Dziennik gajowego Maruchy

"Blogi internetowe zagrażają demokracji" – Barack Obama

Archive for 12 lipca, 2010

Zmarł ks. Henryk Jankowski

Posted by Marucha w dniu 2010-07-12 (Poniedziałek)

Ks. prałat Henryk Jankowski nie żyje. Poinformował o tym prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. „Z przykrością chciałem powiadomić Państwa, że dziś o 20.05 zmarł ks. Prałat Henryk Jankowski… Nie zapomnimy roli jaką odegrał w historii naszego kraju i miasta” – napisał w serwisie Facebook Paweł Adamowicz.

Henryk Jankowski urodził się 18 grudnia 1936 r. w Starogardzie Gdańskim w rodzinie pochodzącego z Lubawy kupca. Był jednym z ośmiorga dzieci. W młodości był ministrantem. Ukończył gimnazjum dla pracujących; pracował w urzędzie skarbowym w dziale egzekucji. W 1958 wstąpił do seminarium duchownego. Święcenia kapłańskie otrzymał 21 czerwca 1964 r.

Objął obowiązki wikariusza w parafii Ducha Świętego w Gdańsku, następnie – w r. 1967 – w parafii św. Barbary. 17 marca 1970 złożył obowiązkowe ślubowanie w Wydziale ds. Wyznań w Gdańsku i formalnie objął stanowisko proboszcza parafii św. Brygidy w Gdańsku.

17 sierpnia 1980 odprawił mszę św. dla strajkujących robotników w Stoczni Gdańskiej. Od tego czasu związany był z późniejszą “Solidarnością” i z otoczeniem jej przywódcy – Lecha Wałęsy. Działacze opozycji w PRL podkreślają do dziś, że był znaczącą postacią, która ma ogromne zasługi.

W stanie wojennym kościół i plebania parafii św. Brygidy były miejscem działalności i spotkań opozycji. Ksiądz organizował pomoc materialną dla działaczy związku i ich rodzin. W kościele i na placu obok odbywały się liczne wiece i manifestacje antyrządowe.

W czasie III Podróży Apostolskiej Jana Pawła II do Polski w 1987, w ramach akcji Zorza II o poczynaniach księdza informowało SB 37 tajnych współpracowników, w tym 9 duchownych. 15 grudnia 2000 otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Gdańska. 10 maja 2007 został odznaczony przez ministra Romana Giertycha Medalem Komisji Edukacji Narodowej.

Za: wp.pl

Od redakcji: po 1989 roku ks. H. Jankowski sprzeciwiał się tzw. poprawności politycznej. W listopadzie 2006 roku to on dokonał poświęcenia pomnika Romana Dmowskiego w Warszawie, po tym, jak hierarchowie Kościoła katolickiego odmówili. W ten sposób ks. Jankowski, mimo że nie był blisko związany z ruchem narodowym – na trwałe wpisał się w jego dzieje.

Od admina: Nigdy nie zapomnimy Plugawemu Jąkale i jego przydupasom, gnidom których święta polska ziemia wciąż nosi, że rozpoczęli akcję szkalowania ks. prałata Jankowskiego jako… pedofila. A Jan Paweł II nawet jednym słówkiem nie wziął go w obronę, ani nawet nie chciał się z nim spotkać. Bo że Żyd Gocłowski zostawił swego kapłana sam na sam z obrzezanymi hienami „dziennikarstwa”, nas nie dziwiło.

Posted in Kościół/religia, Różne | 38 Komentarzy »

Rozpad strefy euro korzystny dla słabszych krajów

Posted by Marucha w dniu 2010-07-12 (Poniedziałek)

Włochy, Grecja, Portugalia, Grecja i Irlandia mogłyby szybko zmniejszyć dystans w konkurencyjności, jeśliby wróciłyby do swoich dawanych walut narodowych – uważają eksperci z londyńskiego ośrodka analitycznego Capital Economics, cytowani przez “Dziennik Gazetę Prawną”.

“Rozpad strefy euro zwiększyłby konkurencyjność słabszych jej członków, a także popyt wewnętrzny w Niemczech, co uchroniłoby te 16 państw przed latami gospodarczej stagnacji. Niebezpieczeństwo rozpadu strefy euro, co wiele osób postrzega jako potencjalna katastrofę [Wiele osób? Chyba tylko lucyferianie! – admin], może tak naprawdę otworzyć możliwości do pobudzenia wzrostu gospodarczego, nie tylko dla słabszych członków, ale też dla Europy jako całości”- napisał w sobotę w raporcie Roger Bootle, dyrektor Capital Economics, a wcześniej doradca rządu brytyjskiego.

“Dziennik Gazeta Prawna” donosi, że według Capital Economics słabszym gospodarkom strefy euro grożą lata gospodarczych wyrzeczeń, jeśli będą obniżać koszty i ceny, aby ponownie stać się konkurencyjnymi wobec Niemców, które mają dużą nadwyżkę handlową i ograniczają popyt wewnętrzny.

Włochy, Grecja, Portugalia, Grecja i Irlandia powinny wrócić do swoich walut narodowych, a te należałoby zdewaluować w celu zwiększenia eksportu. “To stanie się dla nich wyjściem z obecnych trudności gospodarczych poprzez wzrost, a nie depresję”- cytuje analityków Capital Economics “Dziennik Gazeta Prawna.

Za:gazeta.pl

To ciekawe. Nawet żydowska prasa zaczyna naruszać tabu, czyli rozważać możliwość porzucenia euro – na razie tylko przez niektórych więźniów Jewro-Gułagu. Przyszły nowe wytyczne? – admin.

Posted in Gospodarka | 6 Komentarzy »

Gdzie nam do Katalonczyków…

Posted by Marucha w dniu 2010-07-12 (Poniedziałek)

Około 1,1 mln Katalończyków manifestowało w sobotę w Barcelonie przeciwko orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, które unieważniło kilka artykułów katalońskiego statutu autonomicznego.

Protest wywołał kilkugodzinny paraliż miasta. W swym orzeczeniu sprzed dwóch tygodni sędziowie Trybunału sprzeciwili się utworzeniu niezależnego katalońskiego wymiaru sprawiedliwości i uznali za sprzeczne z konstytucją udzielenie językowi katalońskiemu pierwszeństwa przed hiszpańskim w oświacie i administracji.

Najwięcej kontrowersji wzbudziła jednak deklaracja uznająca Katalończyków za naród, ale z równoczesnym zaznaczeniem, że „nie jest to prawnie wiążące”. Uchwalony we wrześniu 2005 roku przez parlament regionalny w Barcelonie statut autonomiczny zapewnia Katalonii zwiększoną polityczną i finansową samodzielność wobec władz centralnych. W roku następnym statut ten został zatwierdzony przez parlament Hiszpanii oraz w referendum przez mieszkańców Katalonii. W odpowiedzi opozycyjna konserwatywna Partia Ludowa (PP) zaskarżyła ten akt prawny do Trybunału Konstytucyjnego, argumentując, że zagraża on jedności Hiszpanii.

Komentarz admina: niewielką etniczną grupę Katalończyków (ok. 7 milionów) stać było na wyprowadzenie ponad miliona osób na ulicę z powodu ograniczenia ich autonomii. Dumny naród polski potrafi w porywach zorganizować grupę 20 osób protestujacych przeciwko likwidacji niepodległości swej ojczyzny. – admin

Posted in Różne | 29 Komentarzy »

Wyprzedaż idzie pełną parą

Posted by Marucha w dniu 2010-07-12 (Poniedziałek)

Zdumienie, z jakim zachodnie agencje ratingowe przyglądają się wyprzedaży przez rząd energetyki w chwili globalnego kryzysu, nie zraża ministra skarbu.

Skarb Państwa wyzbywa się kontroli nad energetyką i resztkami sektora finansowego. Na jesień szykuje sprzedaż Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie – filaru polskiego rynku kapitałowego. W pierwszym półroczu do kasy państwa wpłynęło z prywatyzacji ponad 12 mld zł, czyli tyle, ile wynosi kilkuletnia dywidenda z samego PZU.

W pierwszym półroczu 2010 r. minister Skarbu Państwa Aleksander Grad sprywatyzował 97 spółek, kolejnych 97 – mimo podjętych prób – nie udało się sprzedać. Spośród sprywatyzowanych skutecznie podmiotów 21 zostało przekazanych samorządom – były to w większości spółki PKS, które trafiły w ręce powiatów.

Listę największych tegorocznych transakcji prywatyzacyjnych otworzyła sprzedaż 10 proc. akcji KGHM Polska Miedź za 2,06 mld zł, którą przeprowadzono 8 stycznia. Połowa oferty została uplasowana wśród polskich podmiotów, głównie funduszy emerytalnych. Udział Skarbu Państwa w kapitale zakładowym KGHM spadł w wyniku transakcji do 31,79 procent. Dwa tygodnie później Ministerstwo Skarbu Państwa, zobligowane ustawą budżetową do pozyskania w tym roku z prywatyzacji astronomicznej kwoty 25 mld zł, sprzedało za 406 mln zł ponad 10-procentowy pakiet akcji Grupy Lotos, koncernu naftowego od 5 lat notowanego na warszawskim parkiecie, trudniącego się wydobyciem i przerobem ropy naftowej, wytwarzaniem i sprzedażą produktów naftowych, olejów silnikowych, asfaltów i parafin. Skarb Państwa zachował większościowy udział w Grupie – około 53 proc., dalsze 5 proc. pozostaje w rękach OFE ING, reszta akcji – prawie 42 proc. jest u polskich i zagranicznych inwestorów prywatnych.

Po paliwowej transakcji przyszła kolej na koncerny energetyczne. W lutym MSP sprzedało za 1,1 mld zł 16 proc. akcji Enei, koncernu energetycznego, od listopada 2008 r. notowanego na giełdzie, zaopatrującego w prąd ponad 2,3 mln odbiorców z północno-zachodniej Polski. Większość oferty przejęły, jak zapewnia MSP, instytucje krajowe, w tym Otwarte Fundusze Emerytalne. Skarb Państwa zachował chwilowo ponad 60-procentowy udział w kapitale zakładowym (w planach ma dalszą wyprzedaż akcji), drugim znaczącym akcjonariuszem jest od 2008 r. szwedzki koncern państwowy [sic!!! To jest „prywatyzacja”! – admin] Vattenfall AB z ponad 18-procentowym udziałem. To właśnie tego ostatniego inwestora obawiała się załoga Enei, która w 2009 r. podjęła strajk przeciwko zamierzonej w tamtym czasie prywatyzacji koncernu na rzecz inwestora strategicznego.

– Państwa ościenne nie wyprzedają tego typu podmiotów gospodarczych. Energetyka jest filarem gospodarki, więc nie traćmy kontroli nad tym sektorem – mówił Janusz Śniadecki, przewodniczący Kolegium Związków Zawodowych Grupy Kapitałowej Enea SA.

Pod koniec czerwca MSP przeprowadziło ofertę publiczną państwowego energetycznego giganta – Tauronu, zbywając za zgodą Rady Ministrów ponad 52 proc. akcji po wyjątkowo niskiej cenie z powodu kryzysu finansowego. MSP uzyskało z tej megasprzedaży tylko 4,2 mld złotych. – Polska jest jedynym krajem w Europie, który przeprowadza obecnie duży proces prywatyzacji sektora energetycznego – poinformowała agencja Fitch Ratings. Minister Grad zapewnia, że Skarb Państwa zachował na razie władztwo korporacyjne w Tauronie. Koncern jest drugim co do wielkości producentem energii elektrycznej w Polsce, a ponadto kontroluje 20 proc. polskich zasobów węgla kamiennego. Po ofercie udział Skarbu Państwa w spółce spadł ze 100 do 34 procent (część udziałów mają pracownicy).

Bez bilansu, ale z rozmachem

Zdumienie, z jakim zachodnie agencje ratingowe przyglądają się wyprzedaży przez rząd energetyki w chwili globalnego kryzysu, nie zraża ministra skarbu. Plany prywatyzacyjne resortu na drugą połowę tego roku zakładają pozbycie się większościowych pakietów akcji w spółkach energetycznych: 51 proc. akcji Enei, 83 proc. akcji Energi oraz 50 proc. akcji Zespołu Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin. „Te transakcje mogą zmienić układ sił w sektorze poprzez zwiększenie obecności firm zagranicznych, która do tej pory była niewielka, lub przez wzmocnienie pozycji spółek krajowych” – napisał w komunikacie Fitch Ratings.

