”Matka Makryna” – opowieść o świętej hochsztaplerce
Posted by Marucha w dniu 2014-11-10 (Poniedziałek)
Matka Makryna w XIX wieku uosabiała cierpienia Polski pod zaborami. Odwiedził ją Mickiewicz, Słowacki napisał o niej poemat. 50 lat po śmierci Makryny dowiedziono, że była oszustką – ta historia stała się kanwą nowej powieści Jacka Dehnela.
PAP: Kim była Matka Makryna, tytułowa bohaterka pana nowej powieści?
Jacek Dehnel: W 1845 r. w Poznaniu pojawiła się jakby znikąd 60-letnia, nikomu nieznana kobieta. Opowiadała, że była przeoryszą klasztoru unickich zakonnic w Mińsku, które odmówiły Rosjanom konwersji na prawosławie. Za to skazano je na katorgę, rolę niewolnic prawosławnych mniszek, które biły je bez litości. Matka Makryna twierdziła, że przez siedem lat była poddawana torturom, wiele zakonnic z jej klasztoru zmarło.
Na dowód prawdziwości swych słów pokazywała blizny, którymi pokryte było jej ciało. Protokół z obdukcji zachował się do dziś. Rzeczywiście, obrażenia wskazywały na to, że przez wiele lat doświadczała przemocy. Udało jej się uciec, gdy oprawcy kolejny raz pogrążyli się w pijaństwie. Do Poznania dotarła piechotą.
Uwierzono jej? Nikt nie sprawdził, czy nie zmyśla?
Unici rzeczywiście byli prześladowani przez Rosjan, nakłaniano ich różnymi sposobami do konwersji na prawosławie. Matką Makryną zaopiekowali się poznańscy duchowni. Aby usunąć ją z kręgu wpływów zaborców, wysłano ją do Paryża, gdzie zaopiekowało się nią środowisko Wielkiej Emigracji. Uznano, że opowiadana przez Makrynę historia może się okazać doskonałą kartą przetargową w polityce, że należy ją zabrać do Rzymu, gdzie będzie mogła przedstawić ją papieżowi. Trzeba pamiętać, że 14 lat wcześniej Grzegorz XVI potępił powstanie listopadowe. Historia Makryny pokazywała cierpienia Polaków za wiarę i niesłychane okrucieństwo Rosjan.
Z pana książki wynika, że już wtedy uznawano Makrynę za kogoś w rodzaju świętej męczennicy.
W drodze do Rzymu ludzie gromadzili się przy drogach, aby ją zobaczyć. Zapanowała zbiorowa histeria religijna, pisały o niej gazety w całej Europie. W Rzymie Makryna bez problemu uzyskała audiencję u papieża. Potem została w Wiecznym Mieście, hołubiona przez polskich emigrantów. Uważana była nie tylko za męczennicę, ale również cudotwórczynię, bo dokonywała uzdrowień, przepowiadała przyszłość. Traktowano ją jak świętą.
Sam Mickiewicz ją odwiedził, Makryna podjęła próbę namówienia go, aby zerwał z Towiańskim, choć nie do końca jej się to udało. Ale skłoniła Mickiewicza do odbycia spowiedzi u największego wroga towianizmu, księdza Jełowickiego. Dla polskich emigrantów Matka Makryna była upostaciowieniem cierpień Ojczyzny, czcili ją wszyscy czterej polscy wieszczowie romantyczni: Krasiński, Mickiewicz, Norwid i Słowacki. Emigranci z datków ufundowali Matce Makrynie w Rzymie klasztor, którego przełożoną została. Tam dożyła swych lat otoczona szacunkiem i miłością.
Kiedy zaczęto domyślać się, że coś w tej historii jest nieprawdziwe?
O tym, że Matka Makryna jest oszustką, informowali Rosjanie jeszcze za jej życia, ale z oczywistych względów nie dawano im wiary. Dopiero w II RP jezuita, ks. Jan Urban, pisząc o unitach, zrekonstruował prawdziwą historię Matki Makryny. Elementy układanki, które pracowicie zebrał, składają się na pewną całość.
Tak naprawdę Makryna to Irena Wińczowa, wdowa po rosyjskim wojskowym, kapitanie Wińczu. Można przypuszczać, że blizny, które pokazywała, to ślady po znęcaniu się nad nią przez męża. Mówiła więc w pewnym sensie prawdę – katował ją Rosjanin i robił to po pijanemu. Z zakonem miała tyle wspólnego, że przez pewien czas była w Mińsku świecką szafarką, czyli osobą pomagającą zakonnicom w rozdawaniu posiłków. Oszukiwała już na Litwie, podając się za zakonnicę, za to ją aresztowano. Uciekła z konwoju wiozącego ją do sądu.
W pana powieści Matka Makryna wywodzi się z rodziny żydowskiej. To prawda?
Nie mamy co do tego pewności, ale tak przypuszczał ks. Urban. Faktem jest, że w wypowiedziach Makryny Żydzi są zawsze bohaterami pozytywnymi, ochraniają unickie zakonnice, pomagają im, lamentują nad ich losem. Więc można wysnuć takie przypuszczenie, bo w tamtych czasach tak empatyczne nastawienie do Żydów nie było częste wśród kleru katolickiego czy grekokatolickiego. Ja wierzę w przypuszczenia księdza Urbana. Oznaczało by to, że Matka Makryna zmieniała swoje życie nie raz, tylko kilka razy przyjmując nową tożsamość.
Książka jest napisana pięknym, stylizowanym na XIX-wieczną polszczyznę językiem. Kto był dla pana wzorem? Skąd pan czerpał?
Język Makryny, bo powieść jest jej monologiem, jest zmontowany z kilku źródeł. Po pierwsze z własnych wypowiedzi bohaterki, z których kilka zostało spisanych. Nie mówię o listach, które są nieliczne, banalne i pokazują, że ich autorka była ledwo piśmienna. Mamy zapis jej mowy, może trochę uładzony, w postaci zeznań, które złożyła w Poznaniu i w Rzymie oraz dwu wypowiedzi samej Makryny o jej dzieciństwie, które spisał ks. Jełowiecki. Są one bardzo ciekawe, bo pokazują, jak ktoś, kto wychował się w wiejskiej chacie, wyobraża sobie życie w pałacu. Makryna wymyśliła sobie hrabiowskie pochodzenie, ale nie do końca wiedziała chyba, jak takie życie wygląda. Korzystałem też m.in. ze słownika polszczyzny wileńskiej, gdzie dokopałem się do tak pięknych, zapomnianych słów jak, „ślapoć” czyli odwilż, „sznirpić”, czyli pociągać nosem, czy pięknego wyrażenia „czmut w oczy puskać”, czyli kłamać.
W XIX wieku Makryna uosabiała swoją historią męczeństwo Polski. Jakie znaczenia można z historii jej życia wysnuć w XIX wieku?
W tej historii ogniskuje się kilka spraw. To niewątpliwie opowieść o tym, jak jako społeczeństwo dajemy się wodzić za nos, zwłaszcza gdy w grę wchodzi zbitka pojęciowa „Polak-katolik”. Ale jest to też opowieść o osobie, która doświadczała wykluczenia – jako Żydówka, jako kobieta, a zwłaszcza jako kobieta stara, czyli wedle zasad XIX-wiecznych bezużyteczna, niemogąca rodzić dzieci. To też opowieść o przemocy, o potwornym biciu, które ta kobieta znosiła. W tamtych czasach nie było to doświadczenie wyjątkowe, bito chłopów, dzieci, służbę, żony. Może teraz kobiety nie są tak katowane jak wtedy, ale pamiętajmy, że w polskim parlamencie przeciągają się prace nad ratyfikacją konwencji o zapobieganiu przemocy w rodzinie. Przeciwnicy twierdzą, że nie trzeba nam takiej konwencji, bo kobiety w Polsce są od stuleci szanowane. Chyba jednak nie jest to do końca prawda.
[O żesz k… „przemoc w rodzinie”… ulubiony konik poprawniaków nawet tu wyskoczył jak z pudełka. – admin]
Książka „Matka Makryna” ukazała się nakładem wydawnictwa W.A.B.
Rozmawiała Agata Szwedowicz
http://ksiazki.wp.pl
Komentarzy 38 do “”Matka Makryna” – opowieść o świętej hochsztaplerce”
Sorry, the comment form is closed at this time.
Boydar said
obol się należy, nie ma przeproś
AniaK said
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
„Zapanowała zbiorowa histeria religijna, pisały o niej gazety w całej Europie.”
Któremu Żydowi udało się tylu ludzi nawrócić?
Żydom Bóg zapłać 🙂
panMarek said
Nasz Wieszczu miał niezłe wzorce: Towiański, matka Makryna. Do tego bzykanie szlacheckich mężatek (których mężowie po drodze jak uciekał z powstania przygarniali i dawali dach i strawę). Fajny wieszczu. No ale cóż, czego to się spodziewać po frankiście?
Griszka said
@2 AniaK
W powieści Dehnela jest Żydówką, a naprawdę była Rosjanką. Jej pochodzenie żydowskie to tylko przypuszczenia.
wm said
Nie bardzo rozumiem, po co administrator tej strony reklamuje książkę jakiegoś sodomity. Dziwi się przy tym naiwnie:
„O żesz k… „przemoc w rodzinie”… ulubiony konik poprawniaków nawet tu wyskoczył jak z pudełka – admin”.
Nic nie wyskoczyło „z pudełka”. Na okładce (na „pudełku”) jest wyraźnie napisane: „Jacek Dehnel”. Wystarczy. Nie ma potrzeby sprawdzać, co jest w środku.
Nie wiem, kim jest Dehnel. Temat zaś był ciekawy.
Admin
Kuro-San said
Chyba Gajowego zawiodła „czujność rewolucyjną” bardzo to postępowe.
http://www.homopedia.pl/wiki/Jacek_Dehnel
Boydar said
Gów.no chłopu, nie zegarek …
Dictum said
ad.[O żesz k… „przemoc w rodzinie”… ulubiony konik poprawniaków nawet tu wyskoczył jak z pudełka. – admin]
Identyczne słowa cisnęły mi się, zanim jeszcze przeczytałem ten dopisek Admina.
Faktycznie autor jest gejem, z dumą się do tego przyznaje.
Ale też w jednym ta baba miała rację, mianowicie słusznie radziła Mickiewiczowi porzucić Towiańskiego, istnego szarlatana, choć zapewne nie kierowały nią pobudki klarownego katolicyzmu.
ad. 2 – Pani Aniu, histeria religijna to nie jest pozytywny objaw. Nawrócić się to być cichym i pokornego serca.
milton said
Gejem to gejem, ale naaaaaarcyzem … to on jest wielkim.
Wiktor said
Mi ten polski żyd [nie Chazar] i homoseksualista nie przeszkadza. Bardzo ciekawy młody człowiek.
Poeta, prozaik. Tłumacz z języków angielskiego (Philip Larkin, George Szirtes, W.H. Auden) i rosyjskiego (Osip Mandelsztam), przekładał także pieśni do muzyki Astora Piazzoli. Urodził się 1 maja 1980 w Gdańsku.
Absolwent polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim w ramach Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych – jego praca magisterska poświęcona była przekładom Larkina autorstwa Stanisława Barańczaka. Redaktor anglojęzycznej antologii „Six Polish Poets” wydanej przez Arc Publications w Londynie w roku 2008, w której występują Agnieszka Kuciak, Anna Piwkowska, Tomasz Różycki, Dariusz Suska, Maciek Woźniak i sam Jacek Dehnel. Laureat Nagrody Fundacji Kościelskich w 2005 roku oraz Paszportu Polityki za rok 2006. Jego debiutancki tom wierszy „Żywoty równoległe” ukazał się z pochwalnym tekstem autorstwa Czesława Miłosza umieszczonym na okładce.
Jacek Dehnel to również jeden z administratorów portalu poetyckiego http://www.nieszuflada.pl, często komentujący wklejane tam wiersze i biorący aktywny udział w portalowych dyskusjach. Prócz literatury uprawia również malarstwo i „sztukę życia” polegającą na kopiowaniu ubioru i zachowań dandysa (co można dostrzec na znajdujących się w internecie fotografiach).
Stylizacja na czas przeszły stanowi również dominantę właściwej twórczości Dehnela – jej ton podstawowy, do którego z czasem dołączane są dodatkowe elementy. Symptomatyczne jest, że jego wczesne utwory poetyckie były niekiedy antedatowane na sto lat wstecz, co obecnie autor traktuje jako niewiele znaczący zabieg, niekopiowany w „powtórkowym” tomie „Wiersze”. Spektakularnym odwołaniem do tradycji jest również rym i rytm poezji Dehnela, nawiązań do Brunona Schulza pełen był debiutancki zbiór opowiadań „Kolekcja”, wspomnieniowy jest też zasadniczy temat „Lali”. Nie można jednak uznać tego wszystkiego za eskapizm, ponieważ pisarz uruchamia całą tę archaizację również na potrzeby mówienia o świecie jak najbardziej współczesnym. Krytyce mogłaby podlegać natomiast nieco przesadna skłonność do estetyzacji, dekoracji, czy wreszcie do nazbyt częstego powoływania się na szacownych poprzedników.
