Dziennik gajowego Maruchy

"Blogi internetowe zagrażają demokracji" – Barack Obama

Archive for 22 stycznia, 2011

Niszczyciele

Posted by Marucha w dniu 2011-01-22 (Sobota)

The Ship Wreckers
http://www.sweetliberty.org/issues/israel/ship.htm
George Lincoln Rockwell,  tłumaczenie Ola Gordon

Fragment książki „White Power” [Biała władza] George Lincoln Rockwell, rozdz. V

W większości gangów przestępczych „żołnierze” zwykle budzą się z ręką w nocniku, a „Mr Big” bierze nie tylko lwią część, ale również to co należy się wszystkim pozostałym. Zazwyczaj większość „żołnierzy” nawet nie wie kto jest szefem. Ponadto, „Mr Big” zwykle ma „szacowny” front.

Tak samo jest w przypadku zbrodniczego gangu międzynarodowego niszczycieli i grabieżców zwanych „komunistami.”

„Mr Big” czerwonych niszczycieli to bardzo szczególny typ szefa. pokazuje się światu jako szczyt porządności. Jest prawie nieznany jako morderca i gangster, nawet wśród swoich czerwonych „żołnierzy.”

Ale mimo wszystkich fasad i tajemnic, jest jeden pewny sposób by dowiedzieć się, kto jest prawdziwym szefem.
W gangu Capone, mogłeś przeklinać torpedy. Ale jeśli zrobiłeś podłą uwagę na temat Dużego Ala, nie zagrzałeś długo.

W Chinach mogłeś mieć tyle „wolności wypowiedzi” ile chciałeś, jeśli nie krytykowałeś Mao tse Tunga.

Na Kubie możesz mieć tyle „wolności wypowiedzi” ile chciałeś, jeśli nie krytykowałeś Castro

Zobaczmy czy w Ameryce jest ktoś, kogo nikt nie odważy się krytykować. Z pewnością nie jest to prezydent. Wyrażanie niezadowolenia z prezydenta to sport narodowy. Kilka razy L B Johnson nie mógł przemawiać z powodu krytycznych okrzyków ze strony protestujących.

Nie jest to żaden z urzędników. Nie wymienisz nazwiska żadnego wybranego urzędnika w Ameryce, który jest tak „święty,” by nikt nie mógł na niego wrzeszczeć.

Nie ma też żadnej grupy, której nie można krytykować.

Można przeklinać Polaków, Irlandczyków, Niemców – nawet katolików i samego papieża, jak pokazuje sztuka Rudolpha Hocutha „The Deputy.” Możesz nawet krytykować Murzynów, jeśli zrobisz to w przebraniu „praw stanowych” lub z troskliwej miłości do ludzi … innego koloru.” To dzieje się cały czas, północ i południe. Nawet Huntley i Brinkley niedawno prowadzili specjalne wiadomości w ramach projektu mieszkaniowego w St. Louis i pokazali Murzynów w brutalnie złym świetle, jaki o sobie tworzą.

Ale KTO odważy się krytykować ŻYDÓW?

Czy można wyobrazić sobie specjalny program TV z HuntleyemBrinkleyem nt. tego, że prawie wszyscy nasi sowieccy szpiedzy, jak Rozenbergowie, Soble, Soblem, Brothman, Gold, Moskovitz, Greenglass, Weinbaum itd., byli ŻYDAMI?

To wymaga tylko chwili refleksji od każdego Amerykanina, by zajrzał w głąb SWOJEJ duszy, by zobaczył, że JEDYNĄ grupą, której obawiamy się i boimy w „naszym” kraju są ŻYDZI.

Nikt NIGDY nie krytykuje Żydów, jako Żydów. Odważysz się to zrobić? Jak to się stało. Co szczególnego jest z tymi Żydami? Dlaczego każdy ich się BOI? Wyraz „bac się” pochodzi ze „strachu.” Możesz tylko bać się tego przed czym odczuwasz STRACH. Boisz się tylko czegoś co ma jakiś rodzaj WŁADZY nad tobą. Jaką władze mają nad nami Żydzi? Jak oni ją zdobyli?

