Dziennik gajowego Maruchy

"Blogi internetowe zagrażają demokracji" – Barack Obama

  • The rainbow symbolizes the Covenant with God, not sodomy Tęcza to symbol Przymierza z Bogiem, a nie sodomii


    Prócz wstrętu budzi jeszcze we mnie gniew fałszywy i nikczemny stosunek Żydów do zagadnień narodowych. Naród ten, narzekający na szowinizm innych ludów, jest sam najbardziej szowinistycznym narodem świata. Żydzi, którzy skarżą się na brak tolerancji u innych, są najmniej tolerancyjni. Naród, który krzyczy o nienawiści, jaką budzi, sam potrafi najsilniej nienawidzić.
    Antoni Słonimski, poeta żydowski

    Dla Polaków [śmierć] to była po prostu kwestia biologiczna, naturalna... śmierć, jak śmierć... A dla Żydów to była tragedia, to było dramatyczne doświadczenie, to była metafizyka, to było spotkanie z Najwyższym
    Prof. Barbara Engelking-Boni, kierownik Centrum Badań nad Zagładą Żydów, TVN 24 "Kropka nad i " 09.02.2011

    Państwo Polskie jest opanowane od wewnątrz przez groźną, obcą strukturę, która toczy go, niczym rak, niczym demon który opętał duszę człowieka. I choć na zewnatrz jest to z pozoru ten sam człowiek, po jego czynach widzimy, że kieruje nim jakaś ukryta siła.
    Z każdym dniem rośnie liczba tych, których musisz całować w dupę, aby nie być skazanym za zbrodnię nienawiści.
    Pod tą żółto-błękitną flagą maszerowali żołnierze UPA. To są kolory naszej wolności i niezależności.
    Petro Poroszenko, wpis na Twiterze z okazji Dnia Zwycięstwa, 22 sierpnia 2014
  • Kategorie

  • Archiwum artykułów

  • Kanały RSS na FeedBucket

    Artykuły
    Komentarze
    Po wejściu na żądaną stronę dobrze jest ją odświeżyć

  • Wyszukiwarka artykułów

  • Najnowsze komentarze

    Boydar o Tortura nadziei
    Boydar o „Udu***y cię tak, że się…
    revers o Wolne tematy (23 – …
    matirani o Tortura nadziei
    Zbigniew Kozioł o „Udu***y cię tak, że się…
    Krzysztof M o Tortura nadziei
    Krzysztof M o „Udu***y cię tak, że się…
    Peryskop o Wolne tematy (23 – …
    omega o Wolne tematy (23 – …
    Peryskop o Wolne tematy (23 – …
    lewarek.pl o Ukraina walczy z prawosła…
    Greg o Wolne tematy (23 – …
    minka o Wolne tematy (23 – …
    Voodoosch o Tortura nadziei
    JADAM o Tortura nadziei
  • Najnowsze artykuły

  • Najpopularniejsze wpisy

  • Wprowadź swój adres email

Niespełniony sen Sarmatów o potędze

Posted by Marucha w dniu 2022-06-28 (Wtorek)

Połągę nad Morzem Bałtyckim, u ujścia rzeki o tej samej nazwie, oraz miasto Oczaków nad Morzem Czarnym, u ujścia Bohu i Dniepru, dzieli odległość 1500 km. W XV wieku oba porty pozostawały we władaniu państwa polsko-litewskiego. W tamtych czasach, od wschodniej granicy na krańcach Smoleńszczyzny, było do Moskwy nie więcej niż 200 km.

Legendarne, z dzisiejszej perspektywy, Międzymorze było wówczas polityczną rzeczywistością w wyniku unii dwóch państw, Polski i Litwy, sprzymierzonych przeciwko Zakonowi Krzyżackiemu i Moskwie.

Swój niezwykły rozrost terytorialny Królestwo Korony Polskiej zawdzięczało Jagiellonom zaproszonym na tron krakowski po nieudanym eksperymencie z Andegawenami. Śmierć Kazimierza Wielkiego i wygaśnięcie królewskiej linii dynastii (1370 r.) stanowiły kluczową cezurę w dziejach państwa. Dziedziczna i nigdy nie kwestionowana władza rodu rządzącego Polską niemal od 500 lat (licząc od Siemowita z IX w. wzmiankowanego przez Gala Anonima) znalazła się w rękach wąskiej grupy możnych, którzy ją sprawowali w imieniu przedstawiciela dynastii andegaweńskiej, króla Ludwika Węgierskiego.

Od tej pory datuje się niebywały wzrost roli dziejowej wielkich panów polskich, którzy nigdy później nie pozwolili wyrosnąć ponad siebie obcym władcom, zapraszanym przez nich samych na polski tron. Wszystko zaczęło się od nieszczęsnego, w aspekcie budowy potęgi państwa, przywileju koszyckiego (1374 r.), na mocy którego król Ludwik Andegaweński zwolnił szlachtę z podatku gruntowego, poza 2 groszami z łana, w zamian za zgodę na sukcesję dla jednej ze swych córek, albowiem w Polsce tronu nie dziedziczyło się po kądzieli.

Niższe podatki osłabiły władzę centralną, wzmacniając pozycję możnych zarówno w wymiarze materialnym, jak i politycznym. Polskie możnowładztwo było wówczas już na tyle silne, że nie miało problemu z narzuceniem córce Ludwika, Jadwidze – królowej będącej de facto królem Polski – małżeństwa, wbrew jej woli, z poganinem Jagiełłą, pomimo że Jadwiga była już wcześniej zaręczona z Zygmuntem Habsburgiem. Sytuacja niespotykana na dworach europejskich dynastii, świadcząca o ogromnej roli odgrywanej, już wtedy, w państwie polskim przez rodzime możnowładztwo, niespełna 5 lat po wygaśnięciu piastowskiej dynastii.

Epoka Jagiellonów, z perspektywy walki o władzę i wpływy w państwie, to nieustanny konflikt dynastii litewskiej z możnowładztwem Korony i wspieranie przez królów (dla przeciwwagi) średniej szlachty (tzw. ruch egzekucyjny). Dziedziczni i absolutni władcy na Litwie, w Koronie musieli Jagiellonowie liczyć się z aprobatą przez możnych kolejnego własnego kandydata do tronu w Krakowie.

Wybór małoletniego Zygmunta Augusta na następcę tronu (1530 r.), dokonany z inspiracji Bony, jeszcze za życia Zygmunta Starego, wywołał furię ze strony wyższej szlachty i ostry kryzys państwowy. Jaśniepaństwo już wtedy rościło sobie pretensje do decydującego wpływu na wybór polskiego króla. Gdyby król Zygmunt August pozostawił męskiego dziedzica, Jagiellonowie z pewnością poszliby drogą Burbonów czy Habsburgów i supremacja możnych zostałaby z czasem przełamana przez wileńską dynastię, a historia Polski potoczyłaby się zupełnie inaczej.

Największym dziełem Zygmunta Augusta była Unia Lubelska z 1569 roku. Kluczowym wydarzeniem, które zdecydowało o podpisaniu Unii (wymownie dość słabo utrwalone w polskiej pamięci historycznej), było przyłączenie przez króla całej Ukrainy do Korony Polskiej. Zygmunt August, władca absolutny Wielkiego Księstwa Litewskiego, przełamał w ten sposób opór książąt litewskich i ruskich przed Unią; jednym swoim podpisem pozbawił Wielkie Księstwo niemal 2/3 jego terytorium. Możnowładztwo litewsko-ruskie musiało skapitulować i zaakceptować Unię, ponieważ król groził dalszymi cesjami terytorialnymi na rzecz Korony Polskiej.

Wolna elekcja

Zgon ostatniego Jagiellona w 1572 r., podobnie jak wygaśnięcie królewskich Piastów w 1370 r., pozostawiły ponownie państwo na rozdrożu, jednak oligarchia magnacka już miała co do tego państwa konkretne plany. Zaliczono do nich utrzymanie dominującej roli wyższej szlachty w państwie, stojącej w istocie ponad królem. Wolna elekcja w obrębie stanu szlacheckiego – viritim, czyli„mąż przez męża” – była decyzją polityczną oligarchii magnackiej.

Wojewodowie Zborowski i Firlej oraz kasztelan Słupecki przeforsowali projekt wyboru króla, przez „ogół szlachty”, poprzez swojego człowieka w sejmie – Jana Zamoyskiego, późniejszego hetmana i wielkiego kanclerza koronnego. Zdaniem brytyjskiego historyka Normana Davisa polska szlachta „wybierała sobie królów tak jak zachodnie korporacje wybierają sobie dzisiaj dyrektorów”. Do Walezjusza, wahającego się podpisać Artykuły henrykowskie i Pacta conventa, wojewoda Firlej wypowiedział słowa: Si non iurabis non regnabis („Nie przysięgniesz, nie będziesz rządził”).

To, w jakim stopniu elekcja Henri de Valois była naprawdę „wolna”, a w jakim faktycznie sterowana przez senatorów „obojga narodów”, możemy sobie tylko wyobrazić wiedząc, że wśród konkurencyjnych kandydatów do korony polskiej zgłosili się ościenni władcy: Iwan III Groźny, Jan III Waza oraz syn cesarza Ernest von Habsburg. Zatem, nie tylko samo liberum veto, lecz przede wszystkim „wolna elekcja” była praprzyczyną rozbiorów, skoro państwo polsko-litewskie mogło się znaleźć w rękach władcy, dla którego priorytetem był wzrost potęgi jego własnego państwa, tj. Francji, Szwecji, Saksonii, Austrii, Prus lub Rosji.

Rządy dziedzicznej dynastii tym się różnią od rządów oligarchii magnackiej, że dynastia mając pełny dostęp do zasobów skarbu państwa jest nieprzekupna i może się koncentrować na konsolidacji swojej władzy, słowem, na wzmacnianiu pozycji państwa w hierarchii międzynarodowej.

Magnateria zwykle dąży do wzmocnienia własnej pozycji politycznej i majątkowej w swojej rodowej domenie, nie mając przy tym szczególnych oporów, żeby szukać poparcia za granicą przeciwko królowi i rodzimej wewnętrznej konkurencji politycznej (np. zdrady radziwiłłowskie, wojny sapieżyńskie, walki klanów Potockich i Czartoryskich, targowiczanie).

Zdrady stanu, które w całej Europie były traktowane z najwyższą surowością, w państwie polsko-litewskim stanowiły tolerowaną codzienność (Radziejowski, Radziwiłł, Lubomirski, Potocki, Branicki, Rzewuski i inni). Królowie elekcyjni byli nie tylko zbyt słabi, aby egzekwować od magnatów wymogi racji stanu, lecz to magnateria w istocie określała, co jest racją stanu.

