Artykuł napisany 20 grudnia 2009 przedstawia inny punkt widzenia na sprawę haniebnego udziału polskich żołnierzy w brudnych wojnach wywoływanych przez żydostwo pod parasolem USA lub NATO. Nie musimy powtarzać, iż końcowa odpowiedzialność spada na polski rząd. – admin
– I co, warto było? – to pierwsze słowa, jakie w Polsce usłyszał wracający z Ramstein żołnierz. W Niemczech amerykański personel medyczny żegnał go po wielotygodniowej rekonwalescencji z pełnymi honorami. Duże słowa, wielkie gesty i wyrazy uznania za służbę w Afganistanie – chłopak czuł się kimś poważanym aż do momentu, gdy wylądował w kraju. I trafił pod opiekę pielęgniarki, która miała mu towarzyszyć w drodze do jednego z najważniejszych szpitali wojskowych w kraju.
W samym szpitalu było jeszcze gorzej – personel dawał do zrozumienia, że uważa rekonwalescenta za… najemnika. A przypominam – mówimy o lekarzach i pielęgniarkach, co by nie mówić, wojskowej placówki.
O sprawie opowiadał mi kilka dni temu rozżalony oficer z krakowskiej brygady, który również służył w Afganistanie. Wspominam o tym, sprowokowany debilnymi komentarzami pod artykułami mówiącymi o śmierci Michała Kołka. „Po co tam pojechał?”, „zrobił to dla kasy, najemnik” – oto kwintesencja tych rozważań.
Cóż, naszego zaangażowania w afgańską wojnę można nie popierać – sam głosowałbym przeciwko wysłaniu tam wojska. Ale na boga, nadajmy rzeczom właściwy im sens! Żołnierze nie jadą do Afganistanu na ochotnika, co tak chętnie podkreślają politycy. Tak zwane oświadczenia woli (o których pisała ostatnio „Gazeta Wyborcza”), to fikcja.
– Spróbuj się nie zgodzić, to ciekawe, czy przedłużą ci kontrakt… – stawia kwestię we właściwym świetle wielokrotny misjonarz. Nie ma w nim jednak złości, bo jak sam mówi: – Jeśli ktoś odmawia wyjazdu na misję, znaczy, że się do wojska nie nadaje [Ciekawe – człowiek kierujący się sumieniem „do wojska się nie nadaje” – admin].
Denerwuje go jednak co innego:
– Niech politycy przestaną pieprzyć o dobrowolności – to najlepszy sposób, by uciąć dyskusje o tym, że jeździmy dla kasy. Jeździmy, bo takie mamy rozkazy. Bo wykonywanie rozkazów to sedno naszej roboty.
I w tym rzecz. A że za tę robotę dobrze płacą. A mieliby źle? Jasne, że pieniądze, które pochłania ta wojna, można by z większą korzyścią zainwestować w Polsce. Ale oburzeni tym stanem rzeczy powinni mieć pretensje do polityków, nie żołnierzy. Ci, jeśli już ich tam wysłano, zasługują na godziwe wynagrodzenie. Jak każdy, którego praca wiąże się ze zwiększonym ryzykiem utraty życia.
Przestańmy zatem chrzanić o najemnikach! A jeśli drażni nas okupacyjny charakter misji – może warto zrobić z tym coś więcej, niż obrażać żołnierzy? [A może żołnierze sami by z tym coś zrobili, mając w ręku broń, zamiast oczekiwać na reakcję matek z dziećmi, rolników i emerytów? – admin]
* * *
Na początku tego wpisu mowa była o Ramstein – pozwólcie, że wrócę jeszcze do tego wątku. Z 18 najciężej rannych podczas V zmiany, jeden wojskowy nadal pozostaje w amerykańskim centrum medycznym. Zdaniem lekarzy, nie można go jeszcze przetransportować do Polski. A ponieważ idą święta, wczoraj do spadochroniarza pojechała żona z córką – obie zostaną z rekonwalescentem aż do Nowego Roku. Kobietom towarzyszy trzech żołnierzy z jednostki. Ich wizyta będzie znacznie krótsza, ale wystarczy, by pokazać, że kumple o swoim pamiętają. I trzymają za niego kciuki.
Jestem pewien, że kumple nie zapomną również o Michale Kołku.