Widziałam kiedyś dowcip rysunkowy. Przedstawiał on bardzo skomplikowane urządzenie pochylające się nad zapaloną świeczką. Podpis pod rysunkiem brzmiał :”Elektroniczna maszyna do gaszenia świecy”.
Trzy dni temu [18.05.2019] napisałam tekst “Gwóźdź do trumny elektromobilności”. Wzbudził on znaczne zainteresowanie [w sumie prawie 100 komentarzy], co skłoniło mnie do przemyślenia jeszcze raz tej sprawy.
Doszłam do wniosku, że największym problemem nie są tu względy techniczne, ale anachroniczność całej tej koncepcji. Oto bierzemy samochód w niezmienionej prawie od stu lat postaci i wymieniamy w nim silnik na jakoby bardziej ekologiczny. Cała reszta pozostaje taka sama i ma tak samo funkcjonować.