Los ultimos podrigos biłgorajskiego filozofa
Posted by Marucha w dniu 2015-05-10 (Niedziela)
„Tu z morałem da się podejść: trzeba wiedzieć, kiedy odejść” – głosiła piosenka kabaretowa z lat 60-tych, a podobnie śpiewał również Wojciech Młynarski, że „trzeba wiedzieć, kiedy wstać i wyjść. Trzeba wyczuć kiedy w szatni płaszcz pozostał przedostatni i że to mój przedo – statni walc.”
De mortuis nihil, nisi bene, więc uprzejmie zakładam, że tak właśnie postąpił Władysław Bartoszewski – chociaż oczywiście okoliczności wskazują, że mógł w tym być również palec Boży. Rzecz w tym, że Nieboszczyk, nie powiem, że od wczesnej młodości, chociaż od wczesnej młodości oczywiście też – ale przede wszystkim w ostatnich 20 latach swego życia postawił na Żydów. Im bardziej oddalaliśmy się od zakończenia II wojny światowej, im mniej pozostawało przy życiu prawdziwych świadków historii – tym bardziej rosła rola i zasługi Władysława Bartoszewskiego.
Niekoniecznie dlatego, by on sam się w tak natrętny sposób lansował, bo znacznie sprawniej od niego robili to pierwszorzędni fachowcy z różnych żydowskich ośrodków propagandowych – ale Nieboszczyk nie tylko przeciwko temu nie protestował, ale przeciwnie – chętnie wygrzewał się w świetle tych jupiterów. W ten sposób został nie tylko profesorem, ale również jednym z głównych, a z biegiem czasu nawet najważniejszym działaczem „Żegoty”.
Oczywiście wymagało to pewnych koncesji na rzecz tak sprawnych protektorów, więc Nieboszczyk, co prawda z rzadka i tylko w miarę potrzeby, odpowiednio przyczerniał wizerunek mniej wartościowego narodu tubylczego, który rękoma swoich Umiłowanych Przywódców wyniósł go nawet do godności ministra spraw zagranicznych.
I tak trwała ta idylla, wzbogacana licznymi nagrodami od dobrych Niemców, którzy powinność swej służby rozumiejąc, obdarzali Nieboszczyka regularnie, a kiedy pewnego razu zapomnieli, on sam się przymówił oświadczając, że chyba już nie warto być przyzwoitym. Na takie dictum dobrzy Niemcy się zreflektowali – bo cóż nagradzać w dzisiejszych zepsutych czasach jeśli nie przyzwoitość – i miasto Karlsruhe przyznało Nieboszczykowi nagrodę pod dziwną nazwą „Szkła w rozumie”.
„Lecz tymczasem na mieście inne były już treście” – jak powiada poeta. Koordynacja niemieckiej i żydowskiej polityki historycznej, a także wychodząca im naprzeciw działalność piątej kolumny w kraju osiągnęła taki poziom i weszła w takie stadium, że z obfitości serca usta z różnych stron świata coraz częściej zaczynały oskarżać mniej wartościowy naród tubylczy już nie o „bierność” w obliczu holokaustu, ani nawet o „współudział” – ale wzorując się na panu prezydencie Bronisławie Komorowskim, który, używając zdań złożonych, poinstruował „naród polski”, że musi przyzwyczaić się do myśli, iż był również „sprawcą” samodzielnym rozmaitych zbrodni – zaczęli wobec mniej wartościowego narodu tubylczego coraz intensywniej stosować pedagogikę wstydu. Jej celem jest doprowadzenie tegoż narodu do stanu bezbronności, by obrabować go w tak zwanym „majestacie prawa” pod pretekstem majątkowych „rewindykacji”.
„Kiedy Padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku”, toteż kiedy koordynacja niemieckiej i żydowskiej polityki historycznej zaczęła zbliżać się do apogeum, gorejąca do niedawna gwiazda Władysława Bartoszewskiego zaczęła przygasać. Międzynarodowa opinia publiczna została przekonana o polskich winach na tyle, że żadne autorytety pacanowskie w charakterze żyrantów nie były już potrzebne.
Kroplą, która przelała czarę goryczy była opinia wygłoszona przez dyrektora FBI Jakuba Cameya, że Polacy pomagali złym „nazistom”. Chociaż Władysław Bartoszewski pryncypialnie Jakuba Cameya skrytykował, krytyka ta nie zrobiła na nim żadnego wrażenia tym bardziej, że w zatwardziałości utwierdzić go miał sam Biały Dom.
Okazało się, że czas Władysława Bartoszewskiego minął, więc cóż miał on w tej sytuacji zrobić? To, co jeszcze mógł: zasłabł i umarł. Jeśli nawet był w tym palec Boży, to nie da się ukryć, że dotknął Nieboszczyka w samą porę, niczym pomocna ręka Naszej Złotej Pani, podana premieru Tusku.
Niestety podobnego taktu nie można przypisać biłgorajskiemu filozofu Januszu Palikotu. Nie dość, że charakteryzuje się niestabilnymi poglądami, zataczając się od ściany do ściany w zależności od aktualnych urojeń na temat politycznych korzyści z takiego bądź innego emploi, to w dodatku do tego stopnia utracił poczucie rzeczywistości, że nie zdaje sobie sprawy, iż jego czas też się skończył, że właśnie wkroczył w okres życia po życiu.
Władysław Bartoszewski w takiej sytuacji natychmiast umarł, podczas gdy biłgorajski filozof nie tylko kontynuuje swoją beznadziejną egzystencję, ale nawet się odgraża, że „zrobi porządek” i tak dalej. Najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z tego, o czym w piosence „Tolerancja” informuje pan Stanisław Sojka: „Problemy twoje, moje, nasze boje polityka, a przecież każdy włos, jak nasze lata, policzoooony” i wszystko wskazuje na to, że już najbliższej jesieni porządek zostanie zrobiony z biłgorajskim filozofem. Czy przetrwa on ten eksperyment na wolności, czy też na własnej skórze będzie musiał uświadomić sobie konieczność – tego oczywiście jeszcze nie wiemy, chociaż ucieczka szczurów z tonącego wraku rozpoczęła się przecież już dawno.
Ale nie bez kozery mówi się, że kiedy Pan Bóg postanowił kogoś zgubić, to najpierw odbiera mu rozum. W przypadku biłgorajskiego filozofa nastąpiło to najprawdopodobniej w dniu, kiedy dopuścił sobie do głowy, że jak podpisze cyrograf, to zostanie prezydentem. Dokonał tedy aktu apostazji – ale właśnie od tego momentu rozpoczął się jego zjazd po równi pochyłej.
Magdalena Samozwaniec wspomina o takim rezonerze, z którym oraz ze swoją siostrą Marią była na majówce. Rezoner pragnąc im zaimponować, niesłychanie odgrażał się Panu Bogu do momentu, kiedy ni stąd, ni zowąd piorun strzelił tuż obok niego. Maria powiedziała wtedy do struchlałego młodzieńca: widzisz, nie można bezkarnie odgrażać się Panu Bogu. I tak uprzejmie z Jego strony, że cię nie trafił!.
Wprawdzie mówią, że cierpliwość Boska jest nieskończona i można ją porównać tylko do głupoty biłgorajskich filozofów, ale z drugiej strony święta siostra Faustyna w „Dzienniczku” notuje, jak Pan Jezus opowiadał jej, w jaki sposób postępuje z zatwardziałymi grzesznikami. Upominam ich – powiadał – głosem sumienia, głosem Kościoła, zsyłam na nich przygody, które mogą człowieka przywołać do opamiętania, a jak nic nie pomaga, to spełniam wszystkie ich pragnienia. W tym przypadku o żadnym sumieniu mówić już nie możemy. Głosem Kościoła filozof gardzi, przygody do opamiętania go nie doprowadziły, więc nie pozostaje nic innego, jak podążanie po równi pochyłej ku swemu przeznaczeniu. I niech się tak stanie.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl/
Komentarzy 8 do “Los ultimos podrigos biłgorajskiego filozofa”
Sorry, the comment form is closed at this time.
NyndrO said
🙂 !
re1truth2 said
paradigms durnatus

parva said
Jest rzeczą ogólnie znaną, że każda świnia ,czy to najlepsza maciora ,czy witalny knur wcześniej lub póżniej i tak będzie zaszlachtowana!
Siekiera_Motyka said
Skoro jest mowa o II WS, myślę że ten artykuł zainteresuje was jak to ktoś z Warmii widział zmiany na tych ziemiach. Dużo ciekawych obserwacji.
http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/489902,hitler-byl-naszym-bohaterem-niestety-rigamonti-rozmawia-z-otto-tuszynskim.html
„Mnie ta Erika Steinbach nie bardzo obchodzi. Gówniara miała dwa lata, jak pojechała z rodzicami do Niemiec. Ma fuchę taką, że musi tę propagandę siać. Zdarza jej się też oczywiście mówić mądrze, ale nieczęsto i wcale się nie dziwię, że Polakom to się nie podoba. Wie pani, jest takie powiedzenie: jak świat światem nigdy Niemiec Polakowi nie będzie bratem… Prawda w tym powiedzeniu jest. Nigdy nie będzie. Nawet jak to NRD było w bloku socjalistycznym, to się Polacy z enerdowcami oficjalnie klepali po plecach, a nieoficjalnie swoje wiedzieli. Niemcy są nielubiani i tyle. Dziwi się pani? Ja się nie dziwię. Niemców wypędzili tylko tam, z okolic Czechosłowacji, z Dolnego Śląska. I oni to mogą mówić o sobie wypędzeni. Jeśli chodzi o Olsztyn, to nie znam ani jednego przypadku wypędzenia czy wygnania. Denerwuje mnie, jak ktoś takich słów używa. Uważam, że w tych kwestiach trzeba być precyzyjnym, mówić prawdę. O tych Niemcach, co stąd wyjechali w różnych okresach, trzeba mówić „wyjechani”, „związek wyjechanych”, a nie wypędzonych. Zresztą, najgorsi są ci wyjechani w latach 70. i 80. Mówię do nich: pojechaliście do raju i zapomnieliście o tym, że 35 lat jedliście polski chleb, mieliście pracę, mieszkanie, wszystko. Pamiętam, jak zarabiali po 1000 marek, przyjeżdżali tu i udawali bogaczy. Co roku innym samochodem. Tu ludzie nie wiedzieli, że samochód można było w Niemczech wypożyczyć na tydzień, więc wypożyczali i przyjeżdżali się do Polski pokazać. Wstyd. Niech pani zobaczy, ilu tych Polaków teraz jest w Niemczech, tych wojowników o wolność, o Polskę. Szukali niemieckich korzeni i spieprzali do Niemiec.”
RomanK said
Los ultimos podrigos:-))))
to tylko przy tej melodii:
Siekiera_Motyka said
Był „słoń” na Westerplatte
„To pierwsze takie uroczystości na Westerplatte, dlatego że po raz pierwszy Polska upamiętniła koniec II wojny światowej tam, gdzie się zaczęła. I po raz pierwszy obchodziliśmy nowe święto – Narodowy Dzień Zwycięstwa – przypadający 8 maja. Jednak coś zakłóciło podniosłą atmosferę. Rozetka wpięta w marynarce ukraińskiego prezydenta. „Poroszenko wystąpił przy Komorowskim i Tusku w barwach zbrodniczej UPA” – oburzył się ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, znawca trudnej przeszłości polsko-ukraińskiej. Problem w tym, że gdzie duchowny widzi czarno-czerwoną rozetkę, inni dostrzegą symbol… maku.”
http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/galeria/489919,6,skandal-na-westerplatte-ksiadz-isakowicz-zaleski-poroszenko-w-barwach-oun-i-upa.html
Wiesiek said
Diagnoza Palikota bardzo dobra. Ja jednak chciałbym wiedzieć, czy red. Michalkiewicz po raz kolejny po poparciu JKM i z góry przewidzianej jego przegranej – po raz któryś zniechęci, by głosować na PiS, czyli teraz Dudę w II turze (który wiadomo – taki owaki, UW-owiec, człowiek Jarka itd.). Postawa p. Michalkiewicza przekreśla całą jego niezłą publicystykę. Nie byłem za Dudą w I turze, byłem za Braunem, ale teraz poprę Dudę, gdyż poważnie zastrzeżenia wobec PiS nie mogą mi przesłonić faktu, że Duda to znacznie lepsze zło niż Komorowski. Nie jestem masonem ani idiotą. Kto sądzi inaczej – należy do jednych lub do drugich.
RomanK said
Wiesiek…no i tym sie wlasnie rozni sie pan od pana Michalkiewicza.
On wie co mowi i widzi co jest..pan mowi co wie…. i widzi- co mu pokazuja.:-)))