Z punktu widzenia świeckiego, ktoś mógłby powiedzieć, że to co stało się w Japonii, było zwykłą klęską żywiołową, spowodowaną przez prawa fizyki, rządzące naturą. Jakby Bóg nie miał nic wspólnego z ustanowieniem tych praw i kierowaniem nimi. Albo że to, co naprawdę wydarzyło się, nie jest niczym więcej, jak kombinacją przyczyn materialnych, które ze względu na nieubłagane prawa natury, spowodowały trzęsienie ziemi i ogromne tsunami.
Czy był to tylko przypadek, że zginęły setki ludzi, tysiące zostało rannych (dziś wiemy że ofiar było znacznie więcej – przyp. PiotrSkarga.pl), a wielu innych straciło swoje domy? Czy katastrofa, która dotknęła ludzi różnych stanów – chociaż wiele ofiar, to ubodzy rybacy – przytrafiła im się tylko dlatego, że znaleźli się w niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie?
Stary argument przeciw istnieniu Boga
Ta katastrofa była kolejną okazją do przywołania starej, ateistycznej tezy o nieistnieniu Boga. Jeśli Bóg pozwala, by tak wielu ludzi ginęło – i co gorsza – karze zarówno grzeszników, jak i niewinnych jednocześnie, to nie może on być sprawiedliwy. Ponieważ jednak idea niesprawiedliwego Boga wydaje się być absurdalna, a takie katastrofy, jak ta ostatnia mają miejsce, nieuchronnie dochodzi się do wniosku, że Bóg w ogóle nie istnieje. Jedyną alternatywą jest deistyczna wizja, zgodnie z którą Bóg istnieje tylko jako „Wolterowski Zegarmistrz”, ze słynnej metafory: On stworzył zegar, wprawił go w ruch, a potem zapomniał o nim. [2]
Brytyjski dziennikarz Martin Kettle doskonale podsumował to racjonalistyczne stanowisko w artykule, który ukazał się w londyńskim „The Guardian” kilka dni po zdarzeniu. Tytuł mówi sam za siebie: „Jak ludzie religijni wytłumaczą coś takiego?”. [3]
Wykazawszy, jak trudno jest wyjaśnić przyczyny katastrof naturalnych, Kettle pyta, co by„kreacjoniści” powiedzieli na to? Przypomina, w jaki sposób ludzie wierzący starali się wyjaśnić inne klęski żywiołowe, takie jak np. trzęsienie ziemi, które zdewastowało Lizbonę w 1755 roku, tłumacząc to jako karę Boską. Pisze: „Voltaire pytał, jaki Bóg mógł zezwolić na coś takiego? Czy Lizbona naprawdę była bardziej grzeszna niż Londyn, albo Paryż, że musiała być ukarana w taki przerażający sposób?”.
Kettle stwierdza: „Chociaż trudno jest dzisiaj wymagać od ludzi wierzących, by sensownie wyjaśnili przyczyny trzęsienia ziemi, które miało miejsce w tym tygodniu, odwołując się do religii, to jednak osiemnastowieczne pytanie Woltera skierowane do chrześcijan «dlaczego Lizbona?», powinno generować całą serię podobnych pytań odnośnie wszystkich katastrof, jakie wydarzyły się w dwudziestym pierwszym wieku i powinno ono być skierowane do ludzi wierzących na całym świecie”.
Pytanie Kettle’a wydawało się rozbrzmiewać we wszystkich ważnych miejscach. Zarówno anglikański arcybiskup Canterbury, Rowan Williams, jak i arcybiskup Montrealu, kardynał Jean-Claude Turcotte odrzucili idę, zgodnie z którą tsunami mogłoby być karą boską i stwierdzili, że to normalne, iż ludzie w takich sytuacjach wątpią w istnienie Bożej Opatrzności. Podobnie jak Wolter, zdają się wierzyć, iż naturalne przyczyny wystarczają do wyjaśnienia zdarzenia i że Bóg pozwala działać naturalnym prawom w ogóle nie interweniując. [3]
Prawa natury i autor natury
Jest oczywiste, że pojawienie się fali tsunami wynikało z działania praw naturalnych, podobnie jak miało to miejsce w przypadku innych katastrof. I chociaż można wyjaśnić, jak do niej doszło, to jednak nie można podać wszystkich przyczyn jej powstania. Nie można stwierdzić, dlaczego tak się stało? Dusza ludzka ma naturalną potrzebę zrozumienia rzeczy, według ich ostatecznych przyczyn, które wykraczają poza bliższe i bezpośrednie powody. Poszukuje głębszego sensu.
Aby lepiej to zrozumieć, trzeba dostrzec rolę, jaką Bóg odegrał stwarzając świat. Trzeba uporać się z częstym zamieszaniem pojęciowym dotyczacym idei Boga bezpośrednio działającego w naturze i praw, które On wpisał w tę naturę.
Sam fakt, że człowiek odkrywa prawa natury, które rządzą wszechświatem materialnym, rozumie ich złożoność i dostrzega mądrość w nich zawartą, nie może spowodować, że przestanie on myśleć o Bogu, o inteligencji, która wymyśliła ten wszechświat i o mocy, która stworzyła to wszystko.
Człowiek jednak ma dziecinną skłonność do twierdzenia, że skoro odkrył takie prawa – niekiedy może je nawet replikować, albo sztucznie kontrolować ich skutki – to posiadł już taką samą moc, jaką ma Stwórca. [4]
W rzeczywistości jednak, w takich przypadkach, człowiek tylko korzysta z darów, które otrzymał od Stwórcy: inteligencji, pomysłowości i siły woli. „Odkryć” nie jest tym samym, co „stworzyć”. Oznacza jedynie zrozumienie. Poskromienie burzliwej rzeki za pomocą tam i kanałów, lub wykorzystanie jej siły do wytwarzania energii elektrycznej, nie czyni człowieka równym Stwórcy, lecz jego pokornym i pełnym miłości współpracownikiem w dziele stworzenia.
Czytaj resztę wpisu »
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…