Ks. Piotr Skarga – Wielki obrońca Kościoła
Posted by Marucha w dniu 2011-09-29 (Czwartek)
27 września minęło 399 lat od śmierci jednego z najwybitniejszych polskich jezuitów, który swoje życie poświęcił Kościołowi i Ojczyźnie, broniąc prawdziwej doktryny katolickiej i katolickiego porządku w państwie. Podczas ostatniej pielgrzymki Ojciec Święty Jan Paweł II parokrotnie wymienił również ks. Skargę obok wielkich świętych Krakowa – ludzi oddanych miłosiernej służbie ludziom potrzebującym.
Podczas inauguracji Kongresu Skargowskiego w 1936 roku, w 400. rocznicę urodzin kaznodziei, ks. kard. A. Kakowski powiedział o nim: „Czym w chrześcijaństwie św. Paweł, tym w Polsce ks. Piotr Skarga”.
Jeszcze nie tak dawno katolicy zgodni byli co do faktu, że królewski kaznodzieja Zygmunta III Wazy – ks. Piotr Skarga, w pełni zasługuje na rozpoczęcie starań o jego beatyfikację. To powszechne przeświadczenie towarzyszyło wiernym Kościoła w Polsce i do II wojny światowej było bardzo mocno manifestowane w opracowaniach na temat Skargi i uroczystościach rocznicowych z nim związanych. Jeszcze w latach osiemdziesiątych niejeden z nas słyszał o możliwym wyniesieniu Skargi na ołtarze. Co zatem spowodowało ciszę wokół tego, który w czasie ataku pierwszej rewolucji – protestantyzmu, zasłynął najbardziej z jej zwalczania?
Student i kapłan
Piotr Skarga Powęski (lub też Pawęski) urodził się 2 lutego 1536 roku w Grójcu, na Mazowszu, w szlacheckiej rodzinie Michała i Anny ze Świątków. W wieku siedemnastu lat wstąpił na Akademię Krakowską. W 1562 roku przyjął święcenia subdiakonatu i został kaznodzieją w katedrze lwowskiej. Święceń kapłańskich udzielił mu arcybiskup lwowski Paweł Tarło.
Szybko zyskał rozgłos dobrego mówcy, a za wzmocnienie wpływów Kościoła katolickiego, Tarło mianował Piotra Skargę kanonikiem, a następnie kanclerzem kapituły lwowskiej. Mimo wielu obowiązków, dużo czasu poświęcał na pogłębianie swojej wiedzy. Śledził także wydarzenia religijne w Polsce i za granicą. Prowadził życie bardzo ubogie, wszystko co posiadał, rozdawał biednym. Oprócz wypełniania swoich urzędowych obowiązków w kapitule, odwiedzał chorych w szpitalach i udzielał ostatniej posługi kapłańskiej skazańcom.
Pragnienie wojskowej formacji
O wstąpieniu do Zakonu Jezuitów myślał Skarga od pobytu w Wiedniu, gdzie przez jakiś czas przebywał wraz z powierzonym jego opiece wychowawczej synem kasztelana krakowskiego Jędrzeja Tęczyńskiego. Piotr Skarga, od początku swojej działalności nie szczędzący wysiłków w nawracaniu heretyków, szybko przekonał się do zakonu św. Ignacego, którego formacja przypominała wojskową dyscyplinę, połączoną z pogłębionymi studiami teologicznymi i filozoficznymi.
Kaznodzieja ze Lwowa gorąco pragnął połączyć swoją pracę z działalnością organizacji mocnej i zwartej o wojskowym niemal charakterze. Odczuwał gorącą potrzebę pracy misyjnej pośród ludzi omamionych protestanckimi doktrynami. Gorąca modlitwa, w której Piotr Skarga nie ustawał, pomogła mu pokonać trudności i wahania związane z podjęciem ostatecznej decyzji o wstąpieniu do Towarzystwa Jezusowego.
Powołanie za przyczyną Najświętszej Maryi Panny
Dwuletni nowicjat, obowiązujący w zakonie św. Ignacego, odbył Skarga w Rzymie. Kiedy wstępował do zakonu, przyjmował go ówczesny generał jezuitów – św. Franciszek Borgiasz. Było to miesiąc po śmierci, w tym samym domu zakonnym, innego wielkiego Polaka św. Stanisława Kostki.
Piotr Skarga wstąpił do Societatis Jesu w momencie jego największego rozkwitu. Rozwijało się w tym czasie modlitewne skupienie, asceza oparta na „Ćwiczeniach duchownych” św. Ignacego i heroiczne poświęcenie jezuickich misjonarzy. Dom nowicjatu, w którym przebywał Skarga, pełny był jeszcze ojców należących do grona najbliższych uczniów świętego założyciela. Sam święty Franciszek Borgiasz przedstawił Piotra Skargę papieżowi św. Piusowi V jako pierwszego polskiego spowiednika w katedrze św. Piotra.
Niewątpliwie na Skargę wpłynęła ta szczególna atmosfera i otoczenie heroicznych zakonników. Każdą rocznicę swojego wstąpienia do zakonu obchodził ze szczególnym nabożeństwem. Swoje powołanie przypisywał opiece Matki Najświętszej. W jednym z kazań mówił do Niej: „Tyś mnie do służby Syna swego oddała, proszę, abyś się za mnie nie wstydziła”. Po odbyciu nowicjatu, został wysłany przez władze zakonne do Pułtuska, gdzie nękany pokusami w pokorze napisał do generała zakonu: „Niech mi Bóg dopomoże spełnić Ojca wolę, zmysły bowiem zaczęły się burzyć we mnie, tak jestem jeszcze pyszny i niedoskonały. Ale zawsze trzeba walczyć przeciwko nam samym, by wolę Bożą wypełniać”. Po tej udanej bitwie pisał znowu do generała: „Z jak największą pilnością i wdzięcznością będę zajmował stanowisko przeznaczone mi przez święte posłuszeństwo”.
Cześć dla Najświętszego Sakramentu
Podczas pracy na wschodzie kraju, widział Skarga spustoszenie duchowe wywołane rosnącymi wpływami pierwszej rewolucji – reformacji. „Nie mogę się od łez powstrzymać, kiedy rozważam, jak Bóg z dnia na dzień utwierdza nas w przekonaniu, że powołał nas na Litwę w celu podniesienia katolickiej wiary” – napisał w liście do generała. Wobec nieustannych świętokradzkich ataków na Najświętszy Sakrament ze strony protestantów (zdarzały się nawet ataki na księdza idącego do chorych z Najświętszym Sakramentem), Skarga coraz mocniej okazuje swoją wielką cześć dla Boga ukrytego pod postacią chleba i wina. Od przyjęcia Najświętszego Sakramentu zaczynał zawsze ważne prace. W Wilnie szerzył gorący kult Eucharystii i założył Bractwo Najświętszego Sakramentu. Członkowie bractwa mieli obowiązek uczestniczenia w adoracjach i procesjach ku czci Eucharystii, pomagali biednym i odwiedzali chorych. W procesji ze świecami, asystowali kapłanom udającym się z Najświętszym Sakramentem do umierających.
Ataki
Wzorem pokory i wiernej służby zakonnej był ks. Skarga także podczas ciągle powtarzających się bezpośrednich ataków na jego osobę. Doświadczył tego m.in. w Rydze. „To miasto jakby się sprzysięgło trwać uporczywie przy swojej herezji[…] Z początku bowiem do tego doszło, że mię o mało nie przebito w kościele; często na nas kamieniami rzucano, ale bez rozlewu krwi, czego mi żal” – pisał do generała. Przez całe życie towarzyszyło mu pragnienie męczeńskiej śmierci za Chrystusa. Jak mówił, tylko dzięki tej ofierze mógłby odkupić swoje grzechy.
Niewiele też w na pozór cieszącej się „złotą wolnością” Rzeczpospolitej brakowało, aby właśnie za Świętą Wiarę Katolicką śmierć ponieść. Kazania i pisma Skargi, zwalczające z olbrzymią gorliwością herezje, stawały się przyczyną wyzwisk i kłamliwych oskarżeń. Licznych gróźb, jakie go spotykały, też się nie obawiał, bo chciał bardziej cierpieć dla chwały Zbawiciela. To pragnienie dało znać o sobie, kiedy dowiedział się o męczeńskiej śmierci o. Marcina Laterny, utopionego przez rozjuszonych heretyków w wodach Bałtyku. „Któregom za morze, aby za mnie u Króla kazanie odprawował […] Ale aby za mię dla prawdy od heretyków umierać miał: tegom mu nie poruczył.[…] A ja jako grzechy moje odkupię” – pytał Skarga, wspominając śmierć Laterny. Za tę pobożność został nagrodzony.
Nagroda Ukrzyżowanego
O. Piotr przyjeżdżał często do podkrakowskiej Mogiły, aby tam, przed cudownym wizerunkiem Ukrzyżowanego, odprawiać Msze Święte. Podczas jednej z liturgii, której uczestnikami byli wierni, Chrystus Pan przemówił z krzyża do o. Piotra Skargi. Jednakże nikt, oprócz kapłana, nie mógł zrozumieć słów Ukrzyżowanego. Cztery lata przed swoją śmiercią, w trakcie odprawiania Mszy Św., miał widzenie niezwykłego światła jaśniejącego wokół Najświętszego Sakramentu. Jak opowiadał, usłyszał wtedy głos: „Daję ci zadatek miłości mojej ku tobie. Przyjmuję cię w jedność ciała mego, abyś był częścią moją nierozdzielną. Czynię cię uczestnikiem dziedzictwa mojego”.
Skutki protestantyzmu
Wiedział Piotr Skarga, jakie zagrożenie niosą ze sobą liczne wówczas w królestwie polskim herezje. Znał miernotę i nijakość wielu katolików, w tym również duchownych, dlatego krytykował tych flegmatyków „co to jako barszczykowie rzeczy dobrych, świętych, Boskich, sprawiedliwych, popierać y gorąco ich odprawować nie mogą. Ani ciepli ani zimni, ale rozmokli, jako zmokła kokosz, tak się ruszają, nic nie sprawują, y wyrzucenia godni są wedle Pisma” pisał w „Kazaniach na niedziele i święta”. Oburzała Skargę ta „oziębłość, nikczemność y ziewanie flegmatyckie katolików niektórych: którzy nie patrzą na koniec, do którego wszystkie herezje zmierzają”.
