Dlaczego nikt nie protestuje przeciwko kultowi Bandery na Ukrainie?
Posted by Marucha w dniu 2012-01-15 (Niedziela)
Uchwała Społecznej Fundacji Pamięci Narodu Polskiego w sprawie obchodów 103. rocznicy urodzin Stepana Bandery
Społeczna Fundacja Pamięci Narodu Polskiego wyraża stanowczy sprzeciw w związku z szeroko zakrojoną akcją obchodów 103 rocznicy urodzin jednego z największych zbrodniarzy XX wieku, przywódcy ukraińskiego nacjonalizmu, Stepana Bandery, które miały miejsce na Ukrainie na początku 2012 roku.
Jednocześnie wyrażamy głębokie oburzenie faktem całkowitego milczenia na ten temat oficjalnych czynników Rzeczypospolitej Polskiej, a także milczeniem tzw. elit oraz mediów opiniotwórczych, które w wielu innych sprawach, często marginalnych, z wielkim zaangażowaniem demonizują polskie winy i polską odpowiedzialność. Nie protestują: Prezydent, Premier, szefowie partii politycznych, ale nie protestują również kręgi intelektualistów w innych sprawach znane z doskonałej sprawności w organizowaniu protestów np. przeciwko upamiętnieniu ofiar banderowskiego ludobójstwa na narodzie polskim.
Stepan Bandera był jednym z największych zbrodniarzy XX wieku i to zbrodniarzy nierozliczonych i nie ukaranych. Jako przywódca Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (b) ponosi bezpośrednią odpowiedzialność za jej zbrodniczą ideologię i za jej okrutną realizację przez tzw. Ukraińską Powstańczą Armię. Po II wojnie światowej Bandera prowadził działalność agenturalną na rzecz różnych wywiadów, z wywiadami Wielkiej Brytanii i Republiki Federalnej Niemiec na czele, zachowując faszystowską ideologię i stosując brutalne metody walki politycznej.
Gloryfikowanie tego zbrodniarza w XXI wieku w demokratycznym państwie ukraińskim aspirującym do członkostwa w strukturach europejskich oraz milczenie na ten temat władz państwa polskiego jest rzeczą niedopuszczalną i skandaliczną.
W tym kontekście, za hipokryzję należy uznać działania Polsko-Ukraińskiego Forum Partnerstwa, którego uczestnicy, podczas posiedzenia w Warszawie w dniach 20-21 grudnia 2011 roku, zaproponowali ustanowienie Dnia Pamięci i Pojednania Ukraińców i Polaków. Propozycja ta stoi w jawnej sprzeczności z formułowanym od lat postulatem środowisk kresowych ustanowienia 11 lipca Dniem Pamięci Męczeństwa Kresowian. Ewentualne przeforsowanie tego pomysłu będzie oczywistym zakłamywaniem rzeczywistości. Trudno bowiem mówić o pojednaniu w sytuacji rozwiniętego i postępującego procesu gloryfikacji Stepana Bandery, jego współpracowników i organizacji OUN i UPA już nie tylko w zachodniej części, ale na całej Ukrainie. Trudno mówić o pamięci ofiar, jeśli mordercy są stawiani na piedestał. Przemilczanie prawdy, zamykanie oczu na to, co się faktycznie dzieje, nie jest droga do pojednania i pamięci.
Warszawa, dn. 5.01.2012 r.
Wyrażają poparcie:
Prezes Fundacji, dr Lucyna Kulińska
Przewodniczący Kresowego Ruchu Patriotycznego, Jan Niewiński
Prezes Klubu Inteligencji Polskiej, dr Dariusz Grabowski
Komentarzy 19 do “Dlaczego nikt nie protestuje przeciwko kultowi Bandery na Ukrainie?”
