Od 2011 r. gminy położone w granicach Białowieskiego Parku Narodowego będą musiały dwukrotnie zmniejszyć pozyskanie drewna z terenów puszczy. Mieszkańcy zapowiadają protesty w Warszawie.
Drewna zbierać nie wolno.
Z Olgą Rygorowicz, wójtem gminy Hajnówka, rozmawia Adam Białous.
Jak Pani ocenia decyzję ministra środowiska, który w związku z brakiem zgody rad gmin Hajnówka, Narewka i Białowieża na kolejne poszerzenie granic Białowieskiego Parku Narodowego postanowił m.in. od początku roku 2011 dwukrotnie zmniejszyć pozyskanie drewna z terenów Puszczy Białowieskiej zarządzanych przez Lasy Państwowe?
– Dziwię się tym restrykcyjnym decyzjom podjętym przez ministra środowiska. Bo są one wymierzone głównie w przyrodę. Jeżeli minister rzeczywiście o połowę ograniczy pozyskiwanie drewna w puszczy, to dwukrotnie, w stosunku do tego, co jest teraz, wzrośnie zanieczyszczenie środowiska spowodowane większym spalaniem w domowych piecach węgla lub czegoś, z czego dym jest jeszcze bardziej szkodliwy dla przyrody Puszczy Białowieskiej. Przecież ludzie muszą czymś palić w piecach, żeby nie zamarznąć. Ograniczenie pozyskania drewna to również mocne uderzenie w mieszkańców puszczańskich gmin, których jest około 60 tysięcy.
Resort twierdzi, że według danych Lasów Państwowych zmniejszony limit pozwoli na zaspokojenie potrzeb na drewno opałowe oraz drewno zarówno mieszkańców, jak i zakładów rzemieślniczych.
– Po pierwsze, lokalne zakłady drzewne już od dawna jedynie w minimalnym stopniu produkują z drewna pochodzącego z puszczy, ponieważ nie można go tam kupić. Eksportują drewno z innych części kraju albo z zagranicy, m.in. z Białorusi czy Litwy. Po drugie, pozyskanie drewna opałowego przez mieszkańców puszczańskich gmin już dziś jest tak drastycznie ograniczone, że zrozpaczeni ludzie często przychodzą do naszego urzędu gminy i skarżą się, że w leśnictwach nie ma na sprzedaż drewna opałowego. Pytają, jak mają przeżyć ostrą zimę. Nie wiem więc, co ma na myśli pan minister, twierdząc, że zmniejszenie jeszcze dwukrotnie tego i tak „głodowego” limitu zaspokoi potrzeby mieszkańców.
A przy okazji należałoby zadać przedstawicielom ministerstwa pytanie, dlaczego do tej pory resort nie wypełnił swoich obietnic, składanych jeszcze przed ostatnim poszerzeniem parku narodowego w roku 1996, że m.in. doprowadzi gazociąg do Hajnówki, aby ogrzewać domy ekologicznym paliwem. Walczę o realizację tych obietnic już kilka lat, bez skutku.
Ministerstwo twierdzi, że brak zgody samorządów na powiększenie parku narodowego odbiera im możliwość pozyskania 100 mln zł z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej na inwestycje w ekologiczny rozwój regionu. Samorządy mają dostać jedynie 6 mln złotych.
– Słysząc o takich decyzjach, zaczynam wątpić w kompetencje ministra do zarządzania resortem ochrony środowiska. Przecież 100 mln zł, które minister przeznaczył na inwestycje ekologiczne w puszczańskich gminach, miało chronić przyrodę Puszczy Białowieskiej, wszyscy wiemy, że nie były one przeznaczone dla mieszkańców tych gmin na budowę jakichś centrów rozrywki. Tak więc odbierając nam pieniądze przeznaczone na modernizację m.in. oczyszczalni ścieków czy budowę kanalizacji, minister środowiska znowu uderza w przyrodę Puszczy Białowieskiej.
Minister zdecydował też wprowadzić zakaz polowań w otulinie parku narodowego.
