Dziennik gajowego Maruchy

"Blogi internetowe zagrażają demokracji" – Barack Obama

  • The rainbow symbolizes the Covenant with God, not sodomy Tęcza to symbol Przymierza z Bogiem, a nie sodomii


    Prócz wstrętu budzi jeszcze we mnie gniew fałszywy i nikczemny stosunek Żydów do zagadnień narodowych. Naród ten, narzekający na szowinizm innych ludów, jest sam najbardziej szowinistycznym narodem świata. Żydzi, którzy skarżą się na brak tolerancji u innych, są najmniej tolerancyjni. Naród, który krzyczy o nienawiści, jaką budzi, sam potrafi najsilniej nienawidzić.
    Antoni Słonimski, poeta żydowski

    Dla Polaków [śmierć] to była po prostu kwestia biologiczna, naturalna... śmierć, jak śmierć... A dla Żydów to była tragedia, to było dramatyczne doświadczenie, to była metafizyka, to było spotkanie z Najwyższym
    Prof. Barbara Engelking-Boni, kierownik Centrum Badań nad Zagładą Żydów, TVN 24 "Kropka nad i " 09.02.2011

    Państwo Polskie jest opanowane od wewnątrz przez groźną, obcą strukturę, która toczy go, niczym rak, niczym demon który opętał duszę człowieka. I choć na zewnatrz jest to z pozoru ten sam człowiek, po jego czynach widzimy, że kieruje nim jakaś ukryta siła.
    Z każdym dniem rośnie liczba tych, których musisz całować w dupę, aby nie być skazanym za zbrodnię nienawiści.
    Pod tą żółto-błękitną flagą maszerowali żołnierze UPA. To są kolory naszej wolności i niezależności.
    Petro Poroszenko, wpis na Twiterze z okazji Dnia Zwycięstwa, 22 sierpnia 2014
  • Kategorie

  • Archiwum artykułów

  • Kanały RSS na FeedBucket

    Artykuły
    Komentarze
    Po wejściu na żądaną stronę dobrze jest ją odświeżyć

  • Wyszukiwarka artykułów

  • Najnowsze komentarze

    Boydar o Wolne tematy (39 – …
    Krzysztoff o Wolne tematy (39 – …
    Zbyszko o Wolne tematy (39 – …
    Boydar o Siedem grzechów głównych …
    Mietek o Urzędnicy USA potwierdzają ogr…
    Sudbina Srba o Znowu Kosowery!
    Crestone o Seniorzy stracą prawo jazdy. U…
    trzy z dwoma o Zagraniczne korporacje sprowad…
    errorous o Wolne tematy (39 – …
    bez loginu o Siedem grzechów głównych …
    Maciek o Wolne tematy (39 – …
    CIA o Zagraniczne korporacje sprowad…
    Greg o Wolne tematy (39 – …
    revers o Seniorzy stracą prawo jazdy. U…
    biordal o Wolne tematy (39 – …
  • Najnowsze artykuły

  • Najpopularniejsze wpisy

  • Wprowadź swój adres email

Królowa nauk popada w niełaskę

Posted by Marucha w dniu 2011-08-02 (Wtorek)

Polska była kiedyś, nawet jeszcze w czasach PRL-u, mocarstwem w dziedzinie matematyki… – admin.

Zbyt mała liczba godzin przeznaczonych na nauczanie matematyki wydaje się obecnie jednym z głównych powodów niskich umiejętności matematycznych polskich uczniów. Skutkiem tego jest konieczność prowadzenia zajęć wyrównawczych z matematyki dla studentów I roku na wydziałach nauk ścisłych i politechnikach.

Kiedy szefem resortu edukacji została mianowana Katarzyna Hall, prywatnie żona – kreowanego przez media na konserwatywnego historyka – Aleksandra Halla, wielu naiwnych uległo mitowi, jakoby pani minister, niczym uderzeniem czarodziejskiej różdżki, miała w pełni dowartościować polską szkołę. Stało się zupełnie odwrotnie. Niestety, pani minister zaczęła ulegać postępowym, liberalnym pomysłom na reformę edukacji.

Znacznie pogorszył się status takiego przedmiotu jak historia, zarówno pod względem treści, jak i liczby godzin nauczania. Poloniści załamują ręce nad przetrzebieniem listy lektur w myśl poglądu, że nie wolno uczniów nazbyt obciążać czytaniem wieszczów narodowych.

Ale to wszystko nic w stosunku do tego, co zrobiono z nauczaniem przedmiotów ścisłych. Wiele do myślenia daje też zadziwiający upór, z jakim pani minister doprowadziła do tego, że już sześciolatki będą uczyć się w szkole podstawowej, a matura będzie zdawana przez uczniów w wieku 18 lat. Skutki tego eksperymentu objawią się za kilka lat, kiedy to absolwentami polskich liceów będą osoby mające cechy półinteligentów.

