Ach cóż my, biedni felietoniści, zrobilibyśmy bez czytelników? Nawet takich, jak ten jegomość, który pisze, że ja dla niego „nie istnieję” – ale mimo to pisze. Do kogo? Logiki w tym żadnej nie ma – co w 1968 roku zauważył Aaronek, przyłapany przez dyrektora, jak podczas lekcji spacerował sobie po szkolnym boisku – ale przecież nie chodzi o logikę, tylko o uczucia, którym ów jegomość daje w ten sposób wyraz.
Dla biednego felietonisty, to duża satysfakcja; przecież pisze po to, by czytelników poruszyć, również emocjonalnie, a czy uczucia są pozytywne, czy nie – to nie jest aż takie ważne. Dobrze, czy źle – byle z nazwiskiem – jak mówią w sferach dziennikarskich.