Dziennik gajowego Maruchy

"Blogi internetowe zagrażają demokracji" – Barack Obama

  • The rainbow symbolizes the Covenant with God, not sodomy Tęcza to symbol Przymierza z Bogiem, a nie sodomii


    Prócz wstrętu budzi jeszcze we mnie gniew fałszywy i nikczemny stosunek Żydów do zagadnień narodowych. Naród ten, narzekający na szowinizm innych ludów, jest sam najbardziej szowinistycznym narodem świata. Żydzi, którzy skarżą się na brak tolerancji u innych, są najmniej tolerancyjni. Naród, który krzyczy o nienawiści, jaką budzi, sam potrafi najsilniej nienawidzić.
    Antoni Słonimski, poeta żydowski

    Dla Polaków [śmierć] to była po prostu kwestia biologiczna, naturalna... śmierć, jak śmierć... A dla Żydów to była tragedia, to było dramatyczne doświadczenie, to była metafizyka, to było spotkanie z Najwyższym
    Prof. Barbara Engelking-Boni, kierownik Centrum Badań nad Zagładą Żydów, TVN 24 "Kropka nad i " 09.02.2011

    Państwo Polskie jest opanowane od wewnątrz przez groźną, obcą strukturę, która toczy go, niczym rak, niczym demon który opętał duszę człowieka. I choć na zewnatrz jest to z pozoru ten sam człowiek, po jego czynach widzimy, że kieruje nim jakaś ukryta siła.
    Z każdym dniem rośnie liczba tych, których musisz całować w dupę, aby nie być skazanym za zbrodnię nienawiści.
    Pod tą żółto-błękitną flagą maszerowali żołnierze UPA. To są kolory naszej wolności i niezależności.
    Petro Poroszenko, wpis na Twiterze z okazji Dnia Zwycięstwa, 22 sierpnia 2014
  • Kategorie

  • Archiwum artykułów

  • Kanały RSS na FeedBucket

    Artykuły
    Komentarze
    Po wejściu na żądaną stronę dobrze jest ją odświeżyć

  • Wyszukiwarka artykułów

  • Najnowsze komentarze

    Mietek o Nierozwiązana tajemnica kamien…
    Crestone o Kobiety zachowują się tak gówn…
    Krzysztof M o Kobiety zachowują się tak gówn…
    Krzysztof M o Kobiety zachowują się tak gówn…
    Krzysztof M o Puste hasła
    bez loginu o Kobiety zachowują się tak gówn…
    revers o Kto zniszczył tamę w Nowej…
    revers o Kto zniszczył tamę w Nowej…
    Marucha o Kobiety zachowują się tak gówn…
    Jaber o Kobiety zachowują się tak gówn…
    AndreAndre o Kobiety zachowują się tak gówn…
    Carlos o Wolne tematy (39 – …
    biordal o Kobiety zachowują się tak gówn…
    Boydar o Galicja
    Ramirez o Kobiety zachowują się tak gówn…
  • Najnowsze artykuły

  • Najpopularniejsze wpisy

  • Wprowadź swój adres email

Addio, pomidory. Co będziemy jeść, gdy nie będzie pszczół?

Posted by Marucha w dniu 2018-09-04 (Wtorek)

Pszczoła miodna to tylko jeden z ponad 20 tys. gatunków pszczół, jakie występują na świecie. Nie jest też najlepszym zapylaczem – bywają zdecydowanie lepsze!

O co więc tyle szumu?

Jak będzie wyglądał świat bez pszczół?

  • Skala wymierania owadów zapylających jest alarmująca
  • Z powodu upraw przemysłowych wielu gatunkom owadów brakuje miejsc, gdzie mogą znaleźć pokarm
  • Gdy mówimy o owadach zapylających, myślimy o pszczołach miodnych. A jest wiele innych świetnych zapylaczy, np. muchówki – mówi dr hab. Marcin Zych

Roman Wojciechowski, „Przegląd”: Pszczelarze biją na alarm – w całym kraju masowo wymierają pszczoły, w niektórych pasiekach nawet dwie trzecie pszczelich rodzin. Grozi nam katastrofa?

Dr hab. Marcin Zych, Ogród Botaniczny Uniwersytetu Warszawskiego: Uściślijmy – co ma pan na myśli, mówiąc katastrofa?

No przecież pszczoły zapylają nie tylko ozdobne kwiatki, ale także mnóstwo upraw żywnościowych. To działa na wyobraźnię – jaki będzie świat bez pszczół?

– I tak powinno brzmieć pytanie: jaki będzie świat bez pszczół, a nie tylko bez pszczoły miodnej. Ona jest zmartwieniem pszczelarzy, natomiast nie jest jedynym owadem zapylającym, czyli tzw. zapylaczem. Poza tym, gdy mówimy „pszczoły”, to wszyscy mamy na myśli właśnie ten jeden, bardzo konkretny gatunek, hodowany w ulach. A trzeba wiedzieć, że różnorodność pszczół jest ogromna, w Polsce to prawie 500 gatunków, na świecie ponad 20 tys.

Rzeczywiście pszczoła miodna zapyla wiele upraw i jest bardzo przydatna w różnych monokulturach, gdzie nie występują inne dzikie zapylacze. Jednak wcale nie jest idealnym, najlepszym zapylaczem – bywają zdecydowanie lepsze!

To o co tyle szumu?

– Ponieważ drastyczne zmniejszanie się populacji pszczoły miodnej pokazuje, że to zagrożenie dotyczy także innych owadów zapylających, które żyją dziko. W ostatnich dekadach obserwuje się znaczący spadek ich liczebności oraz różnorodności. I w takim kontekście pytanie, czy grozi nam katastrofa, staje się naprawdę poważne. Zwłaszcza gdy zaczniemy się zastanawiać, jak w ciągu ostatnich lat zmieniają się ziemskie ekosystemy, których niezwykle ważnym elementem są właśnie zapylacze. A przecież to oczywiste – od tego, co i gdzie możemy uprawiać, zależy bezpieczeństwo żywnościowe.

Jaka jest skala wymierania owadów zapylających? Czy rzeczywiście alarmująca?

– Ależ oczywiście! Konkretny przykład: w zeszłym roku opublikowano bardzo poruszające wyniki badań dla niemieckich obszarów chronionych – podkreślam, obszarów chronionych…

Czyli tam, gdzie środowisko powinno sprzyjać owadom.

– I co się okazało? W ciągu ostatnich trzech dekad ubyło prawie 80 proc. biomasy owadów latających, z których większość to zapylacze: pszczoły, muchówki, motyle. To pokazuje, że strata jest gigantyczna. Niestety, problem w tym, że nie wszędzie możemy stwierdzić, ile owadów ginie, żeby później dało się szukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego. Nie mamy dobrych danych dla Polski, natomiast można przewidywać bez ryzyka błędu, że u nas sytuacja wygląda podobnie, ponieważ – mówiąc w uproszczeniu – Niemcy to nasi sąsiedzi, ta sama strefa klimatyczna, podobne ekosystemy.

Czym jest to spowodowane?

– Czynników jest bardzo dużo i tak naprawdę trudno wskazać jeden przeważający. Ogromne znaczenie mają zmiany, jakie człowiek wprowadził i nadal wprowadza w środowisku, np. uprawy przemysłowe. Środowisko na wielkich obszarach staje się jednorodne, wielu gatunkom owadów brakuje miejsc, gdzie mogą znaleźć pokarm, mieszkać, składać jaja. Dla większości dzikich zapylaczy – nie mówię o pszczole miodnej, która jest owadem hodowlanym i można ją przenosić na różne stanowiska – obszar żerowania i aktywności życiowej zamyka się w promieniu 500 m. One żyją bardzo lokalnie.

Na przykład?

– Na przykład trzmiele – a są to także pszczoły – niezwykle efektywne zapylacze socjalne, czyli tworzące duże rodziny. Na dodatek aktywniejsze niż pszczoły miodne, które nie lubią wychodzić z ula, gdy jest zimniej, powiedzmy – mniej niż 15 stopni. Trzmiele są w stanie zapylać rośliny sadownicze w temperaturze nawet bliskiej zera stopni.

To może warto je hodować?

– Niektórzy już to robią. Wiele upraw szklarniowych zawdzięczamy właśnie trzmielom. Jeśli jada pan pomidory zimą, to zapewne mają w tym swój udział trzmiele. Jednak ich hodowanie i lokowanie w nowym środowisku ma także minusy. Bardzo duża część trzmieli używanych w Europie pochodzi z hodowli tureckich. Krzyżują się z rodzimymi i nowe pokolenia mogą być słabiej przystosowane do zim występujących w Europie. Taka wymiana genetyczna nie musi być korzystna.

Ten przykład pokazuje nie tylko całą złożoność ekosystemu, ale również, jak bezcenne są rodzime populacje owadów zapylających, jak ważna jest ich ochrona. Niedawno opublikowano wyniki bardzo dużego projektu badawczego, który objął kilkadziesiąt upraw na całym świecie. Otóż wzrost liczebności pszczoły miodnej podniósł plonowanie zaledwie w kilkunastu procentach. Natomiast wzrost liczebności dzikich gatunków zapylaczy – w 100 proc.!

Wspomniał pan, że z powodu upraw przemysłowych wielu gatunkom owadów brakuje miejsc, gdzie mogą znaleźć pokarm. Patrząc na wielohektarowe pola, trudno w to uwierzyć.

– Pamiętajmy, że pożywienie owadów zapylających bazuje na nektarze i pyłku odpowiedniej jakości, we właściwej ilości oraz – co niezwykle ważne – to pożywienie musi być dostępne przez cały sezon, gdy owady te są aktywne. Rzeczywiście, jeśli popatrzymy na krajobraz w naszym kraju, w większości rolniczy, mogłoby się wydawać, że tego pożywienia jest bardzo dużo, bo np. mamy gigantyczne pola rzepaku, gryki. Tyle że gryka i rzepak kwitną przez kilka tygodni, a co później? Nie ma nic, pustynia.

Na której dominują zboża.

– I jako rośliny wiatropylne w ogóle nie są interesujące dla zapylaczy. Paradoksalnie ostatnio takim atrakcyjnym miejscem stały się dla nich miasta, gdzie pojawiła się moda na łąki kwiatowe. Miasta mają parki, skwery, a tam, gdzie istnieje ogród botaniczny – różnorodność roślin jest ogromna. Także w strefie podmiejskiej, która stała się strefą mniejszych lub większych ogrodów.

Ale chyba nie ma odwrotu od upraw przemysłowych.

– Można jednak starać się zachowywać siedliska przyjazne dzikim zapylaczom. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu zupełnie naturalnym zjawiskiem były między polami różnego rodzaju miedze, czyżnie, czyli miejsca porośnięte krzewami, nieużytki rolne, gdzie była różnorodność roślin pokarmowych. Pewnym rozwiązaniem byłoby wprowadzanie zachęt dla rolników, a może wręcz obligowanie ich, żeby w uprawach monokulturowych zostawiali takie fragmenty ekosystemu. I tu widzę rolę odpowiednich instytucji i urzędów państwa.

Kolejne olbrzymie zagrożenie dla zapylaczy to pestycydy, które są wszechobecne. Oczywiście trudno sobie wyobrazić produkcję żywności bez pestycydów.

Czyli powrót do ekologicznych upraw to mrzonki?

– Bądźmy realistami, jest to możliwe, ale w małym zakresie. Takimi ekouprawami trudno będzie wyżywić 6 mld ludzi, a za parę lat 8-10 mld. Natomiast można stosować pestycydy w sposób odpowiedzialny.

Co to znaczy?

– Nawiążę do głośnej ostatnio dyskusji o neonikotynoidach – pestycydach systemicznych, których stosowania zakazuje Unia Europejska.

Natomiast minister rolnictwa wydał zgodę na czasowe ich stosowanie w uprawach rzepaku, uzasadniając to panującymi niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi, które sprzyjają inwazji szkodników. Wystąpił w interesie producentów żywności na skalę przemysłową – a przecież to oni mają wyżywić wspomniane przez pana miliardy ludzi na naszym globie.

I właśnie przykład neonikotynoidów pokazuje całą złożoność powiązań między elementami ekosystemu. Wydawało się, że to bardzo obiecujące i w miarę bezpieczne środki ochrony roślin. W odróżnieniu od konwencjonalnych i dotychczas stosowanych neonikotynoidy są rozpuszczalne w wodzie. Roślina bardzo łatwo je pobiera i krążą one w jej organizmie. Wydawałoby się, że jest dobrze – nie spryskujemy całej uprawy, teoretycznie uderzamy tylko w te organizmy, które żerując na roślinie, jej szkodzą. Ale sytuacja nie jest taka różowa. Pestycyd, krążąc w roślinie, trafia do kwiatów, do nektaru, do pyłku i jest bardzo niebezpieczny dla pszczół i innych zapylaczy.

Podtruwa je?

– Tak, nawet jeśli nie zabija, to osłabia odporność na pasożyty, degeneruje organizm. Szczególnie niebezpieczna jest trwałość tych środków, zwłaszcza w powiązaniu z rozpuszczalnością w wodzie. Badania pokazują, że nawet jednorazowe zastosowanie pestycydu w jakiejś uprawie powoduje, że będzie on obecny w następnych uprawach. Pozostaje w glebie, może również się przenosić na inne rośliny, bo stosuje się materiał siewny zaprawiony pestycydem.

Z takich nasion wyrasta roślina, która ma w organizmie truciznę, trafiającą – jak wspomniałem – do nektaru, do pyłków i owad przenosi ją do swojej rodziny. Niektóre z tych środków mogą mieć okres półtrwania do 7-10 tys. dni, czasami do 10 lat i dłużej. Część naukowców twierdzi, że ich ślady w środowisku mogą być obecne nawet po 100 latach od użycia. W taki sposób oprócz organizmów, które zwalczamy, ciągle podtruwamy wszystkie inne owady.

Naukowcy i ekolodzy biją więc na alarm: różnicować uprawy, zachowywać naturalne środowiska pokarmowe dla owadów, pestycydy stosować z umiarem. Producenci żywności wyciągają na to swoje argumenty: skoro mamy wyżywić 6 mld ludzi, to musimy scalać uprawy, skutecznie stosować środki ochrony roślin. Sytuacja konfliktowa, bez wyjścia?

– Ależ to konflikt paradoksalny, skoro 75 proc. roślin, które uprawiamy, potrzebuje zapylaczy! Jeśli rzeczywiście potworzymy takie gigantyczne monokultury uprawowe, zostanie nam tylko pszczoła miodna, bo jest hodowlana. W Stanach Zjednoczonych bardzo wielu pszczelarzy hoduje pszczoły nie dla miodu, ale żeby wynajmować je do zapylania upraw.

Ten trend będzie się rozszerzać, ale w pewnym momencie pszczelarze mogą powiedzieć: dość, nie będziemy pszczół wozić, bo używacie pestycydów, które je zabijają. Przecież już słyszymy o przypadkach zatrucia pszczół pasiecznych – nagle ginie ich kilka milionów, co przekłada się na 10-20 uli. A nie widzimy tego, co się dzieje z dzikimi zapylaczami, bo te owady nie tworzą dużych rodzin jak pszczoły miodne, które hodowcy bacznie obserwują. Mówiąc kolokwialnie, dziko żyjące owady gdzieś tam sobie giną po cichutku.

Jak temu przeciwdziałać?

– Powinniśmy dążyć do stosowania zintegrowanych systemów ochrony roślin i używać środków ochronnych, gdy są rzeczywiście potrzebne, a nie jak w przypadku neonikotynoidów – prewencyjnie.

Wierzy pan w skuteczność takich apeli?

– To nie jest kwestia wiary. To kwestia faktów potwierdzonych przez naukę.

Grozi nam czarny scenariusz?

– Jeśli nic nie zrobimy, na pewno nie będzie wesoło.

Czyli jednak mamy powody do zmartwień…

– Jeśli chodzi o kwestie wyżywienia, od razu mogę pana uspokoić, że drastyczny głód nam nie grozi. Dwie trzecie naszego pożywienia stanowią zboża lub rośliny wiatropylne i samopylne, więc chleba, oliwy i wina nam nie zabraknie… Zwłaszcza to ostatnie dla niektórych może być pocieszające. Ale już chroniczny niedobór witaminy A czy kwasu foliowego są wysoce prawdopodobne.

Jeśli chodzi o wiele warzyw, np. pomidory, kabaczki, różne uprawy sadownicze: jabłka, gruszki, śliwki, ale też porzeczki, borówki – wszystko to są rośliny uzależnione od zapylaczy. Już w tej chwili na świecie przeszło 20-procentowe straty w plonowaniu są związane właśnie z niedoborem zapylaczy, a do tego dochodzi jeszcze wzrost areału upraw zależnych od zapylania. Wniosek jest prosty.

Nasza dieta będzie się zawężać?

– Zdecydowanie i dotyczy to nie tylko tak ważnych w niej owoców i warzyw. Trzeba będzie zrezygnować z niektórych przyjemności – kiepską wiadomość mam dla kawoszy, bo kawa jest zapylana przez pszczoły. Opublikowano bardzo interesującą analizę uprawy kawy w Ameryce Południowej, m.in. dla takich krajów jak Kostaryka, Ekwador i Kolumbia.

Otóż scenariusz na kilka najbliższych dekad przewiduje, że na ok. 80 proc. terenów, które dziś są optymalne dla jej uprawiania, będzie to niemożliwe. Zbyt drastycznie zmniejszy się liczebność zapylaczy. Skoro mówimy o przyjemnościach – to już dziś sady migdałowe w Kalifornii są zapylane wyłącznie przez pszczołę miodną.

Uprawa przemysłowa i stosowanie środków ochrony roślin pozbawiły ekosystem dzikich owadów zapylających.

– Gdy mówimy owady zapylające, mamy na myśli pszczoły. A przecież są inne niezwykle wyspecjalizowane i skuteczne gatunki zapylaczy, np. muchówki. Nie lubimy much, ale niektóre są naprawdę świetne w zapylaniu. Chrupiąc marchewkę, nie wiemy, że nie byłoby jej właśnie bez muchówek. Marchew produkuje niewiele nektaru, na dodatek jest on trudno dostępny na kwiatach.

Pszczoły dużą część tego, co zbierają, zabierają do rodziny, żeby m.in. wyżywić potomstwo, i nie zawracają sobie głowy kwiatami marchwi. Natomiast muchówki nie są socjalne, nie tworzą rodzin, a ich potomstwo, stadia larwalne – mówiąc delikatnie – nie jest uzależnione od pokarmu kwiatowego. Mówiliśmy dotychczas głównie o uprawach, ale trzeba wiedzieć, że na świecie prawie 90 proc. wszystkich roślin to rośliny kwiatowe.

Na przykład wiele gatunków drzew, krzewów.

– Oznacza to, że przebudowa może dotknąć wszystkie ekosystemy, w których występują owady zapylające. Dlatego przede wszystkim powinniśmy poprawić los dzikich zapylaczy.

A brzmi to jak jakaś niszowa sprawa, wręcz wydumany problem.

– I widzi pan, w tym sęk, że ja przytoczyłem konkretne wyniki badań, które pokazują, że problem nie jest wydumany. Jeśli komuś brakuje wyobraźni, można sięgnąć do argumentów finansowych. Otóż usługi świadczone nam przez zapylacze można przeliczyć na bardzo konkretne pieniądze. Można to wyliczać w skali świata i w skali lokalnej. Robiliśmy analizy oparte na solidnych danych dotyczących 20 upraw w Polsce i wyszło nam, że te darmowe usługi owadów zapylających mają wartość 4 mld zł. Po prostu przekładają się na finansową wartość plonów. A w wielu wypadkach wystarczyłoby stosowanie się do tych ograniczeń, które już są, przecież mamy odpowiednie przepisy.

Czy nie jest to oczekiwanie idealistyczne?

– Myślę, że nie, a rola państwa powinna polegać na tym, żeby skutecznie kontrolować. Mamy przepisy, które regulują kwestie użycia lub nadużycia pestycydów. Natomiast nie ma mocy przerobowych, żeby to kontrolować.

Czyli nie docenia się rangi sprawy?

– Myślę, że tak. Z gronem naukowców, koleżanek i kolegów z różnych ośrodków, stworzyliśmy Narodową Strategię Ochrony Owadów Zapylających. Nie dostaliśmy żadnego wsparcia ze strony państwa. Odniosłem wrażenie, jakby Ministerstwo Rolnictwa i Ministerstwo Środowiska niechętnie patrzyły na naszą pracę.

Dlaczego?

– Być może dlatego, że to była jakaś inicjatywa oddolna, nienamaszczona przez ważne gremia. Natomiast problem jest naprawdę ważny, mówi się o tym w całej Europie, na całym świecie.

Być może skutki zachodzących zmian wydają się tak odległe, że jeszcze nas nie dotyczą?

– To złudne myślenie. Proszę spojrzeć na zmiany klimatu, które następują tak szybko i dynamicznie, że ludzie w jednym pokoleniu są w stanie je zaobserwować.

https://wiadomosci.onet.pl

Komentarzy 9 do “Addio, pomidory. Co będziemy jeść, gdy nie będzie pszczół?”

  1. […] za; https://marucha.wordpress.com/2018/09/04/addio-pomidory-co-bedziemy-jesc-gdy-nie-bedzie-pszczol/#mor… […]

  2. lewarek.pl said

    Będziemy jak Chińczycy – zapylaczami. W Chinach istnieje duży sektor rolnictwa zajmujący się sztucznym zapylaniem drzew i krzewów owocowych. Jedni zbierają pyłki, inni kupują opakowania z pyłkiem, na watkę i hajda do sadu. W niektórych okolicach Chin nie ma pszczół ani innych zapylaczy, bo używa się dużych ilości pestycydów i latające tego nie przeżywa. Ludzi sporo, to mogą robić za pszczoły.

  3. Boydar said

    Mogą ludzie zapylać konkretną uprawę, dwie albo i dwadzieścia dwie. Ale nie wszystko co kwitnie. A żeby było normalnie potrzebne jest właśnie WSZYSTKO. Inaczej mamy in vitro, i zdychamy jak stonka po azotoksie. A Monsanto czy inny bajer aż zacierają kosmate macki.

  4. dax said

    ja u siebie w ogrodzie sadzę rosliny miododajne kłosowiec mikołajek i inne trzmieli i pszczół jest dużo codziennie obsiadują kwiaty na tych roslinach i tym sie żywią trzeba tak robic bo jest ich coraz mniej rolnictwo przemysłowe i opryski niszczą owady zapylające

  5. Yah said

    Odwirowałem miód z hektara pszczelnika mołdawskiego. Ekstra, taki jak nektarowy ale z lekkim posmakiem gryczanym 🙂

  6. Sebastian said

    ja p… multi-kulti wśród owadów i też szkodliwe

  7. Rokitnik said

    Dla mnie pszczelarza slowa fachowcow tu wypowiadanych w art.sa conajmniej dziwne? Jak zabraknie pszczol – to wielkie monokultury jak rzepak czy gryka – nie maja sznas na dobre plony ( zadne ).Muchowki to m/n OSY ktore nie maja zadnego znaczenia w zapylaniu !! Trzmiele i owszem, ale tak jak gniazdo OS buduja sie od nowa co wiosne / w stanie dzikim / a wiec na kwitnienie rzepaku NIE ZDAZA sie na tyle rozrodzic by zapobiec klesce NIEurodzaju…Pszczola miodna jako JEDYNA zimuje w takiej ilosci, ze WIOSNA jest praktycznie jednyna na polach i sadach !
    O ile MIOD i jego pozyskiwanie to problem pszczelarza – tak najwazniejsza czesc bytu pszczoly miodnej na ziemi od milionow lat – jest wlasnie zapylanie !
    Pszczoly nie tyle gina od pestycydow co od elektroniki wszechwladnej ( stacje radiowe, satelitarne, promieniowania elektrycznego smogu, nasze telefony przenosne (!), nadajniki telewizyjne ) etc. Po prostu w ich wmontowany system nawigacji ( orientacji ) jest totalnie od konca XX w kompletnie zasmiecany szumami elektro-magnetycznymi.
    Ludzkosc podzieli los pszczol niebawem… ( powiedzmy za 1000 lat ) albo cos pierd***w naszym systemie lacznosci okolo ziemskiej !

  8. towarzysz0 said

    Sterligow pisał, co się wydarzy po odłączeniu energii elektrycznej.

    https://vk.com/g.sterligov?w=wall190311096_11270

    http://www.sterligoff.ru/Zhizn_posle_elektrichestva_C..

    AND

    English version:

    Click to access LIFE_AFTER_ELECTRICITY.pdf

    Год назад я описал то, что будет после отключения электричества. Ссылка на эссе «Жизнь после электричества» в конце текста.

    А сейчас я вам опишу то, что будет, если электричество не вырубить. Если все так и покатится дальше в научные тартарары – так как катится.

    Итак, ЛЭПы никто так и не обрезал, промышленность продолжает работать, а пресная вода уходить на место подземных ископаемых. Гидроуровень на всех материках уходит ниже корневой системы деревьев, и леса высыхают все и почти одновременно, а после этого сгорают в полыхающих пожарах. Пчел уже давно нет. Вымерли последние животные, Исчезает трава. Над голой пустынной землей безоблачное небо. Летом испепеляющая жара. Зимой морозная мертвая пустыня с ледяной поземкой. Кое-где оазисы для хозяев жизни. Там качают воду из глубинных скважин. Ее обогащают специальными составами и ее можно пить и ей можно поливать деревья. Там бьют фонтаны, работают кафе, студенты веселятся на зеленых лужайках. Доступ сюда ограничен, территория оазисов охраняется. Почти всю работу выполняют роботы. Обслуживающий персонал почти не нужен. Попасть в такие оазисы единственная мечта всех тех, кто работает в пустыне и имеет немного воды только на питие и на помывку. Вода там тоже из глубинных скважин. Никакой пищи и воды вне техногенной системы нет. Поэтому у всех в теле чипы и прочие устройства, дающие доступ к системе. Натуральной пищи и натуральной питьевой воды больше нет вообще ни для кого ни за какие сокровища. Поэтому болеют все – и в оазисах и в пустыне. Невиданными болезнями. Сначала медики-потрошители пересаживают богатым органы расчлененных бедных, но скоро уже здоровых органов не найти и пересаживать нечего – только искуственно выращенные органы. Но как и все искусственное все очень плохое, и такие органы не продлевают жизнь, но вызывают лишь новые мучения перед смертью. В пустынях все быстро вымирают. Жители оазисов остаются единственными живыми существами на планете. Они начинают мутировать. Рождаемости практически нет, а те кто зачинают рожают страшных уродов. Жизнь превращается в лютое мучение.

    Когда это будет? Скоро. С года на год засохнут леса. И в один-два года планета превратится в пустыню. Сколько потом продлится этот ужас никому не ведомо, кроме Бога. Помните, во все это ввергли вас и все другие безбожные народы ваши любимые вожди – проклятые колдуны ученые.

    О своих рабах, христианах, Всевышний позаботится особо. Но это вас не касается, несчастные мои, это касается только христиан.

    Есть ли выход? – Есть. Но наступит день и время уйдет. Электричество надо вырубать сейчас. Пока до конца не ушла вода и не передохли пчелы.

    Слава Исусу Христу!

    Герман Стерлигов (устал талдычить одно и тоже, тупенькие вы мои)

  9. to ze ziemski ekosystem jest z premedytacja!! zarzynany ! to powinien wiedziec nawet medialnie obrzezany televidz! . ja uwazam ze dopuki swiatem beda wladaly kaplani rodem z bibli 🙂 Ta obecna katastrofa biologiczna nie bedzie zatrzymana !

Sorry, the comment form is closed at this time.

 
%d blogerów lubi to: