodliwej dzialalnosci B. Geremka pozwole sobie przytoczyc wiele mowiacy na ten temat fragment korespndencji prywatnej. Szanownego autora podpisalem inicjalami.
    :::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::
    ……………………………….
    …. Zjawisko znikania materialow niewygodnych lub
    demaskujacych klamstwa powszechnie propagowane
    jako prawda jest czyms zupelnie odwrotnym do tego
    co dzieje sie np. w procesie utrwalania klamstw
    na temat rzekomego mordowania Zydow przez Polakow
    i podkreslania w tym okrucienstwa Polakow. Nie
    ogranicza sie to do form internetowych lecz
    propagowane jest w prasie lokalnej i
    miedzynarodowej oraz w ksiazkach wcale nie
    klasyfikowanych jako fikcja i wszelkich form
    medialnych lacznie z tak zwanymi „naukowymi”
    Nie ma tygodnia zeby gdzies w prasie lokalnej czy
    miedzynarodowej od Australii przez cala zachodnia
    Europe do Ameryki i Kanady nie ukazaly sie tego typu paszkwile.
    Jeszcze zyje bardzo znikoma ilosc tych,
    ktorzy znaja faktyczny stan, lecz za pare lat
    ta generacja zniknie calkowicie. Dla przyszlych
    historykow, socjologow czy psychologow juz
    zaledwie za kilka dziesiatek lat, bez wzgledu na
    „rodzaj urodzenia” te doniesienia prasowe
    medialne i ksiazkowe, beda podstawa do konkluzji
    zwanymi naukowymi poniewaz argument, ze ich dowody
    pochodza z roznych regionow i nawet czesci swiata
    i w takiej ilosci, ze jest to niepodwazalna sprawa i
    niepodwazalne dowody.
    Milczace spoleczenstwo jest spoleczenstwem
    aprobujacym klamstwa. W ogromnej mierze jest to z
    powodu niewiedzy i w dalszej czesci z powodu
    tresury i psychologicznego terroru, ktory doprowadzil do
    zobojetnienia.
    Tak wiec sprawa „chce wiedziec” jest u podstaw
    zmiany sytuacji. „Chce wiedziec” zaczynajacej sie
    od indywidualnych osob i poziomu rodziny, ale nie
    tej, w ktorej nie wiadomo kto w takiej rodzinie
    jest „on” czyli ojciec a kto „ona” czyli matka.

    W W
    4. XII. 2008

  2. Zbigniew Koziol said

    Marucha,

    Z niesmakiem przeczytalem ten tekst. To juz zreszta czytalem, gdzies.

    Podumaj, my dear friend.

    zb.

  3. Marucha said

    To całkiem prawidłowa reakcja.

