Sto lat „Roty”
Posted by Marucha w dniu 2009-11-26 (Czwartek)
W połowie listopada 1908 roku w krakowskim miesięczniku „Przodownica” ukazał się po raz pierwszy drukiem tekst „Roty” Marii Konopnickiej. Był to – jak pisała później Autorka – „wiersz napisany dla Wielkopolski” i zarazem „rota przysięgi na wierność Ojczyźnie”.
Jej narodziny wiązały się ściśle z rosnącym oporem Polaków przeciwko polityce wywłaszczenia i wynarodowienia ludności polskiej w zaborze pruskim. W styczniu 1910 r., dzięki muzyce Feliksa Nowowiejskiego, wiersz przekształcił się w pieśń, a po jej prawykonaniu na odsłonięciu pomnika grunwaldzkiego w Krakowie (15 lipca 1910) „Rota” stała się siódmym (!) hymnem narodowym Polaków. Mimo olbrzymiej popularności we wszystkich dzielnicach rozbiorowych i w Polsce niepodległej, nie została nigdy oficjalnym hymnem państwowym. Władze sanacyjne uznały w roku 1927 za takowy „Pieśń Legionów Polskich we Włoszech”.
PRZECIW ODWIECZNEMU WROGOWI
Agaton Giller, jeden z przyszłych przywódców Powstania Styczniowego, odbywał w latach pięćdziesiątych XIX wieku karę zesłania na Syberii. I napotkał tam – gdzieś hen, w zabajkalskiej krainie – wieloletniego legendarnego zesłańca, Piotra Wysockiego. Według relacji Gillera, dawny bohater Nocy Listopadowej niezwykle dużo teraz czytał i dużo rozmyślał na tematy historyczne. Poglądy niegdysiejszego antyrosyjskiego radykała były już raczej jednoznaczne: „Niemców uważa za niebezpieczniejszych dla nas niż Moskali – pisał Giller – nie nazywa ich Niemcami, lecz Dajczerami i ze smutkiem przypomina, ile to już milionów Polaków nad Elbą i Odrą mieszkających wynarodowili.”
Po upadku Powstania Styczniowego (którego zamysł Wysocki potępił i przystąpienia do niego odmówił), antypolskie represje dotknęły nie tylko mieszkańców zaboru rosyjskiego. Już wkrótce zagrożona została też polskość ziem znajdujących się pod pruskim zaborem. Pretekstem do rozpoczęcia bismarckowskiej polityki „kulturkampfu”, czyli przekształcania ludności polskiej w „Prusaków mówiących po polsku” stało się zjawisko „cofania się niemczyzny” (Der Rueckang des Deutschtums), spowodowane „ostfluchtem” – przemieszczaniem się niemieckiej ludności zaboru na zachodnie, uprzemysławiające się gwałtownie obszary Niemiec – a także napływem do wschodnich prowincji pruskich tanich polskich robotników z Królestwa i Galicji. Zauważono, że w latach 1871-1885 przyrost ludności polskiej w prowincji poznańskiej był kilkakrotnie większy niż przyrost ludności niemieckiej: przybyło 22,3 tys. Niemców i aż 109,6 tys. Polaków.
Niemiecki filozof, Eduard Hartman, sformułował wobec tego w 1885 r. prosty wniosek: „musimy wykorzenić („ausrotten”) słowiańszczyznę w naszych granicach”, zaś cesarz Wilhelm I zapowiedział na początku 1886 r. podjęcie nadzwyczajnych kroków mających „zabezpieczyć interesy zagrożonej ludności niemieckiej na kresach wschodnich”. W pierwszej kolejności wydalono z tych obszarów większość Polaków nie posiadających obywatelstwa pruskiego, a więc głównie owych „najtańszych i najmniej wymagających” polskich najemników. W kwietniu 1886 r. cesarz zatwierdził bismarckowską „Ustawę dotyczącą popierania niemieckiego osadnictwa w prowincjach Prus Zachodnich i Poznania”. Jej germanizacyjne cele miała realizować specjalna Komisja Kolonizacyjna dla Prus Zachodnich i Poznańskiego, na której czele stanął Robert Zedlitz Und Tritzschler, prezes prowincji poznańskiej.
