13.10.11 r. minęła 68 rocznica zakończenia bitwy pod Lenino. 1 Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki pod dowództwem gen. Zygmunta Berlinga, stoczyła w istocie przegrany, krwawy bój z Niemcami, dysponując nieprzygotowanym do walki, na takim froncie jakim był front wschodni w 1943 r., żołnierzem.
Dywizja została zmasakrowana, a polska krew obficie zrosiła pole bitwy. Zginęło 510 żołnierzy, 776 dostało się do niewoli lub zostało uznanych za zaginionych, a 1776 zostało rannych. Stanowiło to 25% stanu dywizji. A jednak nie znalazłem, ani wczoraj, ani 12 października (rozpoczęcie bitwy i dawne, PRL-owskie święto żołnierza polskiego) żadnych informacji o upamiętnieniu Polaków poległych i walczących pod Lenino.
Dziś o tym się nie mówi. Nie tylko o Lenino, ale i przyczółku magnuszewskim, o straszliwych walkach w powstaniu warszawskim, o zbrodni w Podgajach, o Wale Pomorskim, o wielkiej bitwie o Kołobrzeg, o zdobyciu Gdańska, o forsowaniu Odry, o Budziszynie, wreszcie o Berlinie i polskiej fladze nad Tiergarten.
Dlaczego tak się dzieje? Otóż, mamy do czynienia z ohydną zemstą polityczną na niczemu nie winnych żołnierzach 1 i 2 Armii WP idących ze wschodu. To prawda, że wojsko to było powołane i wykorzystywane do własnych celów przez całkowicie uległą Stalinowi grupę polityczną polskich komunistów. To prawda, że pododdziały tej armii wykorzystywano po wojnie do walki politycznej na użytek PPR, to prawda wreszcie, że po 1947 r., eliminując i represjonując całkiem duży zastęp przedwojennych oficerów, uczyniono ją w końcu ramieniem PZPR. Ale to w niczym nie usprawiedliwia zapomnienia, a czasem pogardy jaką obdarzani są zwykli żołnierze i oficerowie tej armii, wrzucani do jednego worka z politrukami i przywódcami politycznymi ZPP i PPR. A przecież byli to, zwłaszcza do czasu wejścia wojska na teren tzw. Polski lubelskiej, w przeważającej większości Kresowiacy i Sybiracy, często będący jednymi jak i drugimi jednocześnie. Ludzie ci nie zdążyli do armii Andersa nie z własnej winy. Z kolei pobór na Kresach w 1944 r. uratował tysiące Polaków od śmierci z rąk banderowców. Im też odebrano małą kresową Ojczyznę, tak jak i tym, którzy byli w II Korpusie. Walczyli dzielnie, tysiące spośród nich oddało życie za Polskę, nie za komunizm, czy partię.
To prawda, że propaganda PRL uczyniła z nich tych lepszych od żołnierzy z Zachodu, tych idących najkrótszą drogą. To prawda, że ta sama propaganda przez lata, często na fundamencie kłamstwa, traktowała skrajnie niesprawiedliwie Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie, pielęgnując jednocześnie ponad miarę pamięć o walce 1 i 2 AWP. Ale to byli komuniści, o których osobach i „moralności” z pogardą wypowiadali się ówcześni opozycjoniści. A jednak ci moralnie wysocy opozycjoniści po dojściu do władzy w 89 r. dokonali na żołnierzach ze wschodu prymitywnej zemsty, która trwa do dziś. Dokonano gwałtu na polskiej pamięci po prostu wycinając walki Berlingowców z historii Polski, eliminując je z przekazu medialnego. Jeżeli mówi się o nich, to niemal wyłącznie w kontekście negatywnym, podkreślając zbrodniczość politruków, dezercje i inne negatywne strony. W sposób karygodny zaprzestano mówić o tym polskim wkładzie w pokonanie hitlerowskich Niemiec, o ciężkich walkach toczonych przez polskich żołnierzy na dawnych piastowskich i słowiańskich ziemiach, które w dużej części przypadły powojennej Polsce. Ten aspekt jest dzisiaj przedstawiany jako wstydliwy relikt minionej epoki. Zupełnie niesłusznie.
Nie mówi się także o oficerach i żołnierzach AK, którzy wstąpili do tej armii i przeszli chwalebny szlak bojowy aż do pokonania III Rzeszy, jak np. kapitan Stanisław Betlej, „bohater obu rzek” (Nysy Łużyckiej i Szprewy), bohater konspiracji AK-owskiej a później frontowiec II AWP, poległy w ataku na bunkier niemiecki.
Dożyliśmy czasów, w których cmentarze polskich żołnierzy, politycznie nieprawomyślnych, niszczeją, zaś cmentarze żołnierzy niemieckich „świecą” nowością i porządkiem. Żyjemy w tzw. wolnej i suwerennej Rzeczpospolitej, której władz, wywodzących się z dawnej opozycji nie stać na ludzki odruch wobec dzisiejszej garstki starców jak i wobec tamtej masy poległych w większości młodych ludzi, którzy bili Niemca jak umieli, a dzisiaj pamięta o nich jedynie biały krzyż stojący na przeważnie niezbyt zadbanej mogile.
22 lata po przełomie 89 r., to okres niskiego moralnie rewanżu, nawet gorszego od zachowania władz PRL, przynajmniej w latach 56-89, kiedy jednak o wysiłku żołnierza PSZ, z różnym natężeniem, ale mówiono i pisano.
Wyraźnie należy również podkreślić, że tzw. spadkobiercy PZPR z SLD et consortes przyłożyli i przykładają nadal ręki do tego zapomnienia i wykluczenia wojennej chwały polskiego żołnierza ze wschodu. Tak wygląda smutna rzeczywistość. Stąd powyższe wspomnienie i refleksje. Cześć ich pamięci!
Dodaj do ulubionych:
Polubienie Wczytywanie…