Homo-miliarder fundatorem i darczyńcą instytucji ”katolickich”
Posted by Marucha w dniu 2011-03-29 (Wtorek)
Aktywista homoseksualny, miliarder Jon Stryker jest darczyńcą co najmniej jednego koledżu jezuickiego oraz kilku innych organizacji, które noszą nazwy „katolickie” lub „chrześcijańskie”. Organizacje te mają pobudzać do rozłamu w szeregach Kościoła.
W najnowszym wpisie na blogu „American Papist”, Thomas Peter, dyrektor kulturalny Krajowej Organizacji na rzecz Małżeństwa ujawnia źródła finansowania różnych grup, które promują akceptację homoseksualizmu, pod przykrywką reprezentowania interesów członków wspólnoty żydowsko-chrześcijańskiej.
Organizacja taka jak np.: New Ways Ministry, niedawno potępiona przez amerykańskich biskupów katolickich, otrzymała duże sumy od Arcus Foundation w celu promowania „małżeństw” osób tej samej płci, zwłaszcza wśród katolików, luteranów, wyznawców kościoła episkopalnego i żydów.
Arcus Foundation została założona przez Jona Strykera, miliardera, gracza giełdowego i wielkiego orędownika programu homoseksualnego. Ogromny wpływ na jego aktywność ma inny działacz homoseksualny, również miliarder – Tom Gill – co potwierdziła w 2006 r. dyrektor polityczna fundacji Strykera.
Peters pisze: „Zwolennicy małżeństw homoseksualnych są inteligentni – tworzą organizacje, którym przekazują część swojego majątku, by skutecznie działały w interesie homoseksualnym”.
Fundacja Arcus na swojej stronie internetowej, pod hasłem „Religia i wartości” wymienia również kilka innych „katolickich” projektów, których celem jest podważanie tradycyjnego nauczania Kościoła katolickiego dot. seksualności.
Na przykład, The National Gay and Lesbian Task Force otrzymała ponad 152 tys. dol. na opracowanie planu, koncentrującego się na budowie ruchu popierającego żądania pederastów, lesbijek, biseksualistów i transwestytów w obrębie Kościoła Rzymskokatolickiego w USA. Z tych m.in. względów jezuicka uczelnia Fairfield University otrzymała 100 tys. dol. w celu „rozszerzenia dotychczasowej dyskusji na temat homoseksualizmu w ramach Kościoła katolickiego i włączenia do niej opinii różnych postępowych teologów”.
Homoseksualiści działają też na rzecz zmiany postrzegania antykoncepcji i aborcji wśród katolików. Woman’s Alliance for Theology, Ethics and Ritual powierzono 70 tys. dol. w celu stworzenia „kadry katolickich lesbijek, kobiet biseksualnych i transpłciowych, co ma pozwolić na przejęcie dominującej roli w społeczności katolickiej w sprawach dotyczących płci, orientacji seksualnej, [i] zdrowia reprodukcyjnego”.
Ponad 93 tys. dol. trafiło do New Ways Ministry, 200 tys. dol. – do New Ways Dignity USA. 23 tys. dol. przeznaczono na kampanię, zwalczającą katolicką naukę o seksualności, prowadzoną tuż przed wizytą papieża Benedykta XVI w Stanach Zjednoczonych w 2008 roku. Pełna lista „katolickich” lub „chrześcijańskich” organizacji dotowanych przez fundację Arcus znajduje się tutaj.
Peters szacuje, że fundacja w 2007 r. w sumie przekazała ponad 6,5 miliona dol. na różnego rodzaju organizacje „chrześcijańskie”.
Inna organizacja „katolicka” tylko z nazwy – Catholics for Equity – podważająca nauczanie Kościoła katolickiego na temat homoseksualizmu, ma wyraźne powiązania z Human Rights Campaign (HRC), jedną z największych w kraju organizacji pro-homoseksualnych.
HRC zatrudnia trzech z pięciu członków zarządu Catholics for Equity.
„Katolicy powinni wyrazić swoje oburzenie z tego powodu, że zewnętrzna grupa – która również finansuje anty-katolickie instytucje – sponsoruje organizacje dysydenckie wewnątrz Kościoła, by wprowadzać zamęt wśród wiernych, podważać autorytet biskupów i ich nauczanie” – pisze Peters.
Źródło: LifeSiteNews.com, AS
Komentarz PiotrSkarga.pl:
Czyż nie przypomina to taktyki stosowanej przez komunistów wobec Kościoła katolickiego szczególnie w Ameryce Łacińskiej, gdzie powstała koszmarna „teologia wyzwolenia”?
Komentarze 4 do “Homo-miliarder fundatorem i darczyńcą instytucji ”katolickich””
Sorry, the comment form is closed at this time.
Realista said
Doskonale video o Holocaust.
Rudolf Hess byl torturowany aby stworzyc legende o Holocaust.
http://vimeo.com/21645843
wet3 said
Ten gosc powinien natychmiast zglosic swoja pomoc ks.(???!) Bonieckiemu.
ziarnko prawdy said
Izraelski bank oddal pieniadze ofiar Szoah.
72 lata po wybuchu wojny najwiekszy izraelski bank zgodzil sie na ugode z ocalalymi z Holokaustu.
http://rp.pl/artykul/633808_Izraelski-bank-oddal-pieniadze-ofiar-Szoah.html
aga said
Katolewica dostaje baty – nowa ksiazka ks. Henryka Łuczaka – Zniszczmy obraz Bestii! biuro@antyk.org.pl nowość do mnie – 30 Marca 01:20 OdebraneOd: Do: mnie Wysłano: 30 Marca 01:20 (Wczoraj)Temat: Katolewica dostaje baty – nowa ksiazka ks. Henryka Łuczaka – Zniszczmy obraz Bestii! Folder: Odebrane
rozwiń szczegóły Uwaga! Wiadomość mogła zawierać niebezpieczne elementy, których wyświetlanie zostało zablokowane Odblokuj
Obrazki nie są wyświetlane Pokaż obrazki Zawsze pokazuj obrazki od tego adresata
Ks. Henryk Łuczak, który ostatnio zasłynął kierowaną do młodzieży książką
„Podnieście głowy młodzi Polacy” w publikowanej przez nas pozycji podnosi głos
przeciwko KATOLEWICY, oskarżonej o adorowanie apokaliptycznej Bestii.
http://ksiegarnia.antyk.org.pl/x_C_I__P_23016399-23010001.html
W szeregach hierarchii, w środowiskach dziennikarskich wśród polityków
są niestety ci, którzy walczą z polskością i katolicyzmem. Ta
publikacja to ważne wydarzenie w polskim Kościele – oto w obliczu wielkiego i
pogłębiającego się kryzysu, pustoszenia polskiej katolickiej tradycji i
duchowości, niszczenia już samych nawet struktur życia wspólnoty religijnej i
narodowej kapłan przerwa milczenie, opisuje zjawisko nazwane „katolewicą” i z
mocą przeciwstawia się temu prądowi popychającemu obecnie kościół w Polsce w
kierunku pełzającej schizmy i buntu hierarchii wobec zaleceń i reform Benedykta
XVI.Książka ma formę listów dedykowanych tym, którzy stoją jeszcze na
gruncie i na straży katolicyzmu oraz listów kierowanych do zagorzałych lub
ukrytych przeciwników Kościoła i Polski.
Autor we wstępie do książki napisał:
Współczesna Europa jest w znacznej części zdechrystianizowana i ulega
przybierającej na sile „bestialskiej nawałnicy”, która bezcześci wszystko, co w
człowieku – jako „ikonie Boga” – jest święte. Wpływowi „szaleńcy” ideologiczni i
polityczni starają się za wszelką cenę wypędzić Chrystusa z umysłów dzisiejszych
Europejczyków w przeświadczeniu, że jest to konieczny warunek wyplenienia zła z
ziemi i uczynienia z niej wymarzonego „raju bez Boga”. Należy bardzo poważnie
potraktować ostrzeżenie Benedykta XVI, który wypowiedział prorocze słowa:
„Usuwając Boga z powierzchni ziemi, zapala się na niej piekło”. Czy to
przypadek, że w obecnej cywilizacji znaczonej ateizmem i pieczęcią Antychrysta
zwierze stało się święte, natomiast człowiek przeistacza się w istotę, którą
można na różne sposoby profanować?
Polska przynależy do Europy, która od trzech stuleci odrywa się coraz
skuteczniej od swych korzeni antycznych i chrześcijańskich. Szaleńcy
ideologiczni przypuścili zdecydowany atak na Polskę, by zaszczepić w niej
wielorakie wynaturzenia moralne, polityczne i kulturalne, bo zgodnie z ich
zamysłami musi być ona wykorzystana w realizacji globalistycznej utopii. Polski
Naród, zmaltretowany i osłabiony przez komunizm narzucony mu przy użyciu
bagnetów, przejawia niejednokrotnie brak odporności intelektualnej i moralnej,
wskutek czego w zastraszającym tempie „dziczeją dusze” Polaków.
Opamiętajcie się, Rodacy!
Nie adorujcie „obrazu” apokaliptycznej Bestii!
Nie ulegajcie pochlebcom nikczemnej rozpaczy!
Nie wypędzajcie Chrystusa z polskiej ziemi!
A oto jeden z listów – kierowany do jeszcze żyjącego wtedy arcybiskupa,
którego działalność tak wiele szkody przyniosła i Kościołowi i Ojczyźnie naszej:
Wdzięk europejskiej ogłady
Czcigodny Księże Arcybiskupie!
Niepokoi mnie jedna rzecz. Ksiądz Arcybiskup posiadł wdzięk europejskiej ogłady,
o czym świadczy sposób posługi-wania się kunsztowną tonacją głosu, umiejętność
roztaczania wokół siebie uroków swego intelektu i zamieszczanie na łamach
liberalno-laicyzujących czasopism tekstów pisanych w duchu
modernistyczno-liberalnego światopoglądu. Wydaje mi się, że hierarcha,
stanowiący „wielką nadzieję nowej wiary”, nie powinien interesować się jedynie
katolewicą, lecz musi poczuwać się do osobistej odpowiedzialności za
prawowiernych katolików, oczekujących od niego właściwych pouczeń, elementarnej
wyrozumiałości i niekłamanej życzliwości. A jednak na co dzień spotykam osoby,
które gorszą się tym, co Ksiądz Arcybiskup mówi w mediach, w jakim stylu pełni
swoją posługę pasterską w Kościele polskim, jak traktuje „moherowe berety”. Nie
potrafię uspokoić ich rozżalonych serc. W dyskusjach z nimi czuję się bezsilny,
niepewny w udzieleniu odpowiedzi na prowokujące pytania, pozbawiony rzeczowych
argumentów. Czyżby mnie zdeformowali moi profesorowie i mistrzowie
uniwersyteccy? A może powinienem ograniczyć się do korzystania z najważniejszego
prawa, które obecnie gwarantuje się księżom – prawa do milczenia? W imię jakich
racji mam odrzucić to, co przejąłem z nauczania ks. kard. Ste-fana Wyszyńskiego
– Prymasa Tysiąclecia, który miłował „do szaleństwa” nie tylko Kościół, lecz
także Polskę?
Szanuję autorytet moralny, którym Ksiądz Arcybiskup cieszy się ze względu na
posłannictwo pełnione w Kościele partykularnym. Nie lekceważę faktu, że każdy
Pasterz – będąc wybrany do pasienia owczarni Pańskiej – jest sługą Chrystusa i
włodarzem tajemnic Bożych, co określa jego styl duszpasterzowania. Akceptuję
wyrażane obecnie żądanie, by w naszym czasie biskup pouczał, jak należy oceniać
w myśl nauki Kościoła osobę ludzką razem z jej wolnością, społeczność świec-ką z
jej prawami i stanami, wychowanie potomstwa, pracę i wypoczynek, wiedzę i
wynalazki techniczne, nędzę i nadmiar dóbr. Powinien również przedstawiać zasady
rozwiązywania najbardziej doniosłych zagadnień dotyczących posiadania, wzrostu i
należytego rozdziału dóbr materialnych, pokoju i wojny oraz braterskiego
współżycia wszystkich narodów. Przeciwstawiam się każdemu, kto próbuje podważać
sens urzędu apostolskiego ze względów politycznych i lekceważyć biskupa w imię
poprawności politycznej. Należy wszystkim biskupom okazywać cześć i
posłuszeństwo w wierze, jeśli trwają w łączności z papieżem – zastępcą Chrystusa
na ziemi.
Mądre jest to stwierdzenie! Powołaniem pewnych osób jest sprawianie innym bólu –
bólu oczyszczającego i owocującego wewnętrznym pokojem. W tym wypadku bardzo
znamienne było postępowanie i nauczania „największego spośród narodzonych z
niewiast” – Jana Chrzciciela. Wypowiadał się w sposób bezpośredni, zdecydowany i
ostry, co słuchaczy doprowadzało wprost do „kryzysu” spowodowanego przez
dogłębnie poruszone serce i odpowiedzi wyrażonej w „tak” lub „nie”. Ojciec Pio,
święty stygmatyk, niejednokrotnie sprawiał ból swoim penitentom, którzy najpierw
wylewali gorzkie łzy, a potem odradzali się duchowo i zmieniali swoje życie. Nie
udało mi się jednak spotkać nikogo, kto by uspokoił się wewnętrznie pod wpływem
słów wypowiadanych publicznie przez Księdza Arcybiskupa. I to mnie bardzo
niepokoi i zasmuca. Bardzo często otrzymuje telefony i muszę odpowiadać na
pytanie, których nie chciałbym nigdy usłyszeć. Zadają je ludzie inteligentni,
zaangażowani w życia Kościoła, dumni z naszej Ojczyzny. Przychodzą do mnie
starsze osoby w moherowych beretach, by się wyżalić z powodu aroganckich
pouczeń, jakie słyszą z ust Księdza Arcybiskupa. Czują się lekceważone. Nie
rozumieją stawianych im zarzutów. Boleją nad tym, że w ustroju demokratycznym
ogranicza się ich prawo do swobodnego wyrażania swoich przekonań, opinii,
niepokojów. Prowadzę trudne i rzeczowe dyskusje z wieloma naszymi parafianami,
którzy przynoszą mi teksty publikowane przez znanych i cenionych autorów
katolickich – oburzonych i zgorszonych tym, co mówi, pisze i czyni Hierarcha
patronujący „oświeconym elitom”, zauroczonym fenomenem michnikowszczyzny.
Sytuacja, w jakiej niespodziewanie znalazłem się, zmusza mnie do głębszego
przemyślenia tego, co aktualnie dokonuje się w polskiej rzeczywistości
religijnej, społecznej i politycznej. Czytam zatem różne książki w języku
polskim i włoskim. Kupuję każda czasopismo, w którym znajduję teksty ks.
arcybiskupa Stanisław Wielgusa, o. prof. Mieczysława Alberta Krąpca, ks. prof.
Czesława Bartnika, bo – jak sądzę – trudno podważyć ich dorobek naukowy i
dostrzegać u nich „zawężenie horyzontów intelektualnych”. Prowadzą szczere
rozmowy ze znanymi osobami, które analizują od lat taktykę, jaką posługują się w
swej działalności „przefarbowane lisy” i aroganccy libertyni. Czy to oznacza, że
podążam drogą wiodącą do „ciemnogrodu”?
Pragnę być szczery! W wielu przypadkach przyznaję rację Rodakom, którzy oceniają
krytycznie pewne wypowiedzi i publiczne wystąpienia Księdza Arcybiskupa. Muszę
to czy-nić, bo w ostatnim czasie coraz bardziej „otwierają mi się oczy” w
związku z rzetelnym studiowaniem pisanych z proroczym gniewem i żarem książek, w
których znani autorzy piętnują fałszywą odnowę w Kościele oraz ukazują istotne
przyczyny powiększającej się ciągle liczby pustych świątyń. Moja śmiałość jest
tym większa, że Ksiądz Arcybiskup – jak się przypadkowo dowiedziałem – nie odbył
regularnych studiów na żadnej słynnej uczelni zagranicznej ani nie prowadził
wykładów na renomowanym uniwersytecie katolickim, ani nie opublikował znaczącej
pozycji naukowej z zakresu filozofii czy teologii. Artykuły zamieszczane na
łamach „Gazety Wyborczej” nie mają nic wspólnego z ukazywaniem nadprzyrodzonego
charakteru nauki katolickiej i nie poszerzają moich horyzontów intelektualnych,
stąd nie biorę ich w ogóle do ręki. Zapamiętałem prowokującą wypowiedz
Eugeniusza Ionesco, jednego z ojców teatru absurdu: „W jednym z kościołów
słyszałem takie oto słowa księdza: „Cieszmy się wspólnie, uściskajmy sobie
wzajemnie ręce… Jezus serdecznie życzy wam: miłego dnia, dobrego dnia!
Jeszcze trochę, a na Komunię będzie się urządzało bar z chlebem i winem,
serwowało kanapki i Beaujolais (…). Nic nam już nie pozostaje, nic stałego,
wszystko jest w ruchu. A przecież nam potrzebna jest skała”. Benedykt XVI,
odnosząc się do tej wypowiedzi, stwierdził: „Myślę, że jeśli będziemy słuchać
tych głosów, ludzi świadomych, że żyją w tym świecie, wówczas jasno zrozumiemy,
że nie można służyć temu światu przez zwykłe, banalne dostosowanie się do niego.
Świat nie potrzebuje konsensusu, potrzebne są mu transformacja i ewangeliczny
radykalizm”.
Ludzie „potrzebują skały”, Księże Arcybiskupie!
Nie wolno powodować chaosu w ich umysłach i sercach!
Nie wolno niszczyć w nich miłości do prawdy!
Nie wolno narzucać im fałszywych dogmatyzmów libertyńskich!
Biorę po raz kolejny do ręki książki Dietricha von Hildebranda, jednego z
największych współczesnych etyków i eksperta Vaticanum II. Pius XII uważał go za
Doktora Kościoła XX wieku. Poszukuję w jego dziełach odpowiedzi na dręczące mnie
pytania, jakie stawiam sobie w związku z postępowaniem duchownych, którzy
zatracają poczucie tego, co nadprzyrodzone, i fałszują prawdziwego ducha
Chrystusa, Ewangelii i Kościoła. Sądzę, że ponoszą oni w znacznym stopniu
odpowiedzialność za to, na co Paweł VI uskarżał się w jednej z alokucji:
„Spodziewaliśmy się po Soborze wiosny, a przyszła burza; spodziewaliśmy się
odrodzenia, a przyszło samozniszczenie Kościoła”. Jakże boleśnie brzmi to
wyznanie! Dietrich von Hildebrand wręcz twierdzi, że dostrzega się w dzisiejszym
Kościele nadzwyczaj sprawnie zorganizowaną „piątą kolumnę”. Tworzą ją biskupi,
księża, teologowie, którzy utracili wiarę, ale nie występują otwarcie z
Kościoła, lecz pozują na jego „wybawców” w nowoczesnym świecie. Posiadają
specyficzną inteligencję, które – w odróżnieniu od prawdziwej inteligencji –
trafnie nazywa się przebiegłością i wyrachowaniem. Zajmując eksponowane urzędy w
Kościele, konspirują pod sztandarem reform i postępu w celu zniszczenia go od
wewnątrz. Autor wyraża swoje oburzenie w jednoznacznie brzmiących słowach: „Jest
jednak rzeczą nie-pojętą, że konspiracja ta istnieje w Kościele i że są biskupi,
kardynałowie, a przede wszystkim księża i zakonnicy, którzy przyjmują rolę Judaszy”.
Dietrich von Hildebrand zwraca uwagę na jedną z najbardziej przerażających
chorób szerzących się w Kościele, jaką jest letarg strażników wiary. Ma na myśli
liczną grupę bi-skupów prowadzących strusią politykę, bo się boją bardziej ludzi
niż Boga. Nie czynią właściwego użytku ze swego autorytetu, gdyż środki masowego
przekazu mogły by ich okrzyczeć mianem ludzi średniowiecza, małodusznych,
reakcyjnych. Ulegają zatem duchowi świata i przymykają oczy na upowszechnianie
heretyckich poglądów przez popularnych teologów, na propagowanie jawnej
niemoralności, na bluźniercze deformacje kultu chrześcijańskiego. Z drugiej zaś
strony, zajmują rygorystycznie autorytatywną postawę wobec wiernych, walczących
o zachowanie nieskażonej wiary. Jest bardzo źle, jeśli biskup podaje jako
mądrość coś, co tak naprawdę stanowi tajemnicę zła. Czyż hierarchowie nie są
zobowiązani dochować wierności prawdziwej nauce Kościoła i szanować świętą
prostotę wiary?
Zrobiło na mnie ogromne wrażenie wystąpienie austriackiego kard. Christopha
Schönborna na spotkaniu biskupów Europy w 2008 roku. Wspomniał o ogromnym
osamotnieniu, jakie Paweł VI przeżywał po ogłoszeniu encykliki „Humanae Vitae”,
w której bronił życia jako wielkiego daru Boga. Nie tylko wyśmiewali go wrogowie
moralności ewangelicznej, lecz także zlekceważyli encyklikę biskupi europejscy.
Zabrakło im odwagi, by powiedzieć „tak” Bogu. Obawiali się, że staną się
przedmiotem pogardy ze strony wielu ludzi. Nie chcieli płacić zbyt wielkiej ceny
za zdecydowane poparcie udzielone Pawłowi VI. Zamknęli się lękliwie za drzwiami.
Nie ze strachu przed Żydami, lecz z lęku przed swoimi wiernymi, przed
zacietrzewionymi nihilistami, przed dziennikarzami i prasą. Kardynał wyznał:
„Myślę, że chociaż nie byliśmy biskupami w tamtych latach, to jednak musimy
żałować za ten grzech europejskiego episkopatu. Musimy żałować ze to, że
episkopat nie miał od-wagi, by z mocą wspierać Pawła VI, ponieważ dzisiaj nosimy
wszyscy w naszych diecezjach ciężar konsekwencji tego grzechu”. W świetle
niepokojących słów, jakie wypowiedział Hierarcha wiedeński, dostrzegam
aktualność ostrzeżenia Chrystusa, iż moce ciemności starają się uderzyć w
pasterzy, by rozproszyły się owce (por Mt 25, 31). Ileż zła można wyrządzić
katolikom, jeśli biskupi ulegają lękowi i kryją się za zamkniętymi drzwiami!
W ostatnim czasie wpadła mi w ręce książka Petera Bielika zatytułowana
„Masoneria”. Natrafiłem w niej na „masońskie proroctwo” J. Breyera, który
zapowiedział, że „Kościół rzymski będzie zniszczony głównie w wyniku
doktrynalnego rozkładu wśród kleru”. Przeraziły mnie te słowa. Zacząłem zgłębiać
tajemnice masonerii – największego nieszczęścia naszych czasów. Masoni
opowiadają się po stronie Szatana, który toczy zaciętą walkę z Chrystusem.
Jacques Mitterand, arcymistrz Wielkiego Wschodu Francji, ogłosił na głównym
konwencie w 1962 roku, że wolno-mularstwo staje się anty-Kościołem. Masoni
podejmują wielorakie działania, by nawiązać współpracę z biskupami i kapłanami
katolickimi w celu przyciągnięcie ich do swoich szeregów. Jest prawdą, że już w
pierwszym okresie dziejów masonerii, wbrew zakazowi Stolicy Apostolskiej,
wstępowało wielu duchownych do lóż wolnomularzy. Planowali przeprowadzenie
radykalnych zmian w Kościele za cenę „pogodzenia” katolicyzmu z
antychrześcijańskim duchem oświecenia. Tajna przynależność do masonerii
duchownych katolickich trwa przez pokolenia do naszych czasów i ma swoją smutną
historię. Z lektury poważnych opracowań naukowych można dowiedzieć się, że
konsekrowani słudzy Kościoła również obecnie stają się mniej czy bardziej
świadomie „współpracownikami” Szatana na ziemi, co szokuje, budzi gniew i
odrazę, gorszy. Zdrajcy w fioletach, sutannach i habitach! Są ruchliwi,
pracowici, dynamiczni. Nie hołdują starym dogmatyzmom ani przeżytym formułom
ustalonym w minionych czasach, ani irracjonalnym przesądom sprzecznym z
dzisiejszą nauką. Nie mają nic wspólnego z ortodoksami i fundamentalistami
chrześcijańskimi. Rozumieją współczesność i pragną przystosować Kościół do ducha
czasu, by umożliwić mu przetrwanie. Mówią ustawicznie o sobie, że są otwarci na
świat, na nowe prądy intelektualne, na rozsądne kompromisy, na wszystkie
religie. Nie zamierzają nikogo nawracać, ponieważ respektują myśl humanistyczną,
przywiązują istotne znaczenie do dialogu, poszukują porozumienia i jedności.
Zaprzeczają praw-dom objawionym, odrzucają „konserwatyzm”, dopuszczają
anty-koncepcję, przeciwstawiają się „dyktaturze” Rzymu. Bardzo przyjazne są dla
nich media, które upatrują w nich intelektualną elitę Kościoła i nagłaśniają ich
„niebanalne” wypowiedzi. Czyżby „postępowi” duchowni nie wiedzieli o tym, że
Kościół odrzuca wolnomularstwo, podając istotne racje i uzasadnienia? W swej
funkcji nauczającej potępił masonerię ponad 400-krotnie. Papież Pius VI zauważył
w 1775 roku, że masoni ukrywają nikczemność swojej doktryny pod atrakcyjnymi
słowami i pięknymi sformułowaniami, aby przyciągnąć i oszukać wielu ludzi.
Czyżby współczesna masoneria uwzględniała gorzką prawdę wyrażoną przez odważnego
papieża? Przeraża mnie zdeprawowanie moralne i ideowe duchownych, którzy
poszukują właściwego dla siebie miejsca w armii Antychrysta. Czują się
szczęśliwi w radosnym uścisku Szatana. Chadzają z dumą po rozświetlonych
posadzkach sal, gdzie nigdy nie wpuszcza się sumienia. Mijają w złowrogim
milczeniu żarliwych katolików, których dusze darzy wolnością i szlachectwem
Chrystus – jedyny Pośrednik naszego zbawienia. Przyjmują ochoczo odznaczenia,
jakie im przyznają szaleńcy ze ślepiami płonącymi czerwoną krwią. Czy zasługuje
na szacunek duchowny, angażujący się w urzeczywistnianie lucyferycznego porządku
świata?
Biskupi muszą przeciwstawiać się pokusom Antychrysta!
Nie mogą wskrzeszać czasów Judasza!
Nie mogą podawać śmiercionośnej czaszy chrześcijanom!
Nie mogą przymykać oczu na zło wdzierające się do Kościoła!
Dostrzegam problem. Ksiądz Arcybiskup nie tylko popiera bezkrytycznie Unię
Europejską, lecz także zbyt często kpi w sobie właściwy sposób z rodaków, którzy
oceniają rzeczywistość polityczną przez pryzmat wiary i nie chcą przyjąć
„pierścienia z rubinem, ofiarowanym im przez Lucyfera”. Wyznają bowiem pogląd,
że porządek świecki powinien być kształtowa-ny zgodnie z wolą Boga i według Jego
przykazań, gdyż w przeciwnym razie łajdacy będą pomiatać ludźmi prawymi i
otrzymają za to słowa uznania, duże pieniądze i ordery. Czyż nie należą do
tradycji laickiej gilotyna, łagry i krematoria? W czyim interesie niszczy się
chrześcijańskie korzenie, z których wyrasta Europa? Czyżby świadomie
„przeoczono” to, że świat bez Boga obraz się zawsze przeciw człowiekowi?
Na obecnym etapie historycznego rozwoju Europy istotną rolę odgrywa masoneria,
realizująca konsekwentnie wypracowaną w poprzednich wiekach wizję laickiej
Republiki Globu pod jednym rządem światowym, inspirowanym przez Radę
Wtajemniczonych Mędrców. Ma w niej obowiązywać porządek światopoglądowy,
społeczny i gospodarczy, nazwany przez św. Augustyna kilkanaście wieków temu
Państwem Szatana. W jawnie masońskim Nowym Wspaniałym Świecie wszystko będzie
znaczone pieczęcią Antychrysta. Człowiek zdetronizuje Boga i zajmie Jego
miejsce. Zagaśnie światło Chrystusa i zniknie Jego ślad z powierzchni ziemi.
Pojawi się super-Kościół, który powstanie z połączenie różnych religii i będzie
miał zaplecze okultystyczne. W masońskim „Państwie Człowieka” będą zamieszkiwać
jedynie prawdziwi ludzie – istoty wolne, myślące w sposób nieskrępowany,
decydujące samo-dzielnie o dobru i złu moralnym; natomiast osoby niezdolne do
realizacji wartości głoszonych przez masonerię – zostaną całkowicie
wyeliminowane „z gry”. Dyktatura masońska okaże się na tyle silna, by móc zmusić
Boga do kapitulacji i wyemigrowania z cywilizacji opartej na poszanowaniu
nie-przemijających wartości, za jakie uznano: Wolność, Równość, Braterstwo i
Tolerancję. Stworzenie ogólnoświatowej federacji wymaga przejścia niezbędnego
etapu, który jest utożsamiany – zgodnie z wizjami ideologów opracowujących
lucyferyczny porządek wspólnoty o światowym zasięga – z urzeczywistnieniem
fascynującego projektu politycznego, jaki stanowi Unia Europejska spod znaku
Maastricht. Masoneria zaczęła tworzyć odpowiedni grunt pod budowę wspólnego domu
europejskiego już w XVIII wieku, szerząc kosmopolityzm, działając na rzecz
wolnej myśli, świeckości państwa i tolerowania wszelkich kultów, promując
humanizm uniwersalny. Zgodnie z filozofią masonerii prawdziwym społeczeństwem
jest tylko ludzkość i powinna ona zjednoczyć się w jedno państwo, by móc posuwać
się naprzód poprzez postęp, który jest rozwojem mocy, inteligencji i dobrobytu.
Po upadku państwa kościelnego masoni ogłosili, że tron papieski musiał upaść, by
mogły powstać Zjednoczone Państwa Europejskie pod flagą republikańską. W 1927
roku konwent lóż masońskich zadekretował, że przy każdej nadarzającej się okazji
należy słowem i pismem tworzyć przestrzeń pozytywnie nastawioną do budowy
Zjednoczonych Państw Europejskich. Aristide Briand w 1929 roku zgłosił w
parlamencie francuskim projekt utworzenia Stanów Zjednoczonych Europy z jedną
władzą federalną i współpracą ekonomiczną. Nie był to jednak odpowiedni czas, by
można było podjąć próbę realizacji kontrowersyjnego projektu politycznego. W
pierwszych latach po zakończeniu drugiej wojny światowej zaczęto znowu odnosić
się ze zrozumieniem i życzliwością do realizacji idei Zjednoczonej Europy, bo –
jak sadzono – będzie można skutecznie przeciw-stawiać się tendencjom prowadzącym
do wojny. Masonom udało się nakłonić do współpracy trzech znaczących polityków
katolickich: Roberta Schumana, Konrada Adenauera i Alcide De Gaspari’ego.
Przyszłość Unii Europejskiej ma wyznaczać eurokonstytucja, które została
zredagowana przez jednego z czołowych masonów francuskich i byłego prezydenta –
Velery’go Giscarda d’Estaing. Opiera się ona zasadniczo na bazie dawnych
traktatów, niemniej przywiązuje większe znaczenie do ideologii niż do spraw
gospodarczych i administracyjnych. Stara się normować wszystkie dziedziny życia
w państwach członkowskich, łącznie za sferą światopoglądową, moralną i duchową.
Posługuje się przewrotnie rozumianymi pojęciami: wolności, wyższości prawa nad
osobą, bezpaństwowości, pluralizmu, równości i tolerancji. Podstawę
intelektualną przyjętej oficjalnie eurokonstytucji stanowią – liberalizm, nowa
lewica, socjal-demokracja i postmodernizm. Z gruntu są one ateistyczne, burzą
wszelkie prawa historii, kultury duchowej, tradycji. Eurokonstytucja zabezpiecza
jedność Europy pod względem gospodarczym, administracyjnym i politycznym.
Narzuca jednak krajom członkowskim całą swoją ideologię na sposób nowej religii,
z czym się łączy lekceważenie wiary i przekonań etycznych katolików
zamieszkujących w Europie. Nie odwołuje się do Boga, co świadczy o oderwaniu
Europy od jej korzeni chrześcijańskich i zmianie pierwotnego kursu integracji
europejskiej. Wspiera rozwijający się w kręgu eurokratów sekularyzm – ideologię
zeświecczenia sfer życia uważanych dotąd za sakralne. Ignoruje uniwersalny
charakter Kościoła i redukuje jego status do poziomu lokalnych stowarzyszeń,
będących two-rami czysto ludzkimi. Uznaje relatywizm poznawczy i moralny jako
istotny element demokracji oraz odrzuca w imię tolerancji z zasady wszystko, co
się nie zgadza z laickością. Opiera na błędzie antropologicznym koncepcję praw
człowieka, które są ujmowane dość płytko, bez ściślejszego związku z kulturą
europejską, wskutek czego zapewnia ateistom uprzywilejowaną pozycję w życiu
publicznym, natomiast katolików spycha na margines społeczeństwa. Najbardziej
nieludzkie i barbarzyńskie prawa zostały sformułowane w odniesieniu do
małżeństwa i rodziny, by w imię ideologii nikczemnej wolności zdegradować
naturalną strukturę rodziny jako wspólnoty opar-tej na przymierzu mężczyzny i
kobiety. A zatem małżonkowie nie muszą dochowywać sobie wierności i każdy z nich
może swobodnie cudzołożyć. Kobieta ma prawo zesłać swoje dziec-ko „żywcem w
ziemi łono”. Należy się odnosić z szacunkiem i podziwem do dewiantów, którzy
profanują miłość w nienaturalnych związkach homoseksualnych. Nie wolno zakazywać
uprawiania rozpusty w świetle reflektorów ani korzystania z usług prostytutek w
prywatnych burdelach, ani odzierania z niewinności dorastających dziewcząt. Czyż
nie oznacza to bezczelnego ubliżania Bogu?
Unia Europejska przejawia coraz większą chrystofobię – alergię na Chrystusa i
Jego Orędzie zbawcze. Od momentu Wcielenia, kiedy odwieczny Syn Boży stał się
człowiekiem dla naszego zbawienia, Chrystus nie tylko wszedł w historię
ludzkości, lecz także wtargnął w egzystencję każdego człowieka, nie prosząc
nikogo o wyrażenie zgody. Wiara w Jego zbawcze posłannictwo stanowi najgłębsze
źródło życia i entuzjazmu dla każdego chrześcijanina, który łączy swój los z
Jego losem. Jest ona ukrytą siłą i wszystko uszlachetnia w człowieku: urodzenie
i miłość, walkę z własną słabością i pomnażanie dorobku ludzkości, cierpienie i
śmierć. Nie wolno jednak zapominać, że jest ona również dramatem zbawienia lub
klęski, prawdy lub fał-szu, dobra lub zła. Apostoł ostrzega: „Każdy zaś duch,
który nie uznaje Jezusa, nie jest z Boga; i to jest duch antychrysta” (1 J,
4-3). Ileż nikczemnych działań podejmuje Unia Europejska, by potwierdzić swą
uległość duchowi antychrysta! Zakazuje publicznie mówić o Chrystusie, by można
było oddawać się spokojnie bałwochwalstwu w społeczeństwie demokratycznym.
Eliminuje Jego zasady z cywilizacji łacińskiej ukształtowanej przez Kościół
zatroskany o zbawienie każdego człowieka. Oskarża Go przed aroganckimi
trybunałami za to, że uczy ludzi działać i służyć, przebaczać i walczyć,
cierpieć i miłować. Zabrania wolnym obywatelom dostrzegać nieomylne objawienie
Boga w Tym, który potwierdził swą miłość do człowieka na Krzyżu, bo – jak się
ustawicznie powtarza – w społeczeństwie postmodernistycznym ludzie powinni
kierować się nienawiścią, zaspokajać każde swoje egoistyczne pragnienie i czuć
się sprawcami własnej klęski. Nie jest potrzebny Chrystus, by móc nadać światu
oblicze ludzkie i osiągnąć prawdziwe szczęście, ponieważ w realizacji tych
wzniosłych zamysłów wystarczy odwoływać się do ideologii ateistycznych,
wykorzystywać osiągnięcia naukowe i organizować racjonalnie sprawy doczesne.
Zdominowana przez terrorystów ideologicznych Unia Europejska manifestuje coraz
silniejszą chrystianofobię – irracjonalne i nienawistne nastawienie wobec ludzi
wierzących w Chrystusa. Nie zasługują oni na szacunek, bo pokładają swoje
nadzieje w Kimś, Kto im zapewnia uczestnictwo w swoim zwycięstwie odniesionym
nad grzechem, piekłem i Szatanem. Nie dostrzegą się w nich braci w
człowieczeństwie, chociaż ustawicznie powtarza się wzniosłe słowa na temat
współczesnego humanizmu, kodeksu praw ludzkich, postępu cywilizacyjnego. Nie
wyraża się zgody na to, by powstrzymywali rękę członków „rodu Antychrysta”,
którzy skierowują najbardziej morderczą bron przeciwko współczesnej ludzkości.
Zabrania się im wchodzić do parlamentu, bo przeciwdziałają ustanawianiu praw
inspirowanych przez Diabła. Oskarża się ich o to, że nie zaprzeczają nauczaniu
Kościoła ani nie wspierają panoszącej się laicyzacji. Wyszydza się ich tęsknoty
za tym, czego nie możne znaleźć w najpopularniejszym banku, na międzynarodowej
wystawie, w supermarkecie wzniesionym na gruzach świątyni. Odmawia się im prawa
do wyrażania swego wstrętu wobec perfidii i kłamstw polityków, wobec intryg
żądnych władzy libertyńskich biurokratów, wobec bezdennej chciwości bankierów.
Wymierza się im kary za ukazywanie zasadniczych różnic istniejących między
wyznawcą Chrystusa a czcicielem Lucyfera, między świętością a podłością, między
dziewicą a dziwką. Nie docenia się ich zasług, jakim szczycą się w konsekwentnym
przeciwstawianiu się rzucaniu ludzi „lwom na po-żarcie”. Czyżby udało się
jakiemuś masonowi w Unii Europejskiej wykazać w sposób naukowy, że uczniowie i
naśladowcy Chrystusa zapoczątkowali „rasę zadżumionych” na Starym Kontynencie?
Trzeba wsłuchiwać się w głos eurosceptyków, Księże Arcybiskupie!
Nie wolno z nich szydzić!
Nie wolno ich traktować w sposób niesprawiedliwy!
Nie wolno nimi pomiatać na libertyńską modłę!
Nie potrafię pojąć, jak doszło do tego, że Ksiądz Arcybiskup publicznie
manifestuje swoją nienawiść wobec słuchaczy Radia Maryja i za wszelką cenę
pragnie zniszczyć o. Tadeusza Rydzyka. Libertyńscy dewianci intelektualni i
moralni nazywają ich pogardliwie „moherowymi bertami” i upatrują w nich
reprezentantów rzekomo gorszej Polski – nienadążającej za duchem czasu i
zdominowanej przez „kaznodzieję nienawiści” w zakonnym habicie. Nie szanują
zatem ich godności osobistej i nie uznają ich praw otrzymanych od Boga.
Zarzucają im prymitywizm intelektualny i bezmyślną pobożność. Wyszydzają to, co
mówią o swoich odczuciach, przemyśleniach, niepokojach, bo – jak twierdzą
liberalni celebryci – nie ma sensu wsłuchiwać się w głos „nieuków”,
zbałamuconych fanatyków różańca”, bez-krytycznych „obrońców ciemnogrodu”.
Wspierają wszelkie działania, które mają ich ośmieszyć i upodlić. Czy
jakikolwiek duchowny może stanąć po stronie liberałów, znajdujących upodobanie w
podejmowaniu iście judaszowskich działań?
Bądźmy sprawiedliwi! W najtrudniejszym okresie naszej powojennej historii, gdy
Judasze o znanych nazwiskach pogardzali publicznie Ojczyzną, wyśmiewali wiarę
chrześcijańską i prześladowali duchownych, ludzie noszący obecnie moherowe
berety manifestowali swoje uczucia patriotyczne, uczestniczyli w masowych
nabożeństwach religijnych i składali ofiary pieniężne na potrzeby Kościoła. W
ówczesnych uwarunkowaniach politycznych okazywane przez nich przekonania
religijne, szczere uczucia patriotyczne i mężne postawy – stanowiły jedyną
realną siłę, której obawiały się władze komunistyczne. Wydaje mi się, że w
czasach obecnej transformacji ustrojowej prestiż i pomyślność naszej Ojczyzny
zależy bardziej od uczciwości prostych ludzi słuchających Radia Maryja aniżeli
od telewizyjnych wystąpień Księdza Arcybiskupa.
Trzeba o tym pamiętać! W czasach PRL-u starano się podważyć autorytet biskupów
polskich ze względów politycznych. Nikczemne działania nie przyniosły
oczekiwanych rezultatów i w obecnej rzeczywistości społecznej katolicy nadal
okazują posłuszeństwo w wierze wszystkim biskupom, którzy trwają w łączności z
papieżem i poczuwają się do odpowiedzialności za realizację zbawczego
posłannictwa Kościoła. Pragną jednak być szanowani i doceniani przez każdego
biskupa, bo nie są takimi, za jakich uważają ich liberałowie, post-komuniści i
nihiliści – „ciemniakami”, „moherowymi beretami”, „oszołomami”. Trzeba pamiętać,
że skuteczność pełnionej posługi biskupiej zależy od ich modlitw, żarliwości
religijnej i ofiar, a nie od poparcia celebrytów spotykanych w „różowym
salonie”. Czyżby o tym nie wiedzieli hierarcho-wie, którzy poklepują się po
ramieniu z pogromcami „katolickiego motłochu”?
Wydaje mi się, że w aktualnej rzeczywistości polskiej lekceważenie prawych
katolików, broniących prawd wiary i piętnujących wszelkie dewiacje moralne,
staje się coraz bar-dziej widoczne. Ks. prof. Czesław Bartnik wielokrotnie już
ostrzegał w swoich publikacjach, że pewna grupa duchownych przejawia brak zmysłu
kościelnego i spełnia bezkrytycznie różne życzenia liberałów, którzy chcą
reformować Kościół polski w myśl ideologii zachodniej i syjonistycznej.
Przeszkadza im bowiem Kościół ludowy, strzegący etyki i ładu, służący na-rodowi
i Polsce, więc pragną uczynić go „otwartym”, aspołecznym, apolitycznym. Bardzo
niepokoi to, że grupa krzykliwych i dominujących duchownych odrzuca Kościół
ludowy jako rzekomo antysemicki i tworzy sobie Kościół teatralno-salonowy. W nim
sprowadzają swoją obecność do celebrowania uroczystości z politykami i
urzędnikami, natomiast mniejszą wagę przywiązują do obrony zwykłych obywateli,
do rozwiązywanie trudnych problemów społeczno-politycznych, do wspierania osób
przegranych życiowo. A niekiedy wręcz zajmują postawę arystokratyczną i wyniosłą
wobec „ciemnoty”, o czym świadczą niewybredna ataki na miliony prostych
słuchaczy Radia Maryja. Jest czymś niezrozumiałym i skandalicznym, jeśli
przedstawiciel hierarchii kościelnej podejmuje próbę kneblowania ust uczciwym
katolikom, by nie mogli informować braci w wierze o swoich bolączkach i dzielić
się z nimi swoimi „nieliberalnymi” poglądami. Czy wolno zapominać o tym, że
duchowieństwo było kiedyś ostoją wolnej Polski?
Ks. abp Stanisław Wielgus zwraca uwagę na nikczemną rolę liberalnych mediów,
które zwalczają zaciekle Kościół, promując neopogaństwo, broniąc wszelkich
anomalii moralnych i ośmieszając żarliwych katolików. Nie wolno w nich atakować
judaizmu czy islamu ze względu na szacunek należny człowiekowi żyjącemu w
społeczeństwie pluralistycznym. Katolicyzm natomiast może być krytykowany,
wyśmiewany i lżony przez prymitywnych polityków, pseudoartystów i zboczeńców,
którzy pragną zyskać rozgłos wskutek manifestowania własnej głupoty i okazywania
pogardy ludziom poszukującym swego miejsca w Kościele – wspólnocie osób
powołanych do zbawienia. Ksiądz Arcybiskup wyraźnie ubolewa nad tym, że
„sekularne siły” oraz ich media dla uwiarygodnienia stawianych Kościołowi
zarzutów i pokus, wykorzystują pewnych duchownych, wybranych i wszechstronnie
przez siebie promowanych jako moralne i intelektualne autorytety, po to, by
oskarżali Kościół o fundamentalizm, ciemnotę, zaściankowość, brak otwarcia na
świat”. Jakże niepokojące i bolesne jest stwierdzenie, że istnieją duchowni i
biskupi, którzy pragną, by świat zaliczył ich do swoich „intelektualnych elit”!
Nie można tworzyć Kościoła salonowego, Księże Arcy-biskupie!
Jakże niebezpieczne okazuje się zafascynowanie „ewangelią krzywdzącej mądrości”!
Ileż cierpień zadaje się słuchaczom Radia Maryja, upa-trując w nich jedynie
sekciarzy!
Jakże trudno zaufać pasterzowi, który nie potrafi odpędzić wilka, czyhającego u
bram „owczarni Pana”!
Proszę mi wybaczyć ostre słowa. Gorszy mnie postępowa-nie Księdza Arcybiskupa,
manifestującego publicznie „zauroczenie” działalnością głównego ideologa
postkomunizmu i popierającego redagowaną przez niego „Gazetę Wyborczą”. Uważam
to za bezmyślne flirtowanie z małpującymi religię post-komunistami i liberałami,
co należy wyraźnie napiętnować jako działanie osłabiające wiarygodność
duszpasterzy – głosicieli słowa Bożego i sługi Pańskich ołtarzy. Biskup powinien
czuć się szczęśliwy wówczas, gdy spotyka się z życzliwością ze strony swoich
wiernych, bo do nich został posłany i ma obowiązek im głosić słowo Boże z
ambony, z nimi celebrować Eucharystię w świątyni, im oddawać swoje serce i swój
czas. Trudno znaleźć jakiekolwiek usprawiedliwienie dla pasterza, który w swoich
słowach, zachowaniach i działaniach solidaryzuje się z wilkami czatującymi u
wrót jego owczarni. W naszej historii najwybitniejsi duchowni bronili zawsze
braci w wierze i potrafili wypominać grzechy możnym świata pogrążonego w złu.
Nie jest tytułem do chwały zdobycie uznania „różowego salonu” i redaktorów
„Gazety Wyborczej” – dziennika amputującego świadomość historyczną Polaków,
podważającego wartości chrześcijańskie i wspierającego wściekłą kampanię
antykościelną. Czy Ksiądz Arcybiskup zna załgany życiorys „świętego guru”
liberalnych demokratów, którzy ustawicznie zarzucają narodowi polskiemu
ciemnotę, antysemityzm, szowinizm i homofobię? Czemu ma służyć graniczące z
amokiem uwielbienie dla redaktora „Gazety Wyborczej”? Czyżby polscy katolicy
musieli poddać się moralnemu terrorowi „nietykalnego guru”, wypromowanemu przez
znane powszechnie „ciemne siły”?
Ks. bp Adam Lepa stwierdza, że „Gazeta Wyborcza” to jeden z najpotężniejszych
środków antyewangelizacji w Polsce. Na jej łamach pojawiają się ustawicznie
teksty wrogie religii i Kościołowi oraz eksponujące antychrześcijańskich
nienawistników, perfidnych w upowszechnianiu ateistycznych kłamstw,
posługujących się epitetami, a nie argumentami, ostrzegających przed tworzeniem
państwa wyznaniowego. Prowadzonej zręcznie podjazdowej „wojnie szarpanej”
towarzyszy hipokryzja, by móc skutecznie realizować zamierzone cele. Prof. Jerzy
Robert Nowak przeanalizował bardzo rzeczowo wkład „Gazety Wyborczej” w walkę z
Kościołem i wzywa wierzących Polaków do stanowczego przeciwdziałania temu
wszystkiemu, co czynią zakłamani „truciciele dusz” w oparciu o cyniczną zasadę:
„Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek”. Profesor uważa, że w Polsce mamy obecnie
do czynienia z groźniejszą kampanią ateizującą niż w PRL-u, o czym świad-czą
agresywne publikacje antykościelne zamieszczane w różnych wpływowych dziennikach
i we wszystkich wielonakładowych tygodnikach ilustrowanych. W przypadku „Gazety
Wyborczej” ostrzega przed jątrzącymi tekstami antyreligijny-mi, jakie się
ukazują na jej łamach w celu „podgryzania” religii i Kościoła. Autorzy
nikczemnych publikacji starają się:
podważać obłędny szacunek, jakim cieszy się religia w społeczeństwie polskim, a
w pewnych przypadkach mówi się wręcz o „przekleństwie katolicyzmu”;
propagować różnego rodzaju antywartości, diametralnie sprzeczne z wartościami
chrześcijańskimi;
ukazywać zdeformowany obraz Kościoła, który przejawia obsesję zagrożenie duchem
laickiego państwa i potrafi jedynie przemawiać językiem monologu, monolitu,
krucjaty, przypisując jedynie sobie zasługi w przezwyciężeniu systemu
komunistycznego w Polsce;
podważać nauczanie i autorytet Jana Pawła II, którego uznaje się za wielkiego,
a jednocześnie zarzuca mu się „anachronizm”, rozminięcie się z duchem naszych
czasów, rygoryzm odpychający wiernych od Kościoła;
formułować absurdalne zarzuty pod adresem polskich biskupów, oskarżanych nie
tylko o mieszanie się do polityki, lecz także o ubóstwo intelektualne i duchowe;
upowszechniać złośliwe twierdzenia i opinie wypowiadane przez zbuntowanych
duchownych – zawieszonych w obowiązkach kapłańskich, ujawniających pikantne
historie z życia kleru, piętnujących nadużycia władzy kościelnej;
przekonywać o istnieniu rzekomych związków między katolicyzmem a przemocą
kobiet w rodzinie i społeczeństwie;
bronić praw artystów do wyrażania w artystycznej formie kłamstw i bluźnierstw,
obrażających uczucia religijne katolików;
uzasadniać znaczenie szczególnych walorów homoseksualistów i miłości
lesbijskiej, bo – jak argumentują – „najwybitniejsi ludzie na świecie to
homoseksualiści”;
atakować w sposób bezwzględny o. Tadeusza Rydzyka i założone przez niego Radio
Maryja – medium katolickie, które stanowi fenomen współczesnego katolicyzmu
polskiego.
Polacy potrafią krytycznie myśleć, Księże Arcybiskupie!
Nie pozwalają ogłupiać się duchownym!
Nie przymilają się do jadowitej żmii!
Nie wymawiają ze czcią imienia każdego biskupa!
Muszę to powiedzieć! Nie mogą opanować złości, gdy słyszę patetyczne i niemądre
słowa, jakie Ksiądz Arcybiskup wypowiada ku czci Jerzego Owsiaka – autora
amoralnego hasła: „Róbta, co chceta” i organizatora „Woodstocków”, uznawanych za
przedsionek „piekła na ziemi”. Nie wolno nakładać „aureoli” na głowę kogoś, kto
sprzyja demoralizacji młodzieży i udzielę subkulturowym chuliganom rozgrzeszenia
konieczne-go dla uspokojenia ich sumień. Trzeba dokładnie przeanalizować to, co
piszą na temat działalności charyzmatycznego guru „dzieci New Age” znani w
Polsce publicyści, pedagodzy, księża. Wydaje mi się, że Kościół szczyci się
wieloma wspaniałymi i świętymi wychowawcami, których warto ukazywać jako wzory
godne naśladowania dla dzisiejszych duszpasterzy dzieci, młodzieży, studentów.
Czy Ksiądz Arcybiskup rzeczywiście może być „zauroczonym” kimś, kto niszczy w
nastolatkach młodzieńczy idealizm i sprowadza ich z drogi cnoty ku bagnu
moralnemu? Czy „bełkocący” dyrygent WOŚP wprowadził kogokolwiek z młodych
chłopców czy dziewcząt na wyżyny bohaterstwa, heroizmu i świętości? Czy wolno
schlebiać młodzieży poprzez proponowanie jej luzów moralnych, by zdobyć wśród
niej tanią popularność?
Kim jest „idol” Księdza Arcybiskupa?
Jerzy Owsiak deklaruje się jako „niechodzący do kościoła katolik”. Wychował się
w ateistycznym środowisku – matka była osobą niewierzącą, a ojciec należał do
partii i był wysoko postawionym milicjantem. Chłopak wyrósł na „wielkiego
człowieka”, chociaż – jak sam o tym mówi – w szkole przebijał nauczycielom opony
w samochodach i palił dzienniki szkolne. W specyficznych warunkach politycznych
został „dostrzeżony” i wylansowany przez liberalno-lewicowe media jako
największy specjalista od dobroczynności. Doceniono w nim nie tylko umiejętność
realizacji ideologii maksymalnego „luzu”, lecz także odważne manifestowanie
niechęci do Kościoła katolickiego. Eksponowanie dobroczynności w jego wydaniu
miało „przesłonić” ogromną pracę charytatywną Caritasu. Trzeba pamiętać, że w
tym samym czasie, gdy dyrygent wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy przekazał
20 milionów na cele charytatywne, organizacja kościelna dała 200 milionów na
wsparcie osób potrzebujących jakiejkolwiek pomocy, ale o tym nie mówi się w
mediach. Czyżby nikt nie poinformował Księdza Arcybiskupa o tym fakcie, o którym
powinni wiedzieć wszyscy członkowie Episkopatu Polski?
Trudno pomijać to, że Jerzy Owsiak jest powiązany z Hare Kryszna – jedną z
najbardziej niebezpiecznych sekt, której doktryna i etyka są całkowicie
sprzeczne z chrześcijaństwem. W wielu krajach sekta jest zakazana przez władze
publiczne. Idol medialny odbył podróż do Indii. Zaprasza krysznitów na imprezy
organizowane pod patronatem WO-ŚP. Uczestniczył w zaślubinach kilku par młodych
wyznawców Kryszny; pełnił nawet wraz z małżonką rolę świadka w czasie tych
ślubnych uroczystości. Na jednym z „Przystanku Woodstock” uczestniczył w
oficjalnym otwarciu „Pokojowej wioski Kryszny”. A zatem nie sądzę, by
„przypadkowo” wypowiedział kiedyś ze sceny słowa: „Teraz podziękujmy maharadży
za modlitwę do Kryszny, który sprawił, że jest ładna pogoda, nie pa-da deszcz”.
Czemu ma służyć szerzenie wśród polskiej młodzieży idyllicznego obrazu sekty
wywodzącej się z Indii? Czyżby rzeczywiście chodziło o nakłonienie młodych
Polaków do wyparcia się Chrystusa i przyłączenia się do wielbicieli
najdostojniejszego z plejady bogów hinduskich? Czy Ksiądz Arcybiskup może
spokojnie patrzeć, jak młodzież omija Kościół w drodze do „Pokojowa Wioski
Kryszny”?
Śledziłem obecność Księdza Arcybiskupa na jednym z „Przystanków Woodstock”.
Analizowałem dokładnie „niebanalne” odpowiedzi udzielane na liczne pytania –
banalne, podstępne, bezczelne. Przypatrywałem się spontanicznym gestom,
wykonywanym w świetle kamer z myślą o wywarciu wrażenia na opinii publicznej.
Dziwiłem się, że tak mało uczestników nagłaśnianej w mediach imprezy przyszło na
spotkanie z „najznamienitszym” Hierarchą Polskim. Myślałem o idiotycznym
stwierdzeniu jednego z redaktorów, uprawiających kabotynizm: „Tu jest Polska”.
Utrwaliłem się w osobistym przeświadczeniu, że libertyńskie zloty i koncerty, po
których zakończeniu pozostają jedynie butelki po wódce i opakowania po
prezerwatywach, nie są właściwym miejscem dla spotkań katolickiego biskupa z
młodymi buntownikami, którzy rzucają bluźnierstwa pod adresem Boga, Kościoła i
kapłanów. Nie obawiam się wyrazić swojej opinii! Interesuję się Sokratesem, św.
Augustynem, M. Schelerem. Przeczytałem wiele dzieł etycznych geniuszy ludzkości,
co poszerzyło moje horyzonty intelektualne, uświadomiło mi konieczność
przestrzegania obiektywnych zasad etycznych, uwrażliwiło na po-ważne traktowanie
powinności, jaką przeżywamy w zetknięciu się z dobrem. W swojej pracy
wychowawczo-duszpasterskiej staram się wzorować na trzech znanych, szanowanych i
podziwianych mistrzach w kształtowaniu młodych charakterów: św. Janie Bosco,
Badenie Powelu i Januszu Korczaku. Pogłębiam ustawicznie znajomość ideologii
współczesnego wychowania chrześcijańskiego, by móc wspierać coraz skuteczniej
młodych w ich rozwoju duchowym, moralnym, społecznym. Słysząc pochwalne hymny,
jakie hierarchowie polscy wyśpiewują ku czci „bełkotliwego” nihilisty moralnego,
zaczynam wątpić w sens tego, co czynię dla dobra młodzieży. I wówczas
przypominam sobie fraszkę J. Sztaudyngera, który w sposób trafny, przenikliwy i
dowcipny potrafił wyrazić coś, co jest aktualne w każdym czasie:
„Czasem głupoty człowiek sobie życzy,
Bowiem w mądrości tyle jest goryczy”.
Katolicy omijają „folwark Szatana”, Księże Arcybiskupie!
Nie wolno im w tym przeszkadzać!
Nie wolno ich nakłaniać do zmiany orientacji życiowej!
Nie wolno z nich szydzić z powodu respektowania moralności chrześcijańskiej i
przejawiania troski o właściwe wy-chowanie młodzieży!
Znam swoje miejsce w Kościele! Nie mam prawa upominać Księdza Arcybiskupa ani
nie zamierzam tego czynić. Szanuję jednak prawowiernych katolików i żarliwych
patriotów, od których uczę się ciągle czegoś nowego, bo więcej ode mnie
przeżyli, przecierpieli, przemodlili. Mam niezłomną na-dzieję, że nigdy nie
zdradzą mnie za judaszowskie eurosrebrniki ani nie porzucą w obliczu napotkanych
przeciwności losu. Potrzebne są ich modlitwy, żarliwe działania w obronie
polskości i wdowie grosze, by Polska pozostała nadal Polską – moją Ojczyzną,
która niejednokrotnie już była miejscem cudów nad Wisłą. W szczególnych
sytuacjach, gdy Ksiądz Arcybiskup wyciska słone łzy z ich oczu, okazuję im
życzliwość, staram się podtrzymywać na duchu, staję zdecydowanie w ich obronie.
Przeciwstawiam się każdemu, kto „wybucha śmiechem nad krzywdą wyrządzaną prostym
ludziom”, bo do nich posłał mnie Pan i poczuwam się przed Nim do osobistej
odpowiedzialności za katolików powierzonych mojej trosce duszpasterskiej.
Szanuję Księdza Arcybiskupa, ale nie jest to wystarczający powód, bym
przechodził obojętnie obok ludzi, pragnących wyżalić się przede mną z powodu
bolesnych słów i niesprawiedliwych zarzutów, jakie zbyt często słyszą pod swoim
adresem z ust Księdza Arcybiskupa.
Nie zatrzasnę przed nim nigdy drzwi!
Nie opuszczę ich w obliczu ataków „armii Antychrysta”!
Nie przyłączę się do żadnego hierarchy, szydzącego z „moherowych beretów” i
wysławiającego propagatora luzów moralnych!
Polacy nie są jedynie „katolickim motłochem”, Księże Arcybiskupie!
/…/
————————-
Serdecznie zapraszam do lektury
Marcin Dybowski
502 225 232