Poprzednie odcinki:
V.
Lwowski korespondent Gazety Warszawskiej (x), patrząc na „mnogie roje czarno ubranego i brodatego żydostwa, które miasta i miasteczka nasze obsiadły i od wieków jednostajnie zgubny wpływ na społeczność naszą wywierały”, nieraz „przemyśliwał” nad tem, jakby te „dzieci Wschodu zużytecznić dla kraju, któremu są nieprzychylni do dnia dzisiejszego prawie”. Zaczął więc naprzód badać, jakie powody mogła mieć ta masa do znienawidzenia kraju, w którym od ośmiu wiekówprzebywa. To skłoniło korespondenta do podania krótkiego rysu historyi Żydów w Polsce i streszczenia ustaw, które ich dotyczyły.
Masy żydostwa — pisał, — nie poczuwające są do żadnych dla kraju obowiązków, tworzyły w całej Rzeczypospolitej żywioł obcy i nieprzyjazny. Unikały ciężkich zatrudnień, garnęły się wyłącznie do kupiectwa i lichwiarstwa, do karczmarstwa i faktorstwa. Wpływ ich ubożył i demoralizował pracujące warstwy narodu. Obchodząc bezkarnie wszelkie prawo, Żydzi rujnowali wsie i miasteczka. Widząc to, sejm czteroletni wybrał komisyę do wygotowania projektu co do tego, jakby Żydów przemienić na użytecznych obywateli. Projekt był mądry i piękny, ale, niestety, nie było już czasu na jego wykonanie.
Następnie korespondent zajął się wyłącznie sprawą żydowską w Galicyi. Skreślił usiłowania rządu austryackiego, aby Żydów ucywilizować i wyzyskać finansowo. Tego drugiego celu dopięto przez specyalne podatki; pierwszy cel pozostał pobożnem życzeniem. Żydzi umieli obchodzić obostrzenia: mimo zakazu, zarówno siedzieli na karczmach, jak kojarzyli małżeństwa między niedorosłymi. Nie udały się założone dla nich osady rolnicze. Korespondent nie przeczył, że niektóre rozporządzenia rządowe były dobre, ale brakowało im podstawy sprawiedliwości. Mało zwrócono uwagi na wychowanie młodzieży i na kwalifikacye rabinów. Wreszcie — twierdził korespondent, — kto żąda spełniania obowiązków, ten musi przyznać i prawa, a Żydom ich odmawiano. Nie mogli zostać urzędnikami, dosłużyć się stopnia oficerskiego, nie wolno im było nabywać dóbr, a nawet posiadać apteki — w miastach wyznaczono im osobne dzielnice na mieszkanie. \
„Sądzę przeto — pisał korespondent, — że chcąc przekształcić stopniami Żydów, a tem samem uczynić ich użytecznymi obywatelami kraju, trzeba im było wskazać u celu możność uzyskania równych zupełnie praw obywatelskich… Bez takiej zachęty i takiego bodźca będą wszelkie usiłowania daremne… Narzekający na nich statyści chrześcijańscy nie wiedzą właściwie, czego chcą i żądają, ponieważ domagają się rzeczy bezwzględnie niemożliwej, to jest miłości i przywiązania od tych, których wzamian pogardą i nienawiścią od wieków darzono”…
