Wybory
Gdy byłem świeżo opierzonym narodowcem, w moim środowisku wybuchł spór co do
celowości udziału Polaków w referendum zorganizowanym przez rząd Zbigniewa Messnera.
Mniejsza już o to, czego ono dotyczyło, bo wówczas i tak nikt z nas nie był w stanie przewidzieć jego konsekwencji. To, co dobrze pamiętam z tamtego gorącego okresu, to namolna medialna propaganda ukierunkowana na powszechny udział w referendum, na wysoką frekwencję. Mnóstwo obupłciowych gadających głów z całą gamą przedrostków przed nazwiskami namawiało „mieszkańców miast i wsi do wypełnienia obywatelskiego obowiązku”.
Mnie – o paradoksie! – do bojkotu referendum mimowolnie przekonało mędrkowanie jednego z warszawskich profesorów: „Jeśli ktoś mnie o coś pyta, to grzeczność wymaga, bym mu odpowiedział”.
Na pierwszy rzut oka trudno przyczepić się do takiego postawienia sprawy. Skoro jednak
ówczesnej (i nie tylko) władzy obce były choćby podstawy savoir vivre, to dlaczego stosować je w stosunku do niej samej? Przecież jakakolwiek odpowiedź ma sens tylko wówczas, gdy pytający przejawia szczerą wolę poznania opinii innych ludzi i od nich uzależnia swoje dalsze postępowanie.
Na tym właśnie polega szacunek wobec zapytanego. A w tym przypadku to nikt inny, tylko rząd Messnera – za pomocą monopolu oficjalnych mediów – mieszał Polakom w głowach wyłącznie po to, by podczas referendum usłyszeć od nich to, co sam im wmówił!
Większość Polaków nie wzięła udziału w referendum. Zbigniew Herbert powiedziałby, że
była to „kwestia smaku”, która trafnie rozpoznaje każdy fałsz. I racja byłaby po jego stronie. Jeżeli jeszcze wczoraj władza miała w nosie każdego z nas, to czyż jej dzisiejsze łaszenie się nie przypomina wilka odzianego w kostium Czerwonego Kapturka? A jeśli tak jest w istocie, to na co władzy taka – nie licująca z jej powagą – maskarada?
Odpowiedź jest prosta: uzurpatorom potrzebna jest legitymizacja władzy, choćby na pokaz! „Naród nas słucha, a my słuchamy naród” – z takimi słowami na ustach klepali się po plecach partyjni aparatczycy, gdy media ogłaszały stuprocentową frekwencję w kolejnych wyborach i zwycięstwo Frontu Jedności Narodu.
A dziś mamy swój Front Jedności Narodu z Unią Europejską, a w nim Wielkich Mistrzów
świata polityki, na pozór różnych orientacji i rytów. Parafrazując poetkę o każdym z nich powiemy za parę tygodni: „Posłem wybrano pewnego posła, który miał zostać posłem”.
Krzykniesz: „- Nieprawda. Wszyscy mają równe szanse”.
Czyżby?
No to przyprowadź swoich kibiców, załóż rękawice i stań naprzeciw… Tomasza Adamka. To nic, że facet naparza się od wielu lat, to nic, że ma sztab trenerów i doradców, kupę kasy na najróżniejsze odżywki i medykamenty, to nic, że jest cięższy od Ciebie o jakieś czterdzieści kilogramów. Stań, walcz i wygraj! On jest przecież takim samym facetem jak Ty, ma dwie ręce, nogi, spodenki do kolan i czuły podbródek. A jeśli zniosą Cię z ringu już w pierwszej rundzie, nie upadaj na duchu. Przekonaj lekarzy, żonę i wiernych kibiców. Próbuj raz jeszcze i jeszcze, i jeszcze…
Wystarczy? No to pójdź wreszcie po rozum do głowy, a ring omijaj szerokim łukiem. Z
Adamkiem umów się na kwalifikacje do teleturnieju „Jeden z dziesięciu”, a współczesnym
Messnerom zafunduj własne referendum. Pod Twoją kontrolą i na Twoich zasadach. Ale najpierw zakasaj rękawy i weź się do roboty. Rzetelnej i systematycznej. Rób swoje.
Krzysztof Zagozda
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…