W utworach poetyckich Dehnel chętnie powtarza kilka ulubionych przez siebie rozwiązań. Jednym z nich jest uczynienie z wiersza apostrofy do jakiegoś artysty bądź dialogu z nim. Cały tomik „Żywoty równoległe” oparty jest na koncepcie stworzenia wybitnym twórcom alternatywnych, niezwiązanych z literaturą biografii, w których za każdym razem pojawia się jakieś poczucie braku – co sugeruje, iż zajmowanie się literaturą jest poniekąd kwestią predestynacji. Drugim podstawowym chwytem Dehnela jest tworzenie wiersza stanowiącego opis przedmiotu – najchętniej artystycznie wykonanego bibelotu, nacechowanej emocjonalnie pamiątki, bądź też wytworu sytuującego się na granicy sztuk plastycznych i sztuki użytkowej (ryciny medycznej, pocztówki, czy też starej, najchętniej pozowanej fotografii). Ta sama swoista odmiana literackiego kolekcjonerstwa znajduje ujście w krótkich formach prozatorskich z serii „Fotoplastykon”, drukowanych w Internecie i w czasopismach, do których punktem wyjścia jest z reguły opis starego zdjęcia. O ile jednak krytycy wielokrotnie pisali o charakteryzującym Dehnela zamiłowaniu do bibelotów, o tyle z reguły umykał im aspekt zużycia czy wręcz bylejakokości opisywanych przedmiotów.
Więcej o pamięci i przemijaniu mówi pierwsza powieść Dehnela. „Lala” to gawęda rodzinna, rekonstruująca losy babci pisarza, znanej w familii pod tytułowym przezwiskiem. Na temat jego genezy istnieją dwie wersje – jedna odnosi się do nadzwyczajnej urody bohaterki, druga – do faktu jej stosunkowo późnego chrztu, przed którym jednak rodzina musiała ją jakoś nazywać. Narrator przejawia wyraźną fascynację swoją bohaterką – wszystko to jednak, co budzi jego zainteresowanie, jest zapośredniczone opowieściami babci bądź (przytaczanymi przez nią) pozostałych członków rodziny. W bardziej współczesnych partiach powieści obserwujemy z kolei dezintegrację tego zakorzenionego w słowie mitu – kiedy tytułowa bohaterka zaczyna cierpieć na zaniki pamięci, a snuta przez wnuka opowieść zyskuje znamiona nie tyle prostego zapisu, ile rekonstrukcji. Ma się poczucie, jakby narrator „Lali” opowiadał historię niejako zamiast (niezdolnej już do tego) bohaterki, co nadaje powieści, skrzącej się skądinąd od wyśmienitych anegdot, nieco melancholijny charakter.
Niedługo po omówionej powieści Dehnel wydał „Rynek w Smyrnie”. Jest to zbiór, na który składa się sześć opowiadań powstałych w latach 1999-2002, a więc poprzedzających „Lalę”. Widać tam zresztą próbę przymierzenia się do tematyki „Lali”, jako że podobną do powieściowej rzeczywistość kreuje zresztą opowiadanie „Filc”). „Rynek w Smyrnie” sprowokował mieszane reakcje krytyki – obok zwyczajowych pochwał mówiących o elegancji i wyrafinowaniu prozy Dehnela pojawiały się również uwagi o nadmiernej dekoracyjności, psującej efekt autentycznie interesujących pomysłów fabularnych. W ogóle pytania o cel i funkcjonalność stylizatorskich zabiegów Dehnela pojawiają się w tekstach krytycznych coraz częściej. Sam autor nie ułatwił zaś odpowiedzi na nie, kolejną książkę tytułując „Balzakiana”, i już samym tym wskazując na kolejną stylizację.
W odpowiedzi na podobne zarzuty Jacek Dehnel dysponuje wypróbowaną strategią polemiczną. Wskazuje on mianowicie na dający do myślenia fakt, że akceptacja dla prowokacji estetycznych odwołujących się do awangardy zdaje się być obecnie daleko większa, niż kiedy prowokacja przyjmuje formę hołdu dla tradycji.
Sposób, w jaki „Balzakiana” odnoszą się do wywołanej tytułem historii literatury, nie jawi się zresztą jako jednoznaczny. Co prawda przedstawione w czterech nowelach (bądź „minipowieściach”) typy ludzkie można odnieść do konkretnych postaci z „Komedii ludzkiej”, lecz z drugiej strony inna jest już objętość dzieła (około 400 stron w porównaniu z cyklem powieści tworzonym przez Balzaca przez całe życie), inne też – bo polskie – są realia. Wreszcie tytułowy patron zostaje wręcz wyśmiany w momencie, gdy jedna z bohaterek czyta Harlequina… którego zastępują cytaty z Balzaca.
Najbardziej lakonicznie twórczość pisarza podsumował Maciej Robert. Wypowiedział on mianowicie zdanie, iż
„Dehnel nigdy nie pasował do obrazu współczesnej literatury polskiej”.
Ta obcość może stanowić zarówno atut, jak i zagrożenie. Atut, ponieważ nadaje ona twórczości Dehnela oryginalny charakter; zagrożenie, ponieważ uzyskana w ten sposób oryginalność łatwo może przekształcić się w rytualne powtarzanie własnych gestów. Jak na razie pisarz unika jednak tego niebezpieczeństwa, umiejętnie żonglując typowymi dla swojej twórczości tematami i motywami. Każdemu powtórzeniu towarzyszy zazwyczaj drobna modyfikacja, niepozwalająca dziełu na ześlizgnięcie się w znany już czytelnikowi schemat. Fakt ten pozwala z zaciekawieniem oczekiwać kolejnych książek Dehnela.
O autorze pisali:
„Archeopteryx poezji. Z Jackiem Dehnelem rozmawia Paweł Dunin-Wąsowicz”, „Lampa” 12 (21)/2005.
Marek Krystian Emanuel Baczewski, „Wekihuł czasu”, „Kursywa” 4-5 (11-12)/2005 („Wyprawa na południe”).
Jakub Beczek, „W blasku zakwitającej przeszłości”, „Studium” 4(64)/2007 („Lala”).
Marta Cuber, „Z sercem, bez ducha”, „Nowe Książki” 12/2006 („Lala”).
Anna Kałuża, „Poetycka turystyka na zamówienie”, „Twórczość” 4/2006 („Wyprawa na Południe”).
Michał Kędzierski, „Dopełnienie bliższe i dalsze”, „Akcent” 2 (108)/2007 („Lala”).
Jarosław Klejnocki, „Nowoklasycyzm warszawski”, „Lampa” 7-8 (16-17)/2005.
Marcin Orliński, „Wywoływanie świata”, „Akcent” 1(111)/2008 („Brzytwa okamgnienia”).
Eliza Szybowicz, „Comme il faut 2. O prozie i paszporcie Jacka Dehnela”, „Krytyka Polityczna” 14/2007-2008.
Autor: Paweł Kozioł, grudzień 2008.
Twórczość
Poezja:
„Żywoty równoległe”, Zielona Sowa, Kraków 2004.
„Wyprawa na południe”, Biblioteka Tyskiej Zimy Poetyckiej, Tychy 2005.
„Wiersze”, Lampa i Iskra Boża, Warszawa 2006.
„Brzytwa okamgnienia”, Biuro Literackie, Wrocław 2007.
„Ekran kontrolny”, Biuro Literackie, Wrocław 2009.
„Rubryki strat i zysków” (wiersze wybrane z lat 1999-2010 oraz z nowego cyklu „Jezyki obce”), Biuro Literackie, Wrocław, październik 2011.
Proza:
„Kolekcja”, Marpress, Gdańsk 1999.
„Lala”, W.A.B. 2006.
„Rynek w Smyrnie”, W.A.B. 2007.
„Balzakiana”, W.A.B. 2008.
„Fotoplastikon”, W.A.B., Warszawa 2009.
„Saturn”, W.A.B., marzec 2011.
„Kosmografia, czyli trzydzieści apokryfów tułaczych”, książka napisana na wystawę „Świat Ptolemeusza. Włoska kartografia renesansowa w zbiorach Biblioteki Narodowej”, 2012
„Młodszy księgowy. O książkach, czytaniu i pisaniu”, W.A.B. 2013 – zbiór felietonów drukowanych wcześniej w „Polityce”.
Przekłady:
Philip Larkin, „Zebrane”, Biuro Literackie, Wrocław 2008
Kārlis Vērdiņš, „Niosłem ci kanapeczkę”, Biuro Literackie, Wrocław 2009.
Edmund White, „Hotel de Dream”, Wrocław, Biuro Literackie 2012 (z Piotrem Tarczyńskim)
Halszka said
ad 3 „czego to się spodziewać po frankiście?”
Teoria o Mickiewiczu -frankiście jest hałaśliwie i z uporem, acz bezpodstawnie głoszona przez frankistów i Jerzego Urbana. Pamiętam, jak polska badaczka-literaturoznawca, która ośmieliła się stwierdzić, że brak jakichkolwiek dowodów tego pochodzenia („dowodem” miał być ciepły opis koncertu Jankiela oraz panieńskie nazwisko matki Adama, Majewska (sic!) została zmieszana z błotem i skutecznie uciszona. No i jak widać wersja o frankiście jest już obowiązująca….
Nie, Pani Halszko. Obowiązuje tylko mikrocefali – admin
tuja said
Makryna Mieczysławska (ok. 1785 – 1869)
Jerzy Łukaszewski
Makryna Mieczysławska Bohaterka jednej z największych mistyfikacji jakie zna historia XIXw. Pojawiła się w 1845r. w Paryżu w środowisku emigracji polskiej związanej z ks. Adamem Czartoryskim przysłana tam ( z listami polecającymi) przez gen. Chłapowskiego, Jana Koźmiana i arcybiskupa Przyłuskiego. Przedstawiała się jako ofiara prześladowań religijnych w Rosji. Opowiadała jak to po tzw. synodzie zjednoczeniowym w Brześciu w 1839r. rozpoczęły się represje wobec unitów nie chcących przejść na prawosławie. Jako przełożona klasztoru bazylianek w Mińsku była oczywiście narażona na szczególne szykany ze strony władz rosyjskich i demonicznego biskupa – odstępcy Józefa Siemaszki, który (wg. jej relacji) osobiście uczestniczył w katowaniu mniszek, bił je po twarzy, wybijał zęby itp.
Wśród antyrosyjsko nastawionej emigracji polskiej powitana została jako święta męczennica. Gwoli sprawiedliwości trzeba powiedzieć, że histeria udzieliła się także Francuzom. O Makrynie rozpisywały się nie tylko gazety polskojęzyczne jak „Trzeci Maj”, „Dziennik Narodowy”, „Demokrata Polski” i in. lecz także pisma francuskie jak np. „L Univers”, „L ami de la Religion”, belgijski „Journall de Bruxelles” a nawet gazety angielskie.
Przybyłą zajęli się księża zmartwychwstańcy. Swego rodzaju „impresariem” Makryny został ks. A.Jełowicki, który umieścił ją u sióstr Sacre Coeur w Trinita dei Monti i rozpoczął zabiegi o posłuchanie u papieża. Rzecz polegała na tym, że emigracja czyniła starania u dworów europejskich o poparcie swojej sprawy i głos papieża wiele mógł tu znaczyć. Mając w ręku taki „atut” jak Mieczysławska Polacy spodziewali się, że przeciągną Ojca św. na swoją stronę czego ten jak dotąd skutecznie unikał.
Tymczasem opublikowano drugie (pierwsze w Poznaniu) oficjalne zeznania Makryny. Pełno w nich było (co ciekawe – zdecydowanie więcej niż w poznańskich) drastycznych szczegółów w opisach zbrodni bpa Siemaszki. Opowiadała więc jak to nie chcącym przejść na prawosławie mniszkom podawano do jedzenia tylko słone śledzie bez wody do popicia, bito je, gwałcono, pławiono w rzece, skute kajdanami gnano w mrozie po kilkadziesiąt kilometrów itp. Sama Makryna miała na ciele (jak to stwierdziła oficjalna obdukcja lekarska) „ślady dzikiego obchodzenia się z nią”.
Oczywiście cały ten szum nie mógł ujść uwagi urzędników cara Mikołaja I. Nie przejmowali się oni specjalnie cudzymi opiniami o swoim kraju ale zeznania Makryny zawierały element, który ich zaniepokoił. Otóż gdyby okazało się, że Mieczysławska mówiła prawdę oznaczałoby to, że biskup złamał prawo.Kary cielesne mogła wymierzać tylko władza administracyjna i zazdrośnie tej swojej prerogatywy strzegła. Minister Protasow zażądał wyjaśnień od biskupa a otrzymawszy odeń solenne zaprzeczenie zaczął badać sprawę. Wyniki tych badań upubliczniono na zachodzie Europy licząc na rychłe zamknięcie sprawy. Ustalono przede wszystkim, że Mieczysławska nie mogła być ksienią bazylianek w Mińsku gdyż takiego klasztoru tam…nie było! Imię Makryna nosiła przedostatnia ksieni bazylianek w Połocku ale nie nazywała się Mieczysławska. Genealodzy rosyjscy mimo wysiłków nie znaleźli w archiwach żadnych danych o szlachetnym rodzie Mieczysławskich, spokrewnionych ( jak twierdziła Makryna) z domem książąt Witgensteinów. Nie natrafili też na ślad rodowego zamku w Stokliszkach gdzie rzekomo miała się wychowywać.
Tego rodzaju rewelacje w zasadzie powinny były zakończyć karierę ewidentnej oszustki, tymczasem na polskich kołach emigracyjnych nie zrobiły większego wrażenia! Książę Adam Czartoryski w liście do „Journal de Debat” stwierdził, że strona rosyjska „…z braku argumentów merytorycznych, czepia się szczegółów.”!
W czasie posłuchania w Watykanie Ojciec św. nie mógł wyjść ze zdziwienia słuchając opowieści Makryny. „- Jak to możliwe – pytał –by tyle one wycierpiały w ciągu siedmiu lat a do mnie ani nikogo nie doszła wieść o tym?” Nie było w interesie kół politycznych polskich odpowiadać na tak postawione pytanie.
Oddziaływanie niewykształconej kobiety o prostackich manierach na otoczenie mogłoby być ciekawym studium dla psychologa. Wiele zresztą tłumaczy się specyficzną atmosferą panującą w tych kręgach. Do legendy przeszły opowieści o tym jak Mickiewicza, który podnosił się właśnie po swoim „towiańskim” okresie zmusiła do pójścia do spowiedzi i to do nie lubianego ( z wzajemnością) księdza Jełowickiego. Zafascynowany Makryną Słowacki widział w niej ucieleśnienie cierpiącej ojczyzny co można stwierdzić po lekturze utworu „Rozmowa z matką Makryną Mieczysławską”. Wśród jej bezkrytycznych – na granicy kontrolowanych emocji – wielbicieli byli gen.Skrzynecki, Czartoryscy a nawet dzielny misjonarz-jezuita ks. Maksymilian Ryłło.
Makryna tymczasem zdobywszy serce także następnego papieża – Piusa IX pozwalała sobie na zachowania, od których jeżyły się włosy na głowach dostojników watykańskich. Oto np. wychodząc z audiencji u Ojca św. to ona a nie papież błogosławiła zebrane tłumy! Na coś takiego w obecności papieża nie pozwoliłby sobie żaden kardynał!
Z czasem szum wokół niej uspokoił się, Europa zajęta była innymi sprawami (Wiosna Ludów) i Makryna spędzała resztę żywota w specjalnie dla niej utworzonym domu zakonnym bazylianek. Zmarła w 1869 roku.
Nie oznacza to wcale, że umarł także spór o nią. Wręcz przeciwnie. Mimo – wydawałoby się – nieaktualności całej sprawy, mimo kompromitujących ją niepodważalnych ustaleń rosyjskich – spór o Makrynę trwał przez cały wiek XIX a i dużą część XX w. Impulsem w tej sprawie okazały się opublikowane w 1883 roku pamiętniki oszkalowanego przez nią bpa J. Siemaszki. Zawarł on w nich poczynione przez siebie ustalenia, których dokonał z pośrednią pomocą dominikanów wileńskich. Jego śladem podążył katolicki historyk, jezuita ks. J. Urban, który dotarł do informacji świadczących, iż rzekoma Makryna Mieczysławska w rzeczywistości nazywała się Wińczowa, była wdową po rosyjskim wojskowym i pracowała jako świecka kucharka dla chorych w klasztorze wileńskich bernardynek. Miała też kłopoty z prawem. Sądzona za oszustwo została pobita przez żandarma – być może stąd pochodziły ślady obrażeń na jej ciele. Ks. Urban sugeruje, iż była z pochodzenia Żydówką. W kronice klasztoru wileńskiego odkrył zapis, że Wińczowa grała rolę Makryny „…na namowę obywatelstwa.” Jednoznacznie wskazywałoby to na zorganizowany spisek mający na celu skompromitowanie biskupa – odstępcy J. Siemaszki i tym samym rządu rosyjskiego w opinii Europy. Ślady zmowy prowadziły do wileńskich sióstr miłosierdzia i rodziny Tyszkiewiczów.
Ks. J. Urban przez długie lata był jedynym, który konsekwentnie bronił odkrytych przez siebie rewelacji. Jeszcze w 1960 roku ks. J. Umiński w swojej „Historii Kościoła” poddaje w wątpliwość ustalenia swego poprzednika przy czym posługuje się argumentacją podobną do zaprezentowanej przez Czartoryskiego.
Mieczysławska trafiła też do literatury pięknej. Prócz wspomnianego już Słowackiego poświęcił jej swój dramat „Makryna” Antoni Waśkowski (1929) a jej postać umieścił w dramacie „Legion” także S. Wyspiański.
Dziś Makryna Mieczysławska znana jest przedewszystkim historykom a satysfakcja wynikająca z wyjaśniania wielu zagadek dotyczących jej życia sprawia, iż jest jedną z ulubionych postaci dla „historycznych szperaczy”.
Marucha said
Re 12:
Miłość jest ślepa, pani Tujo.
Udowodniono rozliczne kłamstwa „Matki Makryny”: nie było takiego klasztoru, nie było takiej ksieni, nie było takiego rodu, nie było żadnego zamku… ponadto miała tzw. kłopoty z prawem.
Ale cóż to znaczy, gdy ktoś bardzo chce wierzyć?
Wierzyć w Makrynę, Piłsudskiego czy Romana Giertycha?
Dictum said
ad. 10 – „Mi ten polski żyd [nie Chazar] i homoseksualista nie przeszkadza”.
Poprawna forma jest: MNIE ten polski żyd….nie przeszkadza.
albo: Ten polski żyd ….. MI nie przeszkadza.
Ale nie taka, jaką Pan użył.
Kiedy Polacy zaczną szanować swój język?
wm said
Ad. 10
„Mi ten polski żyd [nie Chazar] i homoseksualista nie przeszkadza. Bardzo ciekawy młody człowiek”.
Po kolei.
„Mi (…) nie przeszkadza”.
Polska język – trudna język.
Co do przeszkadzania – co innego chodzić po świecie, ale nie pchać się bliźnim do oczu, a co innego się nachalnie narzucać (trzy olbrzymie zdjęcia – ach, te zabójcze okularki, ten sygnet, ta mucha, ten kapelusik…). Czy tak trudno zrozumieć panie W., że są tacy, co nie podzielają pańskich upodobań?
„Bardzo ciekawy młody człowiek”. „Poeta, prozaik. Tłumacz”. „Absolwent polonistyki”.
W Polsce są dziesiątki tysięcy absolwentów polonistyki, dziesiątki tysięcy tłumaczy (w tym wielu tłumaczących teksty literackie), setki poetów i prozaików. Ów „bardzo ciekawy młody człowiek” – oceniany obiektywnie – zginąłby w tłumie. Ale znalazł patent na zaistnienie. Patent nazywa się „polski żyd (…) i homoseksualista”. „Młody człowiek” rozpoznał na czas koniunkturę. Koniunktura się zmieni – kariera się urwie. Wszystko na ten temat.
panMarek said
Ad. 11. Halszka said 2014-11-10 (poniedziałek) at 20:46:12
Adam Mickiewicz – urodzony na Białorusi, napisał we Francji swą najsłynniejszą książkę wyśmiewającą Polaków, gdzie po polsku w niej już na wstępie napisał, że jego ojczyzną jest Litwa.
1. Co do jego pochodzenia wystarczy mi rzut oka na portret Adama Mickiewicza na Judahu skale Walentego Wańkowicza z 1827–1828 (choć potwierdzam, że mieszanie kogoś z błotem za samą taką myślozbrodnię jest kolejnym jakimś-tam dowodem).
2. Co w temacie ucieczki przed powstaniem tego bohatera?
3. Co o posuwaniu mężatek przez wieszcza w trakcie tej ucieczki, niejako „po drodze”?
Dla porządku przypomnę wcześniejsze wpisy:
„PanMarek said
Nasz Wieszczu miał niezłe wzorce: Towiański, matka Makryna. Do tego bzykanie szlacheckich mężatek (których mężowie po drodze jak uciekał z powstania przygarniali i dawali dach i strawę). Fajny wieszczu. No ale cóż, czego to się spodziewać po frankiście?”
„Halszka said
Teoria o Mickiewiczu -frankiście jest hałaśliwie i z uporem, acz bezpodstawnie głoszona przez frankistów i Jerzego Urbana. Pamiętam, jak polska badaczka-literaturoznawca, która ośmieliła się stwierdzić, że brak jakichkolwiek dowodów tego pochodzenia („dowodem” miał być ciepły opis koncertu Jankiela oraz panieńskie nazwisko matki Adama, Majewska (sic!) została zmieszana z błotem i skutecznie uciszona. No i jak widać wersja o frankiście jest już obowiązująca….”
„Admin said
Nie, Pani Halszko. Obowiązuje tylko mikrocefali – admin”
Uniwersalny słownik języka polskiego podpowiedział:
mikrocefalia ‹mikro- + -cefalia› med. «nieproporcjonalnie małe wymiary mózgowej części czaszki w stosunku do twarzoczaszki, łączące się zwykle z niedorozwojem umysłowym; małogłowie»
ż I, DCMs. ~lii; blm.
Marucha said
Re 16:
Adam Mickiewicz – urodzony na Białorusi, napisał we Francji swą najsłynniejszą książkę wyśmiewającą Polaków, gdzie po polsku w niej już na wstępie napisał, że jego ojczyzną jest Litwa
Jak powiedział St. Michalkiewicz, niektórzy dopatrzą się antysemityzmu nawet w książce telefonicznej, a co dopiero wyśmiewania Polaków w dziele Mickiewicza „Pan Tadeusz”.
panMarek said
Jego semityzm jest najmniej ważny. Proszę się ustosunkować do:
2. Co w temacie ucieczki przed powstaniem tego bohatera?
3. Co o posuwaniu mężatek przez wieszcza w trakcie tej ucieczki, niejako „po drodze”?
Marucha said
Re 18:
2: Dobrze zrobił, że się nie wmieszał w tę masońską prowokację.Świadomie, czy nie – na dobre wyszło.
3. Mickiewicz nie jest i nigdy nie był kandydatem na ołtarze.
Baron Srul Radziwiłl said
A propos numero 18:
Wiele Szanowny Pan Marek, niech się Pan posłucha co powie Pana stary praktyk.
Czy Pan myśli, że Mickiewicz był jaki głupek, co by się brał za panienki i wdówki? Po co mu takie kobiety? Żeby go potem molestowały na małżeństwo i roznosiły plotki na cały kraj?
Panie Marek, mężatka w takie przypadki jest tak samo zainteresowana utrzymać afera seksualna w tajemniczności, jak i jej kochanek. Czy Pan wie dlaczego, czy mam Pana objaśniać jak małe dziecko z Kindergarten?
Kłaniam się z uszanowanie.
Jacek Dehnel said
Ja tylko w kwestii formalnej: nie wiem, skąd Panowie czerpią te „dane”… Mam wśród przodków Polaków, Niemców, Francuzów, Rosjan, Kozaków, Ormian, Tatarów, Niemców Bałtyckich, Wikingów nawet, ale, tak się składa – jak dostępna genealogia długa i szeroka – żadnego Żyda. Niestety. Są jacyś dożenieni w kuzynostwie, powinowaci, ale nie przodkowie. Ale jeśli dysponują Panowie jakąś wiedzą na ten temat, to chętnie się dowiem, bo genealogią bardzo się interesuję.
Dictum said
Panie Jacku, zmyliła nas Pana troska o ratyfikację konwencji o przemocy w rodzinie, która to ustawa – jak wiadomo – nie ma chronić kobiet przed biciem, a przemyca nieograniczoną władzę państwa nad dzieckiem i rodziną, cytuję:
Już sama definicja przemocy w rodzinie wzbudza poważne wątpliwości ekspertów, bo jest bardzo rozbudowana. Mieści w niej np. przemoc stosowaną przez jednego ze współlokatorów wobec drugiego.
We wniosku będzie też mowa o wielu innych, niebezpiecznych zapisach. M.in. tym, który pozwala odbierać dzieci przez pracownika socjalnego (w przypadku występowania zagrożenia życia i zdrowia dziecka), nieposiadającego stosownych kwalifikacji, by tak drastycznie ingerować w życie rodziny.
Tymczasem ustawa nadaje mu uprawnioną pozycję, niemal zamykając rodzinom drogę odwołania się od jego decyzji. Chodzi o to, że zażalenie na decyzję urzędnika do sądu jest możliwe i sąd ma rozpatrzyć sprawę w ciągu 24 godzin, ale całe postępowanie oparte jest na aktach postępowania, czyli de facto na notatkach służbowych pracownika socjalnego. Rodzice nie mają zatem realnej możliwości zgłoszenia swoich racji w postępowaniu, a co za tym idzie – ich szanse na złożenie skutecznego zażalenia są znikome. Co więcej, sąd, rozpoznając zażalenie, nie ma obowiązku sformułowania pisemnego uzasadnienia swojego rozstrzygnięcia. Zatem rodzice nie mają szansy zapoznania się na piśmie z motywami, które przemawiałyby za odebraniem im dzieci. Nie są też informowani o przysługujących im prawach.
Takie wchodzenie z butami i rozwalanie rodziny cechuje w naszym kraju rządzących, decydentów i ich zwolenników, którzy w znakomitej wiekszości mają korzenie takie, jakich – okazuje się – Pan nie ma.
Przecław said
Szanowny Panie Dehnel, skoro interesuje się Pan genealogią, to może zainteresował by się Pan genealogią Polaków, tyle nowych odkryć w ostatnich 10 latach, nowa mapa genetyczna świata, ostateczne obalenie i kompromitacja teorii allochtonistycznej…
Chociaż może lepiej nie…
Mackiewicz mówił, że tylko prawda jest ciekawa. Ale czy za prawdę płacą w GW, czy dają nagrody ? A ile sam Mackiewicz miał kłopotów przez tę prawdę, i nadal ma…Stanowczo nie, prawda to nie dla Pana.
Jolanta Król said
Re 21.
A Pan jest przedmiotem (podmiotem) westchnień tylu wykształconych panien. Ile to ja się nasłuchałam od tych młodych osóbek: Dehnel, Dehnel, autor „Lali”. Widziałam też Pana kiedyś w środkach transportu miejskiego. To znaczy bym nie poznała, ale mi od razu powiedziano: poparz, Dehnel. Rzeczywiście Pan się tak ładnie stylizuje, a mnie sprawy mody interesują.
A teraz czytam ten wywiad o tej nowej Pana książce i ta ciekawa dyskusja tu się toczy. Makryna, no proszę. Tyle dysonansów było w tej kobiecie, a jednak tyle osób olśniła. Musiała idealnie zaspakajać jakąś ich bardzo ważną potrzebę psychiczną. Powiem, że książkę chętnie kupię i przeczytam, a Panu Gajowemu bardzo dziękuję za nader interesujący wybór tematu i tekstu.
Zdziwiony said
Feliks Koneczny o Mickiewiczu:
Gdyby moralność zapanowała na świecie, gdyby kierowała nim sprawiedliwość, pamięć niejednego, wielkiego człowieka bardzoby na tern ucierpiała i spadłby niejeden posąg z piedestału; tylko z szeregu polskich wielkich mężów nie ubyłby żaden, bo z naszych sław żadna nie boi się światła. Polscy wielcy ludzie odznaczali się przede wszystkim – czystym sumieniem.
Wzniosłym przykładem połączenia wielkości z zacnością jest też Adan Mickiewicz, największy z polskich poetów, najdoskonalszy przedstawiciel polskiego charakteru, narodowego ducha i dążności.
Mickiewicz pochodził z drobnej szlachty litewskiej, z rodu bogatszego w cnoty, niż w dostatki. Przodkowie jego bywali zawsze dobrymi Polakami. Pradziad, Jan Mickiewicz, był stronnikiem króla Stanisława Leszczyńskiego, który pierwszy w swoim czasie pomyślał o poprawie rządu w Polsce (zwyciężony niestety i wygnany
przez zdradzieckiego króla Augusta Sasa). Zbroję po nim przechowywano, jako rodzinną pamiątkę. Majątku nie zostawił, był tylko dzierżawcą. Syn jego, Jakób, był nieprzyjacielem ostatniego króla polskiego, Stanisława Augusta Poniatowskiego, tego, który podpisywał rozbiory Polski, zamiast walczyć do ostatniej kropli krwi za jej niepodległość. W trzecim pokoleniu, syn Jakóba, Mikołaj (ojciec poety), by kawalerzystą za czasów Kościuszki i wziął udział w wyprawie pod Wilno, gdy i na Litwie wybychło powstanie; cały jego uniform przechowywał najstarszy syn. Ten Mikołaj oddany był do szkół do miasta Nowogródka i wykierował się na adwokata; po wielu trudach dorobił się małego dworku, który sobie kupił w Nowogródku, a spadkiem dostal potem po stryjach (wyprocesowany przez nich na wierzycielach) mały folwark Zaosie, o pięć mil od Nowogródka. Ożenił się z Barbarą Majewską, z którą miał pięciu synów. Drugim z kolei był Adam.
Jacek Dehnel said
@p. Dictum:
A, rozumiem, czyli Państwo stworzyli genealogię, a może raczej teorię rasową, która uznaje, że Żydem jest ten, który popiera określone rozwiązania prawne. Nadzwyczaj to interesujące, niestety hasło „O tym, kto jest Żydem, decyduję ja” wymyślił Karl Lueger a powtórzył po nim Hermann Goering, więc myśl nie jest oryginalna. Cóż, ja pozostanę jednak przy teorii, że kwestie pochodzenia etnicznego są niezależne od poglądów.
Trudno mi się odnosić do tego, co Pan pisze o konwencji, bo nigdzie Pan nie podał, z jakich artykułów konwencji to rzekomo wynika, ale proszę bardzo, tu jest tekst, proszę wyszukać: http://amnesty.org.pl/uploads/media/konwencja_przemoc_wobec_kobiet.pdf
Marucha said
Re 22:
Nie ma najmniejszego sensu wprowadzanie szczególnych ustaw i praw odnośnie „przemocy w rodzinie”, „przemocy wobec kobiet”, „przemocy wobec dzieci”, wobec osób między 55 a 70-tym rokiem życia, wobec daltonistów, pederastów czy paraplegików. W każdym cywilizowanym kraju istnieją już odpowiednie zakazy, dotyczące przemocy wobec każdej osoby i nie ma sensu ich dublować.
Nachalne konstruowanie takich ustaw nasuwa dwa przypuszczenia. Pierwsze – że mnoży się je po to, by ktoś mógł na tym zarobić, bo jak wiadomo prawnicy za darmo nie pracują. Drugie – że za tymi ustawami ukrywa się zupełnie inna agenda: rozbijanie rodziny i wprowadzanie napięć między ludźmi. Przypuszczenie to nie jest bynajmniej wzięte z sufitu, o czym świadczy choćby beztroskie odbieranie dzieci rodzinom albo bezczelne, wbrew woli rodziców, poddawanie dzieci seksualizacji (przykładem może być choćby organizacja pedofilek „Ponton”)
Poza tym ciekawe jest stwierdzenie, jakie to kręgi lansują właśnie taką „walkę z przemocą”.
Wracając do tematyki żydowskiej: owszem, ten kto popiera żydowskie rozwiązania prawne, Żydem być nie musi, bo może być tzw. szabesgojem albo zwykłym głupcem.
Jacek Dehnel said
No, cóż nic nie poradzę na tropienie wszędzie „Żyda” i „szabesgoja” (nawet w konwencji, której, tak się składa, nie wymyślił Izrael czy mityczni Mędrcy Syjonu, tylko Rada Europy). Zostawiam Panów z ich własnym obłędem, prosząc jednak, żeby się Panowie łaskawie odpimpali od mojego pochodzenia. Zwłaszcza, że – jak dowodnie widać – nie mają Panowie na jego temat zielonego pojęcia.
Marucha said
Re 28:
Polegamy na Pańskim słowie. Odnośnie pochodzenia. Natomiast poglądy Pan ma, jakie ma. Przypisywanie nam obłędu nie robi na nas większego wrażenia.
Zdziwiony said
ad. 25
Wiersz ten należy do pereł polskiej poezji, i nie każda literatura tak wzniosłym hymnem poszczycić się może. Dziwna też rzecz, że wiersz ten bardzo mało jest znany, prawie że zapomniany; zasługuje zaś na rozpowszechnienie i jako klejnot narodowej poezji i jako piękne świadectwo wzniosłej duszy autora.
Adam Mickiewicz
HYMN NA DZIEŃ ZWIASTOWANIA N. P. MARYI
Pokłon Przeczystej Rodzicy!
Nad niebiosa Twoje skronie,
W gwiażdzistych wieńcach płonie,
Jehowie na prawicy.
Ninie, dzień Tobie uświęcamy wierni,
Śród Twego błyśnij kościoła!
Oto na ziemię złożone czoła,
Oto śród niemej bojaźnią czerni,
Powstaje prorok i woła:
Uderzam organ Twej chwale,
Lecz z bóstwa idzie godne bóstwa pienie,
Śród Twego błyśnij kościoła!
I spuść anielskie wejrzenie!
Duchy me bóstwem zapalę,
Głosu mi otwórz strumienie!
A zagrzmię piersią, jaką Cheruby
Zagrzmią światu na skonanie,
Gdy proch zapadły w wieków otchłanie,
Ze snu nicości wybiją:
Takim grzmotem Twoje chluby,
Gdzie piekło, gdzie gwiazdy świecą,
Nieskończoność niech oblecą,
Wieczność przeżyją!
– A któż to wschodzi? – Wschodzi na Syjon Dziewica;
Jak ranek z morskiej kąpieli
I jutrznia Maryi lica;
Snieży się obłok, słońce z ukosa
Smugiem złota po nim strzeli;
Taka na śniegu, co szaty bieli,
Powiewnego jasność włosa.
Pojrzal Jehowah, i w Niej upodobał sobie;
Pękły niebios zwierciadła,
Biała gołąbka spadła
I nad Syjonem w równi trzyma skrzydła obie,
I srebrzystej pierzem tęczy,
Niebianki skronie uwięczy.
Grom błyskawica!
Stań się, stało;
Matką dziewica.
Bóg ciało!
milton said
Panie pisarzu, a o autolustereczku ani słowa ?
Dictum said
ad. 28
Panie Literacie, jak się kto staje osobą publiczną, niech nie spodziewa się, że nie będzie do jego osoby jakichś komentarzy. I czy ktoś sie „odpimpoli” czy „przypimpoli” – do wyglądu, pogladów, pochodzenia (a dziś jeszcze tak modnej do objawiania wszem i wobec tzw.orientacji) – taki delikwent na to wpływu już mieć nie może. A że Pan śledzi pilnie kto, gdzie i jak się do niego „przypimpolił”, najlepiej świadczy, że błyskawicznie pojawił się Pan w Gajówce. I niech Pan nie udaje, że te „pimpolenia” są Panu nie w smak.
Cham Wiejski said
Pan literat sodomita zapewne wyobrażał sobie, że znajdzie tu jakieś nierozgarnięte dzieci Neostrady czy innych onetowców, niezdolnych do poprawnego sformułowania jednego zdania w języku polskim i nie mających bladego pojęcia o otaczającym ich świecie.
A tu są starzy rutyniarze, którzy już niejednemu autorytetowi publicznie ściągnęli gacie.
Boydar said
Murwa Kać, się narobiło, i to przeze mnie. Bo to ja podstępnie podsunąłem Panu Gajowemu ten artykuł.
Powód był prosty, dezawuacja oszustwa skierowanego przeciw Rosji.
A tu się sąd nad pedałami i żydami zrobił.
Nikt nie udowodnił, że autor jest jednym czy drugim; wygląda dość sympatycznie a językiem polskim posługuje się wzorowo co też mnie zainspirowało do wgłębienia się w tekst.
Ostatni akapit, ten o znęcaniu się nad kobietami, taki trochę ni w p.. ni w oko względem całości; Pan Gajowy od razu to wskazał. Ja natomiast,. potraktowałem to jako myto dla okupantów żeby się odpieprzyli – obol się należy.
Może sprawę zbyt powierzchownie traktuję, ale, bez przesady szanowni Gajówkowicze.
Marucha said
Re 34:
To jest jednym z uroków gajówki, że zaczynamy od oszustki Makryny, a zjeżdżamy na pedalstwo 🙂
wm said
Ad. 33
Bardzo proszę nie ściągać gaci z tego sodomity. On je sam z siebie ściąga – i to publicznie.
Ad. 34
„A tu się sąd nad pedałami (…) zrobił. Nikt nie udowodnił, że autor jest jednym czy drugim (…)”.
Nikt nie udowodnił? Sam zainteresowany udowodnił. Patrz link pod wpisem nr 6.
„(…) wygląda dość sympatycznie (…)”.
Jak dla kogo. Kwestia upodobań.
Ad. 35
„To jest jednym z uroków gajówki, że zaczynamy od oszustki Makryny, a zjeżdżamy na pedalstwo”.
Nikt na nic nie zjechał, to szanowny administrator już w pierwszym kroku wdepnął.
Marucha said
Re 36 (ad 35):
Gówno prawda. Szanowny administrator nawet nie wiedział, kim jest autor książki – a temat pedalstwa poruszył nie kto inny, jak Pan Wm właśnie (vide #5).
wm said
Ad. 37
„Gówno prawda. Szanowny administrator nawet nie wiedział, kim jest autor książki – a temat pedalstwa poruszył nie kto inny, jak Pan Wm właśnie (vide #5)”.
Proszę wyluzować. I nie wyjeżdżać do mnie z wyrazami.
To proszę, k&*wa, uprzejmie – trzymać się faktów.
Resztę wywalam – admin