Martin Richard, 8-letni chłopiec, który zmarł na Boylston Street w wyniku zamachu w Bostonie, był katolikiem. W zeszłym roku przyjął pierwszą komunię św. Kiedy leżał umierający na ulicy, duchowni ze świętymi olejami znajdowali się zaledwie kilka metrów od niego, za policyjną taśmą. Stali bezsilni. Nie mogli udzielić mu sakramentu Ostatniego Namaszczenia. Nie zezwolili na to bostońscy funkcjonariusze. Mówili: „kapłani są niepotrzebni”.
[Tak samo postępowała niejednokrotnie żydoubecja, odmawiając katolikom poslugi kapłańskiej przed zamordowaniem. – admin]
Po zamachu w Bostonie, świat obiegły wstrząsające zdjęcia. Widać na nich osoby leżące na ziemi, niebiesko-żółte kurtki wolontariuszy, policjantów, strażaków, ratowników medycznych. Rzuca się w oczy brak jakichkolwiek duchownych i symboli religijnych.
Blisko miejsca bombardowania są trzy świątynie. Jedna katolicka i dwie protestanckie. Kiedy duchowni katoliccy z kościoła pw. św. Klemensa, położonego zaledwie trzy przecznice dalej od Boylston Street, usłyszeli wybuchy, natychmiast zabrali święte oleje i pospieszyli na miejsce chcąc udzielić ostatniego namaszczenia rannym. Niestety, jak zauważa dziennikarka gazety „The Wall Street Journal”, Jennifer Graham, kapłani nie zostali dopuszczeni do ofiar!