Fragment z rozdziału 9 ksiązki „Wygięty Krzyż”, autor Piers Compton.
Nadesłała Ola Gordon/
O zmiano, większa niż eksplozja, rozwaga, czy wiara!
Milton
Ten rozdział pisałem z pewnymi obawami. Bo z jednej strony prowadzi, w dalszej części, do wydarzeń, które są zaskakujące, obsceniczne, bezczeszczące, które miały miejsce w budynkach konsekrowanych przez rytuał i historię, które nadal praktykujący katolicy wolą ignorować. Choć z drugiej strony zajmuje się nauczaniem Kościoła o Mszy, a raczej, czego Kościół uczył o Mszy, gdy jeszcze przemawiał z autorytetem, uznawanym nawet przez tych, którzy odmawiali jego uznania.
Konieczne jest zatem, aby wyjaśnić zrozumienie tym, którzy nie są zaznajomieni z tą nauką, rzucić okiem na kilka istotnych aspektów tej kwestii.
Msza nie była tylko nabożeństwem. Była głównym aktem w życiu Kościoła, wielką tajemnicą, w której poświęcano chleb i wino, by stały się faktycznym ciałem i krwią Chrystusa. Była to ofiara kalwaryjska składana od nowa, gwarancja zbawienia dokonana przez Chrystusa, który tam był, na ołtarzu, pod świętą postacią chleba („To jest Ciało moje”) i wina.
Kiedy wcześniej katolik znalazł się w obcym miejscu, Msza była tam punktem zbornym dla jego kultu. Tak to było, z kilku niewielkimi zmianami, dla katolików łacińskich od pierwszych wieków chrześcijaństwa (zaczynając, mniej więcej, od VII w.) w historii. I tak byłoby nadal, Kościół nauczał i wierni wierzyli, aż do końca czasów, ostoja przed błędami, która inspirowała aurę świętości, czy imponujący hokus-pokus, nazywaj to jak chcesz, uznawaną zarówno przez wyznawcę jak i niewierzącego.
Typowe dla tych, którzy wiedzieli, że był to liberał i protestant, Augustine Birrell, 1850-1933, kiedyś sekretarz do spraw Irlandii. „To Msza się liczy”, powiedział. „To Msza robi różnicę, tak trudną do zdefiniowania, pomiędzy krajem katolickim i protestanckim, między Dublinem i Edynburgiem”.
Wyjątkowa jakość tego, co można nazwać, w języku potocznym, punktem zwrotnym w religii, zawsze miała wpływ na plany tych, którzy postanowili pokonać Kościół. Msza zawsze była dla nich przeszkodą, która musiała zostać zniszczona zanim ich atak mógł robić postępy. Była oczerniana jako podstawowy przesąd, tylko ruchy rąk, przy akompaniamencie słów, które oszukiwały zbyt łatwowiernych. Ten atak był najcięższy, i częściowo udany, w XVI wieku, a gdy Kościół odzyskał oddech, zwołał Sobór, który wziął swoją nazwę od miasteczka Trent, które później stało się włoską prowincją, gdzie zdefiniowano zasady kontrreformacji. I te zasady przybrały kształt, w dużej mierze, centralnego punktu, którego nigdy nie stracił z oczu – Mszy.
Było to skodyfikowane przez Piusa V, przyszłego świętego, który rozpoczął życie jako pastuszek, i który, zgodnie z wyrokiem Rzymu, oświadczył, że małżeństwo Henryka VIII z Anną Boleyn było nieważne i że ich dziecko, królowa angielska Elżbieta I, była zatem zarówno heretyczką, jak i bękartem. I od tego czasu potwierdzenie jego zdecydowanej, bezkompromisowej, ale zawsze godnej opinii, wiązało ze starą katedrą romańską w Trent, miejscu, które daje nazwę trydenckiemu porządkowi Mszy, która miała być stosowana przez cały Kościół, i na zawsze.
Czytaj resztę wpisu »
Dodaj do ulubionych:
Polubienie Wczytywanie…