To była bardzo szeroko publikowana sprawa „starszej pani w tenisówkach,” która po raz pierwszy zmusiła mnie do poważnego myślenia o potędze Żydów. Przez trzydzieści dwa lata życia, wierzyłem, jak niemal wszyscy Amerykanie, że Żydzi byli tylko specjalną grupą religijną, którzy są dobrzy w biznesie. Również, podobnie jak większość Amerykanów, wierzyłem, że mieli szczególne związki z pieniędzmi i fantastyczne zdolności ich zdobywania. I to wszystko.

Słyszałem, oczywiście, wszystkie standardowe historyjki na temat Żydów. Ale znowu, podobnie jak miliony moich rodaków, myślałem, że te zarzuty wobec Żydów były tylko wytworem bigoterii, „robienia z nich kozła ofiarnego” i zazdrości z powodu żydowskich kompetencji.

Kiedy w roku 1950 byłem instruktorem marines i pilotów marynarki w kwestii bliskiego wsparcia powietrznego wojsk lądowych w wojnie koreańskiej, zacząłem interesować się próbą zainstalowania Douglasa MacArthura w Białym Domu. Jako oficer marynarki znałem go i szanowałem. Myślałem, że będzie najlepszym prezydentem USA. Podczas kampanii o nominację z ramienia Republikanów w 1952 roku, chciałem pomagać jak mogłem. W „San Diego Union” przeczytałem list od kobiety, która ubolewała, że nikt nie pomaga jej zorganizować wiecu dla MacArthura. Więc zadzwoniłem do tej pani (nazwisko zapomniałem) i zaoferowałem jej pomoc. Była bardzo wdzięczna i zaprosiła mnie do małego domku, gdzie ona i jej mąż mieszkali jako emeryci.

Zacząłem jej mówić o wszystkim co moglibyśmy zrobić. Zasugerowałem wynajęcie sali i zorganizowanie wiecu. Uśmiechnęła się tylko cierpliwie i smutno, przerwała mi.

„Nie,” powiedziała, „nie da się tak łatwo wynająć sali, nawet jeśli zapłacisz. Oni nie wynajmą!”

„Co to znaczy!” wybuchnąłem. „Kto nie wynajmie?”

Spojrzała na męża dziwnie i pytająco, jej oczy wyraźnie czekały na jego odpowiedź. Przytaknął tylko głową.

„Kto nie wynajmie ci sali?” zapytałem ponownie, spoglądając to na nią, to na niego.

Wzięła głęboki oddech i z bólem powiedziała „Żydzi.”

„Żydzi!” wyrwało mi się niechcący. „Co Żydzi mają z tym wspólnego? Co im zależy na tym, czy dostaniesz salę, czy nie?”

„Oni nienawidzą MacArthura!” powiedziała i zaczęła coś mówić, kiedy jej przerwałem.

„Nienawidzą go! To głupie! Załóżmy, że niektórzy. Ale na pewno nie wszyscy! I na pewno nie na tyle, by nie pozwolić na wynajem sali na wiec!”

Ponownie wzięła głęboki oddech, wyglądała na urażoną. „To prawda,” powiedziała „nienawidzą go. Na przykład spójrz na to!” i podała mi gazetę ‘California Jewish Voice’. I zobaczyłem: „MACARTHUR NADCHODZI: HITLER WCHODZI NA URZĄD KANCLERZA!”, i gazeta bredzi o tym jakie to gen. MacArthur stanowi zagrożenie jako „nowy Hitler”! Nie mogłem w to uwierzyć!

„To tylko jedna gazeta!” odparłem. „Prawdopodobnie tylko jakaś skrajna płachta. Jestem pewien, że Żydzi nie myślą o MacArthurze jako następnym Hitlerze!”

Czytaj resztę wpisu »

Posted in Polityka | 13 Komentarzy »

Nie szukajmy winnych w wieży na „Siewiernym”

Posted by Marucha w dniu 2011-01-22 (Sobota)

Ekspert lotniczy Tomasz Hypki zamieścił w dzienniku „Rzeczpospolita” (nr z 21.01.2011) tekst poświęcony ocenie raportu MAK. Nie pozostawił w nim żadnych złudzeń co do przyczyn katastrofy.