– Zakaz polowań wywoła silne protesty tutejszych rolników, ponieważ już teraz dziki, których jest tu bez liku, powodują ogromne szkody w ich uprawach. Również żubry, których w Puszczy Białowieskiej według naukowców jest za dużo i się w niej nie mieszczą, wychodzą żerować na rolnicze pola. Rolnicy często przychodzą do urzędu gminy z tym problemem. Skarżą się m.in., że koła łowieckie nie wypłacają im odszkodowań. To jest też problem dla kół łowieckich, na które państwo zrzuciło obowiązek płacenia odszkodowań za dzicze szkody. Ich przedstawiciele również mówią o pustej kasie i widmie bankructwa. Jeśli więc w otulinie parku, która przylega do rolniczych pól, zacznie obowiązywać zakaz polowań, przyjdzie im chyba naprawdę zbankrutować.
Co, Pani zdaniem, zdecydowało, że podczas konsultacji społecznych większość mieszkańców nie zgodziła się na poszerzenie granic parku?
– Kiedy przeprowadzaliśmy konsultacje społeczne w sprawie poszerzenia, ludzie prawie płakali. Oni nie mogą pojąć, dlaczego w czasie takiego kryzysu w państwie drzewa, ze sprzedaży których można by pozyskać poważny dochód dla tonącego budżetu, gniją w lesie. I – jak zauważyłam – to główny powód braku ich zgody na poszerzenie parku narodowego, bo – jak wiadomo – w parku nie można niczego ruszyć – nadające się jeszcze do przerobu drzewa gniją, a nowych nie można sadzić. Korniki się mnożą, zjadają puszczę, ale nie można ich ruszyć. Dziś w puszczy stoi wiele tysięcy obumarłych dębów, ze sprzedaży których byłby pożytek dla całego Narodu, ale nie można ich ruszyć. I nikt nie potrafi sensownie wytłumaczyć ludziom, dlaczego. A decyzja ministra o ograniczeniu pozyskania drewna z puszczy o połowę tylko ich sprzeciw wobec poszerzenia obszaru parku utwierdzi. I najważniejsze – ludzie, którzy tu żyją, widzą, jak puszcza w parku narodowym ginie, a oni kochają puszczę, dzięki niej od stuleci mogą tu być, dlatego nie godzą się na poszerzenie parku. Tutejsi ludzie mają życiową mądrość, dlatego wiedzą, że przyroda przez tysiące lat nauczyła się żyć razem z człowiekiem, który jest przecież również jej częścią. I jest to dziś więź tak głęboka, że przyroda bez człowieka, który mądrze gospodaruje jej dobrami, zginie. Jest mi smutno, że minister, który kieruje resortem odpowiedzialnym za stan naszej przyrody, nie rozumie tej podstawowej prawdy.
Jak zareagowali mieszkańcy puszczańskich gmin na ostatnie decyzje ministerstwa?
– Na początku chcę powiedzieć, że jako wójt gminy Hajnówka o decyzjach ministra dowiedziałam się z mediów. Było mi bardzo przykro, że Ministerstwo Środowiska nie raczyło przekazać nam tych informacji bezpośrednio. Przecież w sprawie poszerzenia miały być rozmowy dwustronne, a kiedy ich wynik okazał się dla ministerstwa niewygodny, to wygląda na to, iż ono się po prostu na puszczańskie gminy obraziło i z daleka zaczęło grozić im placem. To zachowanie resortu środowiska oceniam jako niepoważne. Jeśli zaś chodzi o reakcje mieszkańców, to decyzje ministerstwa zostały przez nich przyjęte z wielkim oburzeniem. Jeżeli będzie ono chciało je realizować, jestem o tym przekonana, że mieszkańcy puszczańskich gmin rozpoczną protesty w Warszawie. Skoro pozwala się ekologom, by protestowali, np. bezkarnie wchodząc na dach ministerstwa, pozwala się im wchodzić sobie na głowę, to tym bardziej my, w których decyzje tego resortu biją, mamy prawo do wyrażenia swojego sprzeciwu. Jest bunt w tutejszej społeczności i on rośnie. Rośnie sprzeciw wobec tego, co wyprawiają w puszczy ekolodzy z organizacji międzynarodowych oraz Ministerstwo Środowiska, które spełnia wszystkie ich zachcianki. Ja to widzę na co dzień, dlatego o tym mówię.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik, 31.12.2010
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…