Ksiądz Adolf Chojnacki
Posted by Marucha w dniu 2012-10-27 (Sobota)
P. Kapsel zwrócił nam uwagę na godną ze wszech miar uwagi postać ks. Adolfa Chojnackiego.
Najpierw zarys jego postaci zamieszczony na stronie Stowarzyszenia Patriotycznego im Księdza Adolfa Chojnackiego, następnie osobiste wspomnienie o Nim.
Admin
Patron
Ksiądz Adolf Chojnacki urodził się 4 stycznia 1932 r. we wsi Cichawa w parafii Niegowić. Pochodził z rodziny chłopskiej. Był najstarszym dzieckiem z dziesięciorga rodzeństwa. Wychowywał się w rodzinie głęboko religijnej i patriotycznej.
Ksiądz Adolf Chojnacki wielokrotnie podkreślał, że atmosfera domu rodzinnego miała zdecydowany wpływ na ukształtowanie jego osobowości i świadomości. Po ukończeniu Liceum im. A.Witkowskiego w Krakowie wstąpił do Seminarium Duchownego.
Ksiądz Adolf Chojnacki rozpoczął swoją duszpasterską posługę w parafii w Rabce. Trafił tam jako młody wikary w czasach, kiedy nominacje na proboszcza czy wikarego zatwierdzały komunistyczne władze państwowe. Dlatego, od samego początku jego drogi kapłańskiej, władze i esbecja nękały go i szykanowały. Świadczą o tym m.in. ciągłe przenoszenia na parafie do różnych miejscowości.
Po dwóch latach pracy w Rabce przeniesiono do Poronina, potem na pół roku do Białej k/Bielska.Tu odebrano mu prawo nauczania religii w szkole oraz usunięto z Bielska, następnie przeniesiono go na pół roku do parafii w Kozach k/Bielska. Wyjątkiem w tych latach była praca w parafii w Chrzanowie której pracował 4 lata. Zawdzięczał to księdzu proboszczowi, który nie ulegał komunistom.
Potem były kolejne parafie: w Skawinie, w Nowym Targu, w Grabiu k/Wieliczki. Następnie otrzymał nominację na wikariusza do parafii Arki Pana w Nowej Hucie. Niestety, w niedługim czasie został odwołany. Fakt ten jednak ułatwił mu zameldowanie się w Zagórzu k/Chrzanowa. Tu stworzył nową parafię, a w konsekwencji rozpoczął budowę Kościoła na miejscu zburzonego przez komunistów w latach 50-tych. W Zagórzu zastał go wybuch Solidarności, tu także spotkały go liczne próby zamachów na jego życie.
Ważnym etapem w życiu kapłańskim Księdza Adolfa Chojnackiego była rola administratora w parafii Narodzenia NMP w Bieżanowie Starym. Tu przeżył II wizytę Ojca Świętego w Polsce. Angażował się w Solidarność wiejską i pracę z młodzieżą studencką. Najgłośniejszym wydarzeniem był protest głodowy w 1985 r. w obronie Kościoła i Narodu, którego stał się opiekunem i kapelanem.
W tym czasie zainicjował także pierwsze Msze święte za Ojczyznę dnia 13 każdego miesiąca, które przetrwały do dnia dzisiejszego.
Po czterech latach w związku z operacyjnymi naciskami SB, ksiądz Adolf Chojnacki musiał opuścić Kraków. Władze osiągnęły swój cel – 21 lutego 1986 r. został przeniesiony do Juszczyna, maleńkiej miejscowości k/Makowa Podhalańskiego.
Nie powiodły się próby odosobnienia, wyciszenia i zabicia Księdza. To właśnie w Juszczynie b. milicjant, zomowiec i funkcjonariusz SB, Kazimierz Sułka, dostał rozkaz zabicia Księdza Adolfa Chojnackiego. Skruszony i nawrócony odmówił wykonania rozkazu, za co trafił do więzienia. Ksiądz Chojnacki mimo to nie zaprzestał działalności duszpastersko-patriotycznej. Wkrótce parafia w Juszczynie stała się miejscem pielgrzymek z całego kraju. Przyjeżdżali „głodujący”, ich rodziny, znajomi i patrioci na Msze Święte za Ojczyznę oraz katechezy Księdza Chojnackiego.
Juszczyn był wówczas skrawkiem prawdziwie wolnej polskiej ziemi.Tam odrodziła się przedwojenna organizacja patriotyczna „Strzelec”. Niestety w 1989 parafię w Juszczynie objął nowy proboszcz. Ksiądz Chojnacki musiał odejść. Odszedł, do maleńkich wiosek na Ukrainie, na Bukowinę w Rumunii. Pasterzował tam w skrajnym ubóstwie wśród Polaków, zakładał parafie, wskrzeszał katolickie wspólnoty, przywracał wiarę i nadzieję.
Po powrocie w 1997 r.do kraju zamieszkał w Domu Księży Emerytów im. Jana Pawła II w Makowie Podhalańskim. Będąc tam, na prośbę wiernych objął funkcję kapelana na rzecz Przymierza Obrony Krzyża Papieskiego na Żwirowisku w Oświęcimiu. Była to dla niego trudna misja, ale równocześnie bardzo ważna. Ksiądz Adolf Chojnacki ją przyjął i wypełnił do końca mimo różnych ataków i prowokacji – Krzyż Papieski stoi na Żwirowisku do dziś.
Ksiądz Adolf Chojnacki po niezwykle aktywnym, tułaczym i męczeńskim życiu, w opinii heroicznych cnót zasnął w Panu 22 marca 2001 r. podczas pracy w przydomowym ogródku Księży Chorych w Makowie Podhalańskim.
Refleksja.
Wrogowie Kościoła i Narodu odetchnęli z ulgą. Uspokoili się prześladowcy sądząc, że wraz ze śmiercią zakopano ostatecznie do ziemi Księdza, jego ideały i pamięć o Nim.
Dlatego powstało Stowarzyszenie Patriotyczne im. Ks. Adolfa Chojnackiego aby szerzyć jego Imię – rozwijać jego patriotyzm i ideały – wypełniać jego duchowy testament dla dobra Kościoła i Narodu.
* * *
Wspomnienie o ks. Adolfie Chojnackim autorstwa Tadeusza Jacka Regiewicza.
Czułem się zawsze Polakiem
Upływający czas coraz bardziej zaciera nam przeszłość. W natłoku bieżących problemów, przy dość wybiórczym jej dokumentowaniu, idą niestety w zapomnienie ważne wydarzenia, ludzie, chwile szlachetnych zmagań, przykłady ludzkiej odwagi, solidarności i poświęcenia. Szkoda. Jakoś tak jest niestety, że pisana przez ludzi historia selekcjonuje stronniczo sprawy i postacie, dając przepustkę dla przyszłości tylko tym wybranym. I tak powstaje obraz wydarzeń, poprawny politycznie lecz zubożały, pozbawiony często tego co najistotniejsze, odbiegający znacznie od prawdy o czasach, które opisuje.
Z taką dość smutną refleksją wracałem kilka lat temu ze spotkania z księdzem Adolfem Chojnackim, który ku mojej radości zgodził się na to spotkanie i rozmowę. Inni nie mieli tego szczęścia. Rozmawialiśmy kilka godzin, ale dopiero pod koniec spotkania pojawiły się tematy, o których chciałoby się więcej powspominać. Nie było niestety już okazji, nie licząc paru krótkich spotkań, kilku zamienionych zdań, serdecznych uścisków dłoni.
W 2001 roku ks. Adolf Chojnacki odszedł. Został pochowany na cmentarzu w swym ukochanym Juszczynie. Został po nim ten wywiad, trochę zdjęć i wielka pamięć w sercach setek ludzi, dla których, szczególnie w najcięższych czasach stanu wojennego, był niezawodną podporą i przyjacielem.
To co robiłem, zwierzył się wówczas mój rozmówca, gromadziło wokół zawsze wielu ludzi serdecznych, oddanych sprawie. To dawało mi siłę, a sylwetkę człowieka stwarza przecież rzeczywistość, z którą się mierzy. Ja byłem w permanentnej opozycji do systemu komunistycznego od 1945-go roku. Czasy PRL zawsze oceniałem jako kontynuację okupacji, zamieniono jedną na drugą.
Zapytany o to, czy zmienił by coś ze swego życia, powiedział: czułem się zawsze Polakiem. Jako Polak i równocześnie polski ksiądz uważałem, że powinienem robić to co robiłem. Narażałem się niejednokrotnie, ale czyniłem to z obowiązku kapłańskiego i dlatego, że jestem Polakiem. Życia nie zmarnowałem, nie przegrałem, a gdyby przyszło mi go powtórzyć, nic bym nie wykreślił z tego co było. Szedłbym tą samą drogą, którą szedłem, chociaż nie wiem przecież co mnie jeszcze czeka…
Osoba księdza Adolfa Chojnackiego stała się głośna, nie tylko na południu Polski, w latach osiemdziesiątych, gdy w lutym 1985 jako administrator parafii Bieżanów Stary (dzielnica Krakowa) przyjął do siebie i otoczył duszpasterską opieką głodujących „w obronie Kościoła, przeciwko szkalowaniu kapłanów i więzieniu ludzi za przekonania”. Była to wspólna inicjatywa Anny Walentynowicz i KPN-u, która miała trwać zaledwie kilka dni. Nie znaleźli parafii, która by ich przyjęła i przyszli do niego. Nie odmówił i razem z Anną Walentynowicz, mimo wielu nacisków, szykan i esbeckich prowokacji wspierał głodujących przez 194 dni. W proteście uczestniczyło rotacyjnie 378 osób z całego kraju, od Białegostoku po Szczecin i Wrocław.
Głośne stały się odprawiane tam przez niego Msze św. za Ojczyznę, które kontynuował również po przeniesieniu do maleńkiej parafii Juszczyn. Cały niemal czas w atmosferze esbeckich szykan i jak się później okazało, planowanym zamachu na jego życie. Przypadek sprawił, że w miejscu, gdzie czekali na wracającego do parafii księdza, pojawili się kolędnicy…
Juszczyn, do którego na wyraźne żądanie władz państwowych został przeniesiony, miał być parafią gdzieś na końcu świata, a po niedługim czasie stał się centrum pielgrzymek z całej niemal Polski, na organizowane tam przez ks. Chojnackiego Msze św. za Ojczyznę. To co narodziło się w Bieżanowie, odrodziło się w Juszczynie, maleńkiej wsi koło Makowa Podhalańskiego. Do dzisiaj świadectwem tych mszy i atmosfery, w jakiej się odbywały, są tablice na juszczyńskiej dzwonnicy. Na parafii w Juszczynie narodziła się też ponownie przedwojenna organizacja “Strzelec”. Częstym gościem bywał tam Leszek Moczulski, tam też miał miejsce kongres południowych obszarów KPN.
Okolicznością, która doprowadzała do pasji służby specjalne i milicję był fakt częstego zatrzymywania się na maleńkim przystanku kolejowym Juszczyn pociągów pospiesznych jadących do Zakopanego. Wiadomo wtedy było, że w kościele odprawiać się będzie kolejna Msza św. za Ojczyznę.
Ksiądz Adolf Chojnacki, najstarszy z dziesięciorga rodzeństwa urodził się w 1932 r. we wsi Cichawa, w parafii Niegowić, ówczesny powiat bocheński, województwo krakowskie. Pochodził z rodziny chłopskiej. Rodzice byli bardzo religijni, szczególnie matka. Ojciec Adolfa był aktywnym działaczem Polskiego Stronnictwa Ludowego, uczestniczył w chłopskich strajkach, w domu regularnie czytywało się “Piasta”. Dwurodzinny dom, w którym mieszkali również dziadkowie, odwiedzali koledzy ojca, dużo się dyskutowało. Jak wspominał, już wtedy jako dziecko zetknął się z polityką, choć niewiele jeszcze wtedy rozumiał. Dopiero z biegiem lat, jak wzrastała świadomość zaczął rozumieć i doceniać znaczenie spraw, które były poruszane w domu.
Pamiętał dobrze dzieciństwo; czarne flagi na Dworze, które wywieszono na znak żałoby po śmierci Marszałka, wielką biedę w czasie wojny i partyzantów, którzy przychodzili do domu. Miał już wtedy świadomość zagrożenia jakie się z tym wiązało, ale było to traktowane jako rzecz naturalna i wiadomo było, że nie można było inaczej. Po wojnie, gdy chodził do krakowskiego liceum mieszkał u stryja w Krakowie, w budynku Sądu Wojewódzkiego przy ulicy Grodzkiej 52. Pamiętał odbywające się tam częste procesy AK-owców. Słyszał też czasem rozmowy sędziów, prokuratorów. Szczególnie dobrze zapamiętał prokuratora Różańskiego.
Nikt mnie nie namawiał abym poszedł do seminarium. To była moja przemyślana decyzja, wspominał ksiądz Adolf. Zdecydowałem się na to w szkole średniej, gdy myślałem o swej przyszłości. Wydaje się, że chciałem w ten sposób pomagać ludziom. Jestem wdzięczny Kościołowi i naszemu krakowskiemu seminarium, że mnie do takiej pracy dobrze przygotowało.
Rabka była pierwszą parafią, do której przyszedł jako młody wikary. Były to czasy, kiedy zarówno proboszczów jak i wikarych zatwierdzały władzę państwowe. Rozmowa kwalifikacyjna z “wyznaniowcem” zakończyła się krzykiem i po raz pierwszy a nie ostatni, wyrzuceniem go za drzwi. Na pytanie bowiem: czy będzie nakłaniał chłopów, aby wstępowali do kołchozów – odpowiedział odmownie (!). Wtedy też usłyszał, że będą go mieć na oku. Słowa dotrzymali, bo proboszczem został dopiero wtedy, gdy przestał obowiązywać przymus zatwierdzania nominacji proboszczowskich przez władze.
Przez cały czas deptali mu po piętach, bo też problemem dla nich była jego stała zasada poruszania w kazaniach spraw społecznych. Niemal w każdej homilii nawiązywał do tego co się dzieje.
Po dwóch latach przeniesiono go na rok do Poronina, potem do Białej koło Bielska. Tu był tylko pół roku, bo znowu naraził się Partii, gdy w kazaniu na terenie szpitala opowiedział się zdecydowanie przeciwko aborcji. Kilka kobiet wycofało się wtedy z zabiegu, a trzeba pamiętać, że był to okres świeżo wprowadzonej przez Gomułkę liberalizacji aborcji. Odebrano mu prawo nauczania religii w szkole i spowodowano usunięcie z Bielska. Po półrocznym pobycie na parafii w Kozach k. Bielska przez cztery następne lata był wikariuszem w Chrzanowie. Cały czas były donosy na jego nieprawomyślny stosunek do PRL, były wzywania do UB na rozmowy, propozycje współpracy, szantaże. Wyrzucano go za drzwi, a gdy w okresie szczególnie niechlubnej akcji komunistów, pod nazwą bodaj “Parafia pierwszą linią walki z Kościołem”, odczytał na dwóch Mszach list protestacyjny księży, byłych więźniów obozów koncentracyjnych, do Cyrankiewicza – wybuchła prawdziwa bomba. Wyszedł z tego cało, ale proboszcza wzywano z tego powodu wiele razy na UB. Trzymał się dobrze – to był dzielny człowiek – wspominał ks. Chojnacki.
Potem kolejno była parafia w Skawinie, Nowym Targu, samodzielne administrowanie parafią w Grabiu koło Wieliczki, nominacja na wikariusza do Arki Pana w Nowej Hucie. Po odwołaniu, zameldował się w Zagórzu koło Chrzanowa. Rozpoczął tworzenie nowej parafii i budowę kościoła na miejscu zburzonej świątyni przez komunistów, w latach 50-tych. Tu zastał go wybuch Solidarności, tutaj też doświadczył na własnej skórze metod działania “nieznanych sprawców”. Mogło to się skończyć tragicznie, gdyby nie mój pies… Opowiadali mu później parafianie, że po 13 grudnia, gdy był już w Bieżanowie Starym, przyjechali z Katowic, aby go zgarnąć. Fakt ten zdaje się potwierdzać informacja z procesu w Bielsku-Białej przeciwko oficerom SB, mówiąca wyraźnie, że także w Juszczynie był na czołowym miejscu listy do internowania, w przypadku wzrostu niepokojów społecznych.
Ważnym etapem w jego życiu była funkcja administratora parafii w Bieżanowie Starym. Tu przeżył drugą wizytę Ojca Świętego w Polsce, angażował się w Solidarność wiejską, w nielegalną poligrafię, pracę z młodzieżą studencką. Potem był stan wojenny – choinka okalana drutem kolczastym i od świąt Msze za Ojczyznę. Regularne wzywania na bezpiekę i do KW. Nasyłano ludzi, rozbijano szyby, szerzono na jego temat fałszywe pomówienia, na murach wypisywano “Chojnacki rozpustnik, pederasta” itp. Niezwykle doniosłym epizodem pobytu w Bieżanowie, który go – jak mówił – ogromnie ubogacił, był protest głodowy, po którym został przeniesiony do Juszczyna. Tu po raz pierwszy został proboszczem, władza już nie miała nic do tego. Potem był kilka lat poza Ojczyzną wśród Polaków na Ukrainie i w Rumunii.
Na pytanie, czy Kościół powinien zajmować się polityką ksiądz Chojnacki stwierdził, że ma prawo i obowiązek oceniania polityki; a to sprawia, że musi się z nią bezpośrednio stykać. To zaś spowoduje jego krytykę, lecz biada Kościołowi gdyby go nie krytykowano z tego powodu. Jeśli go krytykują to znaczy, że Kościół robi to co powinien: nie politykuje ale politykę ocenia według Ewangelii.
Mój rozmówca z niepokojem oceniał przemiany dokonujące się w Polsce. Wymieniał przy tym oszukiwanie i otumanianie narodu, zagrożenia dla rodziny, narkomanię i alkoholizm. Bezideowość i deprawację młodzieży już w szkołach podstawowych, trwonienie majątku narodowego i wyprzedaż polskiej ziemi. Konstytucję, która została uchwalona nie dla dobra narodu…
Kościół przetrwa, mówił ksiądz, o Kościół ja się nie martwię, ale wielu od Kościoła odpadnie. Wydaje się bowiem, że do Kościoła weszło zbyt wielu ludzi, którzy go reprezentują, ale z ducha są jego wrogami. Od dziesiątków lat nasyłano bowiem do seminariów ludzi, którzy mieli otrzymać święcenia i robić tę robotę, którą dzisiaj z powodzeniem robią…
Ksiądz Adolf Chojnacki robił na mnie wrażenie osoby delikatnej i nieśmiałej. Mieszkał bardzo skromnie w Domu Księży im. Jana Pawła II w Makowie Podhalańskim. Poprosił o to Kardynała po powrocie z Ukrainy, chciał dać miejsce młodszym. Uzgodnił z Kardynałem, że w każdej chwili podejmie obowiązki spowiednika w jakiejś parafii.
W okresie nagonki na obecność krzyża na terenie Żwirowiska w Oświęcimiu, poproszono go, aby raz jeszcze pomógł i objął funkcję kapelana Przymierza na rzecz obrony Krzyża Papieskiego na Żwirowisku w Oświęcimiu. To – jak stwierdził – trudna misja, ale dla mnie bardzo cenna. Uważał, że powinien tam być.
Komentarze 4 do “Ksiądz Adolf Chojnacki”
Sorry, the comment form is closed at this time.
albtps said
Porównanie twarzy księdza Adolfa Chojnackiego z twarzami chochołów rządzących krajem nie pozostawia wątpliwości komu należałoby zaufać. Nie mogę patrzeć na twarze większości „polskich” dostojników: podłość, nijakość, nihilizm, samozadowolenie, podwórkowe łobuzerstwo, gówniarstwo — wychodzi na twarz w „dojrzałym” wieku. Czytałem o tym w wieku lat 17. lub 18. u Dostojewskiego, kiedy opisywał nos starego Karamazowa. I proszę, nie się nie zmieniło.
Mam nadzieję, że ksiądz Chojnacki śpi spokojnie.
albtps said
Czy mógłbym zapytać, dlaczego mój komentarz „oczekuje na moderację”? Niedawno jeszcze moje komentarze ukazywały się bez kłopotów. Później musiałem wpisywać hasło do rejestracji i komentarzy. Teraz czekam na moderację — raczej to wszystko śmieszne. Ale — nie mój blog, więc co ja tu mam do powiedzenia. Interesujące zmiany, jednakowoż zupełnie dla mnie niezrozumiałe. Chętnie przeczytałbym jakieś wyjaśnienie, na mój email… Pozdrowienia.
Marucha said
Re 2:
Odsyłam do https://marucha.wordpress.com/cenzura/
Krzysztof M said
Zaraz.. Moment… „flagi po śmierci Marszałka”… „KPN”… To Józkiem na odległość pachnie. Dzieło ks. Chojnackiego jest wielkie. Ale siły, które nieopatrznie wspierał są także wielkie. Jednak, czy te siły są dla nas dobre?
Oceńmy go jako kapłana, nie jako polityka – admin