Inflacja straszy Europę
Posted by Marucha w dniu 2011-05-29 (Niedziela)
Z początkiem tego roku zaczęły gwałtownie rosnąć ceny paliw i energii. W coraz większym stopniu wpływa to na dalszy skok cen w innych grupach produktów. W pierwszej kolejności żywności. Oznacza to, że siła nabywcza naszych pieniędzy spada. Za te same nominały możemy już kupić dużo mniej niż wcześniej. Zjawisko to noszące nazwę inflacji dotyczy nie tylko Polski, ale całej Unii Europejskiej. Jest to konsekwencja zastosowanych wcześniej programów walki z kryzysem finansowym. Zachodnia gospodarka wchodzi w kolejną fazę poważnych kłopotów, których skutki zapewne okażą się o wiele bardziej bolesne dla zwykłych ludzi, niż początkowe objawy kryzysu.
Konsekwencje dodrukowania pieniędzy
Ratując najpierw upadające banki, a potem podtrzymując malejącą produkcję, rządy wielu krajów udzieliły swoim gospodarkom w latach 2008-2009, gigantycznej pomocy publicznej pochodzącej z kasy państwowej. Skala tych wydatków była dotąd niespotykana. Najwięcej pieniędzy wydały USA oraz kraje Unii Europejskiej. Łącznie kwota ta przekroczyła wartość 2 bilionów dolarów. Pieniądze te w dużej części nie zostały pożyczone, ale powstały na skutek dodatkowej emisji. Czyli mówiąc wprost zostały dodrukowane.
Wprowadzenie do obiegu więcej pieniądza, niż gospodarka jest w stanie wyprodukować dóbr, prowadzi do zjawiska inflacji i deprecjacji waluty, czyli obniżenia jej realnej wartości. „Pusty pieniądz” lokowany jest w dobra materialne, a poprzez giełdy i rynek kapitałowy w pierwszej kolejności w paliwa i energię. Zwiększone zapotrzebowanie na te dobra wzmocnione jeszcze spekulacją wpływa na podniesienie ich ceny, co uwalnia całą lawinę wzrostu cen. Nauki ekonomiczne wszechstronnie opisały ten mechanizm. Zgodnie z dotychczasowymi doświadczeniami z poprzednich tego typu sytuacji, inflacja z reguły pojawia się 2-3 lata po dodatkowej „nadwyżkowej” emisji pieniądza. A więc, w gospodarkach zachodnich należało się tych problemów spodziewać właśnie na przełomie 2010 i 2011 roku.
Można więc powiedzieć, że mamy do czynienia z podręcznikowym zjawiskiem. Inflacja i spadek wartości pieniądza najbardziej uderzą w zwykłych ludzi. Nieodłączną chorobą, która temu towarzyszy jest wzrost cen. Relacje między dochodami a cenami destabilizują się. Spadkowi realnej wartości płac i oszczędności zaczyna towarzyszyć drożyzna. Według danych statystycznych z marca ceny w UE wzrosły o 3,1 proc. licząc średnią w całej gospodarce. Ale w grupie paliw i energii wzrost ten był dużo większy. Dla przykładu w ciągu roku cena oleju opałowego wzrosła o 31,2 proc., paliw używanych w transporcie o 15,4 proc., gazu o 9 proc., a elektryczności o 6,8 proc.
Ponieważ koszty transportu i energii znajdują się w cenie każdego produktu należy się spodziewać stopniowych podwyżek we wszystkich grupach dóbr i usług. To kiedy się pojawią nowe ceny zależy od tempa spożycia produktu i wyczyszczania magazynów z wcześniejszej produkcji. W pierwszej kolejności dotyczy to żywności, w dalszej artykułów przemysłowych. Ich podwyżka jest nieuchronna.
Bolesna droga do równowagi
Aby powstrzymać ten proces konieczne jest zmniejszenie popytu. Trzeba jak najwięcej pieniędzy zatrzymać w bankach i w różnych inwestycjach kapitałowych. Odciągnąć, a przynajmniej złagodzić dopływ „pustego pieniądza” do realnej gospodarki. W tym celu banki emitujące pieniądze podnoszą oprocentowanie. Uczynił to już Europejski Bank Centralny odpowiedzialny za walutę euro. A kolejne podwyżki stóp procentowanych są spodziewane w najbliższym czasie. Trzymanie pieniędzy w banku stanie się bardziej opłacalne.