Tomasz Hypki (ur. W 1959), działacz NZS i opozycji w latach 80. stał się obecnie obiektem nagonki ze strony zwolenników teorii spiskowej. Określa się go mianem „ruskiego agenta”, „sługusa bolszewików”, „kłamcę”. Wzywa się nawet do zajęcia się nim i innymi ekspertami przez polskie służby specjalne, na okoliczność ich rzekomych powiązań z „obcymi mocarstwami”. Poniżej „obrazoburczy” tekst Tomasza Hypkiego:

*                         *                       *

„Ujawnione ostatnio stenogramy ze smoleńskiej wieży kontroli lotów nie zmieniają oceny tego, co stało się 10 kwietnia w Smoleńsku. Nie ma żadnych wątpliwości, że całość odpowiedzialności za katastrofę spoczywa na stronie polskiej. Lot przygotowano wyjątkowo nieudolnie. Lotnisko w Witebsku, które zostało wyznaczone na zapasowe, było tego dnia nieczynne, o czym w Polsce nie wiedziano. Skalę bałaganu i niekompetencji najlepiej obrazuje fakt, że 10 kwietnia po 9 rano, gdy szczątki rządowego tupolewa od kilkudziesięciu minut płonęły w lesie pod Smoleńskiem, w polskim Centrum Operacji Powietrznych nadal zastanawiano się nad skierowaniem samolotu na lotnisko zapasowe.

Szwankował nie tylko system dowodzenia. Załoga nie miała pojęcia o elementarnych procedurach, które obowiązują w tego typu lotach. Piloci nie mieli wymaganych certyfikatów, potwierdzających znajomość rosyjskich procedur. Pierwszy pilot, który powinien zajmować się pilotowaniem, musiał prowadzić korespondencję, był bowiem jedyną osobą z załogi, która porozumiewała się po rosyjsku.

Załoga miała obowiązek się dowiedzieć, w jakich warunkach przyjdzie jej lądować. Gdyby to zrobiła, powinna przełożyć start do chwili, aż warunki w Smoleńsku się poprawią. Ale ostatecznie nie ma dużego znaczenia, czy przed startem załoga znała warunki panujące na Siewiernym. O zalegającej tam mgle piloci na pewno wiedzieli przed nawiązaniem kontaktu z wieżą w Mińsku, wielokrotnie informowała ich o niej również wieża w Smoleńsku. Kolejne ostrzeżenia nie wywierały jednak żadnego efektu, piloci uparcie chcieli lądować.

Stenogramy z wieży kontrolnej pokazują, że nie tylko załoga Tu-154 wykazała się skrajną nieodpowiedzialnością. Pilot Jaka-40, który wylądował w Smoleńsku ponad godzinę przed tupolewem, w sposób drastyczny złamał procedury. Nie odszedł na drugi krąg, choć otrzymał wyraźne polecenie z wieży. Warto przy tym zaznaczyć, że większą dyscypliną wykazała się załoga rosyjskiego Iła-76, która wykonała polecenie kontrolerów i odeszła na drugi krąg. Być może to ocaliło jej życie.

Załoga polskiego jaka-40 przyczyniła się, niestety, do katastrofy. Po jego ryzykanckim lądowaniu Rosjanie nabrali przekonania, że polskie samoloty są wyposażone w specjalistyczny sprzęt, który pozwala lądować przy niesprzyjającej pogodzie. Pilot jaka nawiązał łączność z załogą Tu-154M. Powinien odradzić jej lądowanie. Tymczasem najpierw uprzedził pilotów tupolewa o fatalnych warunkach pogodowych, ale zaraz potem stwierdził „możecie próbować [lądować], jak najbardziej”. Była to rada, oględnie mówiąc, skrajnie nieodpowiedzialna.

