Koniecpol, hetmańskie gniazdo
Posted by Marucha w dniu 2014-06-27 (Piątek)
Wyżyna Krakowsko-Częstochowska urywa się nagle, jak tylko minie się Żarki. Wapienne ostańce z okolic Mirowa i Bobolic, jakże kształtne i jak kuszące do wspinaczki, jakby schowały się pod ziemię, by już więcej się nie pokazać na powierzchni. Wzgórza pokryte lasami przechodzą niepostrzeżenie w pola uprawne, ciągle jeszcze pofałdowane, nierówne, do niedawna ciężkie do obrobienia w zaprzęgu konnym.
Wystarczy przejechać wieś Niegową w kierunku Lelowa, by znaleźć się w innym świecie, w świecie nie lasów, lecz pól. I tak jest przez kilkanaście kolejnych kilometrów w kierunku Pilicy, nad którą osiadł Koniecpol.
Koniecznie chciałem zajrzeć do tego Koniecpola, zachęcano mnie do tego, mówiono, że znajduje się tam kościół o ciekawej odmianie wczesnego baroku polskiego. Co więcej, podkreślano, że Koniecpol to gniazdo rodu, z którego wyszedł jeden z najbardziej utalentowanych wodzów XVII stulecia – Stanisław Koniecpolski.
Kościół w Koniecpolu najlepiej oglądać późną jesienią, kiedy z gigantycznych drzew opadną już liście i odsłonią jego dostojną fasadę. Istotnie, ten barok ma w sobie coś z prostoty renesansu, jest taki kształtny, bez pretensji, bez tych pompatycznych ozdób, do jakich przywykłem z oglądania meksykańskiego baroku.
Obszedłem świątynię dookoła ozdobioną na przecięciu transeptu z nawą niezwykłej urody wieżyczką zaopatrzoną w sygnaturkę. Biegnący dookoła niewysoki mur z wychodzącą na rynek paradną bramą obrzeżoną otworami strzelnicy chciałby sugerować, że kościół ma być obiektem obronnym. Ale cóż to za obronność, kiedy mur łatwo można przeskoczyć i daleko mu do naprawdę obronnych monasterów Mołdawii stawianych w miejsce zamków, na które istniał zakaz od sułtanów tureckich. Ot, wystawiono mur raczej dla ozdoby. Może też w nawiązaniu do wojennych wyczynów fundatora kościoła, Stanisława Koniecpolskiego, jak swego rodzaju rekwizyt – odległe echo kresowych twierdz.
Koniecpolski, już jako hetman polny koronny, blisko trzydziestolatek, dostał się do tureckiej niewoli po klęsce wojsk polskich pod Cecorą w 1620 roku. Może by i wyszedł z opresji cało, choć walczył do ostatka u boku swego teścia, Stanisława Żółkiewskiego, gdyby nie zdrada jednego z mołdawskich przewodników, który wydał go Turkom. Ci przez trzy lata więzili go w lochach Zamku Siedmiu Wież, spodziewając się wysokiego okupu za uwolnienie tak znacznego jeńca.
A znacznym więźniem to on już był, opromieniony chwałą rycerskich wyczynów w wojnach z Rosją w latach 1609-1618, zyskując wielką sławę pod Smoleńskiem. Bo dla niego wojna była żywiołem od wczesnych lat młodzieńczych, a że odznaczał się odwagą, bohaterstwem, brawurą i darem przewidywania posunięć przeciwnika, zdobył sobie szacunek największych wodzów, Chodkiewicza i Żółkiewskiego, pod których rozkazami wpierw służył. Ten drugi w uznaniu dla osiągnięć młodzieńca dał mu za żonę swą najmłodszą córkę, Katarzynę, ale ta zmarła niebawem przy porodzie, krótko potem jej dziecko.
Tak, miał Koniecpolski czas na rozmyślania nad swym młodym, a tak bujnym żywotem w tureckiej niewoli. Uczynił ślub, że jeśli z niej wyjdzie cało, zbuduje kościół w mieście, skąd wywodził się jego ród. Dotrzymał słowa, kiedy po trzech latach niewoli powrócił w swe rodzinne strony. Problem w tym, że nie od razu przystąpił do jego realizacji. Porwały go w wir aktywności kolejne wojny z Tatarami, nad którymi odnosił wspaniałe zwycięstwa, jak to pod Martynowem w 1624 roku czy Ochmatowem dziesięć lat później. A nie walczył tylko na stepach Ukrainy, ale i na froncie północnym, odnosząc świetne zwycięstwa nad wojskami Gustawa Adolfa pod Hamersztynem w 1627 roku i dwa lata później pod Trzcianą, nie licząc mniejszych potyczek.
W uznaniu dla jego wielkich zasług w obronie ojczyzny Zygmunt III Waza jemu przekazał od lat wakującą po Żółkiewskim buławę wielką koronną, a niebawem podniósł go do godności kasztelana krakowskiego. Mało tego, w 1637 roku cesarz Ferdynand III przydał mu tytuł księcia Świętego Cesarstwa Rzymskiego jako obrońcy chrześcijaństwa przed nawałą muzułmańską, a ta realnie zagrażała środkowej Europie.
Budując z niczego swoje ogromne imperium na Ukrainie, Stanisław Koniecpolski czynił to nie tylko z chęci posiadania dóbr, ale motywowało nim pragnienie utrzymania w ryzach buntującego się kozactwa, ukrócenia najazdów tatarskich i zabezpieczenia południowej granicy Rzeczypospolitej na dalekich Dzikich Polach. To dlatego zakładał tam ufortyfikowane miasta, a nad Dnieprem zbudował potężną twierdzę Kudak. Tylko poprzez systematyczną, dobrze zorganizowaną kolonizację polską mógł ucywilizować te niegościnne, puste ziemie, mające być w jego zamyśle przedmurzem chrześcijaństwa.
Tak zatem dopiero w 1633 roku, kiedy pochwycił głębszy oddech od rozlicznych wypraw wojennych, mógł przystąpić do realizowania poczynionego kilkanaście lat wcześniej przyrzeczenia o budowie kościoła w swej rodowej miejscowości. Prace zajęły siedem lat. Dedykowany Trójcy Świętej kościół konsekrował w 1640 roku arcybiskup gnieźnieński Maciej Łubieński. Świątynia stanęła na miejscu kościółka drewnianego, który wiek wcześniej przejęli na krótko kalwini.
Zapewne Stanisław Koniecpolski szykował dla siebie w kościele grobowiec. Ale nie dane mu było spocząć w jego murach, zmarł w 1646 roku daleko stąd, w swym majątku na Ukrainie, w Brodach, i tam został pochowany. W koniecpolskiej krypcie znalazł wieczny spoczynek jego brat Remigiusz, zmarły w 1640 roku biskup chełmski, a także ostatni męski potomek Koniecpolskich, zmarły w 1719 roku Jan Aleksander. Według starodawnego zwyczaju przy egzekwiach złamano nad grobem nieboszczyka rodową szablę i roztrzaskano tarczę herbową Pobóg na znak wygaśnięcia rodu.
O ile fortuna dopisywała wielkiemu wodzowi w polu, o tyle szczęście jakoś nie mogło zagościć w jego własnym domu. W wieku 25 lat stał się już wdowcem po kilkunastomiesięcznym okresie małżeństwa z Katarzyną Żółkiewską. Ożeniony cztery lata później z Krystyną Lubomirską przeżył z nią ćwierć wieku i zdążył spłodzić tylko jednego syna, Aleksandra, z czasem świetnie wykształconego młodzieńca, bywalca w krajach zachodnich, dzielnego żołnierza, który na wojnie nie miał tyle szczęścia, co ojciec, bo i czasy były już inne, o wiele bardziej tragiczne w związku z kozackim powstaniem Bohdana Chmielnickiego oraz pasmem klęsk wojsk koronnych. To jego Chmielnicki nazwał pogardliwie „Dzieciną”, kiedy po klęsce wojska polskiego pod Korsuniem w 1648 roku i wzięciu do niewoli hetmanów, sejm konwokacyjny wyznaczył trzech regimentarzy, księcia Władysława Dominika Zasławskiego-Ostrogskiego, czyli „Pierzynę”, Mikołaja Ostroroga – „Łacinę” i młodocianego Aleksandra Koniecpolskiego.
Hetman wielki koronny, który miał już pięćdziesiąt pięć lat, żenił się po raz trzeci, tym razem z Zofią Opalińską, panną w wieku jego syna Aleksandra. Była to dziewczyna nad wyraz urodziwa, głośna z elegancji, chętnie skłaniająca się ku idącym z Francji modom, w tym kokietka, ale dumna, zarozumiała i pyszna, przez co odrzucała składane jej oferty o rękę wielu młodzieńców ku rozpaczy jej starszego brata, Krzysztofa Opalińskiego, który po śmierci rodziców sprawował nad nią opiekę. „Panna w lata idzie – zamartwiał się Krzysztof – owej pięknej płetki i połowicę już nie masz”. A tu niespodziewanie nadarzyła się taka partia, owszem, dwukrotny wdowiec, cóż z tego że dwa razy starszy od panny młodej, ale wielki pan, sławny rycerz, bogaty magnat ze 170 miastami i 740 wsiami.
Hetman tak się spieszył do ożenku, iż nie dokończył rocznej żałoby, lecz prędko, po siedmiu miesiącach od śmierci drugiej żony, stanął na ślubnym kobiercu w obecności kwiatu polskiej magnaterii. Z kapryśną Zosieńką życie starzejącemu się hetmanowi zapowiadało się szczęśliwie. „Nie zawiodłeś mię w tym, coś mi obiecywał w tym przyjacielu, któregom nabył i któregom Bogu nie zasłużył” – pisał do szwagra Krzysztofa. A i ten nie przestawał piać z zachwytu, że tak dobrze wypchnął kłopotliwą siostrę z domu: „Pan krakowski niesłychanie z żony kontent, nie tylko mnie, ale wszystkim przyjaciołom w bród w listach opowiada”. I oto po dwóch miesiącach szczęścia nadeszła tragedia. Ażeby hetman mógł wypaść tak sprawnie w małżeńskim łożu jak na polu bitwy, zażył na raz dawkę afrodyzjaku rozpisaną przez cyrulika do zażywania na kilka dni. I zmarł śmiercią nagłą w marcu 1646 roku.
Biedna Zosia Opalińska! Szczerze bolała po śmierci męża, ponoć odchodziła od zmysłów, rozważała zamknięcie się klasztorze, przez pięć lat pozostawała w odosobnieniu, odrzucając składane jej z wielu stron propozycje powtórnego małżeństwa. Wreszcie uległa i wyszła za mąż za równolatka, kniazia Samuela Karola Koreckiego, który niezrażony jej odmowami od dłuższego czasu nie ustawał w zabiegach o jej rękę.
Małżeństwo trwało tylko sześć dni. Małżonek zmarł nagle na skutek powikłań od ran odniesionych na wojnach kozackich, którą to przypadłość próbował ukryć przed żoną. O śmierć młodego człowieka szlacheckie dwory posądzały nieszczęsną Zofię, rzekomo paktującą z diabłem, zabijającą swych mężów pocałunkiem śmiertelnym, jak rozgłaszała wieść gminna o Laszce diablicy. Zofia odsunęła się od życia, nie odziała się w habit zakonny, zmarła w zapomnieniu w wieku około czterdziestu lat.
W koniecpolskim kościele znajduje się symboliczny nagrobek Stanisława Koniecpolskiego wystawiony przez Henryka Potockiego w XIX wieku. Hetman w pełnej zbroi rycerskiej spoczywa na wieku pustego grobowca, wspierając głowę na prawej dłoni, która przez kilkadziesiąt lat mocno dzierżyła miecz. Gdzie pochowano Zofię Opalińską? Tego już się nie doszukałem.