Z matematyką było najgorzej

Tegoroczne egzaminy maturalne stały się już historią. Rodzi się jednak pytanie, czy chlubną. Analizując wyniki matury z poszczególnych przedmiotów, wydaje się, że najsłabiej wypadła matematyka. Średnie wyniki z tego przedmiotu były niższe od ubiegłorocznych na poziomie podstawowym o mniej więcej 10 punktów procentowych, zaś na poziomie rozszerzonym o blisko 5 punktów procentowych (za podstawę wzięto dane z OKE w Krakowie, ponieważ sprawozdanie ogólnopolskie nie zostało jeszcze opublikowane). Maturę z tego przedmiotu zdało w sesji letniej mniej niż 80 proc. uczniów klas trzecich, mimo że jej zaliczenie wymagało uzyskania jedynie 30 proc. punktów. Ogólna zdawalność, uwzględniająca pozostałe obowiązkowe przedmioty, wynosiła ok. 75,5 procent. Wyniki te, choć potraktowane przez prasę jako fakt sensacyjny, nie dziwią trzeźwych analityków systemu oświatowego w naszym kraju.

Mimo szumnych haseł ujętych w oficjalnych projektach edukacyjnych w stylu: „Wybieram matematykę” lub „Matematyka – przelicz to na swój zysk”, stan nauczania królowej nauk wcale się nie poprawia, a nawet, jak sugerują tegoroczne wyniki matury, się pogarsza. Przyczyny tkwią w wieloletnich zaniedbaniach w tym zakresie.

Brak spójnego systemu szkoleń

Działania podjęte przez obecny rząd w kierunku przygotowania systemu edukacyjnego do powszechnej matury z matematyki i szerzej do reformy nauczania tego przedmiotu są niespójne i nie mają charakteru systemowego. Każda wdrażana reforma oświatowa wymaga przede wszystkim właściwego przygotowania nauczycieli. Ważne jest zwłaszcza ich wsparcie tzw. przywarsztatowe, którego mają udzielać specjalnie do tego powołani nauczyciele – doradcy metodyczni. W ostatnich latach ich liczba radykalnie się obniżyła, a w niektórych województwach metodycy niemal nie występują. Przykład może stanowić województwo podkarpackie, w którym doradcę ds. matematyki zatrudnia jeden spośród 25 powiatów. Co prawda Ministerstwo Edukacji Narodowej wystąpiło z inicjatywą projektów (finansowanych z pieniędzy unijnych) przygotowujących nauczycieli matematyki do funkcjonowania w warunkach proponowanych reform, które realizuje Ośrodek Rozwoju Edukacji oraz Centralna Komisja Egzaminacyjna, ale programy te docierają do niewielkiej części nauczycieli. Szkolenia te nie są zaplanowane jako kaskadowe, a przygotowani na nich doradcy metodyczni mają możliwość powtórzenia ich jedynie wśród nauczycieli, którzy im terytorialnie podlegają. Skuteczność tego typu projektów można by uzyskać, nadając im powszechny, celowy, spójny i całościowy programowo charakter.

Nie wiadomo jednak, dlaczego ministerstwo tego nie uczyniło, a nawet nie zamierzało uczynić. Lukę tę po mistrzowsku uzupełniają wojewódzkie i powiatowe ośrodki doskonalenia nauczycieli oraz Stowarzyszenie Nauczycieli Matematyki, proponując często bardzo dobrą ofertę szkoleniową. Nie mają one jednak żadnego prawnego instrumentu umożliwiającego wyegzekwowanie na dyrektorach szkół uczestnictwa w zaproponowanych formach dokształcania podległych im nauczycieli. Brak poza tym systemu integrującego i weryfikującego te działania. W tej sytuacji częste zmiany podstawy programowej powodują jedynie chaos w świadomości nauczycieli, a co za tym idzie – brak spójności nauczania, które przekłada się na niskie wyniki osiągane przez uczniów na egzaminach. W latach 2007-2008 doszło do dwóch takich zmian, co doprowadziło w pewnym momencie do równoczesnego funkcjonowania odmiennych i niekompatybilnych wersji podstawy programowej (oczywiście na różnych poziomach edukacji).

Główna przyczyna: mała liczba godzin

Kolejne zmiany podstawy programowej idą w kierunku ograniczania treści programowych, co w zamierzeniach MEN ma doprowadzić do pogłębienia nauczania matematyki tak, aby skoncentrować się na kształtowaniu plastycznego i logicznego myślenia, umiejętności rozumowania oraz rozwiązywania problemów strategicznych. Nie przewiduje się jednak jednoczesnego zwiększenia liczby godzin przeznaczonych na matematykę, co w konsekwencji nie prowadzi do powiększenia ilości doświadczeń matematycznych ucznia. W moim przekonaniu konsekwencją może być jedynie dalsza degradacja przedmiotu, tym bardziej że zbyt mała liczba godzin nauczania wydaje się obecnie jednym z głównych powodów niskich umiejętności matematycznych polskich uczniów.

