Fundamentalną regułą chrześcijańskiego ładu społecznego była zasada, że władza pochodzi od Boga. Na co dzień wyrażało się to lapidarną formułą: „Z Bożej łaski król..”. Władca odpowiedzialny był w obliczu Boga za lata swej posługi. Tak władza to „posługa”. Jasno dał temu wyraz Król-Jezus przychodząc na te świat „by służyć”, a nie by być obsługiwanym. Tak więc władcy odpowiedzialni byli za swe działania także w odniesieniu do poddanych.
Nie oznacza to, że w owym okresie nie było wśród władców tyranów, despotów, czy zwykłych głupców. Patologie te stanowią po prostu miarę naturalnej niedoskonałości naszego padołu. W miarę „liberalizacji” Chrześcijaństwa, zasada ta stopniowo się rozmywała. Ale nawet w okresie Bolszewizmu, komunistyczni zbrodniarze, pamiętali o niej, maskując swe poczynania „wyższym imperatywem”- dobrem ludzkości.
Dopiero w okresie globalizmu zarzucono pozory jakichkolwiek „wyższych wymagań”, zakładając że do takowych nie kwalifikują się „oczekiwania rynków”.
Władzę w Świecie Zachodu w uzurpatorski sposób przejęły tak zwane „elity”. Dzielą się one na różnorakie gatunki jak przykładowo „elity finansowe”, „polityczne”, „gospodarcze”, „kulturalne”, czy „akademickie”. Ponieważ, nie licząc farsy rytuałów zachodnich pseudo-demokracji w obszarze politycznym, „elity” te od nikogo władzy swej nie uzyskały, stąd też nie są one przed nikim za nią odpowiedzialne, Ich członkowie mogą robić co chcą i jak chcą, nikt nie ma prawa do ich rozliczania. Mało tego! Nawet nieśmiałe próby merytorycznej oceny ich poczynań kwalifikowane są jako dziania „o znamionach przestępstwa”.