Ocalił nas św. Brat Albert. A także KIA braci Wadowskich.
Posted by Marucha w dniu 2013-06-24 (Poniedziałek)
Artykuł z dnia 13.06.2013
Od trzydziestu lat jeżdżę jako kierowca samochodem. I jeżdżę bardzo dużo. Co roku tyle, ile wynosi długość równika Ziemi. Nie miałem do tej pory żadnego wypadku, jedynie dwie lub trzy stłuczki. Jednak, to co wydarzyło się 11 czerwca br. zapamiętam do końca życia.
W tym dniu w filii Fundacji im. Brata Alberta w Brzeszczach-Jawiszowicach odbywały się Dni Patrona Fundacji. Pomimo złej pogody przyjechali na nie podopieczni i pracownicy Warsztatów Terapii Zajęciowej w Chełmku. Oświęcimiu, Przeciszowie i Jawiszowicach, oraz Świetlicy Terapeutycznej w Chełmku plus goście. W sumie ze dwie setki osób. Wszystko rozpoczęło się od mszy św. w kościele św. Marcina, która w intencji Fundacji koncelebrowałem wraz z ks. dr Henrykiem Zątkiem, Później w remizie strażackiej odbyła część artystyczna, w czasie której występowały zespoły taneczne i teatralne oraz grała orkiestra strażacka. Dużo radości. Jakże nasi niepełnosprawni podopieczni kochają tergo typu imprezy!
Zazwyczaj jeżdżę wysłużoną skodą fabia, ale tuż przed wyjazdem sekretarz Zarządu Fundacji, Arkadiusz Tomasiak zadecydował, że pojedziemy nie skodą, ale nowy samochodem marki KIA, który tego samego dnia rano został dopiero co zarejestrowany, gdyż do tej pory jeździł na próbnych numerach. Był to całkowicie nowy model, prosto z fabryki. Gdy go odbieraliśmy miał na liczniku – uwaga! – zaledwie 8 km. Samochód ten należał do firmy Bracia Wadowscy w Krakowie, której właściciele jako dealerzy Volvo i KIA wspierają od lat Fundację, użyczając jej całkowicie bezinteresownie swoich samochodów. Samochody te mają logo firmy oraz logo Fundacji z podobizna św. Brata Alberta.Taką podobiznę miał też pojazd, którym pojechaliśmy do Brzeszcz.
Wracając jechaliśmy przez Przeciszów, Zator i Babice. Arek prowadził, a ja siedziałem przy kierowcy jako pasażer. W miejscowości Olszyny zobaczyliśmy, że na wąskiej i krętej, na dodatek zalanej przez ulewę, drodze zatrzymał się naprzeciwległym pasie bus, aby wypuścić pasażerów. Nagle zza niego wyskoczył czerwony pojazd dostawczy z węglem, taka pół-ciężarówka. Pędził wprost na nas. Nie mieliśmy żadnych szans, po lewej stronie bus, po prawej wąziuteńki chodniczek, rów i betonowy płot. Arek odruchowo próbował odskoczyć na ten chodniczek, ale ciężarówka zrobiła to samo, na dodatek jeszcze bardziej dodając gazu.
Zderzyliśmy się więc czołowo. Potężny huk i łomot. Wystrzeliły poduszki powietrzne. Przód samochodu wraz z silnikiem został zmiażdżony, a akumulator zapalił się. Miałem wrażenie, że cały samochód rozpadł się, a nam poucinało nogi. Jednak ten model KAI miał specjalną, wznowioną przegrodę pomiędzy silnikiem a kierowcą i pasażerem. Przegroda ta wytrzymała, choć uderzenie było ogromne.
Wyszliśmy z samochodu o własnych siłach. Prawdziwy cud. Gdybyśmy jechali skodą czy innym samochodem, to z pewnością obaj zginęlibyśmy. Tak też stwierdzili policjanci, którzy szybko przyjechali wraz z pogotowiem i strażakami. Zawieziono nas karetką do szpitala w Chrzanowie. Tutaj po prześwietleniach okazało się, ze nie mamy żadnych złamań czy innych poważnych ran. Kierowca wyszedł praktycznie bez szwanku,, a mnie potłukły poduszki powietrzne. Pas też zostawił swoje ślady.. Mam więc potłuczoną klatkę piersiową oraz lewe biodro (od pasa) i prawą stopę, która miałem oparta o wspomnianą przegrodę. W sumie kilka siniaków i jeden krwiak. Cały czas biorę więc środki przeciwbólowe. Nie zgodziłem się na pobyt w szpitalu, bo od razu informacja trafiła do mediów i w szpitalu pojawili się dziennikarze. Jestem pod opieką lekarza i pielęgniarek, ale w spokojnym miejscu.
Reasumując, uszliśmy wraz z Arkiem z życiem. Tylko dzięki św. Bratu Albertowi oraz KIA braci Wadowskich. Deo gratias!
Dziękuje też wszystkim osobom, które w tych dniach modliły się za nas i wyraziły gotowość pomocy.
Pojazd niestety poszedł do kasacji, a zdjęcia w wypadku są pod linkiem:
http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=8&nid=7970
Czytaj także w „Gazecie Krakowskiej” – „Ks. Zaleski cudem przeżył kraksę”.
http://www.gazetakrakowska.pl/artykul/918967,ks-isakowicz-zaleski-cudem-przezyl-krakse,id,t.html
Gajowemu nie udało się odnaleźć informacji na temat kierowcy czerwonej półciężarówki. Rozpłynął się w powietrzu?
Admin
Komentarze 4 do “Ocalił nas św. Brat Albert. A także KIA braci Wadowskich.”
Sorry, the comment form is closed at this time.
Psiemislavius said
Nie zdziwiłbym się, gdyby ten kierowca okazał się mordercą ks. Tadeusza Kiersztyna.
Marcin said
Tak samo panie Marucha jak słuch zaginął o pasażerce pod kierownicą auta Drogiego Bronisława
Nemo said
Też mnie to zaciekawiło.Jedynie krótka notka,że kierowca vana wyszedł bez szwanku…Zastanawiające.
Brat Dioskur said
Czy ta polciezarowka miala airbag?I czy przypadkiem nie byla z przodu wzmocniona ,jak TIR ,ktory staranowal auto sw.p.Adwenta!Zreszta wtedy kierowca pochodzil z Bialorusi.