UPA, czyli najgorszy wybór dla Polski
Posted by Marucha w dniu 2022-02-11 (Piątek)
W Europie ukształtowały się trzy grupy państw, których tożsamość międzynarodowa określona może zostać na podstawie ich stosunku do ostatnich propozycji rosyjskich w sprawie traktatowego zagwarantowania bezpieczeństwa w Europie Środkowo-Wschodniej.
Niestety, Polska ze wszystkich sił zgłasza akces do bloku anglosaskiego, mającego charakter antykontynentalny. Ta deklaracja Warszawy w sferze symbolicznej usytuowała nasz kraj nie tylko poza Eurazją, ale nawet poza Europą. Konsekwencje mogą być wyjątkowo bolesne.
Rosyjski plan Rapackiego XXI wieku
Przypomnijmy, że 17 grudnia 2021 roku Federacja Rosyjska upubliczniła swoją propozycję układu dwustronnego z głównym graczem bloku anglosaskiego – Stanami Zjednoczonymi. Projekt Moskwy zakłada trwałe ustabilizowanie sytuacji w Europie Środkowo-Wschodniej poprzez pisemne zagwarantowanie dopuszczalnych granic rozszerzenia NATO, a jednocześnie zmniejszenie napięć i eliminację zagrożeń w regionie za pomocą zredukowania poziomu jego militaryzacji.
Propozycja ta jest w istocie nawiązaniem do planu polskiego ministra spraw zagranicznych Adama Rapackiego, którego pierwszą wersję ogłoszono w 1957 roku na forum ONZ. Analogie są uderzające, choć plan Moskwy z 2021 roku idzie o kilka kroków dalej i nie dotyczy wyłącznie broni jądrowej.
Z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski rosyjska propozycja jest ze wszech miar korzystna, bowiem zdejmuje z naszego kraju status państwa frontowego i pozwala myśleć o dłuższym okresie strategicznej stabilizacji w całym regionie. Logika interesu narodowego powinna zatem kierować Warszawę ku pełnemu poparciu koncepcji zaprezentowanej przez Moskwę, być może z pewnymi niewielkimi korektami, jak choćby denuklearyzacja obwodu kaliningradzkiego.
Rozmowy pomiędzy stroną rosyjską a amerykańską oraz Rosją a NATO przeprowadzone w styczniu 2022 roku, kilka tygodni po upublicznieniu propozycji Moskwy, nie przyniosły żadnych wymiernych rezultatów. Stany Zjednoczone wyraziły gotowość do negocjacji kwestii drugorzędnych, dość jednoznacznie deklarując brak zainteresowania dyskusją na temat spraw priorytetowych (członkostwo Ukrainy, Gruzji i innych republik poradzieckich w NATO, militaryzacja byłych państw członkowskich Układu Warszawskiego). W ten sposób Waszyngton nie uchylił się wprost od dialogu, lecz jednocześnie odrzucił filozofię będącą fundamentem propozycji Rosji.
Apel o przestrzeganie prawa
Oferta Moskwy nie jest zawieszona w próżni, lecz wynika z pojęć, definicji oraz zasad obecnych w prawie międzynarodowym od wielu dekad. Pierwszą z nich jest Karta Narodów Zjednoczonych, ta swoista konstytucja ONZ uchwalona 26 czerwca 1945 roku w San Francisco. W art. 2 mowa jest w niej o poszanowaniu suwerenności i zakazie ingerencji w sprawy wewnętrzne państw-sygnatariuszy. Jak wiemy, świat anglosaski nie krył nawet szczególnie daleko idących ingerencji w sprawy wewnętrzne państw poradzieckich, przede wszystkim za pomocą szerokiego instrumentarium tzw. kolorowych rewolucji.
Drugim, istotnym źródłem standardów, których przestrzegania domaga się w sposób wyraźnie wyartykułowany Moskwa, są deklaracje Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie: Karta Bezpieczeństwa Europejskiego przyjęta w Stambule w 1999 roku oraz Deklaracja Astańska z 2010 roku.
W obu tych dokumentach czytamy wprawdzie, że każdy kraj ma prawo do swobodnego przystępowania i występowania z sojuszy międzynarodowych, lecz jednocześnie znalazła tam wyraz zasada niepodzielności bezpieczeństwa, głosząca, iż żaden kraj nie powinien dążyć do zwiększenia poziomu bezpieczeństwa własnego kosztem bezpieczeństwa krajów innych. Innymi słowy, system bezpieczeństwa jest zespołem naczyń połączonych, w którym panować powinna równowaga.
Militaryzacja jednego z elementów systemu, szczególnie jeśli polega ona na nasyceniu jego terytorium strukturą wojskową innych, sojuszniczych wobec niego ośrodków, wywołuje brak równowagi i konieczność odpowiedzi w postaci militaryzacji elementów sąsiednich. „Z niecierpliwością czekamy na jakąś sensowną reakcję na to konkretne pytanie, jak oni ustosunkowują się do tych konkretnych, całkowicie jednoznacznych sformułowań” – stwierdził minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow, przed wysłaniem takich właśnie konkretnych pytań do państw członkowskich OBWE.
Stanowisko dyplomacji rosyjskiej jest więc bardzo jednoznaczne i klarowne. Moskwa przypomina o istnieniu szeregu deklaracji i zobowiązań (również tych ustnych, składanych przez reprezentantów tzw. Zachodu w okresie schyłkowym zimnej wojny) dotyczących spraw z punktu widzenia jej bezpieczeństwa i strategicznych interesów kluczowych. Zwraca się nie tylko do Stanów Zjednoczonych z ogłoszoną publicznie propozycją porozumienia, wychodząc z realistycznego założenia, że to Waszyngton stoi za strukturami atlantyckimi i odgrywa nadrzędną rolę w świecie anglosaskim stanowiącym dziś blok najbardziej agresywny w stosunkach międzynarodowych i w skali globalnej. Prosi również o odpowiedzi na pewne fundamentalne pytanie, zahaczające o aksjologię i prawo międzynarodowe, wszystkich reprezentantów tzw. Zachodu. Przekazuje swoje wątpliwości do każdej ze stolic państw członkowskich NATO i OBWE. I co? I prawie nic.
Odpowiedź anglosaska jest, w odróżnieniu od głosu rosyjskiego, całkowicie utajniona, a na temat stanowiska bloku zachodniego dowiedzieć możemy się jedynie czegoś ze świadomie dawkowanych i ukierunkowanych przecieków.
Ostrożny kontynentalizm
W obecnej sytuacji Europa kontynentalna, najistotniejsze państwa UE, wybierają podejście pragmatyczne. Ich pragmatyzm polega na uznaniu istnienia obszarów wspólnych interesów z Moskwą, przy jednoczesnej świadomości ograniczeń wynikających ze znaczenia Waszyngtonu na kontynencie. Przypomnijmy: w niektórych krajach tzw. starej Europy (Niemcy, Włochy) mamy do czynienia z faktyczną kontynuacją okupacji amerykańskiej trwającej tam od zakończenia II wojny światowej. W innych krajach wpływy amerykańskie nie wyrażają się w takim stopniu w sferze militarnej, lecz ich poziom oddziaływania w obszarze finansowym, prawnym, korporacyjnym i technologicznym jest wystarczająco wysoki do uzyskania tzw. potencjału szantażu.
28 stycznia doszło do rozmowy telefonicznej prezydenta Rosji Władimira Putina z jego francuskim odpowiednikiem Emmanuelem Macronem. Macron kilkukrotnie podkreślał w niej konieczność prowadzenia dialogu z Moskwą. Prezydenci zapowiedzieli ponadto zacieśnienie współpracy Paryża z Moskwą w strategicznie istotnym sektorze energetyki jądrowej. Obaj poparli również wyraźnie działalność formatu normandzkiego, jako właściwej dla rozwiązania konfliktu ukraińskiego formuły.
Republika Federalna Niemiec najpierw nie przepuściła udających się na Ukrainę transportów lotniczych sprzętu wojskowego z Wielkiej Brytanii, a nieco później sama okazała Ukrainie pomoc wojskową, ale o charakterze jednoznacznie defensywnym, bo wysyłając do Kijowa 5000 wojskowych hełmów.
Wielu podeszło do tego gestu z ironią, jednak w istocie jest to bardzo jasny dyplomatyczny sygnał rządu kanclerza Olafa Scholza: Berlin nie zamierza dawać się wciągać w jakiekolwiek gry wojenne nad Dnieprem. Zamierza również kontynuować strategicznie ważne z punktu widzenia gospodarki niemieckiej projekty z Rosją, na czele z drugą nitką Gazociągu Północnego. Pokazują to czyny, choć oficjalna retoryka, choćby przy okazji dymisji dowódcy niemieckiej floty, adm. Kay-Achima Schönbacha, może być nieco inna, bardziej proatlantycka. Jednak o konieczności dialogu z Rosją mówi w Berlinie nawet znana, doktrynerska przeciwniczka Kremla, minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock.
Mamy zatem grupę najbardziej wpływowych państw kontynentalnej, starej Europy, które stanowią jej gospodarczy, finansowy i technologiczny rdzeń. I to właśnie one mogą w przyszłości pokusić się o deamerykanizację i suwerenizację naszego kontynentu. Dziś są ostrożnymi pragmatykami, rozumiejącymi ograniczenia wynikające z nadzoru Wielkiego Brata zza oceanu nad naszym kontynentem.
Przy pierwszej możliwej okazji postawią wszakże najpewniej na samodzielność, nie tylko swoją, narodową, ale i europejską. Oczywiście, będzie to proces długotrwały i ewolucyjny, choć dynamika wydarzeń wokół Ukrainy może go albo radykalnie przyspieszyć, albo na pewien czas wyhamować. Będzie to zależało od wyniku rywalizacji w pomiędzy poszczególnymi frakcjami miejscowych elit i grup interesów.
Radykalny realizm
W Europie Środkowej, która przecież miała stać się obszarem fantasmagorycznego Międzymorza, kompletnie odrealnionego konceptu lansowanego przez Warszawę, przy okazji ostatnich wydarzeń odezwały się głosy rozumnego realizmu. Ktoś mógłby wręcz powiedzieć, iż to realizm radykalny, odrzucający koncepcje liberalno-globalistyczne i hegemoniczne aspiracje bloku anglosaskiego. Głosy te płyną z krajów stosunkowo niewielkich, stawiających jednak na suwerenizację własnej polityki zewnętrznej.
Oczywiście, sztandarowym reprezentantem tego nurtu są Węgry. 1 lutego z wizytą w Moskwie przebywał premier Węgier Viktor Orbán. Węgierski przywódca wyraźnie stwierdził, że nie widzi jakichkolwiek agresywnych zamiarów władz rosyjskich wobec Ukrainy. „Cechą charakterystyczną współczesnych Węgier jest tradycyjnie skłonność do dialogu z Rosją, polityczny pragmatyzm w dobrym znaczeniu tego słowa. Znajdując się na pograniczu Europy Wschodniej i Zachodniej, Węgrzy rozumieją, że bez Rosji nie jest możliwe zapewnienie bezpieczeństwa europejskiego” – skomentował Paweł Feldman z Rosyjskiego Uniwersytetu Przyjaźni Narodów. I ten pragmatyzm przejawia się w konkretnych decyzjach ekonomicznych Budapesztu.
Orbán dziękował Putinowi za wsparcie dla nowego kontraktu, który strona węgierska podpisała z Gazpromem na kolejnych 15 lat, obejmującego dostawy rosyjskiego gazu na poziomie 4,5 mld m3 przez Serbię i Austrię. Dzień później dowiedzieliśmy się, że gaz ten Węgrzy zamierzają sprzedawać Ukrainie, rzecz jasna, z odpowiednim zyskiem.
„Ukraina czci ‘bohaterów’ z czasów II wojny światowej, którzy dokonywali masowych mordów na Polakach i Żydach. Ludziom takim, jak Stepan Bandera stawia się na Ukrainie Zachodniej pomniki. Protesty na Majdanie wykazywały cechy przewrotu, obalenia legalnie wybranych władz, przy wsparciu Unii Europejskiej, Rady Europy i Waszyngtonu” – powiedział prezydent Chorwacji Zoran Milanović. Zapowiedział jednocześnie, że w przypadku konfliktu na Ukrainie z udziałem NATO, gotów jest do wycofania swego kraju z militarnych struktur Sojuszu Północnoatlantyckiego. Wywołało to, oczywiście, falę wewnętrznych sporów w jego kraju, ale warto zauważyć, że to stanowisko prezydenta cieszy się dużym poparciem chorwackiej opinii publicznej.
Anglosaskie UPA
Mamy wreszcie w Europie blok anglosaski. W 2021 roku, wraz z kryzysem na granicy polsko-białoruskiej, obserwowaliśmy pierwsze przejawy rozpoczętego już nieco wcześniej procesu aktywizacji Londynu na przestrzeni poradzieckiej. Świadczyć mogło o tym kilka faktów i okoliczności.
Po pierwsze, po Brexicie, Brytyjczycy uznali, że mogą powrócić do globalnej gry, podejmując działania otwarcie sprzeczne z interesami Europy kontynentalnej. Po drugie, jeszcze pod koniec 2020 roku szefem brytyjskiego wywiadu (MI6) został Richard Moore, wcześniej ambasador Zjednoczonego Królestwa w Turcji, zwolennik panturkizmu, mającego destabilizować Azję Centralną oraz mobilizować tamtejsze zasoby separatyzmu i ekstremizmu przeciwko Rosji i Chinom. Po trzecie, Waszyngton uznał po raz kolejny, że skoncentruje się bardziej na polityce dalekowschodniej. W efekcie to Londyn stał się centrum dowodzenia najbardziej agresywnymi i ofensywnymi planami przeciwko Moskwie w Europie.
Zgodnie z przewidywaniami, poparcia udzieliły mu kraje bałtyckie oraz Polska. Warszawa wykazuje na kierunku ukraińskim gorliwość niewątpliwie największą. Świadczy o tym ogłoszenie sojuszu UPA (ironiczny skrót używany na określenie sojuszu Ukraina – Polska – Anglia). Z koncepcją powołania takiego, dość egzotycznego bloku po raz pierwszy publicznie wystąpiła podczas swojej wizyty w Australii, 21 stycznia Liz Truss, brytyjska minister spraw zagranicznych. Izolowana międzynarodowo Warszawa ochoczo przystała na pomysł równie izolowanego, coraz bardziej wrogiego Europie kontynentalnej Londynu.
„Dawanie gwarancji bezpieczeństwa, których nie można lub nie ma się intencji wypełnić budzi niebezpieczeństwa dla obu stron: 1. Kraj zagrożony staje się odważniejszy niż być powinien. 2. To jemu gwaranci przekazują decyzję o byciu wciągniętym do wojny” – skomentował wiadomości o powstaniu UPA były minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Polityk ten w ostatnim okresie posługuje się wyjątkowo konfrontacyjną wobec Moskwy retoryką. Jednak nawet dla tego byłego poddanego Korony Brytyjskiej sojusz wydaje się aberracją.
O polskich doświadczeniach z brytyjską lojalnością wobec naszego kraju nie trzeba chyba przypominać. O zachowaniu Londynu we wrześniu 1939 roku oraz potraktowaniu polskich uczestników II wojny światowej już po jej zakończeniu wiemy raczej wszyscy. Nie wyciągamy jednak z tych doświadczeń żadnych wniosków. Interesujące jest szczególnie to, że w tygodniu, w którym pojawiły się doniesienia o owym przedziwnym sojuszu, premier Boris Johnson oznajmił, że zamierza odbyć kolejną rozmowę telefoniczną z Władimirem Putinem. A to oznacza, że Londyn wykorzystał naiwność i zaślepienie władz polskich, by po prostu wzmocnić pozycję negocjacyjną szefa brytyjskiego rządu. Teraz będzie mógł już on podkreślać, że występuje w imieniu jakiegoś „bloku”, prezentuje racje nie tylko swoje, ale również Warszawy, która programowo i konsekwentnie z Moskwą od lat nie rozmawia.
Źle to wróży perspektywom rozmów podczas planowanej wizyty szefa polskiego MSZ Zbigniewa Raua w Moskwie. A przecież 15 lutego w rosyjskiej stolicy mogłoby dojść do odmrożenia naszych relacji i wznowienia dialogu.
Żadnych interesów z Londynem
Polskie władze wybrały najgorszy z możliwych z punktu widzenia geopolityki i bezpieczeństwa państwa scenariusz. Zadeklarowały się po raz kolejny po stronie najbardziej agresywnych, prących do wojny kręgów świata anglosaskiego. Sprowadziły Warszawę do roli bezwolnego narzędzia już nawet nie Waszyngtonu, jak wcześniej, a Londynu, prowadzącego bezwzględną grę przeciwko siłom kontynentalnym. Po raz kolejny podkreśliły, że w sensie symbolicznym i deklaratywnym Polska nie należy do Europy, choć geograficznie i geopolitycznie znajduje się w jej sercu.
Pozostaje mieć w tej sytuacji nadzieję, że UPA będzie co najwyżej doraźnym, sytuacyjnym wybrykiem brytyjskiej dyplomacji w kontekście większych, prowadzonych przez nią rozgrywek. Nie zmienia to faktu, że wykonany został kolejny krok świadczący o zaniku jakiejkolwiek podmiotowości Warszawy w stosunkach międzynarodowych.
Polską racją stanu w przyszłości będzie jednoznaczne odżegnanie się od UPA, kategoryczne odrzucenie udziału w inicjatywach pozaeuropejskich. Jedynym, co łączy dziś Ukrainę, Warszawę i Londyn, jest obecność milionów imigrantów zarobkowych – ukraińskich w Polsce i polskich w Wielkiej Brytanii. To przejaw patologii, wstydliwy wynik transformacji ustrojowej w Polsce i upadłości państwa na Ukrainie.
Interesów żadnych z Londynem, poza zabezpieczeniem bytu milionów Polaków na Wyspach Brytyjskich, nie mamy i mieć nie będziemy. Polityczne fantazje nie sprawią, że znajdziemy się w Zjednoczonym Królestwie zamiast np. Szkocji, która ma coraz mniejszą ochotę wchodzić w jego skład.
Mateusz Piskorski
Myśl Polska, nr 7-8 (13-20.02.2022)
https://myslpolska.info
Komentarzy 11 do “UPA, czyli najgorszy wybór dla Polski”
Sorry, the comment form is closed at this time.
Antychazaar said
Ten niby ukraiński Tryzub widoczny w środku zdjęcia to chazarska Tamga. Czy Ukraina nie jest w taki razie częścią chazarskiej dziczy skoro używa chazarskiego godła ? Myślę, że TAK !!! Nawet ze względu na ich sadystyczno – barbarzyńskie geny/czego doświadczyliśmy. Chwała księciu Rysi Światosławowi, za rozbicie tego chazarskiego bydła. Oby drugi taki się znalazł i odrokefelerował świat.
Olo said
Prawie 200 tys. ofiar UPA, prawie 200 tys. ofiar żydobanderowskiego reżimu dobrej zmiany, spowodowanych pandemicznych ograniczeniami w dostępie do służby zdrowia.
Mówi to Państwu coś? Mądremu wystarczą dwa słowa, głupiemu i referatu będzie mało, jak powiedział pisarz Sofronow.
Holokaust narodu polskiego trwa w najlepsze.
JerzyS said
7 lat temu
RomanK said
2015-03-26 (Czwartek) @ 00:07:25
Panowie dyskutując o kapitalizmie..można, tylko jesli istnieje kapitał…
Dzis pieniądz i tak samo kapitał to…DŁUG!!!! Największe ostoje kapitalizmu na świecie którym szafują ich propagandowe sophary…to USA..i Wielka Brytania..których kapitał oczywiście w długu przekracza wszystko co na ziemi, ziemie i pod ziemia określone granicami tych państw….
Wrzucanie tanich bzdecikow na temat i domaganie sie elegancji i poważnego traktowania…panie KaRabin- nie idzie w parze, i za to znawcy etykiety potraktowali pana z wzajemnością:-)))
Solidarność walczyła o swoje postulaty…lekki wysiłek i pan zobaczy sam o co. Co chciała pan przeczyta w tezach programowych I i ostatniego Zjazdu Polskiej Solidarności pod nazwa Samorządna Polska….
Czym byli solidaruchy i kim po 1989r…kiedy osunięto z Polski, niewygodnych i zakopano niewygodnych i upartych…niech pan przeczyta w cytowanym wierszyku podanym przez pana Kfakfa…
sam go zapomniałem:-))) zatem dziękuję za przypomnienie:-))))
Sebastian said
Ad. 2 proszę się bezwiednie nie wpisywać w obecną narrację zaniżającą liczbę zamordowanych Polaków przez ukraińców
Nie kto inny tylko sam Leonid Krawczuk, pierwszy prezydent Ukrainy, 19 maja 1992 roku w Warszawie powiedział, że z rąk oprawców spod znaku OUN-UPA zginęło około pół miliona Polaków2.
Lwowski historyk – B. Iwasiuta – jeszcze w roku 1954 obliczył, że z rąk OUN-UPA oraz innych szowinistów ukraińskich zginęło 685 000 byłych obywateli II RP – Polaków i Żydów. Inni historycy ukraińscy M.W. Warwarcow i O. Dobrecowa liczbę tę podwyższyli do 800 tys.3 A ja myślę, że biorąc pod uwagę czas trwania mordów od września 1939 r. do „Akcji Wisła” w 1947 r. i olbrzymi obszar, na którym trwały mordy, śmiało można przyjąć, że z rąk ukraińskich nacjonalistów w męczeński sposób zginęło około 1 mln Polaków.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego nasi historycy zaniżają liczbę ofiar i piszą tylko o 100 do 200 tysięcy zamordowanych. Zaniżając wielokrotnie liczbę ofiar idą na rękę ukraińskim nacjonalistom, bo w interesie morderców jest zaniżanie liczby ofiar i pomniejszanie w ten sposób swoich win.
Jakże polscy „znawcy” tematu mogą napisać o 200 000 ofiar, skoro tylko od 1 do 16 września 1939 roku ukraińscy nacjonaliści zamordowali około 550 000 polskich uciekinierów na Kresy i polskich żołnierzy, będących w mniejszych zgrupowaniach, powracających do swoich rodzin na Kresach. Nacjonaliści ukraińscy rozbrajali ich zabierając ubrania i buty, gołych wiązali kolczastym drutem i żywcem zakopywali do ziemi4. Jeśli Stalina i Hitlera uznaje się za największych zbrodniarzy w dziejach świata, bo mają na swoich kontach dziesiątki milionów ofiar, to Bandera był najokrutniejszym zbrodniarzem w dziejach świata, bo tylko jego OUN-UPA miała opisane aż 362 sposoby mordowania Polaków. Przywódców OUN-UPA obciąża „tylko” 1 500 000 ofiar5, ale nie dlatego, że byli oni litościwi, ale dlatego, że nie dysponowali tak olbrzymim aparatem zbrodni jak Stalin i Hitler. Jak podaje Wiktor Poliszczuk, UPA w okresie największego swego rozkwitu, tj. na początku 1944 roku liczyła około 40 000 banderowców6.
Jeśli Dmytro Pławyczka i Myrosław Czech głoszą, że UPA jest chlubą i dumą Ukrainy, to tak jak UPA przynoszą wstyd i hańbę Ukrainie. Naród ukraiński odcina się od doncowsko-banderowskiej ideologii i haniebnych mordów OUN-UPA. W. Poliszczuk pisze: „Mordowanie Polaków nie było sprawą Ukraińców, jako członków narodu ukraińskiego, lecz jako członków OUN, jako zwolenników ukraińskiej nacjonalistycznej zbrodniczej ideologii i polityki”7. W PRL-u stosunkowo wiele mówiło się o zbrodniach niemieckich faszystów. W II RP dość dużo mówi się o mordach popełnionych przez NKWD na Polakach. A najmniej – w imię źle pojętej poprawności politycznej z Ukrainą – mówi się o największej i najokrutniejszej zbrodni popełnionej przez ukraińskich nacjonalistów. Nasi politycy powinni w końcu zrozumieć, że dobrosąsiedzkich stosunków z Ukrainą nie można budować na fałszu i zakłamaniu. Ofiarom ukraińskich mordów należy się cześć i pamięć.
By z tą świadomością dotrzeć do naszego społeczeństwa, proponuję, by na parafialnych i komunalnych cmentarzach umieścić krzyże z metalowymi tabliczkami z napisem Pamięci Polaków pomordowanych przez bandy spod znaku OUN-UPA. W ten sposób niedużym kosztem można by ocalić pamięć o męczeńsko pomordowanych Rodakach.
http://www.cracovia-leopolis.pl/index.php?pokaz=art&id=2392%C2%A0
Sebastian said
z pewnego forum
SZANOWNI DYSKUTANCI. Nic się nie dzieje przypadkowo, a wszystko jest dokładnie sterowane. Wybory prezydentów Ukrainy: Leonida Krawczuka i Leonida Kuczmy przebiegały spokojnie i nikt nie żądał ich ustąpienia przed upływem kadencji. Dlaczego?. Bo OUN i UPA były rozbite i nie było komu mieszać. Ale w tych spokojnych latach, powróciło tysiące nacjonalistów OUN z zagranicy.
Jak w 2004 r. wybory wygrał Wiktor Janukowycz, to właśnie Kwaśniewski, pierwszy nie uznał tych wyborów (otrzymał od zięcia Kuczmy milion dolarów), a za nim Unia nie uznała tych wyborów. By nie doszło do takiej rozróby jak dziś, Wiktor Janukowycz ustąpił, a w powtórzonych wyborach wygrał Wiktor Juszczenko. Jak to się odbyło. Ano, postawiono na tym samym Majdanie 200 namiotów, darmowe jedzenie, zablokowano prace urzędów i premiera, płacono za dobę każdemu z Majdanu po 200 hrywien za udział, a USA i diaspora dały na to 400 milionów dolarów..
Jeździli tam i Kaczyńscy, Geremek, Tusk, Wałęsa i Kwaśniewski, który swoim samolotem zawiózł na Ukrainę 30 tysięcy Gazety Wyborczej z artykułem Michnika o poparciu dla Juszczenki. Z Polski pojechało 10 tysięcy rzekomych wolontariuszy, a faktycznie Ukraińcy mieszkający w Polsce, by agitować na rzecz Juszczenki. No i zrobiono tak, że Juszczenko wygrał. I to miała być DEMOKRATYCZNA – „pomarańczowa” Ukraina. I co się okazało.
Juszczenko szybko odrodził na nowo OUN i UPA, Dał im przywileje, manifestowali kilka lat w Kijowie i we Lwowie z pochodniami płonącymi i umacniali powrót UPA na scenę. W takich województwach jak: Lwów, Tarnopol, Stanisławów (Iwano-Frank), Łuck i w Równo i Chmielnicki, wszystkie funkcje we władzach wojewódzkich, powiatowych i miejskich obsadził nacjonalistami z OUN,UPA, policji z okresu okupacji i bojownikami dywizji SS „Galizien”. Co gorsze, z bandytów Bandery, Szuchewycza i jego syna Jurija, zrobił „bohaterów ” narodowych Ukrainy.
Postawiono setki pomników ku chwale UPA, nazwano ich imieniem ulice, place, szkoły i uczono o „bohaterstwie” UPA – pomijając całkowicie ludobójstwo UPA na Wołyniu i całych Kresach wschodnich.. W wyborach w 2011 r. Wiktor Juszczenko za swa banderowska politykę dostał tylko 4% głosów, a wybrano ponownie Wiktora Janukowycza, w sposób demokratyczny – uznany przez wszystkich, tylko nie przez OUN i UPA. Oni dalej mobilizowali się, byli finansowani przez CIA i Unię Europejską.
Wiedząc, ze wyborów w 2015 roku nie wygrają, postanowili (w cichej zmowie z USA i Unią) zrobić pucz, czyli rebelię na Majdanie i to jest właśnie wynik ich działań, za które zrzucają winę na Rosję. Jak faszyści z OUN i UPA defilowali jawnie w Kijowie i głosili hasła faszystowskie, to Unia i USA były ślepe i nie widzieli nic. Nic więc nie było przypadkowe co dzieje się na Majdanie, a świadome i starannie zaplanowane działania. Nasi politycy, na polecenie Unii, jak ślepe kocięta bronili Juliji Tymoszenko i cały czas popierali banderowskie działania na Ukrainie i w Polsce, chociaż by na przykładzie Ukraińca Myrona Sycza, który chciał przeforsować uchwałę Sejmu o potępieniu naszych żołnierzy za operacje wojskową :Wisła: przeciw bandytom z UPA.
Teraz leje się krew, ale kamienie, butelki z benzyną, kije bejsbolowe i siekiery, to nie miała w rękach Milicja, tylko „pokojowi” manifestanci, a de facto wyszkolone bojówki UPA. Taka jest prawda i nie ulegajmy fałszywej propagandzie, że to naród ukraiński za tym stoi. Ukraina liczy około 45 milionow mieszkańców, a na Majdanie to są faszyści z OUN i opłaceni przez nich bojówki oraz zastraszona ludność terrorem bojówek Ołeha Tiahnyboka – faszystowskiej partii „Swoboda”.
. Zaczęło się od uchwalenia przez polski Sejm 22 czerwca 1990 r. uchwały o potępieniu operacji wojskowej „Wisła”, która rozgromiła UPA. Potem A. Kwaśniewski nazwał w 2002 r. operację „Wisła” haniebną. W 2004 r. pierwszy w Europie nie uznał wyboru Wiktora Janukowycza, a poparł Juliję Tymoszenko i syna banderowca Wiktora Juszczenkę. Nie był to więc przypadek, bo W. Juszcenko porzucił poprzednią swoją żonę, a ożenił się z podstawiona mu Kateryną Czumaczenko – aktywistką OUN w USA w organizacji „Plast”.
Jako aktywistka OUN, została starannie przeszkolona przez CIA, a następnie zatrudniona w Departamencie Stanu. Dla CIA stanowiła więc doskonałą „agentkę wpływu”- po wyborze W. Juszczenki na prezydenta. Przyznani więc tytułów bohatera Ukrainy dla zbrodniarzy Romana Szuchewycza i Stepana Bandery, jest większa zasługą jego żony p- agentki CIA – niż W. Juszczenki.
Antyrosyjska choroba Lecha i Jarosława Kaczyńskich zaowocowała w Polsce tym, że w kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego prym wodziła Ukrainka – uchodząca za Polkę – Bogumiła Berdychowska. Jej koleżanka, również Ukrainka, prof. Aleksandra Hnatiuk, była I doradcą Ambasadora III RP w Kijowie i organizowała konkursy dla uczniów gimnazjum o polityce Gedroycia. W PiS wiceprezesem został Marek Kuchciński – Ukrainiec z Przemyśla, uchodzący za Polaka, który w 2004 r. osobiście woził na Ukrainę bele płótna pomarańczowego z Polski, bo zabrakło go na Ukrainie.
PiS obsadził wiele stanowisk w IPN Ukraińcami – zwolennikami bandery – by broń Boże nie prowadzono spraw przeciwko UPA. Nic dziwnego, że od 1990 r. olbrzymia kadra pionu śledczego IPN w Polsce, nie osądziła ANI JEDNEGO zbrodniarza z UPA za dokonane mordy. Nie tylko, że nie osądziła, to wszystkich bandytów z OUN – UPA, skazanych przez Wojskowe Sądy za popełnione zbrodnie, IPN – bez wyroków sadowych -zrehabilitował i zaliczył ich w poczet osób „Represjonowanych przez PRL ze względów politycznych”.
Uznał więc de facto ich działalność na terenie Polski od 1944 r. za legalną. W kancelarii prezydenta B. Komorowskiego podobnie. Znaleźli się na czołowych miejscach zwolennicy Bandery: Henryk Wujec – doradca prezydenta, Władysław Berdychowski – brat Bogumiły, który „prywatnie” założył w Krynicy Forum Europy Wschodniej, by pod tym szyldem umożliwiać V Kolumnie w Polsce lepsze działanie. Przykładem wywrotowej działalności OUN w Polsce – pod patronatem prezydenta RP – jest działalność posła Myrona Sycza w parlamencie, odmowa Kresowianom realizacji ich postulatów związanych z obchodami 70 rocznicy upamiętnienia ofiar ludobójstwa na Wołyniu.
Brak potępienia przez Sejm RP OUN – UPA, SS „Galizien”, jako organizacji zbrodniczych i zakwalifikowania zbrodni na Wołyniu jako ludobójstwa. Uwieńczeniem tych haniebnych działań w popieraniu barderyzmu, był aktywny udział w poparciu bandytów z UPA na Majdanie: Jarosława Kaczyńskiego, Donalda Tuska, Radosława Sikorskiego i innych polityków.
I Niech nikogo, co dzieje się w sprawie Ukrainy ze strony polskich politków nie dziwi , bo to jest agentura amerykańska. Oni muszą robić to, co im CIA nakazuje. Białoruś na razie porzucili, bo tam się nie udało, a jak opanują Ukrainę, to do Białorusi szybko powrócą i znajdą znów jakąś Engelikę BORYS, jako bohaterkę i opozycjonistkę. To jest polityczna wojna przeciw Rosji i nasze straty czy Ukrainy- finansowe czy ludzkie – nie wchodzą w rachubę , tak jak było w Iraku czy w Afganistanie. ,,
Nie chcą zrozumieć, że Ukraina , jako suwerenne państwo, nie może istnieć. Gdyby teraz odłączyła się od Rosji, z bohaterami Stepanem Banderą i Romanem Szuchewyczem, to będzie prowadzić nieustanne wojny przeciwko wszystkim sąsiadom, by utworzyć „Soborną Ukrainę”. Jej granice zostały przez OUN wyraźnie nakreślone, a faszyści ze „Swobody” już teraz domagają się przyłączenia Przemyśla do Ukrainy..
Nasze miasta od Chełma do Sanoka, czyli tzw. „Zakierzoński” kraj, zostały włączone w granice tej „Sobornej” Ukrainy. Tereny sąsiadów też.
Jeżeli Ukraina rozpadnie się i Zachodnia Ukraina odłączy się od reszty Ukrainy, to tym bardziej, będzie to siedlisko zgrai „wściekłych psów”, które na długie lata, Polsce i Europie przyniosą destabilizację pokojowego życia.
Po to, by Ukraina stała się prawdziwie demokratycznym i pokojowym państwem wobec sąsiadów, najpierw trzeba wypalić z korzeniami wszelkie ideologie OUN, rozebrać pomniki postawione bandytom i zdelegalizować na zawsze wszystkie przybudówki faszystowskie typu „Swoboda”. Takiej dezynfekcji ounowskiej swołoczy Unia Europejska nie przeprowadzi.
Może to jest na dzisiaj nie modne, ale tylko Rosja jest w stanie tego dokonać, pod warunkiem, że pomoże jej Polska i nie będzie wtrącać się w te sprawy Unia Europejska. Pomoc Polski dla Rosji polegałaby na tym, by Sejm RP uznał OUN – UPA i SS „Galizjen” oraz policję ukraińską z okresu okupacji, za organizacje zbrodnicze, potępił dokonane na Polakach ludobójstwo i zakazał działalności OUN – UPA w Polsce. Przy obecnych włodarzach Polską, jest to niemożliwe i Polska sama, swoimi rękami, szykuje Polakom następną rzeź wołyńską.
Przykre to, co piszę, ale taka jest realnie sytuacja.
Polska już przed Majdanem przygotowała się na taki scenariusz. Były u nas wiece ukraińskiej młodzieży z poparciem banderowców. Sejm odmówił uznania ludobójstwa UPA za ludobójstwo, rząd nie poparł obchodów Kresowianom upamiętnienia ofiar UPA w 70 rocznicę ludobójstwa 11 lipca 2013 r. W Polsce już przyjęto na leczenie bandytów z Majdanu.
W Hruszowicach w powiecie przemyskim stoi nielegalny pomnik gigant ku chwale wszystkich kureni i sotni, kore walczyły w Polsce, by oderwać od niej terytorium zwane „Zakierzońskim ” krajem Ukrainy i nikt go nie usuwa.. To nie są przypadki a jawne popieranie ze strony Polskiego Rządu V Kolumny OUN w Polsce i faszystów UPA na Ukrainie.
Olo said
Re. 4.
Dziękuję i przepraszam za pomyłkę. Sam Pan widzi, jak dobre efekty w zakłamywaniu historii mają polskojęzyczni bandyci z reżimu dobrej zmiany.
revers said
Njagorze ze wszystkie ambasady natowskigo rdzenia przyfrontowego, lub dowodzacego uciekaja z Kijewa. Ostanio Norwegowie i Izarael ewakulowali swe ambasady.
Do tego nalezy dodac ze i ukranskie SBU, ukrainska bezpieka co to nagradzala redaktora Naczelnego Gazety Polska Tomasza Sakiewicza ewakuluje swoje delagatury na Ukrainie wschodniej, miedzy innymi w Charkowie i pospiesznie ewakuje sie, a gdziez by indziej jak nie do bylego polskiego Lwowa.
To sie orela polskie na polskim cmentarzu w grobie przekreca. Nie doasc ze juz padli od UONow to jeszcze posmiertnie beda biegac wokol grobow s.syny od tortur i operacji specjalnych na cywilach Nowejrosji, no i tych polakow co nie zdarzyli wyjechac po 1945 roku.
pokrzywa said
Zdrada polskiego interesu narodowego przez pseudo-polskich polityków, polskiego narodu, zdrada Polski
Carlos said
„Pierwotnym interesem Stanów Zjednoczonych, o które od wieków toczyliśmy wojny – pierwszą, drugą i zimną – były relacje między Niemcami a Rosją, ponieważ zjednoczone tam są jedyną siłą, która może nam zagrozić. . I upewnić się, że tak się nie stanie.” George Friedman, dyrektor generalny STRATFOR w Chicago Council on Foreign Affairs
Kryzys ukraiński nie ma nic wspólnego z Ukrainą. Chodzi o Niemcy, a w szczególności o rurociąg łączący Niemcy z Rosją o nazwie Nord Stream 2. Waszyngton postrzega rurociąg jako zagrożenie dla jego prymatu w Europie i na każdym kroku próbował sabotować projekt. Mimo to Nord Stream posunął się naprzód i jest teraz w pełni operacyjny i gotowy do działania. Po wydaniu ostatecznej certyfikacji przez niemieckie organy regulacyjne rozpoczną się dostawy gazu. Niemieccy właściciele domów i firmy będą mieli niezawodne źródło czystej i niedrogiej energii, podczas gdy Rosja odnotuje znaczny wzrost przychodów z gazu. To sytuacja korzystna dla obu stron.
Instytucja polityki zagranicznej USA nie jest zadowolona z tych wydarzeń. Nie chcą, aby Niemcy stały się bardziej zależne od rosyjskiego gazu, ponieważ handel buduje zaufanie, a zaufanie prowadzi do rozwoju handlu. Wraz z ocieplaniem się stosunków, znoszonych jest więcej barier handlowych, łagodzone są przepisy, wzrastają podróże i turystyka oraz ewoluuje nowa architektura bezpieczeństwa.W świecie, w którym Niemcy i Rosja są przyjaciółmi i partnerami handlowymi, nie ma potrzeby tworzenia amerykańskich baz wojskowych, drogiej amerykańskiej broni i systemów rakietowych, ani NATO. Nie ma również potrzeby zawierania transakcji energetycznych w dolarach amerykańskich ani gromadzenia amerykańskich obligacji skarbowych w celu zrównoważenia kont. Transakcje pomiędzy partnerami biznesowymi mogą być przeprowadzane we własnych walutach, co nieuchronnie doprowadzi do gwałtownego spadku wartości dolara i dramatycznej zmiany siły gospodarczej. Dlatego administracja Bidena sprzeciwia się Nord Stream. To nie tylko potok, to okno na przyszłość; przyszłość, w której Europa i Azja zbliżają się do siebie, tworząc ogromną strefę wolnego handlu, która zwiększa ich wzajemną siłę i dobrobyt, pozostawiając USA na zewnątrz.Ocieplenie stosunków między Niemcami a Rosją sygnalizuje koniec „jednobiegunowego” porządku światowego, który USA nadzorował przez ostatnie 75 lat. Sojusz niemiecko-rosyjski grozi przyspieszeniem upadku supermocarstwa, które obecnie powoli zbliża się do przepaści. Dlatego Waszyngton jest zdeterminowany zrobić wszystko, co w jego mocy, aby sabotować Nord Stream i utrzymać Niemcy na swojej orbicie. To kwestia przetrwania.
Tu właśnie pojawia się Ukraina. Ukraina jest „bronią z wyboru” Waszyngtonu do storpedowania Nord Stream i postawienia klina między Niemcami a Rosją. Strategia została zaczerpnięta ze strony pierwszej US Foreign Policy Handbook w rubryce: Dziel i rządź. Waszyngton musi stworzyć wrażenie, że Rosja stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa Europy. Taki jest cel. Muszą pokazać, że Putin jest krwiożerczym agresorem o wybuchowym temperamencie, któremu nie można ufać.W tym celu mediom powierzono zadanie ciągłego powtarzania: „Rosja planuje inwazję na Ukrainę”. Nie dopowiedziane jest to, że Rosja nie najechała żadnego kraju od czasu rozpadu Związku Radzieckiego i że Stany Zjednoczone najechały lub obaliły reżimy w ponad 50 krajach w tym samym czasie, a Stany Zjednoczone utrzymują ponad 800 baz wojskowych w krajów na całym świecie. Media nie informują o tym, zamiast tego skupiają się na „złym Putinie”, który zgromadził około 100 000 żołnierzy wzdłuż granicy z Ukrainą, grożąc pogrążeniem całej Europy w kolejnej krwawej wojnie.
Cała histeryczna propaganda wojenna jest tworzona z zamiarem wytworzenia kryzysu, który można wykorzystać do izolacji, demonizacji i ostatecznie rozbicia Rosji na mniejsze jednostki. Prawdziwym celem nie jest jednak Rosja, ale Niemcy. Sprawdź ten fragment artykułu Michaela Hudsona w The Unz Review:
„Jedynym sposobem, jaki pozostał amerykańskim dyplomatom, by zablokować europejskie zakupy , jest sprowokowanie Rosji do militarnej odpowiedzi , a następnie twierdzenie, że zemsta za tę odpowiedź przeważa nad czysto narodowymi interesami gospodarczymi. Jak wyjaśniła jastrzębia podsekretarz stanu ds. politycznych Victoria Nuland podczas briefingu prasowego Departamentu Stanu 27 stycznia: „Jeśli Rosja w taki czy inny sposób zaatakuje Ukrainę, Nord Stream 2 nie posunie się naprzód”. ( „Prawdziwymi przeciwnikami Ameryki są jej europejscy i inni sojusznicy” , The Unz Review)
Tam jest czarno-białe. Zespół Bidena chce „skłonić Rosję do reakcji wojskowej” w celu sabotowania NordStream. Oznacza to, że nastąpi jakaś prowokacja mająca na celu skłonienie Putina do wysłania swoich wojsk przez granicę, aby bronić etnicznych Rosjan we wschodniej części kraju. Gdyby Putin połknął przynętę, reakcja byłaby szybka i ostra. Media potępią tę akcję jako zagrożenie dla całej Europy, podczas gdy przywódcy na całym świecie potępią Putina jako „nowego Hitlera”. Taka jest strategia Waszyngtonu w pigułce, a cała produkcja jest aranżowana w jednym celu; politycznie uniemożliwić kanclerzowi Olafowi Scholzowi przeforsowanie NordStream przez proces ostatecznej zgody.
Biorąc pod uwagę to, co wiemy o sprzeciwie Waszyngtonu wobec Nord Stream, czytelnicy mogą się zastanawiać, dlaczego wcześniej w tym roku administracja Bidena lobbowała w Kongresie, by NIE nakładał kolejnych sankcji na projekt. Odpowiedź na to pytanie jest prosta: polityka wewnętrzna. Niemcy wycofują obecnie swoje elektrownie jądrowe i potrzebują gazu ziemnego, aby zrekompensować niedobór energii. Również groźba sankcji gospodarczych jest „zniechęceniem” dla Niemców, którzy postrzegają je jako przejaw zagranicznej ingerencji. „Dlaczego Stany Zjednoczone ingerują w nasze decyzje dotyczące energii”, pyta przeciętny Niemiec. „Waszyngton powinien pilnować swoich interesów i trzymać się z dala od naszych”. To jest właśnie odpowiedź, jakiej można by oczekiwać od każdego rozsądnego człowieka.
Potem jest to z Al Jazeery:
„Niemcy w większości popierają projekt, tylko część elity i media są przeciwne rurociągowi …
„Im więcej USA mówi o sankcjonowaniu lub krytykowaniu projektu, tym bardziej staje się on popularny w niemieckim społeczeństwie” – powiedział Stefan Meister, ekspert ds. Rosji i Europy Wschodniej w Niemieckiej Radzie Stosunków Zagranicznych. ( „Nord Stream 2: Dlaczego rosyjski rurociąg do Europy dzieli Zachód” , AlJazeera)
Tak więc opinia publiczna mocno popiera Nord Stream, co pomaga wyjaśnić, dlaczego Waszyngton zdecydował się na nowe podejście. Sankcje nie zadziałają, więc Wujek Sam przerzucił się na Plan B: Stwórz wystarczająco duże zagrożenie zewnętrzne, że Niemcy będą zmuszone zablokować otwarcie rurociągu . Szczerze mówiąc, strategia ma posmak desperacji, ale wytrwałość Waszyngtona musi być pod wrażeniem. Być może przegrali o 5 biegów na dole dziewiątego, ale jeszcze nie rzucili się na ręcznik. Oddadzą mu ostatni strzał i zobaczą, czy uda im się posunąć naprzód.
W poniedziałek prezydent Biden odbył w Białym Domu swoją pierwszą wspólną konferencję prasową z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem. Ballyhoo wokół wydarzenia było po prostu bezprecedensowe. Wszystko zostało zaaranżowane, aby wytworzyć „atmosferę kryzysu”, której Biden używał do wywierania nacisku na kanclerz w kierunku polityki USA. Wcześniej w tym tygodniu rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki wielokrotnie mówiła, że „rosyjska inwazja jest nieuchronna”. Po jej komentarzach Nick Price z Departamentu Stanu stwierdził, że agencje Intela przekazały mu szczegóły rzekomej wspieranej przez Rosję operacji „fałszywej flagi”, którą spodziewają się w najbliższej przyszłości przeprowadzić na wschodzie Ukrainy. Po ostrzeżeniu Price’a w niedzielę rano doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan stwierdził, że rosyjska inwazja może nastąpić w dowolnym momencie, może nawet jutro. To było zaledwie kilka dni po tym, jak agencja Bloomberg News opublikowała sensacyjny i całkowicie fałszywy nagłówek, że „Rosja najeżdża Ukrainę”.
Czy widzisz tutaj wzór? Czy widzisz, jak te bezpodstawne twierdzenia zostały wykorzystane do wywarcia presji na niczego niepodejrzewającej niemieckiej kanclerz, która wydawała się nieświadoma kampanii, która była skierowana przeciwko niemu?
Jak można się było spodziewać, ostateczny cios zadał sam amerykański prezydent. Podczas konferencji prasowej Biden dobitnie stwierdził, że
„Jeśli Rosja dokona inwazji… nie będzie już Nord Stream 2. Położymy temu kres”.
Więc teraz Waszyngton ustala politykę dla Niemiec???
Co za nieznośna arogancja!
Kanclerz Niemiec był zaskoczony komentarzami Bidena, które najwyraźniej nie były częścią oryginalnego scenariusza. Mimo to Scholz nigdy nie zgodził się na anulowanie Nord Stream i odmówił nawet wymienienia gazociągu z nazwy. Jeśli Biden sądził, że zdoła zasypać lidera trzeciej co do wielkości gospodarki świata, osaczając go na forum publicznym, zgadł źle. Niemcy są nadal zaangażowane w uruchomienie Nord Stream niezależnie od potencjalnych rozbłysków na odległej Ukrainie. Ale to może się zmienić w każdej chwili. W końcu kto wie, jakie podżeganie może planować Waszyngton w najbliższej przyszłości? Kto wie, ile istnień ludzkich są gotowi poświęcić, aby wbić klin między Niemcy a Rosję? Kto wie, jakie ryzyko jest gotów podjąć Biden, aby spowolnić upadek Ameryki i zapobiec pojawieniu się nowego „policentrycznego” porządku światowego? W nadchodzących tygodniach wszystko może się zdarzyć. Wszystko.
Na razie Niemcy są w fotelu Catbird. Do Scholza należy decyzja o sposobie załatwienia sprawy. Czy wdroży politykę, która najlepiej służy interesom narodu niemieckiego, czy też ulegnie nieustannemu wykręcaniu rąk Bidena? Czy wytyczy nowy kurs, który wzmocni nowe sojusze w tętniącym życiem korytarzu eurazjatyckim, czy też udzieli poparcia szalonym geopolitycznym ambicjom Waszyngtonu? Czy zaakceptuje kluczową rolę Niemiec w nowym porządku światowym – w którym wiele wschodzących ośrodków władzy w równym stopniu uczestniczy w globalnym zarządzaniu i gdzie przywództwo pozostaje niezachwianie zaangażowane w multilateralizm, pokojowy rozwój i bezpieczeństwo dla wszystkich – czy też spróbuje podeprzeć zniszczone system powojenny, który wyraźnie przeżył swój okres trwałości?
Jedno jest pewne; cokolwiek postanowią Niemcy, będzie miało wpływ na nas wszystkich.
← Czego chce Putin
Swarożyc said
tylko od 1 do 16 września 1939 roku ukraińscy nacjonaliści zamordowali około 550 000 polskich uciekinierów na Kresy i polskich żołnierzy, będących w mniejszych zgrupowaniach, powracających do swoich rodzin na Kresach.
————————-
Wątpię aby podana przez Pana liczba była prawdziwą: podejrzewam że byłoby to fizycznie niemożliwe aby wymordować tylu ludzi w tak krótkim czasie. liczba 10x mniejsza byłaby bardziej prawdopodobną.
Bogusz said
ad 8 dokładnie tak a za zdradę od dawna jest tylko jedna kara. Sznuri latarnia
———
Jeśli zajrzymy do ksiąg historycznych, znajdziemy tam wiele ciekawszych sposobów wykonywania wyroków śmierci.
Admin