Tekst i zdjęcia Jan Gać
http://www.pch24.pl
Komentarzy 6 do “Koniecpol, hetmańskie gniazdo”
Sorry, the comment form is closed at this time.
Boryna said
I tam byłem ….
Tomek said
Interesujacy artykul. O hetmanie Koniecpolskim dowiedziałem się z książek pana Jacka Komudy. Polecam.
fajfer1962 said
#1. … miód i wino piłem…. 🙂
Zdziwiony said
Koniecpolski miał własny dwór z liczną służbą, przebywający zwykle w Brodach. Była to prawdziwa „stolica” włości hetmańskich. Założone przez Stanisława
Żółkiewskiego miasto leżało w błotnistej okolicy, którą w okresie wiosennych i jesiennych przyborów trzeba było pokonywać w bród – stąd nazwa miasta. Dzięki energii hetmana w Brodach została zbudowana nowoczesna, bastionowa warownia, z potężnymi kazamatami. Stała się ona wówczas najnowocześniejszą twierdzą na Rusi Czerwonej. W odległości 17 kilometrów od Brodów zbudował Koniecpolski wspaniałą rezydencję w Podhorcach. Na przestrzeni dziejów niewiele jest miejsc tak magicznych, jakimi są bez wątpienia Podhorce. Jako jedna z najpiękniejszych polskich rezydencji była przez lata dumą zarówno właścicieli, jak i całego kraju. Wieś należała do rodziny Podhoreckich i pozostawała w ich posiadaniu do wieku XVII, kiedy dobra nabył hetman wielki koronny Stanisław Koniecpolski. Od tego momentu można mówić o faktycznym rozwoju miejscowości. Hetman, nie szczędząc środków, zamek podhorecki i jego otoczenie uczynił na wszytkę Polskę sławne dla uciech i smacznego po wojskowych trudach i Rzeczypospolitej zabawach odpoczynku. Nad bramą pojawiła się marmurowa płyta z napisem:
Sudoris Martii victoria,
Victoriae Triumphus,
Triumphi proemius. Quies.
(„Owocem walki jest zwycięstwo, zwycięstwo prowadzi do chwały, chwała to zasłużony odpoczynek”.)
Stanisław Koniecpolski, jako „wojenny pan”, wybudował – najpewniej na fundamentach dawnego dworu obronnego – pałac w stylu renesansowego palazzo in fortezza, przydając baszty, które ponadto zaopatrzył w działa. Na zamku powstała zbrojownia, bo hetman kochał się w broni. W ówczesnej Polsce nie było to zjawisko wyjątkowe; magnaci chętnie zaopatrywali się w uzbrojenie i broń, zwłaszcza w tę zbytkowną. W inwentarzach często napotkać można szyszaki ze srebra grubo złocone lub całe wykonane ze szczerego złota, sadzone nierzadko drogimi kamieniami. I tak np. w inwentarzu Jana Bełżeckiego występuje siedem złocistych szyszaków, a u książąt Ostrogoskich w roku 1616 zbroje kamieniami i różami złotymi [oraz] karwasze złotem oprawne z rubinami i szmaragdami (Władysław Łoziński „Broń w Dawnej Polsce” Wieczory Polskie 1909).
Za trumną hetmana Stanisława Koniecpolskiego (+1646) niesiono jego szyszak złocisty, dookoła diamentami sadzony.
W Podhorcach jeszcze w sierpniu 1939 r. znajdowała się grupa zbroi husarskich,
liczącej 36 pełnych kompletów. Zbiór ten wymaga szczególnej uwagi – po pierwsze dlatego, że wszystkie zgromadzone rynsztunki stanowią jednorodną grupę prezentującą osobny typ polskiej zbroi; po drugie, ponieważ tak dużej kolekcji w żadnym innym miejscu nie zgromadzono. Poza wspomnianą grupą znajdowały się tam jeszcze pojedyncze egzemplarze uzbrojenia husarskiego.
Hetman był cenionym mecenasem, opiekunem architektów, malarzy, rzeźbiarzy i pisarzy. Dbał o rozwój oświaty, czego przykładem jest fundacja szkoły w Brodach, do której sprowadzał profesorów, nawet z Akademii Krakowskiej. Poważnie rozbudował Bar i umocnił miejscowy zamek. Troszczył się również o fortyfikacje Kudaku. Ten potężny magnat, który trząsł Ukrainą, jak własnym państwem i potrafił narzucić swą władzę szlachcie, w bezpośrednim obcowaniu był prosty w obejściu, rzeczowy w rozmowie i działaniu, kulturalny, troszczący się o rodzinę. Jego śmierć nie pozostała bez wpływu na rozwój sytuacji wśród Kozaków i w ogóle na Ukrainie. Zdzisław Spieralski (Stefan Czarniecki 1604-1665, Warszawa 1974), tak pisał o Koniecpolskim: „(…) znakomity wódz i pogromca Tatarów, cieszył się Koniecpolski dużym autorytetem nie tylko wśród rycerskich Kozaków, ale w całej społeczności Ukrainy, nie wyłączając chłopów. Tylko on i może jeszcze kasztelan kijowski Adam Kisiel, prawosławny Rusin, byli zdolni oddziaływać na Kozaków w duchu posłuszeństwa dla Rzeczypospolitej. Ale tylko Koniecpolski miał dostateczny autorytet, by narzucić magnatom ukraińskim ewentualne ustępstwa na rzecz kozaczyzny”.
kotkefir said
Byłam w Podhorcach 2 lata temu. To już nie jest kościól tylko cerkiew.
Zdziwiony said
MATKA BOSKA JUROWICKA
Nierzadko osoby wchodzące do kościoła św. Barbary na Małym Rynku w Krakowie kierują pierwsze kroki do położonej po lewej stronie świątyni kaplicy pw. Matki Boskiej Bolesnej. Znajduje się tam małych rozmiarów, lecz urzekający swoim ujmującym pięknem łaskami słynący obraz Matki Boskiej Jurowickiej. Obraz był własnością wielkiego hetmana koronnego Stanisława koronnego Stanisława Koniecpolskiego. W czasach zamieszek dziejowych pustoszących ziemie Rzeczypospolitej ogniem i mieczem hetman Koniecpolski przekazał obraz na przechowanie jezuitom w Barze. Ci uznali, że bezpieczniejszym miejscem dla cennego depozytu hetmana będzie kolegium we Lwowie. Tu zaczyna się sława obrazu Matki Boskiej, który doznawał wielkiej czci ze strony ojców i braci zakonnych (…).
http://polesie.org/1509/matka-boska-jurowicka/
Modlitwa do Matki Bożej Jurowickiej o uproszenie szczególnej łaski
Pośredniczko wszystkich łask, Maryjo! Największa po Bogu moja Nadziejo! Z największą wiarą i ufnością padam do Twoich stóp i błagam, abyś mi wyjednała u Syna swego łaskę…, którą bardzo pragnę otrzymać. Wiem, że niegodny jestem tej łaski, że więcej zasługuję na karę niż na litość. Ale wiem również, żeś Matką Miłosierdzia, która nikogo nie opuszczasz i nikim nie gardzisz. Wiem, że jesteś wszechmocna w błaganiu, że Twój Syn niczego Ci nie odmówi. Dlatego z tym większą ufnością przychodzę do Ciebie i błagam o pomoc i ratunek. Tyle łask ludzie w tym miejscu otrzymali od Jezusa za Twym pośrednictwem. Tylu strapionych i cierpiących odeszło stąd pocieszonych i wysłuchanych. Przeto i ja mocno wierzę, że mnie wysłuchasz i pocieszysz. Maryjo, racz wejrzeć na mnie i uczyń, co Ci Twe Serce podyktuje. Maryjo, liczę na Ciebie i powierzam się Tobie. Maryjo, w Tobie pokładam mą ufność. Maryjo, nie opuszczaj mnie! Błagam Cię, nie opuszczaj mnie!
Pod Twoją obronę…
Dziękuję za ten wpis – admin