Ostatnio sporo szumu zrobiło się wokół nadania przez władze Federacji Rosyjskiej obywatelstwa francuskiemu aktorowi Gerardowi Depardieu.
Po obłożeniu najbogatszych Francuzów drakońskim 75% podatkiem od dochodu aktor zdecydował się emigrować do pobliskiej Belgii i zrzec się francuskiego obywatelstwa. Na gest Władimira Putina nie trzeba było długo czekać. Za wybitne zasługi dla kultury rosyjskiej Depardieu otrzymał rosyjskie obywatelstwo. W uzasadnieniu decyzji powołano się na kreację tytułowej roli w „Rasputinie” z 2011 roku.
Jak komentują złośliwcy (a tacy na odcinku rosyjskim zawsze się znajdą) film nie był w Rosji pokazywany (może uznano, że rozwiązłość Rasputina jest jednak w filmie zbyt ostentacyjna, a może nie spotkało się z przychylnością przypominanie postaci dość powszechnie oskarżanej o bycie niemieckim agentem?).
W związku z powyższym miałbym dla obozu rodzimej rusofobii następującą propozycję. Pokażmy Rosjanom, że nie jesteśmy gorsi i nadajmy aktorowi także polskie obywatelstwo. Prezydent, biorąc pod uwagę tradycyjne polsko – francuskie więzi przyjaźni, na pewno nie będzie przeciwny. A mamy wszak swojego „Dantona”. W polsko-francuskim filmie z 1982 roku w reżyserii Andrzeja Wajdy (wiadomo – mądrość etapu), Depardieu wcielił się w rolę tytułowego bohatera. Jako dodatkowy argument możemy też podać, że nasz „Danton”, w odróżnieniu od „Rasputina”, był w Polsce emitowany.
Wypełni się tym samym koło polskiej historii i wreszcie będzie wszystko jasne. Polscy rewolucjoniści walczący z Rosją, tym razem z jednym z wodzów rewolucji francuskiej na sztandarach, zaatakują „białego” Ras – Putina. I mądrze to i politycznie, jak mawiał filmowy Pawlak z „Samych swoich”.