Marsz Wolności jak z Reymonta
Posted by Marucha w dniu 2018-05-15 (Wtorek)
Marsz Wolności, jaki przetoczył się w minioną sobotę przez Warszawę, był ze wszech miar udany. Wprawdzie nie tak potężnie liczny, jak zapowiadał triumwirat opozycji (PO, N., KOD), ale w końcu liczy się nie ilość, a jakość. A jakość, jak wiadomo, to głównie ludzie, zwłaszcza znamienici. Ci dopisali, więc było na co popatrzeć.
Drama, jaką odegrali trzej przyjaciele z „Ziemi obiecanej”, Pszoniak, Olbrychski i Seweryn, była godna Marszu. Trudno dociec, czy to uwiąd propozycji aktorskich, wśród których do niedawna mogli przebierać jak w ulęgałkach, czy pomału stygnące talenta sprawiły, że dali z siebie naprawdę wszystko.
Monodram z udziałem każdego z nich był sam w sobie majstersztykiem, choć muszę przyznać, że debeściakiem okazał się Olbrychski.
– To, co funduje nam PiS, wygląda po prostu na PRL-bis. Po Gomułce, Gierku, pojawił się nowy sekretarz przodującej partii, o zapędach jeszcze bardziej autorytarnych, niż jego niedawni poprzednicy – grzmiał ze sceny dawny Kmicic. I trudno z tym polemizować, rzadko kto bowiem posmakował takiego knuta za Gierka i PRL-u, jak właśnie Olbrychski.
Widać to jak na dłoni, chociażby w kronikach filmowych, które każdy może z przerażeniem obejrzeć na YouTubie. Ot, chociażby tutaj:
Rok 1975. Widok doprowadzonego siłą na pochód pierwszomajowy Olbrychskiego, któremu siepacze Gierka wsadzili pociechę na barana, a w rękę pierwszomajowy kwiat z krepy, także z dzisiejszej perspektywy budzi przerażenie.
Kilka kadrów dalej równie dramatyczna scena. Gwiazda Marszu Wolności, obywatel Pszoniak idzie – w równie brutalny sposób przymuszony co Daniel Olbrychski – w tym samym pochodzie. Widać, że walczy. Pewnie w środku. Chwilę potem scena poruszającej walki pomiędzy Holoubkiem a Gołasem, stoczonej o kwiat rzucony autorytarną ręką z trybuny majowej.
„Przez te cztery lata uczyniliśmy wiele dla dobra kraju i każdego z nas. Na siódmy Zjazd partia przyjdzie z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku i z programem dalszego rozkwitu Polski” – informuje lektor kroniki. Przyznajmy, nie brzmi to dzisiaj aż tak obco.
Gdzieś nad głowami ludu pracującego miast i wsi majaczy transparent „Kontynuujemy dzieło ojców”. Genialny. Do wykorzystania w każdych czasach i przez każdego, poza wyrodnymi dziećmi, rzecz jasna.
Tymczasem jesteśmy czterdzieści trzy lata później… Ta sama Warszawa. Obywatele Olbrychski i Pszoniak ciężko wystraszeni. Nie ma już władzy ludowej, jest za to nie wiadomo jaka. Wiadomo tylko, że autorytarna. Na jej czele stoi pierwszy sekretarz – dyktator. Znikąd pomocy. Cała nadzieja w Związku Radz… pardon, Unii Europejskiej.
Na placu boju garstka ich, choć miały być dziesiątki tysięcy. Niestety, są na grillach. Żrą kiełbasy i karkówki. Psie czasy. Kiedyś nie było, to przychodzili. Ale nic to. Trzeba walczyć. Chociażby Reymontem.
– Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic. To akurat tyle, by przywrócić w Polsce normalność – recytują razem.
Zaduma. Troska. Poruszenie. Standing ovation. Chociaż jaki to standing, skoro wszyscy od początku stoją. I wtedy i dzisiaj był piękny maj. Świeciło słońce. I wtedy i dzisiaj, sami naprzeciw dyktatury. Oni. Bezkompromisowi. Aż miło popatrzeć.
wSensie.p
Maciej Eckardt
http://prawica.net
Komentarze 3 do “Marsz Wolności jak z Reymonta”
Sorry, the comment form is closed at this time.
Marek said
Zabijać śmieci śmiechem. Zohydzić bez reszty.
Dobry tekst na parchate czasy.
Anucha said
Olbrychski
Kończ waść, wstydu oszczędz
Jan said
„– Ja nie mam nic, w tym pustym baniaku na szyi, ty nie masz nic, oprócz wodogłowia, on nie ma nic, tylko kupę gówna zamiast mózgu.
To akurat tyle, by przywrócić w Polsce „normalność” – recytują razem, debile i popierdoleńcy”