Wydarzeniem na skalę europejską był giełdowy debiut PZU przeprowadzony za sprawą ugody zawartej pomiędzy Skarbem Państwa a mniejszościowym akcjonariuszem PZU – holenderską spółką Eureko. Na podstawie tego porozumienia Eureko, które ma stopniowo wycofywać się z PZU, dokonało sprzedaży pierwszej transzy swoich akcji poprzez giełdę przy gwarantowanej przez państwo cenie minimalnej. Jednocześnie Skarb Państwa zmuszony był sprzedać 5 proc. akcji z własnej puli, tracąc bezpowrotnie większość w tej jednej z największych polskich firm. Oferta osiągnęła rekordową wartość 8,1 mld zł, z czego przychody Skarbu Państwa stanowiły 1,35 mld złotych. Niewiele, zważywszy na fakt, że utrata większości w kapitale zakładowym z czasem doprowadzi do utraty kontroli nad spółką.

– Czy w MSP zrobiono bilans, by porównać efekt finansowy jednorazowej sprzedaży spółek skarbowych z dochodami, jakie przez wiele lat osiągałoby państwo z dywidend wypłacanych przez te spółki? – pytał na posiedzeniu senackiej Komisji Gospodarki Narodowej senator Władysław Ortyl (PiS). Wiceminister skarbu Adam Leszkiewicz przyznał, że resort takich analiz nie prowadzi. Jednak przychody z prywatyzacji wyniosły w pierwszym półroczu 12,28 mld złotych. Mniej więcej tyle samo, ile wyniosłaby kwota czteroletniej dywidendy, wypłaconej akcjonariuszom przez jedną tylko spółkę – PZU.
– Mimo wyprzedaży strategicznych spółek plan uzyskania 25 mld zł dochodów z prywatyzacji w tym roku jest zagrożony z powodu dekoniunktury na rynku. Akcje Tauronu spadają na giełdzie, co zniechęca akcjonariuszy. Prywatyzowane spółki zostaną najprawdopodobniej przejęte za pół darmo przez zagraniczną konkurencję – ocenia Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK. – Inwestorzy, którzy przejmą energetykę, powetują sobie nakłady, podnosząc ceny energii dla polskich odbiorców – ostrzega.

Małgorzata Goss, „Nasz Dziennik”

Posted in Gospodarka | 21 Komentarzy »

USA (Izrael) kontra Rosja; CIA (Mossad) kontra FSB (KGB)

Posted by Marucha w dniu 2010-07-12 (Poniedziałek)

Czyli kto zrobił zamach w Smoleńsku.

Minęły akurat trzy miesiące od zamachu w Smoleńsku. Zainteresowanie zamachem w okresie kampanii wyborczej na nadzorcę polskiego baraku Unii nieco zmalało. Obecnie zamach ponownie ma szansę stania się tematem priorytetowym. W nagłaśnianiu zamachu celują zwłaszcza internetowe strony miłośników PiS i Kaczyńskiego. Dla nich sprawa jest jednoznaczna – polską delegację zamordowali Rosjanie. Nieomal wszystkie internetowe „śledztwa” prowadzone są na takie same kopyto – wykaż, że Smoleńsk to robota Putina.

Jest to o tyle łatwe, że obcy, wrodzy Rosji zamachowcy wykonali ich zadanie profesjonalnie. Celowo pozostawili przy tym tyle fałszywych śladów i „dowodów” wskazujących na dymiący nagan Putina, że nawet sympatyk Rosji w te „dowody” może uwierzyć. Wiarę w rosyjskie „sprawstwo” wzmacnia postępowanie samych Rosjan. Tylko… Co mogą oni innego zrobić… Jeśli powiedzą oni prawdę – a więc, że to był zamach, ale nie oni go zrobili – nikt im nie uwierzy! Nie pozostaje więc im nic innego, niż zacieranie sfabrykowanych przez obcy wywiad „dowodów” mających wskazywać na Rosję jako na zamachowca. Niestety robią to Rosjanie na tyle nieudolnie, że wzbudza to uzasadnioną podejrzliwość. Przy czym uzasadniona podejrzliwość powinna dotyczyć jedynie sposobu prowadzenia śledztwa. A nie tego – kto za zamach rzeczywiście ponosi odpowiedzialność.

Zamachowcy z CIA i Mossadu zrobili ich koronkową prowokację na tyle profesjonalnie, że zmusili Rosję do zacierania śladów świadczących o dokonaniu zamachu. A Rosjanie są zmuszeni to robić, gdyż nie są w stanie udowodnić, że to nie oni za zamachem stoją. Ale właśnie to zacieranie śladów zamachu rzuca się cieniem podejrzenia na Bogu ducha winną Rosję.

Nawet publiczna TV zwiększyła ostatnio ostrość wypowiedzi pod adresem sposobu prowadzenia śledztwa przez Rosjan. Jest to w sumie uzasadnione, choć to właśnie TV mogłaby przeprowadzić obiektywne śledztwo, zwłaszcza w oparciu o rzetelną analizę polityki globalnej. Bo to właśnie tam znajduje się klucz do wyjaśnienia – kto na zamachu zyskał (a więc go zrobił), a kto na nim tylko i wyłącznie stracił (a więc nie był nim zainteresowany).

Znacząco też ostatnio odezwała się ustami kongresmena Petera Kinga Ameryka. Kongresmen ten domaga się w powołania międzynarodowej „niezależnej” (od kogo?) komisji w sprawie Smoleńska.
http://www.bibula.com/?p=23672

Chciałoby się w tym miejscu przypomnieć kongresmenowi, że w samym Nowym Jorku miliony ludzi nie wierzą w oficjalną, autoryzowaną przez Kongres USA, wersję zamachów z 11/9. Na całym świecie istnieją stowarzyszenia domagające się ponownego śledztwa w tamtej sprawie. Wśród nich znajdziemy naukowców, architektów, inżynierów. O zamachu dokonanym przez rząd USA mówią tysiące wyciszanych medialnie naocznych świadków, mówią wojskowi a nawet politycy (były prezydent Włoch – Francesco Cossiga w 2007 roku publicznie obciążył zamachem z 11/9 CIA i Mossad).

Niech więc kongresmen King zatroszczy się najpierw o brudy na własnym podwórku, niech domaga się powołania ponownej międzynarodowej i niezależnej komisji w sprawie zamachów z 11/9. Ale prawdziwej komisji, a nie takiej – jak przed laty – jej farsy, z budżetem wielokrotnie mniejszymniż miała wcześniejsza komisja badająca aferę rozporkową Clintona.

[Dodajmy, że „zamach 9/11” nie jest jedyną sprawą o światowym rozgłosie, której „wyjaśnienie” przez władze amerykańskie budzi śmiech politowania – jak choćby zabójstwa braci Kennedych, jak sprawa skazania Saddama Husajna itd. – admin]

Kongresmen będący przedstawicielem instytucji, która ukrywa prawdziwych zbrodniarzy odpowiedzialnych za największy zamach terrorystyczny świata, nie ma moralnego prawa wciągania tej zhańbionej kolaboracją ze zbrodniarzami instytucji do prowadzenia jakichkolwiek śledztw.

Aby zrozumieć, dlaczego CIA i Mossad zainteresowane były przeprowadzeniem zamachu w Smoleńsku, należy przeprowadzić analizę stosunków między Rosją z jednej, a USA i Izraelem z drugiej strony.

Od kilkudziesięciu co najmniej lat talmudyczne żydostwo i światowa żydowska lichwa (ideolodzy NWO) do realizacji ich planów – utworzenia światowego państwa pod rządami żydowskimi – jako narzędzia do realizacji tych planów wykorzystują USA. Plany te opisane są w Protokołach Mędrców Syjonu:
http://judeopolonia.wordpress.com/2010/05/21/protokoly-medrcow-syjonu/

Plany światowego żydostwa opisuje też Piotr Bein.
http://piotrbein.wordpress.com/2010/04/22/judeocentrycy-i-masowe-zbrodnie/

Wcześniej narzędziem do zdobycia panowania nad światem miała być ZSRR rządzona przez żydowską, a później przez żydowsko-gruzińską mafię, pod wodzą Stalina, Berii i Kaganowicza. Jednak Stalin, psychopatyczny gruziński Żyd, wyłamał się spod kontroli żydowskich bankierów i talmudystów. Wydano wtedy wyrok na ZSRR. „Zimna wojna” była wojną światowego żydostwa przeciwko ZSRR stojącej na drodze do realizacji światowej dyktatury Syjonu.

Po rozpadzie ZSRR żydowscy ideolodzy NWO byli o krok od przejęcia pełnej kontroli nad gospodarką, a w konsekwencji tego i nad polityką Rosji. Wiecznie pijany Jelcyn był im na rękę. To za jego czasów z dnia na dzień rosły w Rosji miliardowe fortuny żydowskich oligarchów. Na szczęście Rosjanie zorientowali się w zagrożeniu oddania w ręce lichwiarskiego żydostwa Rosji. Odsunęli od władzy Jelcyna osadzając „na tronie” mającego poparcie u rosyjskich nacjonalistów i w nieżydowskiej części KGB Putina. A ten nie ma w Rosji łatwego zadania. Wprawdzie „rosyjskim” Żydom łatwiej było, niż innym obywatelom ZSRR, emigrować z socjalistycznego raju (który Żydzi ZSRR sami narzucili). Jednak pozostało ich tam nadal wystarczająco dużo, aby zawładnąć przy poparciu zagranicznego żydostwa Rosją. Putinowi udało się powstrzymać proces przejmowania za bezcen – czytaj – szabrowania – rosyjskiej gospodarki przez żydowskich oligarchów – agentów żydowskiej światowej lichwy. Nie ma on jednak możliwości wywłaszczenia i wygonienia z Rosji ich wszystkich. Dodatkowo ma Putin do czynienia z najgroźniejszą na świecie żydowską mafią, Koszer-nostra:
http://www.radiopomost.com/index.php?option=com_content&view=article&id=238:koszer-nostra-&catid=39:wiat&Itemid=59

Pouczająca jest w tym miejscu sprawa żydowskiego oligarchy Chodorkowskiego. W czasach ZSRR niezamożny obywatel sowiecki. Po upadku ZSRR w krótkim czasie stał się on najbogatszym człowiekiem w Rosji, multimiliarderem.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Michai%C5%82_Chodorkowski

Aresztowanie i wywłaszczenie tego żydowskiego agenta Rothschildów wywołało wściekłe ataki na Putina przez będące głównie w żydowskich rękach media światowe. Do walki w jego obronie ruszyły organizacje i instytucje głoszące obronę praw człowieka.

Dziwnie asymetrycznie…

W obronie praw ludzkich więźniów obozu koncentracyjnego Guantanamo:
http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Camp_x-ray_detainees.jpg&filetimestamp=20060510230515
nie poświęcono nawet jednej milionowej energii i nakładu, jakie zainwestowano w obronę żydowskiego oligarchy. A on miał przynajmniej proces, miał adwokatów, miał i ma kontakty z rodziną. W Guantanamo CIA trzyma latami ludzi porwanych prosto z ulicy, bez stawiania im jakichkolwiek zarzutów, najczęściej bez jakichkolwiek dowodów ich domniemanej terrorystycznej działalności. Więźniów tych pozbawiono jakichkolwiek kontaktów z adwokatami, a nawet z rodzinami. Jest to barbarzyńskie łamanie zasad zachodniej cywilizacji przez bandyckie, zażydzone państwo, mieniące się być światowym chorążym wolności i demokracji.
http://dariuszratajczak.blogspot.com/2009/01/amerykaska-pita-kolumna.html
http://judeopolonia.wordpress.com/2010/05/20/usa-pod-okupacja-zydowska-henryk-pajak/

[Warto też przypomnieć, że chętnie cytowani przedstawiciele rosyjskiej „opozycji demokratycznej”, bez wahania wskazujący na Putina jako sprawcę zamachu w Smoleńsku – jak jeden mąż bronili żydowskiego megazłodzieja Chodorkowskiego w mediach. – admin]

Sprawą nielegalnych więzień CIA obrońcy praw ludzkich też niespecjalnie się interesowali. Te organizacje walczą głównie wtedy, kiedy jest to na rękę światowemu żydostwu. Podobnie było na Bałkanach i w sprawie zbrodni na Serbach. Ofiary przerobiono na zbrodniarzy, zbrodniarzy na ofiary.
http://grypa666.wordpress.com/2010/07/11/srebrenica-skorpiony-i-sprawa-serbow/

Ideolodzy NWO nie zrezygnowali z planów podporządkowania Rosji ich własnym interesom. Zmieniają wprawdzie ich taktykę i metody postępowania wobec Rosji, jednak ich strategia – czy raczej cel – zdobycie nad Rosją pełnej dominacji i kontroli się nie zmienia. Momentem przełomowym najnowszej historii ludzkości były zainscenizowane przez administrację Busha zamachy z 11/9.
http://www.youtube.com/watch?v=JUpLVnzMsog&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=PZ4BCIJOg1I&feature=related

Były one kluczowym elementem w przyspieszeniu realizacji planu zdobycia przez USA, będącą żydowskim kastetem, absolutnej dominacji nad światem. Plan taki opracowała, kierowana przez talmudyczne żydostwo, PNAC
http://pl.wikipedia.org/wiki/PNAC

Zamachy na WTC i Pentagon były wygodnym pretekstem do przebudowy armii USA w formację światowego żandarma. Niebotyczne wzrosły też w USA wydatki na prowadzenie wojen i na zbrojenia.
http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=110&pid=2678

W czasach administracji zbrodniarza, Busha juniora, USA próbowała rzucić Rosję na kolana strasząc ją zbudowaniem dookoła jej granic „tarczy antyrakietowej”. Mimo jednak ataku najbardziej zagorzałego antyrosyjskiego „jastrzębia” Brzezińskiego na Busha, za – zdaniem Brzezińskiego – zbytnią uległość Busha wobec Putina, USA z tarczy ostatecznie zrezygnowała.

