Dość kontrowersyjny, ale ciekawy artykuł na temat znanego wystąpienia min. Sikorskiego w RFN – admin.
No i mamy uroczy kociokwik. „Zdrajca”, „Komiwojażer Angeli”, „Sikorski przed Trybunał”, „Pokolenie ludzi bez honoru” – grzmią tytuły internetowych postów po wystąpieniu Radka Sikorskiego w niemieckim think tanku, gdzie wygłosił prelekcję nt. „Polska a przyszłość Unii Europejskiej”. Grzeją się klawiatury od natłoku oburzenia, że polski minister spraw zagranicznych złożył hołd lenny germańcowi, poddańczo kreując go na unijnego przodownika. Że żadnej ambicji, że biała flaga, że sromota i Gomora, że jednym słowem hańba tysiąclecia.
Jako że samego wystąpienia nie oglądałem, sięgnąłem z zaciekawieniem po jego tekst, a nie fragmenty. Po dojechaniu do ostatniej kropki postanowiłem powszechnego oburzenia w tym temacie nie podzielać. Nie dlatego, że popieram to, co pan minister powiedział. Mój stosunek do UE od samego początku pozostaje niezmienny, czyli krytyczny. Owszem, jestem za wspólnym rynkiem europejskim, ale nic ponad to. To rzecz jasna stoi w konfuzji do tego, o czym mówił pan minister, kreśląc wizję UE jeszcze bardziej zunifikowanej, będącej de facto superpaństwem, a nie opartą na partnerstwie federacją, jak postuluje pan minister.
Ale to nie moje poglądy, ani też poglądy pana ministra są kluczem do zrozumienia tego, co tak naprawdę zrobił Radek Sikorski. Otóż Sikorski w sposób dość zawadiacki złożył na czole Angeli Merkel pocałunek śmierci. No, może nie definitywnej i ostatecznej, ale klinicznej na pewno. To, co tak bardzo oburzyło PiS, czyli słowa skierowane do Niemców – „Nie możecie sobie pozwolić na porażkę przywództwa. Nie możecie dominować, lecz macie przewodzić reformom”, to nic innego, jak ubranie w dyplomatyczny język sformułowania mniej więcej takiego – bierzcie w te swoje germańskie łapy unijny dyszel i ciągnijcie ten trzeszczący wóz, bo inaczej wszyscy spierniczymy się w przepaść.