W całej historii Polski nie znajdziemy chyba bardziej wzniosłej, patriotycznej, odwołującej się do umiłowania ojczyzny deklaracji jak manifest… konfederacji targowickiej (jeśliby go oddzielić od politycznego i międzynarodowego kontekstu). Czy ktoś ma wątpliwości, że Targowicę podpisali w 1792 r. spadkobiercy beneficjentów przywileju koszyckiego z 1374 r. oraz polityczni spadkobiercy tych, którzy w 1530 r. protestowali przeciwko koronacji vivente rege dziesięcioletniego Zygmunta Augusta?

Pierwsza elekcja

Henryk Walezy nie został polskim królem z przypadku. Zdecydowała o tym wielka polityka europejska; Paryż szukał sojusznika przeciwko Habsburgom i na krótko znalazł go w Rzeczypospolitej. Poseł francuski, biskup Jean de Monluc, sypał pieniędzmi na prawo i lewo, w Koronie i na Litwie, a lista nazwisk i kwot, gdyby takowa dzisiaj istniała, byłaby najlepszym dowodem trwałej dysfunkcjonalności systemu politycznego Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

System polityczny „demokracji szlacheckiej” był w istocie rządem klanów magnackich, wzajemnie się balansujących i nie dopuszczających, aby konkurencja polityczna przejęła pełnię władzy w kraju. To dlatego, ani rodziny Potockich, ani Czartoryskich, Sobieskich czy Leszczyńskich nie miały szans na utworzenie własnych rodzimych dynastii, które powinny władzę królewską w tak wielkim państwie (ok. 900 000 km2) scentralizować w celu przeciwdziałania ingerencjom ze strony państw ościennych.

W okresie potęgi Rzeczypospolitej za Jagiellonów poważnymi konkurentami w naszym regionie były Austria i Turcja, Rosja i Prusy były państwami drugorzędnymi. Prusy miały jednak nad Rzeczpospolitą tę przewagę, że ściągały do budżetu państwa od swoich poddanych podatki proporcjonalnie kilka razy wyższe niż w Polsce i na Litwie. Te dysproporcje w sile fiskalnej Rzeczypospolitej i sąsiadów musiały prowadzić do katastrofy, i to nie tylko dlatego, że państwa te były rządzone przez dynastie absolutne, Hohenzollernów i Romanowów.

Polska i Francja

Ciekawe jest porównanie historii Francji za Walezjuszy i Burbonów, prowadzących to państwo do europejskiej hegemonii za króla Ludwika XIV, z historią Rzeczypospolitej za królów elekcyjnych. Państwo Polskie, z mocarstwowego stanowiska za czasów Jagiellonów panujących w Polsce, na Litwie, w Czechach i na Węgrzech, kontrolującego cały pomost bałtycko-czarnomorski, zostało po 200 latach od Unii Lubelskiej podbite przez sąsiadów i znikło z mapy Europy.

Francja pod względem etnicznym była nie mniej podzielona niż Rzeczpospolita. Separatyzmy burgundzki, prowansalski czy bretoński musiały zostać przezwyciężone przez Kapetyngów, wywodzących się z Ile-de-France wokół Paryża, domeny pod względem powierzchni odpowiadającej mniej niż połowie polskiego województwa. Francja miała także swoich oligarchów, wielkie historyczne rody książęce, które 965 r. wybrały Hugona Kapeta na króla. Historyczna przeszłość niektórych z tych rodów przyćmiewała nawet samych Kapetyngów. Ponadto Francja, w odróżnieniu od Polski, przeszła przez potężny konflikt wewnętrzny, wojnę religijną katolików z protestantami. Pomimo że Henryk Walezy po przyjeździe do Polski miał krew na rękach po masakrze hugenotów w noc Św. Bartłomieja (23/24 sierpnia 1572 r.), szlachta polska z oczywistych względów wolała Francuza od Iwana Groźnego czy Habsburga.

Zygmunt August sprzyjał protestantom i z ich inspiracji (Jan Firlej, Piotr Zborowski) pozostawił po sobie drugie wielkie dziedzictwo – akt Konfederacji Warszawskiej z 1573 r. – zrównujący wszystkie wyznania w Rzeczypospolitej i zapewniający tolerancję religijną, gwarantowaną przez państwo. W tym względzie Rzeczpospolita zdecydowanie wyprzedziła Francję.

Niestety Francja – mocarstwo morskie – zdystansowała Polskę i Litwę w ekspansji gospodarczej, w rozwoju handlu i przemysłu. Kiedy stosunki feudalne we Francji zaczęły tamować rozwój kapitalizmu, wybuchła Wielka Rewolucja Francuska. Stan trzeci (Tiers-état) zniósł feudalne ograniczenia krępujące rozwój gospodarki. Rzeczypospolita w tym czasie trwała w feudalizmie opartym na niewolniczej pracy chłopów. Szlachcic parający się handlem, był przez „panów braci” wykluczany ze stanu szlacheckiego. Polskie mieszczaństwo (także obce) było tłamszone, a polska szlachta dbała, aby nie wyrósł jej konkurent do władzy i politycznych wpływów.

W sprawach handlu i przedsiębiorczości szlachta wolała oprzeć się na Żydach niewykazujących aspiracji politycznych. Do dzisiaj w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą możemy podziwiać okazałe spichlerze na zboże, perełki polskiej architektury. Wszystkie były własnością żydowską. Szlachta zwoziła do nich zboże z centralnej Polski, a po spływie Wisłą trafiały do Gdańska, ładowane na statki kupców niderlandzkich i angielskich. Na rynkach zachodniej Europy przez trzy stulecia zachodni kupcy finalizowali kilkuset procentowe zyski z handlu polskim zbożem.

