To nie będzie tekst o śmierci, jak się pewnie wydaje tym, co tu kiedyś przychodzili, ale już nie zaglądają, bo ich powyrzucałem. To będzie kolejny tekst o tym, że nam, tak zwanym zwykłym ludziom, wyznaczono w naszym najlepszym czasie rolę publiczności. A teraz dochodzimy do takiego momentu, kiedy ta publiczność, narażona na rozliczne szykany i spychana gdzieś pod płot, przestaje być całkowicie potrzebna.
Nie ma jej, jest nieważna, albowiem, gwiazdy, czy to kina, czy to telewizji, czy to blogosfery same dla siebie są publicznością. I jeden oklaskuje drugiego. Największym problemem zaś jest tylko to jakim pretekstem wywołać ruch w kanałach dystrybucji środków finansowych. I dlatego jeszcze i tylko dlatego tu jesteśmy. Gdyby nie ów moment można by nas było wszystkich wyrzucić i wymieniać uwagi pomiędzy twitterem, forum gazowni i onetu, a zgromadzonymi tu wybitnymi blogerami, wśród których do niedawna znajdował się nieszczęśliwy Azrael, a dziś jeszcze pozostaje Kataryna, czy senator Cioch.