Tu korespondent stawał się obrońcą i rzecznikiem tych „mas czarnych i brodatych”; uznawał, że co wieki zawiniły, to należy naprawić w imię ludzkości, sprawiedliwości i… polityki. Wierzył najmocniej w asymiłacyę — za przykład stawiał Ormian, też „dzieci Wschodu”, którzy się zupełnie zasymilowali. Zapomniał o tem, że Ormianie byli chrześcijanami i że stanowili mały procent ludności. W obronie swej korespondent tak się zapalił, że prawie namiętnie kruszył kopię z „przesądami, fanatyzmem, ciemnotą wieków średnich” i usprawiedliwiał żydowskie „znienawidzenie wszystkich innoplemieńców”. Tu, choć potępiał „nieodpowiednie naturze ludzkiej” postępowanie chrześcijańskich krajów, musiał zauważyć, że bądź co bądź ziemia nasza dla Żydów była „najlepsza”. Nietylko podczas najcięższego prześladowania dała im gościnne schronienie, ale przyznała im dość rozciągłe prawa i „ani zdzierstwy fiskalnemi, ani nieludzkością się nie splamiła”. Żydzi żyli u nas pod opieką ustaw, w stosunku do innych krajów doznawali nadzwyczajnej swobody i powinniby też poczuwać się do wdzięczności. Że tak nie jest, to wina ich ciemnoty. Słusznie jednak może zadziwiać, że zatrzymali język swych najsroższych prześladowców. A jak języka, tak nie przyswoili sobie uczucia obowiązków obywatelskich i pozostali wciąż obcym żywiołem…
Dalej korespondent przedstawiał współczesny sobie (r. 1858) stan Żydów w Galicyi. Jak i przedtem, nie mogli być urzędnikami, oficerami, właścicielami dóbr; więc oddawali się jedynie kupiectwu i spekulacyi pieniężnej. Owładnęli całym handlem i wywierają wpływ zgubny na stosunki przemysłowe i handlowe. Nie poczuwają się do żadnych obowiązków względem społeczeństwa — są „obcymi spekulantami”, gotowymi dla pomnożenia swych zysków do pokrzyżowania interesów kraju. Nie znajdzie jednego prawie Żyda, któryby się troszczył naprawdę o wzrost rolnictwa, udoskonalenie przemysłu, o oświatę mieszkańców lub o książki i pisma polskie, „choć każdy oświeceńszy z nich niemieckie skupuje”.
Ale pomijając obojętność Żydów galicyjskich na to, co polskie, korespondent nie mógł wytłumaczyć sobie ich zamiłowania do niemczyzny, „od której nic dobrego nie doświadczyli, choć się z nią tak eon amore powinowacą”. Postępowcy nazywają się wprost Żydami niemieckimi. W ich bóżnicach, jakie sobie pobudowali we Lwowie, Brodach, Tarnopolu i t. d., nabożeństwo odbywa się w języku niemieckim. Cywilizowany Żyd staje się w Galicyi Niemcem, i to tak dalece, że znaczna ich część po polsku mówić nie umie, a „na stu bogatych zaledwie jeden każe swe dzieci uczyć po polsku, na tysiąc zaś rodzin zaledwie jedna w domowem pożyciu polskiej używa mowy”. Więc też, mimo że przemawiał za równouprawnieniem Żydów, mimo że „nienawidził przesądów, wykluczających od praw obywatelskich”, korespondent w obawie o przyszłość kraju cieszył się, że Żydom na nowo nie wolno dóbr nabywać.
Wpływ ich moralny i materyalny jest wogóle na mieszkańców szkodliwy, a na włościan zgubny. Siedzą jak dawniej na karczmach, a opłacając się podwójnie dziedzicowi i rządowi, muszą naturalnie używać całego dowcipu, przemysłu i przebiegłości, aby wyżywić liczne rodziny. „Jedynym ku temu środkiem jest rozpajanie ludu wiejskiego, i nikt nad Żyda nie potrafi go lepiej używać”. Korespondent obszernie podawał ponury obraz tego rozpajania i lichwy żydowskiej, wykazując jak im sprzyja niewłaściwy rozkład dni targowych. Ale „straszniejsze są jeszcze skutki wpływu żydowskiego na moralność ludu, między którym liczne zagęszczaja się niecnoty i występki”.
W ogólności Żydzi —ta „plaga kraju”, mimo swej zręczności i giętkości umysłowej, tworzą masę ciemną, przesądną i nieświadomą. Mała ich część zaledwie porzuciła przesądy, mnogie wyłączności i głupstwa, strzyże pejsy, goli brody, wdziewa suknie europejskie. Ale ci cywilizowani pomnażają po miastach zastępy reprezentantów idei germańskich. Starowiercy nienawidzą ich zarówno jak chrześcijan i mają się za wybrany naród Jehowy, który kiedyś ostatecznie zawładnie światem. Wśród mas żydowskich wiele jest nędzy, o jakiej trudno dąć wyobrażenie, a której przyczyną wstręt do ciężkiej i wytrwałej pracy. Zabobonne to, brudne, niechlujne żydostwo, jako od dzieciństwa przyzwyczajone do przebiegłości, ma przewagę intellektualną nad ludem, który nietylko ubożeje, ale i marnieje moralnie. W walce z karczmą najlepiej urządzona szkółka nie zwycięży. Dziwna rzecz, że tego wpływu nie usunięto, a przynajmniej nie użyto środków, aby samych Żydów powoli ukształcić, przerobić. Wypadałoby zacząć od reformy kahałów i urządzenia szkoły rabinów. Były wprawdzie rozporządzenia w tej mierze, ale cóż z tego kiedy „cudowni” rabini do dziś dnia są wyrocznią czerni, która przybywa do nich z najodleglejszych okolic, aby padać ofiarą zręcznego oszustwa.
Charakterystycznym obrazkiem przejażdżek rabinów po miasteczkach kończył korespondent swój list o Żydach galicyjskich, list dość długi, bo ciągnący się przez trzy numery Gazety Warszawskiej (1), Oburzył on do głębi Ozeasza Ludwika Lublinera. Więc już w grudniu tegoż roku wyszła w Brukselli obszerna jego broszura p. t. „Obrona Żydów zamieszkałych w krajach polskich od niesłusznych zarzutów i fałszywych oskarżeń”.
Lubliner rozpoczął od przypomnienia broszury, jaką wydał w odpowiedzi na korespondencyę warszawską Przeglądu rzeczy polskich, która to „refutacya” — jak twierdził „uczyniła wielkie wrażenie tak między Żydami, jak Polakami chrześcijanami, którym osobiście jestem znany jako dobry i gorliwy Polak, mimo że nie odebrałem chrztu z wody kościelnej, ani w imię Trójcy katolickiej, lecz z krwi, „przelanej w bitwie pod murami Warszawy”. Zaręczał następnie, że jest przyjacielem Polski nie pomimo, że jest Żydem, ale właśnie dlatego, że jest Żydem, a ten „pozorny paradoks” obiecywał z czasem wytłumaczyć w ułożonej przez siebie paralelli między upadkiem Judei a upadkiem Polski.
Oddawszy cześć Demokracie Polskiemu i Żabickiemu za streszczony powyżej artykuł o Żydach, przystąpił Lubliner do odpowiedzi korespondentowi lwowskiemu Gazety Warszawskiej. Czuł się w obowiązku powtórnie podnieść głos „na takie bezecne postępki” prasy, a to tem więcej, że „Izraelici polscy, niemając organu przychylnego sobie, muszą w milczeniu strawić wszystkie oszczerstwa, wszystkie zelżywości piór zatrutych”.
Już sam początek korespondencyi, mówiący o „mnogich rojach czarno ubranych i brodatych”, nie podobał się Lublinerowi, i w dłuższym wywodzie, zgodnym z prawdą, wykazywał, że zarówno dzisiejszy ubiór żydowski, jak i noszone przez nich brody, są czysto polskie — Żydzi bezwiednie więc szanują tradycyę narodową, od której Polacy odstąpili.
Ale o to mniejsza. Gorsza rzecz, że korespondent nazywa ucywilizowanych Żydów Żydami niemieckimi i cieszy się, że im nie wolno znowu nabywać ziemi. Dlaczego niemieccy? czy dlatego, że Galicya do Austryi należy? Lubliner ominął zręcznie podany przez korespondenta fakt panowania języka niemieckiego w domach i bóżnicach Żydów postępowych, — a co do ziemi sądził, że właśnie prawo jej nabywania, które przedtem chwilowo w Galicyi posiadali, zbliżyłoby Żydów z sąsiadami i ludnością rolniczą, a tem samem zmusi łoby ich do przyswojenia sobie języka polskiego.
1) Rok 1858, N-ra 240, 241, 242.
Potem następuje w „Obronie” spory traktat o specyalnych podatkach, na Żydów nakładanych, a to ze względu, że korespondent Gazety Warszawskiej „zdaje się je usprawiedliwiać”. Tymczasem korespondent ogólnikowo tylko zaznaczył, że niektóre rozporządzenia austryackie co do Żydów „były dobre”, mając zapewne na myśli zakaz siedzenia na karczmach, zawierania małżeństw w zbyt młodym wieku itd. Zarzut więc Lublinera był niesłuszny i dał mu tylko możność do bardzo niesmacznych porównań przepisów żydowskich z dogmatami chrześcijańskiemu Przy sposobności oddał hołd Lelewelowi, że w r. 1831 zniósł nikczemny podatek Tagzettel.
Lubliner „nie przeczył tej jasnej prawdy, że karczmarze, arendarze Żydzi zdzierają często chłopa, już to przez fałszowanie wódki, już to przez powiększenie rachunku” — ale wykazywał, że Żyd to „zdzierstwo” popełnia nie jako wyznawca religii mojżeszowej, lecz… z konieczności,—zdzierają jego, zdziera i on. Monopol propinacyi jest głównym powodem zguby moralnej i fizycznej wieśniaków. Arendarz panuje nad kieszenią chłopa, tak jak znów szlachcic panuje nad osobą arendarza. A monopol ten zaprowadziła szlachta. Prawda, że karczmarz, dając wódkę na kredyt, wzbudza pociąg do pijaństwa — ale czy inaczej postępowaliby karczmarze chrześcijanie? Wszakże w Rosyi od XII w. w miejscowościach, gdzie nie wolno Żydom mieszkać, szynkują chrześcijanie, a przecież najświatlejsi pisarze rosyjscy, jak Turgieniew, stwierdzają, że lud napawa się trucizną w kształcie wódki. W guberniach zachodnich zabrania prawo Żydom trzymać gorzelnie i karczmy, ale szlachta prawo to obchodzi, mianując Żydów swoimi administratorami. Dlaczego? — bo Żyd płaci większą, wygórowaną arendę. Wynika stąd „matematyczna konsekwencya”, że jest zmuszony fałszować wódkę i oszukiwać chłopa, zwłaszcza, iż opłaca się jeszcze czynownikom, aby udawali, że nie widzą Żyda karczmarza. Toż samo istnieje w Królestwie kongresowem i Galicyi. Lubliner powoływał się na Czackiego i bezimiennego autora dzieła „Galicya i Kraków” (Kalinkę). Pierwszy z nich zdzierstwa Żydów karczmarzy uważał za następstwo zdzierstwa rządu i szlachty, a drugi „nie miał sumienia obwiniać Żydów” i nie wiedział „kogo bardziej żałować czy chrześcijan oszukiwanych, czy Żydów oszukujących nędzarzy, bo jeżeli Żydzi ciągną zysk nieprawy, to jest niemniej prawdą, że zyskiem tym у dzieli się rząd“.
Następnie Lubliner polemizował z korespondentem lwowskim Gazety Warszawskiej co do zarzutu, że Żydzi w Rzeczypospolitej, przy pomocy przekupstwa, obchodzili prawo i bezkarnie rujnowali wsie i miasteczka. Przekupywali — a więc chciwość szlachty była spólniczką tej mniemanej ruiny. Cytatami z Moraczewskiego, Czackiego i Surowieckiego starał się Lubliner wykazać, że handel Żydów w Polsce był ścieśniony i że nie oni byli przyczyną ruiny miast polskich. Dodawał wreszcie zdanie uczonego historyka francuskiego, Artura Beugnota, który usprawiedliwiał dążenie Żydów do bogatwa…
Tu Lubliner opuścił korespondenta lwowskiego, aby odpowiedzieć Przeglądowi rzeczy polskich, zarzucającemu bogatym Żydom braic patryotyzmu. „Co za szczególna pretensya— pisał—aby bankiery, antreprenery dróg żelaznych, albo wielkich fabryk wstąpili na drogę konspiracyi politycznej, poświęcili swój majątek, wolność swoich osób”. Czyliż we Francyi bankierowie katolicy biorą udział w spiskach? Ta klasa może wielkim majątkiem pomódz, dajmy na to, do obalenia rządu, do powstania, ale nie można wymagać, aby szła na Sybir, „albo w ogień tropikalny Lambessy i Gujany”. A mimo to są przykłady męczeństwa politycznego Żydów, ich wygnania na Sybir i konfiskaty majątków. Na dowód tego przytoczył Lubliner sprawę sławucką z r. 1836, wskutek której Żydzi skazani zostali na knuty i na Sybir. Ale najniesłuszniej czyni ich „męczennikami patryotyzmu polskiego”, bo sam zaznacza, że wystąpili przeciw cesarzowi Mikołajowi, „kiedy jego prześladowania rozciągnęły się na Żydów, których serdecznie nienawidził”. A więc byli to męczennicy patryotyzmu żydowskiego, nie polskiego. Dalej wymieniał Lubliner nazwiska trzech Żydów których majątki skonfiskowano w r. 1831 na Wołyniu, i 18 Żydów na Litwie, których pozbawił majątków ukaz z dnia 8 stycznia 1836 r.
Wracając do korespondenta lwowskiego, „faktami” zbijał Lubliner jego twierdzenie, że Żydzi nie troszczą się o wzrost kultury polskiej. Ale tu znowu popełniał błąd, ponieważ wymieniał „zasłużonych” Żydów warszawskich, a korespondent lwowski pisał o Żydach galicyjskich. Cofnął się wreszcie o dwieście lat wstecz, aby na podstawie Coyera („Histoire de Jean Sobieski”) „przypomnieć rodakom moim Polakom, oraz moim współwyznawcom”, że obrońca Trembowli, Chrzanowski, i jego bohaterska żona, byli Żydami. „Mamy prawo— wołał — wymagać od Jezuitów i bigotów, aby nam, Żydom, nie zabrali naszego Samuela Chrzanowskiego”.
Po tem wszystkiem następowała „konkluzya”.
W konkluzyi tej dowodził Lubliner, że konstytucye: 3 maja, Księstwa Warszawskiego i Królestwa kongresowego nic właściwie nie uczyniły dla Żydów. Nawet rząd 1831 r. przyznawał „na przyszłość” prawo obywatelstwa tylko tym Żydom, którzy, zaciągnąwszy się do wojska, będą w niem służyć lat dziesięć, lub zostaną ozdobieni orderem wojskowym.
Przyszłej Polsce przedstawiłby Lubliner dwie alternatywy: albo Żydów wypędzić, to jest popełnić czyn hańby i sromoty, albo „wcielić politycznie, bezwarunkowo i bezpośrednio masy Żydów w masę narodu polskiego”. Obecnie jednak tylko pisać można o równouprawnieniu Żydów i dlatego, zapomniawszy o swych gromach na korespondenta lwowskiego, „z pociechą prawdziwą” cytował Lubliner jego słowa o potrzebie naprawy tego, co wieki względem Żydów zawiniły.
Polacy, którzy w teraźniejszym czasie „ścigają Żydów” obelgami i nikczemnymi zarzutami”, należeli, według Lublinera, do trzech kategoryi: pierwszą składają Lewenstamy (Żyd przechrzta), Miniszewscy i Niewiarowscy, znani szantażyści — Lewenstam w dodatku jako korespondent dziennika Le Nord, subweneyonowanego przez rząd rosyjski, „miotał nieraz zelżywości na sprawę narodową polską”. Do drugiej kategoryi zaliczał Lubliner tych, co wzbudzając nienawiść przeciw Żydom, mimowolnie oddawali usługi rządom rozbiorczym. Trzecia kategorya — to „Jezuici i ciemni świętoszki, którzy wpadają w paroksyzm na samą myśl, żeby Żydzi mogli używać równych praw obywatelskich”. W tem miejscu Lubliner użył sobie na Jezuitach — przypisał im zarówno upadek Polski, jak i gotowość do pogodzenia się z rządami rozbiorczymi. Niech się tylko zmieni system uciskający Kościół katolicki, a „bigoci polscy” wyrzekną się wszelkich dążności narodowych i staną się „przywiązanymi poddanymi”. Są oni zdolni „poświęcić cnotę, miłość ojczyzny, miłość ludzkości, równość braterską na ołtarzu Boga swojego; nie tego, któremu wszyscy cześć oddajemy—ale własnego ich — bezecnego Loyoli”. Zresztą i Żydzi mają hassydów, fanatyków, nieprzyjaciół światła, którzy są „niczem innem jak żydowskimi Jezuitami, żydowskimi świętoszkami”.
1) Z jakiego powodu L. wylicza te nazwiska nie wiemy, chyba dlatego, że byli oni współpracownikami Wolnych śartów, które wprawdzie drwiły z Żydów, ale i ze wszystkich. Ludzie ci zresztą nie cieszyli się wogóle dobrą opinią. O Niewiarowskim np. pisze w swych listach Pathie, członek redakcyi Gaz Warsz., że był złodziejem kieszonkowym w Paryżu, a w Warszawie miał proces kryminalny, Q Miniszewskim wyraża się krótko: złodziej, Lewenstam też niezaszćzytną po sobie zostawił pamięć.
W końcu oświadczał Lubliner, że gdyby się znaleźli w Polsce Żydzi, zadowoleni z jego obrony, ale mający czoło powstawać przeciw duchowi patryotycznemu polskiemu, to „tej niepatryotycznej liczbie Żydów radziłby opuścić ziemię polską” i przenieść się na Wschód. Niech osiądą tam, gdzie „lud ciemny, przez nieuków popów prowadzony, ma zwyczaj zmywać podłogę, na której noga żydowska stąpała, a wtedy poznają i kacapów, z których każdy w przebiegłości (według Piotra Wielkiego) przechodzi trzech Żydów, doznając arcysłodkiego postępowania drapieżnego czynownika i dumnej wzgardy zuchwałych bojarów — a wzięci w obroty wzdychać będą za błogą Polską, za łagodnością charakteru szlachty polskiej, za ogólną wspaniałomyślnością narodu polskiego”.
Po tym cukierku, wzywał jeszcze Lubliner Żydów, aby przestali ogół polski uważać za swego prześladowcę.
„Charakter Polaka jest wogóle wspaniały, serce jego jest ludzkie i tkliwe; język serca zdoła go wzruszyć do największej czułości. Nie zapominajmy nigdy, że nasi przodkowie jedynie w krainach Polski otrzymali przytułek, protekcyę królów i szlachty przeciw motłochowi ciemnemu, podburzanemu przez fanatyków, bigotów lub jezuitów. Jest to prawda historyczna tak niezaprzeczalna, jak dogmat zasadniczy naszej religii: jedność Boga, Adonai Echod“.
Korespondent lwowski Gazety Warszawskiej, a był nim uczony historyk Henryk Schmitt, spotkał się i z innej, wprost przeciwnej strony, z zarzutami z powodu swego poglądu na sprawę żydowską. Uderzył na niego Przegląd Lwowski za to, że się domagał „niebezpiecznego pod każdym względem dla prowincyi naszej (Galicyi) równouprawnienia Żydów”. Na „bezzasadne zaczepki” Przeglądu Schmitt nie odpowiadał, „ponieważ nie warto polemizować z pismem, które przekręciwszy myśl cudzą, spór o to wszczyna, czego w gruncie nie rozumie”. Ale „Obrony” Lublinera „me chciał zbyć milczeniem, ponieważ i bardzo zręcznie jest napisana i mogłaby w błąd wrprowadzić niejednego co do wypowiedzianych zdań w mej korespondencyi”.
