Niech se ten stary papież gada, my robimy po swojemu
Posted by Marucha w dniu 2012-10-09 (Wtorek)
Katecheza Benedykta XVI z 27 czerwca AD 2012
Hymn z Listu do Filipian daje nam dwa ważne wskazania dla naszej modlitwy. Pierwsze to wezwanie „Panie” skierowane do Jezusa Chrystusa, siedzącego po prawicy Ojca: On jest jedynym Panem naszego życia, pośród wielu „panujących”, którzy chcą nim kierować i przewodzić. Z tego względu koniecznie trzeba mieć skalę wartości, w której prymat należy do Boga, aby wraz ze św. Pawłem powiedzieć: „wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego” (Flp 3,8). Spotkanie ze Zmartwychwstałym sprawiło, że zrozumiał, iż tylko On jest jedynym skarbem dla którego warto poświęcić swoje życie.
Drugie wskazanie to prostracja, „zginanie się każdego kolana” na ziemi i na niebie, przywołujące wyrażenie proroka Izajasza, w którym wskazuje, że wszystkie stworzenia muszą oddawać cześć Bogu (por. 45, 23). Przyklęknięcie przed Najświętszym Sakramentem, czy klękanie do modlitwy wyrażają właśnie postawę adoracji wobec Boga, także poprzez postawę ciała. Dlatego ważne jest, aby wypełniać ten gest nie z nawyku i w pośpiechu, ale z głęboką świadomością. Kiedy klękamy przed Panem, wyznajemy naszą wiarę w Niego, uznajemy, że On jest jedynym Panem naszego życia.
Tyle papieskiej teorii. A teraz skrzecząca rzeczywistość:

Bazylika Trójcy Przenajświętszej, Fatima,
konsekrowana przez Tarsycjusza kard. Bertone w 2007 r.
Brak klęczników.

Kaplica Adoracji Najświętszego Sakramentu tamże.
Konsekrowane przez abp Artura Roche, sekretarza Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Tabernakulum wyrzucone z kaplicy na bok, klęczników i ławek brak.

Typowy „(neo)kościół Nowej Ewangelizacji”,
projektant: Kiko Arguello, przyjaciel Pawła VI, bł. Jana Pawła II i Benedykta XVI; tabernakulum wyrzucone na bok, w centrum stół z menorą, ławek i klęczników brak. Komunia św. w wielu wspólnotach neo nadal przyjmowana na siedząco.

Katedra w Reggio Emilia, do niedawna w nawie stały sobie ławki z klęcznikami, niestety, na mocy decyzji ordynariusza, abp. Adriana Caprioli, na ich miejsce wstawiono składane krzesełka.

Krypta pod nowym kościołem w San Giovanni Rotondo. Na mocy decyzji ks. prał. Kryspina Valenziano, ławki pozbawiono klęczników.

Kościół Matki Bożej Większej w Trydencie. Jak widać ławki i balaski, które stały jeszcze w latach 70-tych ubiegłego stulecia wywędrowały w nieznanym kierunku – a to na polecenie abpa Ludwika Bressana

Na koniec – kościół św. Franciszka Salezego, konsekrowany przez kard. Ruiniego w 2005 r. Tradycyjnie już – klęczników brak. W końcu to Rzym i do papieża daleko.
Napisał Dextimus dnia 7.10.12
http://breviarium.blogspot.se
Pozbawienie papieża dużego zakresu władzy w Kościele na rzecz „kolegializmu” musiało doprowadzić do sytuacji, w której jawna i bezczelna krnąbrność biskupów pozostaje praktycznie bezkarna. To też jeden z osławionych dobrych owoców II Soboru Watykańskiego, ułatwiający przebierańcom w szatach biskupich rozwalanie Kościoła od środka.
Kolegializm oznacza wprowadzenie do Kościoła demokratycznych idei nowoczesnych wspólnot i w ostatecznym efekcie obalenie zasady autorytetu. Choć jest on mniej widoczny niż ekumenizm, został jednak gruntownie zaszczepiony poprzez reformy w Kurii oraz mnożenie synodów i konferencji biskupich.
Admin.
Komentarzy 11 do “Niech se ten stary papież gada, my robimy po swojemu”
Sorry, the comment form is closed at this time.
latarnik said
Jak tak sobie myśle to dochodzę do wniosku, że demokracja to zło. Była by dobra gdyby udzie byli dobrzy, mieli dużą wiedzę i nie dawali się manipulowac. Zresztą najbardziej znany fragment Nowego Testamentu w którym mamy doczynienia z demokracją to wybór dany żydom przez Piłata kogo ma uwolnic: Jezusa czy Barabasza. Wiemy jak się to skończyło.
Monarchia nie jest idealna, bo oczywiście czlowiek nie jest idealny, ale jednak chyba dużo lepsza niż demokracja. Zresztą nie bez powodu miały miejsce te wszystkie „oddolne” i „spontaniczne” rewolucje mające na celu obalenie monarchii w europejskich krajach.
olagordon said
pozwolę sobie zamiescić wczesniej nie publikowany rozdzial 9 książki „The Broken Cross”, żeby pokazać to co się dzieje – po czynach ich poznacie. Jesli sie naraze to trudno.
Wygięty krzyż
Piers Compton
Rozdział 9
O zmiano, większa niż eksplozja, rozwaga, czy wiara! – Milton
Ten rozdział pisałem z pewnymi obawami. Bo z jednej strony prowadzi, w dalszej części, do wydarzeń, które są zaskakujące, obsceniczne, bezczeszczące, które miały miejsce w budynkach konsekrowanych przez rytuał i historię, które nadal praktykujący katolicy wolą ignorować. Choć z drugiej strony zajmuje się nauczaniem Kościoła o Mszy, a raczej, czego Kościół uczył o Mszy, gdy jeszcze przemawiał z autorytetem, uznawanym nawet przez tych, którzy odmawiali jego uznania.
Konieczne jest zatem, aby wyjaśnić zrozumienie tym, którzy nie są zaznajomieni z tą nauką, rzucić okiem na kilka istotnych aspektów tej kwestii.
Msza nie była tylko nabożeństwem. Była głównym aktem w życiu Kościoła, wielką tajemnicą, w której poświęcano chleb i wino, by stały się faktycznym ciałem i krwią Chrystusa. Była to ofiara kalwaryjska składana od nowa, gwarancja zbawienia dokonana przez Chrystusa, który tam był, na ołtarzu, pod świętą postacią chleba („To jest Ciało moje”) i wina.
Kiedy wcześniej katolik znalazł się w obcym miejscu, Msza była tam punktem zbornym dla jego kultu. Tak to było, z kilku niewielkimi zmianami, dla katolików łacińskich od pierwszych wieków chrześcijaństwa (zaczynając, z grubsza, od VII w.) w historii. I tak pozostawałoby nadal, Kościół nauczał i wierni wierzyli, aż do końca czasów, ostoja przed błędami, która inspirowała aurę świętości, czy imponujący hokus-pokus, nazywaj to jak chcesz, uznawaną zarówno przez wyznawcę jak i niewierzącego.
Typowe dla tych, którzy wiedzieli, że był to liberał i protestant, Augustine Birrell, 1850-1933, był kiedyś sekretarzem do spraw Irlandii. „To Msza się liczy”, powiedział. „To Msza robi różnicę, tak trudną do zdefiniowania, pomiędzy krajem katolickim i protestanckim, między Dublinem i Edynburgiem”.
Wyjątkowa jakość tego, co można nazwać, w języku potocznym, punktem zwrotnym w religii, zawsze miała wpływ na plany tych, którzy postanowili pokonać Kościół. Msza zawsze była dla nich przeszkodą, która musiała zostać zniszczona zanim ich atak mógł robić postępy. Była oczerniana jako podstawowy przesąd, tylko działania rąk, przy akompaniamencie słów, które oszukiwały zbyt łatwowiernych. Ten atak był najcięższy, i częściowo udany, w XVI wieku, a gdy Kościół odzyskał oddech, zwołał Sobór, który wziął swoją nazwę od miasteczka Trent, które później stało się włoską prowincją, gdzie zdefiniowano zasady kontrreformacji. I te zasady przybrały kształt, w dużej mierze, centralnego punktu, którego nigdy nie stracił z oczu – Mszy.
Było to skodyfikowane przez Piusa V, przyszłego świętego, który rozpoczął życie jako pastuszek, i który, zgodnie z wyrokiem Rzymu, oświadczył, że małżeństwo Henryka VIII z Anną Boleyn było nieważne, i że ich dziecko, królowa angielska Elżbieta I, była zatem zarówno heretyczką, jak i bękartem. I od tego czasu potwierdzenie jego zdecydowanego, bezkompromisowego, ale zawsze godnego wybuchu, wiązało ze starą katedrą romańską w Trent, miejscu, które daje nazwę trydenckiemu porządkowi Mszy, która miała być stosowana przez cały Kościół, i przez cały czas.
Zredagowany przez niego Mszał , w którym to zadekretował, nie pozostawia co do tego żadnych wątpliwości:
„W żadnym czasie w przyszłości, nie można nigdy zmusić księdza do skorzystania z innego sposobu odprawiania Mszy. I aby raz na zawsze uniknąć jakichkolwiek wyrzutów sumienia i strachu przed karą kościelną i napiętnowaniem, my oświadczamy, że na mocy naszej apostolskiej władzy, dekretujemy i postanawiamy, że ten obecny porządek ma trwać w nieskończoność, i nigdy w przyszłości nie może być cofnięty lub zmieniony prawnie”.
Dekret specjalnie ostrzega „wszystkie osoby u władzy, bez względu na godność lub rangę, łącznie z kardynałami, oraz nakazuje im jako przedmiot ścisłego przestrzegania, nigdy nie używać lub zezwalać na żadne obrzędy i modlitwy Mszy, inne niż te zawarte w tym Mszale”.
Powtórzono to, jakby dla uczynienia podwójnie jasnym, nawet dla tych, którzy już byli skonwertowani, że on mówił o tym jako papież:
„I w ten sposób Sobór dochodzi do prawdziwej i autentycznej doktryny o tej czcigodnej i boskiej Ofierze Eucharystii – doktryny, którą Kościół Katolicki zawsze utrzymywał, i którą zachowa do końca świata, jak nauczył się od samego Chrystusa naszego Pana, od Apostołów, i od Ducha Świętego”.
Niektóre papieskie twierdzenia były bardziej kategoryczne. Msza, jak wiadomo, miała być zachowana w niezmienionej postaci i niezmiennie, przez cały czas. Ale kard. Bugnini, który utrzymywał się na swoim urzędzie po ujawnieniu jego przynależności do tajnego stowarzyszenia, i Paweł VI, który udawał, że nie wie nic o tym dokumencie, szybko uporali się z dekretem papieża św. Piusa V.
Później dowiedziano się, że jakieś 20 lat zanim II Sobór zrobił z tradycyjnego Mszału miazgę, pewien ksiądz-profesor otrzymał instrukcję, aby opracował plany stopniowych zmian liturgicznych, podczas gdy w grudniu 1963 r. Sobór wprowadził nowe praktyki i nową frazeologię, które, początkowo, miały niewielki wpływ na społeczeństwo.
Ale teraz papież Paweł i kard. Bugnini, z pomocą kard. Lercaro, parli do przodu, przy pomocy nie-katolików, których nazywali „autorytatywnymi ekspertami od świętej teologii”.
2. Wśród ekspertów wezwanych do dokonania zmian w Najświętszym Sakramencie Kościoła Katolickiego był jeden lub dwóch protestantów:
• kanonik Ronald Jasper
• Robert McAfee Brown, prezbiterianin
• brat Thurion, luteranin
• kalwinista, rabin, i pewien Joachim Jeremias, wczesniej profesor Gottingen University, który negował boskość Chrystusa.
Bugnini powiedział, że oni byli tylko obserwatorami, że nie zabierali głosu w dyskusjach nad zmianami. Ale oprócz faktu, że sami twierdzili, że brali aktywny udział w konsylium, że komentowali i przedstawiali sugestie, powinno się zapytać: dlaczego, nie mając ustalonego celu, w ogóle zaproszono ich do uczestnictwa?
Cokolwiek ta mieszanka zdecyduje, powiedział papież Paweł, będzie to „zgodne z wolą Boga”. Miało to również odpowiadać charakterowi „nowoczesnego człowieka”. A co wyłoniło się z ich obrad to był mszał Novus Ordo (Nowa Msza), prawdziwy znak czasu, co oznaczało, że miała się rozpocząć epoka „mini-Mszy,” i muzyki „pop” w Kościele, ze wszystkim prowadzącym do profanacji.
Takie innowacje wymagały ślepego posłuszeństwa od tych, którzy wierzyli, że zgadzanie się z tym co zostało powiedziane i zrobione przez kapłaństwo, zwłaszcza w kościele, było cnotą. Tym, którzy kwestionowali zmiany, powiedziano, żeby przestali osądzać. Jest to krnąbrne i nie podoba się Bogu; natomiast fakt, że wielu z nich stanowczo sprzeciwiało się zmianom, i odwróciło się od Novus Ordo, zarzucano, że byli w stanie grzechu śmiertelnego, i zadawali kolejne rany kochającemu Ojcu, który czekał, by ich powitać.
Po tym wszystkim, Watykan i jego główny rzecznik, papież Paweł, zatwierdzili zmiany. Rewolucja została osiągnięta, i to wszystko dla wspólnego dobra. Stary Mszał Rzymski stał się nieaktualny. Postępowcy byli uradowani. I teraz przystąpili do realizacji ich pierwotnego celu i parli do przodu.
Wiele z tego, co może na początku wydawać się drobnymi praktykami, znalazło się pod ich kontrolą. Przyklękanie i klękanie do Komunii świętej, okazały się niepotrzebne. Wchodzący do kościoła, którego wnętrze było mu od dawna znane, doznawał szoku, gdy okazało się, że być może bezcenny, wykonany z trawertynu ołtarz zastąpiono stołem, przy którym kapłan, którego teraz czasami nazywano przewodniczącym, stał przodem do ludzi, i, w niezgrabnym języku ojczystym, zamiast dawnej muzyki werbalnej (łacinę zawsze nienawidzili wrogowie Kościoła), wzywał wiernych do udziału w „biesiadzie”.
Teraz sposób przyjmowania Komunii znacznie się różnił.
Hostia może być podana na dłoń, jak pokazano kiedy papież Paweł celebrował Nową Mszę w Genewie. Pewną liczbę Hostii przekazano dziewczynie stojącej wygodnie w pobliżu, i ona dystrybuowała je na dłonie, czasem brudne czy klejące się, tych obok niej, lub na dłoń każdego przypadkowego gapia, który podszedł by zobaczyć co rozdawano.
Innym sposobem było umieszczenie wcześniej poświęconych opłatków w kielichu, następnie zaprosić ludzi by podeszli i częstowali się. Można wzbogacić smak chleba maczając go w winie. To do tej pory było wykluczone, żeby niekatolik otrzymał Komunię podczas Mszy. Ale papież Paweł wprowadził nową „aktualizację”, pozwalając zdeklarowanej prezbiteriance, pannie Barberinie Olsen, otrzymać opłatek.
Przykład ten najpierw zastosował kard. Bea, a po nim kard. Willebrands, co pozwoliło ich biskupom na wydanie otwartego zaproszenia; a potem kard. Suenensa, na zakończenie Kongresu w Medellion, Kolumbia, wezwać wszystkich bez wyjątku do przystępowania z otwartymi ustami lub wyciągniętą dłonią.
Bardziej decydująca bitwa toczyła się w Rzymie, gdzie Nowa Msza Bugniniego została odprawiona w Kaplicy Sykstyńskiej. Zdecydowana większość obecnych biskupów głosowała przeciwko. Faktyczne liczby były 78 do 207 przeciwnych. Ortodoksyjny kard. Ottaviani, który nigdy nie marnował głosu, zbadał tekst zwandalizowanej wersji, i stwierdził, że zawierała jakieś 20 herezji.
„Nowa Msza”, powiedział, „radykalnie odbiega od doktryny katolickiej i demontuje całą obronę Wiary”.
Ten sam pogląd wyraził kard. Heenan z Westminsteru:
„Stare przechwalanie się, że Msza wszędzie jest jednakowa… już nie jest prawdą”.
Ottaviani był szefem Świętego Oficjum, które sprawowało opiekę nad wiarą i moralnością. Papież Paweł ograniczył Oficjum, i przyciął pazury kardynała, i był tak zirytowany jego negatywnym głosem, że zakazał Nowej Mszy kiedykolwiek stać się przedmiotem głosowania. Od tej pory nadano jej oficjalną, ale nie popularną sankcję.
Tysiące ludzi, którzy nie tolerują formy Mszy, która była mniej godna niż protestanckie nabożeństwo Komunii, albo odeszli, albo przestali chodzić do kościoła. Wielu księży poszło ich śladem. Tym, którzy pozostali przy niepodważalnym orzeczeniu Piusa V na temat Mszy, zagrożono zawieszeniem, a nawet ekskomuniką.
Jednym z pierwszych, na którego nałożono anatemę za celebrowanie starej Mszy był o. Carmona z Acapulco, w Meksyku, ksiądz, który żył daleko od sceny napięć. Bp Ackermann z Covington, USA, mając w swojej diecezji wielu ortodoksyjnych, a tym samym opornych księży, skarżył się bezradnie: „Co mogę zrobić? Nie mogę wsadzić ich do więzienia”. Ich wątpliwości zawarto w pytaniu, na które odpowiedź pozostawiono papieżowi Pawłowi – czy wprowadzenie nowej Mszy było początkiem wieku nowych ciemności na ziemi, czy zapowiedzią bezprecedensowego kryzysu w Kościele?
Odmówił udzielenia odpowiedzi. Z takim samym murem milczenia spotkała się delegacja księży, którzy błagali o przywrócenie tradycyjnej Mszy; podczas gdy tysiące z kilku części Europy, którzy udali się do Rzymu w tym samym celu, odtrącono.
Ci, którzy doprowadzili do zmian nie działali na ślepo. Postępowali zgodnie z planem, z tajemniczym planem, który jest tematem tej książki. Przyszłość była w ich rękach, a pewny sposób, w jaki to przyjęli, stał się jasny w artykule w L’Osservatore Romano, który przedstawił całkiem beznadziejną przyszłość czekającą tych kapłanów, którzy odważyli się rozgniewać Watykan, wykonując obowiązki, do których zostali wyszkoleni. Oni, powiedział artykuł, stali się „bezgłowymi, autonomicznymi kapłanami, na których czeka jałowe, nędzne życie. Bez ochrony w przyszłości, bez awansu w hierarchii, bez spodziewanej emerytury na koniec swojej posługi”.
Ktoś kto był najbardziej gorliwy w promowaniu zmian, wyśpiewywał pochwały w następujący sposób: „To jest inna liturgia Mszy. Chcemy powiedzieć to jasno. Obrządek rzymski jaki znamy, już nie istnieje. Zniknął. Niektóre mury konstrukcji rozpadły się, inne zostały zmienione. Możemy patrzeć na to teraz jak na ruiny, lub jak na betonowy fundament nowego budynku. Nie wolno nam płakać nad ruinami, czy marzyć o rekonstrukcji historycznej. Otwierajmy nowe możliwości, albo będziemy potępieni, jak Jezus potępił faryzeuszy”. [1]
Papież Paweł był równie ekstremalny w sprawie zatwierdzenia wyników komisji ds. liturgii II Soboru:
„Stary ryt Mszy jest faktycznie wyrazem wypaczonej eklezjologii”.
Czytając to, niektórym mogła się przypomnieć Przysięga Starej Koronacji, która brzmi: [2]
„Przysięgam nie zmieniać nic z otrzymanej tradycji, i nic z tego co zastałem, przede mną strzeżonych przez moich miłych Bogu poprzedników, nie naruszać, nie zmieniać, lub nie pozwalać na innowacje w nich.
„Przeciwnie, z żarliwym uczuciem pełnym czci, chronić przekazane dobra, z całą moją siłą i największym wysiłkiem. Aby oczyścić wszystko, co stoi w sprzeczności z porządkiem kanonicznym, które może wystąpić.
„Chronić całości kanonów i dekretów naszych papieży tak samo jak boskich nakazów nieba, bo jestem świadom Ciebie, którego miejsce biorę dzięki łasce Boga.
„Gdybym podjął działania przeciwne rozsądkowi, lub pozwolił na ich wykonanie, Ty nie będziesz miał dla mnie litości w strasznym dniu Boskiego Sądu.
„W związku z tym, nikogo nie wykluczając, poddajemy najsurowszej ekskomunice każdego – czy to mnie samego, czy kogoś innego – kto ośmieliłby się wprowadzać coś nowego w sprzeczności z ustanowioną tradycją ewangeliczną i czystością ortodoksyjnej wiary i religii chrześcijańskiej, czy chciałby zmieniać poprzez przeciwstawne wysiłki, lub zgadzać się z tymi, którzy podejmują takie bluźniercze przedsięwzięcia”.
Nie wiem, kiedy składano tę przysięgę podczas koronacji. Ale jej zasady, do ery Roncalliego, w milczeniu przyjmowano i popierano, jako konwencjonalną część papieskiego rytuału.
Na przykład, jeden z największych i najzdolniejszych z papieży, Pius II (1458-64), w Bulli Execrabilis, potwierdził prawo, które przez wieki akceptowano i stosowano, bez modyfikacji, tym, co zawsze było znane jako magisterium Kościoła:
„Każdy Sobór, zwoływany w celu dokonania drastycznych zmian w Kościele, musi być wcześniej zadekretowany jako nieważny i unieważniony”.
Ale Paweł VI, przyjaciel komunistów, który współpracował z anarchistą Alanskym i z mafijnym gangsterem, Sindona, wydał własne oświadczenie, opublikowane 22 kwietnia 2971 roku w angielskim wydaniu L’Osservatore Romano:
„My nowocześni ludzie naszych czasów, chcemy, żeby wszystko było nowe. Nasi starzy ludzie, tradycjonaliści, konserwatyści, mierzyli wartość rzeczy według ich trwałej jakości. My, zamiast tego, jesteśmy realistami, chcemy, żeby wszystko było nowe cały czas, wyrażane w nieustannie improwizowanej i dynamicznie niezwykłej formie”.
To brednie tego typu (przypominające sarkazm „Peter Simple” w The Daily Telegraph), wprowadziły takie dania jak pieczeń, galaretki i hot-dogi, popijane haustami coca-coli, w Najświętszej Ofierze Mszy, i zakonnice klikające piętami i wyginające ciała, w rodzaju carmagnole z okazji Offertorium [pieśni rewolucyjne i tańce z czasów rewolucji francuskiej http://www.sjp.pl/carmagnola – przyp. tłum.]
„Antychrystem”, powiedział Hilaire Belloc w 1929 roku, „będzie człowiek”.
Ale chyba najbardziej absurdalne uzasadnienie zmian przedstawił jeden z naszych najbardziej „postępowych” biskupów, który powiedział do autora: „Nowa Msza ruszyła wczoraj pełną parą. Gitary słychać było w całej mojej diecezji”.
3. Doktrynalne i liturgiczne zmiany w Kościele wkrótce pokazały efekty, prognozowane przez konserwatystów, i choć wiele z nich było wstrząsających, wciąż pozostają mało znane nawet ludziom, którzy żyją w krajach, w których wystąpiły.
Kiedyś postrzegano to jako burzenie najbardziej ekstremalnego porządku; w czasie rewolucji francuskiej, nierządnicę wciągnięto na ołtarz katedry Notre Dame, gdzie ukoronowano ją i czczono jako Boginię Rozumu, albo kiedy z katedry w Chartres chciano zrobić Świątynię Rozumu.
Ale takie rzeczy bledną jako nieważne w porównaniu z profanacjami i sprośnościami, które miały miejsce, często za zgodą biskupów, w niektórych z najbardziej czczonych obiektach katolickich po obu stronach Atlantyku.
Nastąpiło widoczne oderwanie od ustanowionego rytuału, kiedy takie rzeczy jak wspólna wieczerza miała miejsce podczas uroczystej Mszy, kiedy kapłan, uzbrojony w nóż do chleba, miał przed sobą duży bochen, który zaczął kroić na kawałki, częstował innych i siebie, do czasu kiedy ogólne chrupanie pokazało swoje uznanie dla ciała Chrystusa. Takie wieczerze, serwowane w domu parafianina, stały się stałym elementem holenderskiego życia rodzinnego. Czasami to „pani domu”, a nie ksiądz, przewodniczy Mszy, celebrowanej w jej „najlepszym pokoju”.
Było kilka miejsc, gdzie tradycyjny urząd kapłana został przejęty przez kobietę, która szła wśród wiernych dając Sakrament każdemu, kto stał z otwartymi ustami i doprowadzającym do mdłości pokazywaniem języka i zębów. Czasami umieszczano go w spoconej dłoni dziecka, lub między drżącymi palcami i dłonią staruszków, którzy szybko upuszczali go na podłogę, gdzie mógł zostać podeptany; albo może podany samodzielnie.
Jedna mała dziewczynka wyszła z Mszy, w jednej z bardziej „postępowych” regionów Holandii, mówiąc, że dowiedziała się więcej niż kiedykolwiek patrząc na swojego brata w kąpieli. Bo ministrant, który, w Anglii, mógł być w czwartej klasie, był nagi.
Papież Paweł, zdecydowany nie pozostawać w tyle w biegu po postęp, podpisał specjalny dekret w ramach którego, każdy kto chciał poczęstować się Krwią Chrystusa, mógł zrobić to przez słomkę. W ten sposób niektóre kościoły zaczęły przypominać kawiarnie, zwłaszcza, gdy z sanktuarium wydobywały się odgłosy dyskoteki, z krzykami, brzdąkaniem i tupaniem, towarzyszącym celebrowaniu Mszy jazzowej, beatowej, i Mszy typu „yeah-yeah”.
Były Msze dla nastolatków, gdzie zamiast sakramentalnego Chleba i Wina, serwowano hot dogi, bułki i coca-colę. W innych, whisky i krakersy zajęły miejsce opłatków. Dla niektórych księży noszenie alby było niewygodne podczas odprawiania Mszy, więc ubierali się w koszule z krótkimi rękawami.
Nowa wolność dawała szansę politycznym ekstremistom do reklamowania swoich zazwyczaj lewicowych poglądów. Jedno z najważniejszych seminariów w Kanadzie sprzedano Czerwonym Chińczykom, którzy wyrwali tam tabernakulum, i w jego miejscu umieścili portret hurtowego mordercy, Mao Tse Tunga. Później stało się centrum szkoleniowym dla rewolucyjnych bojówkarzy ulicznych.
We wrześniu 1971 roku, szkoła katolicka w Vald’Or, Abitibi, Quebec, zainicjowała nową grę dla chłopców. Było nią plucie na figurę Chrystusa na krzyżu, a ten kto opluł twarz największą plwociną, był ogłoszony zwycięzcą. To odnotowano w gazecie francusko-kanadyjskiej, Demain Vers, we wrześniu 1971 roku.
W jednej z prowincji Ameryki Południowej, gdzie rzadko cichły niepokoje, miejscowy biskup Casaldaliga stanął po stronie zainspirowanych przez Rosjan powstańców. Przywdział ubiór partyzancki, wraz z pasem na pociski, i udał się nauczać i odprawiać Mszę pod nadanym sobie imieniem, Biskup Sierpa i Młota.
Ale prawdziwie straszną scenę odegrano w bazylice Santa Maria de Guadalupe w Meksyku, gdzie przed głównym ołtarzem złożono w ofierze kozę. To nie tylko fakt zabicia zwierzęcia w kościele wymaga komentarza. Wydaje się, że nie wyszedł on od żadnej z osób tam obecnych, którzy patrzyli, byli zdumieni, a potem odeszli, bez wątpienia uważając, że był on częścią nowego porządku w Kościele. I tak było. Ale abp Gomez, kustosz bazyliki, wiedział więcej, tak jak ten dziwny tłum ludzi, których faktycznie wynajął na tę okazję.
Koza, o której mówi się, że została stworzona przez diabła, występuje w tradycji satanistycznej tych, których tajnym planem zawsze było zniszczenie Kościoła. Wydarzenie, o którym mowa, przypomina część starego przed-chrześcijańskiego rytuału, kiedy ofiarę z kozy składano na ołtarzu podczas Dnia Pojednania. Grzechy arcykapłana, i ludzi, przechodziły na drugie zwierzę tego samego gatunku, które następnie stało się kozłem ofiarnym i było wyprowadzane na pustynię, lub, w demonologii, było zrzucane z urwiska w ogień piekielny, którym opiekował się Azazel, upadły anioł.
Dlatego nie była to zwykła, lecz czarna Msza, którą odprawiono w Mexico City, z wykorzystaniem odwróconego krzyża, wydarzenie, które sfilmowali i nagrali jego organizatorzy.
Ale takie rzeczy zaznaczyły tylko początek, podobnie jak coraz większa wrzawa, popierana przez księży, do aborcji, i seksualnych aberracji, by uznać je za całkowicie normalne. Byli księża, którzy niemal krzyczeli z dachów, że byli zadowoleni z faktu, że są homoseksualistami, jakby to było przywilejem, który uznawano za „psychologiczne spełnienie osobowości człowieka”. Zostało to przyjęte, w niektórych miejscach, by zboczeńcom tej samej płci, udzielano ślubu kościelnego.
W Paryżu, mężczyzna i kobieta, paradowali nago przed ołtarzem, gdzie ślubu udzielił im ksiądz, który przekazał im, co zostało nazwane „wysublimowanym” błogosławieństwem małżeńskim. Postępowa Holandia, aby nie pozostawać w tyle, zareagowała wiadomością, że para mężczyzn homoseksualistów wymieniła przysięgi i obrączki podczas ślubu kościelnego, podczas gdy amerykański ksiądz, który nadal pełnił obowiązki, mimo że był cytowany w sprawie rozwodowej, radośnie bił się w piersi i potwierdził, że on również był wyzwolonym zboczeńcem moralnym, co udowodnił udzielając ślubu parze lesbijek.
Był to owocny czas dla wszelkiego rodzaju szaleńców i oportunistów. Była zakonnica, Rita Mary, dołączyła do amerykańskiej wspólnoty świeckich, której członkowie chcieli wprowadzić „nowego ducha w życiu religijnym”. Tchnienie tego ducha nowości nagle objawiło jej, że „Bóg Ojciec jest kobietą”. Inni, którzy opowiadali się za sprawą wyzwolenia kobiet, przyjęli to samo hasło, i jako część ich kampanii, na ulicach pojawiły się samochody zdobione naklejkami „Módlcie się do Boga, ona wam da”.
Handlowcy szybko wykorzystali to jako dobry pomysł, i do aut Rita Mary wkrótce dołączyły inne, oferujące bardziej materialną poradę:
„Z Jezusem po twojej stronie odniesiesz większe sukcesy w biznesie”.
Pozostając dalej w Ameryce, w lipcu 1976 roku, w Stubenville, Ohio, odbyło się spotkanie, na którym tysiące księży przyjęli nowy zamiar „deklerykalizacji posługi”, co oznaczało w rzeczywistości, rezygnację z pracy. Poradzono im, by przygotowali się do upadku porządku społecznego, a następnie, po modlitwie, niektórzy odkryli, że otrzymali dar uzdrawiania. Odbyło się ogólne nakładanie rąk, i potem w mieszanym zgromadzeniu, wśród krzyków, zapanowało przytulanie i całowanie siebie nawzajem.
Wybuchy spontanicznego uczucia, jak się przekonamy, szybko stały się cechą nowej Mszy, jak również rosła obsesja na punkcie seksu. „Badający dotyk”, odnoszący się do ciała, stał się nowym rodzajem kultu.
Na spotkaniu w Filadelfii, na którym obecni byli kard. Wright wraz z ośmioma jego biskupami, główny mówca, o. Gallagher, powiedział słuchaczom, że „dotyk ma kluczowe znaczenie”. I można przypuszczać, że tłumione instynkty wielu znalazły ulgę, że już od dawna domagali się w słowa, które powiedziano:
„Nie trzymajmy się za ręce nieseksownie”.
Dziewięciu biskupów przekazywało uśmiechy i błogosławieństwa dla „miłości”, jak nazwano takie okazywanie emocji, które potem miało miejsce.
Wariacji na ten sam temat wysłuchano na Narodowym Kongresie Duszpasterstwa w Liverpoolu w 1980 roku, kiedy przekazano deklarację, która, ku zaskoczeniu przedstawiciela angielskiej publiczności, deifikowała najbardziej uważany za oczywisty akt małżeński: „W czasie stosunku płciowego mąż i żona kreują Chrystusa”: oświadczenie, które brzmi podejrzanie, jak słowa Aleistera Crowleya, że „organy płciowe są obrazem Boga”.
Najnowszy wypad w strefę kościelnej bzdury (styczeń 1982) został złożony przez bp Leo McCartie, katolickiego biskupa pomocniczego Birmingham. Niech rastafarianie, namawiał, głównie młodzi czarni, którzy noszą wełniane czapki i splatają włosy w sznurki, korzystają z pomieszczeń kościelnych. Oni oddają cześć nieżyjącemu cesarzowi Haile Selassie w Etiopii jako prawdziwemu Bogu, wierzą, że Chrystus był czarny, i palą marihuanę, element ich rytuału religijnego.
Biskup przyznaje, że Kościół nie mógł popierać palenia marihuany w swoich budynkach, ale tylko dlatego, że jest to niezgodne z prawem. Ale rastafarianizm, mówi dalej, to ważne doświadczenie religijne, a jego zwolennicy stosują konopie jako „sakrament, porównywalny z kielichem lub puszkami na komunikanty w kulcie chrześcijańskim”. Więc teraz już wiemy.
Weźmy kilka więcej przykładów tego, co tendencja modernistyczna osiągnęła w Ameryce, wszystkie, pamiętajmy o tym, bez wywołania więcej niż pojedynczego protestu, tu i tam, ze strony hierarchii. Ponadto, to wszystko było zatwierdzone przez papieża Pawła, o czym świadczy obecność jego oficjalnego przedstawiciela, który przekazał papieskie pozdrowienia tym, którzy wystrojeni, brykali, i robili z siebie antyreligijnych idiotów demonstrujących nową wolność.
Przez ostatnie dwa lata, 28 czerwca, Katedra św. Patryka w Nowym Jorku, była punktem końcowym, co jest znane, zarówno władzom kościelnym i świeckim jako Gay Parade. W 1981 r. tłum szacowany na 50.000 maszerował Fifth Avenue, prowadzony przez postać z wybieloną twarzą, ubraną w plisowaną i do kostek suknię i kapturek, która wirowała w górę i w dół ulicą i chodnikiem przed katedrą na łyżworolkach. Przynajmniej jeden z gapiów rozpoznał tę postać, jako renomowanego brokera z Wall Street.
Osoba, którą uważano za Wielkiego Marszałka Parady, wysiadła z czarnej limuzyny, dała błazeński popis na stopniach, delikatnie trzymając bukiet bratków, tak jakby chciała wejść frontowymi drzwiami. W tym czasie pan McCauley, adwokat z Nowego Jorku, mając dosyć tego co widział, chwycił te kwiatki i rzucił je w twarze tych, którzy zgromadzili się za marszałkiem. Zaczęła się bijatyka, i policja odprowadziła go za wyrażanie sprzeciwu.
Zabrało dwie godziny, żeby parada przeszła dany punkt i zebrała się wokół katedry. Niektórzy byli przebrani za księży, inni za zakonnice, niektórzy ubrani w czarne skóry i łańcuchy. Była jedna grupa zwana Godność, i druga znana jako Północno-Amerykańskie Stowarzyszenie Miłości Między Mężczyzną i Chłopcem.. Nieśli duży znak, zapowiadający, że „Miłość między mężczyzną i chłopcem jest piękna”, starsi członkowie szli ramię w ramię z chłopcami, których średni wiek wynosił około 13 lat, a niektórzy z nich mieli na sobie stroje kąpielowe.
Maszerujący geje-socjaliści nieśli czerwony banner i wykrzykiwali słowa nienawiści wobec Boga i Kościoła. Ale ich szaleństwo bardziej pasowało do gejowskich wojujących ateistów, którzy ryczeli jednym głosem: „Zniszczyć Kościół! Śmierć Kościołowi!” Inny krzyczał „Zniszczyć państwo!”, pokazując, że dała się słyszeć prawdziwa siła napędowa demonstracji.
Potem przyszło interludium, kiedy mężczyzna, w habicie mniszki, wlokąc odwrócony krzyż, wykonywał taniec, któremu towarzyszyły obsceniczne gesty, przez pełne pół godziny. Później pokazała się grupa, która zachowywała się tak, jakby zapalała świeczkę przed drzwiami katedry. I wtedy wrócił pan McCauley. Odnowił swój protest, zwrócił się do policji, by zatrzymała te skandaliczne występy, i natychmiast został aresztowany.
Następnie homoseksualiści wyłożyli duży banner na barykadach wzniesionych na schodach katedry. Wystąpił kapitan Straży Pożarnej i poprosił policjanta o interwencję. Policjant odwrócił się plecami, po czym szef Straży Pożarnej schwycił banner, zwinął go i rzucił na ziemię.
Otoczył go wrzeszczący tłum. Szarpano go, zdarto z niego marynarkę, spadł na niego grad ciosów, złapano go za palce i wykręcano je by je złamać, przewrócono go, rozstawiono mu nogi, i ręce schwyciły go za genitalia. Kiedy mógł mówić, powiedział oficerowi policji, że chciał oskarżyć tych, którzy go zaatakowali. Policjant uśmiechnął się ironicznie: „Przyjdź jutro o tej samej godzinie i zobacz, czy możesz ich rozpoznać”. Kiedy szef Straży upierał się, policjant chwycił rewolwer tak mocno i groźnie, że zbielały mu palce.
Aresztowano tylko dwie osoby, pana McCauleya i szefa Straży Pożarnej, obu za zakłócanie porządku. Później usłyszeli sformułowane przeciwko nim zarzuty. Jeden funkcjonariusz policji powiedział innym:
„Powiedz, że widziałeś kiedy kogoś zaatakował”. Inny powiedział: „Napisz, że przełamał linię policji”.
Tymczasem parada trwała nadal, front katedry ozdobiony prowokacyjnymi znakami i bannerami, jeden z nich mówiący, że „Jezus był homoseksualistą”. Skandowano nieudolny wierszyk: „dwa, cztery, sześć, osiem, skąd wiesz, że twoje dzieci są normalne?” [two-four-six-eight, how do you know if your kids are straight] W końcu na drzwiach katedry zawisła flaga. Była zaprojektowana jak flaga amerykańska, z tym że zamiast gwiazd były symbole seksu i penisy.
Demonstranci, a za nimi wielki tłum, udali się do Central Parku, gdzie zaangażowali się w wolny dla wszystkich pokaz aktów seksualnych. Przerażeni ludzie, którzy przyszli do katedry w poszukiwaniu pocieszenia i spokoju, zbierali się razem przez całe południe w bocznych kaplicach i po kątach. Kiedy zwrócono się w tej sprawie do Kurii Diecezjalnej, jej członkowie powiedzieli, że nie było powodów do narzekania.
W Wirginii, ksiądz wjechał Volkswagenem pod ołtarz swojego kościoła, na znak wejścia Chrystusa do Jerozolimy. Później umieścił dźwig na placu kościelnym i wsiadł do jego koszyka, gdzie stał wymachując rękami, podczas gdy unosił się z okazji Wniebowstąpienia. W Boston, Massachusetts, kapłani ubrani jako klauni, z czerwonymi sercami zdobiącymi ich czoła, szamotali się i turbowali w kościele próbując łapać balony. Kapłan ubrany w podkoszulek i dżinsy, brykał po kościele z dziewczyną, której ciało opinał trykot.
W tym kraju, pewnego niedzielnego wieczoru, telewizja przeszła siebie, by pokazać biskupa pomocniczego dochodzącego do ołtarza jednego z naszych katolickich katedr. Do ołtarza prowadziła go młoda dziewczyna, która tańczyła i podskakiwała przed nim jak źrebak. Odprawianie Mszy św. w innym kościele zakończyło się odśpiewaniem „Bo on jest wesołym, poczciwym człowiekiem”. [3]
Podobne wybuchy miały miejsce nawet w krajach łacińskich, gdzie tajemnice Kościoła od dawna były częścią narodowej świadomości, jej krwią i kością. Odwiedzający kościół w pobliżu Grenoble, w departamencie Isere we Francji, pewnego dnia w 1970 roku, byli zaskoczeni, widząc usunięte z ołtarza ozdoby i świeczniki, i że przestrzeń przed nim została opróżniona. Następnie umieszczono liny w celu utworzenia ringu, gdzie, zgodnie z prawem, miał się odbyć międzynarodowy mecz bokserski.
O wyznaczonej godzinie, tłum, który był daleki od typowego jaki zwykle tam widziano, składający się w większości z mężczyzn, przemieszczał się, potykał, czy ludzie przedzierali się arogancko do budynku, w którym niektórych z nich ochrzczono, a innym udzielano ślubu. Kiedy już opanowało ich znane uczucie, były okrzyki i zakłady, ale nie określono szczegółów walki. Czy była wygrana na punkty, czy przez nokaut, kto był sędzią czy trzymał czas, kto dbał o gąbki; ile zyskały fundusze kościoła z portfeli lub biletów, nic z tego nie pojawiło się w księgach parafialnych. Ani żadnego protestu ze strony biskupa.
W piątek na początku grudnia 1974 roku, kościół koronacyjny Francji, Katedrę Reims, przekazano do dyspozycji hordzie hipisów i obiboków na jedną z ich całonocnych sesji. Arcybiskup i jego duchowni, którzy posłusznie zapełnili pomieszczenie, mogli zauważyć, z uczuciem zazdrości, jak przybywała przedwcześnie podstarzała młodzież z dzielnicy, w liczbie znacznie przekraczającej tę, którą widziało się na Mszy w niedziele i święta.
Kakofonii dostarczyła grupa Orange Tangerine, a gdy wymieszanemu zgromadzeniu znudziło się wymachiwanie rękami i nogami, postanowili oddać się orgii narkotyków i paleniu haszyszu.
Kiedy ta sprawa stała się znana, rozgniewani parafianie domagali się, by katedra, która zajmuje szczególne miejsce w historii, poddana została puryfikacji.
Ale ich protesty zlekceważył o. Bernard Goreau, zajmujący wątpliwe stanowisko ‚kulturowego attaché’ archidiecezji. Wyraził zgodę na to, żeby tancerzy i palaczy pozostawić samym sobie przez wiele godzin w gotyckiej ciemności.
„Ale”, dodał, „mogło być gorzej”.
I faktycznie tak mogło być. Mówi się, że oni tylko sikali i kopulowali na kamiennej podłodze… po której królowie Francji szli po pomazanie, i gdzie Joanna d’Arc, trzymając herb, stała jak powracający z wojny żołnierz.
Również we Francji, widziano księdza odpalającego papierosa w czasie odprawiania Mszy.
Nawet Rzym nie uchronił się przed świętokradzkimi parodiami wynikającymi z nowej wolności religijnej, otwarcia okien Kościoła. Miejscem jednej, w 1975 roku, była sala klasowa rzymskiego klasztoru. Obecny był papież Paweł, ale główny punkt programu zorganizował Fred Ladenius, dżentelmen z Bliskiego Zachodu, który został celebrytą po występach w belgijskiej telewizji. Ponadto pewien entuzjasta mówił o nim jako o „odrodzonym duchu, którym Bóg zaktualizował Jezusa z 1974 roku, jako Boga 1975 r. [4]
Fred zabrał się do tego prawdziwie po męsku, zrzucając marynarkę i wypowiadając niemal niespójne brednie, za które, powiedział, w żaden sposób nie był odpowiedzialny. To co usłyszeli to niektóre z prawd, jakie otrzymał, tego ranka, z ust Pana. Bo Pan mówił i prorokował przez niego. Fred urozmaicał te objawienia rzucając w górę ręce tak mocno, że zalał się potem. Ale bynajmniej nie czuł się zmęczony. Podwinął rękawy koszuli i zaprosił wszystkich tych, którzy chcieli przyjąć Pana, by podeszli „rapido” [włoski = szybko, przyp. tłum.].
Fred, choć nadal w stanie niesłabnącego pocenia, gorączkowo machał rękami nad głowami tych, którzy przyjęli zaproszenie, a każdemu gestowi towarzyszył okrzyk „Alleluja!” Na zakończenie tej imprezy, szkolną tablicę przeniesiono by zrobić miejsce dla stołu, na którym umieszczono dwa kielichy, jeden wypełniony winem, a drugi opłatkami, w rodzaju stosowanych do celebrowania Mszy.
Następnie każdy wziął przykład z Freda, który opłatek zanurzał w winie przed podniesieniem go do ust. Spotkanie skończyło się pośród coraz głośniejszych okrzyków „Alleluja”, do czego dołączył papież, dalej manifestując to, że duch rzeczywiście poruszał się wśród nich.
Fred został nagrodzony zaproszeniem przez papieża, który serdecznie podziękował mu za całą pracę, jaką robił dla Kościoła. Fred pozostał w Rzymie, gdzie przez jakiś czas pracował jako sekretarz prasowy wikariusza Chrystusa.
W kalendarzu kościelnym, co 25 lat, jeden rok ogłaszany jest Rokiem Świętym. Jego celem jest otrzymanie czegoś, co nazywa się Wielkim Przebaczeniem.
W tym czasie Rzym odwiedza mnóstwo ludzi ze wszystkich stron świata, a przy ostatniej okazji Roku Świętego – 1975, papież Paweł wystosował powitanie, zredagowane zgodnie z warunkami wyzwolonej religii „nowego pokolenia, które przybyło w poszukiwaniu wyzwalającego i inspirującego wsparcia, w poszukiwaniu nowego słowa, nowego ideału”.
Ci, którzy uczestniczyli w Mszy w Bazylice Św. Piotra 19 maja, w połowie Roku Świętego, w oczekiwaniu na te korzyści duchowe, nie byli w żaden sposób rozczarowani. Było ich około dziesięć tysięcy. Kard. Suenens przy ołtarzu głównym. Obecny był papież Paweł. Było również pięciuset księży. Doświadczony katolicki dziennikarz tak opisał, co się stało, kiedy przyszedł czas przyjmowania Komunii Świętej [5]:
„Nie było rzadkością by zobaczyć, co można początkowo myśleć, że wśród wiernych rozrzucano białe płatki. Tylko wtedy, gdy mogłem przepchać się bliżej, zdałem sobie sprawę, że są to garści konsekrowanych opłatków, które kapłani kardynała rozrzucali pośród tłumu …. Upadały na ramiona mężczyzn, na farbowane i nie nakryte głowy kobiet, i jak to było nieuniknione, więcej niż kilka spadło na ziemię i zostało podeptanych przez tłum.
„Rozmawiałem z kobietą stojącą obok mnie, która łapczywie zjadła kilka z nich. Zapytałem skąd przyjechała i czy była katoliczką. Przybyła z Egiptu, odpowiedziała, i faktycznie nie miała przekonań religijnych, ale raczej była za islamem”.
Taśmy rejestrujące trzymano wysoko nad zgromadzeniem, co szybko zmieniło się w stan podniecenia. Nagle z mikrofonu umieszczonego w pobliżu ołtarza, odezwał się głos, że Bóg był nie tylko obecny, ale teraz, w rzeczywistości, faktycznie przemawiał, choć z mocnym i nosowym amerykańskim akcentem – można się zastanawiać, czy wszechobecny Fred był jeszcze raz w akcji?
Wtedy do pracy przystąpił papież Paweł. Zebrał garść opłatków, wciskał je ludziom, których usta były już pełne konsekrowanych opłatków, tak, że mogli mieć wolne ręce tylko wtedy, kiedy przekazali opłatki innym, którzy albo podrzucali je w górę, albo upuszczali na podłogę. Papież, zaczynając przemawiać, musiał podnieść głos, aby być słyszalnym w rosnącym zamieszaniu, które wzmagał, wykrzykując kolejne anachroniczne „Alleluja!”, i rzucając w górę ramiona.
Wtedy niektórzy już tańczyli. Inni przykucnęli lub kulili się na podłodze wśród zdeptanych fragmentów tego, co tych ludzi uczono, było ciałem Chrystusa. Kołysali się w rytm niskich jęków, wyrazu ekstazy zainspirowanej okazją, które stawały się coraz głośniejsze, aż wypełniły bazylikę.
Jeszcze w tym samym roku, odwiedzający kościół Św. Ignacego, przy ulicy noszącej nazwę założyciela jezuitów w Rzymie, zauważyłby, że ołtarz główny zasłaniały ciężkie kotary. Co więcej, krzesła zostały odwrócone, jakby miały wskazywać na to, że ci, którzy brali udział w nabożeństwie, nie chcieli pamiętać o wykonanej z lapis lazuli urnie zawierającej relikwie św. Alojzego Gonzagi.
Widoczna była bateria mikrofonów i głośników, i przez jeden z nich słyszano głos irlandzko-amerykańskiego jezuity, o. Francisa Sullivana, ogłaszającego, w zatwierdzonym stylu zwolenników gen. Bootha [założyciel Armii Zbawienia – przyp. tłum.], że się zeszli by wielbić Pana. Mówił, że religia była w trakcie ciągłych zmian, że wszystko się zmieniało, i że to strata czasu, by nostalgiczne patrzeć wstecz na rzeczy, w które kiedyś wierzono. Jego wypowiedź spotkała się z aprobatą uśmiechniętego kard. Suenensa, na którym zawsze można było polegać, że popiera efuzję „wyjścia”.
W tym czasie Rzymianie przyzwyczajali się już do tego, żeby ich wiarę nadzorowały wyrocznie państwa; i słuchali uważnie, gdy drugi głos, pochodzący z tego samego miejsca jak o. Sullivan, zachęcał ich do miłości bliźniego. Ludzie, którzy wypełniali kościół, w ten sposób zachęceni, zaczęli używać swoich oczu, wymieniać spojrzenia, i przesuwać się obok innej osoby w czasie specjalnych pielgrzymek, kiedy miliony odprawiają pokutę, by zaznaczyć swoje przywiązanie do wiary i ich wyboru. Czy wyobrażali sobie, mówił głos, by dar miłości był przywilejem przeznaczonym tylko dla wczesnego Kościoła? Oczywiście że nie!
Po tym, okrzyki aprobaty omal nie rozerwały dachu, i pary wpadały sobie w ramiona, rozwalając się na podłodze, wymachując rękami i nogami, palce i usta dając upust pasji, która nie była już ograniczona przez otoczenie, ale mogłaby teraz znaleźć wyraz w wolności podobnej do tej znanej kochankom w rowie. Ci, którzy nie mogli brać udziału w tym spektaklu, z powodu wieku lub niepełnosprawności, delektowali się pożądliwymi spojrzeniami, lub tańczyli kilka kroków, lub wychwalali Gospodarza, z którego domu zrobili dom wariatów. Alleluja! Bóg był dobry, i wszystko to pokazywało, że chodzenie do kościoła może być teraz radosnym wydarzeniem.
W tym całym zgiełku, zakonnikowi w brązowym stroju św. Franciszka z Asyżu udało się jakoś zostać usłyszanym. Był w poważnych fizycznych tarapatach, świadom dziwnego, mistycznego, i macierzyńskiego uczucia. Czuł się dokładnie tak, jak Maryja, gdy poczęła Syna. Pełna łaski … więcej oklasków … i znowu Alleluja.
To co pozostało po św. Alojzym w urnie, milczało, tak jak św. Ignacy, który, będąc żołnierzem, znał czysty dźwięk miecza wyciąganego z pochwy.
Przez wzgląd na zapewnienie jeszcze bardziej zaskakującego punktu kulminacyjnego, powróćmy do roku 1970, kiedy Progresywny Kongres Teologiczny odbywał się w kościele franciszkańskim w Brukseli. Głównym tematem dyskutowanym, w wyraźnej sprzeczności z programem Kongresu, jak wskazuje jego nazwa, był seks, i to wyłożono prawie wyłącznie młodzieżowemu zgromadzeniu.
Słusznie przewidziano, ze względu na temat, że będzie obecny kard. Suenens; a poza tym, jako prymas Belgii, był na ojczystej ziemi.
Kongres rozpoczął się wejściem dziewcząt, ubranych w biel, skręcających się w jedną i drugą stronę, machających linami i kawałkami zerwanego łańcucha, by pokazać, że były wolne. W przerwie po tańcu, przekazywano sobie kawałki chleba i kieliszki wina, a następnie winogrona i papierosy. Następnie, kiedy młodzi członkowie konferencji myśleli, że wszystko się skończyło, ich oczy patrzyły w kierunku ołtarza, z którego zaczynało wychodzić coś, i przyjmować niewiarygodny kształt. [6]
Początkowo obecni wstrzymali oddech, a potem chichotali się, a wreszcie rozpętało się pandemonium, kiedy przejrzysty plastyk okazał się być olbrzymim penisem. Delegaci krzyczeli do ochrypnięcia, czując, że jest to wyzwanie – uznanie – ich męskości. Był to pewnego rodzaju punkt kulminacyjny, którego nikt nigdy sobie nie wyobrażał, i może występować tylko w najbardziej ekstrawaganckich ze sprośnych snów. Obecność kardynała dodała liberalnego uroku imprezie, do której nigdy już nie będą podchodzić z obawą.
W tym miejscu należy spojrzeć nieco bliżej na scenę, które miała miejsce w brukselskim kościele, i na słowo Alleluja, którego nigdy nie używano na co dzień, jako wyraz uwielbienia, na Siedmiu Wzgórzach. Jako ofiara uwielbienia dla Jehowy, zawsze był powszechnie używany przez religijnych uzdrowicieli, a nie przez łacinników. Ale teraz dowiadujemy się, że używa go papież Paweł.
Co skłoniło go do tego? I dlaczego kardynał Suenens, przed ołtarzem, przewodniczył niesamowitemu pokazowi cielesnych wygłupów, w które wielu, zwłaszcza związanym z kościołem, będzie trudno lub niemożliwe uwierzyć?
Na to jest jedno wyjaśnienie. Żaden z wymienionych powyżej, ubranych w szaty, ornaty, i wszystkie widoczne oznaki katolickiego biskupstwa, nie był chrześcijaninem. Oni przeszli przez etapy przygotowawcze, do najwyższych szczebli okultyzmu. Uczono ich, poręczono za nich, i gwarancji udzielili Mistrzowie Mądrości, w jednej z najgłówniejszych świątyń, gdzie obrzędy atawistyczne, wszystkie z podtekstami seksualnymi, zajęły miejsce religii.
Gdy nastolatki wykrzykiwały z radosnym wstydem kiedy przed nimi podnosił się duży plastykowy penis, kard. Suenens doskonale wiedział, że one, jak zamierzał, czciły w tej chwili pogańskiego boga Baala, którego imię, podzielone na sumeryjskie [7] słowa, ma kilka znaczeń. Wśród nich są pan, mistrz, posiadacz, lub mąż, podczas gdy inne odnoszą się do kontrolowania ruchów penisa.
Więc to co kardynał zorganizował dla młodzieży, głównie dziewcząt, w Brukseli, było pokazem fallicznego kultu, który symbolizuje generatywną moc zawartą w nasieniu, lub soku życia, które spływały na każde życie i charakter z potężnego penisa Baala .Przesadzony pod względem wielkości fallus był również symbolem Yesed, kuli księżyca, a także rogatego Boga Dionizjusza, lub Bachusa.
Śpiewana pochwała wyrażona przez papieża Pawła ma swoje źródło w tym samym pogańskim kulcie, jak jego znaczenie, znowu zgodnie z jego sumeryjską konstrukcją, i odnosi się do silnej wody płodności, lub nasienia. Podczas publicznego pokazywania masowych stosunków seksualnych, które znane są pod nazwą obrzędów płodności, to nasienie, gdy ejakulowało, znalazło się w rękach odprawiających kapłanów, którzy trzymali je do akceptacji przez Jahwe (Jehowa), a następnie rozmazywali je na swoich ciałach.
Tak dużo sugerował papież Paweł, kiedy podnosił ręce i prosto z serca wypowiadał Alleluja!
[1] o. Joseph Gelineau, The Liturgy Today and Tomorrow (Liturgia dziś i jutro, Darton, Longman and Todd, 1978.)
[2] przekład dr Werner Henzellek z Vatican II, Reform Council or constitution of a new Church? [DSobór II, sobór reform czy ustanawianie nowego Kościoła?] Anton Holzer
[3] The Sunday Telegraph. 21.02.1982.
[4] więcej informacji nt. tego i innych wydarzeń w Ezymie zob. From Rome, Urgently (Pilne z Rzymu, Stratimari, Rzym), Mary Martinez, książka za którą jestem bardzo wdzięczny. Zwróciłem również uwagę na relację innego naocznego świadka, Louise Marciana, dawniej zakonnicę zgromadzenia Drogocennej Krwi. To w tym klasztorze miały miejsce niektóre opisane tu wybryki.
[5] Simon Keegan. Biuletyn agencji International Priests Association, opublikowany przez St. George’s Presbytery, Polegate, East Sussex.
[6] Raport z Belgijskiej Agencji Informacyjnej, cytowany w Il Giornale d’Italia, 17.09.1970.
[7] Z Sumeru, który stanowił część Babilonu.
Back to Contents
Maciejaszu said
Panie Latarniku polecam przeczytać książkę pana Erika von Kuehnelt’a- Leddinh’a (nie wiem czy to się odmienia) pt. „Demokracja – opium dla ludu”:
http://multibook.pl/pl/p/Erik-von-Kuehnelt-Leddihn-Demokracja-opium-dla-ludu/1796
Myślę, że ten krótki wykład tego austriackiego monarchisty jedynie utwierdzi Pana w sceptycyzmie względem demokracji. Jeszcze raz polecam.
Maria1 said
Masoni zainstalowali się na dobre w Bazylice św. Krzyża w Warszawie! Nie dość, że zrujnowali ołtarz Najświętszego Sakramentu usuwając z niego Pana Jezusa Eucharystycznego i wyrywając z ram dawny, piękny obraz Serca Pana Jezusa Zwycięzcy śmierci, piekła i szatana, to jeszcze odbudowany, przedwojenny ołtarz Najśw. Sakramentu, w prawej nawie, przemianowali na Ołtarz Ojczyzny i Panteon Wielkich Polaków (czyli świątynię wielu bożków, podobno na życzenie Jana Pawła II, jak napisano na stronie parafii: ‚Jan Paweł II podpisał akt erekcyjny odbudowy ołtarza Najświętszego Sakramentu i wyraził wolę, aby ołtarz ten, ze względu na wyjątkowe znaczenie kościoła Świętego Krzyża dla Warszawy i całej Polski, był nazwany Ołtarzem Ojczyzny i taka pełnił funkcję.’ ). Wiadomo, że rewolucja franc. tak robiła z kościołami katolickimi. Także włoscy ‚patrioci’ Risorgimenta ,święcili noże’ przeciwko ,hydrze’ papiestwa, a smutną pamiątką ich patriotycznego bałwochwalstwa (idolatrii) jest koszmarny ‚Ołtarz Ojczyzny’ (Altare della Patria) w samym sercu Rzymu.
Pisałam już o tym w blogu na Frondzie: Szkoła Cnót Obywatelskich Działająca ‚przy ołtarzu’? i to ‚ołtarzu ojczyzny’!? Co to za dziwo?
Przy ołtarzu Boga w Trójcy Jedynego mogą działać tylko kapłani i służba liturgiczna. Taki tytuł szkoły jest drwiną z Boga, społeczeństwa chrześcijańskiego i cnót. Czy to powrót masońskich pomysłów?
Szkoły, jak wiadomo, powstawały przy katolickich katedrach i konwentach, nigdy przy ołtarzach.
Czy księża Misjonarze to wolnomularze, co to budują ojczyźnie ołtarze (i wszystkim innym, tylko nie Bogu)? Ojczyzna nie potrzebuje ołtarzy, bo sama jest ołtarzem ofiar patriotycznych. Pan Jezus będzie więc lokatorem w ołtarzu OJCZYZNY? Ciekawe, jaki czynsz Mu Ojczyzna każe płacić. Maria Flis
marta1 said
Panie Marucha .
Czemu sie pan jeszcze ludzi?
Obecnego Papieza niczego nie pozbawiono. Papieze po-soborowi sa swiadomymi narzedziami wybranym w celu rozwalenia prawdziwego KK i stworzenia jednej, globalnej demonicznej „religii”.
Niech pan przestanie w koncu chodzic w koleczko i oklamywac samego siebie, ze pan tego nie widzi,
bo to sie robi po prostu chore.
Chore i przewrotne.
Nie mam kompetencji, by oceniać papiestwo w taki sposób. – admin
marta1 said
zaprzecza pan temu co pan widzi. slyszy, czuje.
Zaprzecza pan faktom ,ktore pan sam przytacza.
Chce sie pan ludzic ze jest pan w bledzie ,”bo nie ma pan kompetencji aby oceniac”.
Niech pan sobie przeczyta listy sw Pawla a propos oceny, sadow, „wspolpracy” z dziecmi buntu, dziecmi swiatlosci”.
Na co pan jeszcze czeka??
Az posoborowy anty-papiez odprawi Msze satanistyczna??
A i wtedy pan powie, „ze nia ma pan kompetencji aby ………………”
Nie do mnie z tymi zarzutami. Nie „zaprzeczam” faktom, lecz o nich piszę od wielu lat. Natomiast nie do mnie należy ocena, czy papież robi to, co robi, ze złej woli, czy błądzi. Zostawiam to Bogu. – admin
marta1 said
corrrecta, „dziecmi ciemnosci”…
TS said
Kaplica Piusa V w Łodzi – brak klęczników i ławek
Kaplica NS Pana Jezusa w Tuchowie – brak klęczników i ławek
I tyle w temacie bredni o KK. Nie ośmieszajcie się sami takimi pierdołami.
Jeśli to dla Pana są „brednie”, jeśli demolka liturgii nic nie znaczy… to co Pan właściwie robi w Kościele? – admin
marta1 said
No widzi pan ,panie Marucha.
Pan uwaza papieza za niepoczytalengo, niedorozwinietego umyslowo staruszka ,ktory po prostu nie wie o co biega i jest przymuszany przez „zlych i przewrotych” biskupow i kardynalow do dzialania przeciw wlasnej woli.
Ja mysle. ze on bardzo dobrze wie co i dlaczego robi.
Tu kolejny, milionowy dowod.
http://www.fronda.pl/news/czytaj/tytul/soboru_watykanskiego_ii_pozostaje_niezawodna_busola_kosciola_katolickiego_24619
Ale niech pan sie nadal ludzi jak panu tak wygodnie.
TS said
Panie Marucha
A Pan w jakim kościele jest? Chciałby Pan do KK ?
Ja w Kościele jestem od czasu Chrztu Św. i pańskie usilne próby tego nie zmienią. A w KK posoborowym jestem, by walczyć z modernizmem i zachować wiarę opartą na Objawieniach i Tradycji. Pan niech sobie basuje w Bractwie Św. Piusa X, i zachowuje Mszę Trydencką. Ma Pan do tego prawo, ja Pana nie potępiam za schizmę.
Jeżeli chodzi o brednie, to dotyczą one twierdzeń typu – brak ławek, brak klęczników… Co to ma do wiary? Gorzej klęczy się na gołej posadzce… A o demolce, to w tylu Kościołach już byłem na Mszy Św. i nie zauważyłem tych waszych nowinek liturgicznych, obciachu itp.
Jeżeli chodzi o informacje przekazywane przez Internet, to mój poziom ufności do nich jest odwrotnie proporcjonalny do wagi przykładanej do tego przekazu. Swoim studentom w pracach dyplomowych zabraniam umieszczania cytowań z internetu jako literatura. Jak Pan myśli, dlaczego?
Marucha said
Re 10:
Panie TS, brudne chwyty, jakie Pan stosuje, spływają i po mnie, i po większości czytelników gajówki, jak woda po kaczce.
„Chciałby pan do KK?” – jestem w nim od chwili Chrztu Świętego, udzielonego w sposób godny na długo przed II Soborem.
„Ja Pana nie potępiam za schizmę” – nawet Benedykt XVI nie uważa Bractwa za schizmę. Czy Pan rozumie słowo „schizma”, czy też używa go tak, jak Żydzi słowa „antysemita”?
To, że Pan „nie zaważył” braku ołtarzy w kościołach, „nie zauważył” że tabernakulum jest przesunięte gdzieś w kąt, „nie zauważył” świeckich szafarzy i Komunii udzielanej na stojąco – ani też nie zauważył ogromnej menory w kościele w Nadarzynie (którą sam sfotografowałem!), świadczy może nie tyle o braku spostrzegawczości, ile o świadomym kłamstwie.