  4. babetka said

    Panie Marucha, na bibule jest zamieszczony artykuł – http://www.bibula.com/?p=3384 – myślę, że na czasie na temat kryzysu i konkretnie Islandii. Obserwuję od jakiegoś czasu Islandię ponieważ wielu naszych Rodaków zostało zmuszonych do wyjazdu do pracy i wielu tam właśnie wyjechało. I ze zgrozą dowiaduję się (ale to już chyba moja ostania zgroza jeśli chodzi o to przewrotne dzikie plemię), że także tam, na tej dalekiej wyspie żoną prezydenta (drugą żoną) jest chazarka=żydówka, której rodzina wprost pochodzi z Uzbekistanu :
    „…wiemy natomiast, że szczególnie ciepło przyjęto tam żonę prezydenta, panią Dorrit Moussaieff. Kim jest pani prezydentowa Islandii, tak mile witana w Izraelu? Otóż jest ona prawnuczką Shlomo Moussaieff, który przybył do Jerozolimy z Uzbekistanu w 1893 roku i którego rozległa rodzina jest właścicielem dużej połaci nieruchomości w najbogatszej dzielnicy tego miasta. Jest córką handlarza złotem i wykwintymi precjozami jubilerskimi, o tym samym imieniu i nazwisku co dziadek, oraz matki Aliza z rodziny Żydów aszkenazyjskich zasiedlonych w Austrii.”
    I tu znajduję potwierdzenie tego co przeczytałam na temat tak zwanych żydów na stronie polecanej przez kogoś, chodzi mi o chazarów. A w tym artykule są dwie ważne sprawy do poruszenia:
    1/ rodowód „żydostwa” – uważam, że trzeba rozpowszechniać wszędzie gdzie tylko się da (sama przekażę te informacje naszej licznej Rodzinie) ten rodowód gdyż nie są to żadni „nasi starsi bracia w wierze” tylko dzikie, prymitywne i mściwe plemię azjatyckie, które dzięki przyjęciu szatańskiego talmudu opanowało świat. Moja teoria jest wręcz taka, że to nie chan chazarski zaprosił reprezentantów trzech religii do siebie aby przyjąć którąś z nich, ale że to rabini szukali takiego złego plemienia, które mogłoby przyjąć ich przewrotną „wiarę” i „ponieść” ją dalej w świat. Uważam, że tamci „żydzi” skazani byli na wymarcie i potrzebowali kogoś komu mogliby przekazać tą antyreligię aby ten właśnie potwór „kultywował pieczołowicie” tą „religię” . Jest to bowiem tak zbrodnicza i zdegenerowana „religia”, że tylko taki dziki i prymitywny, nieokrzesany potwór, bez żadnych zasad mógłby bez oporów ją przyjąć. Tym potworem okazali się chazarowie. I na nieszczęście dla nas Polaków osiedlii się na naszych ziemiach.
    To duży, osobny temat do dyskusji. Dodam tylko, że w takim razie szokiem dla mnie jest to, że nieokrzesana azjatycka dzicz zajmuje eksponowane stanowiska w naszej hierachi kościelnej – Życiński, Gocłowski, Pieronek, Nycz….
    2/ Drugim ważnym aspektem powyższego artykułu z bibuły jest sprawa kryzysu. I tu znowu znajduję potwierdzenie swoich przemyśleń oraz wiedzy wyniesionej z przeczytanych książek naszych wyśmienitych przodków. Pan Maziakowski napisał w swoim artykule:
    „…jej mąż, jak to bywa w zwyczaju “prywatnych” wizyt głów państwa spotkał się z prezydentem Izraela. Izraelski dziennik The Jerusalem Post ujawnia, że dyskutowano o różnych sprawach, również i sprawach gospodarczych i w pewnym momencie Szymon Peres zapytał Grimssona o sytuację w Islandii. Ten odpowiedział szczerze: “‘To zależy czy wierzysz w to co piszą‘ – i posłużył się tytułami najnowszych artykułów w gazetach mówiących, że ‘Islandia roztapia się’, czy też ‘Pożar Islandii’. Kiedy zobaczył niektóre z publikowanych artykułów o jego kraju odpowiedział, że zastanawia się nad wiarygodnoscią doniesień.” – Te ostanie słowa czyli zastanawia się nad wiarygodnością tych doniesień. Otóż i tu leży pies pogrzebany gdyż my także się zastanawiamy nad wiarygodnością tych doniesień. Ja osobiście uważam wręcz, że cały ten kryzys to blef chazarski mający na celu przejęcie „jednym rzutem” gospodarek całego świata w celu wprowdzenia ogólnoświatowej komuny. Tylko bowiem dzięki komunizmowi, jedynemu (ha ha ha ha) i szczytowemu (ha ha ha ha) osiągnięciu rabinizmu to plemię może przetrwać i rozwijać się kosztem innych narodów i ich gospodarek i tego co wymyśliły i wypracowały narody, zwłaszcza narody chrześcijańskie lub tylko chrześcijańskie gdyż przepraszam nardzo ale nie wierzę w osiągnięcia – w twórczym znaczeniu tego słowa – u narodów azjatyckich, gdyż one owszem rozwijają sie ale zawsze najpierw muszą coć podpatrzyć u nas a potem to tylko rozwijają i udoskonalają. Jest to jak to nazywam ‚małpia sprawność’. I zastanawiam się, kiedy obudzimy się już w innym świecie, komuniźmie ogólnoświatowym gdzie nie będzie już żadnego kryzysu (gdyż nigdy go nie było) a ludziom będzie „żyło się lepiej i dostatniej” pod ogólnoświatowymi rządami dzikiego azjatyckiego plemienia , które kiedyś dawno temu przyjęło judaizm ? !