Sorry, the comment form is closed at this time.
revers said
Weterani UPA dostana 500 chrywien dodatkow kombatanckich za bardzo dobre poslugiwanie sie siekiera i trojzebem, w szczegolnosci do zamieszkalej na kresach wschodnich ludnosci Polskiej.
p.e.1984 said
Społeczna Fundacja Pamięci Narodu Polskiego wyraża stanowczy sprzeciw w związku z szeroko zakrojoną akcją obchodów 103 rocznicy urodzin jednego z największych zbrodniarzy XX wieku, przywódcy ukraińskiego nacjonalizmu, Stepana Bandery, które miały miejsce na Ukrainie na początku 2012 roku.
W całym zamęcie definicyjnym udało się syjonistom utożsamić nacjonalizm z szowinizmem. OUN, mimo zawierania w nazwie przymiotnika „nacjonalistyczny” była formacją szowinistyczną. Cała machinacja definicjami służy temu, żeby zniknęły różnice pomiędzy patriotą (państwowcem, ignorującym aspekty etniczne), nacjonalistą (narodowcem – kierującym się interesem narodowym narodu dominującego w państwie, nawet kosztem politycznym i/lub ekonomicznym mniejszości narodowych) a szowinistą (zwolennikiem czystek etnicznych – osiągnięcia jednolitości etnicznej państwa na drodze mordu). Niekiedy wygnanie mniejszości narodowej nie jest aktem szowinizmu, lecz aktem samoobrony lub sprawiedliwości – przykładem niech będzie wypędzenie z Czechosłowacji Niemców sudeckich po II wojnie światowej.
kazikh said
Witam!
Sporządzmy internetową listę gloryfikatorów UPA.
Będzie wtedy mozliwość podjęcia innych kroków [dozwolonych prawnie] „w uprzyjemnieniu” im zycia na Ukrainie i po ew. przekroczeniu granic RP.
Podaję jedno nazwisko:Petryk z Rudna koło Lwowa.Typ ten pochodzący z rodziny mieszanej był deputatem w obwodzie Lwowskim,usunięty za malwersacje,często przyjezdza do Polski.
Łatwo mogę się dowiedzieć od jego „przyjaciół’ o terminie przyjazdu a napiętnowanie imiennie i „kocia” muzyka na w Hrebennym na pewno będzie skuteczna w ustatkowaniu się przez tą i inne kanalie.
wet3 said
Dlaczego nikt nie protestuje? Odpowiedz jest prosta. Albo narod ukrainski jest, podobnie jak nasz narod, celowo otumaniony przez szowinistyczne (u nas jewropejsate, antypolskie) me(r)dia, albo jest ciezko chory zarazony choroba nienawisci …
wet3 said
@ P.e. 1984 (2)
Prosze nie wypisywac nieprawdy. Czesi, podobnie jak Polacy, Niemcow nie wypedzali. To bylo postanowienie mocarstw.
PS – Poza tym, wiele szwabow do wypedzenia nie pozostalo, gdyz na polecenie szwabskich wladz lokalnych i wojskowych poslusznie opuszczali terytoria Polski i Czech.
p.e.1984 said
Ad. 5
Co do opuszczania – kto zdążył, ten zdążył, a kto nie, ten nie. Szanowny Wet3 nie wie chyba o Dekretach Benesza: http://pl.wikipedia.org/wiki/Dekrety_Bene%C5%A1a – kto więc wypisuje nieprawdę?
wet3 said
@ 6
Dekrety Benesza dotyczyly zabrania szwabom ich emerytur oraz doszczetna ich krytyka. Powod – brak lojalnosci szwabow wobec panstwa czeskiego. Opuszczenie terenow Czech (jak i Polski) przez szwabow to nakaz aliantow. Prosze dobrze zapoznac sie z orzeczeniem aliantow w tej sprawie.
Kazik said
Chcąc postraszyć moich znajomych , wysłałem im z Ukrainy po jednej pocztówce z pomnikiem bandery stephana i żadna do adresata nie trafiła .
wi42 said
Re: 3 Kazikh
To jest konkretna propozycja: lista (internetowa) promotorow zbrodni UPA.Majac taka liste mozna wystapic do rzadu o wydanie zakazu wjazdu do PL osob z tej listy i zalatwianie podobnych sankcji na terenie UE. To automatycznie upowszechniloby problem i zmusiloby wladze do zajecia stanowiska.