Innym ważnym powodem niezadowalającej efektywności nauczania tego przedmiotu jest przeładowanie klas. Dotyczy to zwłaszcza szkół ponadgimnazjalnych w dużych ośrodkach miejskich. Trudno jest podjąć odpowiedzialność za dobre przygotowanie klasy do matury, gdy liczy ona 44 osoby (a tak bywa np. w Rzeszowie). Niż demograficzny miał w deklarowanych planach MEN doprowadzić do rozwiązania tego problemu. Za finansowanie szkół odpowiedzialne są samorządy, wolą one jednak utrzymać dotychczasową liczebność klas, zwalniając nauczycieli i obniżając w ten sposób koszty utrzymania szkoły. W przypadku małych szkół polityka ta prowadzi bardzo często do likwidacji tych placówek. Rząd ze swej strony nie podjął żadnych istotnych działań, które mogłyby zahamować te tendencje, jak chociażby określenie rozporządzeniem maksymalnej liczby uczniów w klasie na danym etapie nauczania, czy istotne zmiany w przydziale subwencji oświatowej. Specyfika przedmiotu powoduje, że powstałe braki kumulują się na kolejnych etapach edukacyjnych, doprowadzając do skutku, który ujawniła tegoroczna matura.

Studenci zaczynają od… korepetycji

Coraz niższe umiejętności uczniów kończących gimnazjum w stosunku do uczniów kończących „starą” szkołę podstawową lub wcześniejszych roczników zauważają nauczyciele szkół ponadgimnazjalnych. Natomiast MEN oficjalnie zaprzecza, podając jako kontrargument wyniki międzynarodowych badań PISA. To światowe badanie obejmuje wszystkie kraje cywilizowane. Co to badanie pokazało w przypadku Polski? Byliśmy słabi, teraz jesteśmy lepsi, ale czy mniej słabi? (por. A. Nalaskowski, w: Nowości, 15 lipca 2011 r., felieton Pogranicze czasów, Słaba matura, s. M 15).

Słusznie zatem skonkludował jeden z profesorów filozofii: „A co mi po ich miejscu w jakimś tam badaniu, jak oni nie potrafią dodawać ułamków i obliczać procentów?”. Powstaje jednak wątpliwość, czy wyniki PISA nie są uwarunkowane specyficzną „manierą” zadań stosowanych w tych badaniach. Innymi słowy, czy nie należy raczej twierdzić, że obecne gimnazjum przygotowuje lepiej uczniów do radzenia sobie ze specyficznymi zadaniami występującymi w testach tych badań, i to tylko niektórymi, niż do podjęcia nauki w szkole ponadgimnazjalnej? Trzy lata czwartego etapu edukacji to okres zbyt krótki na wyrównanie zaległości i rzetelne zrealizowanie podstawy programowej z matematyki dla tego etapu. Skutkiem takiego miernego przygotowania uczniów na etapie szkolnym są już teraz powszechnie stosowane zajęcia wyrównawcze z matematyki dla studentów I roku na wydziałach nauk ścisłych i politechnikach.

To pokazuje niebezpieczne tendencje, w jakim kierunku zmierza polska oświata pod rządami Katarzyny Hall. Paradoksalnie to właśnie pani minister doprowadziła do większych strat i szkód w Polsce niż minister Cezary Grabarczyk na kolei czy przy budowie autostrad lub premier, tolerując nieudolne poczynania Bogdana Klicha czy Zdrojewskiego (por. A. Nalaskowski, w: Nowości, 1 lipca 2011 r., felieton Pogranicze czasów, Statek głupców, s. M 15).

Zatem można śmiało postawić tezę, że nieudana reforma oświaty okaże się jedną z najbardziej brzemiennych w skutkach reform rządu Donalda Tuska. Budowa dróg jest ważna, wzrost PKB również, ale najważniejszą wartością każdego społeczeństwa jest dobrze wykształcony i ukształtowany, światły człowiek. To jest najcenniejsza i niezastąpiona wartość każdego narodu, który realnie patrzy w przyszłość.

Przemysław Przybylski

Autor jest metodykiem z Toruńskiego Ośrodka Doradztwa Metodycznego i Doskonalenia Nauczycieli w Toruniu. Zajmuje się kształceniem nauczycieli i studentów. Jest absolwentem teologii na ATK w Warszawie, pedagogiki na UMK w Toruniu oraz studiów doktoranckich na UKSW w Warszawie. Pełni funkcję radnego Sejmiku Województwa Kujawsko-Pomorskiego.

http://www.naszdziennik.pl/

Komentarzy 18 do “Królowa nauk popada w niełaskę”

  1. Tekla said

    Moja córka w tym roku zdawała matue w klasie matematycznej,,ale przez trzy lata robiła po 100 zadań z lekcji na lekcje ,są tony spisanych zesztów,ale mieli tez fantastycznego matematyka ,który ich cisnął ,jedyny taki w tym miescie!! w tej klasie nikt nie miał problemów na maturze,oczywiscie wszyscy zdawali rozszerzona.
    Mało uczniów wybiera te klasy ,bo tam jest naprawde cięzko, .Szkoła obrosła niepotrzebnymi przedmiotami takimi jak przeciebiorczość/,pranie mózgów,/ ,kultura tez taki przedmiot istnieje!Ale ogólnie mało jest lekcji oszczedzaja na wszystkim..
    W szkołach wyjatkiem jest prawdziwy pedagog wiekszośc dostała prace prze znajomosci ,czasem cała rodzina dyrektora ma tu zatrudnienie..gdzies czytałam ,ze w jakiejs szkole pracuje 17 osób z rodzinki..
    Dyplom w Polsce nie ma znaczenia,liczy sie korupcja i tylko to,nikt potem nie zwraca uwagę kogo przyjmuje do pracy,więc wiekszośc stwierdziła ,ze nie opłaca się wysilać,wystarczy papier..z byle jakiej ,,uczelni .
    W tym czasie jak córka uczyła sę jej kolezanki z dzielnicy balowały jeżdziły po świecie,i tez przepchały maturę.