  5. PL said

    Nie ma kraju wolnego od chazarstwa – może za wyjątkiem skośnookich Azjatów i Murzynów, ale i to niepewne, bo podobno istnieją zarówno chińscy żydzi, jak i czarni żydzi.

  6. Lukasz said

    Pytanie do wszystkich co zowią się „polakami z czystej krwi”.Jakim cudem wy ocaleliście od niemieckiej zawieruchy?Po którejś stronie musielibyście być, katami jako hitlerowcy,albo zamożnymi żydami.Na pewno nie POLAKAMI.

  7. sarenka said

    @Babetka
    Podobają mi się Pani konkluzje dotyczącego nikczemnej nacji, która jak kąkol zachwaściła świat, a szczególnie Polskę. To, że zajmują stanowiska w hierarchii kościelnej jest częścią ich podłego planu rozwalenia Kościoła Katolickiego.Jazgoczą o antysemityżmie, a sami wychowują już od najmłodszych lat wrogów Polaków.Również na stronie Bibuły L.Stępniewski opisuje książkę-żydowskie legendy, bajki i baśnie „Osiem świateł”, którą kupił synkowi.Jest to przekład z języka czeskiego co świadczy, że kanalie w różnych językach oczerniają Polaków. Na wstępie tego edukacyjnego dziełka zapewnia, że opowieści są pełne pobożności i poszukiwania dobra.I co tam można znależć? Ano to, że żydzi mają wielu nieprzyjaciół, którzy knują bezustannie przeciwko nim spiski, że Polak -wredny i głupi złodziej, który maltretował konie został wykiwany przez małego chłopczyka żydowskiego, że dawno, dawno temu żli studenci z Krakowa wrzucali do wody niewinne, żydowskie dzieci, woda się zbuntowała, dzieci wyrzuciła na brzeg, a studentów potopiła. Może my też zaczniemy pisać bajki dla dzieci oparte na historii, ostrzegając polskie dzieci przed żydkami,zdrajcami, których nieopatrznie przyjęliśmy pod dach i którzy okazali się plemieniem żmijowym.
    Bachory żydowskie w obstawie z izraela przyjeżdżają do Krakowa, bo przecież kładą im do łepetyn herezje, więc rzeczą nienormalną byłyby wycieczki bez żydowskiej ochrony.Są wychowywani w nienawiści do Polaków, a tutaj skrzeczy się przewrotnie o antysemityżmie. Drzwi otwarte szeroko do uni europedalskiej/że tak brzydko, a trafnie ktoś napisał/.Nikt tu nikogo nie będzie zatrzymywał, wręcz przeciwnie.

  8. sarenka said

    miało być: konkluzje dotyczące”

  9. inspektor lesny said

    Dotyczy: Lukasz
    „Po którejś stronie musielibyście być, katami jako hitlerowcy,albo zamożnymi żydami.Na pewno nie POLAKAMI.”
    Insynuacja ze ci Polacy ktorzy przezyli niemiecka okupacje musza nalezec do jednej z wymienionych przez „Lukasz” grup jest beszczelna i obrazliwa.

  10. z sieci said

    My panie Lukaszu to małe piwko i niech się pan tak nie martwi o nas Polaków ale mogę panu pokazać coś ciekawszego na przykład historię o żydowskiej dynastii Michnika. Proszę poczytać jak Żydzi umieli się zawsze ustawiać z wiatrem.