Powodów było kilka.

USA byłaby wprawdzie w stanie otoczyć ogromną Rosję szczelną tarczą antyrakietową. Nie dawało to jednak całkowitej gwarancji bezpieczeństwa dla samej USA na wypadek atomowego ataku na Rosję. Oprócz rakiet stacjonarnych Rosja posiada dziesiątki głowic nuklearnych na okrętach podwodnych, które non stop pływają po Atlantyku i Pacyfiku. Tak więc nawet zniszczenie przy pomocy „tarczy” wszystkich rakiet stacjonarnych wystrzelonych z terenu Rosji nie daje gwarancji, że Biały Dom i Fundacja Rockefellera nie znikną w atomowym grzybie.

Ponadto zamiarem światowego żydostwa jest zawładnięcie skarbami Rosji, a nie zdobycie spalonej i napromieniowanej „strefy zakazanej”. A sam koszt szczelnej tarczy wobec ogromu Rosji i ilości rakiet, jakie ewentualnie należałoby przechwycić i w powietrzu zdetonować byłby gigantyczny. Dla niebotycznie zadłużonej i będącej praktycznie bankrutem USA, byłby to zbyt kosztowny straszak, bez gwarancji osiągnięcia sukcesu – a więc podporządkowania sobie Rosji. Taktykę podboju Rosji ostatecznie zmieniono.

A więc nadal będą urządzane różnokolorowe „rewolucje” na obrzeżach Rosji. Wspomagane będą przeróżne antyrosyjskie prowokacje – takie jak dwa lata temu prowokacja gruzińska. Jednocześnie próbuje się też wciągać Rosję w zwiększoną wymianę gospodarczą z państwami kontrolowanymi przez żydowską lichwę, mając nadzieję na zwiększenie ilości zachodniego kapitału i zachodnich firm w Rosji. A to ma doprowadzić do stopniowego uzależnienia rosyjskiej gospodarki od kapitału obcego – czytaj – żydowskiego.

Wściekłość Izraela i USA wywołuje stanowisko Rosji wobec Iranu. Rosja uzbroiła Iran w średniego zasięgu rakiety (ziemia-powietrze) SS-34. Iran otrzymał też niewielkie rakiety krótkiego zasięgu (ok. 8 km) do niszczenia najszybszych nawet myśliwców (izraelskich i amerykańskich). Ile i jakiego innego sprzętu militarnego Iran od Rosji otrzymał zapewne się nie dowiemy. Wiedzą o tym tylko najlepiej wtajemniczone wywiady wojskowe.

To właśnie pomoc udzielana Iranowi przez Rosję wobec planowanej już od dawna inwazji na Iran
http://www.bibula.com/?p=19441
czyni tę kolejną zbrodniczą napaść na suwerenne państwo ryzykowną dla agresorów grą. Izrael i USA chcą za wszelką cenę zmusić Rosję do zaprzestania przez nią dozbrajania Iranu.

I w takim momencie, już po zdeponowaniu na Oceanie Indyjskim potężnych bomb burzących dochodzi do katastrofy w Smoleńsku.

Zamach ten szkicowo i ogólnikowo był planowany już od lat. Caspar Weinberger już w 1998 roku „przewidział” zamordowanie polskiego rządu (dla Amerykanina „rząd” to prezydent i jego gabinet) i dowódców wojskowych. Wprawdzie Weinberger pisze, że mordercami będą Rosjanie, ale jest zrozumiałe, że nie mógł on napisać, iż zbrodni dokona Ameryka pozorując ja na zbrodnię rosyjską.
http://swkatowice.mojeforum.net/temat-vt9200.html?postdays=0&postorder=asc&start=0

Podobnie dużo wcześniej planowano zamachy na WTC i Pentagon. Mówią o tym karty iluminatów.
http://nowyporzadekswiata.pl/nowy-porzadek-swiata/tajne-organizacje/iluminaci/karty-iluminatow/

Z realizacją zamachu na polski „rząd” i dowództwo armii czekano w USA latami, aby wybrać najbardziej korzystny moment. Takim dogodnym momentem okazały się obchody katyńskie roku 2010.

Za przeprowadzeniem zamachu przemawiały:

– sytuacja międzynarodowa – pomoc Rosji Iranowi, rezygnacja z „tarczy” przez USA przy braku innych metod podporządkowania Rosji interesom żydostwa. Brak innych szybkich metod podważenia wizerunku Rosji na arenie międzynarodowej.

– sytuacja w Polsce – spadek popularności Kaczyńskiego i PiS (za „traktat”, chanukę w Belwederze itp.), oraz PO (afery stoczniowa i hazardowa, zniszczenie stoczni itp.). Tak więc dwie główne partie realizujące antypolską politykę wykluczania sił propolskich traciły na popularności.
http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=142&pid=2467

Jak słusznie zamachowcy przewidzieli, katastrofa w Smoleńsku rozbudziła prokaczyńską, wzmacniającą PiS histerię. To z kolei wzmocniło i PO. Wielu bowiem głosowało na Komorowskiego jedynie jako na mniejsze od „ciemnogrodu” i „kaczyzmu” zło.

Należało jedynie przy pomocy amerykańskich i izraelskich „przyjaciół” i „doradców” przekonać Kaczyńskiego, aby leciał w sobotę, 10 kwietnia a nie 13 kwietnia – w uchwalonym przez sejm Dniu Katynia. Wylot w sobotę dawał alibi Żydom, że nie mogą lecieć wspólnie z ich przyjacielem Kaczyńskim do Katynia, bo mają szabat.
https://marucha.wordpress.com/2010/05/26/prawie-perfekcyjna-robota-cia-i-mosadu/

Dodatkowo należało przekonać Kaczyńskiego do zaproszenia przez niego na pokład samolotu wielu ważnych polityków a zwłaszcza najwyższych dowódców wojskowych (im więcej ważnych ofiar, tym większe wywoła katastrofa wrażenie). Kaczyński, Zwierzchnik Sił Zbrojnych, pamiętający zapewne o katastrofie w Mirosławcu dwa lata wcześniej:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Katastrofa_lotnicza_w_Miros%C5%82awcu
wykazał całkowity i absolutny brak poczucia odpowiedzialności za państwo i za siły zbrojne. Gnany ambicją przelicytowania własną „świtą” urządzonych przez Putina obchodów katyńskich trzy dni wcześniej, doprowadził on do zaproszenia na pokład tego samego samolotu o wiele za dużo ważnych osób ze świata polityki, wojska i życia społecznego.

O ile za samą katastrofę Kaczyński nie ponosi odpowiedzialności, to za śmierć w jednej katastrofie aż tylu ważnych dla życia publicznego osób, odpowiedzialność spada tylko i wyłącznie na niego. Absurdalnie, zamiast pośmiertnie publicznie potępić go za wybitnie szkodliwą działalność na szkodę państwa, w „nagrodę” go jeszcze na Wawelu pochowano.

Przeprowadzenie samego zamachu przez CIA i/lub Mossad było w sumie łatwe. Granice Rosji nie są szczelne, jak w czasach ZSRR. W samej Rosji ilość amerykańskich i izraelskich agentów, ulokowanych we władzach, w administracji, w mediach, a nawet w prokuraturze i w wojsku zadaniu temu sprzyjała. Dodatkowo sprzyjała zamachowcom nieświadomość Putina. Jemu po prostu nie przyszło do głowy, że obce wywiady są w stanie przeprowadzić na terenie Rosji taką prowokację.

W przeszłości KGB słynęło z mistrzowskiego opanowania sztuki prowokacji i manipulacji. Dzisiaj wiemy już o wyższych oficerach KGB, którzy już przez wielu laty przeszli na drugą stronę. To oni mogli być „nauczycielami” CIA w sztuce prowokacji. I jak to w życiu czasem bywa, uczeń prześcignął nauczyciela.

Umieszczenie przed lotniskiem niewielkiej, ale niezwykle silnej radiolatarni nie było dla obcej agentury problemem. W ogromnym zamieszaniu natychmiast po katastrofie radiolatarnię przerzucono za granicę (np. na niedaleką Białoruś, a potem dalej na Zachód). Należy w tym miejscu wyraźnie zaznaczyć, że każdy „dowód” mający wykazać „dymiący nagan Putina” jest „dowodem” celowo sfabrykowanym przez wrogą agenturę. Choć niby te „dowody” mają świadczyć o rosyjskiej winie, ale to właśnie one świadczą o tym, że to jest wroga prowokacja.

Dlaczego???

Rosja nie miała najmniejszego powodu do zamachu na polską delegację.

– Po pierwsze – Rosjanie wiedzieli, że „katastrofa” nagłośni sprawę Katynia na cały świat!. Wszak delegacja polska leciała właśnie na obchody katyńskie. Niechęć do nagłaśniania Katynia wiąże się u Rosjan z tym, że za granicą większość ludzi, dziennikarzy a nawet historyków absurdalnie winą za Katyń obciąża nieuczciwie Rosję, która sama była najbardziej poszkodowaną ofiarą stalinowskiego terroru. A w rzeczywistości winę za Katyń ponosi nie Rosja, a żydowsko-gruzińska mafia rządząca wówczas w ZSRR.

– Po drugie – wbrew absurdalnym twierdzeniom wielu publicystów, jakoby Kaczyński zagrażał interesom Rosji, znaczenie Kaczyńskiego (i zagrożenie z jego strony dla potężnej Rosji) było zerowe. Nawet w maleńkiej i niewiele wobec Rosji znaczącej Polsce musiał on walczyć z Tuskiem o miejsce w samolocie, czy o miejsce przy stole w Brukseli. Ani jedna antyrosyjska prowokacja popierana przez Kaczyńskiego nie osiągnęła sukcesu. Jego kariera polityczna dobiegała końca. Był zgraną i bezwartościową dla USA i Izraela kartą.

Jedynie jego śmierć w warunkach rzucających podejrzenie, że był to zamach przeprowadzony przez Rosję nadawała jemu jeszcze „wartość” w oczach żydowskich strategów NWO. Paradoksalnie więc, chorobliwy rusofob Kaczyński, który całą jego działalnością polityczną, nieskuteczną zresztą i niegroźną dla Rosji, chciał Rosji (z zerowym skutkiem) za jego życia zaszkodzić, rzeczywiście zaszkodził jej dopiero ginąc w zamachu urządzonym na niego z rozkazu jego przełożonych z USA i Izraela.

Dla mnie osobiście nie ulega wątpliwości, że gdyby Putin dostał pomieszania zmysłów i nieszkodliwego Kaczyńskiego wraz z delegacją chciał zamordować, zrobiłby to metodą „amerykańską”. Tą z WTC i Pentagonu.

W tym celu wystarczało:

– przygotować w pobliżu lotniska kilka afgańsko- czy araboidalnych (świeżo zabitych) ciał domniemanych „zamachowców”.
– zestrzelić samolot podchodzący do lądowania przenośną „ręczną” rakietą (takie mają na wyposażeniu Talibowie czy Czeczeńcy). Trafienie i rozbicie się samolotu byłoby filmowane przez ekipy telewizyjne czekające na polską delegację.
– zainscenizować otoczenie w lasku obok lotniska przez milicjantów i FSB kilku (nieżywych już w tym momencie ) „terrorystów”, którzy na oczach kamery filmującej wszystko to z daleka „rozrywają się” (zdetonowanymi na odległość) granatami.
– na koniec „znaleźć” przy zmasakrowanych granatami zwłokach „terrorystów-samobójców” (wszystko nagrywane live przez „przypadkowo” obecną ekipę rosyjskiej telewizji) oświadczenie Talibów, że zamach jest ich zemstą za udział polskich wojsk w okupacji Afganistanu.
– Dodatkowo przesłać dwie godziny później wielu telewizjom i gazetom sfabrykowane oświadczenie fikcyjnych przełożonych fikcyjnych terrorystów, w którym Talibowie ponownie biorą na siebie odpowiedzialność za dokonanie zamachu!

– KONIEC ! KROPKA !

Mistrzyni prowokacji – FSB/KGB – nie wpadła na tak proste rozwiązanie???

Byłoby to przy tym o wiele prostsze i o niebo łatwiejsze do przeprowadzenia niż amerykańska prowokacja z WTC i Pentagonem. Byłoby też dużo wiarygodniejsze, niż oficjalna wersja z 11/9, czy niż obecnie forsowana wersja „katastrofy” a nie zamachu w Smoleńsku. Nie trzeba by ukrywać czarnych skrzynek, manipulować ich zapisami, kombinować z radiolatarniami, dobijać ewentualnych rannych. Talibowie mają przecież autentyczny, uzasadniony i wyraźnie i jednoznacznie zrozumiały powód do takiego zamachu. Polskie wojsko okupuje ich kraj.

Nawet miłośnicy Kaczyńskiego w Polsce, a także „strategiczni partnerzy” USA i Izrael nie mogliby mieć żadnych zastrzeżeń co do takiego, podanego przez Rosję przebiegu „zamachu”. Wszystko dodatkowo byłoby nagrane a wcześniej transmitowane „live” w telewizji. Zwłoki „zamachowców” są, motywy są, zamachowcy sami się przyznali.

A i sama Rosja nie miałaby żadnych kłopotów ze stawianiem jej pod pręgierzem!

Dlaczego więc – jeśli Smoleńsk to robota Putina i KGB – nie wybrali oni tej najprostszej, najłatwiejszej i odsuwającej od Rosji jakiekolwiek podejrzenia metody???

Zamiast tego, zrobili to jak nowicjusze i tak nieudolnie, że wszystko wskazuje na nich!!!

No bo zamach przeprowadzono celowo tak, aby wszystko wskazywało na Rosjan, jako na sprawców!

Wobec powyższego stwierdzam, że tylko ludzie niepoważni i nieodpowiedzialni, naiwni jak małe dzieci, bezkrytycznie poddający się manipulacjom są w stanie faktycznie uwierzyć, że zamach w tak nieudolny sposób zrobiła Rosja.

Łatwo jest zrozumieć dziwne zachowanie Rosji – przeciąganie śledztwa, kombinacje ze skrzynkami, a nawet brak protokołów sekcji zwłok. Rosjanie wiedzą, że prawdziwi zamachowcy celowo zorganizowali zamach tak, aby jak najwięcej poszlak i dowodów wskazywało na Rosję.

Rosja jest niewinna, tylko nie ma jak tego udowodnić, a dodatkowo musi jeszcze zacierać ślady zbrodni celowo pozostawione przez CIA/Mossad.

(Nie wykluczone, że w kilku zwłokach znajdą się jeszcze kule z rosyjskich pistoletów. Byłby to, pozostawiony przez CIA/Mossad, „najbardziej niepodważalny” ślad rosyjskiej roboty. Tyle, że im bardziej taki ślad jest pozornie „niepodważalny”, tym bardziej jest on podejrzany. Gdyby bowiem faktycznie stali za zamachem Rosjanie, nie dobijaliby rannych pasażerów pistoletami. A to dlatego, że z góry wiedzieli oni o tym, że ciała ofiar będą MUSIAŁY zostać oddane Polsce. A tam będzie można przeprowadzić ponowną sekcję zwłok i znaleźć rany postrzałowe).

Tak więc, im bardziej wyraźnie ślady wskazują na robotę KGB, tym bardziej jest pewne, że zostały one celowo pozostawione przez specjalistów z CIA i Mossadu. Po to, abyśmy je znaleźli i zbrodnią obciążyli Rosję.

Rosja jest w naprawdę trudnej sytuacji. Jeśli przyzna się, że był to zamach, to wie też, że główne podejrzenie padnie właśnie na nią samą. No ale ostatecznie po to właśnie zamach ten był zrobiony przez najlepszych zawodowców CIA i Mossadu – aby podejrzenie padło na Rosję!

Jedyne, na co Rosjanie w tej trudnej, prawie bez wyjścia sytuacji wpadli, to zacieranie śladów dokonanego przez obce służby zamachu. A to natychmiast zostaje zauważone i nagłaśniane medialnie.

Nagłaśnianie mniejszych i większych rosyjskich potknięć w zacieraniu CIA/Mossad-owskich śladów, nagłaśnianie wszelkich plotek, podejrzeń i domysłów obciążających Rosję uprawia nie tylko płatna agentura wpływu, nie tylko agentura (za frico) ochotnicza, robią to też rzesze rusofobów, robią to nawet ludzie w sumie uczciwi, ale po prostu naiwni i ślepi. Robią to też nawiedzeni „użyteczni idioci”

Czytają znaki pozostawione przez obcą agenturę na ziemi w Smoleńsku, biorąc je za ślady KGB i nawet nie zaglądają za kulisy światowej polityki…

Andrzej Szubert
http://fronda.pl/andrzej_szubert/blog/archiwum/2010/7

Posted in Różne | 65 Komentarzy »

Ten okropny Ku Klux Klan

Posted by Marucha w dniu 2010-07-12 (Poniedziałek)

Poniżej przedstawiamy kolejny interesujący felieton autorstwa zmarłego niedawno historyka. Zapraszamy do lektury.

Dawno temu oglądając jakieś jankeskie filmidło, usłyszałem zabawny dialog prowadzony pomiędzy przedstawicielem „rasy kaukaskiej” (czyli białym) a „Afroamerykaninem”. Murzyn rzekł do „białasa”: „Harold, skurczybyku, kiedy wreszcie przestaniesz chlać?!”.” Wtedy, kiedy ty, głupi złamasie, zostaniesz Wielkim Smokiem Ku-Klux-Klanu”- odrzekł z niezmąconym spokojem pijaczyna. Tak, dworowanie sobie z tej organizacji stało się obecnie modne. Nic dziwnego- dzisiejsi „Klansmeni” sprzątający międzystanowe autostrady, tudzież uciekający przed rozjuszonym tłumem pejsatych starozakonnych na przedmieściach Chicago, wzbudzają tylko drwinę. Ale nie zawsze tak było. Niegdyś potężny KKK wzbudzał skrajne i przeciwstawne uczucia: od autentycznego uwielbienia po równie prawdziwy strach oraz nienawiść.

Narodziny KKK wiążą się z inicjatywą 6 byłych żołnierzy konfederackich, którzy spotkawszy się późną wiosną 1866 r. w Fort Pulaski (Tennessee), postanowili stworzyć fraternistyczną organizację – rodzaj klubu – niosącą pomoc frontowym towarzyszom dzielnej, lecz zwyciężonej Armii Południa. Jej początkowe dwa człony nawiązywały do greckiego słowa „kyklos” (krąg, zgromadzenie) ; ostatni był ukłonem w stronę 2 założycieli, w żyłach których płynęła szkocka krew.

Rok później, na I zjeździe KKK, w jego szeregach nastąpiła zasadnicza reorganizacja. Stworzono zhierarchizowaną strukturę z Wielkim Czarownikiem (Grand Wizard) na czele, który sprawował władzę nad „Niewidzialnym Imperium Południa”. Został nim legendarny kawalerzysta, generał Nathan Bedford Forrest- człowiek, który wygrał wszystkie bitwy… i przegrał wojnę. Wypracowano również program zasadzający się na obronie Konstytucji, byłych żołnierzy Konfederacji oraz – co najważniejsze – ochronie praw białej większości regionu.

Po prawdzie było co i kogo bronić. Jankesi – niepomni umiarkowania i rozwagi Abrahama Lincolna – zaprowadzili na Południu, w ramach tzw. Rekonstrukcji, opresyjny reżim wojskowy będący de facto okupacją wrogiego terytorium. Każdego Południowca, który był członkiem władz cywilnych lub służył w konfederackiej armii (a większość białych ze stanów południowych przeszła przez jej szeregi) pozbawiono prawa wyborczego. Prawo głosu przysługiwało natomiast czarnym – w zdecydowanej większości analfabetom nie mającym najmniejszego pojęcia o rządzeniu, sądzeniu czy prowadzeniu biznesu. W regionie kwitła obrzydliwa, jawna korupcja. Przybywający z Północy administracyjni złodzieje (zwano ich „carpetbaggers”) na potęgę kupowali głosy czarnych. Ich facjaty -pazerne, chciwe – widniejące na karykaturach wręcz prowokują do przywołania historycznego prawidła: dzieje płyną, lecz ryje pozostają. Podobnie postępowali miejscowi kolaboranci („scalawags”). Wysokimi podatkami wykończono całe rodziny. Na wsi i w miastach dawali o sobie znać murzyńscy przestępcy. Gwałcili i rabowali niemal bezkarnie. W razie wpadki „czarne sądy” uwalniały ich od winy.

Właśnie wtedy KKK przeszedł do ofensywy. Stał się czymś w rodzaju tajnego związku walczącego z radykalnymi Republikanami z Północy, rodzimymi zdrajcami i rozwydrzonymi byłymi niewolnikami. Stosował przy tym terror, który dotykał również ludzi niewinnych. Jest kwestią otwartą, czy działania KKK były kontynuacją wojny domowej, czy też była to zupełnie nowa jakość. Myślę, że oba te elementy przenikały się wzajemnie. Wprawdzie Południowcy porzucili myśl o secesji, ale twardo stali na gruncie przedwojennych wolności stanowych. Wierzyli też w unikalność, nadrzędność i dominację cywilizacji białego człowieka. W tym przekonaniu utwierdzali ich pastorzy i duchowni innych wyznań.

Rozwiejmy przy okazji pewien mit. Otóż powszechnie uważa się, że KKK w okresie „Rekonstrukcji”(czyli w latach następujących niemal bezpośrednio po zakończeniu wojny secesyjnej) przybrał już wybitnie antykatolicki albo „paramasoński” charakter. Nie jest to zbyt ścisły sąd. Wprawdzie w Klanie dominowali wszelkiej maści protestanci, ale takie właśnie było Południe: przeważnie anglosasko-protestanckie; ściślej:”nowoprotestanckie”. Jednak w takiej południowej Luizjanie, gdzie swe piętno odcisnęli Francuzi i Hiszpanie, przyłączali się do niego również katolicy. Dopiero na początku XX wieku, w drugiej „Erze” istnienia Klanu (o czym za chwilę), zwyciężyły tendencje wrogie Kościołowi Katolickiemu. Wiązało to się mniej z doktryną, a bardziej z napływem nowych fal katolickich imigrantów zagrażających homogeniczności, odrębności i samoświadomości Południa. W trzeciej natomiast „Erze” Klanu (szczerze mówiąc: wołającej o litość „erce”) rozpoczętej w latach 50-tych XX w. wraz z nasileniem się postulatów zniesienia segregacji rasowej, organizacja (raczej luźne grupy i grupki) porzuciła hasła antykatolickie na rzecz wspólnej walki chrześcijan z nowymi niebezpieczeństwami. Jednym z nich jest – zdaniem Klanu – „supremacja żydowska” w USA.

Nie muszę dodawać, że dla amerykańskich Żydów KKK jest bardzo wygodnym przeciwnikiem. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, iż wygodniejszym od p. Wojciecha A. Wierzewskiego – optymistycznego znajomego uwielbianej przeze mnie pani Natalii Dueholm i zwolennika dialogu między żydowskim Goliatem oraz zupełnie bezbronnym (pozbawionym, hmh…, jąder) polskim Dawidem. W każdym razie w ostatnich latach katolicy stojący na czele klanowych organizacji nie wywołują większego zdziwienia. Zresztą w obecnej dobie wszystko jest możliwe- nawet Mulat (i bardzo dobrze!) przewodzący lokalnej prawicowej i antyfederalnej milicji obywatelskiej.

Powróćmy jednak do okresu „Rekonstrukcji”, czyli lat 60-tych i 70-tych XIX w. Szeregi KKK wzrastają lawinowo. Oblicza się, że w tym czasie przyłączyło się do niego 500 tysięcy Południowców (więcej niż liczyła Armia Krajowa w czasie ostatniej wojny, a mówimy o „przaśnym” wieku XIX!). Powstawały gazety, stowarzyszenia, kluby sportowe z „klanem” w nazwie (gdyby w tym czasie żył na Południu amerykański odpowiednik p. Jurka Owsiaka – zapewne byłby aktywistą KKK!). Organizacja zaadoptowała na swoje potrzeby strój nawiązujący do chrześcijańskich ascetyków. Stożkowy kaptur na głowie miał pierwotnie symbolizować… anonimowe czynienie dobra. Wkrótce jednak zabobonni Murzyni zaczęli uważać przebranych „Klansmenów” za duchy konfederackich żołnierzy. Siłą rzeczy więc białe prześcieradła i szaty ( w tej kolejności) stały się godną uwagi bronią psychologiczną.

Jej działanie wyjaśnię na przykładzie szeroko niegdyś dyskutowanego wydarzenia. Otóż Klan „namierzył” Murzyna podpalającego stodoły w pobliżu -jak pech, to pech – kwatery głównej KKK w Pulaski. Szybko złożono mu stosowną wizytę w jasną, księżycową noc. Jeden z jeźdźców miał pod białą szatą gumowy wąż umieszczony końcem w nieprzemakalnej torbie. Rozkazał przerażonemu Murzynowi przynieść wiadro wody, następnie „wychylił je duszkiem” twierdząc, iż po raz pierwszy zaspokoił pragnienie od czasu bitwy pod Shiloh! Od tej pory Murzynowi odechciało się psot. Nikt nie jest na tyle głupi, aby zadzierać ze zjawami.

Jeszcze na przełomie lat 60/70-tych XIX w. na członków KKK spadły okrutne represje ze strony rządu i stanowej administracji. Organizację zdelegalizowano, nastąpiły masowe aresztowania. Nawet za posiadanie klanowego stroju groziła kara śmierci. Forrest – prawdziwy „lisowczyk” – stanął jednak na wysokości zadania. Po uchwaleniu przez Kongres XV poprawki zakazującej pozbawiania kogokolwiek praw politycznych ze względu na kolor skóry, przynależność rasową i poprzedni stan prawny, organizację formalnie rozwiązał, stawiając na lokalne struktury działające w sposób tajny. KKK umarł żeby żyć!

Było to doprawdy znakomite posunięcie. W ciągu 20 lat całe Południe pozbyło się rządów radykalnych Republikanów i czarnych. Usankcjonowane to zostało decyzją Sądu Najwyższego („Plessy versus Ferguson”) z 1896 r. oznaczającą wprowadzenie segregacji rasowej (w największym uproszczeniu: formalnie równi, ale osobno).

W tym miejscu krótka, acz konieczna dygresja. Stosunki między Południowcami a Partią Republikańską były napięte aż do lat 50-tych XX w. Długo pamiętano wyczyny republikańskich radykałów doby ponurej „Rekonstrukcji”. Dlatego też na Południu przez dziesiątki lat głosowano na Demokratów. Odwrócenie przymierzy nastąpiło dopiero pół wieku temu, gdy Republikanie w rodzaju Barry Goldwatera i innych sprzeciwili się, zresztą bezskutecznie, forsowanej przez „siły postępu” integracji rasowej.

W okresie następującym po „Rekonstrukcji” Amerykanie, w tym rząd federalny, zaczęli zmieniać zdanie na temat KKK. Przełomem był film „Narodziny Narodu”, który uznał organizację za symbol ponownego zjednoczenia Północy z Południem w jeden „biały naród”. Duże znaczenie propagandowe odegrało również legendarne „Przeminęło z wiatrem”. Tak oto formowała się druga „Era” Klanu. Do odnowionego KKK wstąpiły miliony Amerykanów – także tych z Północy. Należeli do niego senatorowie, kongresmeni, stanowi gubernatorzy, duchowni, biznesmeni. Po specjalnym pokazie „Narodzin Narodu” w Białym Domu, KKK został osobiście pochwalony przez prezydenta Wilsona. Uznał on, że Klan ocalił cywilizację na Południu, czyli zachował ją dla całej Ameryki. W tych latach „Encyclopaedia Britannica” twierdziła, że KKK doby „Rekonstrukcji” był organizacją rycerską, stworzoną w celach samoobrony przed „rekonstrukcyjnymi zamiarami Kongresu Stanów Zjednoczonych”. Według szacownego wydawnictwa powody powstania KKK były następujące:”… nieobecność stabilnego rządu na Południu przez kilka lat po wojnie secesyjnej… korupcja i tyrańskie rządy obcych, renegatów i czarnych… pozbawienie prawa wyborczego białych… rozbrojenie białych… gwałty na białych kobietach dokonywane przez czarnych mężczyzn…”.

Uczciwie pisząc – jest w tych stwierdzeniach sporo racji. Można i trzeba nawet protestować przeciwko wielu poczynaniom KKK, ale w życiu nie ma skutku bez przyczyny!

Nowy Klan okazał się jednak kolosem na glinianych nogach. Gdy w latach 20- tych XX w. władze wydały akty ograniczające masową imigrację – urok organizacji zmalał. Swoje „trzy grosze” dorzuciły też potężniejące „żydowskie media”, oskarżając KKK o sianie nienawiści, przemoc itd.

Nie było to całkiem zgodne z prawdą. Odnowiony KKK zerwał w zasadzie z rewolucyjnymi praktykami okresu „Rekonstrukcji”, ograniczając się do funkcji czegoś na kształt klubu społecznego. Niektórzy jednak „Klansmeni” reagowali agresywnie na ohydne zbrodnie, a już na pewno te, ofiarą których padały kobiety i dzieci. Pamiętać bowiem należy, że Klan miał swoisty kod honorowy uświęcający kobiecość i macierzyństwo. Na przykład gwałt na kobiecie uważał za najgorszą z najgorszych zbrodni. Złapany „in flagranti” przestępca nie mógł liczyć na miłosierdzie, lecz brutalny lincz. Sprawę załatwiano w gronie lokalnych społeczności. Inna sprawa, że ginęli również niewinni ludzie – ofiary pomyłek, pomówień i rasowych uprzedzeń.

Jak wspomniałem wyżej, trzecia „Era” Klanu narodziła się w późnych latach 50-tych XX w. w związku z żądaniami zniesienia segregacji rasowej. Ale to już inna historia. Pozostawiam ją p. Natalii Dueholm,dla której strach jest naturalnym wrogiem.

Dariusz Ratajczak
http://www.nacjonalista.pl/2010/06/30/dariusz-ratajczak-ten-okropny-ku-klux-klan.html

Na prośbę czytelnika podkreślamy, iż slowo „zmarły” winno brzmieć raczej „zamordowany”. – dopisek admina 12.7.2010

Posted in Różne | 8 Komentarzy »

Dr Dariusz Ratajczak – wywiad z żołnierzem Waffen SS

Posted by Marucha w dniu 2010-07-12 (Poniedziałek)

Publikujemy świetny wywiad, który ś.p. dr Ratajczak przeprowadził kilka lat temu z niejakim Martem, estońskim ochotnikiem i weteranem Waffen SS. Rozmowa prowadzona była w prostym, żołnierskim języku; jest pełna szczerych i śmiałych refleksji, przez co lektura staje się wyjątkowo przyjemna. Polecamy.

DR: Witaj Mart! Walczył pan w Waffen SS?
M: Tylko za Ojczyznę. Moją Ojczyzną jest Estonia.

DR: Jak pan wspomina wkroczenie Sowietów do Estonii w czerwcu 1940 r.?
M: Piekło, moi rodzice, dobrze sytuowani mieszczanie z miejscowości Paida, trafili na Sybir – już nie powrócili. Ja wtedy ukrywałem się z bratem. Jakoś daliśmy radę.

DR: Dużo było kapusiów wśród Estończyków?
M: W swej masie są zbyt małomówni, jak bracia – Finowie, by być kapusiami. Ale szmat trochę było. Takie czasy. Kurewstwo znosi narodowość. Inna sprawa, że podobnie jest z bohaterstwem.

DR: Jest lato 1941, wkraczają Niemcy, co pan wtedy czuł, jak zachowywała się ulica?
M: Trudno zapomnieć, kwiaty na czołgach, to byli rycerze z wyśnionej bajki, ładnie wyglądali, odpowiadali estońskiemu poczuciu porządku. Niemieccy pancerniacy mówili nam, że teraz mamy wolność. Byłem sceptyczny, ale to było wytchnienie. Azja poszła precz. Zresztą w czasie odbijania Estonii z rąk sowieckich – Niemców wspierało 12-15 tysięcy moich rodaków.

DR: Mówi pan o „leśnej braci”
M: W rzeczy samej.

DR: Czy podczas wkraczania wojsk niemieckich do Estonii pana rodacy, wzorem Litwy i Łotwy, dopuścili się gwałtów lub morderstw na Żydach ?
M: W Estonii Żydów praktycznie nie było – najwyżej 4 tysiące (podczas rządów niemieckich zginęło ok. 900 – DR). To jest w ogóle wielkie nieporozumienie. Nas, Estończyków, wtłacza się w formułę „narody bałtyckie” tudzież „Bałtowie”. Tymczasem my jesteśmy Ugrofinami, taką południową flanką Skandynawii. W gruncie rzeczy nawet dzisiejszy Sankt Petersburg to nasza ziemia, konkretnie braci Ingrelów, których pozostało pewnie z 1.000 (słownie: tysiąc – DR). Podkreślam to, bo moja mama była Ingrelką (polski termin: Inżorka – DR).
Nie wiem, jak tam było w Litwie i Łotwie, gdzie społeczność żydowska była o niebo liczniejsza, jednak wiem i to, że Łotysze są świetnymi żołnierzami. Koledze odstrzelono prawą rękę, to pruł do „iwanów” z lewej. Potem go Sowieci zarąbali saperkami. To był mój kolega, Łotysz. Strasznie dzielny naród. Kolega… Przyjaciel. Już nie poznam jego grobu. Zawsze się za niego modlę. Biblię miał w jednym palcu i powtarzał, że walcząc teraz zmazuje hańbę zbyt wielu swoich rodaków angażujących się w 1917 r. w rewolucję bolszewicką.

DR; Walczył pan nad Narwą, historycy wojskowości (zresztą nieliczni) piszą, że to było piekło. Jak pan wspomina tamte czasy?
M: Nie piekło, ale piekło piekieł. Szatański koncert. Broniliśmy Ojczyzny. Proszę sobie wyobrazić, że pod koniec 1944 r. 100 tysięcy Estończyków aktywnie broniło Ojczyzny przed Sowietami. 100 tysięcy rozsianych w różnych formacjach, w tym 10 tysięcy w estońskiej dywizji SS.
Generalnie „iwany” dostały straszliwie w dupę. Wczesną wiosną 1944 siedem dywizji naszych i niemieckich wybiło 120 tysięcy „krasnoarmiejców”, przy stratach własnych: 20 tysięcy. Po twardych walkach ewakuowałem się z Estonii dopiero wczesną jesienią tego samego roku, czyli wtedy, gdy Rosjanie już byli nad Wisłą, jak mi pan podpowiada. Nie mieliśmy szans, dysproporcje sił były tragiczne: 10:1. Widzi pan, to jest tak: grzejesz lufę, nawet na ramieniu kolegi, robisz co możesz, a Sowieci idą i idą. Istna szarańcza. Tamci Rosjanie to dzisiejsi Chińczycy. Strasznie cierpieliśmy, ale to słodkie cierpienie, zwłaszcza za Ojczyznę, która jest taka mała, że się zna niemal każdą mieścinę.