Trudno obarczać odpowiedzialnością załogę smoleńskiej wieży kontroli lotów. Wszelkie dywagacje na temat rzekomej winy kontrolerów należy zacząć od stwierdzenia, że w takich warunkach polski samolot w ogóle nie powinien podchodzić do lądowania. Skoro jednak – mimo wielu ostrzeżeń i braku pozwolenia na lądowanie – Polacy się uparli, żeby lądować, kontrolerzy starali im się w miarę możliwości pomagać. Ale nie można skutecznie pomóc komuś, kto lekceważy procedury i reguły. Kontrolerzy dysponowali kiepskim sprzętem, który nie pozwalał na precyzyjne naprowadzanie samolotu przy złej pogodzie.

Kontroler wypowiadający słynne słowa: „na kursie, na ścieżce” nie chciał wprowadzić polskich pilotów w błąd. Zapewne podawał te informacje w najlepszej wierze, opierając się na danych ze sprzętu, którym dysponował. To samo dotyczy komendy: „horyzont”, która rzekomo miała paść za późno. Oficer na wieży kontroli lotów nie miał podanej na radarze dokładnej wysokości, na której znajdował się Tu-154, ponieważ jest to urządzenie nieprecyzyjne.

Piloci dobrze o tym wiedzieli. Wiedzieli również o tym, że lotnisko jest fatalnie wyposażone. Tę świadomość mieli również ci, którzy przygotowywali przelot. Czy należało próbować lądować na takim lotnisku we mgle? Wiele wątpliwości narosło wokół widzialności, którą smoleńska stacja meteorologiczna oceniła na 800 metrów, podczas gdy komisja ministra Jerzego Millera oszacowała ją na 200 – 300 metrów. Nieprecyzyjna informacja mogła wynikać ze zmieniających się szybko warunków. Trzeba też pamiętać, że takie wartości zawsze podaje się w przybliżeniu, mgła jest zjawiskiem przyrodniczym. Informacja o widzialności nie była zresztą przeznaczona dla pilotów tupolewa, tylko dla załogi wieży. Zupełnym nieporozumieniem jest natomiast mówienie o naruszeniu sterylności wieży. Być może nie panował w niej idealny porządek, ale wszyscy, którzy w niej przebywali, starali się pomóc polskim pilotom. Każdy, kto widział amerykańskie filmy wie, jaka panuje tam atmosfera.

Lista zaniedbań i błędów polskiej załogi jest długa. W kokpicie przebywali ludzie, którzy nie mieli prawa tam być, piloci przestawili wysokościomierz ciśnieniowy, żeby wyłączyć system TAWS, który przeszkadzał im w lądowaniu, nie potrafili też poderwać samolotu, kiedy jeszcze był na to czas. Braki w wyszkoleniu i nieznajomość procedur dały o sobie znać w polskim lotnictwie w ostatnich latach niejednokrotnie. Przyczyn katastrofy smoleńskiej należy więc szukać nie na smoleńskiej wieży kontroli lotów, ale w polskim systemie szkolenia pilotów.

Trzeba też zauważyć, że po polskiej stronie przyczyny katastrofy wyjaśniają osoby, które wcześniej odpowiadały za bezpieczeństwo lotów w MON. Skrajnym tego przykładem jest pułkownik Mirosław Grochowski, szef Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów. . Pułkownik Grochowski odgrywa szczególnie aktywną rolę w oskarżaniu kontrolerów z wieży, próbując zrzucić z siebie odpowiedzialność za stan bezpieczeństwa w polskim lotnictwie wojskowym”.

http://mercurius.myslpolska.pl/2011/01/nie-szukajmy-winnych-w-wiezy-na-%E2%80%9Esiewiernym%E2%80%9D/

Admin nie ma nic do dodania. Po prostu daje w pełni wiarę zarówno świadectwu eksperta, jak i własnej logice. Od bełkotu osób przekonanych o stuprocentowej  winie Rosjan, oddziela je po prostu przepaść.

Posted in Różne | 78 Komentarzy »

Po co nam Polska?

