Na nic argumenty, protesty, prośby i błagania. Polskie szkoły będą znikać. Samorządowcy zasłaniają się rachunkami, bilansami i kosztami, ale jak pokazuje przykład Poznania, szkoły są likwidowane na dziko i na chybił trafił. Uczniowie, rodzice, nauczyciele i dyrektorzy są zrozpaczeni. – Za chwilę nie będzie niczego. Jak u Kononowicza – mówią jednym głosem i załamują ręce.
Z danych Ministerstwa Edukacji Narodowej wynika, że ze szkolnej mapy zniknie we wrześniu 1800 placówek! Liczba niestety może być nawet wyższa, bo uchwały niektórych gmin i powiatów dotrą do wojewódzkich kuratoriów oświaty z opóźnieniem.
Argumenty, że likwidacja to wynik niżu demograficznego i rosnących kosztów utrzymania, to tylko zasłona dymna. Jak pokazuje przykład Gimnazjum nr 24 w Poznaniu, likwidowane są też tanie i oblegane placówki.
Radni Platformy Obywatelskiej w Poznaniu zdecydowali bowiem o woli likwidacji jednej z najlepszych szkół w regionie, która ma świetne wyniki w nauce, osiągnięcia sportowe, jedyną w Polsce klasę muzealną i stały nabór.
– Nie rozumiemy tego i nie możemy się z tym zgodzić. Uczniowie czują się w tej szkole świetnie. Nauczyciele stwarzają im znakomite warunki do nauki – mówi Joanna Augustyniak, mama Emila, który uczy się w Gimnazjum nr 24.
– Niestety, jak zdecydowali radni, od września pierwszych klas już nie będzie. Musimy odsyłać chętnych uczniów z kwitkiem – mówi Maria Zaremba, dyrektor Gimnazjum nr 24 w Poznaniu, która wciąż nie może się pogodzić z postawą rajców.
Dla poznańskich dzieci, ale i setek tysięcy innych w całej Polsce, zamykanie szkół oznacza jedno: masowe placówki, w których uczyć się będą na kilka zmian, anonimowość, gorsze wyniki w nauce, a nawet wzrost przestępczości.
– W małym gimnazjum, w którym nauczyciele znają swoich uczniów, nie ma tego typu kłopotów wychowawczych – dodaje dyrektor Zaremba.
Niestety, dopóki władze traktować będą oświatę jak biznes, a nie inwestycję, polskie szkoły skazane są na wymarcie.
Ewa Mroczkowska
http://www.se.pl