  2. Zbigniew Koziol said

    Banach, Steinhaus, potem Kuratowski, Mazur, wielu innych.

    Ulam (zyd) – wspoltworca bomby atomowej(!) – pisal, ze prosil Banacha, by wyjechal z Polski, ale tamten nie chcial, swiadomie wolal zostac i umrzec w nedzy.

    Z Ulamem mialem taka historyjke. Nie wiedzialem o nim wczesniej. Natknalem sie na jego ksiazke, po angielsku, w bibliotece Universiteit van Amsterdam. Napisalem o nim profesorowi w Polsce. Akurat tworzono wtedy przy PAN w Warszawie cos w rodzaju uczelni. Nadano jej imie Ulama… Teraz chyba nie uzywa sie tego.

    Ostatnia moja praca w Kanadzie – to bardzo mila byla. Nadal utrzymuje bardzo osobisty kontakt z bylym szefem ktory dal mi robote. Napisal mi niedawno: „rozmawialem o tobie z Lee. nie mozemy wprost uwierzyc w twoje zdolnosci matematyczne”.

    Ale to dlatego, ze Kanadole sami sa tepi i malo maja wyobrazni. Nie raz zalazlem im za skore wymadrzajac sie na tematy scisle tak, ze tylko buzie otwierali szeroko.

    Jasne, problemow z matematyka w szkole sredniej nie mialem, absolutnie. Ale! Gdy poszedlem na studia w Warszawie (wydzial fizyki na UW) … tam dopiero byl cyrk. W Warszawie istnialo pare szkol srednich specjalizujacych sie w naukach scislych. Czesc moich kolegow na studiach wlasnie z takich szkol pochodzila. Ogromna roznica! Zupelnie inne mieli podejscie do matematyki. Wszyscy pracuja gdzies po swiecie, w najbardziej znanych i prestizowych miejscach, glownie USA.

  3. Rysio said

    Ja tez od wielu lat pracuje w swiecie w prestizowych firmach.

    A z matematyki prawie zawsze mialem 3- i to tylko dlatego ze moja mamusia byla matematyczka i zawsze bardzo mnie pilnowala abym sie jej codziennie uczyl.

    😉

  4. Przeclaw said

    Akurat to, ze matura ma byc w wieku 18 lat uwazam za bardzo sluszne. Nie ma sensu mlodego czlowieka na sile wiezic i oglupiac przymusowa „nauka”. Tak zreszta bylo w Polsce do roku 1968, a chyba i nadal jest w wiekszosci krajow swiata.
    Co komu odbilo z tym 19 lat ? To jest kompletna zbrodnia, szkola niszczy indywidualnosc i umiejetnosc samodzielnego myslenia, zwlaszcza ze nauczycielstwo to paniusie, idiotki z natury rzeczy niezdolne i niechetne do samodzielnego myslenia. Szkola promuje konformizm i przecietniactwo, niszczy talenty.

  5. RomanK said

    Ojj to to…… nie oglupiac nauka mlodych,,szkola niszczy,,to zbrodnia…dokladnie,,najeoiej nauczyc czytac i pisac i troszke nie duzo rachunkow, zeby policzyl reszte,,z wydanych zakupow,,,, i szlus !!! Neich sam rozwija zdolnosci jakie w nim tkwia…i samodzielnei mysli.,.zwlaszcza o dupie:-)))))
    Zatem dac wiecej swierszczykow mlodziezy niech oglada, jak se glic i exponowac….
    I po co bylo walczyc z Hitlerem…/. mial taki fajny program dla polskiej mlodziezy….
    Precz maematyka…glosujemy masowo za przedsiebiorczoscia, przyszloscia i mlodoscia! Precz z bojkotem gupoty!
    GUpota naszom przyszlosciom narodowom!

  6. Chutor said

    Ad 4 Przeclaw

    Bardzo wartosciowa uwaga i w czesci pocieszajaca.
    „paniusie, idiotki z natury rzeczy niezdolne do samodzielnego myslenia.”
    To samodzielne myslenie kobiet moze miec zgubne konsekwencje. Zbyt duzo meskich hormonow u kobiety wyrabia w niej „samodzielne” myslenie, sprzeczne z wola meza – rezultat: szkodzi malzenstwu. Duzo meskich hormonow u kobiety to niechec do macierzynstwa a nawet bezplodnosc.
    Temat dluzszy niz Wisla. Nie miesce w komentarzach.