Komisja Kolonizacyjna otrzymała olbrzymie sumy pieniędzy na swą działalność i zakupiła od Polaków w latach 1886-1889 około 42,2 tys. hektarów ziemi, z czego większość nabyto w drodze dobrowolnych umów. Władze niemieckie powiększały systematycznie fundusz komisji, a także utworzony w 1897 roku „fundusz dyspozycyjny naczelnych prezesów (prowincji) celem popierania i wzmocnienia żywiołu niemieckiego w prowincji poznańskiej i Prusach Zachodnich, tudzież w regencji opolskiej”. Fundusz dyspozycyjny miał umocnić niemczyznę w miastach zaboru, ponieważ np. w Poznańskiem liczba polskiej ludności miast wzrosła w l. 1861-1895 z 32,8 proc. do 44,5 proc. ogółu ich mieszkańców. Zaczęto więc otaczać wiele wytypowanych miast łańcuchami nowych wsi niemieckich, które tworzono na gruntach wykupionych z rąk Polaków i zaludniano własnymi osadnikami.
Hasło połączenia wysiłków germanizacyjnych w miastach i na prowincji wysunęli jako pierwsi członkowie tzw. Hakaty, czyli powstałego w 1894 r. Niemieckiego Towarzystwa Marchii Wschodniej (Deutscher Ostmarkenverein), skupiającego wkrótce kilkadziesiąt tysięcy aktywistów z całych Niemiec. Prym w Ostmarkenverein wiedli nie tylko junkrzy pruscy, lecz również urzędnicy państwowi, profesorowie, nauczyciele i przedsiębiorcy – przedstawiciele elit, które pchnęły naród niemiecki w tragedię I wojny. Hakatyści podsycali antypolskie nastroje i domagali się od rządu radykalnych posunięć. Za ich namową dokonano w 1904 r. nowelizacji ustawy osadniczej i odtąd chłopi nabywający parcele nie mogli stawiać na własnej ziemi budynków bez uzyskania zgody władz administracyjnych (casus Drzymały).
Niemieckie pomysły na wykorzenienie polskości zaczęły jednak przynosić odwrotne skutki: w latach 1886-1894 wzrosła znacznie liczba polskich gospodarstw w prowincjach, które poddawano akcji kolonizacyjnej, zaś w latach 1896-1904 polska własność ziemi zwiększyła się w zaborze pruskim o 59,1 tys. hektarów. Mimo zaostrzonej polityki narodowościowej odsetek ludności niemieckiej w Poznańskiem zmalał z 39,8 proc. (1890) do 38,5 proc. w roku 1905. W odpowiedzi na zakaz używania języka polskiego na lekcjach religii (1900) doszło w latach 1901-1903 do wielu protestów dzieci i rodziców, a w latach 1906-1907 strajki szkolne objęły niemal cały zabór i dziesiątki tysięcy uczniów.
Widząc co się dzieje, Niemcy uciekli się do najdrastyczniejszych metod. W listopadzie 1907 roku kanclerz von Buelow przedstawił projekt ustawy pt. „O środkach wiodących do wzmocnienia żywiołu niemieckiego w prowincji poznańskiej i Prusach Zachodnich”. Przewidywał on przymusowy wykup polskich majątków ziemskich, wytypowanych uznaniowo przez władze Komisji Kolonizacyjnej. Po burzliwej debacie, zaaprobowały ten „fakt wprost niesłychany, urągający cywilizacji, prawu i sprawiedliwości” (H. Sienkiewicz) obie izby niemieckiego parlamentu (16 stycznia – 3 marca 1908 r.). W listopadzie 1907 roku wniesiono także pod obrady parlamentu Rzeszy projekt ustawy o stowarzyszeniach, który wprowadzał przymus używania języka niemieckiego podczas publicznych zgromadzeń. Ustawa ta została przyjęta w kwietniu 1908 roku. Ignacy Daszyński powiedział o tych aktach, że „Ustawa pierwsza (wywłaszczeniowa) ma zrobić naród nasz bezbronnym, (a) druga chce uczynić go niemym”. Cały świadomy naród protestował przeciwko „rugom pruskim”.
