Dziennik gajowego Maruchy

"Blogi internetowe zagrażają demokracji" – Barack Obama

Archive for 6 marca, 2011

Finansowe HEART Izraela

Posted by Marucha w dniu 2011-03-06 (Niedziela)

Wkrótce rusza ogólnoświatowy program odzyskiwania żydowskiego majątku – kolejna odsłona „przedsiębiorstwa holokaust”?

Nieco ponad półtora roku temu opisywałem w mocno emocjonalnym tonie zagrożenia dla polskiego Skarbu Państwa i budżetu związane z konferencją „Mienie ery Holokaustu”, która odbyła się w Pradze i Terezinie w czerwcu 2009 roku (notki TUTUTU). Okazuje się, że muszę niestety wrócić do tej pachnącej międzynarodową gangsterką sprawy, wokół której w głównonurtowych mediodajniach jak panowała tak panuje zmowa milczenia. Ale po kolei.

I. „Mienie ery Holokaustu”.

Otóż wspomniana konferencja, która miała stanowić „ukoronowanie czeskiej europrezydencji” zakończyła się przyjęciem Deklaracji z Terezina powołującej Europejski Instytut Spuścizny Zagłady (European Shoah Legacy Institute). Sygnatariuszami było 49 państw i 30 organizacji pozarządowych. Podczas obrad główne ostrze „rewindykacyjnych” żądań skierowane było w postkomunistyczne kraje Europy Środkowo – Wschodniej (prócz Rosji, bo za mocna) przy gromkim wsparciu amerykańskiej delegacji z kongresmanem Robertem Wexlerem na czele, ówczesnym członkiem Komisji Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów delegowanym na konferencję przez Departament Stanu. Pan ten był łaskaw wraz z 25 kongresmenami „zaapelować” o zwrot pożydowskiego mienia, uznając najwyraźniej, że ma do tego prawo jako przedstawiciel globalnego Wuja Sama.

Prócz tego obecni na konferencji eksperci sformułowali „zalecenia”, rzekomo „niewiążące”, wedle których ofiarom Zagłady, bądź ich spadkobiercom należy zwrócić mienie znacjonalizowane za czasów komunistycznych w naturze, zaś „Jeśli skonfiskowana własność nie może być zwrócona, kraje powinny zapewnić alternatywną własność tej samej wartości albo zapewnić godziwe odszkodowanie”. Dalej padają postulaty powołania specjalnych trybunałów lub agencji do spraw roszczeń, które – tu uwaga – miałyby honorować bliżej niesprecyzowane „alternatywne dowody własności”.

II. Finansowe HEART Izraela.

A teraz powód dla którego wracam do sprawy z 2009 roku. Tak się bowiem składa, że „Deklaracja…” wraz z owymi „niewiążącymi zaleceniami” wkrótce ma szansę przeistoczyć się w jak najbardziej „wiążącą”, natomiast „alternatywne dowody własności” mogą stać się przyczyną niebagatelnych kosztów, które wszyscy poniesiemy i to w obliczu zapaści finansów publicznych naszego państwa.

Jakiś tydzień temu bowiem „Rzeczpospolita” doniosła (za „Haaretz”), iż rząd Izraela wraz z wpływową („potężną” – określenie „Rzepy”) Agencją Żydowską powołał specjalny program do odzyskiwania żydowskiego majątku, skradzionego lub utraconego w inny sposób. Program ma być „ogólnoświatowy”, jednakże „ze szczególnym uwzględnieniem krajów Europy Środkowo – Wschodniej”. Instytucjonalnie wyraża się on w specjalnej komórce o wdzięcznej nazwie HEART (Holocaust Era Asset Restitution Taskforce) z budżetem 9 mln szekli czyli ok. 9 mln złotych. Złoty interes, zważywszy na spodziewane zyski. Prezesem projektu został były izraelski minister d/s osób starszych Rafi Eitan, dyrektorem zarządzającym Bobby Brown z Agencji Żydowskiej, natomiast – jak to określono – „nad praktyczną stroną przedsięwzięcia” czuwać będzie Ania Werchowskaja z prawniczej firmy A.B. Data, która „praktycznie” współuczestniczyła w „porozumieniu” na mocy którego szwajcarskie banki wypłaciły 1,25 miliarda dolarów, mających w założeniu trafić do spadkobierców ofiar, a które to pieniądze jak powiadają źli ludzie, w większej części rozpłynęły się w machinie „przedsiębiorstwa holokaust”.

No i teraz najlepsze. Oddaję głos „Rzeczpospolitej”:

„Nadzieje na rekompensaty opierają się na rezolucji przyjętej w 2009 roku na praskiej konferencji poświęconej mieniu utraconemu w czasie holokaustu (wytł. moje-GG). 46 państw wyraziło wtedy zgodę na rekompensaty dla ofiar i ich spadkobierców za majątek, który zawłaszczono na ich terytoriach.”

Wygląda na to, że podczas konferencji z 2009 roku sami założyliśmy sobie finansową pętlę na szyję. Mosze Sanbar, izraelski ekonomista i bankowiec, z wieloletnim doświadczeniem w odzyskiwaniu żydowskich majątków stwierdza ponadto: „- Na praskiej konferencji stworzyliśmy nowe podstawy do nowych roszczeń – nie są one prawnie wiążące, ale były i są wiążące moralnie”. Wtóruje mu wypowiedź Bobby’ego Browna: „- To ostatnia bitwa holokaustu i jest naszym obowiązkiem uzyskać choć minimum sprawiedliwości”.

Idę o zakład, że wcale nie „ostatnia”. Program reprezentowany przez HEART rusza z początkiem marca równocześnie w Jerozolimie i Waszyngtonie i ma na celu kompleksowe zewidencjonowanie majątku pożydowskiego. Służyć temu celowi ma m.in. potężna kampania promocyjna oraz infolinia w 13 językach, a także strona internetowa za pośrednictwem których będzie można dokonywać zgłoszeń. Pierwszym etapem ma być przygotowanie roszczeń wobec rządów krajów Europy Środkowo – Wschodniej. Sądzę, że nie od rzeczy będzie przywołanie w tym kontekście byłego ambasadora Izraela w Polsce, Dawida Pelega, który dwa lata temu na zasadzie „pi razy oko” oszacował ewentualne roszczenia na „miliardy dolarów”, co daje niejakie pojęcie o skali opisywanego tu przedsięwzięcia.

Jeszcze jeden cytat, tym razem szefa Agencji Żydowskiej, Natana Szaranskiego: „- Po raz pierwszy od czasu zagłady powstał całościowy program umożliwiający gromadzenie informacji o skradzionym lub przymusowo sprzedanym majątku, z intencją uzyskania za to rekompensaty.”

III. Robienie gruntu?

W związku z powyższym nasuwają się dwie koincydencje. Pierwsza, to wydanie akurat teraz „Złotych Żniw” J. T. Grossa, gdzie Polacy przedstawieni są jako rabusie i hieny cmentarne, dla których II wojna światowa stała się okazją do wzbogacenia kosztem Żydów. Wygląda to, jakby książka miała stworzyć moralny „klimat” potępienia, obezwładniający ewentualne protesty przeciw mającej nastąpić akcji „przedsiębiorstwa holokaust”. Nie wiem, czy funkcjonariusze HEART-u będą się bawili w szukanie złotych zębów poukrywanych ponoć gdzieś w chłopskich obejściach, ale „klimacik” jest.

Druga rzecz, znacznie poważniejsza, to niedawna wizyta polskiego rządu w Izraelu (23.02 – 24.02.2011). Prócz Donalda Tuska i ministrów obrony narodowej, edukacji, zdrowia, spraw zagranicznych oraz wiceministrów z innych resortów, wziął w niej udział dyżurny specjalista od kontaktów polsko – żydowskich, Władysław Bartoszewski, który stał również na czele polskiej delegacji biorącej udział w opisanej na początku konferencji „Mienie ery Holokaustu” i negocjował w naszym imieniu Deklarację z Terezina oraz towarzyszące jej „eksperckie” ustalenia.

No i teraz podstawowa zagwozdka: czy prócz tego, co oficjalnie przedstawiono jako efekt wizyty, zapadły również jakieś inne decyzje, zobowiązania? Czy poruszano kwestię zwrotu mienia i odszkodowań? Byłoby dziwne, gdyby rząd Izraela, który tak mocno, instytucjonalnie, zaangażował się w kwestie rewindykacyjne, nie poruszył tego tematu goszcząc przedstawicieli państwa, które potencjalnie może stać się w najbliższej przyszłości główną dojną krową nowej biznesowej inicjatywy współczesnych sępów holokaustu. Obawiam się jednak, że o wszystkim dowiemy się, gdy będzie już „po ptakach”.

IV. Płać i płacz.

Na zakończenie muszę dodać jedno – wszelkie żydożerstwo jest mi z gruntu obce, uważam też, że zagrabione majątki powinny wrócić do właścicieli, bądź ich legalnych spadkobierców – czy to w naturze, czy to w formie zastępczej. Stanowczo jednak sprzeciwiam się jakiemukolwiek ekskluzywnemu traktowaniu kogokolwiek, również Żydów – w sprawach własności prawo powinno być ślepe na przynależność etniczną. Jeśli zwracamy własność Żydom (ale konkretnym osobom, nie szemranym, samozwańczym gangom „reprezentantów”), to zwróćmy również Polakom!

Tymczasem organizacje żydowskie stosują permanentną gangsterkę, wymuszenia rozbójnicze na międzynarodową skalę. Pod groźbą upokorzenia na arenie międzynarodowej szantażują moralnie kolejne państwa, powołując się na jakieś nieznane cywilizowanym stosunkom prawo plemiennej współwłasności (to znaczy, oficjalnie, odszkodowania mają trafiać do spadkobierców, tyle że pokażcie mi tych wzbogaconych wypłaconymi już miliardami „spadkobierców”). Samozwańczy „reprezentanci” nie mający poza przynależnością etniczną literalnie nic wspólnego z ofiarami Zagłady, rekrutujący się najczęściej z amerykańskiej diaspory, która w trakcie wojny nie chciała nic wiedzieć o obozach koncentracyjnych i która nie ruszyła palcem by pomóc swym współplemieńcom, teraz zlatują się jak sępy do ścierwa, skrzecząc o „sprawiedliwości”, „zadośćuczynieniu” i napychając swe sępie gardła złotem, złotem, złotem… To są prawdziwe „Złote Żniwa”, panie Gross.

Nie znaczy to jednak, że nie mamy jako państwo niczego za uszami. Owszem, mamy na sumieniu podstawowy grzech – zaniedbanie. Trzeba było przeprowadzić kompleksową reprywatyzację i to już dawno temu. Nie przeprowadziliśmy, dając zawodowym szachrajom fenomenalny pretekst do finansowych żądań. Więc teraz będzie „płać i płacz”.

Gadający Grzyb

Posted in Gospodarka, Różne | 17 Komentarzy »

„Na Białorusi jest nie mniej demokracji niż w USA”

Posted by Marucha w dniu 2011-03-06 (Niedziela)

Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko uważa, że w jego kraju jest nie mniej demokracji i wolności niż w USA – podaje agencja Itar-Tass, cytując wywiad, jakiego białoruski przywódca udzielił dziennikowi „The Washington Post”.

– Na Białorusi w żadnym wypadku nie ma mniej demokracji i wolności niż w USA. Jeśli by jakiś obywatel USA popełnił przestępstwo, a towarzyszyłby mu ekskandydat na prezydenta, to oni powinni odpowiadać tak samo – powiedział Łukaszenko, odnosząc się do procesów wytoczonych uczestnikom zamieszek po ostatnich wyborach prezydenckich na Białorusi.

– Dlaczego wydzielacie czterech czy siedmiu byłych kandydatów, których czyny miałyby być rozpatrywane poza ramami, wyznaczonymi przez kodeks karny albo inne prawa Białorusi? Prawo dla wszystkich jest takie same, zarówno dla szeregowego obywatela, jak i dla byłego kandydata – stwierdził białoruski prezydent.

W wywiadzie dla „The Washington Post” Łukaszenko wyraził ciekawość, jak zachowaliby się prezydent USA i służby bezpieczeństwa, gdyby „niezadowolona mniejszość, ok. 3 tys. ludzi, wdarłaby się do Białego Domu”.

Łukaszenko zwrócił również uwagę na politykę Stanów Zjednoczonych w Iraku. – To było międzynarodowe przestępstwo. Dlaczego za nie nie odpowiadacie? O jakiej demokracji można mówić po czymś takim, jeśli zabito tysiące nie tylko irackich obywateli, ale zginęło również tysiące Amerykanów? – pytał prezydent Białorusi.

– A to, co się obecnie wyprawia w Iraku, Afganistanu, gdzie główne skrzypce gra „demokratyczny” kraj? Jak zareagowaliście na to, że waszą koleżankę, dziennikarkę zgwałcili na placu w Kairze? – dopytywał się białoruski przywódca. – Jeśli by coś takiego zdarzyło się na Białorusi, (…) to może nawet wojska by tu wprowadzono i rakiety przysłali, aby jakąś demokrację narzucać – mówił Łukaszenka.

– Macie jedną demokrację dla Rosji i Białorusi, drugą dla Unii Europejskiej, trzecią dla Chin, czwartą dla Iranu, Wenezueli. Piątą, jak się dzisiaj okazuje, dla Izraela i szóstą dla krajów arabskich. Taka jest ta wasza demokracja – powiedział Łukaszenko.

http://wiadomosci.onet.pl

I niewiele można dodać do wypowiedzi prezydenta Łukaszenki. Po prostu mówi, jak człowiek, a nie jak reptilianin. – admin.

Posted in Polityka | 6 Komentarzy »

Dariusz Ratajczak: Hitchcock w Bergen-Belsen

Posted by Marucha w dniu 2011-03-06 (Niedziela)

Położony w pobliżu Hanoweru obóz koncentracyjny Bergen-Belsen (polskie wycieczki autokarowe niemal ocierają się o niego zdążając do banalnego „wesołego miasteczka” HEIDE PARK w niegdyś słowiańskiej Pustaci Lueneburskiej) pierwotnie przeznaczony był dla rannych żołnierzy niemieckich.

W roku 1943 założono tam obóz dla europejskich Żydów, którzy mieli być wymieniani za przetrzymywanych przez aliantów Niemców. Wprawdzie skończyły się „dobre czasy”, gdy SS wynajmowało dla dziesiątków tysięcy syjonistów statki na Bliski Wschód, Gestapo załatwiało wszelkie formalności, w Niemczech Gwiazdy Dawida dumnie powiewały nad kibucami (jeszcze w roku 1942!), Golda Meir rewizytowała w Berlinie Adolfa Eichmanna, a organ prasowy czarnego zakonu „Das Schwarze Korps” (niezgorzej, cóż począć, redagowany) z nieskrywaną sympatią odnosił się do żydowskich lewicowych nacjonalistów, niemniej jednak w II fazie działań wojennych więzniom z obozu umożliwiano wyjazdy do Szwajcarii lub – via Turcja – do Palestyny. Aż do końca roku 1944 warunki życia w Bergen-Belsen były względnie znośne.

Nieszczęście zaczęło się w momencie przemieszczania wielkich mas ludzkich z zagrożonego sowieckim szturmem wschodu Europy.

To właśnie wtedy wybuchła w obozie epidemia czerwonki, cholery i tyfusu. Nie mogło być inaczej, tym bardziej,że masowe naloty anglo-amerykańskie niemal przerwały dostawy medykamentów, żywności i wody, a błąkajace się pod bombami i w ogólnym rozgardiaszu więzniarskie konwoje osiągały Bergen-Belsen po 2-3 tygodniach podróży-koszmaru. Ci którzy przeżyli tę gehennę mieli niewielkie szanse wygrać walkę z całą paletą oczekujących ich chorób. W rezultacie obóz zamienił się w piekło wypełnione odorem gnijących ciał, ludzkimi odchodami wylewającymi się z baraków i namiotów oraz żywymi trupami. Zdawał sobie z tego sprawę komendant obozu, Józef Kramer (nazwany w roku 1945 przez prasę międzynarodową „potworem z Bergen-Belsen” i szybciutko powieszony), który 1 marca 1945 roku skierował do zwierzchnika list z prośbą o pomoc („Błagam Pana o pomoc w celu przezwyciężenia tej sytuacji”). Oczywiście waląca się III Rzesza, zamieniona w skłębione koczowisko, goniąca resztką sił na frontach, nie mogła zaradzić tragicznym warunkom życia w Bergen-Belsen i w innych obozach, gdzie nawet bezlitośni strażnicy umierali na tyfus.

W zaistniałej sytuacji Henryk Himmler (zapewne jego postępowanie dyktowane było typowym dla wszystkich ‘oberpolicmajstrów” wyrachowaniem) upoważnił pewnych oficerów Wehrmachtu do nawiązania kontaktu z Brytyjczykami i poinformowania ich, że zbliżają się do przerazliwego ogniska chorób zakaznych. W jego wyniku obie strony zawiesiły działania wojenne wokół Bergen-Belsen, a nawet podzieliły się zadaniami wynikającymi z faktu przebywania w bezpośredniej bliskości miejsca prawdziwej ludzkiej tragedii. Niemal natychmiast po przejęciu administracji obozu przez Wyspiarzy Bergen-Belsen nawiedziły cmentarne hieny, czyli dziennikarze. Jak to oni- wszystko obfotografowali i sfilmowali. Przystąpili także do organizacji pewnych scen. Najsłynniejszą jest ta z buldożerem wpychającym ciała do wykopanego rowu. Chodziło o to,żeby przekonać przyszłych widzów, iż jest to „niemiecki buldożer”.

Zupełnie nie przeszkadzało im, że za jego kierownicą siedział brytyjski żołnierz (w roku 1978 ukazała się w apartheidowskim Johannesburgu ksiązka Artura Suzmana i Denisa Diamonda pt.„Six Millions Did Die.The Truth Shall Prevail ; autorzy wykazali większą zapobiegliwość obcinając rzeczonemu wojakowi główkę wraz z jego zupełnie nieniemieckim beretem). Ten i podobne zabiegi (wystarczy na przykład zebrać w sterty grzebienie a efekt jest niesamowity), podbudowane odpowiednim komentarzem, miały przekonać szerokiego odbiorcę, że zwały trupów w Bergen-Belsen (zresztą nie tylko tam) są wynikiem świadomych działań eksterminacyjnych SS. Autorzy filmu (filmów) zdawali się mówić:” to oni ich zabili,zamordowali,zagazowali”. Nie interesował ich przy tym tak „drobny fakt”, że np.w Bergen-Belsen komor gazowych nie było (a propos komór; w marcu 1992 roku na konferencji prasowej w Sztokholmie profesor Robert Faurisson rzucił wyzwanie: ”Pokażcie lub narysujcie mi hitlerowską komorę gazową”. Odpowiedziało mu brzęczenie much).

Tą samą propagandową drogą chciał pójść Alfred Hitchcock (sam zresztą „szprycujący się” gazem, co akurat jego twórczości wyszło na dobre), który dostał zamówienie z brytyjskiego Home Office na zrobienie filmu na temat „tych nazistowskich okrucieństw”. Mistrz zawiódł. Publiczności udostępniono tylko co bardziej wiarygodne fragmenty gniotu. Brytyjskie pionierskie operacje propagandowe w Bergen-Belsen (powiedzmy wprost: manipulacje) wkrótce przejęli filmowcy z Hollywood.

29 listopada 1945 roku Amerykanie przedstawili swoje dzieło poświęcone wyzwoleniu obozów koncentracyjnych na Procesie Norymberskim. Wywołało ono spore poruszenie nawet wśród oskarzonych (tylko nieliczni zauważyli, że buszuje w nim nasz nieszczęsny buldożer). W każdym razie efekt został osiągnięty i przede wszystkim utrwalony na dziesięciolecia. Dzisiaj prawda miesza się z mitem tak, jak przeciętnemu zjadaczowi chleba krematoria mylą się z komorami gazowymi. Ja – Dariusz Ratajczak – o istnieniu tych ostatnich, w przeszłości i obecnie, jestem święcie przekonany.

http://stopsyjonizmowi.wordpress.com

Posted in Historia | 8 Komentarzy »

Dlaczego na polskiej pieczęci sądowej jest znak Bestii?

Posted by Marucha w dniu 2011-03-06 (Niedziela)

Czy to jest naprawdę polska pieczęć sądowa?

Ciekawą informację podesłał mi jeden z czytelników bloga. Pochodzi podobno od pracownika polskiego sądu. Otóż na pieczęciach sądowych (tu zamieszczona pochodzi z wyroku sądowego, który znalazłem w internecie) znajdują się trzy… Gwiazdy Dawida – sześcioramienne, które są symboliczne dla państwa Izrael i dla syjonistycznych Żydów.

Czy może tak być, że rząd w kraju, który przyjął Chrzest w roku 966 na jednej z najważniejszych pieczęci zamieszcza symbol tak ważny dla niewielkiej tylko części populacji? Jak mała jest to mniejszość wynika m.in. z artykułu w Wikipedii (cytat na końcu artykułu).

Sądzę jednak, że te sześcioramiennne gwiazdy nie są po to by się przypodobać Żydom.
Jako symbole są wszak sakralnym znakiem Lucyferianów, satanistów (http://www.overlordsofchaos.com/html/jewish_conspiracy_45.html ), którzy zaczynają być w Polsce coraz bardziej aktywni. To oni głównie są łącznikiem z masońskim tzw. rządem światowym, który jest z natury satanistyczny. Jako gwiazdy sześcioramienne  symbolizują cyfrę 6. Mamy tu więc trzy 6-tki, czyli tzw.  znak Bestii 666.

666 – ZNAK BESTII NA POLSKIEJ PIECZĘCI SĄDOWEJ.

Nikt mi nie powie, że to jest przypadek.

Największą wspólnotę religijną stanowi Kościół katolicki, do którego należy około 34,21 mln wiernych. W obrządku rzymskokatolickim ochrzczonych jest 34 mln mieszkańców Polski, co stanowi około 89% populacji. Kościół greckokatolicki liczy 53 tys. wiernych, Kościół ormiańskokatolicki 5 tys., Kościół neounicki 195 osób. Z tradycji katolickiej wywodzi się starokatolicyzm, do którego należy 45 tys. wiernych (Kościół Starokatolicki Mariawitów – 23,7 tys. wiernych, Kościół Polskokatolicki – 19 tys. wiernych, Kościół Katolicki Mariawitów – 2 tys. wiernych, Kościół Starokatolicki w RP – 475 wiernych, Polski Narodowy Katolicki Kościół – 450 wiernych, Reformowany Kościół Katolicki – 90 wiernych). Obok starokatolików działalność prowadzą grupy tradycjonalistów katolickich: lefebrystów i sedewakantystów.
Wspólnoty tradycji prawosławnej liczą ponad pół miliona wiernych (Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny – 506,8 tys., Wschodni Kościół Staroobrzędowców w RP – 440 osób, Apostolski Kościół Ormiański – ok. 100 osób). W Polsce mieszkają także przedstawiciele Kościoła koptyjskiego.
Do protestantyzmu przyznaje się ponad 150 tysięcy wiernych: Kościół Ewangelicko-Augsburski – 80 tys., Kościół Zielonoświątkowy – 23 tys., Kościół Adwentystów Dnia Siódmego – 9,5 tys., Kościół Chrześcijan Baptystów – 6,5 tys., Wspólnota Kościołów Chrystusowych w RP – 6 tys., Kościół Nowoapostolski w Polsce – 5 tys., Kościół Ewangelicko-Metodystyczny – 4,5 tys., Kościół Ewangelicko-Reformowany – 3,5 tys., Kościół Boży w Chrystusie – 3,5 tys., Kościół Wolnych Chrześcijan – 3 tys., Chrześcijańska Wspólnota Zielonoświątkowa – 2,5 tys., Kościół Chrystusowy w Polsce – 2,4 tys., oraz Kościół Ewangelicznych Chrześcijan – 2,3 tys. (…)

Posted in Różne | 48 Komentarzy »

 
%d blogerów lubi to: