„To jest kiełbasa. To jest moja matka jadalna” – pisał przed laty Rafał Wojaczek, przedwcześnie zmarły, dobrze zapowiadający się poeta. Może przesadzał z tą „matką jadalną”, ale rzeczywiście, coś w tym jest, bo człowiek prędzej, czy później, jednak zawsze wraca do swoich początków.
Podobnie musiał postrzegać rzeczywistość Karol Marks, chociaż będąc na utrzymaniu bogatego fabrykanta Fryderyka Engelsa głodu pewnie nie cierpiał – ale zaspokajanie apetytu awansował do rangi słynnego parowozu dziejów – co znalazło wyraz w kultowej piosence żydokomuny: „powstańcie, których dręczy głód”.