W tych dramatycznych okolicznościach narodziła się „Rota”. Maria Konopnicka napisała ją na przełomie 1907/1908 roku we wsi Istebna (lub we wsi Bystra) na Śląsku austriackim. Tekst „Roty” opublikowano po raz pierwszy w połowie listopada 1908 r. w krakowskim miesięczniku „Przodownica”, wydawanym przez Marię Siedlecką dla kobiet wiejskich. Załączona dedykacja: „Ludowi śląskiemu – Maria Konopnicka” i dopisek redakcji: „Wiersz ten napisała i przeznaczyła znana poetka umyślnie dla Gwiazdki Cieszyńskiej, chcąc podnieść ducha narodowego w Polakach przechodzących obecnie ciężkie chwile.” – były nawiązaniem do krwawych starć polsko-niemieckich, do których doszło latem 1908 r. w Cieszynie. W pierwotnym jednak zamyśle „Rota” była adresowana do mieszkańców Wielkopolski i stanowiła poetycką odpowiedź na wieloletnie, zaprogramowane niszczenie polskości.
Inteligencja polska szybko doceniła ładunek polskości zawarty w „Rocie”. Przedrukowały ją gazety wydawane w kraju i na obczyźnie, a masową popularność osiągnęła jako pieśń wszechpolska jeszcze przed wybuchem I wojny światowej. Niosąc pod strzechy przykazania obrony ziemi, mowy i Ducha – wskazywała najprościej i najlepiej główne cele dla narodu polskiego w okrutnym XX wieku.
KOMU ZAWADZAŁA „ROTA”?
O polskości inteligencji w 1918 r. przesądzało coś więcej, aniżeli ponoszone w czasie wojen ofiary: była to miłość, przywiązanie do ziemi ojczystej! To właśnie ów silny, częstokroć jeszcze bezpośredni związek dużej części naszych ówczesnych elit ze wsią, z tradycją życia i pracy na ziemi przesądzał w praktyce o tym, że była to istotnie autentyczna warstwa przywódcza. Jej patriotyczni przedstawiciele posiadali nie tylko solidne wykształcenie, lecz mieli także swoje naturalne zaplecze i bronili świadomie czegoś konkretnego – bronili Narodu zakorzenionego mocno we własnej ziemi i uparcie strzegącego każdego skrawka terytorium odziedziczonego po przodkach.
W kraju, w którym zdecydowana większość współrodaków żyła z ziemi i dla ziemi, zadanie stojące przed każdym wykształconym Polakiem było jasne i oczywiste: „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród”! Właśnie dlatego potrzebne były polskie uniwersytety, potrzebna była myśl państwowa, inteligencja i… Niepodległa Polska. Same elity, ich „jedność ideowa” czy wręcz partyjna, ich „syntezy” koncepcji państwowotwórczych – nie były żadnym rzeczywistym celem dla polskiego Narodu. Celem tym była własna ziemia: ta, którą orano, i ta, na której stały domy, fabryki i kościoły. Maria Konopnicka rozumiała to doskonale.
Jako autentyczna przedstawicielka „postępowej”, a nawet antyklerykalnej części inteligencji polskiej z przełomu XIX i XX wieku, poetka stanęła w końcu na gruncie kiełkującej idei katolicko-narodowej i stała się sztandarową postacią obozu polskiego. Albowiem „W myśl ideologii wczesnej Narodowej Demokracji w chłopie polskim widziano ostoję narodowego bytu, kładąc równocześnie nacisk na niemilitarne, niepowstańcze metody organizowania walki z zaborcą, głównie zresztą niemieckim, przed którym – wtedy właśnie, gdy Konopnicka pisała Rotę, ostrzegał Roman Dmowski w głośnej książce Niemcy, Rosja a kwestia polska”. „Rota” zyskała sobie olbrzymią popularność „w całym społeczeństwie bez względu na polityczne podziały (..) była śpiewana przez niepodległościowców zarówno endeckiej, jak i socjalistyczno-piłsudczykowskiej proweniencji. (..) gdybyśmy spróbowali odtworzyć atmosferę schyłku roku 1918, kiedy społeczeństwo zrzucało więzy okupacji niemieckiej, ujrzelibyśmy zjawisko nieoczekiwane: Niepodległość zdobywali Polacy z Rotą na ustach.” (A. Romanowski, Rota – Pieśń Niepodległości, „Pamiętnik Literacki” nr 2/1987).
I dopiero w tej niepodległej Drugiej Rzeczpospolitej „ze wszystkich stron, z podziwu godną jednomyślnością, zaczęto piętnować frazę Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz”, zaś „W Polsce sanacyjnej Rota nie cieszyła się na ogół szczególnymi względami (..) Wacław Kostek-Biernacki oficjalnie zakazał śpiewania Nie rzucim ziemi w swym 38. pułku piechoty. Stanisław Rostworowski (bohater spod Rokitny, a w przyszłości generał AK) deklarował w roku 1930 na łamach Polski Zbrojnej: Armia także nie chce Roty! (..) Z kolei opozycja rewanżowała się żarliwym kultem Roty: w dalszym ciągu była ona pieśnią szczególnie bliską Narodowej Demokracji i stronnictwom ludowym. Rzecz jednak charakterystyczna: ci ludowcy, którzy współpracowali z rządami Piłsudskiego, przyłączyli się do krytyki Roty”.
Eugeniusz Małaczewski (1897-1922), potomek rodziny drobnoszlacheckiej z okolic Humania, był ochotniczym żołnierzem armii rosyjskiej (1915), dowódcą kompanii w 3. dywizji I Korpusu gen. Dowbor-Muśnickiego, a od stycznia 1918 r. żołnierzem III Korpusu Polskiego w Rosji. Po rozbrojeniu tej ostatniej formacji przez Austriaków, Małaczewski został aresztowany i skazany na rozstrzelanie przez bolszewików. Wyrwawszy się śmierci, dotarł do Archangielska i tam, w szeregach walczących z Armią Czerwoną „murmańczyków”, zastała go wieść o Niepodległości. I oto, w jego „Koniu na wzgórzu” (1921), czytamy: „z gardzieli założonych szlochem szczęścia wyrwała się – razem u wszystkich – pieśń zrodzona w godzinie najgłębszej niedoli narodu. Jej znana melodia jest posępna jak psalm nieszporny. Lecz pieśń, oskrzydlona bezdennym zapałem młodych dusz, brzmiała fanfarami, jakich w sobie nie ma nawet płomienna Marsylianka. A słowa: „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz!”rozległy się pełnią takiego triumfu, a zarazem groźby niezłomnej, że zdało się, iż po nich nastąpi coś wspaniałego (..) – tyle potęgi ducha zalewało śpiew i – wyszarpnęło się zeń, jak z pochwy wylata nagi jasny miecz.”
Tryumf – groźba niezłomna – potęga ducha – nagi miecz… – komuż to mogło przeszkadzać w Polsce Niepodległej? (nie licząc, rzecz jasna, polskich Niemców). Pierwszym takim osobnikiem był podobno artysta rzeźbiarz, Ludwik Puget-Puszet, który jeszcze w roku 1918 wydał za własne pieniądze broszurę: Przeciw „Rocie” Konopnickiej. Zaatakował w niej zwłaszcza słowa: „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz”, wołając z pasją: „I my to śpiewamy? Mamy to śpiewać jako hymn narodowy, z głową odkrytą, w skupieniu i świętym szacunku? (..) Wstyd i oburzenie zalewają człowieka, gdy się słucha tej pieśni”. W roku 1942 Ludwik Puget został aresztowany przez gestapo w krakowskim Domu Plastyków, a w rok potem Niemcy przynieśli go na noszach pod oświęcimski mur śmierci i rozstrzelali…
W roku 1921, Tadeusz Boy-Żeleński (kolega Pugeta z kabaretu Zielony Balonik, późniejszy profesor literatury francuskiej i kandydat do Wielkiej Loży Narodowej w Warszawie) wypowiedział się o niemieckim „pluciu w twarz” następująco: „Nigdy nie mogłem słuchać tego ustępu pieśni bez najwyższej przykrości i niesmaku.” (Nicht spucken. Nieśmiały głos dobrego Polaka, „Czas” nr 248/1921). W dniu 11 listopada 1939 roku, owi potraktowani przez Konopnicką z „niesmakiem” Niemcy przeprowadzili obławę w podwarszawskiej Zielonce i zatrzymali, a następnie zamordowali w pobliskim lesie 11 harcerzy w wieku szkolnym. Pretekstem był wywieszony nocą plakat z napisem: „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz i dzieci nam germanił”. W półtora roku później Niemcy zgładzili również nieszczęsnego Boya… Jesienią 1926 roku rozpoczęła się kampania medialna elitarnego, konserwatywnego dziennika „Słowo”.
W jej wyniku władze miejskie Wilna musiały zastąpić odgrywaną dotąd z wieży katedralnej melodię „Roty” jakimś bardziej tolerowanym hejnałem. Profesor Stanisław Cywiński (nauczyciel Cata-Mackiewicza, Miłosza i Gołubiewa, wykładowca USB i członek PAU) przychylił się wówczas do zdania, że śpiewanie o pluciu nam w twarz przez Niemców „jest absolutnie niedopuszczalne”, a w październiku 1939 r. – w konsekwencji wspólnej, niemiecko-sowieckiej agresji na Polskę – został aresztowany i zmarł po półtora roku w szpitalu więziennym w Kirowie (ob. Wiatka).
Z kolei w styczniu 1927 roku polski Urząd Wojewódzki w Katowicach zakazał śpiewania „Roty” w niektórych placówkach szkolnych na Śląsku (w tzw. szkołach mniejszościowych). W dniu 5 września 1939 roku Michał Grażyński (doktor filozofii i praw, wojewoda śląski od 1926 r.) mianowany został ministrem propagandy i urządził w Warszawie konferencję pra-sową, po której „stolicę ogarnęła panika i trwała przez trzy dni” (J. Ślaski, Polska walcząca, Warszawa 1990, s. 98). Eks-wojewoda śląski uciekł z kraju jeszcze przed kapitulacją Warszawy, obawiając się niemieckiej zemsty m.in. za… anulowanie zakazu „Roty” w kwietniu 1928 roku.
W roku 1930 oficerowie WP – jak już była mowa – wyrażali niechęć do „Roty” na łamach Polski Zbrojnej, której wydawcą był do śmierci w sierpniu 1928 r. piłsudczyk Maciej Kuhnke, absolwent Szkoły Handlowej Kronenberga, były kierownik Wydziału Finansowego Komendy Naczelnej POW, „uczestnik najbardziej konspiracyjnych zebrań obozu niepodległościowego – odbywały się w jego mieszkaniu” (Hass), wieloletni członek Zarządu Głównego Związku Strzeleckiego, a po 1922 r. członek honorowy POW. A zarazem… wybitny mason, członek tzw. Rady Najwyższej 33. i ostatniego stopnia Obrządku Szkockiego Dawnego i Uznanego na Polskę, skarbnik Wielkiej Loży Narodowej w Warszawie.