Gospodarka folwarczno-pańszczyźniana trwała w najlepsze, dopóki nie zlikwidowali jej zaborcy. Najpóźniej uczynili to Rosjanie, w 1864 r. w formie dotkliwej, jak sądzili, represji przeciwko polskiej szlachcie po klęsce powstania styczniowego. W tym czasie Cesarstwo Francuskie niezmiennie utrzymywało status mocarstwa europejskiego, a książę Adam Jerzy Czartoryski w Paryżu nazywany „królem Polski na emigracji”, nie był partnerem do rozmów z cesarzem Napoleonem III.

Henri II de Montmorency

O odmiennej drodze Francji ku wielkości i Rzeczypospolitej ku upadkowi po wygaśnięciu Jagiellonów, przesądziła polityka i geopolityka. Można wskazać podobne wydarzenie w tym czasie w obu krajach, które przesądziło o kierunku ewolucji obu państw i przyszłości ich narodów.

W 1632 r. w Tuluzie z powodu spisku przeciwko królowi został skazany na ścięcie książę Henri de Montmorency, przywódca opozycji antykrólewskiej grupującej diuków i książąt reprezentujących rody, których antenaci, siedem wieków wcześniej, wybierali Hugona Kapeta na króla. Książę reprezentował tendencje odśrodkowe, przeciwne centralizacji państwa i ograniczaniu wpływów wielkich rodów francuskich. Chciał, jak to się wtedy mówiło językiem regionalnych separatyzmów, „podnieść Langwedocję przeciwko Ludwikowi XIII”.

Młody król Ludwik, syn hugenota Henryka Burbona z Nawarry, autora powiedzenia, że „Paryż wart jest mszy” (oczywiście katolickiej), miał dopiero 22 lata i małe możliwości oceny skutków polityki diuka de Montmorency. Skutki jego działań doskonale natomiast rozumiał faktycznie rządzący Francją pierwszy minister króla Ludwika, kardynał Armand-Jean du Plessis de Richelieu.

Sąd parlamentu Tuluzy skazał zbuntowanego księcia na śmierć, lecz król Francji mógł zmienić wyrok. Za skazanym wstawiły się najznamienitsze rody francuskie. Wszak już za pierwszych Kapetyngów diukowie de Montmorency mieli znaczącą pozycję na dworze francuskim; kolebką rodu było miasto Montmorency w Ile-de-France, w pobliżu Paryża. Naciski wyższej arystokracji na zmianę wyroku były przeogromne, a dodatkowo silne emocje tej grupy wielmożów wywoływał fakt, że 37-letni książę był ostatnim, w linii prostej (sic!), męskim przedstawicielem historycznego rodu. Jednak Richelieu okazał się nieugięty, zdawał sobie doskonale sprawę z politycznych skutków wykonania wyroku.

Na księciu Henryku, ściętym na szafocie, wygasł ród de Montmorency. Okoliczność, że miasto Montmorency i dobra rodu stały się własnością Burbonów, miała drugorzędne znaczenie. Najważniejsze było, że Richelieu pozbawił resztek władzy wielkie rody francuskie, które od tej pory mogły rywalizować jedynie o miejsce przy tronie królewskim w Luwrze i Wersalu. Tym samym Richelieu utorował drogę do absolutyzmu Burbonów i osiągnięciu przez Francję, za Ludwika XIV, mocarstwowej pozycji w Europie.

Rokosz Lubomirskiego

W historii Rzeczypospolitej w XVII w. mieliśmy podobne wydarzenie, które skończyło się zupełnie inaczej: zwycięstwem wielkiego magnata i pognębieniem króla oraz jego późniejszą abdykacją.

Jan II Kazimierz Waza nie był najlepiej ocenianym przez polską historiografię królem; zapewne dlatego, że przegrał wszystko, co było do przegrania: reformy państwa i ambitne plany wzmocnienia władzy królewskiej. Zdaniem polskich historyków, ten król „nie rozumiał szlachty”, nie chciał chronić jej „złotej wolności”, bronić liberum veto i wolnej elekcji.

Urodzony, co prawda, na Wawelu, lecz despotyczny i z inklinacjami do absolutyzmu, król Waza był przeciwny, zdaniem historyków, rodzimej demokracji szlacheckiej. Został obarczony przez potomnych oraz historię odpowiedzialnością za nieudolne rządy, „potop szwedzki”, powstanie Chmielnickiego, Perejasław, wojny z Rosją. Niesłusznie, gdyż skutki pomylono z przyczynami. Do przyczyn należało ostanie 80 lat rządów czterech poprzednich królów elekcyjnych na tronie Rzeczypospolitej Obojga Narodów, po wygaśnięciu dynastii Jagiellonów. Wzmacnianie władzy królewskiej przez Wazów zakończyło się klęską ostatniego z nich, Jana II Kazimierza.

Król objął tron w 1648 r., owym annus horibilis, naznaczonym fatalnym powstaniem Chmielnickiego. Po upływie 16 lat od egzekucji w Tuluzie Henryka de Montmorency, oligarchia magnacka w Rzeczypospolitej miała się dobrze, a królowie elekcyjni nie zagrażali pozycji magnaterii państwie. Współrządzili państwem, zajmując najwyższe urzędy w Polsce i na Litwie. W swych dobrach oraz na ziemiach polskich i litewsko-ruskich prowincji byli niekwestionowanymi władcami – „królewiętami”.

