Z Arturem Wrońskim, właścicielem krakowskiej restauracji „Chimera”, rozmawia Arkadiusz Stelmach

Sir Henry Cole „The Dinner Party”
Myślę że szczytem kuchni Polskiej – chyba już nieosiągalnym – był wiek XIX. Połączenie niezwykłego wysublimowania z nowymi zdobyczami techniki.
Narodowa potrawa numer jeden to pizza. Dopiero na drugim będzie „jakieś mięsko i ziemniaczki”, na trzecim kebab, a dalej sushi! – mówi Artur Wroński, właściciel krakowskiej restauracji „Chimera”.
Działa Pan w branży restauracyjnej już od dwudziestu jeden lat. Czy uważa Pan, że Polacy dobrze jedzą?
– Nigdy dotąd nie jedliśmy tak łatwo, tanio i rozmaicie. Całą zimę widzę na półkach hipermarketu „świeże” szparagi sprowadzone z Peru albo mrożone filety z krokodyla. Kiedyś takie egzotyczne danie byłoby zarezerwowane dla pirata, a dziś każdy może poczuć się awanturnikiem. W dawnej Polsce tak wymyślne zakupy zdarzały się magnatom, na przykład, Radziwiłł „Panie kochanku” na potrzeby kampanii wyborczej sprowadzał ostrygi beczkami.
Oczywiście, produkcja masowa niszczy jakość. Chciwość handlarzy nie zna granic. Dla zarobku tworzą sztuczne potrzeby, sięgają po pożądliwość już raczej nie ciała, a oczu – je się oczami, bo nasza cywilizacja to przede wszystkim obrazki. Stąd też czynności kuchenne otacza „magia”. Kucharze podobnie jak aktorzy czy sportowcy stają się gwiazdami. Wolter dzisiaj prowadziłby na pewno blog kulinarny.
Czytaj resztę wpisu »
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…