Generał „Odra” (Stanisław Rostworowski), który pozwolił następcom (uczniom?) Kuhnke’go na wykorzystanie autorytetu polskiego oficera do dyskredytowania „Roty”, był w III Powstaniu Śląskim szefem sztabu wojsk polskich, a od maja 1942 r. „jednym z najwybitniejszych dowódców armii podziemnej w kraju”. W roku 1944 Rostworowski został zakatowany na śmierć w trakcie beznadziejnej bójki z przesłuchującymi go Niemcami, jaka miała miejsce w krakowskiej siedzibie gestapo.
Jak pisał na początku lat 30. Stanisław Pigoń (O „Rocie” Marii Konopnickiej – słowa spokojne, „Kurier Poznański” nr 592/1931), pieśń „Nie rzucim ziemi..” była „źle słyszana” przez sanacyjne czynniki decyzyjne i „wypychana” ze śpiewników dla młodzieży i z oficjal-nych uroczystości. Pułkownik Kostek-Biernacki – który „wypchnął” skutecznie „Rotę” z podległego mu pułku piechoty – również nie uniknął konieczności przystąpienia do dziejowego „egzaminu”: „Po rozpoczęciu działań wojennych (w 1939 roku) został on powołany na stanowisko ministra, z powierzeniem mu funkcji głównego komisarza cywilnego przy Głównej Kwaterze Naczelnego Wodza. Z tej nominacji nic nie wyniknęło, prócz tego, że przekreśliła ona nadzieje na utworzenie rządu zjednoczenia narodowego”. Osławiony piłsudczyk-sadysta („lubujący się – jak zapisał Witos – w okrucieństwie i krwi”) „funkcji nie objął, niczego nie osiągnął i wkrótce znalazł się w Rumunii. Ci, których miał organizować do przeciwstawienia się najazdowi, uczynili to sami”.
ZADANIE INTELIGENCJI
Dzisiaj tamte spory wokół „Roty” wydawać się mogą już nieważne. Nie żyją już świadkowie prawykonania pieśni na odsłonięciu pomnika grunwaldzkiego w Krakowie i mało kto pamięta, że w listopadzie 1939 r. okupanci niemieccy przystąpili do jego zburzenia. Wiosną 1940 roku, po zaledwie 30 latach od postawienia – nie było po nim śladu. Pomnik odbudowano, lecz czy przetrwały nauka i przysięga zapisane w strofach i dziejach „Roty”?Minęło sto lat. Inna epoka. Migracje. Nawet chłopów pozostało już niewielu.
A jednak, wbrew pozorom, najważniejsze jest dzisiaj to, czy inteligencja żyjąca w Polsce dostrzega swój cel główny i podstawową rację swojego istnienia. Czy młode elity rozumieją i czy podejmą Hasło. Jest nim nadal „Rota” – „pieśń na cześć ziemi i na cześć trwania przy ojcowiźnie, (..) ślubowanie na wierność zagonowi ojczystemu, pracy na nim i straży nad jego całością, nienaruszalnością.”. Jest to nasza Synteza Polskości – konkretna, prawdziwa i jasna. Musimy wierzyć, że – jak pisał prof. Pigoń – „pokolenia niepodległe znajdą w niej prosty wyraz dla najwyższej swej, elementarnej woli zbiorowej: jesteśmy na ziemi praojców i wytrwamy na niej – do krwi ostatniej kropli z żył”. To zadanie numer jeden dla każdego myślącego po polsku.
Grzegorz Grabowski
Mysl.pl
Komentarzy 6 to “Sto lat „Roty””
Sorry, the comment form is closed at this time.
Jacek said
swietny artykul. Nalezy spiewac Rote przy kazdej okazji, zwlaszcza w kosciele.
lopek said
Dzisiejsza „inteligencja” poprze każdy najbardziej nieludzki projekt polityczny a szczególnie komunizm!
Obaweiam się, że po rozpadzie eurokibucu, nie bedzie komu wskrzesic Polski! Przecież dzisiejsza młodzież jest już totalnie ogłupiona a dopiero prawdziwy horror w wykonaniu pogrobowców Stalina i Hitlera, jeszcze przed nami!!!
wet3 said
Na forum orum GW. Byla dyskusja na temat Konopnickiej. Jakas antypolska eurolewacka (prawdopodobnie koszerna)swinia nazwala ja lesbijka. Oczywiscie moderator nie usunal tego wpisu.
gosc po raz pierwszy said
Do 2 – Pan Lopek powiedzial „,nie bedzie komu wskrzesic Polski” . Zachecam do ksiazki „Pamietnik Bylego Posla Ziemi Pruskiej” Natalisa Sulerzyskiego . Urodzony (1801-1878) w Piatkowie k. Torunia , przenosl swoje studia z Berlina do Lipska , by uniknac kontaktow z polska organizacja patriotyczna , bardzo aktywna w Berlinie . Po ukonczeniu studiow wrocil do Piatkowa , gdzie w niezgodzie z osobistymi planami , przejal w posiadanie rodzinny majatek . On zamierzal zostac dobrym i porzadnym urzednikiem pruskim . Dzieki nowoczesnym metodom uprawy i zarzadzania w majatku , w krotkim stosunkowo czasie , po przez wykup stal sie wlascicielem siedmiu duzych majatkow . Pobudowal okazaly , stojacy do teraz palac w stylu gotyckim , stojace do dzisiaj w Piatkowie murowane domy dla pracownikow . Mowi sie czesto ze od sukcesow serce kamienieje staje sie zimne . Pan ¨Natalis Sulerzyski przegral z swoja miekka Slowianska Dusza . Wybierany kilkakrotnie do Parlamentu w Berlinie , niejako z koniecznosci stal sie spolecznikiem .Reprezentujac pomagal ludziom , glownie Polakom . Nie byl mu obojetny los Polakow w 1831 i w 1848 roku w zaborze rosyjskim . Jego majatki k.Golubia i Drwecy siegaly granicy . Swoja przychylnoscia w tym , zasluzyl na represje i przesladowania, nastepnie areszty, poczatkowo w Grudziadzu .Jego szybka zmiana orientacji w swiadomosci swej przynaleznosci narodowej , zaprowadzila go w 1863 roku do wiezienia i zbiorowego procesu w Berlinie .Kilkuletni wyrok zamienil na dozywotnie wygnanie .Zmarl w Krakowie w 1878 roku .Rodzina sprowadzila prochy .Na cmentarzu w Pluskowesach k.Kowalewa skromna wytarta plyta .Nie wszyscy miejscowi o niej wiedza .Zeby tylko krotki refleks —nawet z najdalszej podrozy mozna powrocic ,swiat zmienic , porzadek zaprowadzic .´Przepraszam za dluzyzne .
NOTOPOLEJ said
„ie wolno jednak dopuścić do tego, co stało się na Węgrzech, gdzie w budynku dawnego kościoła działa nocny klub, a striptiz odbywa się na nieusuniętym ołtarzu.”
http://www.polskieradio.pl/wiadomosci/iar/?id=123582
Nie tak dawno temu (rok lub dwa) niejaki djabel wcielony zydofaszystabolszewicki vel urban nosil sie z zamiarami
kupna kosciola ktoremu zasadzono wyplate gogantycznego
odszkodowania na poczet pewnej niby poszkodowanej przez nieszczesliwy upadek galezi z drzewa.
Publicznie obwieszczal ze zrobi tam burdel!
Udzielal tez wywiady w miedzynarodowych medach tj deutsche welle
Jacek said
zgadzam sie z Panem GPRP #4:
wystarczy zajrzec do naszego przewodnika duchowego:
„Dico enim vobis quoniam potens est Deus de lapidibus istis suscitare filios Abrahae”.
nie jest to jednak wskazowka dla biernych:
„Si filli Abrahae estis, opera Abrahae facite”
Jezeli wiec Polakiem jestes czyn dziela polskie.