DR: Cierpiały narody Europy… Przez was…
M: Szczerze mówiąc, miałem wtedy i mam teraz w dupie narody Europy, szczególnie za ich wcześniejszą postawę wobec sowieckiej agresji na Estonię z 1940 r. Czy ktoś wtedy pomógł mojemu Krajowi? Ja tylko myślałem o Estonii, no i o tym, aby zachować tyłek w całości. Nie byłem nigdy agresorem, lecz ofiarą. Ofiara ma prawo do obrony.

DR: Braliście jeńców?
M: Garściami, poza tym było wielu dezerterów, nawet po przełamaniu frontu. Jeden taki trafił do mojego plutonu. Gnojek przeżył wojnę, podobno mieszka w Kanadzie i robi za ukraińskiego patriotę. Sowieci jeńców nie brali, przynajmniej u wrót Estonii.

DR: Jakie były stosunki między wami, Estończykami, Łotyszami et cetera a Niemcami?
M: Różnie bywało. Ideologicznie to był gnój, pamiętam taką pogadankę o narodowo-socjalistycznej kobiecie. Debilizm, rechotaliśmy przez dwa dni. Z wojskowego punktu widzenia Niemcy byli bardzo profesjonalni.

DR: Ale jednak traktowali was inaczej?
M: No w końcu jestem Estończykiem, a nie Niemcem. Ale poważnie… Ten hitlerowski chłam to zawsze miałem w czterech literach. A na froncie, jak na froncie… U Niemców zawsze uderzało mnie to, że nie pozostawiają kolegów w potrzebie. Sam tego doświadczyłem. Przez gapiostwo, tak to teraz oceniam, znalazłem się w strefie niczyjej, takim „no man’s land”. Walą Sowieci, walą Niemcy. Myślę – koniec. Aż tu nagle pełznie do mnie Berlińczyk w takich komicznych okularach a’ la butelka i wyciąga mnie z tego „szajsu”. I częstuje herbatą. Herbatą! W Sowietach – nie do pomyślenia. Kolega z Wehrmachtu, Heinz, opowiadał mi taką historię… Otóż w lipcu 1944 r. bronił Wilna przed Sowietami. Teraz, od pana wiem, że miasto atakowali również polscy patrioci, bo to w końcu wasze miasto (czasowo litewskie – DR). No więc Heinz siedzi w tym Wilnie, a z nieba (zrzuty – DR) dostaje żarcie na co najmniej tydzień. Ja myślę, że to była taka zwykła niemiecka solidność, już bez względu na to, czy ktoś jest hitlerowcem, czy też chłopem od pługa.

DR: A propos Polaków: czy miał pan „przyjemność” na froncie z moimi rodakami?
M: Nie, w żadnym przypadku. Wiem tylko z opowiadań kolegów, że to byli dobrzy żołnierze, brali jeńców i palili papierosy w takich dziwnych ”lufkach”. Już nawet nie pamiętam, kto mi to powiedział. Ogólnie, Polacy są w porządku. Dla mnie Polska to w zestawieniu z Estonią niemal kontynent. No i chyba wspólnie mamy coś do powiedzenia „iwanom”.

DR: Rosjanom, znaczy się?
M: „Iwanom”!

DR: A, dajmy na to, co pan sądzi o Francuzach?
M: Mówię po żołniersku, opierając się na przekazach kolegów: gnojki i tchórze. Nawet ta ich operetkowa Legia Cudzoziemska. Byle facet z Wehrmachtu dałby sobie radę z tymi „Rambo”, czyli kmiotami z odzysku. Ja już nie wspominam o Waffen-SS.

DR: Ale wojnę wygrali…
M: Francuzi przegrali I wojnę światową, bo się do cna pozbyli młodych mężczyzn. A potem nastąpiła kompromitacja: II wojna światowa. To społeczność dekadentów. Wino, marskość wątroby i armia kolorowych piłkarzy.

DR: Nie mogę nie zadać tego pytania: dlaczego właśnie estońskie Waffen-SS? Przecież nawet nad Narwą mógł pan wybrać „Schutzmannschaft”, policję polową…, no, co tam pan chce…?
M: Kompletny przypadek. Równie dobrze mogłem być w Wehrmachcie lub jakiejś estońskiej samoobronie. Nie myślałem wtedy o takich sprawach.

DR: Z wojskowego punktu widzenia, jakby pan ocenił „bitność” poszczególnych armii podczas II wojny światowej?
M: „Iwany” były niezłe, ale to dzicz i hołota, Azja. Żołnierz-niewolnik. Oczywiście najlepsza była armia niemiecka. No, ale siła „dobrego na złego”. Tak, Szkopi są dobrzy…, to znaczy byli, bo to teraz, jak wszędzie, fajtłapy. Oni chyba dopiero teraz przegrywają ostatecznie swoją wojnę. Ja tylko czekam, jak Turek zostanie kanclerzem Niemiec.

DR: Czy w pana oddziale była posługa kapłańska?
M: Tak, był pastor, ale Sowieci odstrzelili mu pół głowy. Bez względu na narodowość i rasę każdy żołnierz, wierzący lub niewierzący, i w każdym czasie, modli się. Tak było i będzie, bo Bóg istnieje. Inna sprawa, że w obliczu śmierci nawet niepalący zaciągnie się skrętem. Iluż takich gości widziałem.

DR: Wygrał pan swoje życie?
M: Moje życie po 1945 r. to cholerna, jałowa amerykańska emigracja. Długa jak reformy damskie z XIX wieku. A jednak wróciłem. Estonia jest wolna. I tylko o to chodzi.

DR: Jak Pan ocenia przyszłość Estonii?
M: Myślę, że za 20 lat poziom życia Estończyków będzie wyższy niż w Finlandii.

DR: Ambitny plan.
M: Realny, zawsze byliśmy lepiej zorganizowani i bardziej pracowici od naszych braci z północy. Poza tym, na mój gust, oni za dużo piją wódki i stali się wygodniccy.

DR: Dziękuję za rozmowę.

http://www.nacjonalista.pl/2010/07/09/dr-dariusz-ratajczak-wywiad-z-zolnierzem-waffen-ss.html

Posted in Historia | 15 Komentarzy »

O tych, którzy przeżyli obozy

Posted by Marucha w dniu 2010-07-12 (Poniedziałek)

Szanowna Pani/Panie

Nazywam się Alexander McClleland i jestem australijskim weteranem II wojny światowej, zaklasyfikowanym jako „kompletny inwalida” i były więzień obozu koncentracyjnego.

Mając 19 lat zgłosiłem się na ochotnika do australijskiej piechoty i walczyłem w Północnej Afryce i na Krecie, gdzie bylem ranny i gdzie dostałem się do niewoli. Mogłem spędzić resztę wojny jako jeniec wojenny (POW) ale moje próby ucieczki „zyskały” mi w efekcie miejsce w obozie koncentracyjnym TEREZIN, niedaleko żydowskiego getta/miasta Theresinestadt w Czechosłowacji.

Moje osobiste przeżycia zamieściłem w książce ”Odpowiedź – sprawiedliwość”. W 1965 roku brałem udział w nagrodzonym ale – z historycznego punktu widzenia bardzo niedokładnym – programie dokumentalnym o obozie w Theresienstadt zatytułowanym „Gdzie śmierć się uśmiecha”.

Mojej renty inwalidzkiej nie zawdzięczam poważnym ranom jakie odniosłem w czasie walk na Krecie. Swoje inwalidztwo zawdzięczam nieludzkiemu traktowaniu, jakiemu byłem poddany w obozie koncentracyjnym. Popularna opinia, ze Niemcy mieli wystarczająco dużo ludzi, aby obsadzić nimi obozy koncentracyjne, jest fałszem. NIEMIECCY ŻOŁNIERZE PILNOWALI TYLKO NAJBARDZIEJ ZEWNĘTRZNEGO PASA ZASIEKÓW, my – więźniowie bardzo rzadko widzieliśmy żołnierzy niemieckich; dlatego to nie Niemcy bili i katowali mnie codziennie.

Nie. Codzienne bicie, które uczyniło mnie kompletnym inwalidą zawdzięczam dwóm innym więźniom nazywanym: KAPO.

Kapo (skrót od CA-mp PO-lice, policja obozowa) mieli dodatkowe przywileje takie jak oddzielny pokój jak również posiadali władze. Na przykład – od nich zależało kto zostanie skierowany do izby chorych lub dostanie przepustkę do obozowego domu publicznego. Z braku zdyscyplinowanych Niemców Kapo byli panami życia i śmierci.

Dwaj KAPO, którzy codziennie znęcali się nade mną, używając bardzo ciężkiej drewnianej palki, która nazywali „Pan Doktor”, byli więźniami. Obaj byli ŻYDAMI. Jeden z Węgier i drugi, z tego co pamiętam – z Ukrainy. Bylem świadkiem tego, ze obaj ci Kapo wyciągali bezbronnych więźniów z ich cel na plac apelowy i mordowali bijąc drewnianym „Panem doktorem”.

Dlatego dzisiaj, jeśli spotkam kogoś, kto też przeżył obóz, patrzę mu bardzo uważnie w oczy, żeby zobaczyć jakiego rodzaju „byłymi więźniami” są ci, których spotkałem. Czy byli takimi więźniami jak ja, czy należeli do tej kategorii, która przeżyła wojnę tylko dlatego, że znęcała się nad innymi więźniami gorzej, niż robili to Niemcy.

W gruncie rzeczy to niemiecki żołnierz był osobą, która uratowała mi życie, wtedy gdy żydowscy KAPO po pobiciu mnie wysłali mnie do pracy z groźnie zainfekowana noga. SS-man przechodząc obok zobaczył kolegów pomagających mi, podszedł i oddal mi swój „opatrunek osobisty”.

Z tego powodu właśnie patrze uważnie w oczy spotkanych „byłych więźniów”, ponieważ wiem doskonale, ze nie wszyscy, którzy przeżyli obozy byli tylko „niewinnymi ofiarami”. Wiem, że masa więźniów była nieludzkimi i brutalnymi kryminalistami. Nigdy nie powiedziano światu prawdy o niemieckich obozach. Wszystko co słyszymy to tylko to, jacy źli byli ci Niemcy i jak źle traktowali ich więźniów. Bylem więźniem 8 obozów dla jeńców wojennych i jednego obozu koncentracyjnego dlatego odpowiedzcie sobie sami na pytanie kto zna prawdę: ja czy mass media?

Z poważaniem
Alexander McClelland
Toronto
NSW

Źródło: Polska Walcząca
Tłumaczenie: Jerzy Ulicki-Rek

Trywialna uwaga admina: jedyną prawdę znają sami Żydzi i prawda ta jest chroniona przez policje, prokuratury i sądy.

Żydowskie kapo w obozie w Bełżcu

Posted in Historia, Różne | 5 Komentarzy »

Rewolucyjny Żyd czyli kto kontroluje przemysł pornograficzny

Posted by Marucha w dniu 2010-07-12 (Poniedziałek)

W czasie gdy na pierwszych stronach gazet pojawiła się wiadomość o zaangażowaniu żydowskiego gubernatora stanu Nowy Jork, Elliota Spitzera w działalność gangu prostytucyjnego oraz oczywiście o korzystaniu z usług luksusowych call-girls [1], warto zapoznać się z mało znanymi faktami ukazującymi prawdziwe oblicze przemysłu pornograficznego w USA. Warto rzucić snop otrzeźwiającego światła na najważniejsze zagadnienie dotyczące zastraszającego rozwoju tego przemysłu, a przede wszystkim na stosunki własnościowe poszczególnych firm tego “rozrywkowego” segmentu. W skrócie, warto odpowiedzieć na proste pytanie: kto zorganizował ten przemysł w Stanach Zjednoczonych, kto nim sterował w przeszłości i kto jest niemal wyłącznym właścicielem dzisiaj. Aby zrozumieć determinację z jaką – dzisiaj już nie tylko poszczególni właściciele, ale i potężne lobby pornograficzne – coraz intensywniej zalewają społeczeństwo swymi produktami, należy koniecznie odpowiedzieć na pytanie: jakimi motywami kierują się twórcy tego przemysłu.

