Dzieci szpitalne, czy prywatne?
Posted by Marucha w dniu 2017-09-27 (Środa)
To może być bardzo ważny precedens w polskim wymiarze sprawiedliwości, nie bez powodu uchodzącym za skorumpowany i przeżarty ubecką agenturą. Zresztą, jeśli przeżarty agenturą, to musi być skorumpowany, bo korupcja należy do istoty działalności agenturalnej.
A poszlaki wskazujące na „przeżarcie” są i to niejedna. Po pierwsze – podczas tak zwanego „wysłuchania”, które w ramach wykonywania zadania dla niemieckiej BND, oczekującej wytworzenia wrażenia, że praworządność w Polsce jest zagrożona, urządzili w Sejmie sędziowie – podnoszony był argument, że z bezpieczniacką agenturą w środowisku sędziowskim uporała się definitywnie „biologia”.
Oznacza to – a przyznali to sami sędziowie – że środowisko nie kiwnęło nawet palcem, by wyeliminować ubecką agenturę ze swojego środowiska, a poza tym, to ta sławetna „biologia” wcale problemu obecności agentury w środowisku sędziowskim nie rozwiązała. Wiadomo bowiem, że Wojskowe Służby Informacyjne, które uważam za najgroźniejszą organizację przestępczą o charakterze zbrojnym, a które formalnie pod ta nazwą istniały do września 2006 roku, a teraz wypączkowały w Służbę Kontrwywiadu Wojskowego i Służbę Wywiadu Wojskowego – że WSI rutynowo werbowały agenturę w różnych środowiskach – w tym również w czcigodnym środowisku sędziowskim.
Ilu sędziów WSI zwerbowały – tego oczywiście nie wiadomo, bo ani zwerbowani nie będą się chwalili, ani ich oficerowie prowadzący ich ujawniali. Dodatkową poszlakę stanowi operacja „Temida”, którą UOP prowadził już w tak zwanej „wolnej Polsce”, a której celem był werbunek agentury właśnie w środowisku sędziowskim – co ujawnił sędzia Lipiński orzekający w procesie sędziego Andrzeja Hurasa. Ilu sędziów zostało w ramach tej operacji zwerbowanych – tego też nie wiadomo.
W rezultacie skazani jesteśmy na domysły, ale skoro już jesteśmy skazani, to nie żałujmy sobie i domyślajmy się! Ja na przykład skłaniałbym się do szacunkowego określenia liczebności bezpieczniackiej agentury w środowisku sędziowskim na podstawie dwóch Kongresów Sędziów Polskich, jakie w ramach „walki o praworządność” w Polsce niedawno się odbyły. Charakterystyczne było, że nikt nie wybierał na te kongresy jakichś delegatów, więc przybył tam kto chciał – albo – kto musiał.
Ponieważ w walkę o demokrację i praworządność bardzo angażują się byli funkcjonariusze wywiadu wojskowego, czyli stare kiejkuty, co to przewerbowały się na służbę między innymi do niemieckiej BND jeszcze pod koniec lat 80-tych, a ilustracją tego zaangażowania było osobiste uczestnictwo Najstarszego Kiejkuta III Rzeczypospolitej, pana generała Marka Dukaczewskiego w demonstracji pod Sejmem 16 grudnia ub. roku, gdzie ściągani w trybie alarmowym z całej Polski konfidenci mieli przedstawiać „zagniewany lud” – więc w tej sytuacji również te dwa osobliwe Kongresy Sędziów Polskich, zwołane w ramach „kombinacji operacyjnej”, prowadzonej przez niemiecką BND „w obronie praworządności” w Polsce stanowią pewna wskazówkę.
Wzięło w nich udział około tysiąca sędziów, co stanowi około 10 procent środowiska. Jeśli ten szacunek okazałby się trafny, to stopień przeżarcia środowiska sędziowskiego w Polsce bezpieczniacką agenturą byłby bardzo wysoki, stanowiąc prawdziwe zagrożenie dla praworządności w naszym i tak już przecież wystarczająco nieszczęśliwym kraju.
Ale nie o tym chciałbym pisać, bo chodzi przecież o wydarzenie, które może mieć charakter doniosłego precedensu w odpowiedzi na pytanie, czyje w Polsce są dzieci – czy państwowe, ewentualnie samorządowe, czy prywatne, to znaczy – należące do rodziców.
Oto w szpitalu w Białogardzie, w 36 tygodniu ciąży urodziła się dziewczynka. Lekarze tamtejsi zamierzali wstrzyknąć jej witaminę K, ale ojciec dziewczynki poprosił, by najpierw zbadali, czy nie istnieje ryzyko przedawkowania z uwagi na mniejszą wagę wcześniaka. Prośba ta podobno została wyniośle zignorowana i wsparta pogróżką częściowego odebrania władzy rodzicielskiej.
Personel szpitala wykazał się tutaj niespotykaną w innych sytuacjach energią i sprokurował doniesienie do niezawisłego sądu. Ten, wzorem policmajstra z „Pana Tadeusza” powinność swej służby zrozumiał, i bez wysłuchania rodziców prawa rodzicielskie odebrał, albo „zawiesił” – ale kiedy urzędnik sądowy dotarł do szpitala, ani dziecka, ani jego rodziców już tam nie było, bo oddalili się w nieznanym kierunku. W związku z tym na równe nogi została postawiona tamtejsza policja, która wszczęła tak zwane „energiczne kroki”, jednak poszukiwanych osób nie znalazła – a tymczasem ojciec dziewczynki wrzuca do sieci rozmaite oświadczenia.
W chwili, gdy to piszę, sprawą ma zająć się niezawisły sąd, ale co zrobi – nie wiadomo, bo zainteresowanie całą aferą okazał wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki, według którego, „ci rodzice mogą mieć wiele racji”. Ja też tak uważam, bo – po pierwsze – lekarze w szpitalu nie są żadnymi przedstawicielami władzy, tylko sprzedawcami i wykonawcami usług medycznych. Co prawda nie jest to przekonanie powszechne, bo po pierwszej komunie odziedziczyliśmy przeświadczenie, że przedstawicielem władzy jest nawet ekspedientka w sklepie, nie mówiąc już o pomocniczym personelu medycznym w szpitalach.
Doświadczyłem tego osobiście, kiedy karetka pogotowia zabrała mnie z domu z podejrzeniem stanu przedzawałowego. Sanitariusze usadzili mnie na krześle, znieśli z drugiego piętra do karetki i po przyjeździe do szpitala zanieśli na tym krześle do Izby Przyjęć, po czym odjechali. Kiedy tak siedziałem, nagle obsztorcowała mnie pani rejestratorka: „no, co tak siedzi? Niech idzie na koniec korytarza, to mu zrobię EKG!”
W obliczu takiej stanowczości przedstawicielki władzy natychmiast przybrałem wygląd „lichy i durnowaty”, jakiego od podwładnych stających wobec przełożonych oczekiwał od swoich urzędników Piotr Wielki, zawstydziłem się swojego mazgajstwa i poszedłem we wskazane miejsce. Okazuje się, że te wszystkie środki ostrożności nie były potrzebne, a tę zbawienna prawdę, wbrew medycznym autorytetom, w mgnieniu oka spenetrowała pani rejestratorka, która – jak podejrzewam – umiejętności wydawania rozkazów mogła nauczyć się w całkiem innej instytucji.
Wracając do rodziców dziewczynki urodzonej w szpitalu w Białogardzie, to mogli opuścić szpital w każdym momencie, bo nawet po przybyciu tam sądowego urzędnika nie zostali pozbawieni wolności, a cóż dopiero – przed jego przybyciem. Dlaczego w takim razie tamtejsza policja wszczęła „energiczne kroki” – trudno zgadnąć.
Toteż nic dziwnego, że pan wiceminister Jaki powiedział, że jeśli by się okazało, że dziecku nic się nie stało, to jego zdaniem, decyzja niezawisłego sądu była „absolutnie skandaliczna”. To prawda – więc jeśli niezawisły sąd pod wpływem takich perswazji uzna, że dzieci nie są państwowe, ani samorządowe, ani nawet szpitalne, to ten wyrok może mieć charakter precedensowy.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl
Komentarzy 10 do “Dzieci szpitalne, czy prywatne?”
Sorry, the comment form is closed at this time.
Jajec Patatajec said
Polska nierządność nie zna zjawiska precedensu, czyli ma gdzieś orzeczenia w podobnych bądź identycznych sprawach. Osobiście jestem zdania aby zaorać i postawić od nowa ten system ale wiem, że to niemożliwe i polska bylejakość, syf i kutasówa będą rządzić do końca świata. Pan Michalkiewicz fajnie napisał lecz to tylko takie pisanie a rzeczywistość leży i skrzeczy.
Amen
——
A to w Polsce rządzą Polacy???
Nigdy bym nie zgadł…
Admin
Marek B said
Stasiu zwyczajowo pier%%#@li.
Z ubecką agenturą uporała się biologia. Wymiar niesprawiedliwości jest po prostu rządzony przez żydowską mafię, i tyle.
Ziobro to ta sama żydowska mafia.
Szczepienia to forma ludobójstwa, wiemy o tym dobrze. O tym, różnym w różnych krajach, stopniu reżyserowanego upośledzenia w celu tworzenia społeczeństwa klasowego, pisał Aldous Huxley w „Nowym wspaniałym świecie”. Rok wydania bodajże 1932.
Jajec Patatajec said
„A to w Polsce rządzą Polacy???
Nigdy bym nie zgadł…
Admin”
Nieważne kto rządzi i tak wszystko idzie na konto Polski i Polaków – niestety,ech.
Rozpuszczalnik said
Ad 2, Marek B
Marek B napisał „Stasiu zwyczajowo pier%%#@li.”.
Panie Marek, niech Pan sobie o p. Michalkiewiczu myśli i wypisuje co chce, ale do jednego właśnie próbuję Pana zachęcić – niech Pan nie pisze o nim „Stasiu”.
I niech Pan przy okazji pomedytuje nad słowem „śmieszność”.
VA said
Marek B said
@4 Rozpuszczalnik.
Pomedytowałem, dziękuję. I mam konkluzje.
Jeśli dla Pana ten żydowski skryba, aktualnie na etacie katolika, wypromowany na „antysemitę” przez samego Adama Michnika, jest autorytetem, to nie jest Pan śmieszny. Jest Pan żałosny.
Marucha said
RE 6:
Panie Marek B… ja poproszę o jakikolwiek dowód, jakąkolwiek przesłankę tyczącą „żydowskości” Michalkiewicza.
Chlapać jęzorem bez żadnej odpowiedzialności za słowa nie jest trudno…
Sowa said
Sąd uznał, że babcia nie wychowa wnuczki. Pięciolatka trafi do domu dziecka lub rodziny zastępczej
– Proszę pani, do nas trafiają dzieci z naderwanymi uszami, takie, na których ktoś gasił papierosy – mówi Elżbieta Sieheń-Kopyść, zastępca dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Olsztynie – Ja marzę o tym, żebyśmy nie musieli zabierać dzieci rodzicom.
https://kobieta.wp.pl/sad-uznal-ze-babcia-nie-wychowa-wnuczki-pieciolatka-trafi-do-domu-dziecka-lub-rodziny-zastepczej-6083361413829761a
Boydar said
Komentarz i zawarta sugestia Pana Rozpuszczalnika (4) jest bardziej niż głęboko zasadna.
Wezmę pod lupę tylko jedną z teoretycznie możliwych opcji, tak semantycznie per analogiam – „Adolfek to był niezły numerant …”. I co, wszystko ok ?
Jeśli więc Pan Marek przypisuje Mojemu Ulubionemu Stanisławowi pejoratywność, to zdrabnianie imienia świadczy o … no nie wiem, nie kończyłem psychiatrii.
Oczywiście możliwe są także inne opcje. Typując, wypada oceniać smak owoców; choć pamiętam z chemii jeszcze w podstawówce, że octan ołowiu bardzo łatwo pomylić.
olo said
Kim jest Michalkiewicz? Od lat wielu ludzi w Polsce zadaje sobie to pytanie. Niby mówi o normalnej Polsce ale jakoś nie podejmie nigdy tematów najważniejszych jaką jest kreacja pustego pieniądza przez kilka rodzin o znanym pochodzeniu. Na zadane mu pytanie o światową finansjerę mota się jak węgorz i opowiada bzdury o muzułmanach czy chińczykach. O ile muzułmanie, nota bene z religią stworzoną przez unych, mają swój system bankowy w którym religia zakazuje lichwy i to stosują, bo kredyt wynosi u nich 0%,to w Chinach une mają bardzo solidne macki. Ale nasz wszystkowiedzący o tym nie wie. Nie wspomina też o kreacji pieniądza przez unych, FEDzie itp. A na koniec zmienia tema na Kim zonk una, czy jak mu tam i go całkowicie rozmywa: https://youtu.be/jDIUL1epD0o