    Bill Gates,zalozyciel Microsoftu, jako student po dwoch latach zrezygnowal ze studiow. Naturalny talent to jedno lecz porzucenie utartej drogi to przejaw prawdziwej meskosci i odwagi.

    Szkolenie powinno byc zgodne z prawe naturalnym a nie odwrotnie. Jak ktos ma talent do matematyki to dobrze niech go rozwija. Jakkolwiek wazniejsze jest by chlopiec nabieral cech meskich w meskiej szkole a dziewczyna w zenskiej szkole, do czasu. Kobieta z macierznskim powolaniem lepiej dzieli marchewke niz liczby calkowite.

  7. Marucha said

    Re 5:
    Słusznie, panie Romanie.
    Po co Polakom matematyka, a co za tym idzie również fizyka, chemia, technika, inżynieria itd. Przecież wszystko za nas lepiej policzą Żydzi, a produkty techniczne zaimportuje się z Chin.
    I czy nie przesadzamy z umiejętnością czytania? Przecież mamy nagrania MP3.
    Po co w ogóle szkoły?
    Szkoły są dla głupców, bo człowiek mądry sam się wszystkiego nauczy.

  8. RomanK said

    Nie inaczej panie Marucha..swiete slowa…zreszta pan wie i ja wiem – ze Polak Potrafi, bez szkoly, z niczego , czyli z samej swojej glowy!

    Malo…. Polak nie wie, a powie- czy pan widzial, jakis inny narod taki mondry???

    Czy pan kiedys spotkal sie z opinia , do ktorej kazdy ma prawo i jej wlascicielem ,ktory ta swoja opinie wymyslona z niczego- czyli z glowy uwaza za prawde…. i obraza sie na pana ,ze pan tego nie uznaje?

    Przeciez pan wie, ze wszyscy wiedzom, ze 5×5 jest 55, ze Cystersi to ci co robia cysterny, Gaga jest kuul, a KUL to prawie Gaga…i ze trzeba wiecej- zeby bylo mniej, i ze wogole… jakby nei bylo wyborow to nei nazywaliby tego Wyborami..o czym wiedzom wsyzstkie ludzie co majom szkoly…. oprocz paru gupkow w tym- jak pan wie- i pan i ja:-))))

  9. Przeclaw said

    6.Chutor.

    Zgadzam sie ze wszystkim co Pan napisal.

    Nasz Dziennik „zapomnial”, ze do 68 lub 69 roku podstawowka trwala 7 lat, a liceum 4, czyli razem 11, a czy znaczy to ze absolwenci byli glupsi ? powiedzial bym, wprost przeciwnie.
    Mozna wiec smialo obciac ten jeden rok od dolu i dac dzieciakom wytchnac, przed terrorem „pan nauczycielek”, ale to jakos Naszemu Dziennikowi nie wpadlo do glowy.
    A gdyby tak obciac jeszcze z pare lat, tez zadna szkoda by nie wynikla.

  10. Chutor said

    Ad 9 Przeclaw

    PISA2009 przeprowadzana co trzy lata.
    Swiatowe statystyki szkolnych osiagniec sa wymowne, ponizej tabela. Chiny bija wszystkich.
    Polscy studenci przed amerykanskimi i izraelskimi. No i co „wyuczeni” beda pracowac dla semitow. Aby korzystac z wlasnych talentow trzeba miec wladze. Aby miec wladze trzeba byc meskim i madrze odwaznym.

    Click to access 46643496.pdf

  11. Miet said

    Temat szkolnictwa zawsze byl dla mnie interesujacym. Uczylem matematyki na wszystkich mozliwych poziomach a takze przygotowywalem kadry nauczycielskie dla szkol srednich.
    W Polsce i tutaj w US zajmowalem sie matematyka naukowo – w sumie razem ponad czterdziesci lat pracy w szkolnictwie – tu i tam.

    W jednej malej dyskusji nie rozwiazemy calego mnostwa problemow, ktorymi dotkniete jest cale szkolnictwo na wszystkich poziomach.
    Mozna jedynie pokazywac zle i dobre przyklady po to aby unikac tych zlych i akceptowac dobro.
    Mysle, ze spieranie sie, czy matura powinna byc w wieku 18, czy 19, jest bezprzedmiotowym.
    Natomiast wiek kiedy dziecko zaczyna regularna szkole, kiedy zaczynaja sie prawdziwe obowiazki i szkolna dyscyplina, nie powinien byc za wczesny i ja przedkladam ten moj wiek, kiedy zaczynalem – 7 lat.

