W upalny, majowy poniedziałek tłum ludzi zebranych przed dworcem kolejowym w Doniecku oddawał się swoim zajęciom. Wiadomości o froncie zbliżającym się do miasta musiały dotrzeć do jego mieszkańców, port lotniczy płonął już w najlepsze, a władze ludowej republiki ogłosiły pełną mobilizację, jednakże w tej części miasta życie nie straciło jeszcze swego rytmu i toczyło się dalej siłą inercji. Na placu nie widziano żadnych uzbrojonych patroli, odległe wystrzały zostały skutecznie wytłumione przez zwyczajny hałas ruchliwej ulicy, oraz pomruki zbliżającej się burzy.
Gdy pierwsza seria z powietrza przeszyła dach dworca kolejowego, ulica zastygła. Chwilę później suchy trzask przeszedł wzdłuż bruku, a potężny dźwięk detonacji odbił się rezonansem w ciałach zgromadzonych na placu ludzi. Na rozgrzany asfalt trysnęła krew.