Spór o różnicę łajdactwa
Posted by Marucha w dniu 2020-05-25 (Poniedziałek)
W miarę postępów epidemii zbrodniczego koronawirusa coraz lepiej możemy poznać naturę i przedmiot walki politycznej w naszym bantustanie, do której wciągane są coraz to nowe środowiska. Przybiera ona bowiem postać licytacji o różnicę łajdactwa. Znakomitego przykładu dostarcza „afera maseczkowa”: „jak wy tak, to my tak!”
„Gazeta Wybocza”, kierując się mądrością etapu, zdemaskowała prof. Kamila Zaradkiewicza jako sodomitę i drugsmena, nie bacząc na zastrzeżenia ze strony sodomitów, że jakże tak można.
Najwyraźniej sodomici nie czytali Woltera, który przecież napisał, że „kiedy Padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku” i stąd ich zdumienie na widok pryncypialnego oburzenia pana red. Michnika, który na codzień występuje nie tylko jako unus defensor sodomiae, ale nawet jako protektor i promotor tej dewiacji, dla niepoznaki określanej mianem szlachetnej „orientacji”.
W odpowiedzi na to rządowa telewizja zaczęła wyciągać tak zwane „wstydliwe zakątki” panu Rafałowi Trzaskowskiemu, którego Wielce Czcigodny poseł Pupka, kiedy już w jakiś sposób zmłotował posągową Małgorzatę Kidawę-Błońską by zrezygnowała, wytrzepał z rękawa, jako kolejnego „najlepszego” kandydata na prezydenta.
Ciekawe, ilu najlepszych kandydatów Wielce Czcigodny poseł Pupka jeszcze wytrzepie ze swego rękawa, bo widać, że jego potencjał wynalazczy nie zna granic.
Ale to jeszcze nic, bo do licytacji tych wszystkich prezydentów zdążyliśmy się już przyzwyczaić, w porównaniu z bombą z opóźnionym zapłonem, którą na uroczystość setnej rocznicy urodzin Jana Pawła II odpalili panowie bracia Sekielscy. Chodzi oczywiście o pedofilię wśród księży-sodomitów, co panowie bracia nieopatrznie w swoim filmie pokazali, a co potwierdził przewielebny ks. Tadeusz Isakowicz-Zalewski, mówiąc o „lawendowej mafii” i „rzymskiej chorobie”.
Tę niestaranność nieubłaganym palcem wytknęli panom braciom Sekielskim tubylczy sodomici, oskarżając ich o „tendencje inklinacyjne” w postaci „homofobii” i w ogóle.
Być może dlatego tak szybko doszło do przyćmienia show panów braci Sekielskich przez Kazika Staszewskiego, który napisał piosenkę, to znaczy – przebój o dwóch bólach: „ten ból jest twój – ten mój; ktoś nas tu robi w… bambuko…” – i tak dalej. Ścisłe kierownictwo trzeciego Programu PR umieściło też przebój na czele „listy przebojów”, na co ścisłe kierownictwo III programu PR, unieważniło ludowe głosowanie pod pretekstem, że zostało ono zmanipulowane.
Jeszcze raz potwierdziło się spiżowe spostrzeżenie klasyka demokracji Józefa Stalina, że nieważne, kto głosuje, ważne – kto liczy głosy. W tym przypadku głosy policzyło ścisłe kierownictwo programu trzeciego, więc w tej sytuacji nie mało innego wyjścia, jak demonstracyjnie opuścić tę rozgłośnię, co przyszło mu tym łatwiej, że na mieście krążą fałszywe pogłoski, jakoby lada dzień ruszyło konkurencyjne radio Nowy Świat, gdzie excules znajdą przytulisko.
Ciekawe, czy ta nowa rozgłośnia też będzie korzystała, jeśli nie z rządowych, to jakichś nierządnych subwencji, czy też będzie – jak powiadają bywalcy Rynku Bałuckiego w Łodzi – „na własnym życiu”. W tym drugim przypadku może być trudno zwłaszcza, że na rządowym wikcie każdy nabiera przyzwyczajenia do pewnego luksusu, więc kiedy trzeba będzie wydłubywać kit z okien, liczba płomiennych bojowników o wolność słowa może gwałtownie stopnieć. Na razie jednak, dopóki nie padła salwa, wszyscy demonstrują postawę buńczuczną.
Po emisji filmu panów braci Sekielskich podniosły się nader krytyczne głosy przeciwko duchowieństwu, z których można było wydestylować obraz tego środowiska jako hordy dotkniętej priapizmem, która dniem i nocą poluje na ofiary płci obojga.
Najwyraźniej tedy, w charakterze pierwszego poważnego ostrzeżenia, rządowa telewizja nadała film pana Sylwestra Latkowskiego „Nic się nie stało”, o – jak to określił prezydent Sopotu – „kurwidołku” ukrywającym się pod patetyczną nazwą „Zatoka Sztuki”.
Ta nazwa nie jest jednak tak całkiem bezpodstawna i to z dwóch powodów. Po pierwsze różne sztuki, w dodatku z udziałem małoletnich panienek, rzeczywiście się tam wyprawiały, a po drugie – sztuki te odbywać się miały w obecności celebrytów, którzy sami pragną uchodzić za „ludzi sztuki”. Czy oni też te wszystkie sztuki wyprawiali – tego z filmu dowiedzieć się nie można, bo pan Latkowski z dziewcząt poddawanych tam tak zwanemu „lansowaniu” („a potem lansował mnie przez dwie godziny”) niewiele wycisnął poza tym, że korzystały one z tak zwanego „sponsoringu”.
I znowu musimy tu oddać sprawiedliwość Józefowi Stalinowi, który przywiązywał wielką wagę do językoznawstwa. Pani Blanka Lipińska, autorka pornograficznych powieści, którą pan Latkowski w swoim filmie pokazał, wyjaśniała swoją obecność w „Zatoce Sztuki” wykonywanym tam zajęciem „menażerki nocnego klubu”. Nawet nie wiedziałem, że takie słowa są, bo jako człowiek starej, bądź co bądź, daty pamiętam, że kiedyś osoba zatrudniona na takim stanowisku nazywała się „bajzelmamą”, no ale i czasy się zmieniają i nazwy też – co sokolim wzrokiem spenetrował właśnie Józef Stalin.
Oglądając film pana Latkowskiego nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że stanowi on pierwsze poważne ostrzeżenie dla tych wszystkich celebrytów, żeby się opamiętali nie w tym sensie, by zrezygnowali z uprawiania wspomnianych sztuk z panienkami, tylko żeby przestali nieubłaganymi palcami wytykać zamiłowanie czy nawet zapamiętałość do sztuki innym, a zwłaszcza osobom i środowiskom wskazanym im przez Sanhedryn i Salon jako polityczni przeciwnicy.
„Nikt nie jest bez grzechu wobec Boga, ani bez winy wobec cara” – zdawał się mówić pan Latkowski – w związku z tym nie podskakujcie, tylko róbmy sobie na rękę zgodnie z zasadą Leben und Leben lassen. Utwierdziłem się w tym przekonaniu zwłaszcza po wysłuchaniu „debaty”, podczas której pan Latkowski imiennie wywoływał celebrytów do opamiętania. W takiej sytuacji nie mieli oni innego wyjścia, jak zapowiedzieć wytoczenie panu Latkowskiemu procesów. Pierwszy oznajmił o tym pan Kuba Wojewódzki, o którym myślałem, że odkorkowuje panienki już dojrzałe, a tu proszę! Jak mówią wymowni Francuzi – „l`appetit vient en mangeant”, co się wykłada, że apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Rzecz w tym, gdzie te wszystkie procesy będą się toczyły. Jeśli celebrytom uda się załatwić, by toczyły się one przed sądami znanego na całym świecie z niezawisłości gdańskiego okręgu sądowego, to wygraną mają w kieszeni, chyba, że przezorny pan Latkowski najważniejsze asy ukrywa jeszcze w rękawie, zgodnie z zasadą „wiem, ale nie powiem”.
Bo z filmu wynika, że funkcjonariusze tamtejszej prokuratury pobierali część zysków z cudzego nierządu w naturze, podczas gdy o sposobach stosowanych ad captandam benevolentiam niezawisłych sądów w znanym na całym świecie z niezawisłości gdańskim okręgu – cyt! – wobec czego nie wiemy, czy w gotówce, czy w naturze.
Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było, bo jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było – mawiał dobry wojak Szwejk – toteż nic dziwnego, że niezawisłe sądy, jak dotąd, potraktowały bohaterów skandalu nader pobłażliwie.
Stanisław Michalkiewicz
https://naszapolska.pl/
Komentarze 2 do “Spór o różnicę łajdactwa”
Sorry, the comment form is closed at this time.
baca said
nie rozumiem dlaczego nikczemnych bandytów, którzy ukradli mu na starość odłożone pieniądze red Michalkiewicz z uporem maniaka chorego na syndrom sztokholmski nazywa „sądy”?
przecież to że nie przerobili go na wnuczka ale na sąd nie oznacza że złodzieje są wnuczkiem albo sądem!!!
Yah said
Celem tych, nazwijmy to afer, jest tylko to by przekazać ogółowi , że „wszyscy jesteśmy upadli” i nikt nie jest bez grzechu, a w konsekwencji powszechnej apostazji i zaprzeczania istnienie Pana Boga, nie ma co robić larum z powodu jakiejś tam przestarzałej moralności.
Innymi słowy nie chodzi w tym o to, by ludzie zaczęli się prowadzić moralnie tylko o banalizowanie zła.
W dzisiejszych czasach to politycy i celebryci maja za zadanie kreowanie pewnych norm zachowania, które normalnemu człowiekowi nie przyszłyby do głowy, a jak pokażą w telewizorze to zaczną przychodzić ….