Z pomocą przychodzi lektura opracowania opublikowanego na łamach żydowskiego pisma The Jewish Quarterly [2], w którym autor, prof. Nathan Abrams, wykładowca współczesnej historii Ameryki na szkockim uniwersytecie w Aberdeen, pisze wprost, iż: “Jakkolwiek Żydzi stanowią zaledwie dwa procent amerykańskiej populacji, są prominentnie obecni w przemyśle pornograficznym”. I rzeczywiście, tak jak i w innych gałęziach tzw. przemysłu rozrywkowego, a także w mediach, finansach, zawodach prawniczych, osiągnęli wpierw wyraźną nadreprezentację, a później większość i w końcu niemal całkowitą kontrolę, deprawując chrześcijańskie społeczeństwa.

Zaangażowanie Żydów w pornograficzny przemysł filmowy oraz szerzej, w rozbudowany system burdeli działających a Stanach Zjednoczonych, datuje się od początków tego kraju. Tak samo jak w innych czasach i miejscach na świecie, żadna inna grupa etniczno-religijna nie przyczyniła się bardziej do tak ogromnego rozwoju destrukcyjnych przywar społeczeństw.

Jak pisze prof. Abrams: “Być może wolelibyśmy udawać, że ten zdefiniowany etnicznie problem przemysłu filmów XXX [ang. triple-exthnics] nie istnieje, jednak nie możemy uniknąć faktu, iż zeświecczeni Żydzi odgrywali (i dalej odgrywają) nieproporcjonalnie wielką rolę w całym przemyśle filmów pornograficznych w Ameryce. Zaangażowanie żydowskie w pornografię ma swoją długą historię w Stanach Zjednoczonych i właśnie Żydzi pomagali w przemianie tej egzystującej dotychczas na skraju społeczeństw subkultury, tworząc z niej główną tkankę Ameryki.”

Żydowscy właściciele i aktorzy

Zaangażowanie żydowskie w przemysł pornograficzny można podzielić na dwie grupy: właścicieli i twórców oraz wykonawców-aktorów. Z uwagi na perspektywę wielkich zarobków, możliwość kontroli nad ludźmi i upragnionej destabilizacji społeczeństwa chrześcijańskiego, osadnicy żydowscy w Ameryce szybko zainteresowali się tym rynkiem. Jak stwierdza Autor opracowania: “Wielu dilerów rozprowadzających gadżety erotyczne i książki pornograficzne w latach 1890-1940, byli imigrantami żydowskimi o niemieckich korzeniach.”. Podobnie ujmuje to Jay A. Gertzman w książce wydanej przez wydawnictwo Uniwersytetu Pennsylvania [3] pisząc, że w tamtych czasach “Żydzi byli głównymi dystrybutorami gallantiana, czyli książek z erotycznymi kawałami, balladami i literaturą erotyczną, oraz tzw. awangardowych noweli i [pseudonaukowych] wywodów na temat “seksuologii””.

Przed wojną i krótko po jej zakończeniu, gdy Hollywood liczył się jeszcze z opinią katolików, gdy obowiązywała jeszcze presja Legionu Przyzwoitości (Legion of Decency) [4], podejmowane były jedynie pokątne próby obejścia systemu i przemysł pornograficzny tkwił na obrzeżach chrześcijańskiej tkanki społecznej. Dopiero “rewolucja moralna”, idealnie zsynchronizowana czasowo i korzystająca z owoców posoborowej degrengolady w Kościele, co bezpośrednio rzutowało na kondycję społeczną, pozwoliła na wypłynięcie szumowin na zewnątrz.

Twórcy, organizatorzy, przywódcy i wykonawcy tej kolejnej rewolucji, tak jak i wielu poprzednich rewolucji przemieniających oblicze cywilizacji, w nadreprezentatywnej liczbie pochodzili z żydowskiej diaspory. W przemyśle pornograficznym w latach powojennych jedną z najbardziej znaczących postaci był Reuben Sturman, nazywany z racji swych wpływów i zasięgu “Waltem Disneyem Pornografii”. Wykorzystując swoiście żydowskie cechy – tak wyraziście opisane w powieściach np. Juliana Ursyna Niemcewicza, Józefa Ignacego Kraszewskiego czy (w mniejszym stopniu, bo zaślepionej utopijną ideą skuteczności “asymilacji” Żydów) Elizy Orzeszkowej – budował imperium zła, by, jak stwierdza Departament Sprawiedliwości USA, w latach 1970 kontrolować większość produktów pornograficznych.

Sturman, syn rosyjskich Żydów, początkowo sprzedawał komiksy, lecz później zorientował się, że największe pieniądze znaleźć można rozbudzając ludzkie żądze najniższego szczebla, zajął się więc sprzedażą literatury pornograficznej, z czasem opanowując ten rynek niemal całkowicie. Już w połowie lat 70-tych stał się właścicielem ponad 200 księgarń “tylko dla dorosłych” – specyficznych miejsc, w których można i przejrzeć literaturę i obejrzeć film i zaglądnąć przez peephole, a z pewnością i wiele więcej. Jak oceniał Time Magazine, w początkach lat 90-tych Sturman zarabiał na czysto rocznie około 300 milionów dolarów. O żydowskim zaangażowaniu w przemysł pornograficzny prof. Abrams pisze bez ogródek: “Sturman nie tylko kontrolował przemysł pornograficzny, on był tym przemysłem”. Sturman zakończył życie w więzieniu, gdzie przebywał skazany w 1997 roku za manipulacje podatkowe, jednak nie przeszkodziło to jego synowi – Davidowi, na kontynuowanie i dalszą rozbudowę “rodzinnego biznesu”.

Dzisiejszym wcieleniem Reubena Sturmana jest kolejny Żyd w tym szczególnym przemyśle – 48-letni Steven Hirsch, określany już nie jako “Walt Disney Porn”, lecz “Donald Trump Porn”. Steven, tak jak i David Sturman, przejął po swoim ojcu kierowanie “rodzinnym biznesem” i szefuje największą na świecie korporacją produkującą filmy porno – Vivid Entertainment, zwaną ze względu na dochody i zasięg “Microsoftem świata porno”. Kontynuując “tradycję” żydowskich środowisk rewolucyjnych mających jeden jedyny cel: zniszczenie chrześcijańskiego porządku społecznego, firma Vivid intensywnie kreuje nowe rynki patologii, tym razem wprowadzając i upowszechniając segment filmów “gejowskich”. A doskonale obserwując autodestrukcyjne zachowanie się społeczeństw zachodnich o rodowodzie chrześcijańskim, Vivid zręcznie wpisał się w nie oferując również tzw. reality-show, które jak tsunami ogarnęły wszystkie telewizje świata, a poprzez koncerny ITI i Polsat (nb. firmy założone i prowadzone przez Żydów o rodowodach komunistyczno-SB-ckich), rozpowszechnione zostały również i w Polsce.

“Żydzi odgrywali (i dalej odgrywają) nieproporcjonalnie wielką rolę w całym przemyśle filmów pornograficznych w Ameryce.” – Prof. Nathan Abrams.

Obok właścicieli, producentów i stręczycieli żydowskich, drugą grupą przemysłu pornograficznego są sami “aktorzy” występujący w filmach. Jak stwierdza prof. Abrams: “Żydzi stanowią większość aktorów występujących w filmach pornograficznych tworzonych w latach 1970-1990, a Żydówki znaczącą liczbę porno-stars“. Jednym z “królów” tego aktorstwa jest Ron Jeremy, dziś 55-latek, który wystąpił do tej pory w ponad 1600 filmach pornograficznych i sam nakręcił ich ponad setkę. Jeremy, wychowany w żydowskiej rodzinie na nowojorskim Queens’ie, wniósł do tego typu filmów postać na pozór dziwnego uwodziciela: owłosionego, odpychającego grubasa, który jednak z łatwością znajduje partnerki, często tuzinami wskakujące do łóżka. To nie przypadek, że Żydzi określają rolę Jeremy’ego jako nebbishy, co w pierwowzorze języka jidisz znaczy: nieszczęśliwiec-Słowianin.

Przeciwieństwem grubego Rona jest inny żydowski aktor – 43-letni Adam Glasser, wysportowany, przystojny, były właściciel siłowni w Los Angeles. Glasser, nowojorski Żyd, występujący pod pseudonimem Seymore Butts, “jest dzisiaj prawdopodobnie najbardziej znanym żydowskim potentatem przemysłu porno” – ocenia prof. Abrams. Jego studio, Seymore Inc. produkuje corocznie kilkadziesiąt filmów, specjalnie pozorowanych jako amatorskie zdjęcia, które mają podobno przysparzać większej autentyczności. Rozprowadza swoją produkcję poprzez system franczyz, a w firmie zatrudnia również… swoją matkę oraz kuzyna. Od roku 2003 Glasser wraz ze swoją rodzinką występują w największych stacjach telewizyjnych świata w niezwykle popularnym (albo lepiej: na siłę popularyzowanym) programie “reality-show” Family Business. Ta swoista soap-opera po raz pierwszy emitowana w Kanadzie w sieciach The Movie Network, Movie Central i Showcase Television, rozprzestrzenia się po świecie, ogarniając ostatnio Channel 4 w Wielkiej Brytanii i FX w Ameryce Łacińskiej.

Prof. Abrams w swoim opracowaniu ukazującym zaangażowanie się Żydów w tworzenie i rozwój przemysłu pornograficznego, niestety wpada w pułapkę próbując wyjaśnić przyczyny tego typu zachowania swoich braci. Tłumaczy on, że “Żydzi zaangażowali się w przemysł pornograficzny z tego samego powodu, co inni współwyznawcy ich wiary angażując się w główny nurt Hollywoodu. Te dziedziny przemysłu pociągnęły ich głównie dlatego, że po prostu przyjęto ich tam. Jako dziedziny nowe, nie były jeszcze obarczone restrykcyjnymi przepisami, tak często obowiązującymi w innych dziedzinach życia. W pornografii bowiem nie było dyskryminacji przeciwko Żydom.” To wysoce nieprawdziwe tłumaczenie może z łatwością obalić każdy kto uczciwie zainteresuje się stosunkami własności i realnych wpływów w początkach XX wieku, kiedy to wszystko po kolei: od systemu bankowego po media były stopniowo opanowywane przez diasporę żydowską. Już poczciwy Henry Ford Senior w swojej książce z 1919 roku pt. Międzynarodowy Żyd pisał i dalekowzrocznie przestrzegał przed pogłębianiem się tego niebezpiecznego dla Ameryki zjawiska.

Po tym samousprawiedliwiającym faux pas profesora, pada jednak celne podsumowanie. Abrams pisze, iż: “przemysł pornograficzny wymagał czegoś, czego Żydzi mieli pod dostatkiem: hucpy“. Rzeczywiście, tej przebiegłej śmiałości, buty, chamstwa, cwaniactwa, bezwzględnej przebojowości, diabelskiego sprytu – czyli tego co mieści się w pojęciu hucpy, rewolucyjnemu Żydowi nigdy nie brakowało. Swoje nadzwyczajne zdolności marketingowe, praktykowane przez setki lat w rolach pośrednika bankowego, handlarza, lichwiarza i innej pijawki społecznej, rewolucyjny Żyd skrzętnie wykorzystał w Ameryce – nowej krainie szczęścia, krojonej na miarę potrzeb wyzyskiwaczy. Wpisał się on doskonale w nowe warunki, tym razem w pogoni za oferowanym “amerykańskim snem” o bogactwie. W tej pogoni za pieniądzem zdobywanym bez względu na podstawowe zasady uczciwości czy obowiązujące prawo, przy odrzuceniu prawa naturalnego a nawet wykładni Tory, przylgnął on mocniej do wskazówek talmudycznych. W tym też wymiarze należy odbierać usprawiedliwiające wypowiedzi przywódców żydowskich, którzy najwyraźniej nie widząc niczego złego w przemyśle pornograficznym, twierdzą, że był on tylko kolejnym segmentem osiągnięcia wysokich korzyści. Jak wyznał szef “Ligi Przeciwko Zniesławieniu”, Abraham H. Foxman: “Ci Żydzi, którzy zasilili przemysł pornograficzny, uczynili to jako osoby pragnące osiągnąć American dream“.