Ale ten kij ma też drugi koniec. Wyższe stopy procentowe sprawią, że kredyt stanie się droższy, a to z kolei przyhamuje wzrost gospodarczy. W konsekwencji zmniejszy się zapotrzebowanie na pracę i wzrośnie bezrobocie. Dla zwykłych ludzi oznacza to, że nie tylko wzrosną realne koszty utrzymania, spadnie wartość ich oszczędności, a niektórzy z nich stracą pracę. Większe bezrobocie będzie oznaczało mniejsze szanse na rekompensujące inflację podwyżki, bo najważniejsze stanie się utrzymanie zatrudnienia. Wszystko razem oznacza potrzebę zaciśnięcia pasa i wzrost niepokojów społecznych.
Dla krajów UE, które jeszcze nie wyszły z problemów nadmiernych długów państwowych, takich jak Grecja, Portugalia czy Irlandia, podwyżki stóp procentowych oznaczają dodatkowe kłopoty. Koszty obsługi dotychczasowych obligacji wzrosną, a za nowe trzeba będzie więcej zapłacić. To może zniweczyć ich dotychczasowe wysiłki oszczędnościowe, a inflacja „zje” wpływy ze zwiększonych podatków. Ich sytuacja budżetowa pogorszy się i na nowo może pojawić się widmo bankructwa. Brak pozytywnych wyników dotychczasowych cięć wydatków i wzrostu podatków może doprowadzić do jeszcze większych masowych protestów w tych krajach. Sytuacja staje się wybuchowa.
Polska nie jest już „zieloną wyspą”
Problemy te dotyczą też naszego kraju. Czasy, gdy premier D.Tusk chwalił się „zieloną wyspą” na tle pogrążonej w kryzysie Europy, minęły bezpowrotnie. Brak odpowiednich działań w ostatnich dwóch latach doprowadził do tego, że Polska ma obecnie jeden z najwyższych wskaźników inflacji – o połowę wyższy niż średnia dla całej Unii. W marcu było to według GUS 4,3 proc. w ujęciu rocznym. Podobnie jak w całej Europie boleśnie odczuwamy wzrost ceny paliw i energii, a w dalszej kolejności żywności. W tym np. cena cukru skoczyła prawie o 40 proc., mąki o 4,9 proc. a mięsa drobiowego o 9,9 proc.
Rząd PO-PSL chce powstrzymać Radę Polityki Pieniężnej przed podniesieniem stóp procentowych obietnicą sprzedaży 14 mld euro pochodzących z funduszy unijnych. Nie chce dopuścić do pogorszenia nastrojów przed jesiennymi wyborami. Doraźnie może to dać pewien efekt, ale na dłuższą metę wyższe oprocentowanie jest nieuchronne. Przyhamuje ono rozwój gospodarczy ze wszystkimi tego konsekwencjami oraz zwiększy koszty obsługi naszego olbrzymiego długu i zmusi ministra finansów do niepopularnych zmian w budżecie. I zapewne nastąpi to wcześniej, niż chciałby tego premier D. Tusk.
Bogusław Kowalski
Artykuł ukazał się w tygodniku „Niedziela”, nr 20/2011
Komentarze 3 do “Inflacja straszy Europę”
Sorry, the comment form is closed at this time.
Poczytalny said
Szkoda buta na procenty,juz tacy byli co i butem w Krzaka rzucili.
Lepiej bedzie,gdy nie zdejmujac buta „ze szpica” zaladuje sie w du.e bankstera,a ten w otrzymanym pedzie zatrzyma sie az po za Polska !
Czas tworzyc polska bankowosc ,a specjalistow przeciez mamy wielu, takze tu piszacych i dyskutujacych jak chocby „Jasko z Toronto”,ktory wyklada na „uniwersytecie im.Ulickiego”.
Jasko !
Dawaj tu swoje wyklady,gdzie i jak tworzyc/trzymac pieniadze,w co je inwestowac,jak nimi obracac,niech polska biedota ma pocieszenie i obrone przed inflacja.
Kronikarz said
Jak sie ma te sprawa – ta miedzy innymi – ze straceniem DSK, szefa MFW, bo pewne jest, ze o to chodzi.
Poczytalny said
Co ty nie dzisiejszy ?
Nie wiesz jak ogier wysadza z siodla jezdzca ???
Tym od MFW nikt nic nie moze zrobic ,co najwyzej postraszyc niech inni nieposluszni sie boja i na tym sie skonczy.
Dzisiaj w modzie sa haki ale na nich nie wieszaja.
Co innego gdy w ruch pojda drzewa i latarnie,to i biskup moze na nich zadyndac, a co dopiero szuja partyjny.