Niedługo przed jego śmiercią, gdy byłem u niego z żoną i dziećmi, w pewnej chwili miał łzy w oczach. – Ty już wszystko przeżyłeś i masz poza sobą – powiedział.- A ja, to już beznadziejnie… – mówi rozmowie z PCh24.pl kolega „Lalka” Wacław Szacoń „Czarny”.
Kiedy po raz pierwszy spotkał Pan Józefa Franczaka?
Poznałem go przy okazji składania przeze mnie przysięgi w roku 1942. Szkolił mnie. Potem nasze drogi się rozeszły. Widywałem go, ale bliższych kontaktów z nim nie miałem. Byłem młody, a on już przed wojną był podoficerem, żandarmem, a jednocześnie pracował w „dwójce”. To tworzyło dystans między nami. Potem spotykałem go u mojego krewnego, który był oficerem. Znał moją rodzinę. Miejscowość z której pochodził leży 10 kilometrów w kierunku Lublina od mojej wsi.