Konrad Lorenz opisywał kiedyś dwa psy, biegnące wzdłuż płotu z drucianej siatki. Każdy z psów był uosobieniem wściekłości; już nawet nie warczały, ale charczały na siebie i można było odnieść wrażenie, że gdyby nie ten płot, pożarłyby się nawzajem w mgnieniu oka.
I kiedy tak biegły, nagle płot się skończył, a psy, zamiast rzucić się na siebie i się nawzajem pożreć, nagle umilkły; cała wściekłość wyparowała z nich w jednej chwili i na sztywnych łapach, w pozach pełnych godności, rozeszły się, każdy w swoją stronę.