    Oczywiscie dziecko uczymy juz od jego urodzenia, ale to sa rozne sposoby nauczania i roznych rzeczy. Rygor szkolny (jezeli wolno mi jest uzyc tego slowa:-)), powinien sie pojawic w odpowiednim czasie – nie za wczesnie, bo to moze zaowocowac zniecheceniem do szkoly. Oczywiscie dzieci sie rozwijaja roznie i nie jeden piecio-latek moze rownac sie pod pewnymi wzgledami z nie jednym siedmio-latkiem.
    Obserwujac wielu rodzicow, nie wylaczajac mojej najblizszej rodziny, widze duzo przesady a wrecz niezdrowa rywalizacje wsrod mam (duzo mniej wsrod tatusiow), co to ich dzieci juz nie potrafia w wieku 4 lat.
    Jedna mamusia mowi mi – pan wie, moj synek (5 latek) to juz zna wszystkie litery, potrafi juz pisac i czytac a i z cyframi sobie dobrze radzi i dodawac umie.
    Ja na to, ze jej synek pobil mnie na glowe, bo ja z pisaniem pierwszych liter to startowalem dopiero majac 7 lat a i ksiazeczke mielismy poczatkowo tylko jedna (Elementarz Falskiego) na piecioro dzieci w klasie.
    Gdy zapytalem, jakie widzi korzysci z tego, ze jej dziecko tak wczesnie startuje i juz tyle potrafi – odpowiedziala, to jeszcze nic – jej kolezanki dzieci to jeszcze wiecej potrafia i ona nie chce pozostawac w tyle.

    Obserwujac moje wnuki, moge stwierdzic, ze moje dziecinstwo moze bylo nie tak dostatnie jak ich ale kazdy z moich rowiesnikow nie czul, ze mu czegos brakuje, moze marzyla nam sie pilka skorzana z blaza a mielismy tylko gumiane a wczesniej to tylko szmaciane.:-)))
    Czasy oczywiscie nie te ale cholernie mnie drazni to wychowywanie dzieci wg grafika na codzien: od 9AM do !PM szkola Montesori, potem szybki lunch i jedziemy do gymu na lekcje karate a wnuczka na gimnastyke artystyczna.
    Inny dzien, podobnie ale zamiast gymu lekcja muzyki – bo nie wiadomo, czy nie mamy jakiegos talentu i przyszlego artysty.
    Dzieci ze soba spotykaja sie jedynie na imprezach urodzinowych – czesto w specjalnie do tego przygotowanych restauracjach. Bylem na takowych imprezach i niedobrze mi sie robilo, gdy wnuczek, czy wnuczka otrzymywali gore plastikowych zabawek-smieci, z ktorymi potem nie bardzo bylo wiadomo co zrobic.
    Ojjj jak ja doceniam moje dziecinstwo – gry i zabawy wg inwencji wlasnej i moich rowiesnikow – matki nie mogly nas przygonic do domu na jakis posilek – brakowalo na to czasu.:-)))

  12. sonia said

    Hmmmmm….. mój syn zdawał w tym roku maturę i z matematyki dostał 68%. Nie przykładał się ( czyt. wcale się nie uczył ) do nauki tego przedmiotu bo chodziło mu tylko o zaliczenie, w jego przypadku matematyka nie miała znaczenia w procesie rekrutacyjnym na wybrany kierunek studiów (filologia angielska). O egzaminie z matematyki powiedział mi tyle, że trzeba kompletnie nie znać podstaw tego przedmiotu żeby nie zdać, bo egzamin był łatwy. To jego zdanie i jego kolegów………

    A tak w ogóle to uważam, że celowo obniżany jest poziom w szkołach. Wykształconym społeczeństwem zdecydowanie gorzej manipulować, stąd systematyczne obniżanie poziomu szkolnictwa wzorem krajów zachodnich. Wiadomo nie od dziś, że nasze dzieci idą o kilka klas wyżej kiedy trafiają do szkół w europie zachodniej i USA, tu nasuwa się pytanie dlaczego ?
    Otóż, z moich obserwacji na podstawie pobytu w UK wynika, że tam kształci się tylko jednostki wybitnie utalentowane żeby nie powiedzieć ścisłą elitę, a pozostałymi uczniami nikt sobie głowy nie zawraca ( nie można niezdac do następnej klasy i brak ocen ). W efekcie takiego działania angielskie społeczeństwo dzieli się na geniuszy i ……. pół – analfabetów, tak, tak dobrze czytacie półanalfabetów. 90% angielskich dzieci kończy swoją edukację w wieku 16 lat i na poziomie polskiej szkoły podstawowej, po czym najczęściej przechodzi na zasiłki , bo nie chce im się pracować za stawki, które są oferowane dla ludzi z takim wykształceniem ( najniższe ). Taki przeciętny angielski nastolatek kończący szkołę, mówiąc ironicznie ledwo potrafi się podpisać………. Słynne angielskie uniwersytety cieszą się już tylko dawną sławą, a studiują na nich głównie obcokrajowcy.
    Wygląda na to, że krok po kroku wszystko u nas zmierza w tym samym kierunku. Moje dzieci uczyły się w angielskich szkołach i uwierzcie mi, wiem co piszę………mój starszy syn uczył się w college i powiem jedno, wiedzą przewyższał tamtejszych wykładowców, dodam że przyjechał do Anglii po ukończeniu w Polsce gimnazjum. Codziennie po powrocie ze szkoły opowiadał mi o pewnej wykładowczyni, która koniecznie chciała mu udowodnić, że jest od niego mądrzejsza 😉 przepytywała go różnych dziedzin ( co wzbudzało wielkie zainteresowanie pozostałych uczniów i wykładowców zresztą też ) i nie udało jej się go zaskoczyć żadnym pytaniem.
    Wiem, że to co piszę wydaje się niewiarygodne, ale ja właśnie tak to widzę……..tzn. czarno. Chociaż patrząc na dobrze wykształconą i bezrobotną polską młodzież ( bez prawa do zasiłku nawet), to już sama nie wiem co myśleć, może jednak jak powiedział Napoleon Bonaparte – ,, Stado baranów prowadzone przez lwa jest groźniejsze niż stado lwów prowadzone przez barana ” .

  13. Miet said

    ad.12

    Pani Soniu, wiele Pani spostrzezen pokrywa sie z moimi ale w pewnych punktach nie moge sie zgodzic.
    Po prostu my bylismy w przeszlosci przyzwyczajani do kompletnie innego systemu i wydawalo nam sie, ze inaczej byc nie moze i ze powinno byc tak jak my to widzimy.

    Przyznaje, ze i ja bylem swego czasu bardzo zaskoczony gdy zetknalem sie ze szkolnictwem amerykanskim.
    Wiele rzeczy widzialem wprost jako niedopuszczalnych, nie do przyjecia.
    Po pierwsze nie umialem sie przyzwyczaic do zasady wolnego wyboru. Uwazalem, ze wiele rzeczy, jezeli nie wszystkie, powinno sie na uczniu, czy studencie wymusic.
    A oni tu mowia tak: – szkola powinna dawac szanse i mozliwosci zdobycia wyksztalcenia adekwatnie do mozliwosci, zdolnosci i woli ucznia czy studenta. Ale nie ma przymusu korzystania z tych mozliwosci.
    Tutaj student ma prawo sie nie uczyc, byleby tylko nie byl w konflikcie z prawem. Do szesnastego roku zycia jest obowiazek uczeszczania do jakiejs szkoly – ale moze to byc szkola nawet zorganizowana przez grupe rodzicow, szkola prywatna czy panstwowa, to niewazne.
    Po szesnastce uczen moze sobie powiedziec, ze nie ma zamiaru nigdzie sie uczyc i tego mu nikt nie jest w stanie zabronic. Chce byc baranem – to jego sprawa i sprawa jego rodziny.
    Od samego poczatku uczniowie sa przyzwyczajani do samodzielnosci i do dokonywania wyborow. Oczywiscie maja doradcow, rodzicow i opiekunow, ktorzy im w tym pomagaja.
    Doradca taki podpowiada swojemu podopiecznemu, jakie kursy wybrac jezeli chcialby kiedys studiowac na jakiejs przyzwoitej uczelni w jakims kierunku.
    To nie jest prawda, ze tutaj nie ma ocen za przedmioty – te oceny sa na koncie kazdego ucznia. Gdy kiedys bedzie chcial pojsc do szkoly wyzszej, to zazadaja od niego wykazu ocen za wszystkie kursy na jakie byl w szkole zapisany. Te oceny sa wysylane droga sluzbowa – cenzurek z ocenami tutaj sie nie „produkuje”. Nie ma zadnych swiadectw maturalnych – sa tylko w sztywnych okladkach dyplomy ukonczenia szkoly (np. sredniej) ale tam nie ma zadnych ocen.
    Dyplom taki ma raczej charakter pamiatkowy i trzyma go sie w domu. Jest tez i system honorowania dobrych uczniow – mozna zdobyc dyplom ze wstega zlota czy srebrna.

    Caly ten system ma jedna wazna zalete, ze tutaj nie ma walki o dyplomy, bo wszystkie wygladaja jednakowo. Tutaj studiuje sie po to aby sie czegos nauczyc a nie po to aby zdobyc dyplom.

    Poczatkowo, tak jak i wielu moich kolegow Polakow, zalamywalem rece nad poziomem amerykanskich szkol i kolledzy bo bylo dla mnie niepojetym, ze ulamkow i procentow ucza tutaj w szkolach na wszystkich poziomach i w szkole podstawowej, sredniej a takze i w kolledzach i nawet na wielu uniwersytetach.
    Przyzwyczajony bylem do oceniania poziomu szkoly wg programow nauczania. Uplynelo sporo czasu zanim sie przestawilem i przyjalem do wiadomosci oczywista rzecz, ze mozna miec wysrubowany program, ktorego studenci nie przelkna nawet w malym procencie i co, czy swiadczy to, ze szkola ma wysoki poziom w nauczaniu???
    Druga zaleta tego systemu – poniewaz nie ma walki o dyplom – czyli papier, nikt tutaj nie sciaga na egzaminach, bo bylby wysmiany przez otoczenie.
    Jezeli sie tacy studenci trafiaja to na ogol wlasnie z naszych stron.
    Byly kiedys przypadki na UofM wyrzucenia studentow z uczelni za sciaganie.
    O Panie moj, gdyby moja politechnika w Polsce chciala wywalac za sciaganie, to nie byloby kogo uczyc.:-)))