Katolicka tolerancja
Katolickie na wskroś było jego rozumienie tolerancji. „Wszystkie zaraz heretyctwa wypleść: to niepodobieństwo, zwłaszcza gdzie się zasypało y omieszkało, a gdzie się ich tak namnożyło, iż bez szkody pszenice plewidło być nie może” – pisał jezuita. Dlatego też jego katolicka tolerancja była znoszeniem, a raczej ścierpieniem herezji. Widział Skarga w szerzących się kacerstwach zgubę dla dusz i rozłam religijny prowadzący do zniszczenia fundamentów katolickiego porządku społecznego. Skarga nawoływał także biskupów do duchowej wojny z trucizną heretycką. Nie nawoływał jednak do wojny otwartej „bo katholicy iako wołowie, y duże konie, nie czują się w mocy swey, ażeby ie wielki przymus ściskał”. W konfederacji warszawskiej upatrywał ogromnego niebezpieczeństwa, uznawał jednak, że wojna domowa byłaby większym złem, gdyż nie byłoby w niej wygranych i doprowadziłaby do upadku królestwa.
W tym też duchu znosił herezję, ale nie zgadzał się na jej uprzywilejowanie i zawsze wskazywał na tragiczne, dla duszy i całego państwa, skutki jej szerzenia. Jednak dla protestanckich dysydentów, takich jak np. Diabeł Stadnicki, walka o tolerancję w Rzplitej oznaczała zamykanie katolickich kościołów, ich profanacje i napaści na księży głoszących kazania. Konfederacja warszawska, o którą tak walczyli dysydenci, oznaczała w rzeczywistości konieczność brania w obronę przez katolickiego monarchę każdego bluźniercy.
Skarga przypomina, że „Chryzostom ś. w kazaniu swoim przeciw bluźnierstwu prosi słuchaczów swoich, aby za ono jego kazanie tę mu zapłatę dali: żeby słysząc kogo, a on Boga chrześcijańskiego bluźni, w gębę go bili, pokazując miłość swoię ku Bogu swemu”. Przeciwieństwo tej właściwej postawy widzi o. Skarga właśnie w konfederacji warszawskiej. W piątym z „Kazań Sejmowych” uczy „Jako katolicka wiara policyj i królestw szczęśliwie dochowywa, a heretyctwo je obala”.
Herezja nie sprzyja również, zdaniem o. Piotra, sprawiedliwości będącej fundamentem królestwa. W dalszym ciągu Kazania Piątego królewski kaznodzieja poucza, że herezja niszczy i podkopuje autorytet władzy, a w ten sposób uderza w fundamenty państwa. „I teraz są takie między lutry i ewangeliki błędy, które nauczają, iż urzędnik, król albo starosta, w grzechu śmiertelnym będąc, urząd traci, i nikt go nie winien słuchać” – pisze Skarga.
Wspomina też arian, którzy głosili, że poza Chrystusem nie mają żadnego króla. „Wiara katolicka pilnie i często naucza, aby każdy Boga się bał, a króla czcił, jako Piotr ś. nauczał, aby każdy urzędom, królowi i sprawcom jego podlegał, aby się ich miecza bał, aby o nieposłuszeństwo ku nim sumienie miał”- odpowiada kaznodzieja.
Osobiste świadectwo
Kazania, które głosił Skarga, zawsze miały odzwierciedlenie w jego świątobliwym życiu. „Kaznodzieja, gdy sam źle żyje, mało kazaniem zbuduje” – mawiał o posłudze na ambonie. Przed wygłoszeniem każdego kazania prosił w modlitwie o Bożą pomoc i odprawiał pokutne biczowanie. Był także gorliwym czcicielem Matki Bożej. Jej czystość i Niepokalane Poczęcie uznawał za dogmat na długo przed jego ogłoszeniem.
Nienawiść, jaką wzbudzał swoją postawą wśród heretyków, najlepiej obrazuje napad, jakiego dokonał na nim jeden ze sług księcia Radziwiłła. Jak podają opracowania, sługa protestanta Radziwiłła „najechał go koniem i przyparł do muru, groził mu nagim mieczem i zasypał gradem przezwisk, a wreszcie wypoliczkował”. Po tym wydarzeniu o. Skarga wrócił do klasztoru i powiedział współbraciom, że cieszy się z tej doznanej zniewagi. „Bo ten policzek wymierzono mi dlatego, iżem jezuitą i katolicką wyznawam wiarę” – wyjaśniał powód swojej radości współbraciom. Gdy sam winowajca przyszedł prosić o przebaczenie, o. Skarga nie tylko przebaczył, ale powiedział, że mógłby mu za ten policzek podziękować, gdyby nie obraza Boga i publiczne zgorszenie, jakich ów się dopuścił.
Kościół i państwo
Kiedy zarzucano mu mieszanie się do polityki odpowiadał: „Rzecze kto, ksiądz się wdawa w politykę. Wdawa się i wdawać się winien, nie w rządy jej ale, aby jej grzechy nie gubiły i wykorzenione z niej były, a dusze ludzkie w niej nie ginęły”. Państwo porównywał Skarga do ludzkiego ciała, w którym wszystkie jego członki stanowią jeden organizm. Zwieńczeniem ciała i tym co góruje nad całością jest głowa, do której porównuje monarchę. „W ciele ludzkim są dwa przedniejsze członki, którymi się ciało ożywia i umacnia: serce i głowa[…] Religia i stan duchowny w ciele Rzeczpospolitej jest jako serce zakryte i wnętrzne, z którego żywot wieczny pochodzi; a stan królewski jest jako głowa, w której są do rządu członków oczy wszystkich, uszy i inne smysły powierzchne[…] Gdy wiara katolicka i duchowny stan naruszony jest, jako ranne serce, prędką śmierć Rzeczpospolitej przywodzi. Gdy też stan królewski słabieje i boleje, jako głowa chora, władza członów wszystkich gnije i boleje i królestwo upada” – pisze Skarga w szóstym kazaniu. Chwalił monarchię katolicką i panującą w niej hierarchię jako model nawiązujący do Królestwa Niebieskiego i hierarchicznego Kościoła. „Na Kościół nowego testamentu i na zakonodawcę jego patrzmy. Jeślić Chrystus w Kościele swoim monarhiją postawił, pewnie ta jest nalepsza. Bo tak mądry Bóg nasz, w domu swoim, który tak umiłował, nalazłby inny rządzenia obyczaj” argumentuje kaznodzieja króla. Tzw. reformacja jako przejaw egalitaryzmu była w tym wypadku jedną z chorób, które toczą organizm państwa, zaszczepiając w nim pogląd o powszechnej równości i odrzuceniu zasady hierarchii.
Cnota miłosierdzia
Nie zabrakło w życiu Skargi dzieł miłosierdzia, do których należą: Arcybractwo Miłosierdzia (celem było urabianie postawy miłosierdzia chrześcijańskiego wśród braci, modlitwa i czyn – cotygodniowa obowiązkowa jałmużna, oprócz tego dobrowolna, do Arcybractwa zapisał się również Zygmunt III Waza wraz z całym swoim dworem) i Skrzynka św. Mikołaja ufundowana przez Mikołaja Zebrzydowskiego, do niej wpłacało się pieniądze na posagi dla biednych a uczciwych dziewcząt.
Przed odejściem do wieczności
W ostatnich chwilach tak jak i przez całe życie ubolewał nad tym, że nie może swojej krwi przelać za Chrystusa. „Zastałeś mię, ojcze, przy tym słodkim czytaniu słów świętych, które mi cierpliwość zalecają. Wstydzę się ich, bom jeszcze nic nie ucierpiał dla Pana mego, gdyżem się grzechom nie sprzeciwił aż do krwi” zwracał się do odwiedzającego go prowincjała zakonu.
Od początku września 1612 roku nie mógł już odprawiać Mszy Św. a jedynie codziennie przyjmował Komunię Świętą. Na tydzień przed śmiercią wyspowiadał się z całego życia „dla zmniejszenia mąk czyśćcowych, a swego własnego zawstydzenia” jak sam powiedział. Po przyjęciu olei św. i Komunii Świętej, zasnął w Panu 27 września o godz. 4 po południu 1612 roku. Jakże aktualne są nadal nawoływania ks. Józefa Warszawskiego SJ: „Postawmy go na ołtarze nasze, uczyńmy go świętym sobie, a będziem mieli patrona i ojca, i opiekuna, jakiego nam potrzeba na dzień dzisiejszy”.
Sławomir Skiba
Tekst opublikowany w „Przymierzu z Maryją”, nr 6/2002 oraz w kwartalniku „Cywilizacja” numer 2/2002
Komentarzy 12 do “Ks. Piotr Skarga – Wielki obrońca Kościoła”
Sorry, the comment form is closed at this time.
polski.blog.ru said
UCZMY SIĘ NA BŁĘDACH
Warto podkreślić, iż ks. Skarga propagował ideę unii Kościoła katolickiego z Kościołem prawosławnym (był autorem dzieła „O jedności Kościoła Bożego pod jednym Pasterzem i o greckim od tej jedności odstąpieniu”, Wilno 1577) i jest uważany za współtwórcę Unii w Brześciu (1596), która – jak powiedział Jan Paweł II – „nie była wymierzona przeciwko nikomu”.
Stało się jednak tak, że Unia napotkała silny opór ze strony części prawosławnej ludności Rzeczypospolitej, a prawosławnych i ich prawo do własnego kościoła wzięła nawet wtedy w obronę katolicka szlachta polska (np. kaliska, krakowska i poznańska), o zagranicznych ośrodkach prawosławia już nie wspominając.
Doszło w końcu do tego, że jezuici popierali (choć mówi się, że ich rola była przy tym „podrzędna i wyłącznie religijna” – 1) awanturniczą politykę antyrosyjską, prowadzoną na początku XVII w. przez… protestanckich magnatów kresowych wbrew wyraźnie pokojowemu nastawieniu ogółu społeczeństwa szlacheckiego, które pragnęło porozumienia i współpracy z Carstwem Rosyjskim i prawosławiem.
Popieranie Łżedymitra Pierwszego, który był zbiegłym mnichem prawosławnym, a w Polsce uczniem szkoły protestanckiej w Hoszczy koło Równego (jedno z centrów polskiego arianizmu, arianie uważali Dymitra za swojego protektora) skończyło się trwałym konfliktem polsko-rosyjskim i katolicko-prawosławnym, a dla jezuitów zakazem działalności na terenie Rosji.
Ks. Piotr Skarga – niewątpliwie wielka postać swej epoki – był jednym z tych (obok np. Lwa Sapiehy), którzy stawiali wtedy na zjednoczenie Słowian pod jednym Świętym Krzyżem Chrystusowej Wiary.
Ten godny naśladowania pomysł wtedy się nie udał i może właśnie dlatego Rosjanie, Rusini i Polacy tak wiele od tamtej pory wycierpieli. Jak gdyby Pan Bóg im ciągle przypominał, że „zgoda buduje, a niezgoda rujnuje”.