Czy to fantazja? Kto ma wiedze i czas aby zrobic dobry poczatek? Potem bedziemy sie wspomagac.
PS: Ostatecznie takie listy Unia tworzy dla urzednikow Lukaszenki, poniewaz przycznili sie do … zamkniecia na dwa tygodnie lub dni opozycjonistow lub obojenie kogo. Procedura formalna jest wiec opanowana, trzeba ja wykorzystac!
p.e.1984 said
Ad. 7
Panie wet3, proszę doczytać przynajmniej zawartość linka. Tam jest wyjaśnione, o co chodziło w Dekretach Benesza. Zapewniam, że nie o „emerytury Szwabów” się tu rozchodzi. Orzeczenie aliantów jedynie sankcjonowało te dekrety (i umożliwiało ich realizację), niemniej – to te dekrety są podstawą współczesnego uregulowania kwestii Niemców sudeckich w stosunkach międzynarodowych.
ZENON said
a moze tak trosze by powiedziec o działalnosci ak ? A bandera nie był ukraincem.
Easy Rider said
W tej zbrodniczej, zafałszowanej rzeczywistości, ukrywane są zbrodnie, których ujawnienie nie jest w interesie aktualnie rządzących. W okresie powojennym, nasi „przyjaciele” z Zachodu obłożyli cenzurą sprawę Katynia, bo ważniejszy był dla nich układ z Sowietami – niestety, cenzura sprawy Katynia to nie tylko blok sowiecki i tak trwało tam do końca lat 60. ub. wieku. Ta polityka Zachodu obejmowała również, chociaż z innych przyczyn – zapewnienie bezkarności zbrodniarzy ukraińskich po wojnie, którzy przedostali się na Zachód, przy czym Bandera jest tu tylko znaczącym przykładem, chociaż nietypowym, gdyż mimo wszystko (za upieranie się przy samostijnej Ukrainie) siedział w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen, gdzie – jak na ironię – przebywał również legendarny przywódca AK – Stefan Rowecki-Grot.
Dla odróżnienia – w okresie PRL-u wiele mówiło się o zbrodniach ukraińskich nacjonalistów, powstawały na ten temat głośne książki i filmy. Ale po 1989 r. sytuacja w Polsce powróciła do tej z lat powojennych na Zachodzie – znowu zbrodnie ukraińskie to temat tabu, bardzo niepoprawny politycznie, szczególnie zwalczany przez Ministerstwo Prawdy z Czerskiej. Za to ze zdwojoną siłą, jakby na zasadzie kompensaty, nagłaśniano Katyń i inne zbrodnie sowieckie, a trzeba tutaj dodać, że zbrodnie niemieckie też stały się niepoprawne politycznie, bo Niemcy to sojusznicy w NATO, zresztą i taki sprawcami byli „naziści” bez narodowości. Teraz w ramach nowej, urzędowej przyjaźni polsko-rosyjskiej, również Katyń stanie się niepoprawny politycznie, tym bardziej, że przypomina katastrofę smoleńską. Wkrótce okaże się więc, że nie było żadnych zbrodni na narodzie polskim w okresie II wojny światowej, mało tego – to Polacy są winni holokaustu. Wtedy nie pozostanie nic innego, jak rozwiązać IPN, bo czy będzie nadal miał sens istnienia, zajmując się tylko zbrodniami „komuny”, których nagłaśnianie, ze względu na narodowość sprawców, łatwo będzie można podciągnąć pod antysemityzm?
@11.
Bandera nie był narodowości polskiej, tylko miał obywatelstwo polskie – no bo jakie mógł mieć na tych terenach do wybuchu wojny? Trzeba zresztą dodać, że z tego powodu Bandera został pozbawiony tytułu Bohatera Ukrainy przez Naczelny Sąd Administracyjny Ukrainy. Link: http://narodowcy.net/bandera-nie-jest-bohaterem-ukrainy/2011/01/12/ . Według tegoż Sądu Administracyjnego, tytuł taki może otrzymać tylko obywatel Ukrainy – czyli państwa powstałego w 1991 r. Wynika z powyższego, że polskie polityczne i medialne prostytutki chcą być bardziej ukraińskie niż Ukraińcy.