Ci sami co deprawując społeczeństwo amerykańskie bełkoczą o “American Dream”, wczoraj – w Polsce, krainie “żydowskiego raju”, budowali z kupiecką przebiegłością swoje wpływy. Jak ujął to patrząc bystrym okiem Józef Ignacy Kraszewski w powieści pt “Żyd”, opisujący warszawskich “zasymilowanych” Żydów kalkulujących wyniki Powstania styczniowego: “W każdym narodzie musi się wyrobić po nad masy jakaś inteligencya i rodzaj arystokracji… my jesteśmy materyałem gotowym… zawładniemy krajem. Panujemy już przez giełdy i przez wielką część prasy nad połową Europy… Ale naszem właściwem królestwem, naszą stolicą, naszem Jeruzalem będzie Polska. My będziemy inteligencyą, arystokracyą, my tu rządzić będziemy. Kraj ten należy do nas… Jest nasz…”.
Plany wobec Polski historia tymczasowo przekreśliła, lecz mająca-być-chrześcijańską Ameryka, przerobiona na masońskie Imperium, stała się nowym Paradis Judeaorum.

Zniszczenie Chrześcijaństwa – celem Rewolucyjnego Żyda

Rewolucyjny Żyd tworzący nowoczesny przemysł pornograficzny, tak jak i wiele innych plag społecznych, samodefiniował się przywdziewając co najmniej jeden element wielopoziomowej tożsamości: etnicznej, rasowej, kulturowej czy religijnej. Jeśli zaprzestał być “Żydem religijnym”, to tliła się w nim nostalgia za wiarą przodków, jeśli odrzucał i wiarę ojców, to definiował się kulturowo, a jeśli wszystko odrzucił, to pozostawał w kręgu podobnych sobie rewolucyjnych dusz pragnących anarchicznej zmiany zastanego porządku. Ta mozaika postaw koegzystuje również w przemyśle pornograficznym: od Sturmana, który wyraźnie określał się jako Żyd i hojnie łożył na żydowskie cele “charytatywne”, przez Richarda Pacheco (prawdziwe nazwisko Howard Marc Gordon) – kolejnego Porno-star, który zapragnął nawet być studentem rabinicznym, po dziesiątki etnicznych Żydów zamieniających łatwo Jahwe na Mamonę.

“Żydowskie zaangażowanie w przemysł porno jest rezultatem atawistycznej nienawiści do chrześcijańskiego autorytetu.” – Prof. Nathan Abrams

Pozostaje teraz zastanowić się nad prawdziwymi celami zaangażowania się rewolucyjnego Żyda w przemysł pornograficzny, w tym ten najnowocześniejszy: kolosalnie wielki, wlewający się do każdego domu przez sieć internetową. Jak pisze prof. Adams “niezaprzeczalnie istnieje w żydowskim zaangażowaniu się w przemysł pornograficzny element rebelii.” Samo istnienie zakazu wynikającego ze zdrowo pojętych norm społecznych, stanowi dla rewolucyjnego Żyda element przyciągający. Zwykła natura zakazu jest dla niego magnesem. Przełamując normy, likwidując zakazy, niszcząc porządek, wprowadzając anarchię i nieład, rewolucyjny Żyd zręcznie wciągał w krainę zła swego przeciwnika. Jak pisze dr E. Michael Jones – cytowany również przez prof. Abramsa – wydawca miesięcznika katolickiego Culture Wars (i właściwie twórca określenia “Rewolucyjny Żyd”) żydowscy porno-właściciele i porno-aktorzy wciągali do swego biznesu młode dziewczyny, skupiając się właśnie na uczennicach katolickich szkół. Z szatańskim upodobaniem zapragnęli uwieść katolickie shiksy.

Tak jak Abe Foxman usprawiedliwia rewolucyjnego Żyda, tak Luke Ford, ortodoksyjny Żyd specjalizujący się w opisywaniu przemysłu pornograficznego, szczerze stwierdza, że: “Porno [w wykonaniu Żydów] jest po prostu ekspresją rebelii przeciwko standardom, przeciwko dyscyplinie życia.” Upragniona wizja rozpalenia wielkiego pożaru, który pochłonie zastany porządek, odepchnie reguły – również tego “Żyda religijnego” – i nade wszystko zniszczy chrześcijański ład, staje się celem samym w sobie. Luke Ford pisze, że żydowscy aktorzy filmów porno często mówią o “radości bycia anarchistą”. Prof. Abrams konkluduje: “Żydowskie zaangażowanie w przemysł porno jest rezultatem atawistycznej nienawiści do chrześcijańskiego autorytetu. [Zaangażowani w przemysł XXX] Żydzi próbują osłabić dominującą w Ameryce kulturę chrześcijańską poprzez działalność wywrotową przeciwko moralności.”

Najdobitniej stwierdził to Al Goldstein, wydawca pornograficznego pisma Screw, założonego w 1968 roku jako konkurencja dla Playboya: “Jedynym powodem, dla którego Żydzi są w biznesie pornograficznym, jest to, że wydaje nam się, iż Chrystus jest do kitu [w oryginale: sucks, co ma bardziej obraźliwe znaczenie], katolicyzm jest do kitu. Nie wierzymy w autorytaryzm”.

Pornografia w wykonaniu rewolucyjnego Żyda jest zatem sposobem walki z kulturą chrześcijańską, co przyznaje i prof. Abrams. Pisze on również, że “Tak jak Żydzi nadreprezentatywnie uczestniczyli w radykalnych ruchach, tak i teraz nadreprezentatywnie obecni są w przemyśle pornograficznym. Żydzi w Ameryce są rewolucjonistami seksualnymi. Duża liczba tego typu materiałów – książek, broszur, artykułów, scenariuszy – została napisana przez Żydów. Ci, którzy spowodowali, że Ameryka zaadaptowała liberalne spojrzenie na seks – byli Żydami. Żydzi byli również przywódcami tzw. seksualnej rewolucji lat 60-tych, gdy obowiązkowe lektury Marxa, Trockiego i Lenina zamienione zostały na pisma Wilhelma Reicha, Herberta Marcuse’a i Paula Goodmana.”

O roli Żydów w przemyśle pornograficznym, przyznaje też rabin Samuel H. Dresner, który stwierdza, że “Żydowska rebelia rozpoczęła się na wielu poziomach, jedną z nich była prominentna rola Żydów jako obrońców eksperymentów [rewolucji] seksualnej.”

Profesor Abrams pisząc swój tekst wyraża nadzieję, że choć po części ukaże on “ten zaniedbany [czytaj: ukrywany przed opinią publiczną] temat amerykańsko-żydowskiej kultury masowej”, i zapytuje retorycznie: “Dlaczego, w świetle relatywnie liberalnego postrzegania spraw seksu przez Żydów, wstydzimy się roli Żydów w przemyśle pornograficznym?”

“Tak jak Żydzi nadreprezentatywnie uczestniczyli w radykalnych ruchach, tak i teraz nadreprezentatywnie obecni są w przemyśle pornograficznym.” – Prof. Nathan Abrams

Pytanie to należałoby ustawić w odpowiednich proporcjach, gdyż mizerna wiedza społeczeństw o zaangażowaniu Żydów w kontrolę tego wstydliwego przemysłu, wynika bezpośrednio z totalnej kontroli mediów przez baronów żydowskich. Jak stwierdza szczerze żydowski krytyk filmowy, Michael Medved: “Nie ma żadnego sensu aby próbować zaprzeczać rzeczywistości o żydowskiej sile i prominentnej obecności w popularnej kulturze. […] Nawet Marsjanin oglądający amerykańskie media [przepojone tematyką żydowską i promujące żydowski punkt widzenia] byłby zaskoczony dowiadując się, że mniej niż co 40 Amerykanin jest Żydem.” [5]

Tak więc z jednej strony przesycenie mediów żydowskimi aktorami, scenarzystami, dziennikarzami, nie mówiąc już o producentach, a z drugiej całkowita cisza, a często i zaprzeczenie, gdy chodzi o autentyczną żydowską potęgę kontrolującą media i trzymającą w nieświadomości społeczeństwo amerykańskie. Z jednej strony obecność Wolfe Blitzera, Barbary Walters, Mike’a Wallace, Teda Koppel, Larry Kinga (czyli Lawrence Harvey Zeigera), by wymienić tylko kilku z brzegu najbardziej widocznych, a od strony “koszernej kuchni”: Michaela Ovitz, Stevena Spielberga, Davida Geffen, Jeffrey Katzengberg, Lewa Wasserman, Sidney Sheinberg, Barry Diller, Gerald Levin, Herbert Allen – a z drugiej zupełna cisza o prawdziwych problemach trawiących Amerykę (jak i resztę świata). Nie ma informacji o nadreprezentatywnej roli Żydów w przemyśle narkotykowym (niemal 100 procent silnej substancji Ecstasy pochodzi z Izraela i jest rozprowadzana po świecie również przez chasydzkich “bogobojnych” młodzieńców), nie ma mowy o kolejnej specjalności żydowskiej – przemyśle aborcyjnym, nikt nie ma prawa dowiedzieć się o przekrętach dokonywanych przez żydowskich prawników i finansistów (gdzie jest film o Ivanie Boesky czy Michaelu Milkenie?!), wreszcie – nie słychać nic o władcach przemysłu pornograficznego. Z telewizji i ekranów filmowych sączy się za to nieustannym strumieniem propaganda holokaustu, dominują jednostronne i wybielające informacje o Izraelu, a nade wszystko montowane są z coraz większą siłą ataki na podstawy bytu chrześcijańskiego, ze szczególną szatańską mocą koncentrując się na Kościele katolickim. Ten Kulturkampf, mający już 2000 lat, nasila się coraz bardziej i przez potęgę Mamony i zaaplikowanie moralnej destrukcji, zmierza do kontroli i dominacji nad goyim.

Najsmutniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że przywódcy Kościoła, dalej kroczący posoborową drogą samozagłady, z judaistycznym “dialogiem” na czele, przestali już pełnić rolę autorytetu dla ogłupiałego przez żydowskie media i rozbestwionego przez żydowski przemysł pornograficzny motłochu, który zajęty oglądaniem kolejnego odcinka Seinfelda czy internetowego świerszczyka, nie dostrzegł, że poderżnięto mu już połowę szyi.

Lech Maziakowski
Washington, DC | 12 marca 2008 | http://www.bibula.com

PRZYPISY:

[1] Jeśli wydobycie na światło dzienne seksualnej afery żydowskiego polityka przez żydowskie media wydaje się cokolwiek dziwne, to należy zdać sobie sprawę, iż jest to wynik walk frakcyjnych wewnątrz środowiska żydowskiego, gdyż biuro stanowe Głównego Prokuratora, którego szefem przez osiem lat był Spitzer, przeprowadziło kontrolę nowojorskich biur Światowego Kongresu Żydów, oraz organizacji National Council of Young Israel, ujawniając nieprawidłowości finansowe, w tym niewłaściwą dystrybucję (czytaj: zawłaszczenie) pieniędzy pierwotnie przeznaczonych dla tzw. ocalałych z Holokaustu. (Zob.: http://www.jta.org/cgi-bin/iowa/news/article/200803100310spitzersnared.html)
Ponadto warto dodać, że właścicielem klubu nocnego Emperor Club VIP, w którym Spitzer odwiedzał “Kristen”, był obywatel Izraela, Mark Brener.

[2] Nathan Abrams, The Jewish Quarterly. A Magazine of Contemporary Writing, Politics & Culture, “Triple-exthnics. Nathan Abrams on Jews in the American porn industry”, Winter 2004 – Number 196.

Zob.: http://www.jewishquarterly.org/article.asp?articleid=38

[3] Bookleggers and Smuthounds:The Trade in Erotica, 1920-1940 (Philadelphia: University of Pennsylvania Press, 1999

[4] O skali degrengolady amerykańskich przywódców Kościoła katolickiego, świadczy choćby fakt, że rozmontowany rękami liberalnych hierarchów od początków lat sześćdziesiątych Legion przestaje właściwie funkcjonować, w 1966 roku (efekt “ducha soborowego”) zmienia nazwę na National Catholic Office for Motion Pictures i od tego czasu systematycznie zaczyna zanikać, choć w ostatnich latach próbuje na nowo kształtować opinię katolicką… rekomendując prohomoseksualny film Brownback.

[5] Michael Medved: “Is Hollywood Too Jewish?”, Moment, Aug. 1996 [Miesięcznik Moment jest jednym z najbardziej opiniotwórczych pism żydowskich]

Za http://judeopolonia.wordpress.com/2010/07/11/rewolucyjny-zyd-czyli-kto-kontroluje-przemysl-pornograficzny-lech-maziakowski/

Posted in Kultura, Różne | 3 Komentarze »

 
%d blogerów lubi to: