Tysiączne są sprawy ludzkie i tysiączne ich powikłania, skomplikowane coraz bardziej w miarę postępującego rozwoju; dadzą się jednak ująć wszystkie w pięć kategorii ludzkiego bytowania: dobra, prawdy, piękna, zdrowia i dobrobytu. Nie ma takiego przejawu życia czy to z dziedziny czynu, czy to myśli, czy też uczucia, który by nie pozostawał w jakimś stosunku do jednej z tych kategorii, często do dwóch i więcej. Pozostają one w nieustannym ze sobą związku, wywierają na siebie bez ustanku wzajemne wpływy, zahaczając wciąż o siebie, a nieraz wkraczając jedna w drugą. Od harmonii między nimi zależy pomyślność społeczeństw, narodów, państw.
W systemach filozoficznych i w światopoglądach naszych utarło się, żeby kategorii dobrobytu wyznaczać rolę kopciuszka; umysły zaś naiwne i głowy niedouczone mieszają na dodatek dobrobyt z materializmem. A tymczasem cóż bardziej pożądanego jak to, żeby idealiści rozporządzali znacznymi środkami do urzeczywistnienia ideałów? Jakieś nieugięte prawo bytu sprawia, iż musimy się doskonalić w obu sferach: duchowej i cielesnej, albo też w obu upadać. Dobrobyt przymnaża zdrowia, czyni nam przystępniejszym piękno, ułatwia służbę dobru, daje nam czas i możność, by się poświęcać szukaniu prawdy. W miarę jak się usuwa z życia zbiorowego dbałość ekonomiczną, popada się w tym samym stopniu we frazeologię, która jest matką nieszczęść publicznych.
Pośród narzędzi gospodarki społecznej handel wyróżnia się wszechstronnością, najdalszym zasięgiem i precyzyjnością. Społeczeństwa typowo rolnicze nie wydały z siebie nigdy teatru, wielkiej muzyki ani poważniejszego ruchu naukowego, ani udoskonaleń technicznych, gdy tymczasem kupiecka Wenecja i przemysłowa Florencja zdobyły się na wszystko. Niejedna dziedzina kultury kuleje w krajach typowo rolniczych, o ile nie wytworzą one także mieszczaństwa. Na przykład czyż dzieje kultury polskiej nie biegną całkiem równolegle do dziejów rozwoju i upadku miast polskich? Miasta zaś zawdzięczają swoją pomyślność handlowi, a wciągają w dziedzinę handlową także wieś.