Easy Rider said
Errata @12 – nie polskie, tylko polskojęzyczne, polityczne i medialne prostytutki.
Inkwizytor said
Zenon chachlaku ja was wyczuwam na kilometr 🙂
kazikh said
Admin!
Jakaś gnida miesza na tej stronie!
Post nr.8 nie został przez mnie napisany.
Proszę o jego usunięcie.
Marucha said
Re 15:
Dlaczego gnida?
Kazik i Kazikh to różne ksywki.
Kazik said
ad 15 . Kilka odkrytych kartek pocztowych wysłałem z poczty na Ukrainie z wyjaśnieniem co to za typ na tym pomniku jest . Z tego powodu wylądowały w koszu na śmieci . Napisałem prawdę i na temat . A moje nazwisko kończy się na icz a nie na da . Pozdrawiam .
aga said
ad.zenon
AK w przeciwieństwie do bandziorów – rzeźników z oun-upa walczyla z przeciwnikiem pod postacią żołnierzyniem czy sowieckich , a nie mordowała siekierami, widłami,piłami kobiet,dzieci,starców!!!
Rzeźnicy od uboju zwierząt maja więcej człowieczeństwa niż miały te bestie upowskie.
armia ukraińska = dzicz i bestie w ludzkiej skórze, i jak to bestie tchórzliwe ,bo starć z żołnierzami unikali a napadali przede wszystkim na bezbronną ludność cywilną!!!!
Mieczyslaw said
Myśmy wszystko zapomnieli
Rafal Ziemkiewicz
http://nczas.home.pl/publicystyka/ziemkiewicz-mysmy-wszystko-zapomnieli/
28/04/2008
Trudno wierzyć Polakom, gdy twierdzą, że w sprawie Katynia czy wypędzeń chodzi im tylko o prawdę, nie o politykę, skoro w stosunkach z Ukrainą jednoznacznie rezygnują z prawdy właśnie w imię polityki.
W tym roku obchodzimy 65. rocznicę rzezi Polaków, Żydów, Czechów oraz Ukraińców dokonanej na Wołyniu przez ukraińskich nacjonalistów. Mówiąc ściśle, jest to rocznica największego nasilenia mordów, które przypadło na letnie miesiące roku 1943. Systematyczna eksterminacja ludności Wołynia zaczęła się bowiem już w roku 1942 i kontynuowana była aż do zajęcia tych terenów przez Armię Czerwoną w roku 1944.
Z wołyńskich Polaków ofiarami tej ogromnej i wyjątkowo zbrodniczej „czystki etnicznej” padło co najmniej 60 tys., najprawdopodobniej jednak znacznie więcej ludzi – głównie kobiet, dzieci i starców. Sprawcy nie tylko zabijali całe rodziny, ale niszczyli materialne ślady obecności Polaków: burzyli domy, kościoły, a nawet wycinali sady. Do dziś w miejscu wielu przedwojennych polskich osad straszą pustki. Gdzieniegdzie znaleźć można skromny krzyż, za możliwość postawienia którego potomkowie ocalałych zapłacić musieli ocenzurowaniem upamiętniających pomordowanych napisów. Mówią one o „ofiarach tragedii”, „zajść” lub „wypadków”; nazwanie mordu po imieniu wciąż jest na tych terenach nie do pomyślenia.
Z licznych zbrodni, jakich w wieku XX, wieku ludobójstwa, dokonano na Polakach, los tej jest szczególny o tyle, że jest bodaj jedyną, którą Polacy dobrowolnie wymazują z pamięci. Oburzamy się, gdy Rosjanie odmawiają uznania mordu katyńskiego za ludobójstwo i kiedy pamięć o nim starają się zatrzeć sfabrykowanym oskarżeniem Polski o wymordowanie kilkudziesięciu tysięcy jeńców z wojny 1920 r. Oburzamy się, gdy swe winy wobec Polaków relatywizują Niemcy, za pomocą całego szeregu przedsięwzięć usiłując się przedstawić jako co najmniej w równym stopniu ofiary II wojny.
I słusznie. Ale jednocześnie władze polskie oraz znaczna część elit intelektualnych gorliwie współpracują w zakłamywaniu pamięci o Wołyniu, zacieraniu winy ideologii, która za nią stała, i zbrodniarzy, którzy jej dokonywali, oraz w relatywizowaniu rozmiarów tragedii. Uchwała, którą pięć lat temu Sejm RP odważył się uczcić pamięć ofiar, to szczyt politycznie poprawnego bełkotu, z którego można wywnioskować tylko tyle, że jakieś bliżej niesprecyzowane ofiary zginęły wskutek tajemniczej klęski żywiołowej. W podobnym tonie utrzymane są nieliczne wystąpienia polskich przywódców, nie wykluczając prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jednocześnie z wielką gorliwością podchwytują nasze środowiska opiniotwórcze propagandową tezę ukraińskich nacjonalistów, iż zbrodnie miały charakter wzajemny, symetryczny i nie ma co wymierzać rozmiarów winy każdej ze stron.
Jest to teza sprzeczna z faktami i tak horrendalna, jak gdyby jakiś polityk niemiecki zwracał się dziś do Żydów słowami: różnie to było między naszymi narodami, wy zadaliście naszej armii cios w plecy w czasie wojny i okradaliście nas w czasie wielkiego kryzysu, my się potem za to mściliśmy, no, może ponad miarę, ale czas już zapomnieć stare spory, podać sobie ręce i więcej do tego nie wracać. I gdyby jeszcze w tym samym czasie w Berlinie nazwano jedną z ulic imieniem Bohaterów SS, argumentując, że mimo kontrowersji związanych z tą formacją, jej żołnierze bili się za Niemcy bardzo dzielnie.
Podobnie argumentowali członkowie zdominowanej przez nacjonalistów rady miejskiej Lwowa, która właśnie teraz, w 65. rocznicę rzezi wołyńskich przemianowała dotychczasową ulicę Turgieniewa na Bohaterów UPA. Godząc się na fałszowanie historii i spychając zbrodnie w niepamięć, czynią Polacy rzecz podwójnie godną najwyższego potępienia. Haniebną – bo zbrodnia domaga się prawdy, a pojednanie nie jest żadną wartością, gdy opiera się na kłamstwie. Ale także głupią, bo odrodzenie tradycji ukraińskiego nacjonalizmu spod znaku OUN i wzrost jego znaczenia na ukraińskiej scenie politycznej to scenariusz bardzo i dla nas, i dla całego regionu niekorzystny. Przykładając więc rękę do jego rehabilitacji, działamy wbrew żywotnym interesom naszego państwa.
Nie ma żadnej symetrii, jak usiłuje się to w niektórych kręgach twierdzić, pomiędzy działaniami ukraińskimi i polskiej Samoobrony oraz oddziałów Armii Krajowej. Na Wołyniu nie było żadnej wojny domowej, nie było też starć etnicznych pomiędzy mieszkańcami, w rodzaju tego, co stało się na terenach byłej Jugosławii. Na Wołyniu mieliśmy do czynienia z planowym ludobójstwem, realizowanym przez organizację wyznającą zbrodniczą ideologię, którą w przybliżeniu określić można mianem ukraińskiej odmiany faszyzmu i nazizmu (udział w mordach ludności miejscowej, acz częsty, miał charakter pomocniczy i inspirowany przez regularne jednostki).
Prawodawca ideolog ukraińskiego nacjonalizmu Dmytro Doncow był zresztą zagorzałym wielbicielem Mussoliniego i Hitlera, których dzieła tłumaczył na ukraiński i z inspiracji których korzystał przy tworzeniu zrębów programu założonej w 1929 r. Organizacji Nacjonalistów Ukraińskich, OUN, której zbrojnym ramieniem była późniejsza „powstańcza armia” UPA. Jego opus magnum „Nacjonalizm” wraz z kolportowanym przez OUN „Dekalogiem ukraińskiego nacjonalisty” oraz inspirowaną Doncowem książką Mykoły Sciborskiego „Władza narodowa” stanowiły biblię ideologii, która do „oczyszczenia” Ukrainy z cudzoziemców – ale także z „elementu antynarodowego” wśród etnicznych Ukraińców – wzywała najzupełniej otwarcie, sankcjonując jako konieczność masową eksterminację oraz zalecając „spadkobiercom chwały Włodzimierzowego Tryzuba” podstęp, nienawiść i niecofanie się przed żadną zbrodnią, której wymagać będzie „dobro sprawy”. Podkreślmy tu zaś, że „dobro sprawy”, czyli utworzenie Wielkiej Ukrainy „na granicy dwóch światów” – a więc niebędącej ani Zachodem, ani Wschodem – wymagało według Doncowa i Sciborskiego nie tylko całkowitego usunięcia z niej obcych, ale także, podobnie jak głosiły to inne tego typu ideologie, likwidację „złych” Ukraińców. Tych, którzy, używając języka wymienionych wyżej dzieł, „schłopieli”, weszli w związki rodzinne z Polakami bądź Żydami, ulegli miazmatom demokracji, liberalizmu i innych rozkładowych ideologii. Chronologicznie rzecz ujmując, pierwszymi ofiarami OUN-UPA byli właśnie tacy źli Ukraińcy, stojący nacjonalistom na drodze do rządu dusz i budowy „narodowego” państwa; mordy rozpoczęto od tych, których oskarżano o współpracę z Sowietami przed czerwcem 1941 r., przy czym kategorię kolaboracji traktowano tu bardzo szeroko, rozciągając ją między innymi na żołnierzy Armii Czerwonej (którzy wszak nie wstępowali do niej dobrowolnie).
Wielu Ukraińców, dostawszy się do niewoli, było w pierwszym okresie wojny z Sowietami zwalnianych do domu, gdzie, jeśli odmawiali wstąpienia w szeregi UPA, byli często mordowani. Z rozmowy z jednym z ostatnich żyjących członków polskiej Samoobrony na Wołyniu wiem, iż niektórzy ze zwalnianych przez Niemców jeńców ukrywali się przed upowcami w szeregach polskich formacji partyzanckich.
Trudno dziś oceniać, jakim rzeczywistym poparciem cieszyła się sformułowana przez Doncowa ideologia, zwłaszcza w jej najbardziej wyrazistym wydaniu (nie przypadkiem „Dekalog…” zalecał, by „o sprawie nie mówić z kim można, ale z kim trzeba”). Najskuteczniej uwodziła ona młodych. W relacjach ocalonych z rzezi powtarza się ten wątek: tymi, którzy starali się ich ochronić, ratować, którzy ukrywali przed rezunami polskie dzieci, byli zwykle Ukraińcy starsi wiekiem. Wielu z nich przypłaciło to życiem.
Z raportów polskiego podziemia można szacować, że ukraińskich ofiar OUN-UPA, które padły wraz z Polakami na Wołyniu, było co najmniej kilkanaście tysięcy, być może znacznie więcej. Nie wszyscy dawali się porwać zainspirowanej przez UPA orgii morderstw, nie wszyscy poddawali się stosowanym przez podwładnych Bandery procedurom „wychowawczym”, polegającym na udowodnianiu pod okiem rezunów swej lojalności wobec „samostijnej” własnoręcznym mordowaniem polskich sąsiadów. Szczególnie pilnowano, aby lojalności takiej dowiedli członkowie rodzin mieszanych. W zdawkowych, „pojednawczych” wzmiankach o losie Wołynia powtarza się dziś: „zginęło około 100 tysięcy Polaków, a po stronie ukraińskiej było około 30 tysięcy ofiar”, stwarzając w ten sposób u niezorientowanych (a zrobiono wiele, aby ta historia mało komu była znana) wrażenie, że owe 30 tysięcy zabitych Ukraińców to ofiary jakichś polskich „akcji odwetowych.
