Faryzeusze wszystkich krajów, łączcie się! Takie motto mogłoby z powodzeniem zdobić winietę „Tygodnika Powszechnego”, przynajmniej od pewnego czasu, a konkretnie – od słynnej „wojny na górze” w 1990 roku, kiedy to „Tygodnik Powszechny” został wprzęgnięty w rydwan politycznej formacji, która w zależności od potrzeb wyznaczanych mądrościami kolejnych „etapów” zmieniała nazwy, ale zawsze dowodzona była przez „lewicę laicką” to znaczy – dawnych stalinowców w pierwszym, albo drugim pokoleniu, którzy gwoli zachowania statusu szlachty mniej wartościowego narodu tubylczego, udrapowali się w kostiumy szermierzy wolności.
Ta formacja była potrzebna soldatesce dla uwiarygodnienia w oczach mniej wartościowego narodu tubylczego sławnej „transformacji ustrojowej”, ale kiedy soldateska wyprodukowała kolejne listki figowe, pozwalające ukrywać okupację kraju za pomocą fasadowej demokracji, dla owej formacji nadszedł czas politycznej marginalizacji. Murzyn zrobił swoje… Podobny los spotkał również „Tygodnik Powszechny”, który dzisiaj jest już tylko swoim własnym epigonem.