    Cyt.: „Pozwolę sobie dorzucić jeszcze kilka ważnych szczegółów o rodzinie Arona Szechtera vel Adama Michnika. Otóż, stryj Adama, niejaki Szymon Szechter (ur. w 1920 r. we Lwowie), do 1957 roku przebywał w Związku Sowieckim. Był komsomolcem i członkiem komunistycznej partii sowieckiej, co w tej rodzinie nie było przecież czymś wyjątkowym. Pracował m.in. jako lektor w Komitecie Miejskim Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego.
    Po przyjeździe do PRL otrzymał etat w Zakładzie Historii Partii przy KC PZPR. Później został dyrektorem w Związku Ociemniałych Żołnierzy PRL i za jakieś nadużycia gospodarcze został skazany (w 1964 r) na karę więzienia w zawieszeniu.
    Odtąd rozpoczął starania o otrzymanie zgody na wyjazd stały do Izraela. Jego towarzyszką życia a później żoną, była Nina Karsow (młodsza od niego o dwadzieścia lat), oszustka, która w latach 80. przywłaszczyła sobie prawa autorskie Józefa Mackiewicza. Szechterowie przybyli nie do Izraela lecz do Wielkiej Brytanii w wyniku wydarzeń marcowych 1968 roku, w glorii „wrogów ustroju”, bo wówczas każdy, kto był prześladowany przez władze PRL mógł się podawać nawet za… antykomunistę. Antykomunistami to oni jednak nie byli – wprost przeciwnie.
    Żenujący spór i procesy o spadek po pisarzu nie dotyczą oczywiście poważniejszych dóbr materialnych. Józef Mackiewicz – prócz tapczanu, dwóch fotelików, nocnego stolika, stołu kuchennego, który był czasem także jego biurkiem i za tym stołem drewnianej ławy, na której sadzał gości z konieczności opierających się plecami o ścianę z półką, gdzie niewiele mieściło się książek prócz jego własnych dzieł – nic nie posiadał…

    Mirosława Kruszewska – 20.10.08 21:43

    Polska Walczaca

  11. Jacek said

    metoda jest prosta, przysysaja sie do kazdego kogo moga wykorzystac i osaczaja powoli, az do czasu gdy sadza, ze ich ofiara jest na tyle oslabiona iz moga zrzucic maske i otwarcie ja zniszcyc. W tym momencie szukaja juz nastepnej ofiary, itd. To osaczanie odbywa sie wsord nawolywania do wolnosci, braterstwa, zadoscuczynienia – oczywiscie to ich ofiara ma zadoscuczyniac ciagle na nowo lansowanym pokrzywdzonym,”klasie robotniczej”, „kobietom”, „kochajacym inaczej” itd. Przez ostatnich 50 lat specjalizuja sie w przywroceniu, od srodka i od gory, KK do „wczesnego chrzescijanstwa” i zaszczepiania w nim „milosci”. Te „zbawcze” dzialania koncza sie zawsze dla „zbawianych” moralna i materialna ruina. Wystraczy popatrzec na KK.

  12. Jacek said

    dla pokrzepienia serc: Polacy mają twarze tomistów http://fronda.pl/news/czytaj/polacy_maja_twarze_tomistow

  13. Wojwit said

    @PL
    „(…)bo podobno istnieją(…)czarni żydzi.” Istnieją, nie ma obaw! I to na bardzo eksponowanych stanowiskach. Przecież nie trzeba daleko szukać – a Barack Hussein Obama to kto? Nawet dla talmudystów „istinnyj jewrej”, bo z matki żydówki…

  14. Cipi Liwni said

    Dodam jeszcze naszą chlubę, aktorkę Whoppi Goldberg!

  15. PL said

    Typowy dla żyda bełkot:

    „Pytanie do wszystkich co zowią się “polakami z czystej krwi”.Jakim cudem wy ocaleliście od niemieckiej zawieruchy? Po którejś stronie musielibyście być, katami jako hitlerowcy, albo zamożnymi żydami. Na pewno nie POLAKAMI.”

    Każdy żyd udający Polaka nienawidzi zwrotu „Prawdziwy Polak” albo „Polak czystej krwi”.
    Po tym można go bezbłędnie poznać.

Sorry, the comment form is closed at this time.

 
%d blogerów lubi to: