Premier Tusk w czasie pobytu w Gdańsku 13 maja powiedział: „Już ja wiem, kto lobbuje przeciwko wydobyciu gazu łupkowego. Proszę nie mówić, że Europa. Tylko są ludzie, instytucje, interesy, które potrafią także w Europie stworzyć skuteczny lobbing. Ale my będziemy postępowali wedle własnego rozeznania”.
Takie wypowiedzi z cyklu „widzę wrogów dookoła”, „wiem, ale nie powiem” – są standardem w naszej polityce. I to ponad partyjnymi podziałami. Zamiast tworzyć warunki do działalności obywateli, politycy tworzą atmosferę podejrzliwości i stygmatyzowania tych, którzy mają odmienne opinie, a nawet interesy. Można i tak, tylko że to ma wspólnego z powagą urzędu i wyzwaniami, przed jakimi stoi Polska wobec rewolucji gazu łupkowego.
Premier rządu nie powinien rzucać w powietrze podejrzeń, tylko odpowiedzieć sobie i obywatelom, na strategiczne pytania.
Po pierwsze, co będziemy mieli z tych łupków (o ile gaz da się wydobyć…) jako społeczeństwo. Bo dzisiejszy model nie daje im nic oprócz ekologicznych obaw i uciążliwości. Ani pieniędzy porównywalnych z modelem amerykańskim dla właścicieli gruntów (ok 20% wartości gazu pobiera właściciel gruntu jako royalty), ani jako społeczność. Tu przypomniałbym jedynie, że sto lat temu, w okresie kolonialnego wyzysku Półwyspu Arabskiego, podatki dla państwa wynosiły ok 12% wartości wydobytej ropy. Jakie są podatki na gaz?
Jaki model gospodarczy zastosujemy, czy będzie to jedynie szerokie otwarcie drzwi na zagraniczne firmy, które zagospodarują złoża. Na to się dzisiaj zanosi. Czy raczej stworzymy własny przemysł wydobywczy nasze rodzime surowce. powtarzając sukces Norwegii, która stworzyła od zera świetny przemysł naftowy – i jako zintegrowaną firmę Statoil i jako wiele przedsiębiorstw serwisowych. Ale Norwegia podjęła na samym początku strategiczne decyzje – zupełnie odmienne od polskich.
Nie mam ciętości pióra ani ochoty na przygryzanie Panu Premierowi. Świetnie to robi Robert Gwiazdowski i nie mam zamiaru go naśladować. Ważniejsza jest odpowiedź na powyższe strategiczne pytania. A zamiast tego z jednej strony jesteśmy ogłuszani coraz bardziej „optymistycznymi” szacunkami, na ile lat tego gazu starczy z polskiej, a nie rosyjskiej, ziemi, a z drugiej sianiem atmosfery podejrzeń przez premiera rządu. Sytuacja dość niepoważna.
Myślę, że spece od PR-u powinni ustąpić miejsca specjalistom od większych problemów niż słupki poparcia w sondażach. Bo już kiedyś ci specjaliści Premierowi polskiemu rządu podsuwali ploty z magla, które mogły działać tylko chwilę, ale wyglądały od początku niepoważnie: Premier Tusk mówił 6 listopada 2007 r. o rurociągu Nord Stream:
„Ten projekt nie był dobrze przygotowany i mam nadzieję, odbieram takie sygnały (…), że w najbliższym czasie gospodarze będą skłonni do głębokiej korekty. […] kandydat na premiera stwierdził, że na podstawie informacji pochodzących od partnerów w basenie Morza Bałtyckiego można stwierdzić, iż w najbliższym czasie nieprzymuszeni przez nikogo gospodarze tego projektu będą skłonni do bardzo głębokiej jego korekty.”
Tusk nie podał szczegółów, ale powołał się materiały, z którymi się zapoznał, a dotyczą one aspektów gospodarczych, finansowych, ekologicznych oraz politycznych. Z materiałów tych wynika jednoznacznie, że wątpliwości, sceptycyzm Polski w tym zakresie są w pełni uzasadnione – powiedział Tusk”
Czy ten doradca jeszcze u Premiera pracuje? I to on podsyła takie gnioty?
Andrzej Szczęśniak, szczesniak.pl
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…