A więc streszczał naprzód Schmitt swoje wywody i zawarł je w dziesięciu punktach, których nie przytaczam, aby uniknąć powtarzania. Przeciwko nim — pisze Schmitt, — powinien był Lubliner „wystąpić i zbijać dowody, wykazując bez jadu i żółci gdzie i w czem się pomyliłem”. Ale on przyjął inną metodę. Zarzucił wprost, że artykuły Schmitta są nacechowane fanatyzmem i nienawiścią i wyrwał z korespondencyi „sześć czy siedem zdań i nie dotknąwszy słówkiem w jakim były związku z całością, uderzył na nie z największą zaciekłością i z taką żarliwością kastową, że miasto bronić swoich klientów, miota obelgi na ich przeciwników i wypisuje im (klientom) po prostu najpiękniejszy panegiryk”.
O to, że Żydów prześladowano, Schmitt sprzeczać się nie chciał, bo sam to wyraźnie zaznaczył. Czyby nie lepiej Lubliner zrobił, gdyby wyjaśnił, czemu Żydzi nasi tak chętnie się niemczą, czemu są obojętni na sprawy polskiej kultury? Schmitt inteligentnych i bogatych nazwał Żydami niemieckimi, ponieważ ich tak u nas (w Galicyi) przezywają i oni sami się mienią Deutsch-Israeliten. O Żydach z innych prowincyi polskich nie pisał, czemu więc Lubliner na zarzuty, czynione Żydom galicyjskim, odpowiada przytoczeniem nazwisk „wyjątków”, zamieszkałych w Królestwie? Należałoby mu takie „wyjątki“ znaleźć w Galicyi, — ale ich, niestety, niema. Możnaby więc Lublinerowi najsłuszniej zarzucić, że powodowany fanatyzmem judaizmu wpada w ostateczności i prawi o rzeczach, które nie istnieją. Schmitt uwzględniał przyczyny historyczne, które Żydów czyniły złymi obywatelami, ale przedstawiając ich stan obecny, skreślił go z natury, „nie wdając się w żadne mrzonki i utopie”. Lubliner nie zna Galicyi i swych w niej wspólwierców, niech się na drugi raz wyraża oględniej i nie pomawia piszących prawdę o rozmyślne fałsze i potwarze.
Jacy byliby szynkarze chrześcijańscy, tego Schmitt nie wie, ale wie jakimi są Żydzi. Nie o religię tu chodzi, w co głównie bije Lubliner, lecz o charakter i zgubny wpływ żydowskich karczmarzy. Schmitt nie usprawiedliwia tych, co ich zdzierają, ale te „zdzierstwa” nie usprawiedliwiają Żydów, bo kto ich zmusza do karczmarstwa? Schmitt zapewniał dalej, że nigdy nie powodował się zawiścią religijną. Cytaty z Moraczewskiego, Czackiego i Surowieckiego były zbyteczne, skoro Schmitt innemi słowy pisał prawie to samo. Niech Lubliner zamiast rzucać się, udzielać mniemanym wrogom niegrzecznych i nieprzyzwoitych przydomków, stara się o podniesienie moralne Żydów, niech choć zdziała, aby ucywilizowani Żydzi nie modlili się po niemiecku, dzieci swoje kazali uczyć po polsku, aby nie przechodzili w szeregi germanofilów, a wtedy Schmitt nie będzie na nich narzekał.
Schmitt zgadzał się, że brak równouprawnienia był szkodliwy — czego więc chce od niego Lubliner? Czy może ma powtarzać za nim i Coyerem, że obrońca Trembowli był pierwotnie Żydem? Co to nas dziś obchodzi? Jak jego polska narodowość nie podniesie jego potomków, jeżeli się nie okażą godnymi wsławionego imienia, tak tem mniej jego dawniejszych współrodaków, którzy w Galicyi nie okazali, że są godni praw obywatelskich. Dziś nikt ich nie prześladuje, czemu więc nie poczuwają się do obowiązków względem wspólnej ojczyzny? Przyczyną jest nienawiść religijna ku chrześcijanom, przesądy, zabobony, uprzedzenia i bałamuctwa tradycyjne. Czemu tej strony nie dotknął Lubliner w swej odpowiedzi?
Nie potrzeba zaiste dowodzić — ciągnął Schmitt, — że nabywanie majątków przez zniemczałych Żydów wyszłoby na złe społeczeństwu. Twierdzenie Lublinera, że prędkoby się spolszczyli, pochodzi z nieznajomości stosunków. „Póki Żyd u nas się nie wychrzci, dotąd nie staje się Polakiem i jest albo Żydem polskim, t. j. starowiercą, albo niemieckim, to jest postępowym nowowiercą… Cóżby się zatem stało z prowincyi naszej, gdyby jedną część dóbr Żydzi, a drugą Niemcy wykupili? Najzupełniejsza Germania… Żydzi, którzy u nas trzymają dzierżawy, lub dobra zakupili, nic obywatelskiego w sobie nie mają…, a wyzyskują włościan w sposób obrażający uczucie prawego człowieka”… To samo z handlem i przemysłem żydowskim. O bogactwo narodowe Żydom galicyjskim nie idzie, ale jedynie o wyzysk; gotowi zniszczyć przemysł krajowy, jeżeli handel płodami obcego przemysłu większy im zysk przynosi. Czynią to, co prawda, i kupcy chrześcijanie, lecz zachodzi zawsze ta różnica, że przynajmniej część, swego zysku w skarbonkę potrzeb publicznych wrzucą, gdy Żyd do tego obowiązku się nie poczuwa“. To nie teoretyczne rozumowanie, lecz fakta.
Lubliner — kończył Schmitt swą odpowiedź — wdał się w rzecz nie swoją, gdy odpowiada na fakta frazesami. A nieprawdą jest, co twierdzi, że nie znalazłby się w Polsce dziennik, któryby zamieścił artykułu w obronie Żydów. Natomiast może to dla Lublinera będzie „nowiną“, a jest niestety faktem, że „nikt kraju naszego tak nie czernił i nie potwarzał w pismach niemieckich, jak właśnie Żydzi tutejsi — i nikt też z większą zajadłością przeciw naszej narodowości nie występował”. Wskazywał Schmitt Lloyda, Reichszeitung i inne pisma wiedeńskie, a prócz tego Augsburską Gazetę Powszechną i Ostedutsche Post, w których Lubliner napotka takie artykuliki swych współwierców, że „po ich odczytaniu krew mu się zetnie w żyłach z osłupienia, — a jeżeli zdoła, niech pisze druga, ich obronę“1).
Starcie się Lubiinera ze Schmittem było tem znamienniejsze, że Schmitt był demokratą, człowiekiem bardzo wolnomyślnym, również przeciwnikiem „Jezuitów, świętoszków i bigotów”, których Lubliner tak nienawidził.
Ale Schmitt, mieszkając w kraju, patrząc na to co się dzieje, jako dobry obywatel otwierał oczy na grożące niebezpieczeństwo, a Lubliner, blizko 30 lat za krajem mieszkający, a o stosunkach galicyjskich nie mający żadnego wyobrażenia, pisał nie na podstawie obserwacyi, lecz kierowany doktryną i uprzedzeniem do katolicyzmu. Nie wolno powątpiewać o jego uczuciach polskich, można zrozumieć boleść, jaką mu sprawiały „napaści” na Żydów, ale to jeszcze nic nie usprawiedliwiało jego zaciekłości i słownika, z którego czerpał swe epiteta ornantia. Sam fanatyk, innym fanatyzm zarzucał. Gniewał się, zapominając, że „nie ma racyi pan Gniewosz”.
W rażącej sprzeczności z jego „temperamentem” stał ton spokojny tak Schmitta, jak i redakcyi Przeglądu rzeczy polskich, co mówiło wyraźnie po czyjej stronie była słuszność.
http://gazetawarszawska.com/
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…