Ksiądz Skarga umarł 27 września 1612 roku w Krakowie, a 7 listopada tegoż roku Polacy okupujący Kreml zmuszeni zostali do kapitulacji przez kniazia Pożarskiego. Spuszczone polskie sztandary oznaczały nie tylko militarną klęskę, lecz były także symbolem straconej przez Słowian-chrześcijan szansy na zjednoczenie.
Uczmy się, Polacy, na tym wielkim błędzie, którego przyczyną, jak pisze cytowany niżej ks. Zaleski, było (znane nam i dzisiaj) traktowanie prawosławnych braci-Słowian „z góry”.
* * *
KSIĄDZ STANISŁAW ZALESKI, JEZUICI W POLSCE, Kraków 1908.
ROZDZIAŁ IV.
Udział Jezuitów w Unii brzeskiej i sprawie Dymitra Samozwańca 1595—1606.
§. 14. Unia Rusi z Rzymem w Brześciu litewskim przygotowana
przez Jezuitów 1577—1596.
Pierwszy, który zwrócił uwagę na grecką schizmę 6-milionowego narodu Ruskiego i zajął się smutną dolą » Cerkwi ruskiej*, był znowu Skarga, w kazaniach swych wileńskich i w dziele »0 jedności Kościoła Bożego pod jednym pasterzem* 1577 r., które ^bogatsza Ruś wykupiła i popaliła*, więc wydał je powtórnie 1589 r. Polityczną doniosłość religijnej unii Rusi przedstawił Batoremu i Zamojskiemu legat Possevino, w Wilnie w maju 1582 r. Jezuita Herbest przez 22 lata »apostoł Rusi* misyami swemi i książką: » Wiary Kościoła rzymskiego wywody i greckiego niewolstwa historya* 1586 r.; Jezuici jarosławscy i lwowscy misyami swemi na Rusi, Pokuciu, Wołyniu, Podolu, Ukrainie, pozyskali Rzymowi kilka książęcych i kilkadziesiąt szlacheckich rodzin ruskich, prawda że nie zawsze z schizmy, bo częściej z kalwinizmu i aryanizmu, do którego »porzuciwszy starą grecką wiarę* przeszli. Był więc grunt pod unię przygotowany. Myślał o niej »8tary lis* ks. Konstanty Ostrogski, którego dumie pochlebiało być »reformatorem Cerkwi ruskiej*, naturalnie według swej głowy, żądał np. »naprawy zwłaszcza k o ł o sakramentów i innj^ch wymysłów ludzkich*; znosił się w tej sprawie z ruskimi władykami, z nuncyuszem Bolonetti i z Possewinem 1583 i 1584 r. Nie on jednak, ale kasztelan niegdyś brzeski, władykał A^odzimirski Hipacy Pociej i Terlecki władyka łucki, obydwaj .przez biskupa łuckiego Maciejowskiego pozyskani, dali początek i poprowadzili dzieło unii do końca. Dopomógł im Skarga, bo wyjednał u króla przyspieszenie tej sprawy i 600 złp. na podróż rzymską z obedyencyą do Klemensa VIII.
Na synodzie brzeskim od 6-10 pażdz. 1596 r., Skarga był jego sekretarzem i pisarzem, Jezuici: Laterna, Nahaj i Rab, teologami; ale do dysputy z dysunitami nie przyszło, bo ci z legatem patryarchy carogrodzkiego Niceforem i kciem Ostrogskim na czele, urządzili osobny soborczyk w Brześciu, i na synod się nie zjaAvili. Wiadomo, że \vładjx3 , przemyski Kopestyński i lwowski Bałaban, lubo akt unii podpisali, pozostali jednak w schizmie, która pod osłoną najprzód kcia Ostrogskiego, potem kozaków, intrygą emisaryuszów carogrodzkich patryarchów, zuchwalstwem i uporem bractw stauropigialnych podsycana i zasilana, rozdzieliła Ruś na dwoje, i dopiero S3’nodem zamojskim 1720 r. zniesioną została.
Jak walną usługę oddali Jezuici unii, reformą jedynego ruskiego zakonu Bazylianów, każdy łatwo pojmie. Z unią, z »rzymską wiarą«, przyjmowała Ruś szlachecka i inteligentniejsza, a nawet Bazylianie, także »obrządek rz^^mski*, latynizowała się i polszczała. Dlaczego? Bo łaciński obrządek był panujący w Polsce, miał episkopat, zasiadający w senacie, miał liczny i wykształcony kler świecki i zakonny i bogatą literaturę religijną, czego ruska Cerkiew nie miała. Jezuici też, którym nie o narodowość ruską czy polską, ale o zbawienie dusz Judzkich chodziło, przekonani byli, że wobec nieuctwa ruskiego kleru, (Bazylianie zrazu nieliczni, dopiero w połowie XVII wieku zaczęli rozwijać swą działalność), wobec braku katolickich ksiąg ruskich, łatwiej się zbawić w rzymskim obrządku, jak w ruskim i to przekonanie swoje oznajmili Rzymowi.
Nie ulega wątpliwości, że głównym powodem nieprzyjęcia unii przez władyków przemyskiego i lwowskieg’o 1596 r., równie jak słabego, zbyt powolnego rozwoju unii a przechodzenia na latynizm, była ta okoliczność, że wbrew paktom unii, 1595 r. spisanym, odmówiono biskupom ruskim senatorskiej godności, i niedopuszczono nawet samemu metropolicie zasiąść „W senacie, chociaż dopominał się o to Klemens VIII na 4 zawody u króla i jego ministrów. Stało się to głównie winą oporu łacińskiego episkopatu, który z wyjątkiem Maciejowskiego, Sollkowskiego i kard. Radziwiłła, niedowierzał unii, traktował z góry ruskich swych kolegów, jakoby niższych od siebie, bo skromniej uposażonych.
Jezuici, a nawet Skarga, zachowali w drażliwej tej ale doniosłej sprawie neutralność. Dlaczego? Przypuszczam, że równie jak król, nie chcieli sprzeciwić się potężnemu episkopatowi łacińskiemu.
http://www.archive.org/stream/jezuiciwpolsce00zaes/jezuiciwpolsce00zaes_djvu.txt
polski.blog.ru said
KSIĄDZ STANISŁAW ZALESKI, JEZUICI W POLSCE, Kraków 1908.
ROZDZIAŁ IV.
§. 15. Dymitr Samozwaniec i Jezuici. 1604—1608.
Głośnym na całą Europę wypadkiem, było zjawienie się w Polsce Dymitra Samozwańca, cara Moskwy, Powszechnie przj^pisywano autorstwo jego Jezuitom — oni zaś podrzędną i to czysto religijną odegrali w nim rolę.
Kto był Dymitr Samozwaniec? do dziś nie wiadomo, ani jaką drogą dostał się do Brahina na dwór księcia Adama W^iśniowieckiego 1608 r. To pewna, że książę Adam uznał go za prawdziwego Dymitra, syna Iwana Groźnego, i polecił go bratu swemu stryjecznemu Konstantemu Wiśniowieckiemu, wojewodzie kijowskiemu, ten zaś wysłał go na dwór swego teścia Jerzego Mniszcha, wdy sandomirskiego. Tu poznawszy Marynę, zakochał się Dymitr, prosił i otrzymał jej rękę. W październiku 1603 r. Mniszecłi i Wiśniowiecki powiadomili o zjawieniu się Dymitra króla, nuncyusz zaś Rangoni papieża Klemensa YIII.
W marcu 1604 r. na życzenie króla, Wiśniowiecki przywozi Dymitra do Krakowa, umieszcza go w kamienicy Mniszcha, który na cześć mniemanego carewicza wydaje wielki obiad.
Zdania rady senatu były podzielone. Kanclerz w. l. Lew Sapieha, prymas Tarnowski, bisk. krak. Maciejowski, wda Zebrzydowski, głosowali za podjęciem sprawy Dymitra, w nadziei skojarzenia unii i wieczystego sojuszu Polski z Moskwą. Król przychylił się do tego zdania, d. 15 marca przyjął na publicznem posłuchaniu Dymitra, dał wymijającą ale łaskawą odprawę, a nie mogąc bez sejmu wmieszać siebie i rzpltą w jego sprawę, pozwolił, aby ją podjęli panowie polscy na własną rękę, pod przewodnictwem Jerzego Mniszcha. Wnet potem, 19 marca, Dymitr miał posłuchanie u nuncyusza; dzięki agitacyi Mniszcha, stał się osobą głośną, senatorowie i prałaci składali mu wizj^ty.
Złożył mu ją 18 marca także prepozyt domu św. Barbary, Kasper Sawicki — i tu dopiero rozpoczyna się czysto religijna rola Jezuitów. Skarga, Sawicki, Grodzicki i Barcz, mieli w pierwszej połowie kwietnia 1604 r. cztery konferencj^e z Dymitrem, nie o polityce, ale o pochodzeniu Św. Ducha, o komunii pod jedną postacią, o prymacie, czyścu, odpustach. Rezultat konferencyi był ten, że d. 17 kwietnia Dymitr przybrany w kapicę arcybractwa Miłosierdzia, wprowadzony przez Zebrzydowskiego do domu Św. Barbary do celi O. Sawickiego, odprawił przed nim spowiedź z całego życia i złożył wyznanie katolickiej wiary, komunię zaś św. i bierzmowanie przyjął 24 kwietnia w kaplicy nuncyatury z rąk nuncyusza. Nazajutrz, pożegnawszy króla, opuścił Kraków, aby się udać do Sambora na dwór Mniszcha, gdzie 25 maja i 12 czerwca spisano intercyzę ślubną Maryny z Dymitrem, zbierano wojska, a było tego wojska oprócz Kozaków, 700 Polaków dobrej szlachty.
Przy tych to polskich chorągwiach, kapelanami byli od czerwca 1604 r. dwaj młodzi Jezuici: Jędrzej Lawicki i Mikołaj Cyrowski, z rozkazu prowincyała, a na prośbę Dymitra. Wyprawa jego wojenna równała się pochodowi tryumfalnemu. Zimowano w Putywlu aż do 15 maja 1605 r.
Kapelani, oprócz duchownych zajęć i usług, zaczęli 20 kwietnia dawać Dymitrowi, na usilne jego prośby, lekcye retoryki i filozofii, i to Avobec trzech bojarów moskiewskich jako świadków; ale już 24 kwiet. zaniechali tego, bo gruchnęło w mieście i obozie, że Dymitr wchodzi z Jezuitami w konszachty polityczne.
Dnia 30 czerwca 1605 r., Dymitr z swymi Polakami i kapelanami już wszedł tryumfalnie do Moskwy i rozsiadł się w Kremlinie, w którym niedawno przedtem umarł na paraliż czy też otruty, car Borys Godunow, zamordowani car Fiedor i matka jego. To może teraz zawezwie Dymitr Jezuitów do politycznej roli? Krótkie były jego rządy, trwały tylko 11 miesięcy ; w tym czasie, dopiero 13 i 14 grudnia 1605 r. prosił ich na rozmowę. W jakim celu? Oto w listopadzie 1605 r. wyprawił sekretarza swego Buczyńskiego, kalwina czy nawet aryanina, do nuncyusza w Polsce, aby przezeń uzyskał u Pawła V tytuł imperatońs, cesarza z bożej łaski, i dyspenzę dla cafowej Maryny, przejścia na obrządek i wiarę wscłiodnią, a rozumiejąc, że jedno i drugie napotka na poważne trudności u Stolicy Św., chciał sobie ją zjednać poselstwem Jezuity, oznajmując o swem wstąpieniu na tron carski i obiecując wielką wojnę turecką w lidze z cesarzem i Polska, byleby mu papież do ligi dopomógł.
Stanęło na tern, że O. Lawicki sprawi poselstwo, a O. Cyrowski pozostanie jako kapelan Polaków i katolików w Moskwie. Jakoż w popim stroju, bo tali się ubierali Jezuici w Moskwie, wyruszył O. Lawicki w drogę, dnia 4 lutego już miał posłuchanie u króla Zygmunta III w Krakowie, nazajutrz podążył z O. Stan. Kryskim do Rzymu, a 11 kwiet. opuścił Rzym z powrotem do Moskwy.
Paweł V gotów był nadać Dymitrowi tytuł imperatora, bo przez nuncyusza Rangoni pytał, cz}’ to nie będzie z urazą Zygmunta. Do Dymitra też wyprawił jeszcze przed przybyciem O. Lawickiego do Rzymu, legata, hrabiego Rangoni, bratanka polskiego nuncyusza, który miał uroczyste posłuchanie u cara 16 lutego 1606; chciał jednak, aby Dymitr zasłużył na tę łaskę, i żądał w instrukcyi danej 10 kwietnia O. Lawickiemu, aby Dymitr, nie czekając dojścia ligi, wydał wojnę Turkom, równocześnie zaś wyprawił posłów swoich do cesarza i polskiego króla o pomoc i posiłki, a nuncyusze poprą gorąco te starania.
Zanim z tą odpowiedzią poseł carski Lawicki zdołał powrócić do Moskwy, zaszły tam ważne wypadki.
Dymitra położenie w Mosliwie było istotnie trudne. Wjstąpił, nie jako car srogi, okrutny, opierający panowanie na Cerkwi wschodniej, na niewoli i ciemnocie narodu, ale jako imperator, monarcha ludzki, łaskawy, pragnący reformy Moskwy w duchu cywilizacyi zachodniej, zwolennik Rzymu, przyjaciel Polski — i rzecz jasna, został przez swoich niezrozumiany, co gorsza, wzgardzony i znieważony. Trzech braci kniaziów Szujsl\;ieh, stanęło na czele malkontentów i już w listopadzie 1605 r. detronizacya i śmierć Dymitra była rzeczą postanowioną, czekano tylko na przyjazd Maryny, aby drogie prezenta od Dymitra ze skarbca carskiego dane, nazad przywiozła.
Jakoż przywiozła 12 maja 1606 r. po 4-miesięcznej podróŻ3^ Towarzyszyli jej 4 księża Bernardyni Samborscy, jako spowiednic}’^ i kapelani, a 5-ty O. Kasper Sawicki, jako kapelan jej orszaku, w rzeczy zaś samej jako ochmistrz i opiekun młodej carowej, dany jej z ramienia nuncyusza. Dymitr zajęty przj^jazdem ukochanej Maryny, jej koronacyą 18 maja i festynami, nie myślał o Jezuitach, dopiero 25 maja, na prośbę carowej, dał całogodzinne posłuchanie O. Sawickiemu. Po przyjęciu z rąk jego upominków od papieża i jenerała zakonu, Dymitr rozmawiał wiele o sprowadzeniu prowincyała i Jezuitów, oraz ich studentów z Litwy, w celu założenia kolegium i otwarcia szkół w Moskwie i innych miastach; przechwalał się, że ma sto tysięczną armię gotową do boju, ale nie wie jeszcze, przeciw komu ją wyprawi; tu skarżył się na Zygmunta, który mu tytułu imperatora odmawia; wkońcu objawił życzenie, aby Sawicki pozostał w mieście i miał każdej chwili wstęp wolny do niego.
W dwa dni potem, 27 maja, Dymitr »zginął od spiskowych*, a z nim 400 Polaków. Marynę i jej frauencymer shańbiwszy, wtrącono do monasteru w Moskwie, potem wraz z ojcem jej Jerzym Mniszchem, który zatarasowawszy się w swem mieszkaniu, bronił do upadłego, deportowano do Jarosławia. Puszczona wolno 1608 r., dala się Maryna zabrać w niewolę Dymitrowi II, i uznała go jak wiadomo, za swego małżonka.
Cóż się stało z Jezuitami? O. Cyrowski nazajutrz po katastrofie, przeniósł się do żołnierzy połskicłi, trzymanycli pod strażą, aby im nieść pomoc ducłiowną, i razem z nimi za ukazem cara Wasyla Szujskiego, puszczony wolno, wrócił do Polski. O. Sawicki z dwoma braćmi zakonnymi uwięziony, trzymany był razem z polskimi posłami. Oleśnickim i Gosiewskim, i 300 Polakami w jednym budynku i służył im jako kapelan więzienny, dopiero po zawarciu czteroletniego rozejmu przez nowych polskich posłów Sokolnickiego i Witowskiego 27 lipca 1608 r., odzyskał wolność, 2 sierpnia pod eskortą 500 jazdy, razem z innymi wyruszył ku granicom Litwy, i 30 sierpnia w Wieliżu, pierwszym zamku polskim, odśpiewał dziękcz3’nne Te Deitm.
Oto rola Jezuitów w sprawie Dymitra; podrzędna i wyłącznie religijna, bo nawet legacya rzymska O. Lawickiego, której nie dokończył – bawił jeszcze w Krakowie, gdy Dymitra zabito – nosi wyraźną cechę ogólno-chrześcijańską, religijną. Sprawom zaś dwóch innych Dymitrów, II i III, Jezuici pozostali całkiem obcymi.
http://www.archive.org/stream/jezuiciwpolsce00zaes/jezuiciwpolsce00zaes_djvu.txt
Kazek said
Słyszałem, że proces beatyfikacyjny rozpoczęty został już dawno ale podczas ekshumacji stwierdzono ,że ks. Skarga został pochowany żywcem i na tym proces sie zakończył. Mówił o tym ks. Stehlin z bractwa św. Piusa X.
Marucha said
Re 3:
Też o tym słyszałem. Proces przerwano podobno z obawy, iż osoba omyłkowo pogrzebana żywcem może po obudzeniu w grobie złorzeczyć Bogu.
Może.
I to wystarczyło.
aga said
Modlitwa za Ojczyznę ks. Piotra Skargi
Boże, Rządco i Panie narodów,
z ręki i karności Twojej racz nas nie wypuszczać,
a za przyczyną Najświętszej Panny, Królowej naszej,
błogosław Ojczyźnie naszej, by Tobie zawsze wierna,
chwałę przynosiła Imieniowi Twemu
a syny swe wiodła ku szczęśliwości.
Wszechmogący wieczny Boże,
spuść nam szeroką i głęboką miłość ku braciom
i najmilszej Matce, Ojczyźnie naszej,
byśmy jej i ludowi Twemu,
swoich pożytków zapomniawszy,
mogli służyć uczciwie.
Ześlij Ducha Świętego na sługi Twoje,
rządy kraju naszego sprawujące,
by wedle woli Twojej ludem sobie powierzonym
mądrze i sprawiedliwie zdołali kierować.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen
aga said
Ksiądz Piotr Skarga
Już podczas wojny trzydziestoletniej zaczęła się pogarszać ta niedola chłopska także w Polsce. Przedtem jeszcze spostrzegł to pierwszy ksiądz Piotr Skarga Powęski, sławny pisarz kościelny i kaznodzieja nadworny króla Zygmunta III-go. On to w swoich kazaniach sejmowych, które wygłaszał do posłów zebranych na sejm, przepowiadał upadek państwa polskiego, jeżeli Polska nie poprawi rządu, t. j. jeżeli nie nada królowi większej władzy, a wolności szlacheckiej jeżeli nie rozdzieli równo między szlachtę i lud.19) Niejeden sobie myślał, słuchając wówczas tych kazań: czemuż Polska ma upadać, skoro inne państwa robią o dużo gorzej, a przecież wzrastają? Dzisiaj, kiedy po blizko już trzystu latach czytamy te przepowiednie świątobliwego kapłana, dziwmy się też nie mało, że one się spełniły, bo wiemy już dzisiaj dokładnie, że w Polsce było potem źle, ale w innych krajach jeszcze dziesięć razy gorzej! Widać Bóg powołał Polskę do togo, żeby była przykładem dla innych narodów, a odkąd przestała być lepszą od innych, odjął od niej swą opiekę. Zostawił w tryumfie naszych nieprzyjaciół, którzy byli stokrotnie gorsi od nas; widać z tego, że od nas więcej wymaga i przez ciężką wiedzie szkołę, żebyśmy się zahartowali na lepszych. Polak musi być lepszy od innych, inaczej minie się z błogosławieństwem bożem. Taka wola Boga, takie zaszczytne przeznaczenie naszego narodu. Zrozumiał tę misyę narodu polskiego ksiądz Skarga i dlatego przepowiadał upadek za rzeczy, za które żaden inny naród niepodległości wcale nie tracił.
Ksiądz Skarga zawołał głośno: „Upadamy!” – w czasach, kiedy państwo polskie było największem w Europie, kiedy Batory rozgromił Moskwę, kiedy wkrótce potem carowie byli jeńcami w Warszawie, gdy Turek, groźny wszystkim innym, musiał się cofnąć przed polską potęgą. Były to czasy największego politycznego rozkwitu Polski, czasy największej potęgi państwowej w Polsce, która była wielkiem mocarstwem opartem dumnie o dwa morza. Jakżeż takie czasy nazywać – początkiem upadku? Niemiec wołałby na naszem miejscu, że to czasy złote, bo wszystko się darzyło: Tatarzy, Turcy, Moskale, Wołosza, Szwedzi, wszyscy pobici, zwyciężeni, a sława polskiego wojska rozbrzmiewała po całym świecie! Zapewne te tryumfy wystarczyłyby Niemcowi, ale Polak szuka w historyi czegoś więcej. Nauczył nas ksiądz Skarga, żeby od siebie wymagać więcej, niż od innych narodów, żeby naszą historyę mierzyć droższą, surowszą miarą. Historykom innych narodów wystarcza ciągle jeszcze miara – szczęścia i powodzenia, ale my mierzymy sobie historye na – zasługi. Otóż w czasach trzydziestoletniej wojny dużo, bardzo dużo było w Polsce powodzenia, więcej nawet, niż przedtem, ale już mniej zasługi. I dlatego to powiadamy, że Polska zaczynała upadać. Ten sąd własny nad sobą samymi pozostanie oczywiście zawsze niezrozumiały dla tych, którzy nigdy w historyi o żadne zasługi nie dbali i dziś jeszcze dbać nie chcą.
Pokonanie Moskwy było szczęściem wielkiem, ale skoro nie skorzystano z tego szczęścia tak, żeby dalej na wschód przeszczepić katolicką cywilizacyę, zwycięstwo to nie stało się zasługą. Podobnież zwycięstwa nad Turkiem powinny były porwać naród na nowo do myśli wypędzenia Turków z Europy; nie stało się to i one tedy nie stały się zasługą. Była jeszcze w narodzie wielka siła i potęga, ale opuszczała go już idea. Ciężka też za to plaga nawiedziła Polskę. W roku 1648, kiedy w Niemczech zawarto pokój westfalski, zaczynają się ciężkie wojny w Polsce, a choć nie można ich ani nawet porównywać z trzydziestoletnią wojną, sprowadziły jednak na kraj wielkie klęski.
http://biblio.ojczyzna.pl/HTML/KONECZNY-Dzieje-Slazka-8.htm
Piotrx said
Re 1,2:
Ciekawe podejscie – w innym wątku autor wpisu zarzucał mi że cytuję książkę mająca 50 lat, a sam cytuje tutaj książkę mająca ponad 100 lat – czyżby różne miary brał do siebie i do innych osób ?
„Ks. Piotr Skarga – niewątpliwie wielka postać swej epoki – był jednym z tych (obok np. Lwa Sapiehy), którzy stawiali wtedy na zjednoczenie Słowian pod jednym Świętym Krzyżem Chrystusowej Wiary.”
Ani jednen ani drugi nie myślał wtedy o jakimś „zjednoczeniu Slowian” .
Pierwszemu leżał na sercu powrót schizmatyków do wiary katolickiej a drugiemu (Lew Sapieha) jego własne interesy rodowe.
„….Tem niemniej Lew Sapieha nie był biernym widzem. Owszem zdaje się, że role tak były rozdzielone, że kanclerz litewski przebywając przy królu obrabiał tego samego, podczas gdy Gosiewski pozostając nad granicą smoleńską przesyłał listy z wieściami takiemi, że one ułatwiały pracę Sapiehy i pozwalały tern silniej dąć w surmy bojowe”
Pisałem o tym wiecej w tym wątku:
.https://marucha.wordpress.com/2011/09/26/swiatowy-syjonizm-i-zniszczenie-bulgarii-oredzie-bulgara-do-narodu-rosyjskiego/
„Uczmy się, Polacy, na tym wielkim błędzie, którego przyczyną, jak pisze cytowany niżej ks. Zaleski, było (znane nam i dzisiaj) traktowanie prawosławnych braci-Słowian „z góry”.?
Jak zwykle dostrzega się tylko zło po stronie katolików a o złym postępowaniu prawosławnych ani słowa – dziwna a może zamierzona wybiórczość – tak zresztą jak w innych wpisach.
Dla równowagi tym razem trochę przykładow o traktowaniu katolików przez prawosławnych „z góry” i to zanim powstali Jezuici
” Grunt pod ten podział przygotował kler kościoła wschodniego (greckiego), bowiem akcję przeciwko „łacinnikom” prowadzili w Kijowie duchowni, głównie greckiego pochodzenia i to często na najwyższych stanowiskach. Mnich Teodozy w swoim utworze „Słowo o wierze chrześcijańskiej i łacińskiej” stwierdza, że ta ostatnia jest gorsza od żydowskiej, że trzeba się wystrzegać wszelkich kontaktów z łacinnikami, a gdyby nawet dało im się w potrzebie jeść lub pić z własnego naczynia, to należy je potem wymyć i modlitwą oczyścić. Metropolita kijowski Jan II potępiał w 1080 r. tych Rurykowiczów, którzy wydawali swoje córki za władców zachodnich, zaś Metropolita Nikifor (1104-1121) pouczał księcia Włodzimierza Monomacha jak wielkim przewinieniem jest utrzymywanie stosunków z łacinnikami. Metropolita ów skierował specjalne pismo do księcia wołyńskiego Jarosława, „ponieważ książę sąsiaduje z ziemią lacką, a ci, co na niej żyją, przyjęli naukę łacińską i odstąpili od Apostolskiej Cerkwi.” Arcybiskup nowogrodzki Nifont (1129-1156) dokładnie nauczał wiernych jak mają postępować wobec „łacinnika”, gdyby ten chciał stać się wyznawcą Kościoła wschodniego. Przepisany przez arcybiskupa ceremoniał wskazuje, że uważano go za nowochrzczeńca. Książę nowogrodzki Włodzimierz został wypędzony przez mieszkańców Pskowa, ponieważ wydał swą córkę za katolika, zaś Kronika pskowska nieustannie operuje takimi epitetami jak „pogańscy łacinnicy”. a w Kijowie wyobrażano sobie diabła w postaci Polaka (Pateryk kijowsko-pieczerski)” (H.Paszkiewicz „Początki Rusi”)
I nieco o wywrotowej działalności patriarchatu prawosławnego
„Prawosławny patriarchat carogrodzki pozostawał od samego początku, zaraz od roku 1453, w zażyłej przyjaźni z sułtanem – wdzięczny Turkom właśnie za wybawienie od unii florenckiej. „Raczej turban, niż tiarę”! – wołano w Konstantynopolu i hasłu temu hołdowano zawsze, nie cofając się przed żadną konsekwencją. Rządy sułtańskie prześladowały tylko katolików, prawosławie cieszyło się zupełną swobodą i autonomią taką, iż tworzyło państwo w państwie. Stanął też sojusz polityczny Fanaru z kalifem przeciwko wspólnemu niebezpieczeństwu łacińskiej, papieskiej krucjaty. Obawa wspólna przed ligą antyturecką łączyła też Fanar i kalifat przeciwko Polsce. Wysłannicy carogrodzcy jeżdżą coraz częściej do Moskwy. Tam starano się jeszcze od czasów Iwana III o jak najlepszą przyjaźń z sułtanami. Fanar stawał się coraz bardziej turecką agencją polityczną na świat prawosławny …..
(…)
Teraz tedy poczęto wysyłać z Konstantynopola agitatorów, mających unię uczynić niemożebną. Głównym agentem był Cyryl Lukaris, dawny rektor ostrogskiej, mający główną kwaterę w Ostrogu i wielce popierany przez Konstantego Ostrogskiego. Lukaris i jemu podobni upatrywali interes prawosławia przede wszystkim w rozwoju moskiewskiej potęgi, toteż każdy taki agent, nasłany od patriarchatu w porozumieniu z rządem tureckim, stawał się zarazem moskiewskim agentem. Tak zbierały się z wolna okoliczności, mające dopuścić Moskwę do daleko sięgającej ingerencji w sprawy i dzieje Polski…….
(…)
Ale opozycja w Moskwie rośnie, autentyczność cara coraz bardziej podejrzana, bo jakżeżby prawy car mógł tak dalece lekceważyć swój majestat, żeby jadać z posłami zagranicznymi przy jednym stole! Pamiętajmy, że w Moskwie klękało się przed carem, padało się następnie na ziemię i dosłownie „biło czołem”, podpełzając pod tron na czworakach. Na uczcie koronacyjnej jadło się palcami, kości rzucając pod stół. Europejskość wprowadzanego nowego obyczaju stanowiła rodzaj herezji. I z takimi ludźmi zawierać unię?! nikt z nich nie wiedział, co to jest! Nie pomogła ani następna elekcja królewicza Władysława carem. Dwie wielce różne cywilizacje miały zmierzać ku wspólnemu celowi… w wyobraźni panów polskich: chrześcijańsko- klasyczna i turańska, kultura polsko-łacińska i turańsko-słowiańska, tj. moskiewska. Chodziło o syntezę Zachodu i Wschodu. Dobierano się do tego poprzez unię cerkiewną i polityczną. Stara – to sprawa, starożytna, bo datująca się jeszcze z czasów rzymskich. Roma próbowała tego i na tym się potknęła; bogowie syryjscy zniszczyli imperium rzymskie! A tymczasem unia brzeska sprawiła, że hierarchia prawosławna poczęła się zajmować Kozakami Cyryl Lukaris został patriarchą carogrodzkim i ustanowił na Rusi tajną hierarchię dyzunicką w roku 1620, wysławszy w tym celu na ziemie ruskie Rzpolitej patriarchę jerozolimskiego Teofana. Fanar zwrócił szczególną uwagę na Zaporożców, bo ci, jako wojsko stałe na stepach pomiędzy rubieżami Polski a Tatarami krymskimi i Morzem Czarnym, stanowili ważny obiekt polityczno-wojenny dla… Wysokiej Porty. Nowsze badania wykazały jako geneza wojen kozackich w Carogrodzie! ……….
W dalszym ciągu dążeń do unii politycznej z Moskwą (na wzór, mniemano, litewskiej unii) jeździł w roku 1600 do Moskwy Lew Sapieha z projektem ścisłego związku prawnopaństwowego. Godunow projekt odrzucił, a Sapieha natenczas zostawił w Moskwie przywiezionego z sobą samozwańca, hodowanego od dawna przez grono opozycyjnych bojarów na dworach wielmożów Rusi południowej.
(F.Koneczny „Polska między Wschodem a Zachodem”
Piotrx said
I jeszcze o niektórych ofiarach „dialogu międzyreligijnego”
można wspomnieć choćby takie postacie jak św. Andrzej Bobola, św. Jozafata Kuncewicza oraz męczenników unickich z Podlasia:
Feliks Koneczny- Fragment książki „Święci w dziejach narodu polskiego” – Miejsce Piastowe 1937
Cios zadany przez rząd rosyjski unii kościelnej stanowił obok upadku powstania listopadowego drugi wstrząs duszy polskiej, bo dla wielu przyczyn uważaliśmy sprawa unii za nasza polską sprawę narodową nie mniej, jak za kościelną ogólno-katolicką. Ponieważ tym razem obszerniej będzie mowa o sprawach unickich, a niejedno byłoby niezrozumiale bez wiadomości, czym się unia różni od prawosławia, pomimo podobieństwa obrządku, trzeba najpierw zwrócić uwagę na te stronę przedmiotu. Jak wiemy z poprzednich rozdziałów, unia brzeska potrzebowała półtora stulecia, zanim przyjęła siew całym państwie polskim. Szerzyła się zwolna. lecz stale, a bez żadnego przymusu ze strony rządów polskich. Społeczeństwo zaś polskie wdało się w tę sprawę o tyle, że bardzo wiele polskiej młodzieży duchownej przechodziło na obrządek słowiański, ażeby unia nie upadla dla braku powołań kapłańskich pośród Rusinów. Nie mając wyboru, przyjmowano do seminariów alumnów ruskich o bardzo a bardzo niskim poziomie umysłowym i nie chcących się uczyć. Co wśród duchowieństwa parafialnego unickiego było lepiej wychowanego, inteligentniejszego i ciekawszego do książki, to wszystko byli Polacy z drobnej szlachty. podobnież było u Bazylianów. O tyle można powiedzieć, że unią nie tylko kierowali Polacy, ale też Polacy ją podtrzymywali i utrzymywali, chociaż znajdowali siew mniejszości. Różne eparchie prawosławne w różnych czasach przechodziły na unię i nie w jednakowy sposób przyswajały sobie zwyczaje Kościoła katolickiego (zwłaszcza w tzw. nabożeństwach dodatkowych, których w prawosławiu całkiem nie ma). Uporządkowało się to wszystko i wyrównało na synodzie zamojskim za Augusta II Sasa. Odtąd w państwie polskim schyzmy całkiem nie było. Kościół unicki obrządku słowiańskiego rządził się w Polsce sam, według prawa kościelnego czyli kanonicznego, tak samo, jak Kościół obrządku łacińskiego, gdy tymczasem prawosławie poddawało się zawsze władzy świeckiej. W Rosji spadla Cerkiew do roli narzędzia władz państwowych. Głową prawosławia był od dawien dawna car. Za panowania Piotra, zwanego Wielkim (1696 — 1725) nastąpiło nowe urządzenie Cerkwi według niemieckich wzorów protestanckich. Wtenczas dopiero zaprowadzono dla popów schyzmatyckich przymus abecadła. Naczelną zaś administracje Cerkwi powierzył car Piotr gronu nazwanemu “Synodem”, bo tak zwały się w Niemczech władze protestanckie. Moskiewskiemu synodowi dodano tytuł “świątobliwego”. Był to urząd zależny zupełnie od cara, a złożony nie tylko z duchownych, lecz również z osób świeckich, według nominacji carskiej. Działo się to w r, 1721, a odtąd zależność Cerkwi od każdego carskiego skinienia powiększała się z czasem coraz bardziej. Następowały potem caryce, i one także były głową Cerkwi w Rosji.
(…)
A teraz przenieśmy się myślą z Syberii do Polski, mianowicie do dwóch prowincyj pośrednich pomiędzy Polską zachodnią a wschodnią, na Podlasie i do Chełmszczyzny. Należały te krainy do Kongresówki i dlatego tylko utrzymały się tam resztki unii. Obecnie rząd przestał respektować te granice i zaczął postępować wobec unitów zupełnie tak samo, jak przedtem w Krajach Zabranych. Właśnie w roku 1863 został Siemaszko mianowany członkiem najwyższego (“najświętszego”) synodu. Biskup unicki podlaski Szymański i chełmski Kaliński, obydwaj Polacy, zostali wywiezieni w r. 1866 w głąb Rosji. Kiedy ks. biskup Kalinski zmarł we Wiatce tego samego Jeszcze roku, rząd szukał na jego miejsce stosownego dla siebie odstępcy. Sprowadził z Galicji wschodniej, z unickiej metropolii lwowskiej Rusina, Kuziemskiego, unickiego katechetę gimnazjalnego. Towarzyszył mu na prawosławną apostołkę kolega jego Popeł (po polsku zwany Popielem) i grono innych, ciągle się powiększające, bo rząd carski sprowadzał ich coraz więcej, nie mogąc znaleźć odstępców na miejscu. Cóż za gorliwość schizmatycka wśród duchowieństwa galicyjskich eparchij?! jeden z nich, Bobrjański, również katecheta, zapewniał wręcz o “silnym duchu prawosławnym między naszymi”.
Żyjącym na wygnaniu męczennikom poprzedniego prześladowania pogorszył się los po r. 1863. Np. marszałka Mężeńskiego wystano w głąb Rosji za udział w powstaniu i majątek Jego skonfiskowano; nie mógł tedy ks. Micewicz korzystać z jego gościny, lecz musiał od r. 1867 szukać sobie mieszkania. Siedział przez 19 lat w Szumsku w “pokątne”, tj. nie mając osobnej izby, tylko kąt w izbie wspólnej. Bardzo mu dokuczał pop tamtejszy, a tak chciwy, ze odebrał biednemu unicie nawet skórę na obuwie i kazał z niej uszyć buty dla siebie. A wśród urzędników rosyjskich był i taki, który “policzkując, fizycznie apostołował”.
Jeszcze gorsze stosunki nastały na Podlasiu i Chełmszczyźnie, bo tam cały lud bronił katolicyzmu i to aż do męczeństwa. Jak poprzednim razem ks. Micewicz odsłaniał nam położenie swymi pamiętnikami, podobnież do tych czasów użyć możemy pamiętników ks. Sieniewicza, proboszcza unickiego w Sworach pod Białą Podlaską, który miał sposobność patrzeć na same początki robót prawosławnych. Ciekawa jest jego notatka zaraz na początku, jako ks. biskup Kalinski zmarł na wygnaniu śmiercią naglą, po wypiciu szklanki herbaty. Widział “ingres” Kuziemskiego do katedry w Chełmie. Kanonicy powitali go w katedrze chełmskiej po polsku; lecz kazanie wygłosił po rosyjsku ów ks. Popeł, Rusin. i już żądało się od księży, żeby kazania wygłaszali po rosyjsku. Kazano im też w pewnych ustępach mszy św. śpiewać od ołtarza według mszału prawosławnego. Wkrótce kazali wygłaszać wszelkie nauki religijne po rosyjsku, a rugowano z cerkwi polskie śpiewy. Bractwa cerkiewne oświadczały, że nie chcą nauk po rosyjsku, a ks. Sieniewicz pisał do władzy w te słowa: “Jeżeliby ks. biskup miał sumienie mi wskazywać, Jakim językiem mam mówić, musiałby powiedzieć, że polskim; tym bowiem myślę i władam i w tym języku pobierałem wszystkie nauki. Prawda, że Ojcu św, nie zależy, jakim językiem mają mówić ludzie do jego owczarni należący, ale my sami, trwający we wierze, w której on nam przoduje, rozmawialiśmy z ludem, głosząc mu w polskim języku kazania, a lud je rozumiejąc korzył się przed majestatem Pana”.
Po pewnym czasie wezwał ks. Sieniewicza gubernator siedlecki Gromeka przed siebie. Ta audiencja odbywała się burzliwie, bo gubernator zachowywał się zupełnie według- cywilizacji turańskiej i o mało co nie było prostej bójki. Doprowadził do tego, ze kapłan prosił, żeby go od razu zakuć w kajdany i odwieźć do cytadeli warszawskiej. “Tam wolę się tłumaczyć prostemu żołnierzowi, aniżeli tu znajdować się”. Dopiero na te słowa uspokoił się rosyjski gubernator. Z rozmowy zaś długiej i pełnej połajanek warto przytoczyć następujący ustęp: Gubernator zapytuje: “Czy nie wstydzicie się, że w Galicji wszyscy księża wasi mówią w ruskim języku?” —“Tak nie jest. Familie Kurytowiczów i Sarnickich przemawiają do ludu po polsku. Galicję znam, gdyż przez Galicję powróciłem do kraju”. Gromeka: “Ja mam wypisanych z Galicji 50 księży i któryś z nich zastąpi Was tu”. “Tak jest, bez wątpienia, ale ja nie radziłbym wchodzić z nimi w bliższe stosunki”.
Aresztowany później i za dobrą protekcją wypuszczony na wolność, po drodze do Swór odprawia nabożeństwo w Makarówce, wygłasza tam naukę po polsku i to samo powtarza we własnej parafii. Przez ten czas osadzono zaś w karnym klasztorze Bazylianów jego teścia, ks. Jana Welinowicza i teściowego spowiednika, ks. Wasilewskiego. Ks. Welinowicz raz po nabożeństwie w cerkwi bazyliańskiej zaintonował na stopniach ołtarza: “Pod Twoją obronę”, a gdy ją skończył… padł martwy z kielichem w ręku. Księdzu Sieniewiczowi powiodło się wraz z kilkunastu innymi przedostać się do Galicji. Był we Lwowie namiestnikiem hr. Agenor Goluchowski, dobry katolik i prawdziwy patriota polski (o którym będzie obszerniej w następnym rozdziale). Powiernikiem i przyjacielem uchodźców unitów był spowiednik Goluchowskiego, ks. Otto Hołyński. Rada w radę, uradzono, że unickie grono kapłańskie powinno jechać do Rzymu, żeby tam Stolicę Apostolską poinformować o stosunkach. W Galicji i tak nie mieli co robić między “swoimi”, tj. między ruskimi księżmi unickimi. Przebywał natenczas we Lwowie ów rządowy biskup Kuziemski, bo go sami Moskale wygnali z Chełma, gdzie tylko wstydu narobił rządowi; wolał wtedy powrócić do Lwowa, a mieszkał w pałacu arcybiskupim, “u św. Jura”, przy arcybiskupie ruskim Józefie Sembratowiczu. Do Rzymu jadąc, ks. Sieniewicz wstąpił najpierw do Krakowa. Tu stawny kaznodzieja, ks. Zygmunt Golian, dał mu list polecający do ks. Kajsiewicza w Rzymie. Ułożywszy memoriał o tym, co się dzieje w diecezji chełmskiej i oddawszy go właściwej kancelarii, otrzymali audiencję u Ojca św. Piusa IX we trzech (a czwartym był ks. Kajsiewicz). Kiedy wrócili do Lwowa, otrzymał unicki ks. Starkiewicz posadę wikarego w Bełzie, ale przy kościele łacińskim, a ks. Sieniewicz podobnież w Milutynie Nowym, gdzie się znajduje cudowny obraz Pana Jezusa. Tam przebywał przez cztery lata, po czym wielki kapłan narodowy, a późniejszy kardynał ks. Albin Dunajewski, sprowadził go do Krakowa. Został spowiednikiem przy kościele mariackim i był nadto pisarzem Banku Miłosierdzia (fundacji Skargi). Bawiąc we Lwowie “próbowałem — zapisuje ks. Sieniewicz — zbliżyć się do konsystorza greckokatolickiego, by mi wolno było mszę św. odprawiać tam, gdzieby to było pod władzą proboszcza ruskiego. Odpisano mi na to grażdżanką, że oni chcą widzieć, jak ja odprawiam nabożeństwo, a gdy mnie nakłonią do form, w jakich się u nich to odbywa, wtedy dopiero zgodzą się na mą propozycję – Już więcej o nic ich nie prosiłem”.
A tymczasem na Podlasiu i w Chełmszczyźnie dręczono lud w najokropniejszy sposób. W zimie wpędzano całą wieś na lody rzeki lub stawów i przez kilka dni o głodzie nie dawano wytchnąć. Wojsko kwaterowało po wsiach na egzekucji całymi miesiącami. Żołnierze bili ludzi do żywego mięsa, a obok stal pop schizmatycki z hostia lub łyżką wina z kielicha mszalnego (bo w obrządku wschodnim komunikuje się pod obiema postaciami) czekając, aż bity zacznie krzyczeć; wtenczas do otwartych od krzyku ust wkładano mu hostię lub wlewano wino mszalne. Niczym wiec dla tych popów znieważenie takie Najświętszego Sakramentu, skoro chodziło o politykę rządową! A kto przy takim biciu przyjął mimowolnie Sakrament od popa, zapisywali go zaraz na prawosławnego. Wiec ludzie… wypluwali. Tymczasem rząd ustanowił hierarchię schyzmatycką w całej Kongresówce, chociaż nie było prawosławnych innych, jak tylko urzędnicy i żołnierze. W Warszawie wystawili na Placu Saskim olbrzymią “cerkiew soborną”, tj. swoją katedrę i z początkiem r. 1875, dn. 25 stycznia. przybył do Białej Podlaskiej arcybiskup prawosławny z Warszawy z istnym tłumem zebranych z różnych stron popów, zęby odprawić uroczyste nabożeństwo schyzmatycko-rosyjskie. Po nabożeństwie szereg popów odstępców ucałował rękę siedzącemu na tronie archiepiskopowi, uznając w ten sposób jego zwierzchnictwo. Przyszła kolej na lud, który ani się nie ruszył. Policja przyciąga ich silą do “carskich wrót” i wtedy odbyła się taka historyczna rozmowa; Archiepiskop zadaje im pytanie: “Więc czy przyjmujecie prawosławie? — a lud odpowiada chórem: “nie przyjmujemy”. Chwila ciszy, po czym odzywa się schyzmatycki dostojnik w takie słowa: “Skoro nie chcecie przyjąć prawosławia, przyjmijcie te oto obrazki i krzyżyki, a może być, że one was oświecą i nawrócą”. Tego tylko trzeba było władzom urzędowym. Chociaż nie wielu przyjęło obrazki i krzyżyki, w oczach władz już to wystarczyło, by światu ogłosić, że unici “dobrowolnie” przyjęli prawosławie. Ówczesne prześladowanie unitów srogością swą przypomina czasy męczeństwa pierwszych chrześcijan. Od parafii do parafii ciągnęły hordy dzikiego kozactwa, nakłaniając lud do wydania kluczy od cerkwi, do odstępstwa od wiary. Podlasiacy wykazywali bohaterskie męstwo i nieustraszoną stałość, które drogo musieli okupić konfiskatą mienia, żywności, biciem, znęcaniem się, więzieniem, Sybirem, męczeńską śmiercią. Zdarzało się bowiem, że gdy lud otoczył cerkiew i bronił jej przed napastnikami, kozacy dawali do niego regularne salwy, tratowali po nim końmi. Lud wówczas padał na kolana, śpiewając pieśni pobożne! Wybitniejszych obrońców wiary bito na śmierć nahajkami. Bardzo wielu zmarło z otrzymanych ran, lub z nędzy, głodu, zimna w więzieniach i na Sybirze. Prześladowanie przeciągało się lata cale. Postanowiono “opornych” wywozić z kraju w głąb Rosji. Znienacka, w nocy zajeżdżały furmanki, a policja kazała zabierać się w tej chwili, nawet nie dając się pożegnać z rodziną. “A w drodze, gdzie był krzyż święty, to nie dali się przed krzyżem schylić, a jak się schylisz to biją po głowie. A jak nas do tiurmy przywieźli, to jeszcze nas rewidowali i poobdzierali z nas szkaplerze i książki i tylko w jednym odzieniu nas do maszyny (na kolej) gnali. A ludu były tysiące w Biały, i płakali nad nami”. Okutych w kajdany wożono z więzienia do więzienia z Biały do Smoleńska, stamtąd do Moskwy, do Niżnego Nowogrodu, skąd statkiem Wołgą do Kazania i Permu, lub przez Rjazań, Orenburg i przez góry Uralskie do Czelabińska, dużo pieszo, aż dotarli do miejsc, gdzie im wyznaczono nowe siedziby. W Orenburgu był jedyny na cały tamtejszy kraj kościół katolicki, ale najbliższych zesłańców umieszczano na dwieście kilometrów od tego miasta; a porozrzucano ich umyślnie po wsiach, posiadających cerkwie schyzmatyckie i ze wsi wychodzić zakazano. Jedna taka grupa miała aż 370 km. do kościoła. Zesłańcy nie chcieli przyjmować nowych sadyb. Często, gdy ich gwałtem chciano tam dowieźć, pokładali się na ziemie, a “naród się schodził i zjeżdżał na dziwy, co z nami będzie”. Więc protokoły i raporty, a oni siedzą cały tydzień na polu. “Więc stanowy (starszy z policji) kazał nas powiązać wszystkich, baby i mężczyzn za ręce i nogi i do drabi z wierzchu przywiązać i tak nas zawieźli do tych domów i tam rozwiązali i napisali na tablicach, czyja izba. Wreszcie mówili, ze kto z nas pierwszy pójdzie, to sobie lepszą izbę wybierze, ale my wszyscy leżymy na ziemi pokrwawieni i nikt się nie odzywa. Kiedy odjechał od nas, wtedyśmy powstawali i idziemy w pole. Uszliśmy z pięć stań, kiedy stanowy posyła urjadników do nas i pyta się, gdzie idziemy? A my odpowiadana gdzie oczy poniosą. I znowu wartują ich przez dwa tygodnie; i zerwali most, żeby nie mogli ujść za rzekę, a dla pewności na nowo ich powiązali, aż w końcu rozbili nas po całym świecie osobno”. Prześladowanie takie trwało 20 lat i wywieziono unitów około 20 tysięcy.
Dochował się szczęśliwie szereg listów od tych ofiar, przemycanych “ pocztą pantoflową” przez dobrych ludzi aż do Krakowa i Poznania, gdzie utworzyły się komitety opiekuńcze. Ciekawe są prośby, jakie zanoszą w tych listach. Proszą tedy “choć o pięć różańców i parę katechizmówek”. Z wdzięcznością potwierdzają odbiór książek “O Naśladowaniu Chrystusa” i “Droga do zbawienia”, a proszą o “Zbiór nabożeństwa św. Franciszka trzeciego zakonu”. Dużo im trzeba obrazków i szkaplerzy. Inny prosił o “parę książek, a chciałbym śpiewnika krakowskiego kancjonał i kilka różańców, a nawet parę obrazów”. Ciekawa ta wzmianka o śpiewniku krakowskim. Znaczyło to, żeby był w Krakowie drukowany, żeby mieli pewność, że będzie dobry, katolicki na wskroś. Były bowiem druki niby katolickie, ale przemycające zręcznie schyzmę, drukowane staraniem władzy rosyjskiej Jak były dla księży mszały drukowane w Moskwie, podobnież dla ludu rozmaite druki podejrzanej natury. Co krakowskie, to przynajmniej pewne — tak sobie powiedzieli. Zaufanie do Krakowa i miłość do prastarej stolicy królestwa polskiego miały źródło w innych jeszcze sprawach: Pomocą i ostoją w czasach prześladowań byli unitom kapłani polscy łacińskiego obrządku, którzy przeprowadzili całą organizację w tym celu. Jeździli pomiędzy lud prześladowany, pozbawiony własnych pasterzy; z narażeniem życia sprawowali nocami po lasach funkcje kapłańskie, chrzcili dzieci, spowiadali, nauczali, pocieszali. Ażeby brać śluby małżeńskie, przekradali się unici często przez kordon austriacki do łacińskich polskich kapłanów w Galicji, czasem docierali aż do Krakowa; nazywano to też “ślubami krakowskimi”. Groziła za nie najcięższa kara, zesłanie na Sybir i rozłączenie przymusowe małżonków; lud jednakże wierny Bogu i Kościołowi nie dbał o to. W pomocnej organizacji polskiego duchowieństwa nieszczęsnemu ludowi odznaczyli się najbardziej Wielkopolanin, ks. prałat Chotkowski, profesor teologii w Krakowie, tudzież ks. Jan Urban, jezuita krakowski, uczony teolog i gorący misjonarz. Unii na Podlasiu i w Chełmszczyźnie bronili tedy sami tylko Polacy, nie unici, lecz lacinnicy. Unici zaś ruscy z Galicji dostarczali właśnie zbirów i katów przeciw temu ludowi. Stwierdźmyż ,że chociaż obrządku greckokatolickiego, był to jednak lud polski. Mamy dowody polskości w ich listach. Jeden np. pisze do dawnych sąsiadów: “Wy bracia kochani, żadnej biedy nie znacie, bo w Polsce żadnej biedy nie ma, ale między nami bieda”. Drugi pisze: “O bracia i siostry zostający w Polsce !” Trzeci składa życzenia: “i polecamy was Sercu Jezusowemu, co daj Boże widzieć się z wami na rodzinnej ziemi polskiej”. Innym razem czytamy takie słowa: “Oto my nieszczęśliwe wygnance z kraju polskiego”, a jeden z nich kończy list do pewnego zakonnika polskiego tymi słowy: “Przepraszam Ojca, że zadaję Ojcu na głowę kłopoty, i całuję Ojcu ręce, jako syn i rodak Polski”. Zresztą wszystkie te listy pisane są po polsku, a przysyłali też długie opisy wierszowane, także w polskim języku. A zatem można być nie koniecznie obrządku łacińskiego, lecz również unickiego z liturgią w języku starosłowiańskim — a jednak być Polakiem. I tak bywa dotychczas do dnia dzisiejszego i tak bywało też dawniej. Po wyjaśnienie zajrzy czytelnik z powrotem na str. 44 niniejszej książki. Przodkowie ich przyjmowali chrzest bizantyński i potem wraz z Bizancjum popadli w schyzmę. Lachowie wracali następnie do polskiej Korony, ale prawosławnymi, i dopiero później nawracali się do katolicyzmu, ale pozostali przy obrządku cerkiewnym. Tym tłumaczy się istnienie Polaków unijatów.
Tym się też tłumaczy odmienność charakteru. Ludność ruska nie broniła katolickiej wiary aż do męczeństwa! Sami tylko Polacy nastawiali pierś na rosyjskie strzały za wiarę. Najwięcej takich strzałów padło do ludu we wsi Pratulinie. Trzynastu unitów oddało tam życie w r. 1874 za wiarę św. Obecnie właśnie toczy się ich proces beatyfikacyjny. Lecz w innych wsiach Podlasia i Chełmszczyzny przeszło stu takich samych męczenników przypieczętowało krwią własną wierność wierze św. Wiedzą o tym władze kościelne i u nas i w Rzymie. Na wiosnę 1939 r. postanowiono też przystąpić do wstępnej akcji beatyfikacyjnej także w Drełowie, gdzie padło również dziesięciu męczenników. W r. 1887 doszło do najokrutniejszych gwałtów w Przegalinie i w Rudnie; zaburzenia wybuchły także i w Łomarach i Polubiczach, a nigdzie nie brakło ofiar. Odbywały się atoli rosyjskie misje z kazaniami i nahajkami także jeszcze w krainach z poprzedniego (1839) prześladowania, bo i tam trwali “oporni”. Godną szczególnej pamięci jest też wieś Niedźwiedzica w powiecie słuckim w guberni mińskiej (a więc na Białej Rusi), o kilka kilometrów od stacji Lachowicze kolei żelaznej poleskiej, a przy szosie wiodącej z Brześcia do Moskwy. Parafia obejmuje kilkanaście wsi, zaludnionych osadnikami z Mazowsza jeszcze z czasów króla Jana Olbrachta; o polskim pochodzeniu świadczą takie nazwy wsi, jak Lachowicze, Mazurki itp. Dzieje męczeństwa tej parafii zaczynają się w r. 1866. Dookoła kasowano szereg parafii katolickich, kościoły zamieniano na cerkwie, a księży wywożono. Niedźwiedzicę zachowało sobie czynownictwo na ostatek. Najpierw postarano się o zmianę wójta, potem przysłano komisję rządową do nawracania. Ci rozkazali, żeby ludność wybrała dwóch delegatów którzy by się porozumiewali z komisją. Na zachętę, żeby przejść na prawosławie, odparli delegaci w imieniu całej wsi: “Myśmy się naradzili tak: ciało nasze możecie wziąć, ale duszy swej w wasze łapy nie damy”. Zaczęło się prześladowanie, nakładanie ciężarów na gminę, ciągle nawiedźmy żandarmów i rozmaite podstępy. Np. objeżdżano wioski i spisywano ludzi pod pozorem, że to rewizja spisu ludności; potem wezwano z kilku wsi starostów (sołtysów), ale takich tylko, którzy byli nie piśmienni i kazano im niby potwierdzić owe spisy przyłożeniem pieczęci. Mniemany spis był jednak prośbą o przyjęcie na prawosławie. Czynownictwu to wystarczało i Niedźwiedzica była uznana za prawosławną; proboszcza ks. Łazarewicza wywieziono, a sąsiednią parafię zawiadomiono, ze pod ciężką odpowiedzialnością nie wolno Niedźwiedziczan przyjmować do kościołów i sakramentów. Prześladowanie coraz gorsze, bo Niedźwiedzica ani myśli o prawosławiu. Jednego 2 owych delegatów, Kolasińskiego, dostawiono gwałtem do popa w okolicy dalszej, w Cimkowiczach, na kurs nawrócenia. Kurs trwał 7 dni, a odbywał się w zamkniętej piwnicy o głodzie. Z trzech innych wsi niedźwiedziekiej dawnej parafii, z Horodyszcza, z Kuleniemów i z Jurzdyki wybrano 50 osób i wywieziono do Potapowicz do urzędu gminnego, gdzie zamkniętych w chlewie strzegł liczny zastęp policji i kozaków. Po dwóch dniach daremnych namów użyto nahajów i używano ich przez 5 dni. Gdy i tak nie zgadzali się na prawosławie, zagnano ich przed cerkiew prawosławną W pobliskim Podlesiu, popychając, tłukąc w plecy pięściami i waląc nahajkami. Lecz za nic nie chcieli wejść do cerkwi. Szewc Józef Anikej bity nahajkami upadł na ziemię, wówczas chwycono go za nogi i w ten sposób wciągnięto do cerkwi. Od strasznego bicia skórę zdarto Piotrowi Andrusewiczowi. Ostatecznie wtłoczono wszystkich do cerkwi. Odbyły się modlitwy i ceremonia przyjmowania na łono prawosławia. Ludzie wyrywali się plącząc i tkając, ale dwóch żołnierzy brało kolejno każdego pod ręce i przytrzymywało, podczas gdy trzeci ciągnął w tył za włosy.
Po odbyciu tej misji uznano ich wszystkich, Jako rzeczywistych prawosławnych i odprawiono do domu. Nieszczęśliwi postanowili jednomyślnie nie poddawać się gwałtowi i bronić się wedle możności. Niebawem przysłano do Niedźwiedzicy całą setkę kozaków, którzy we dwa tygodnie ogładzili całą wieś, a jakich nadużyć dopuszczali się w każdej chacie, trudno pisać. W takich warunkach zdołał jednak Kolasiński wyrwać się i uciec, a korzystając z przyjaźni dobrych ludzi po drodze, dotarł aż do Wilna do generalgubernatora, Kozaków wycofano wprawdzie, ale wkrótce uwięziono na nowo Kolasińskiego z trzema braćmi i dwoma przyjaciółmi. W więzieniu w Słucku przebyli cały rok, trzymani w jednej celi w osiem osób (bo żona jednego z więźniów towarzyszyła mu dobrowolnie z dzieckiem); spędzali czas na wspólnej modlitwie i na śpiewaniu pieśni nabożnych. Na wszystkie namowy i groźby odpowiadali zawsze jednako; “Naznaczcie nam roboty, jakie chcecie, ale zostawcie swobodę modlenia jak chcemy .” (…)
Piotrx said
Ciekawą opinię na temat uniii wyraził niegdyś unicki Biskup stanisławowski , /Ukrainiec/ Grzegorz Chomyszyn w dwóch listach pasterskich (z 15 lutego i z 10 kwietnia 1916 r,) . Wwskazał on na niektóre z „chorób” unii. Jedną z nich był jakiś wrodzony wstręt do ściślejszego zespolenia z Kościołem katolickim. Pisał on, iż przyczyną tego byt “bizantynizm orientalny”.
„Wypływ tego bizantynizmu orientalnego, który wsiąkł w nasze dusze, dotychczas jeszcze w naszych duszach pokutuje i opiera się każdemu nawet zewnętrznemu zbliżeniu się do Kościoła katolickiego – wyjaśniał biskup. – Ten bizantynizm orientalny zaszczepiony w duszę naszą w samym zarodku, kiedy przyjęliśmy wiarę z Bizancjum, zatruła już przedtem jadem schizmy Focjusza, Myśmy więc zrodzeni nie z ducha jasnej świadomej i żywej wiary katolickiej, ale i orientalizmu bizantyjskiego, który nie dał nam jasnego zrozumienia zasad żywej i prawdziwej wiary, a z drugiej strony odsunął nas od Kościoła katolickiego i nie pozwolił odżyć życiem katolickim i nabrać zmysłu i smaku katolickiego. I chociaż, teraz nie pozostajemy w schizmie, to jednak czujemy się niejako obcymi dla ducha katolickiego. Z tego powodu jakby odruchowo bronimy się przed wpływem katolickim, a każde zbliżenie się do Kościoła katolickiego, chociażby nawet zewnętrzne, wywołuje u nas wszelkiego rodzaju podejrzenia i trwogi.”
Piotrx said
Maciej Giertych
Fragment książki „Nie przemogą – antykościół, antypolonizm, masoneria” -tom 2- Wrocław 1997.
W swojej pracy pt. „Polska między Wschodem a Zachodem” F. Koneczny w swój oryginalny sposób omówił dzieje Polski w kontekście ścierania się ze wschodnią turańszczyzną i niemieckim bizantynizmem. Bardzo ciekawy jest tu jego pogląd na Unię Brzeską. Koneczny twierdzi, że inteligencja litewska, ruska i tatarska polonizowała się dzięki wpływom i atrakcyjności cywilizacji łacińskiej. Pomostem okazał się modny w XVI w. protestantyzm przez to, że porzucanie protestantyzmu wiodło do katolicyzmu (kontrreformacja), a nie z powrotem do prawosławia. Był to proces samorzutny, który powodował rozszerzanie się cywilizacji łacińskiej. Doprowadziło to do zbliżenia protestantów i prawosławnych. Zygmunt III Waza pragnąc rozsadzenia tego związku wymyślił Unię Brzeską. Było to „ingerencją państwową w sprawy wyznaniowe, ingerencją zawsze i wszędzie niebezpieczną i dla religii i dla polityki !”. Królowi było pilno z przyczyn politycznych przyśpieszać wiązanie prawosławnych z Kościołem. W konsekwencji spowodował usztywnienie prawosławnej ortodoksji, a elementy grawitujące ku katolicyzmowi spetryfikował, co prawda w więzi z Kościołem, ale w cywilizacji turańskiej. Unię Brzeską potraktowano jako prześladowanie prawosławia, co sprowokowało zarówno Moskwę jak i Stambuł. Wyniknęły z tego różne kłopoty polityczne dla Polski, a Kościół Unicki stał się kościołem politycznym w ramach cywilizacji turańskiej, czym jest do dzisiaj. Próbowano syntezy Zachodu i Wschodu, co się nigdy i nigdzie nie udało i udać nie może – bo między cywilizacjami nie ma syntez. Przy okazji orientalizowali się nasi magnaci kresowi. Dzisiaj, z okazji niedawnych obchodów 400-lecia Unii Brzeskiej, warto przeczytać tą zwięzłą i arcyciekawą rozprawkę Konecznego.
Piotrx said
Rok księdza Piotra - Blog księdza Tomasza Delurskiego said
[…] ARTYKUŁ Z DZIENNIKA GAJOWEGO MARUCHY […]