Film „Nasze matki, nasi ojcowie” w reżyserii Philippa Kadelbacha jest kolejną produkcją niemieckiej kinematografii, która za cel, mniej więcej od połowy lat 80. ub. wieku, stawia sobie częściowe zdjęcie z narodu niemieckiego odium zbrodni popełnionych w czasie ostatniej wojny światowej. Niewątpliwą zaletą filmu jest jego świetna realizacja.

AK w filmie “Nasze matki, nasi ojcowie” przypomina bandę kryminalistów, a nie partyzantów.
Dobrze dobrani aktorzy i wartka akcja czynią film łatwym w odbiorze. Kinematografia niemiecka zdążyła nas zresztą już do tego przyzwyczaić. Dość wspomnieć klasyczną już pozycję kina wojennego pt.: „Okręt” („Das Boot”), czy jedną z ostatnich produkcji – „Upadek” („Der Untergang”).
Dyskusja nad filmem, która rozgorzała przed jego premierą w telewizji polskiej (TVP 1 emitowała trzy kolejne odcinki filmu w dniach 17-19. 06. br.), odżyła ostatnio na nowo. Pomimo protestów związanych z emisją filmu w telewizji publicznej, stwierdzić należy, iż dobrze się stało, że polski widz miał okazję go obejrzeć. Aby móc się na dany temat wypowiadać, trzeba go poznać. Prawda zdaje się oczywista, niestety nie dla wszystkich.