Posted by Marucha w dniu 2011-01-22 (Sobota)

Autor poniższego artykułu, młody jeszcze człowiek,  jako jeden z niewielu odważa się poruszyć temat planów zapanowania nad światem; temat do tej pory zarezerwowany wyłącznie dla zwolenników tzw. teorii spiskowych, publikujących na Internecie i wyśmiewanych przez środowiska michnigówniarzerii. Choćby z tego względu jest on ciekawy. – admin

Dlaczego „oni” nie chcą Polski?

A nam po co Polska? Naturalnie z powodów wykluczających pogląd: „Polska stoi na przeszkodzie do…”. Właśnie po to, abyśmy wbrew naszej woli nie stali się częścią czyjegoś planu zapanowania nad światem, a przy okazji nie zostali zupełnie pozbawieni prawa do decydowania o własnym losie. Abyśmy bez strachu przed represją mogli kultywować naszą tradycję, tworzyć własną historię, utrwalać ojczysty język.

„Po co mi Polska?” – rzadko kiedy stawiałem sobie to pytanie. Wielokrotnie zastanawiałem się: „Po co ‚im’ Polska?”. Po co była Rzeczypospolita Katarzynie II i Fryderykowi II, po co była Stalinowi i Hitlerowi? Czy tylko po to, by zaspokoić wygórowane ambicje? Czy też do spełnienia wizji odrestaurowania świata pod butem mocniejszych? A może zadziałała zaniżona samoocena?

W przypadku pierwszej pary – pragnienie wyrównania rachunków wielowiekowych pariasów z dostojnym republikańskim sąsiadem, w przypadku drugiej – odreagowanie niepowodzenia przy próbie zdobycia panowania nad kontynentem. A więc może zadziałała również pogarda dla wolności? Po namyśle uświadomiłem sobie, że pytanie: „Po co ‚im’ Polska?”, postawiłem „na głowie”. Pytanie powinno brzmieć: „Dlaczego ‚oni’ nie chcą Polski?” lub raczej: „W czym Polska ‚im’ przeszkadza?”.

Na straży wolności

Z czysto biologicznego punktu widzenia człowiek musi funkcjonować w oparciu o zdefiniowany sens życia. Człowiek pragnie uczestniczyć w życiu zbiorowości. Stanowi ją rodzina, szkoła lub zakład pracy. Na wyższym poziomie miasto lub wieś, państwo, region Europy i grupa etniczna, i coraz częściej kontynent, a w przyszłości może glob. W obrębie każdej z tych grup człowiek buduje system założeń.

Mówimy, że człowiek potrzebuje celu w życiu. Jednak, aby mógł realizować swój najprostszy cel na poziomie komórki rodzinnej, wybudować na przykład dom, musi zrealizować cele w kręgach wyższych. Na poziomie gminy powinien rozstrzygnąć formalności związane z zakupem działki, na poziomie władz państwowych może forsować uchwalenie pakietu ustawowych ulg.

Każdy z nas, nawet niezamożny, oczekuje, że państwo umożliwi mu swobodną pracę nad jego założeniami; wykaże właściwą dla tutejszej kultury, doświadczeń historycznych, mentalności wyrozumiałość oraz wrażliwość. Nie będzie dyktowało, jakimi celami powinien się zajmować w pierwszym rzędzie i na którym realizować je poziomie. Jeśli obywatel zamierzy sobie, że chce, aby jego kraj zaczął uczestniczyć w wyścigu na Marsa – państwo nie będzie próbowało złamać jego przekonań. Jeśli zadecyduje, że chce wyjść poza wspólnotę narodową, nie zatrzyma go. Poskromi natomiast każdego, kto będzie próbował zagrozić bezpieczeństwu którejkolwiek ze wspólnot. Zupełnie tak, jak w rodzinie, której „głowa” dba o bezpieczeństwo poszczególnych osób, zaś swemu potomstwu pozwala decydować o swoim losie, gdy osiągnie ono odpowiedni stopień rozwoju poznawczego.

