Wojna, czy walka o pokój?
Posted by Marucha w dniu 2017-09-17 (Niedziela)
Udana próba zdetonowania bomby wodorowej, przeprowadzona w Korei Północnej, postawiła na nogi nie tyle może cały świat, co wielkie mocarstwa, no i oczywiście – komentatorów, którzy usiłują przedrzeć się przez zasłonę zakrywającą przyszłość – bo takich, co mówią „jak jest” jest stosunkowo wielu, natomiast takich, co potrafią powiedzieć „jak będzie” jest już zdecydowanie mniej.
Dlatego też resortowa „Stokrotka”, w momentach gwałtownego wzrostu poziomu „dramatyzmu” w stosunkach międzynarodowych, albo nawet i krajowych, nie poprzestaje na panu pośle Niesiołowskim, ani nawet na panu mecenasie Romanie Giertychu, co to przeszedł na Jasną Stronę Mocy, tylko woła do studia w TVN pana generała Marka Dukaczewskiego, a jak sytuacja wydaje się bardziej skomplikowana – to i pana generała Gromosława Czempińskiego, no a oni mówią nie tylko „jak jest”, ale również – „jak będzie”.
I dopiero wtedy komentatorzy niezależnych mediów głównego nurtu wiedzą, w jaki sposób nawijać; albo zgodnie z linią nakreśloną przez generalicję, albo przeciwnie – niezgodnie – w zależności od tego, kto im płaci: czy stare kiejkuty, czy rząd.
Więc po udanej próbie zdetonowania bomby wodorowej prawdopodobieństwo wybuchu wojny w komentarzach gwałtownie wzrosło, chociaż nie brakuje i takich, którzy w wybuch wojny nie wierzą i to nawet nie dlatego, że ostatnią wojną była wojna w Wietnamie, a później już żadnych wojen nie było, tylko operacje pokojowe, misje stabilizacyjne i temu podobne operacje.
Różnica między nimi polega przede wszystkim na tym, że w odróżnieniu od wojny, którą można albo wygrać, albo przegrać, operacji pokojowych, czy misji stabilizacyjnych ani wygrać ani przegrać nie można.
To jest właśnie jedna z przyczyn rosnącej popularności tych form walki o pokój, bo pozwalają one Umiłowanym Przywódcom na unikniecie odpowiedzi na kłopotliwe pytania, czy państwo wojujące wygrało wojnę, czy przegrało. Przekonałem się o tym osobiście, kiedy po zarządzonej przez pana ministra obrony narodowej Bogdana Klicha ewakuacji polskiego kontyngentu z Iraku, po staroświecku zapytałem, czy wygraliśmy tę wojnę, czy przegrali. Bo skorośmy wygrali, no to gdzie są łupy, gdzie są jeńcy i branki – a skorośmy przegrali, to kogo trzeba by postawić za to pod ścianką.
Głuche milczenie było mi odpowiedzią i dopiero wtedy zrozumiałem, ze Polska nie prowadziła w Iraku żadnej wojny, tylko uczestniczyła w operacji pokojowej, albo misji stabilizacyjnej, której z natury rzeczy ani wygrać, ani przegrać nie można. Na wszelki jednak wypadek, ponieważ – jak przestrzega poeta – „na tym świecie pełnym złości nigdy nie dość jest przezorności” – Umiłowani Przywódcy postarali się o zniesienie kary śmierci NAWET W CZASIE WOJNY! Stosowny traktat Polska ratyfikowała w roku 2013 piórem pana prezydenta Komorowskiego.
W tej sytuacji jest jasne, że żadnych wojen prowadzić nie możemy, bo cóż oznacza wyeliminowanie kary śmierci bez względu na okoliczności? Ano to, że żaden organ władzy publicznej nie może wydać zarządzenia, które skutkowałoby pozbawieniem życia jakiegokolwiek człowieka. W tej sytuacji żołnierze mogliby nieprzyjaciół co najwyżej chwytać żywcem i dlatego trudno dziwić się przedstawicielom totalnej opozycji, którzy krytykują dokonanie przez MON zakupu karabinów „Grot” w radomskim „Łuczniku” za pół miliarda złotych.
Rzeczywiście – po co wojsku karabiny, skoro nikomu nie wolno wydać rozkazu otwarcia ognia? Pewnie dlatego MON wcześniej zakupił 6 milionów sztuk ślepej amunicji w zakładach Mesko. W ten sposób i wilk będzie syty i owca cała – tak, jak na Ukrainie, gdzie – jeśli wierzyć komunikatom – w wyniku tygodniowych „zaciętych walk” ginie wszystkiego 3 albo 4 żołnierzy.
Jeśli wojsko jest wyposażone w ślepą amunicję, to hałasu jest tak samo dużo, jak przy amunicji ostrej, ale straty w ludziach gwałtownie spadają. Dzięki temu operacje pokojowe czy misje stabilizacyjne, z natury rzeczy humanitarne, jeszcze bardziej zyskują na humanitaryzmie – i o to właśnie chodzi. Nie na tym bowiem polega sztuka, by przy pierwszej nadarzającej się okazji zarobić kulkę, tylko, żeby walcząc o pokój, spokojnie doczekać emerytury, która – jak wiadomo – jest najważniejszym celem życia człowieka. Gdyby tak nie było, to życie obywateli nie zostałoby w całości podporządkowane rosnącym wymaganiom systemu ubezpieczeń społecznych, a skoro zostało, no to nie ma innej możliwości: celem życia człowieka jest emerytura.
Ale to są ogólne zasady, a jak nas poucza doświadczenie życiowe, od każdej zasady są wyjątki, które ją potwierdzają. I Korea Północna może być takim wyjątkiem, który polega na tym, że tamtejsi Umiłowani Przywódcy mogą uważać, że z tą wojną, to wszystko naprawdę. Co więcej – reprezentując pewne staroświeckie podejście do spraw międzynarodowych, mogą nie przyjmować do wiadomości faktu zastąpienia wojen operacjami pokojowymi lub misjami stabilizacyjnymi. Na taką możliwość wskazywałaby właśnie udana próba zdetonowania bomby wodorowej.
Ta sytuacja stawia w potężnym dysonansie poznawczym zwłaszcza intelektualistów, co to naprawdę uważają, że „wszyscy ludzie będą braćmi” i tak dalej. Owszem, ale jeśli nawet będą, to wiadomo przecież, że jeden brat jest zawsze starszy, a drugi młodszy i w związku z tym któryś powinien któremuś ustąpić. No jasne – ale który któremu? Na to pytanie nie ma wyraźnej odpowiedzi, nawet jeśli niektórzy powiadają, że na ustępstwa powinien iść „mądrzejszy”.
Może tak bywa i to by nawet wyjaśniało przyczynę, dla której świat w zastraszającym tempie głupieje – ale obawiam się, że nie wszyscy ten pogląd podzielają – i to jest chyba przyczyna wojen. Co więcej – wydaje mi się, że dla Umiłowanych Przywódców, którzy przynajmniej dla oka wyznają braterstwo ludów – istnienie państwa, które tej wiary nie podziela, może być bardzo wygodnym narzędziem obezwładniania rozmaitych Guliwerów.
Jak wiadomo, potężnego Guliwera nie spętali żadni podobni mu Guliwerowie, tylko Lilipuci, którym ta sztuka udała się tylko dlatego, że Guliwer zasnął na plaży, wyczerpany walką z morskimi bałwanami. Warto zwrócić na to uwagę, bo oprócz bałwanów morskich są jeszcze inne bałwany, z którymi walka bywa jeszcze bardziej wyczerpująca. Na przykład takie, które – jak powiada Janusz Szpotański w nieśmiertelnym poemacie „Towarzysz Szmaciak” – dostają się „w szpony hipostaz”, co w przełożeniu na język ludzki oznacza, że padają ofiarą własnych urojeń, a konkretnie – własnej propagandy. Mnóstwo takich jest w Europie, a zwłaszcza – w instytucjach Unii Europejskiej – i to właśnie im zawdzięczamy kryzys migracyjny i rozmaite inne paroksyzmy, no i oczywiście – w Stanach Zjednoczonych, gdzie z całą energią uderzają w prezydenta Donalda Trumpa.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl
Komentarzy 9 do “Wojna, czy walka o pokój?”
Sorry, the comment form is closed at this time.
Grace said
Ani jedno ani drugie. Jest to walka o przetrwanie Polnocnej Korei, ktora nie padla na kolana przed samozwanczym hegemonem i za to Kimowi nalezy sie szacunek!
RomanK said
Pani Grace…jak widze dzis tylko kobiety maja jaja…i Polnocni Koreanczycy:-)))))
Ma pani racje to niezwykle madry mlody przywodca…
RomanK said
Dawno , kiedy jeszcze POlacy byli mezczyznami mieli doskonale okreslenie na podobne sytuacje….
Zlapal Turek Tatarzyna…a Tatarzyn za leb trzyma:-))))
Grace said
Pamietam, pamietam panie Romanie. Mysle ze kilku prawdziwych polskich mezczyzn mozna spotkac jeszcze tutaj w Gajowce no a Kim tez nim jest. Polecam Panu wypowiedz Wojtka Olszanskiego na temat Kima i Korei Polnocnej. Bardzo celne spostrzeżenia.
jasiek z toronto said
Re: 4 Grace
Warto dodac, ze Kim doskonale wie, ze bardzo latwo sobie poradzi ze zdemoralizowanymi i nacpanymi najemnikami zydowskiej oligarchii, a reszta zajma sie Chiny…
O wojnie z Korea Polnocna zydzi w USA moga sobie tylko „poszczekac” w swoich „mendialnych” przekaziorach…I nic wiecej. Zadyma zacznie sie w USA, kiedy do Amerykanow dotrze (do swiadomosci) w jakim jest stanie ich kraj…
Pierwsze sygnaly juz sa w Luisianie…
===========================
jasiek z Toronto
http://polskawalczaca.com
Stan said
Wyrównanie dwóch biegunów wojskowych przyczyni się do większego pokoju na świecie.
Gdyby to wyrównanie było 20 – 30 lat temu złodzieje i bandyci nie podskakiwaliby i można by uniknąć wielu
wojen, śmierci, cierpień milionow ludzi i destabilizacji na Bliskim Wschodzie.
100 punktów plus dla Rosji i Chin,Iranu, USA 100 punktów minus.
W tej sytuacji pozostała tylko dyplomacja, ale będzie z USA trudno, gdyż oni wychodzą z zasady siły,
a nie rozmów i wzajemnego poszanowania interesów innych.
Grace said
Ma Pan racje Jasiek z Toronto. Tez na to czekam.. Mysle ze w innych stanach tez zaczyna sie gotowac. Trump rozczarowal wszystkich ktorzy na niego glosowali, a byli to ci z najnizszej polki. Nie dadza sie zapedzic na kolejna wojne na miare Vietnamu. Predzej Trump poprosi o azyl w Polsce niz USA zaatakuje Polnocna Korea. Ta jego naprawa Ameryki nie przejawia sie w poprawie zycia prostych amerykanow, ani stanu ich upadajacych miast. „We will make America great again”, jest juz nikomu niepotrzebnym sloganem. Wielkosc Ameryki, podobnie jak jego poprzednicy Trump buduje na kontraktach sprzedazy broni, glownie na Bliski Wschod. To sie na nim zemsci juz niedlugo!
revers said
O przepraszam to p.RomanK i pani Grace jeszcze nie wiedza jak kobiety potrafia cerpiec za cierpienia koreanczykow …
http://www.polskieradio.pl/130/5553/Artykul/1853636
p.Barbara Nowacka wie za wzystkie kobiety swiata.
revers said
I jest odpowiedz jankesow, rozmieszczenie broni jadrowej w Korei Pln. , co na to Chiny?
https://pl.sputniknews.com/swiat/201709196306917-Waszyngton-Seul-rozwazaja-rozmieszczenie-broni-jadrowej-na-Polwyspie-Koreanskim/
Juz powini w Wenezueli, albo na Kubie, Alasce rozmieszczac bron.
censor8