    Teraz podobnie jak i Pani podziele sie troche doswiadczeniami z mojego prywatnego (rodzinnego) podworka.
    Moi synowie edukacje polska skonczyli na klasie piatej i szostej szkoly podstawowej.
    Tutaj w Ameryce poszli do Junior-High i starszy do High School. Radzili sobie doskonale a my z zona sledzilismy kazdy ich krok i wpajalismy im do glow, ze jedynym bogactwem, ktorym tutaj beda dysponowac, to jest to co beda mieli pod wlosami bo innego im zapewnic nie bylismy w stanie.
    Wynikami mozemy sie teraz wszyscy poszczycic – pokonczyli prestizowe uniwersytety i nawet na paru kierunkach.
    Obecnie radza sobie doskonale i nigdy nie byli nawet minuty bez pracy.

    Twierdze, ze amerykanski system edukacyjny daje duze szanse dla kazdego, i biednego i bogatego – a ze ktos nie potrafi z pewnych wzgledow z tej sznsy skorzystac, to juz jego problem.

  14. bart_w said

    Nauka jest wszechobecna.
    Chemia jest wszedzie.
    Fizyka jest wszedzie.
    Matematyka jest wszedzie.

    Sztuka jest wszedzie, zawsze wraz z nauka.

    Piekno jest w matematyce, a matematyka w pieknie.
    Oto starohinduskie zadanie arytmetyczne:

    Podczas milosnych igraszek zniszczyli naszyjnik.
    Sznur perel sie przerwal.
    Jedna szosta z nich padala na loze.
    Jedna piata na podloge.
    Jedna trzecia pochwycila mloda dziewczyna.
    Jedna dziesiata uratowal jej kochanek.
    Jesli na sznurze pozostalo szesc perel, ile perel bylo w naszyjniku?

    (Lilavati)

  15. Miet said

    Re: 14

    Ladnie to Pan ujal.
    Gdy bylem po podstawowce, ktos podarowal mi wlasnie Lilavati.
    Na niej chwycilem dryg do matematyki.
    No a tych perel to chyba bylo 30?.:-)))

  16. bart_w said

    E, tam, Profesorze, nie bawie sie.
    Zamiast tego, moge Pana zapytac ile jest tluszczu w majonezie.

    Kazdy ma pewna dziedzine wiedzy w malym palcu.

    Pozdrowienia z panskiego poprzedniego rejonu.

    P.S.

    I bylo jeszcze Sladami Pitagorasa.

  17. Zbigniew Koziol said

    Wy tak o książkach, które w jakiejś mierze zmieniły nam zycie.

    Ja mieszkalem na wsi pod Zamosciem. Przez pierwsze 4 lata do szkoly podstawowej mialem jakies 3 km, a na skroty poprzez łąki i stawy oraz rzeczkę którą trzeba było przeskoczyć – ze 2 km. Na łakach wiosną mnóstwo kwilących czajek. Oszukiwały. Broniły swoich gniazd, starały się zmylić, odwieść jak najdalej. Przez rzeczkę przeskoczyć nie było można po duzych opadach.

    I tak mi własnie kołacze sie w głowie pamięć jednej z najpierwszych książeczek jakie wypożyczyłem ze szkolnej biblioteki. Zapewne w drugiej klasie szkoły podstawowej, a wiec okolo 1969. To było tłumaczenie z czeskiego. Czytałem ją po drodze do domu, na tych łakach. Ładne rysunki, sugestywne: samolot poruszający sie z szybkością dźwięku, mogący przelecieć całá Czechosłowację wzdłuż w godzinę lub dwie. I atomy które też poruszają się w powietrzu z podobna szybkością. To tworzy wyobraźnię, która została ze mna na zawsze.

  18. Zbigniew Koziol said

    Jeszcze tak odrobinę ze wspomnień.

    Pan Miet może i pamięta (jeśli to pana czasy) miesięcznik „Delta”? Gdzieś tam w szkole średniej (a może nawet i pod koniec podstawowej) natknąłem się nań. A potem, już w Warszawie na studiach, okazało się, że ja znam tych ludzi. Tam pisywali moi profesorowie! W czym cymes? Najwieksi naukowcy nigdy nie wstydzili się pisywać dla uczniów!

    A i był akcent rosyjski. Też miesięcznik. Kwant (Квант). Bardzo tani, przepiekny. Teraz wokol siebie w Rosji nie widze w kioskach. Z niego rowniez uczylem sie i fizyki, i rosyjskiego.

    Gdy zaś ponad dwa lata temu starałem się dostać pracę na uniwersytecie tutaj w Rosji, to wspomniałem rektorowi o Zeldowiczu, którego przekład pamietam jeszcze z Polski, 30 lat temu. Zeldowicz ma na swoim koncie ogromne osiągnięcia. Ale formalnie on nie posiadł poważnego tytułu naukowego. Książki jednak pisywał, i to takie, że tylko pozazdrościć.

Sorry, the comment form is closed at this time.

 
%d blogerów lubi to: