Szkodliwy mit Studnickiego
Posted by Marucha w dniu 2021-06-08 (Wtorek)
Wśród części prawicy funkcjonuje swoisty kult Władysława Studnickiego. Owszem, był to oryginał, nieraz interesujący, ale prawie zawsze się mylił, źle oceniał sytuację, kierował się irracjonalną nienawiścią do Rosji i nie mniej irracjonalną proniemieckością.
Wynik II wojny światowej był dla niego nie do przyjęcia. Kresy Wschodnie, które wbrew prawdzie – były dla niego „centrum” Polski, zostały poza granicami nowego państwa. Mimo to tuż przed śmiercią w 1953 roku snuł rozważania na temat powrotu 4 mln Polaków z Ziem Zachodnich na Kresy Wschodnie!
Mało tego, uważał, że nie będą oni chcieli tam dobrowolnie wracać, bo mają lepiej na Ziemiach Zachodnich. Ale będą musieli wrócić pod przymusem, kiedy Niemcy odzyskają swoje dawne tereny.
Trudno o bardziej namacalny dowód na utopijność i szkodliwość tych koncepcji. Zawraca uwagę to, że Studnicki jako pierwszy używał terminu „tak zwane Ziemie Odzyskane”. Obecnie stosuje się ten termin, z gruntu antypolski – powszechnie a celują w tym historycy z IPN oraz liberalna inteligencja spod znaku UW, a obecnie PO.
Właśnie ukazała się nowa książka o Studnickim pt. „Polska za linią Curzona” w opracowaniu Sławomira Cenckiewicza i z posłowiem znanego gloryfikatora Studnickiego – Piotra Zychowicza. W inkryminowanym tekście na temat tymczasowości granicy na Odrze i Nysie – Studnicki zaczyna niby racjonalnie:
„Częstokroć Polacy mówią, że pragną zwrotu ziem za linią Curzona, i granicy Odry i Nysy, nie pojmują, że to są dwa postulaty wzajemnie się wykluczające. Polska z ziemiami za linią Curzona musi być przednią strażą Europy przeciwko Rosji, Polska z ziemiami zachodnimi – przednią strażą Rosji przeciw Europie. Polska z Ziemiami Wschodnimi nastawiona jest na antagonizm z Rosją, Polska z ziemiami zachodnimi – na antagonizm z Niemcami. Nie można budować Polski nastawionej na antagonizm z Rosją i Niemcami”.
Zgoda, jest to prawda. Błędem Stronnictwa Narodowego na emigracji było kurczowe trzymanie się postulatu utrzymania granicy ryskiej na wschodzie i jednocześnie żarliwa obrona granicy na Odrze. O ile obrona granicy na Odrze była działaniem racjonalnym i zgodnym z polską racją stanu, to postulat utrzymania granicy ryskiej był już tylko mrzonką, która w dodatku osłabiała wiarygodność i powagę pierwszego postulatu.
W tej kwestii bardziej przenikliwy był już w 1944 roku Stanisław Grabski, który jasno stwierdził, że po prostu wojna przyniosła zasadniczy zwrot geopolityczny i dziejowy polegający na końcu (definitywnym) Polski Jagiellońskiej i na powrocie w sensie terytorialnym Polski Piastowskiej. Takie były realia i nic nie mogło ich zmienić. W 1945 zgodzili się z tym działacze Narodowej Demokracji, którzy włączyli się w prace Instytutu Zachodniego i Ministerstwa Ziem Odzyskanych oraz dawni działacze Falangi i Konfederacji Narodu, którzy utworzyli Grupę „Dziś i Jutro” a potem PAX.
Studnicki zachował oczywiście pozory realizmu, pisząc, że potencjał polskości na dawnych Kresach jest minimalny:
„Otóż na Ziemiach Wschodnich nie pozostało więcej niż półtora miliona Polaków, wystraszonych, ukrywających nawet swoją polskość. Kilkaset szlachetnych idealistów gotowych jest porzucić zachodnią aneksję dla rodzimych stron we wschodniej Polsce, lecz ogół ludności, który się zagospodarował, znalazł się w lepszych, kulturalniejszych warunkach w kraju o powszechnych wodociągach, o elektryfikacji, z gęstą siecią dróg, z wygodnymi zabudowaniami, które należało tylko restaurować, nie opuści tego kraju, jeżeli nie będzie do tego zmuszony przez zwrot tego kraju Niemcom, i danie im terenów we wschodniej Polsce, gdzie wrócą z hasłem – „wracamy do domu, wracamy do własności”.
Dlatego, po III wojnie światowej, w którą wierzył – zmusi się Polaków z Ziem Zachodnich do powrotu na Kresy, a pomogą w tym finansowo… Niemcy i USA! Dodawał też:
„Zwrot Polsce ziem za linią Curzona leży w interesach Niemiec, gdyż to daje możność rozmieszczenia tej czteromilionowej ludności polskiej, która osiadła na tak zwanych „ziemiach odzyskanych”. Po wtóre, w interesach bezpieczeństwa Niemiec leży, aby nie miały one wspólnej granicy z Rosją i pierwsza linia obrony leżała jak najdalej na wschód od tej granicy. Co nastąpi przy zwrocie Polsce ziem za linią Curzona? Stanowisko Niemiec w sprawie zwrotu Polsce ziem za linią Curzona ma duże znaczenie, gdyż Niemcy, którzy mieli dwa razy w swej okupacji Ziemie Wschodnie polskie i wytwarzają bogatą literaturę o Europie Wschodniej, będą uważane przez Amerykę jako najlepsi rzeczoznawcy w sprawie wschodniej Europy”.
Były to w tym czasie już tylko mrzonki, które w Niemczech podzielały ziomkostwa przekonane, że niedługo „wrócą do domu”. Na emigracji Studnicki był osamotniony, jeśli chodzi o postulat z rezygnacji z granicy na Odrze, choć postulat powrotu na Kresy Wschodnie był popularny.
Jednak obie te koncepcje – Studnickiego i większości emigracji (trzymanie granicy na Odrze i powrót granicy ryskiej) – były brutalnie mówiąc fantasmagorią, mitem sztucznie podtrzymywanym przez kilka dziesiątek lat.
Co ciekawe, w kwestii ukraińskiej Studnicki głosił jednak poglądy sprzeczne z tzw. ideą prometejską, wedle której to sojusz polsko-ukraiński przeciwko Rosji był dogmatem. Tymczasem Studnicki uznał, że po tym co stało się na Wołyniu i w Galicji Wschodniej w czasie wojny, wymordowanie przez UPA do 100 tys. Polaków, jak dosyć precyzyjnie oceniał – wyklucza na zawsze użycie przez Polskę „karty ukraińskiej”. Dla niego partnerem gry przeciwko Rosji były tylko Niemcy.
Ten mały plus nie zmienia jednak faktu, że cała konstrukcja myślowa Studnickiego była oderwana od rzeczywistości. W tym kontekście lasowanie przez Cenckiewicza i Zychowicza Władysława Studnickiego jako patrona „polskiego realizmu politycznego” jest co najmniej wątpliwe. My zostajemy niezmiennie przy tym, że takimi patronami pozostają nadal Roman Dmowski, Stanisław Grabski, Zygmunt Wojciechowski, Bolesław Piasecki i Aleksander Bocheński.
Jan Engelgard
Władysław Studnicki, „Polska za linią Curzona” (wstęp Sławomir Cenckiewicz), Wydawnictwo Nowej Konfederacji, Warszawa 2021, ss. 386.
Komentarzy 8 do “Szkodliwy mit Studnickiego”
Sorry, the comment form is closed at this time.
lewarek.pl said
Polska z Ziemiami Wschodnimi nastawiona jest na antagonizm z Rosją, Polska z ziemiami zachodnimi – na antagonizm z Niemcami.
I właśnie w takiej sytuacji znajdujemy się obecnie. Jakie będzie z niej wyjście? Takie, że nie będziemy mieli ani ziem wschodnich, ani zachodnich. Kadłubowe państwo polskie, bufor bezpieczeństwa między Rosją a Niemcami, pod (cyt. za Grzegorzem Braunem) „żydowskim zarządem powierniczym” – to będzie terytorium do życia naszych dzieci, wnuków i prawnuków. Kiedy? Chyba już niedługo, gdy zamkną ostatnią kopalnię.
BK said
Autor Engelgard powinien jednak wrócić do Tel Avivu.
POLSKA ocalała te 126 lat nie przez Mickiewicza czy Słowackiego. Nawet nie przez Sienkiewicza z Matejką.
Ocalała, bo mieliśmy na swoim terenie 3 organizacje sieciowe (dworek, chłopską chatę i żydowski szynk), które – wzajemnie się wspierając (!), czasem wbrew woli (!!!) podtrzymywały poczucie odrębności. Centrum tych organizacji była nie Warszawa, kloaka I RP, nie Poznań sprzedawczyków, nie zniemczały Gdańsk i nie Wrocław.
Serce kraju biło między Wilnem, Krakowem i Lwowem.
I naprawdę nie widzę powodu, by nie miało się tak stać z powrotem.
Boydar said
Można bysię zastanowić jedynie nad żydowskim szynkiem. Z drugiej jednak strony patrząc, nikt normalny nie podejmie się misji rozpijania tubylców na krechę.
Z burdelami dokładnie tak samo. Co skłania do nieco głębszych przemyśleń nad przyszłością.
Marucha said
Re 2:
W wyliczance czynników, które przyczyniły się do zachowania polskości podczas rozbiorów, szczególne wrażenie na mnie zrobił żydowski szynk – ostoja polskości…
Znaczenie chłopskiej chaty wydaje się być jednak przecenione. Chłopu na ogół było wszystko jedno, kto rządzi ł i w czyim imieniu. Ważne było, by co do garnka włożyć.
Jedność Polski zawdzięczaliśmy KULTURZE.
i Kościołowi said
bo za zaborów to Kościół był jedynym miejscem gdzie się raz w tygodniu szło i było jak dawniej. Co prawda liturgia po łacinie ale czytania i kazania po polsku.
———-
I ci nasi pradziadkowie jakoś nie mieli kłopotów ze zrozumieniem, co się dzieje podczas Mszy…
Admin
piwowar said
Teraz, panie „I Kościołowi” usilnie szukamy miejsca, gdzie jeszcze jest liturgia po łacinie.
Nic nie mam said
przeciw łacinie.
Pisałem, że w kościele była polskość gdy do okoła po polsku mówić nie można było.
Sam już szukam choćby w miarę godnie odprawianego NOMu i bez politycznych kazań albo ględzenia o „kowidzie” i maskach.
Trydentia? Myślę, że w Polsce nie będzie chyba więcej niż 20 miejsc jej celebracji.
Dawniej ludzie rozumieli o czym była Msza pk łacinie. Dziś nie rozumieją co się do nich mówi po polskiemu. Nie ma czego porównywać.
lewarek.pl said
7.
Sam już szukam choćby w miarę godnie odprawianego NOMu i bez politycznych kazań albo ględzenia o „kowidzie” i maskach.
Trydentia? Myślę, że w Polsce nie będzie chyba więcej niż 20 miejsc jej celebracji.
Miałem z NOMem ten sam problem co pan, nawet gdy obniżyłem wymagania; a i tak nie były one wysokie. Na szczęście mieszkam w dużym mieście, gdzie można wędrować po parafiach, więc przez kilka lat to robiłem. Wreszcie dałem sobie spokój i chyba już na stałe zakotwiczyłem przy Tridentinie. Życzę wytrwałości w poszukiwaniach. Z moich doświadczeń wynika, że trzeba raczej szukać księdza niż parafii, bo w tym samym kościele są księża o różnym stopniu pobożności i bardzo różnym podejściu do Mszy św. Zdarzają się tacy, którzy pięknie i pobożnie celebrują NOM, trzeba ich tylko znaleźć. Dobrze też jest od czasu do czasu zajść do zakrystii i podziękować takiemu księdzu za pobożnie odprawiony NOM, użycie I Modlitwy Eucharystycznej, dobre kazanie – to ich bardzo motywuje.
Z obecnością w przestrzeni eklezjalnej Tridentiny jest coraz lepiej; miejsc celebracji w Polsce jest na pewno dużo więcej niż 20 – zbliżoną liczbę ma chyba samo FSSPX, a są jeszcze liczne „indulty” diecezjalne. U mnie w niedziele odprawiane są trzy (!) Msze św. trydenckie, w dni powszednie co najmniej jedna. W okolicznych mniejszych miejscowościach też są księża odprawiający Tridentinę, ale tylko w dni powszednie, bo w niedziele odsługują parafialną „pańszczyznę”.