Łukasz Warzecha, niegdyś nieźle zapowiadający się działacz konserwatywno-narodowy z UPR, obecnie główne działo springerowskiego „Faktu”, hula sobie ile wlezie, z tragedii smoleńskiej uczynił poletko do zasiania nowych kwiatków na rusofobicznej łączce. Pisze ociekające nienawiścią i pianą tekściki podsycające spiskowe teorie, w myśl prawa Jacka Kurskiego „ciemny lud kupi wszystko”.
W jednym z ostatnich numerów „Faktu” publikuje historyjkę w formie mini-sztuki teatralnej, w której w roli głównej występują (z nazwiska) polscy prokuratorzy przedstawieni jako postukujący obcasami przed Władimirem Putinem oportuniści i lizusy. Poziom tego jest żenujący, ale cóż… Pomijam fakt, że opluci prokuratorzy powinni z tym iść do sądu za obrazę dóbr osobistych, ale to ich sprawa.
Skoro bawimy się w takie gry, to wpadł mi do głowy pomysł napisania także mini-sztuki.
Miejsce: restauracja pod Warszawą, późny wieczór.
Osoby: dziennikarz z tabloidu, dziennikarz z „publicznej telewizji”, dziennikarz z gazety codziennej, historyk z uniwersytetu.
Dziennikarz z tabloidu: Panowie, k…, musimy coś zrobić, po tej katastrofie zamiast przyp… Ruskim, p… się o jakimś pojednaniu, o normalizacji stosunków z Rosją, o nowym otwarciu. Cholera, cała nasza robota pójdzie na marne.
Dziennikarz z „telewizji publicznej”: Nie pękaj, mamy „publiczną”, Janek już kręci film, podleje go patriotycznym sosem, zagra na nastrojach, wynajął nawet aktora, który zagra porażonego tragedią Polaka i wygarnie co o tym myśli, rzuci w twarz, że to robota KGB. Ludzie uwierzą, to pewne. Damy to w porze największej oglądalności.
Dziennikarz z gazety codziennej: Dobrze, że zaczęliśmy przeciwdziałać, ale sytuacja jest trudna. Dzwonił do mnie Harold Baxter z Antirussian Institute z Waszyngtonu, pienił się, krzyczał, że nie po to inwestowali w nas, żeby teraz prysło to jak bańka mydlana. Żądał szybkich działań, pytał się jak można zneutralizować czarnych, bo ci zaczynają najczęściej bredzić o pojednaniu z Rosją. Mówił, że trzeba przeciąć kontakty Cerkwi prawosławnej z Kościołem w Polsce. W tym widzi główne niebezpieczeństwo.
Dziennikarz z tabloidu: Ale jak? Może wyciągnąć na nowo teczki, na każdego się coś znajdzie. Przecież czarni muszą pamiętać o lekcji Wielgusa…
Historyk z uniwersytetu: To już może nie być skuteczne, dwa razy tej sztuczki nie powtórzymy. Teraz jedyna nasz nadzieja to teoria spisku. Panowie, wmawialiśmy przez 20 lat ludziom, że wszelkie zło idzie ze Wschodu, z Moskwy, że II wojna światowa wybuchła, bo chcieli tego Ruscy, że ponieśliśmy największe ofiary z ich rąk, że Katyń to centralne wydarzenie w 1000-letniej historii Polski, wmówiliśmy nawet ludziom, że Stalin i Beria to Rosjanie – to jest potencjał. Jeśli teraz zasugerujemy, że pod Smoleńskiem był zamach KGB, to jak sądzicie – nie uwierzą nam?
Dziennikarz z tabloidu: To dobra myśl, napiszę na jutro materiał, że nie można wykluczyć zamachu, i że trzeba mówić o tym głośno. Ludzie resztę sobie dośpiewają. Panowie, nie macie pojęcia, jacy głupole kupują nasze teksty! Sam bym nie wpadł na to, takich bzdur dawno nie czytałem, choć lubię powieści kryminalne i Jamesa Bonda.
Dziennikarz z gazety codziennej: My musimy zachować ostrożność, jesteśmy traktowani jako poważna gazeta. Dajemy tekst Bronsteina, ale obok musimy dać Jankowskiego, dla równowagi. Ustaliliśmy razem, że tak będzie bardziej wiarygodnie. Ale ty możesz walić między oczy, pisać co chcesz, bo wasi klienci to ciemne gostki, biorą wszystko dosłownie.
Profesor z uniwersytetu: Tak czy inaczej musimy być czujni, nie można zdejmować nogi z gazu. Powiem wam tylko, że najlepiej pracuje mi się w realizacji naszej misji z byłymi komuchami i agenciakami – ci to dopiero są gorliwi, czasem mnie to nawet przeraża, ale cóż, gra jest warta świeczki.
Dziennikarz z gazety codziennej: OK, jutro dzwonię do Baxtera, zdam mu relację z naszej narady i poproszę, żeby coś do nas napisał. Taki głos zza Oceanu przyda się, ludzie nadal traktują tych z zagranicy jako bardziej wiarygodnych. Baxter powinien też załatwić tekst od Leibovitza, ten to potrafi przyp… Ruskim.
Profesor z uniwersytetu: No to panowie, do roboty. Boję się tylko, że nasze pole manewru jest coraz mniejsze – Ukraina przepadła, Saakaszwili ledwie zipie, Rosja ma ostatnio same sukcesy – Nord Stream, South Stream, układ ze Słowacją i Austrią, Sewastopol, Niemcy i Francja nas nie popierają. Nieraz nachodzą mnie wątpliwości, czy to co robimy ma sens, przecież my wykorzystujmy emocje i fobie ludzi, często ich zwyczajnie podjudzamy i oszukujemy.
Dziennikarz z gazety codziennej: To prawda, ale nie możemy się wycofać z tej gry, panie profesorze, nie możemy…
Uczestnicy narady wstają, wychodzą na parking, wsiadają do swoich samochodów i ruszają w kierunku zasypiającej Warszawy. Jutro też jest dzień, dzień pracy w służbie demokracji, prawdy i rzecz jasna wolnej Polski.
Od admina: narada rusofobów, czy narada niemieckiej agentury… to na dobrą sprawę jeden pies. Już król pruski, Fryderyk Wielki w latach 70-tych XVIII wieku pisał do swojego posła w Warszawie o działalności pruskich agentów wpływu w Polsce: „Gdy Rosja jest niezadowolona z Polaków, to nam może tylko dogadzać. Stajemy się przez to niezbędnymi dla tego państwa. Życzyć więc bardzo należy, aby tam u was ludzie robili wszystkie możliwe głupstwa, aby drażnili Rosję i ściągali na siebie jej zły humor”.