Tymczasem większość z nich to również ofiary ukraińskiego nacjonalizmu. Tym, co wyróżnia rzezie na Wołyniu spośród wszystkich znanych historii zbrodni etnicznych, jest niewiarygodne bestialstwo zbrodniarzy. Ani stalinowskie NKWD, ani hitlerowskie Einsatzgtruppen nie popisywały się osobistym okrucieństwem. Rezuni OUN-UPA oraz innych nacjonalistycznych formacji wydawali się natomiast znajdować w nim szczególne upodobanie.
Oficjalni kurierzy rządu londyńskiego i dowództwa AK, delegowani w 1942r. do rozmów z dowództwem UPA o wspólnej walce z Niemcami, nie zostali przez rezunów po prostu rozstrzelani, ale rozerwani żywcem końmi. Podobnie pastwiono się nad zwykłymi ofiarami mordów. Nawet człowiekowi o silnych nerwach trudno wytrzymać lekturę wspomnień, w których nieustannie powtarza się wyrywanie języków, wydłubywanie oczu, wbijanie w głowy gwoździ, wypruwanie ciężarnym kobietom płodów, obcinanie kończyn, pracochłonne i makabryczne profanowanie zwłok i zadawanie wszelkich wyrafinowanie sadystycznych mąk. Trudno orzec, na ile były to przejawy zdziczenia morderców, a na ile efekt zimnej kalkulacji – chodziło wszak o to, żeby na tych, których wymordować się nie da, rzucić taki postrach, by opuścili ziemie Wielkiej Ukrainy jak najszybciej.
Jest zrozumiałe (co bynajmniej nie znaczy, usprawiedliwione), że ludzie, którym w tak okrutny sposób wymordowano całe rodziny, szukali czasem szaleńczo zemsty. Znacząca była liczba Polaków, którzy dla jej dokonania wstępowali w szeregi formacji niemieckich, by brać udział w eksterminacji ludności ukraińskiej. Dochodziło także do mordów na Ukraińcach dokonywanych przez formacje Polski podziemnej. Skala takich wydarzeń była jednak nieporównywalnie mniejsza, niż zaplanowane z zimną krwią i prowadzone systematycznie ludobójstwo OUN-UPA (w lipcu 1943 r., miesiącu największego nasilenia terroru, jej oddziały eksterminacyjne pojawiły się w ponad 500 miejscowościach). Używanie ich dziś jako post factum usprawiedliwienia dla masakr jest fałszowaniem historii.
A fakt podstawowy, który nie ulega kwestii, jest taki: przy wszystkich błędach i niegodziwościach sanacyjnej polityki wobec mniejszości narodowych, Polacy nigdy nie planowali eksterminacji ludności ukraińskiej, nigdy nie stworzyli ideologii usprawiedliwiającej masowe zbrodnie, nigdy do nich nie nawoływali i nie wychowywali w takim duchu swojej młodzieży. Od samego początku rzezi wołyńskich na różnych szczeblach AK wydane zostały rozkazy surowo zakazujące zemsty, zabijania cywilnych Ukraińców, kobiet i dzieci. Za ich łamanie stawiano przed sądem polowym. W tym samym czasie z dowództwa UPA do jej oddziałów płynęły rozkazy treści dokładnie przeciwnej, nakazujące wykorzystać sprzyjający moment do zlikwidowania ludności polskiej „z korzeniami”.
Można zrozumieć, dlaczego współcześnie Ukraińcy nie kwapią się do odkrywania dla siebie tej historii. Naród, który doznał w swej najnowszej historii cierpień nie mniejszych niż Polacy, a o niepodległość miał szansę upomnieć się dopiero w latach ostatnich, rozpaczliwie potrzebuje mitu, na którym mógłby oprzeć swą tożsamość. Tworzy się więc mit UPA jako bohaterskiej partyzantki walczącej z okupantem niemieckim i sowieckim. Mit uprawdopodobniony faktem, iż ukraińscy nacjonaliści w istocie zostali potem wytępieni przez Sowietów (choć w różnych okresach, zgodnie z zalecaną przez Doncowa przebiegłością, korzystali z logistycznego wsparcia zarówno NKWD, jak i hitlerowców).
W warunkach wojny żadna partyzantka nie może mieć jednorodnego charakteru, bez wątpienia nie cała UPA wyrastała z nacjonalistycznej ideologii i nie wszystkich jej żołnierzy można uważać za winnych zbrodni. Ale ocena zarówno tej ideologii, jak i ludobójstwa, do którego doprowadziła, musi być jednoznaczna. Jakkolwiek byłoby to dla Ukraińców bolesne, nikt nie potrzebuje tego rozliczenia bardziej niż oni sami. Nie jest bez znaczenia, czy za swych bohaterów uznają rezunów, czy tych Ukraińców, których za „schłopienie” i brak narodowego ducha mordowali oni tak samo jak Polaków.
Na ukraińskie problemy z tożsamością nie mamy wpływu, trudno jednak usprawiedliwiać haniebną ustępliwość, z jaką Polska rezygnuje z przypominania prawdy, a część opiniotwórczych elit reaguje histerią na każdą wzmiankę o OUN czy na użycie oczywistego w tej sytuacji słowa „ludobójstwo”. Pamięć o rzeziach wołyńskich kultywuje dziś jedynie grupka wymierających z wolna kresowiaków, zapędzonych przez media do getta narodowo-radykalnych „oszołomów”. Zamiast upominania się o prawdę, mamy od kilkunastu lat gorszący spektakl uciszania tych, którzy za dobrze pamiętają, w imię opacznie rozumianej geopolityki i „pojednania”.
To nie tylko ze strony Polski nikczemne – żyję już wystarczająco długo, by wiedzieć, że sprawiedliwość, przelana krew i tym podobne sprawy nie znaczą w polityce więcej niż przysłowiowy zeszłoroczny śnieg. Ale właśnie ze względów politycznych to, co robimy, jest skrajną naiwnością i głupotą. Wspierając historyczne kłamstwo o „wzajemnych krzywdach” i UPA, bynajmniej nie pomagamy zaprzyjaźnionym ukraińskim demokratom w formowaniu nowoczesnej świadomości narodowej Ukrainy. Jest to naiwność. Przeciwnie, co pokazują ostatnie lata, rola nacjonalistów, w mniej lub bardziej zawoalowany sposób podejmujących sztandary OUN, jest w obozie pomarańczowych coraz większa. Każdy postawiony UPA pomnik, każda publikacja fałszująca historię, na którą Polska nie reaguje, wzmacnia ich pozycję i uwiarygodnia ich. Nie od rzeczy też będzie dodać, iż zadaje kłam naszej polityce historycznej _ trudno wierzyć Polakom, gdy twierdzą, że w sprawie Katynia czy wypędzeń chodzi im tylko o prawdę, nie o politykę, skoro w stosunkach z Ukrainą jednoznacznie rezygnują z prawdy właśnie w imię polityki.
Zasadniczy błąd naszego postępowania polega jednak na tym, że nacjonaliści upowszechniający mit bohaterskiej UPA nie zbudują dobrych stosunków z Polską ani z całą Europą. Historyczne krzywdy Polaków mało świat obchodzą, ale już z pamięcią Holokaustu, który ma swoją straszną ukraińską kartę, jest inaczej. Obecność w życiu politycznym Ukrainy pogrobowców Bandery to wymarzony argument dla Rosji i wystarczający powód zatrzaśnięcia przed Ukrainą drzwi do Unii Europejskiej i NATO, czemu podobno chcemy przeciwdziałać. Tchórzliwe chowanie się za frazesami o wzajemnych winach i „tragicznych wydarzeniach” nie prowadzi do niczego. Jedynym ich skutkiem jest to, że gdy w wolnej już Polsce zapalimy dziś ofiarom Wołynia rocznicowe znicze, towarzyszyć temu powinna nie tylko żałoba, ale także palący wstyd za sprzeniewierzenie się pamięci ich męczeństwa.