Patriotyzm autoryzowany

Wojciech Sadurski, znany w Europie i Polsce profesor prawa, pracownik Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego we Florencji, napisał w 2006 r. w swym artykule „Patriotyzm liberała” następującą rzecz: „Gdy niedawno Parlament Europejski skrytykował narastanie w Polsce ksenofobii, antysemityzmu i homofobii, natychmiast odezwały się u nas głosy oskarżające o brak patriotyzmu tych polskich europarlamentarzystów, którzy głosowali za tą rezolucją. Mówiono o kalaniu własnego gniazda, o nielojalności, o karygodnym skarżeniu się na własny naród… Zamiast refleksji nad zjawiskiem napiętnowanym przez PE podniosły się głosy oburzenia autoryzowanych patriotów. Ale nie na tym polega patriotyzm – zwłaszcza w czasach dla Polski dobrych – że unika się krytyki własnego rządu, także poza granicami Polski. Wprost przeciwnie – różne grupy zawodowe, religijne i inne mogą szukać sojuszników na szczeblu europejskim (…)”.

A dlaczego nie na tym polega patriotyzm? Dlaczego „autoryzować” wyższość krytyki na szczeblu europejskim nad krytyką krajową? Kto zabrania dorosłym „dzieciom” krytykować postępki wybranego w elekcji „ojca”? Jakiż to liberał zabiera do swego warsztatu inżyniera społecznego patriotyzm i chce go kroić, a następnie reglamentować?

Faktyczna wolność polega na tym, że liberał nie zabroni „zadomowionym” na płaszczyźnie „ponadnarodowej” krytyki rządu narodowego, a czującym dumę przede wszystkim ze swej „małej” Ojczyzny w Polsce, krytyki naruszających jej dobre imię instytucji. Liberał zostawi patriotyzm i ludzi w spokoju, bo liberał wie, że zaczyna się od wyższości jednej idei nad drugą, a kończy na wyższości jednej klasy nad drugą. Rzetelny liberał nie zasugeruje, że patriotyzm na poziomie Ojczyzny jest nienowoczesny lub zbędny.

Liberałem był John Adams, drugi prezydent Stanów Zjednoczonych. Liberałem – z mojego punktu widzenia – niestety areligijnym, lecz niezwykle uczciwym intelektualnie. Adams powiedział: „Powinności względem naszego kraju znikną dopiero wraz z końcem naszego życia”.

Inny liberał, tym razem z „Gazety Wyborczej”, niejaki Wroński, pisząc o pasażerach Tu-154M, stwierdził rzecz zgoła odwrotną: „Bardziej mi drogie jest życie tych ludzi niźli służba narodowej idei”.

Pierwszy z nich był „ojcem założycielem” nowoczesnego narodu – oczywiście za zgodą samego narodu i państwa – dziś wzoru nowoczesności, a drugi z nich jest twórcą… swojego felietonu i liberałem.

Nic w zamian za Polskę

Adams zwrócił uwagę na jeszcze jedną ważną rzecz. Patriotyzm nie tylko zapewnia opiekę, ale także wymaga poświęceń i wyrzeczeń. Państwo, jak każdy „rodzic”, jako punkt odniesienia dla uczuć miłości i przywiązania – czyli patriotyzmu, dopomina się lojalności i służby od „dzieci”.

„Służba” – takie słowo może być obce liberałom spod znaku „Gazety Wyborczej”, ale nie podróżującemu po świecie profesorowi Sadurskiemu. Słowa „duty” i „service” w Stanach Zjednoczonych odmienia się we wszystkich kontekstach z założeniem – służymy najpierw naszej ojczyźnie, a później „ponadnarodowym” organizacjom.

Konkludując, patriotyzm jest niezwykle ważnym regulatorem życia społecznego. Nie można go zlikwidować, można co najwyżej wykrzywić jego znaczenie, nadać mu inne wektory. Jeśli chciałoby się je usunąć, trzeba byłoby dać coś w zamian. W Związku Sowieckim za zdradę swych rodziców wręczano ordery i przyznawano posady, ale obyczaj ten wcale nie uchronił „federacji” przed rozpadem na kilkanaście narodowych republik.

Polska jest nam potrzebna jako poprawnie funkcjonujący odbiornik patriotyzmu. Jest nam droga, jest nam niewdzięczna, ma wady, które znacząco wyolbrzymiamy. Lecz nie wzięlibyśmy i nie dalibyśmy żadnych pieniędzy za innych „rodziców”, nawet rodziców z reklamy margaryny oraz ze znajomościami w Zarządzie Dróg Powiatowych. Chcemy być Polakami, bo Polska jako wspólnota istnieje od ponad tysiąca lat. Daje nam poczucie wartości, poczucie bezpieczeństwa oraz chęci podtrzymywania jej egzystencji.

Profesor Sadurski ma prawo poszukiwać innej wspólnoty i ma prawo nie zostać za to wyśmiany. Jeśli wskazana przezeń wspólnota okaże się trwalsza i atrakcyjniejsza niż moja Polska, może będę musiał przyznać mu rację. Tak interpretuje się postęp.

Lecz póki Unia Europejska istnieje 58 razy krócej od Polski i póki od Grecji po Portugalię oprotestowują ją coraz większe rzesze ludzi, mam prawo zakładać, że nie przetrwa nawet połowy tego okresu.

Paweł Zyzak, Nasz Dziennik 22.01.2011

Autor jest historykiem, doktorantem Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, stypendystą Institute of World Politics w Waszyngtonie; opublikował książkę, która zyskała duży rozgłos: „Lech Wałęsa – biografia polityczna legendarnego przywódcy ‚Solidarności’ do 1988 roku”.

Posted in Kultura | 42 Komentarze »

Rzeźnik dzieci aresztowany

Posted by Marucha w dniu 2011-01-22 (Sobota)

Amerykański aborcjonista przecinał noworodkom rdzeń kręgowy nożycami

Aborcjonista z Filadelfii Kermit Gosnell został aresztowany pod zarzutem popełnienia ośmiu morderstw. Prokuratura zarzuca mu, że po odebraniu siedmiu porodów pozbawił życia dzieci, przecinając im rdzeń kręgowy nożycami chirurgicznymi. Ciąży na nim też oskarżenie o doprowadzenie do śmierci kobiety, której przedawkował środki przeciwbólowe przed aborcją.

Kermit Gosnell wykonał tysiące nielegalnych aborcji, głównie wśród ubogich kobiet i imigrantek. Jego klinika działająca pod nazwą Stowarzyszenie Medycyny Kobiet przez ponad 30 lat funkcjonowała bez żadnego certyfikatu z zakresu ginekologii czy położnictwa. Jak podkreślił prokurator generalny Filadelfii Seth Williams, placówka zdołała otrzymać pozwolenie na działalność w roku 1979 wyłącznie ze względu na to, że byli w niej zapisani inni lekarze jako konsultanci. Williams poinformował, że personel zatrudniany przez Gosnella nie posiadał także podstawowego przeszkolenia medycznego, a z jego informacji wynika, że w placówce tej wielokrotnie przeprowadzano nielegalne aborcje. Zabijano dzieci między piątym a ósmym miesiącem życia płodowego, zawsze stosując tę samą technikę: wywoływano poród, po czym noworodkowi przecinano rdzeń kręgowy.

Gosnell zatrudniał w sumie dziewięć osób, m.in. swoją żonę, a także uczennicę liceum, której jednym z obowiązków było znieczulanie pacjentek, w tym wielokrotne stosowanie bardzo silnych narkotyków. Z ustaleń prokuratury wynika, że oskarżony wiele razy zostawiał w klinice wypisane in blanco recepty, jak wyjaśniał „dla wygody personelu”. W związku z tym oprócz podejrzeń o morderstwa na aborcjoniście ciążą także liczne zarzuty o zaniedbania lekarskie i inne przestępstwa. Kryminalny proceder był dochodowy: przynosił 10-15 tys. USD dziennie. Sam aborcjonista dorobił się majątku szacowanego na 1,8 mln USD.

Amerykańscy komentatorzy nie mają wątpliwości, że proceder, jakiego dopuszczał się Gosnell, jest pokłosiem haniebnego orzeczenia Sądu Najwyższego w sprawie Roe v. Wade z 1973 roku, umożliwiającego przeprowadzanie aborcji na życzenie do dziewiątego miesiąca życia prenatalnego włącznie. Od tego czasu uśmiercono ponad 52 miliony poczętych dzieci. Portal Catholic.org, komentując sprawę Gosnella, nazywa go „rzeźnikiem, który likwidował dzieci za pomocą wyjątkowo brutalnej procedury nazwanej – cięciem”.

Jak pisze portal, świadkowie zeznający przeciwko Gosnellowi podkreślali, że jego placówkę da się określić mianem „dom strachu”. Zabite przez ginekologa dzieci przetrzymywane były w lodówkach czy też w słoikach z formaliną. Później zaś ciała ich sprzedawano na czarnym rynku. Jak podkreślają komentatorzy, do podobnych przestępstw dochodzi, niestety, niemal we wszystkich placówkach aborcyjnych. Te „kliniki” niemal pozbawione są nadzoru. „Zakłady fryzjerskie są pod dokładniejszą kontrolą rządu” – czytamy na Catholic.org.

Zdaniem amerykańskich obrońców życia, najsmutniejsze jest to, że to, czego dowiadujemy się obecnie o Kermicie Gosnellu, tak naprawdę niewiele różni się od tego, co codziennie dzieje się w legalnych placówkach aborcyjnych. Te same technologie, jak np. badanie ultrasonograficzne, które stosuje się, aby pokazać rodzicom pierwszy obraz ich dziecka, wykorzystuje się również do egzekucji dzieci. Proceder uszkadzania dziecku rdzenia kręgowego, co praktykował rzeźnik z Filadelfii, jest dopuszczalny w klinikach działających przy pełnej aprobacie władz. Z tym że tam stosuje się je jeszcze w łonie matki, a to według amerykańskich przepisów jest całkowicie zgodne z prawem.

Łukasz Sianożęcki, Nasz Dziennik 22.01.2011

Kermit Gosnell

Oto buźka rzeźnika. Fizjonomia mówi sama za siebie.

Posted in Różne | 6 Komentarzy »

Szymborska: zabić księży Kurii Krakowskiej

Posted by Marucha w dniu 2011-01-22 (Sobota)

Komunistyczne władze PRL na rozkaz Bolesława Bieruta – osoby o nieznanym pochodzeniu, człowieka, który w Polsce zajmował najwyższe stanowiska: od I sekretarza bolszewickich partii, do których dodawano słowo Polska, przez prezydenta, premiera – w uzgodnieniu z jej wiceszefem z NKWD [1], generałem Iwanem Sierowem, później przewodniczącym Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego KGB, ustaliły, że jedną z dróg wymazania Polski z mapy Europy jest likwidacja Polskiego Kościoła.

W Polsce bezpośrednią wykonawczynią rozkazów generała Iwana Sierowa i Bolesława Bieruta odnośnie zwalczania Koscioła, była dyrektor V Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, Żydówka, pułkownik MBP, Julia ‘Luna’ Brystygier.

Jeżeli uznamy, że największymi mordercami w dziejach świata byli Józef Stalin, półanalfabeta i Adolf Hitler, człowiek, który nie uzyskał matury, to Julia Brystygier uzyskała doktorat z filozofii na Sorbonie na koszt Kominternu (Коммунистический Интернационал).

Julia Brystygier jest uważana za jedną z największych sadystek; jej wyrafinowane tortury, jeszcze dziś budzą grozę (aby było ciekawiej, była też modelką Picassa).  Była jedynym człowiekiem w systemie stalinowskiego systemu, która najprawdopodobniej przedstawiła Stalinowi projekt zamordowania Prymasa Tysiąclecia, Stefana Wyszyńskiego.

Dzięki polskim zakonnicom z Lasek, dożyła starości w klasztorze. Te informacje dedykuje kłamcy historycznemu, niejakiemu Grossowi, Żydowi, nienawidzącemu Polski i Polaków. Grossowi, który urodził sie w Polsce, a jego rodzice przeżyli okupacje niemiecką dzięki Armii Krajowej, Podziemnemu Państwu Polskiemu.

Czytaj resztę wpisu »

Posted in Kościół/religia, Różne | 16 Komentarzy »

 
%d blogerów lubi to: