Wielka ucieczka
Posted by Marucha w dniu 2013-04-26 (Piątek)
Siedemdziesiąt lat temu rtm. Witold Pilecki, obawiając się dekonspiracji, a także pragnąc jako naoczny świadek przekazać prawdę o KL Auschwitz, zbiegł z obozu w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 roku. Uciekał wraz z Janem Redzejem (nr 5430) i Edmundem Ciesielskim (nr 12969).

Portret Witolda Pileckiego, wykonany przez Jana Stasiniewicza w Nowym Wiśniczu, lato 1943 r.
Realizacja odważnego przedsięwzięcia była możliwa dzięki pomocy kolegów z organizacji obozowej, działającej potajemnie pod nazwą Związek Organizacji Wojskowej (ZOW). W tym czasie Witold Pilecki pracował w paczkarni obozowej, Edward Ciesielski w szpitalu więziennym, a Jan Redzej w magazynie żywnościowym przy kuchni obozowej.
Wykorzystując swoje różnorodne kontakty konspiracyjne, Pilecki umożliwił dwóm pozostałym śmiałkom dostanie się do komanda zatrudnionego na nocnej zmianie w piekarni w Oświęcimiu na Niwie, poza terenem KL Auschwitz. Pierwszy otrzymał w niej pracę Jan Redzej, który wcześniej poinformował Pileckiego i Ciesielskiego, że więźniowie z tego komanda są zamykani na noc w piekarni wraz z dwoma nadzorującymi ich esesmanami. On również zauważył, że są tam duże żelazne drzwi, przez które można wydostać się na wolność.
Do odkręcenia nakrętki z metalowego uchwytu, przy pomocy którego była przymocowana żelazna sztaba uniemożliwiająca otwarcie wspomnianych drzwi wejściowych do piekarni, konieczne było dorobienie klucza. Odcisk nakrętki sporządził w chlebie Jan Redzej i przekazał go znajomemu ślusarzowi, który posiadając jej wzór i rozmiar, wykonał wkrótce potrzebny klucz. Został on ukryty przez Redzeja w magazynie węglowym na terenie piekarni.
W komandzie piekarzy można było pracować tylko za zgodą obozowego gestapo. Taka zgoda była każdorazowo wymagana w wypadku więźniów pracujących na zewnątrz KL Auschwitz. Odpowiednie skierowanie podpisał i wydał wówczas zgodę na pracę poza obozem Arbeitsdienstführer Franz Hössler. Takie skierowania zdobył Marian Toliński (nr 49). Wprawdzie były one wystawione na innych więźniów i do innych oddziałów pracy, lecz Ciesielski wywabił niepotrzebne dane, a także sporządził zgodne z potrzebami adnotacje dla siebie i Pileckiego.
Plan wykonany
Ostatecznie termin ucieczki ustalono na noc z 26 na 27 kwietnia 1943 roku. Więźniowie pracowali w obozowej piekarni na dwie zmiany. Stąd też trzeba było nie tylko zostać skierowanym do komanda piekarzy, ale trafić także do grupy zatrudnionej na nocnej zmianie.
Niespodziewanie wynikła nowa trudność, bowiem kapo piekarni nagle zdecydował, że Pilecki będzie pracował w nocy, a Ciesielski pójdzie na dzienną zmianę w dniu następnym. Pomogło dopiero wstawiennictwo Jana Redzeja: „Wreszcie wszyscy byli ’zrobieni’ mową Redzeja, konfiturami, cukrem, jabłkami – z paczek ode mnie, no i wiele dopomógł wesoły nastrój drugiego dnia świąt. Godzina 18.30. Od bramy esesman woła: ’Bäckerei…’. (…) Jesteśmy za bramą. Ileż razy ją przekraczałem, myśląc: ’Kiedy już nie będę potrzebował do niej powrócić’. Dziś wychodzę z myślą, że powrócić w żadnym wypadku nie mogę” – pisał Witold Pilecki.
Dwóch więźniów i dwóch esesmanów poszło do małej piekarni, w której wypiekano chleb dla załogi SS, natomiast sześciu więźniów, w tym Pilecki z kolegami, udało się pod strażą dwóch esesmanów do dużej piekarni. Była ona położona około dwóch kilometrów od obozu i z kolei wypiekała chleb dla więźniów KL Auschwitz. Wkrótce miał się rozpocząć najbardziej dramatyczny moment związany z bezpośrednią realizacją tak drobiazgowo zaplanowanej i przygotowanej ucieczki.
Z piekarni wyprowadzono ranną zmianę, a nowej kazano wejść do środka. Następnie zatrzaśnięto ciężkie drzwi i z zewnątrz dał się słyszeć jeszcze zgrzyt zakładanej na drzwi sztaby oraz szczęk klucza w kłódce. W budynku piekarni więźniowie zostali zamknięci z dwoma pilnującymi ich esesmanami. Bezzwłocznie musieli przystąpić do pracy wyznaczonej im przez zatrudnionych w piekarni cywilnych robotników. Byli to mieszkańcy Oświęcimia: Józef Ryszko, Józef Barczak i Michał Jarecki.
Już po paru minutach Ciesielski i Pilecki mieli możliwość przekonać się, jak ciężka i mordercza jest to praca. W ciągu kilku mijających szybko godzin nocnych przeżyli wiele emocji. Dopiero kiedy nastąpiło kolejne rozpalenie pieców i krótka przerwa w pracy, przystąpili do realizacji planu ucieczki.
Przebywali wówczas w drewutni pod pozorem przygotowania opału. Gdy Ciesielski i Pilecki byli zajęci pracą, Redzej wyciągnął schowany tam uprzednio dorobiony klucz i przystąpił do otwierania drzwi. Następne ogniwo planu – przecięcie dzwonka alarmowego – także pomyślnie zostało zrealizowane. Teraz liczyły się już sekundy. Dzięki sprzyjającym okolicznościom – jeden z nadzorujących esesmanów zajęty był pisaniem listu, a drugi jedzeniem – wszyscy trzej podeszli do żelaznych drzwi, napierając na nie z całych sił. Przy kolejnym naciśnięciu wreszcie ustąpiły. Byli wolni. Błyskawicznie zrealizowali ostatni punkt planu, czyli zamknięcie drzwi i zabarykadowanie ich od zewnątrz.
Pierwsze dni na wolności
Uciekali na wschód przez Sołę, a potem Wisłę. Te pierwsze chwile wolności tak zapamiętał Ciesielski: „Zapadliśmy w czerń nocy. Padał deszcz. (…) Przez pewien czas szliśmy brzegiem Wisły, który prowadził nas w kierunku wschodnim. Trwało to około godziny. (…) Szliśmy dalej już po to, aby znaleźć jakąś łódź. Rzeczywiście po kilkudziesięciu minutach marszu ujrzeliśmy ją. Kołysała się na wodzie”.
Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności przeprawili się szybko na drugi brzeg Wisły. Było już zupełnie jasno, kiedy znaleźli się po drugiej stronie rzeki. W pobliżu był las, w którym ukryci spędzili cały dzień. Wieczorem podjęli dalszą wędrówkę na wschód. Szczęśliwie przekroczyli granicę Rzeszy i przeszli na teren Generalnego Gubernatorstwa, w czym bardzo im pomógł ks. Jan Legowicz, proboszcz w Alwerni.
Uciekinierzy po drodze spotkali wielu życzliwych ludzi, ale też czyhały na nich liczne niebezpieczeństwa. 1 maja 1943 r. w Puszczy Niepołomickiej niespodziewanie natknęli się na uzbrojonych Niemców. Pilecki został wówczas postrzelony w ramię, lecz podobnie jak dwaj pozostali uciekinierzy zdołał szczęśliwie ujść pogoni.
Pobyt w Bochni
Wkrótce dotarli do Bochni, gdzie spotkali się z gościnnym przyjęciem w domu Oborów. Pierwszy przybył Redzej, a w dniu następnym, 2 maja 1943 r., pozostali dwaj uciekinierzy, którzy po wspomnianym zdarzeniu w Puszczy Niepołomickiej chwilowo utracili z nim kontakt.
Za ich ucieczkę władze obozowe nie zastosowały odwetu na więźniach. Jedynie przez Rapportführera został spoliczkowany kryminalista niemiecki, który był blokowym w bloku nr 15, gdzie mieszkało komando piekarzy. Ponadto w areszcie osadzono dwóch esesmanów, którzy nadzorowali więźniów podczas pracy w piekarni, kiedy nastąpiła ucieczka.
Pilecki natychmiast po przybyciu do Bochni poprosił o kontakt z dowództwem miejscowej placówki AK. 3 maja 1943 r. znajomy Oborów, Leon Wandasiewicz, zaprowadził go do Nowego Wiśnicza i umożliwił mu spotkanie z zastępcą dowódcy tej placówki. W czasie drogi Pilecki niespodziewanie dowiedział się od niego, że zastępcą tym jest Tomasz Serafiński. Wówczas uzmysłowił sobie, że jest to człowiek, pod którego nazwiskiem przebywał w obozie (Pilecki był zarejestrowany w KL Auschwitz pod nazwiskiem Tomasz Serafiński).
Niezwykłe spotkanie na „Koryznówce”
Spotkanie z prawdziwym Tomaszem Serafińskim, który posługiwał się pseudonimem „Lisola”, stanowiło dla Pileckiego wielkie przeżycie. Serafińscy mieszkali w tzw. Koryznówce, będącej kiedyś letnią posiadłością Leonarda Serafińskiego, szwagra Jana Matejki. W domu tym Pilecki znalazł bezpieczne schronienie, ukrywając się przez ponad trzy i pół miesiąca.
Z kwaterą dla pozostałych dwóch uciekinierów były kłopoty. W rezultacie Redzej zamieszkał u szkolnego kolegi Serafińskiego w pobliskiej miejscowości, później przez kilka dni przebywał również w „Koryznówce”. Ciesielski z kolei dłuższy czas ukrywał się u Oborów, lecz potem przeniósł się także do Wiśnicza.
Dowódca placówki AK w Wiśniczu Zygmunt Szydek ps. „Wiatr”, kiedy Serafiński „Lisola” zameldował mu o pobycie trzech zbiegów z KL Auschwitz, nie uwierzył w wiarygodność tej niezwykłej ucieczki, posądzając jej uczestników o współpracę z gestapo. Podobnie zachował się jego zwierzchnik z Obwodu AK, używający pseudonimu „Topola”, i Komenda Okręgu AK w Krakowie.
Planowanie zbrojnej akcji na Oświęcim
Nie pomogły wyjaśnienia, że uciekinierzy podjęli ucieczkę, by prosić o pomoc w zaplanowaniu akcji zbrojnej w celu uwolnienia więźniów KL Auschwitz, oraz że opracowali szczegółowe raporty o zbrodniach popełnionych w obozie. Na rozkaz dowódcy Okręgu AK w Krakowie polecono „Lisoli” zerwać wszelkie kontakty konspiracyjne ze zbiegami, a ich samych skierować do Rady Głównej Opiekuńczej lub Polskiego Czerwonego Krzyża.
Pilecki, przebywając w Nowym Wiśniczu, skontaktował się z Komendą Główną AK w Warszawie, która oddelegowała do tej miejscowości swojego wysłannika. Był nim uciekinier z KL Auschwitz Stefan Bielecki (nr 12692), znany już wcześniej Pileckiemu z pobytu w obozie oświęcimskim. Przywiózł on z Warszawy 1 czerwca 1943 r. podrobione dokumenty i pieniądze. Namawiał Witolda Pileckiego, aby udał się wraz z nim do Warszawy. Ten jednak odmówił, planując na tym terenie zorganizowanie akcji mającej na celu uwolnienie więźniów KL Auschwitz.
Pilecki zwrócił się do szefa dywersji i uzbrojenia Obwodu AK w Bochni Andrzeja Możdżenia ps. „Sybirak”, aby na miejscu utworzyć ochotniczy oddział, który podjąłby się niezwykle ryzykownej próby uderzenia na obozową załogę SS i uwolnił więźniów Auschwitz. Wobec negatywnego stanowiska w tej sprawie Komendy Okręgu AK w Krakowie propozycja ta, jako mało realna, nie została zaakceptowana. Pilecki, który wówczas posługiwał się pseudonimem „Romek”, zdecydował się na wyjazd do Warszawy. Do okupowanej stolicy dotarł 23 sierpnia 1943 roku.
W Nowym Wiśniczu pozostawił pierwszą wersję raportu, który napisał na temat konspiracji wojskowej w KL Auschwitz zaraz po ucieczce z tego obozu, w czerwcu 1943 roku. Raport ten został ukryty w ziemi, odkopano go dopiero po wojnie.
Dr Adam Cyra
Autor jest pracownikiem Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau.
http://naszdziennik.pl
Komentarzy 14 do “Wielka ucieczka”
Sorry, the comment form is closed at this time.
BABINICZ KP NSZ said
O takich nam bohaterach jak Imć rtm.Pilecki, mjr.Dobrzański „HUBAL”, i np. trylogijny Kmicic vel BABINICZ nigdy dość pisać.Ich heroizm na dzień dzisiejszy jest niepospolity, jest Rzeczypospolity. Czy na ten czas zbywa nam tak serc ojczyznie oddanych.Śmiem twierdzić , że wakat w tej substancyji jest przewielki, nie chcąc przymawiać wszem polakom tu i na obczyznie nadmienić muszem ;” tfu ! bracia mili gdzie tu rozum, gdzie tu mores by łańcuch psem wodził.Pana NAM trza, rozbudzić sumienia zaśpione NAM trza i grzać szable w pochwach zbutwiałech…..”Cześć i pamięć wiekuista Ojczyzny bohaterom!.BABINICZ Narodowe Siły Zbrojne,Krzemieniec Podlaski,Białystok.
Lily said
Konieczne jest,odczadzenie umyslow ludzi,ale bedzie to strasznie trudne.Wiekszosc,nawet ma usprawiedliwienie do zla,ktore nas otacza.Jesli nawet,ktos probuje naprowadzic ich na wlasciwy tok myslenia,konczy to sie to calkowita kleska. Telewizornia i pewne radyjko,robia swoje. Bohaterow,patriotow,wyniszczyli i wyniszczaja,innych pozbawiaja racjonalnego myslenia.Moj Ojciec zawsze mowil,niepotrzeba wojny,zeby podbic Narod,westarczy go oglupic.
Easy Rider said
Przy okazji kolejnego tematu o rotmistrzu Pileckim, wraca kwestia samego holo-mitu. Przypuszczam, że Pilecki (podobnie jak Karski) był właśnie jedną z kluczowych postaci, mających uwiarygodnić ten mit.
Należy postawić pytanie, jak przeciętny więzień mógł mieć wiedzę na temat liczby ofiar rzekomych komór gazowych, niekiedy jeszcze w rozbiciu na narodowości? Miał możliwość swobodnego poruszania się po obozie, pytania, wglądu do dokumentów, dokonywania wywiadów z personelem i zapisywania notatek? Wątpliwości te dotyczą również raportu rotmistrza Pileckiego, którego fragment cytuje Wikipedia jak następuje:
W raporcie rotmistrza Witolda Pileckiego, który był także więźniem obozu, liczbę ofiar określa się na około 2 do 5 milionów. Sam autor raportu określa ją w liczbie 2 milionów ludzi. Pilecki pisał m.in.: „Gdy wychodziłem z Oświęcimia (27 IV 1943) zginęło [już] 97 tysięcy numerowanych więźniów. Nie ma to nic wspólnego z ilością ludzi, których masami, bez ewidencjonowania, gazowano i palono. Zginęło [ich] ponad dwa miliony. Podawałem te liczby oględnie, żeby nie przesadzić. Koledzy, którzy tam dłużej siedzieli i byli świadkami gazowania po osiem tysięcy ludzi [dziennie] podają liczbę plus minus 5 milionów ludzi.”
Doprawdy – iście żydowska bezczelność a zarazem niefrasobliwość w rzucaniu tymi milionami ofiar, charakterystyczna dla późniejszego Przemysłu Holokaust.
Skąd Pilecki mógł mieć takie dane? Pracował w administracji obozu? Zresztą, nie przebywał w tym obozie zbyt długo, bo gdzieś około roku od rozpoczęcia masowych transportów Żydów, ale nie przeszkadzało mu to stwierdzić, że już wtedy zginęło 2 miliony więźniów (narodowości przezornie nie podaje) – jakoby nie ewidencjonowanych. Czyżby sam ich wszystkich liczył w tych „komorach gazowych” i zapisywał?
Czy nie zastanawia takie zdanie z Wikipedii:
W 1940 Pilecki przedstawił swoim przełożonym plan przedostania się do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, w celu zebrania od wewnątrz informacji wywiadowczych na temat jego funkcjonowania i zorganizowania ruchu oporu. W tym czasie niewiele było wiadomo o warunkach panujących w obozie.
Istotnie, niewiele mogło być wiadomo, ponieważ obóz dopiero co powstał i pierwszy masowy transport miał miejsce w czerwcu 1940 i byli to polscy więźniowie polityczni, w ogóle, początkowo nie przywożono tam Żydów, aż do wiosny 1942 r., a Pilecki już we wrześniu 1940 r. wiedział, że trzeba zbierać stamtąd dane (czyżby już wtedy holokaustyczne?) i organizować ruch oporu (czyżby na sposób podobny do Cyrankiewicza? No bo jakiż „ruch oporu” mógł w KL organizować zwyczajny więzień?). Skąd u niego taka pewność, że wyjdzie stamtąd żywy, jeżeli rzeczywiście był tym, za kogo się go uważa?
Podobna wątpliwość dotyczy również raportu Karskiego o holokauście, przedstawionego na Zachodzie już w jesieni 1942 r, podczas gdy wg Wiki – budowę rzekomych komór gazowych i krematoriów do masowego uśmiercania więźniów rozpoczęto dopiero latem 1942 r. i ukończono między marcem i czerwcem 1943 r? Wcześniej bowiem, za „komory gazowe” miały służyć dwa zaadaptowane domy wysiedlonych mieszkańców Brzezinki!
Wygląda na to, że mit holokaustu był wcześniej zaplanowany i tworzony in statu nascendi (m. in. poprzez szerzenie pogłosek wśród więźniów i okolicznej ludności), stąd też należy ostrożnie podchodzić do wszystkich dokumentów, a nawet zeznań świadków, które mówią o komorach gazowych i milionach ofiar Auschwitz – od kogokolwiek by pochodziły. Od Pileckiego również. Jeżeli uwierzymy Pileckiemu – musielibyśmy również uwierzyć we wszystkie kłamstwa holo-mitu.
Marucha said
Re 3:
Jest inna sprawa.
Czy ktoś może poręczyć autentyczność raportu Pileckiego?
Easy Rider said
Ad 4 – Marucha
Dla zainteresowanych – wszystkie tzw. „Raporty Witolda” są tutaj:
http://www.polandpolska.org/dokumenty/witold/raporty-witolda.htm
To właściwie nie są raporty w sensie zestawienia suchych liczb i faktów, lecz (szczególnie ten z 1945 r.) – typowa literatura obozowo-holokaustyczna, którą kiedyś katowano dzieci w szkołach w ramach lektur obowiązkowych. Oto próbka:
(str. 67) Z balkoniku-krużganku esesman w masce gazowej zrzucał na głowy zebranego pod nim tłumu gaz. Stosowano gaz dwóch rodzajów: w butlach, które się rozbijało lub w postaci krążków, który po otwarciu hermetycznych puszek i wyrzuceniu go przez esesmana w gumowych rękawiczkach, przechodził w stan lotny wypełniając komorę gazową i szybko zabijając zebranych tu ludzi.Trwało to kilka minut. Czekano dziesięć.Następnie wietrzono, otwierano drzwi komór po przeciwnej stronie od rampy i komanda złożone z Żydów przewoziły ciepłe jeszcze ciała taczkami i wagonetkami do pobliskich krematoriów, gdzie trupy szybko spalano.
Czy to możliwe, aby autor był świadkiem tych wydarzeń? Właściwie, ten fragment już wszystko wyjaśnia i nie wymaga dalszych dociekań co do autentyczności „holokaustycznych” wątków omawianego „Raportu”, tym bardziej, że ten ostatni z 1945 r. (z którego pochodzi powyższy cytat) został opublikowany w formie książki w Polsce dopiero w 2000 r!
Autentyczność „Raportu” to jedna sprawa, natomiast ja mam wątpliwość co do autentyczności samej postaci Pileckiego, który dobrowolnie dostał się do obozu Auschwitz, a następnie stamtąd uciekł. Ta cała historia jest tak nieprawdopodobna, że na milę widać bezczelność inspiratorów spod znaku Holocaust Industry.
Wyobraźmy sobie bowiem tę sytuację: jest wojna, terror, łapanki, egzekucje na ludności cywilnej i ktoś nagle zakłada, że jak dobrowolnie dostanie się do łapanki, to na pewno trafi do Auschwitz. Skąd ta pewność, że akurat tam trafi, a nie do innego obozu lub więzienia lub że po prostu nie zostanie na nim wykonana egzekucja? Nie mówiąc już o tak abstrakcyjnym w tamtych warunkach założeniu, że przeżyje Auschwitz i stamtąd ucieknie. Taką pewność może mieć tylko ktoś, kto jest uczestnikiem określonego planu. Jeżeli rzeczywiście był nim rotnistrz Pilecki – wyrok śmierci na nim w 1948 r. był po prostu pozbyciem się niewygodnego świadka przez twórców holo-mitu, chociaż nie można wykluczyć, że sprawa ma bardziej skomplikowany charakter.
Niedaleko (via Maruch) said
Easy Rider – Ciekawe pytania zadajesz i wydaje mi się słuszne. Myślę że nie można kwestionować że był człowiek nazwany “Witold Pilecki”. Był w wojsku, znany w AK, siedzący w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz z którego udało mu się wydostać. Napisał raport. Jak Marucha zauważa, raport wydaje się być słabym punktem całej sprawy a nie rot. Pilecki. Czy raport który jest upubliczniony to jego w całości?
Czy jest pisemna wersja jego raportu tak jak sam napisał?
Dzięki za tą obserwacje. Pierwszy raz ją słyszę i jestem zaskoczony bo nigdy nie czytałem jego raportu i nie zastanawiałem się o sprawie łapanki i skierowania do Auschwitz !!!!!
Easy Rider said
Ad 6.
„Raporty Pileckiego” – to coś w rodzaju pamiętników Anny Frank, jeszcze jeden element religii holokaustycznej i tak samo autentyczne pod względem autorstwa. Co do faktów, zapewne mówią wiele prawdy, ale też przemycają wiele kłamstw holo-mitu i taki jest ich główny cel. Natomiast co do postaci samego Witolda Pileckiego – niewątpliwie jest to postać autentyczna, przynajmniej do chwili zaplanowania przedostania się do obozu w Auschwitz (czy to na pewno był jego pomysł?), gdyż nierealność tego planu każe wątpić w autentyzm zarówno samej historii, jak i biorącej w niej udział postaci.
Oczywiście, nie można wykluczyć, że cały czas mamy do czynienia z autentycznym Pileckim, który w dobrej wierze podjął się tego ryzykownego zadania, ale do końca nie wiedział, przez kogo i w jakim celu jest prowadzony. Ponieważ w przyszłości mógłby być niewygodnym świadkiem tego fałszerstwa holokaustycznego, został na nim wykonany sądowy wyrok śmierci.
W tej sprawie pojawia się jednak zbyt wiele wątpliwości, aby można było przejść nad nią do porządku dziennego.
Nie mogę nigdzie znaleźć informacji, kiedy raporty Pileckiego (sporządzone jakoby w czerwcu 1943) zostały (jeśli w ogóle) dostarczone na Zachód (chodzi o te pierwsze „W” i „S”, bo ostatni został napisany już po wojnie) i jaką rolę odegrały, bo przecież miałoby to miejsce już po raporcie Karskiego, przekazanym jesienią 1942 r. i wygląda na to, że miały tylko odegrać rolę „dokumentów” holokaustu – o ile w ogóle nie zostały sporządzone (a przynajmniej przeredagowane) ex post po jego śmierci, gdyż jeszcze wiele lat później nie były one znane w publicznym obiegu, i to nie tylko w Polsce – jak już wspomniałem wcześniej, raport z 1945 r. został wydany w formie książkowej dopiero w 2000 r! Czy zatem sprawa rtm. Pileckiego, bardzo w ostatnich latach nagłaśniana, pomimo swojej retoryki patriotycznej, nie wpisuje się jakby w ciąg nasilających się działań roszczeniowych Przedsiębiorstwa Holokaust?
Ponadto – taka ciekawostka: na stronie oficjalnej Muzeum Auschwitz-Birkenau http://pl.auschwitz.org/m/index.php?option=com_wrapper&Itemid=97 po wpisaniu w wyszukiwarkę danych więźniów nazwiska i imienia „Pilecki, Witold” – pojawia się następująca informacja:
Pilecki, Witold, ur.1901-05-13 (Ołoniec), numer obozowy:4859, zawód:oficer zaw., uwagi:zbiegł 27.4.1943 z KL Auschwitz.
Wszystko sie zgadza, oprócz kasy – chciałoby sie rzec, gdyż problem w tym, że Pilecki w Auschwitz występował pod nazwiskiem Tomasz Serafiński (o czym sam pisze w raporcie), bo przecież trudno zakładać, że pod swoim, jeżeli udał się tam jako wywiadowca AK. Nie mógł więc występować w ewidencji niemieckiej jako „Pilecki”, tym bardziej z informacją, że jest oficerem zawodowym, bo wtedy inaczej potoczyłyby się jego losy. Nie sądzę również, aby Niemcy chwalili się w swojej dokumentacji tym, że więzień im uciekł. Dlaczego w tym niejscu nie ma informacji, że występował w ewidencji obozowej pod nazwiskiem „Tomasz Serafiński”?
Natomiast po wpisaniu w ww. wyszukiwarce „Serafiński, Tomasz” pojawia się tylko:
Serafiński, Tomasz, ur.1902-00-00, numer obozowy:4859.
Ciekawe – ten sam numer obozowy co Pileckiego, ale inna i jakaś bezsensowna data urodzenia – czyżby nie chodziło tutaj o Pileckiego? Bo chyba przy tak znanej postaci wypadałoby dopisać, o kogo chodzi, ale coś tu wszystko jakoś nie trzyma się kupy. A może Serafiński i Pilecki to nie była ta sama osoba? Sprawa może być rozwojowa, gdyby ktoś chciał się tym zająć głębiej.
Niedaleko said
Ta sprawa jest bardzo ciekawa, jeszcze raz dziękuje że ją Pan poruszył 🙂
Wyszukiwarka znalazłem tą informacja ale niestety po angielsku,
http://www.absoluteastronomy.com/topics/Henryk_Wolinski
„He received daily reports from railway men about the number of trains and of people in them, and he likely received the reports from Witold Pilecki, AK operative who became the only person to volunteered to be imprisoned in Auschwitz in order to organize camp’s resistance and provide information on the atrocities. ”
Strona podaje informacje że Henryk Woliński dostawał raporty rotm. Pileckiego !!! Co ciekawe, na temat Wolińskiego na polskich stronach jest bardzo mało. Przykład Wikipedi,
http://pl.wikipedia.org/wiki/Henryk_Woli%C5%84ski_%281901-1986%29
a jak strona wygląda po angielsku
http://en.wikipedia.org/wiki/Henryk_Woli%C5%84ski
Tak że „filtr” raportów Pileckiego, na pierwszy rzut oka, jest Woliński który ma specyficzny zawodowy i rodzinny charakter.
„Woliński był prawnikiem w warszawskiej administracji przed inwazją Niemców na Polskę we wrześniu 1939 roku. Miał żonę i żydowskiego wielu żydowskich współpracowników i przyjaciół, wielu z nich z Polskiej Izby Adwokackiej, był w kontakcie z żydowskiej inteligencji zaangażowanej w administracji getta i szybko zaangażował się w poparcie dla Żydów organizowane przez Polacy.”
Rotm. Pileckiego Raport rozpoczyna dla mnie wyglądając jak sprawa polskiego emigranta do USA, Franka Walusia, oskarżonego w 1974 roku przez Centrum Wiesenthala o udział w zbrodniach nazistowskich. Rożnicą jaką widzę to tylko to że rotm. Pilecki już nie żył jak sprawa była wzięta pod lupę, a Pan Waluś ja przeżywał by w końcu z powodu sprawy umrzeć.
Zainteresowałem się nią by zobaczyć jej ewolucje w USA. „Niesprawiedliwość” to nie wystarczające słowo. Tak, sprawiedliwości się doczekał ale pomoc by tak było była z Niemiec !!!! Mogę powiedzieć że do dzisiaj dalej kiedy jest okazja wspomnieć Pana Franka Walusia kłamią o nim w USA,
http://articles.chicagotribune.com/2009-10-07/news/0910060545_1_shoah-foundation-holocaust-museums-ww-ii
„She was the translator at the trial of Frank Walus, a Nazi death camp officer.”
http://www.autonom.pl/?p=5228
Niedaleko said
Szukając informacji na temat Raportu rotm. Pileckiego znalazłem tą stronę gdzie prowadzono dyskusje na jego temat,
http://forum.codoh.com/viewtopic.php?t=2489
Co jest ciekawsze jest że ktoś na tej stronie dowiedział się że Angliki upublicznili szyfrogramy Niemieckie wysyłane z obozów do Berlina. Wywiad w Bletchley Park zajmował się rozszyfrowaniem tej informacji. Informacja przesyłana była dzienna statystyka ludności w danym obozie. Dzienna!!! Przyjazdy, zgony … itp. Myślę że było to im potrzebny by wiedzieć ile rąk mają do dyspozycji na prace i inne ich potrzeby w prowadzeniu wojny.
http://forum.codoh.com/viewtopic.php?f=2&t=7581&sid=15caaac6853c1e59619ee5ef4db07335
oto ta informacja
http://www.whatreallyhappened.info/decrypts/ww2decrypts.html
Informacja potrzebuje dalszego opracowania tak że nie jest to koncowy produkt.
„Nie musimy umieścić wszelkie artykuły na temat „co to wszystko oznacza”- to może przyjść później. Widzisz (moim zdaniem), aby uzyskać jakiekolwiek prawdziwe poczucie ile żyło i zmarło w obozach, należałoby zintegrować te odszyfrowane dane z tzw. „Książek śmierci” ale nie ma na razie anglojęzycznych artykułów oceny „Książek śmierci” (opublikowano je w 1995 roku po wypuszczeniu informacji przez Gorbachov w 1989). Więc to jest problem.”
Tu jest przykład takiej księgi o Auschwitz,
http://www.whatreallyhappened.info/decrypts/death_books_auschwitz.html
Easy Rider said
Woliński miał otrzymywać raporty Pileckiego „prawdopodobnie, możliwie” (likely) – czyli również tutaj nie ma żadnej pewności ani bliższych informacji co do terminów i treści rzeczonych raportów.
A swoją drogą, ciekawa ta postać Wolińskiego – był jakoby we władzach AK, a przez cały okres powojennego terroru stalinowskiego pozostawał w kraju i nie był niepokojony przez władze, spokojnie pracując do emerytury. To przypomina historię innego AK-owca, Rajmunda Kaczyńskiego, ojca Bliźniaków. Widać, żydostalinowski aparat przemocy nie szykanował wszystkich AK-owców – swoich braci etnicznych nie ruszali.
Tutaj ciekawa wypowiedź Edelmana na temat Wolińskiego:
http://www.webofstories.com/play/15629?o=MS
Z tej wypowiedzi wynika, że Woliński był przed wojną pracownikiem MSW (Wikipedia skromnie wspomina tylko o „administracji”) i dziwne, że nie czuł się z tego powodu zagrożony, ani w czasie okupacji hitlerowskiej, ani stalinowskiej?
Wiele na temat Wolińskiego mówi następujący fragment w angielskiej Wikipedii:
On 1 February 1942 Woliński became the head of the „Jewish Department” (or „Referat Żydowski”) in Bureau of Information and Propaganda (Biuro lnformacji i Propagandy) at Komenda Główna of AK and provided information to the Polish government-in-exile about the Holocaust.
Prawda, jaka dziwna zbieżność: 20 stycznia 1942 r. ma miejsce w Berlinie konferencja na temat „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, a już w kilkanaście dni później (1 lutego) powstaje w AK biuro, które ma zbierać dane na temat holokaustu – czy to można racjonalnie wytłumaczyć inaczej, jak realizacją określonego planu? Ale Pilecki, czy raczej ten, kto się pod niego podszył – i tak przebił Wolińskiego, bo wiedział o tym już we wrześniu 1940 r.
Dzięki za podanie linku do forum CODOH, z którego tylko pobieżna lektura dowodzi, że wyrażone przeze mnie wątpliwości nie są odosobnione. Na tym forum pojawia się inne nazwisko związane z raportami z Auschwitz – mianowicie Konstanty Piekarski, nr obozowy 4618 (faktycznie, jest w bazie Muzeum Auschwitz), który ponoć miał współpracować z Pileckim i tutaj już robi się niezły mętlik. W tej sytuacji, zasadne staje się pytanie, czy Pilecki w ogóle był w Auschwitz, bo jak na razie to jedynym znanym powszechnie dokumentem w tej sprawie jest jego zdjęcie w pasiaku, które bardzo łatwo wykonać przy pomocy fotomontażu (nawiasem mówiąc, Pilecki prezentuje na się na tym „obozowym” zdjęciu zdrowy, zadbany i rozpromieniony, jakby pozował do zdjęcia ślubnego).
Również dzięki za bardzo interesujące dokumenty na linkowanej stronie Whatreallyhappened.info – sprawa do dłuższego studiowania, ale dokumenty i teksty naprawdę rewelacyjne.
Anna said
Tak sobie można bezmyślnie dyskutować i negować wszystko, co może doprowadzić do konkluzji, że drugiej wojny światowej wcale nie było, a jej przebieg jest zmyślony.
Griszka said
@11
Pani Anno, ten błąd logiczny, który Pani popełnia nazywa się reductio ad absurdum.
Rozumiem Pani zdenerwowanie. Chciałaby Pani, aby wam, syjonistom, nikt nie wtrącał się do interesu i brał na wiarę każdą liczbę, każdy fakt, który tubylcom podacie. Nie ma tak dobrze.
Griszka said
Panowie Easy Rider i Niedaleko. Chyba trafiliście w sedno, bo już hasbara się zaczyna denerwować.
Easy Rider said
Ad 11.
Tak sobie można bezmyślnie trollować, do kiedy Admin straci cierpliwość.