Na podstawie analizy dokumentów ustaw (zwanych konstytucjami) historycy państwa i prawa bronią poglądu o jednolitym i niepodzielnym charakterze państwa – Rzeczypospolitej Obojga Narodów. W istocie faktycznemu ustrojowi Rzeczpospolitej bardziej odpowiada pojęcie luźnej federacji ziem połączonych „fantomowym ciałem króla” (określenie prof. Jana Sowy). Dlatego luźnej, że magnaci dominujący w poszczególnych ziemiach (województwach) uważali się za uprawnionych do prowadzenia, w odniesieniu do tych ziem, własnej polityki zagranicznej. Odrębności ich prowincji strzegła instytucja liberum veto; większość województw nie mogła narzucić innemu, temu niepokornemu, nowych praw.

Słynna „Dymitriada”, osadzenie na Kremlu dwóch Samozwańców, było prywatnym przedsięwzięciem dwóch rodzin magnackich, Mniszchów i Wiśniowieckich. Historia Polski dowodzi, że magnacka samowola, zdrada stanu i zdrada polskiego króla (Radziwiłł, Radziejewski, Szczęsny Potocki) nie były tym samym przestępstwem jak zdrada dynastii w innym państwie europejskim. Państwo polskie było zbyt słabe, aby karać wpływowych zdrajców stanu.

Nie jest odkrywczym stwierdzenie, że mocarstwa ościenne do ingerencji w sprawy Rzeczypospolitej zapraszali polscy i litewscy magnaci szukający wsparcia w sprawach wewnętrznych przeciwko królowi i innym klanom magnackim. Taka praktyka, oddziaływanie na państwo polsko-litewskie przez dziesięciolecia przez obce wpływy i działanie sił odśrodkowych wzmacnianych przez samych magnatów, doprowadziły do podporządkowania polityki polskiej interesom ościennych mocarstw.

Począwszy od Sasów, to nie szlachta, ani nawet magnateria polsko-litewska wybierała Rzeczypospolitej królów. To ościenne mocarstwa wybierały królów dla Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Szok i otrzeźwienie przyniósł pierwszy rozbiór (1772 r.). Kolejne rozbiory były reakcją zaborców na próby zrzucenia obcego zwierzchnictwa przez Polaków (Konstytucja 3 maja, powstanie kościuszkowskie).

Cóż to była za demokracja szlachecka, skoro ułamek procenta uprawnionych, dokładnie 4352 głosy szlacheckie zdecydowały o wyborze Jana II Kazimierza na króla Rzeczypospolitej? W tej liczbie posłowie, senatorowie i „panowie bracia” sprawujący wyższe lub pomniejsze urzędy.

Za panowania tego króla zaszły przełomowe historycznie wydarzenia, które doprowadziły państwo polsko-litewskie na równię pochyłą. Inicjały króla ICR (Ioannes Casimirus Rex) tłumaczono jako Initium Calamitatis Regni (Początek Nieszczęść Królestwa). Nieudolny król, niepotrafiący obronić wspaniałego Królestwa – taki obraz pozostawili współcześni i potomni, dzisiejszych historyków nie wyłączając. Niesłusznie i niesprawiedliwie, gdyż wzięto za przyczynę to, co było w istocie skutkiem. Przyczyną była niewydolność organizmu państwowego w wymiarze fiskalnym i władza królewska pozbawiona realnych atrybutów władzy centralnej. To dlatego w czasie potopu szwedzkiego Jan Kazimierz zmuszony był udać się za granicę, na sąsiedni Śląsk austriacki i na zamku w Głogówku na Opolszczyźnie przeczekać zawieruchę.

Za panowania tego ambitnego Wazy ostatecznie rozeszły się drogi Francji i Polski, pierwszej idącej ku potędze, drugiej ku upadkowi. 30 lat dzieli stracenie we Francji ostatniego przedstawiciela rodu de Montmorency i wzmocnienie władzy kardynała de Richelieu, od rokoszu Lubomirskiego, przełomowego zwycięstwa polskiej szlachty nad królem (1661 r.).

Calamitatis Regni

Przewlekła i toczona z przerwami wojna z Rosją – po zawarciu „ugody perejasławskiej” w 1654 r., na mocy której Chmielnicki poddał całą Ukrainę pod władzę cara Aleksego – mimo wszelkich przeciwności dała Janowi Kazimierzowi siły do wzmocnienia władzy królewskiej. Promotorem „absolutystycznej” polityki króla była ambitna małżonka monarchy, Francuzka, Ludwika Maria Gonzaga de Nevers.

Narastający od 1661 r. spór opozycji przeciwnej wzmocnieniu władzy królewskiej ze stronnictwem dworskim Jana Kazimierza doprowadził do zasadnego oskarżenia przywódcy opozycji, Jerzego Sebastiana Lubomirskiego, o związki z obcymi państwami i podżeganie wojska do buntu. Polski król niewątpliwie szedł drogą kardynała de Richelieu, nawet na zaciężną armię dostał francuskie pieniądze.

W grudniu 1664 roku sąd sejmowy skazał hetmana polnego koronnego, marszałka wielkiego koronnego i hrabiego na Wiśniczu w jednej osobie, na utratę urzędów, banicję i infamię – za przestępstwo zdrady stanu. Lubomirski, pomimo że spiskował przeciwko królowi z cesarzem Leopoldem I, elektorem brandenburskim Fryderykiem Wilhelmem i królem Szwecji Karolem XI, uzyskując od nich pieniądze na zaciąg wojska – ubrał się w szaty nieskalanego obrońcy „złotej wolności” szlacheckiej przed „absolutyzmem” dworu Jana Kazimierza. Jak łatwo zgadnąć, takim postawieniem sprawy zdobył łatwo poparcie i posłuch ogromnej rzeszy „panów braci”.

W latach 1665–1666 jego zwolennicy, zrywając sejmy, paraliżowali działalność ustawodawczą, a sam Lubomirski, poparty przez część wojska koronnego i szlachty, rozpętał regularną wojnę domową w Rzeczypospolitej. Mając słabsze siły, używał taktyki tzw. „tańca gonionego”, polegającego na trzymaniu bezpiecznego dystansu od wojsk królewskich i niewchodzenia z nimi w otwartą walkę. Lekka jazda Lubomirskiego długo nie dawała się rozgromić ciężkiej armii króla, jednak do decydującej bitwy musiało w końcu dojść.

Obie armie starły się pod Mątwami, nieopodal Inowrocławia, w 1666 r. w bratobójczej, nawet nie walce, lecz krwawej jatce imć „panów braci”. Na pobojowisku pozostało kilka tysięcy szlacheckich trupów i potężny kac moralny u tych, którzy bitwę przeżyli. Do tych ostatnich należał młody chorąży koronny, Jan Sobieski, przyszły król Polski, pogromca Turków. Sobieski znał dobrze Lubomirskiego, uczył się od hetmana sztuki wojennej, a nawet zawdzięczał mu ocalenie, w wygranej przez Polaków bitwie pod Beresteczkiem z wojskami Chmielnickiego i Islam Gireja (1661 r.).

Upadek polityki króla

Królowa Maria Ludwika Gonzaga de Nevers nie powtórzyła projektu politycznego królowej Bony z 1530 r. z królewiczem Zygmuntem Augustem. Jan Kazimierz Waza, po klęsce pod Mątwami, został zmuszony do wyrzeczenia się planów elekcji vivente rege. Po kilku latach, 16 września 1668 r. zrzekł się korony, co wywołało niezadowolenie szlachty, wszak to ona „zatrudniała” i „zwalniała” królów elekcyjnych.

W dniu abdykacji pozostawił Polakom przepowiednię świadczącą, że był mądrym politykiem, jednak nie na tyle przebiegłym, żeby zostać polskim kardynałem de Richelieu. Ponad 100 lat przed pierwszym rozbiorem, król Polski powiedział do szlachty:

„Moskwa i Ruś odwołają się do ludów jednego z nimi języka i Litwę dla siebie przeznaczą. Granice Wielkopolski staną otworem dla Brandenburczyka, a przypuszczać należy, iż ten o całe Prusy starać się zechce, wreszcie Dom Austriacki spoglądający łakomie na Kraków, nie opuści dogodnej dla siebie sposobności i przy powszechnym rozrywaniu państwa nie wstrzyma się od zaboru”.

Co przerwało ten długi sen Sarmatów o potędze ? Niewątpliwie „złota wolność” szlachecka była wielką wartością polskiej i europejskiej kultury politycznej, stała się jednym ze źródeł polskiej tożsamości i niezmienne tkwi w dzisiejszym DNA Polaków. Ta wartość jednak rywalizowała z drugą tradycją, mniej chwalebną, tradycją odśrodkowego oporu i osłabiania władzy centralnej.

W ostatnim, V tomie „Historii Polski 1572-1632”, prof. Andrzej Nowak zaskakująco przewartościowuje osobę hetmana Jana Zamoyskiego, który, doszedłszy do najwyższych stanowisk, bardziej dbał o własne interesy kosztem interesów państwa polsko-litewskiego. Dlaczego to ustalenie, że od Zamoyskiego, sekretarza Zygmunta Augusta, wszystko się zaczęło, tak bardzo dziwi prof. Nowaka, skoro taki właśnie system polityczny stworzyli jego poprzednicy i promotorzy do władzy ?

Krakowski historyk kończy V tom swojej „Historii Polski” cezurą roku 1632 r. – roku pamiętnej śmierci księcia de Montmorency. Francuski książę nie został w książce wspomniany, co nie dziwi, gdyż nie miał nic wspólnego z Polską. Poza jednym, że jego losy żywo zaprzątały umysł króla Jana II Kazimierza i hetmana polnego Jerzego Sebastiana Lubomirskiego.

Co dalej z Międzymorzem ?

Oczaków do roku 1523 r. był kontrolowany przez Wielkie Księstwo Litewskie, później dostał się pod panowanie tureckie. Połąga, po trzecim rozbiorze w 1795 r., na długo trafiła pod panowanie rosyjskie. Oba miasta podupadły, najeźdźcy nie zamierzali rozbudowywać portów związanych z obcą historią. Rosja, po wyparciu Turków z wybrzeży Morza Czarnego, zbudowała Odessę u ujścia Dniestru i potężny port Mikołajów w estuarium Bohu, u ujścia Dniepru. Połąga, w porównaniu z Rygą, Królewcem czy Sankt Petersburgiem, stała się prowincjonalnym miastem, bardziej kurortem niż litewskim portem bałtyckim.

Intermarium Polonorum zakończył zgon Zygmunta Augusta. Międzymorze budowane w latach międzywojennych przez Piłsudskiego i Becka, podobnie jak porzucony ostatnio przez administrację amerykańską projekt „Trójmorza” – nadal pozostaje snem Polaków o potędze państwa.

Jeżeli polscy politycy będą częściej pielgrzymować do Pragi, Bratysławy, Wilna, Bukaresztu czy Budapesztu, ten sen będzie trwał nadal, dopóki Polska nie stanie się regionalnym centrum siły, głównie gospodarczej, zdolnym przyciągać do Warszawy polityków rządzących w wyżej wymienionych stolicach i szukających nad Wisłą przeciwwagi dla Berlina i Moskwy. To niewątpliwie długofalowy cel naszego państwa na najbliższe dziesięciolecia.

Przy czym Rosja i Niemcy będą takiej polityce polskiej konsekwentnie przeciwdziałać. Nie powinniśmy nigdy zapominać o słowach wypowiedzianych w latach 90. przez Aleksandra Dugina w szczerej rozmowie z Grzegorzem Górnym:

„My Rosjanie i Niemcy rozumujemy w pojęciach ekspansji i nigdy nie będziemy rozumować inaczej. Nie jesteśmy zainteresowani po prostu zachowaniem własnego państwa czy narodu. Jesteśmy zainteresowani wchłonięciem, przy pomocy wywieranego przez nas nacisku, maksymalnej liczby dopełniających nas kategorii. (…). Rosja w swoim geopolitycznym oraz sakralno-geograficznym rozwoju nie jest zainteresowana w istnieniu niepodległego państwa polskiego w żadnej formie. Nie jest też zainteresowana istnieniem Ukrainy. Nie dlatego, że nie lubimy Polaków czy Ukraińców, ale dlatego, że takie są prawa geografii sakralnej i geopolityki”. (Kwartalnik „Fronda” 1998, nr 11-12.)

Jarosław Krzan
https://www.nowoczesnamysl.pl

Komentarzy 12 do “Niespełniony sen Sarmatów o potędze”

  1. UZA said

    „…ostatecznie rozeszły się drogi Francji i Polski, pierwszej idącej ku potędze, drugiej ku upadkowi. ”

    Przestańmy wreszcie myśleć o tym, co było i minęło ! Widzimy przecież dokąd Francja zaszła i w jakiej kondycji pozostaje obecnie. Przede wszystkim znajduje się w samym środku procesu tworzenia superpaństwa europejskiego. Już niedługo żadnej Francji zwyczajnie nie będzie. I co z tego, że kiedyś była wielka ? Pod diabelskim kierownictwem cały świat od wieków zmierza ku otchłani. To, że różne państwa podążają tam różnymi drogami i jedne osiągają cel trochę szybciej niż inne, niewiele znaczy. Jak kiedyś śpiewali kabareciarze z Wrocławia, „bilans musi wyjść na zero”.

    „My Rosjanie i Niemcy rozumujemy w pojęciach ekspansji i nigdy nie będziemy rozumować inaczej. Nie jesteśmy zainteresowani po prostu zachowaniem własnego państwa czy narodu.”

    Bardzo przydatny cytat dla siewców rusofobicznej histerii. Kiedyś Rosja – i ta carska i ta sowiecka – rzeczywiście przejawiała skłonność do ekspansji. To jednak odległa przeszłość. Dzisiejsza Rosja – osaczana i nękana ze wszystkich stron – jest właśnie zainteresowana po prostu zachowaniem własnego państwa i narodu, tym bardziej, że wrogowie odmawiają Jej prawa do istnienia i wprost przyznają, że dążą do Jej upadku, rozpadu.

  2. Yagiel said

    O! To bardzo ciekawy tekst Jarosława Krzana: bar. ciekawie zaczęty, a bar. jeszcze zakończony. Za długi na pełne omówienie czy polemikę, wszelako końcowa wypowiedź Dugina wiele wyjaśnia i pozwala spointować.
    1.Jeśli ktoś mówi: my Rosjanie i Niemcy – to nie ma poziomu/czoła odnosić się do Sarmatów w sensie nad-Narodu Sarmackiego
    2. jeśli ktoś mówi: My Rosjanie – to nie ma pojęcia o poziomie wyzwania dziejowego, przed którym stoji Rosja-jako-dziedziczka-Rusi (dziedziczki-…) nie ma pojęcia, że Kreml musi być ponad-Narodowy, żeby przetrwał i on, i Naród…
    3. Sarmatyzm był ideą ponad-Narodową, ale z Narodów złożonym Bytem Dziejowym – z których Narodów ? m.in. z Ruskiego, a potem nawet z tatarskiego… a nawet z żydowskiego ?
    4. i byłby trwał, gdyby nie Xazarzy, którzy widzieli w nim zaporę dla siebie – w drodze powrotnej na Ruś/Ukrainę w Międzymorze:
    między Morze Czarne i Morze Kav-spijskie, gdzie się pamiętali i pamiętają „u siebie”
    5. Jeśli Dugin mówi: Jesteśmy zainteresowani wchłonięciem /wrogim/, to w ogóle nie dorósł do bycia Kimś na Kremlu, tj. w dziejach
    6. Nie wiem, czy to samo dziś myśli/mówi Dugin, oby nie; tak czy siak – nie Rosja jest sakralna ! Rosja może się usakralnić: np. III Tajemnicą Fatimską albo jak Polacy, Litwini, Rusini i drudzy: przez wyznanie wyśpiewywane w „BoguRodzicy”… Zresztą Rosja wyśpiewała się już raz sakralnie: polonezem przecież „Wstawaj, Strana Agromnaja !” – więc: może się wśpiewać w sakralność „BoduRodzicą” – tą rangą sakralną, tylko tą można zwyciężyć Xazarów !
    7. Przypomnę, że to Litwini-Sarmaci najdłużej śpiewali „BoguRodzicę” mimo I zaboru, II… Co z nich dziś zostało ? Pierwsi mają być pożarci czy spaleni przez Kreml _ czego Kreml nie chce i nie robi (podobnie jak Ukraincom) Czemu xazarom tak zależy na spaleniu Litwinów nawet przed Polakami ? Właśnie dlatego, że Litwini najdłużej śpiewali „BoguRodzicę”…
    8. Xazarzy działają bardzo precyzyjnie, myślę, mając bardzo dokładną pamięć: co z czego ? co po czym ? Wszelako do pewnego poziomu, nawet sakralnego,byle narodowego… To poniżej BoguRodzicy.
    9. Ta „Polska”/KL Polin jest tylko trochę bardziej naiwna od Dugina, któren by nigdy nie walczył w jednym z Trzech Pułków Smoleńskich” – zniechęca Polaków do roli tej teraz, podobnie jak Ukrainców – szkoda, trudno; na szczęście on to nie Kremlj !
    10. Polacy-Sarmaci w tej wojnie wezmą udział wtedy dopiero/tylko, gdy wojna ta Wypowie/Wyśpiewa Swą Sakralną nad-Rangę: może nawet nie sarmacką: sarmackość to brzechwa strzały, zakończona bełtem pióropysznym – co jest grotem strzały ? Mocą uderzeniową ? Odpowiedź nad Wisłą w Czerwińsku, na granicy Zakonu, pod Grunwaldem. I potem. I dziś. (myślę)

  3. kontra said

    Henryk Walezy syn żydowskiej banksterki włoskiej Katarzyny Medyceusz

    na ang wikipejsie ma znacznik LGBT: sodomita?
    https://en.wikipedia.org/wiki/Henry_III_of_France

    król Ludwik XIII Sprawiedliwy ( od świetnego kard Richelieu) syn żydowskiej banksterki włoskiej Marii de’ Medici
    ten się wybronił

    tego wikipejsy chcą wrobić w LGBT

    https://en.wikipedia.org/wiki/Louis_XIII

  4. kontra said

    CHMIELNICKI
    https://www.hebrewsurnames.com/CHMIELNICKI

    Szkot który wywołał Bunt Chmielnickiego Maksym Krzywonos
    Maksym Kryvonis (a.k.a. „Crooked-nose”, or Perebyinis)

    https://en.wikipedia.org/wiki/Maxym_Kryvonis

    The question about his origins remains unresolved. A Polish pamphlet published in 1648 states that he was a serf of the Nemyrych family

    Maksym Krzywonos, także Maksym Krywonos[1], ukr. Максим Кривоніс (ur. ok. 1600, zm. 1648) – pułkownik czerkaski kozackiego wojska zaporoskiego, jeden z głównych przywódców powstania Chmielnickiego. Pochodzenie nieznane, według jednej wersji pochodził z Mohylowa lub Ostroga, według innej – ówczesnego niemieckiego źródła – był Szkotem (przydomek miałby wówczas być dosłownym tłumaczeniem szkockiego nazwiska Cameron).
    https://pl.wikipedia.org/wiki/Maksym_Krzywonos

  5. errorous said

    Ad1 Przestańmy wreszcie myśleć o tym, co było i minęło ! Widzimy przecież dokąd Francja zaszła i w jakiej kondycji pozostaje obecnie.

    To jest artykuł historyczny. Jak ktoś z tego czy innego powodu obecnie nie bierze karabinu do ręki*, to co mu zostało jak nie wzbogacanie i uszlachetnianie własnego umysłu? Ostatecznie katastrofa społeczna nie koniecznie musi mieć negatywny wpływ na jednostkę, dla której katastrofą przede wszystkim jest umrzeć głupcem i ignorantem.

    *Przy okazji polecam interesującą książkę:

    The Silent Brotherhood
    The Chilling Inside Story of America’s Violent Anti-Government Militia Movement

    Skromy cytat:

    Amid a resurgence of white racial activism in America since the late 1970s, he saw the line racist leaders wouldn’t cross, and he vaulted over it. He had no use for white sheets, burning crosses, or other anachronisms in his new Order. His was a white underground with an ambitious plan: funding the far right’s victory through robberies, battling its enemies with assassinations, and establishing its presence through a guerrilla force bent on domestic terrorism and sabotage.

    Its aim: a separate white nation on U.S. soil. Mathews didn’t fit the stereotype of a racist. He never smoked and didn’t curse or swill beer at the taverns night after night. He was a generous, hard-working man with an ingratiating smile and a penchant for physical fitness who emerged from an ordinary American family where a person’s race was never raised as a topic of concern. He did not come from a Klan family, wasn’t abused as a youngster, and didn’t grow up around guns. Racism wasn’t drammed into his head.

    Yet he went on to stir among his friends a militant hunger for something elders of the radical right merely preached from the safety of their pulpits: a white homeland. Their hidden anger became a horrifying reality.

    Most of Mathews’s followers were not unlike him. Few possessed the emotional characteristics outsiders attribute to racists. There was a drifter here, an embittered loner filled with hate there. But they were outnumbered by people who abandoned careers, families, and lives filled with promise to follow the cause. Only one of Mathews’s followers had done prison time. Most of the others were law-abiding folk who, as their frustration with America’s course grew harder to handle, gradually, almost casually, slipped into the world of extremism.

    They met informally and talked of family, their hopes for the future, the struggle to make a better and happier life. Then, inflamed by Mathews’s call to arms and inspired by his fervor, they joined him in a conspiracy they believed, with stupefying confidence, would deliver Armageddon to America’s doorstep.

    Mathews once proudly announced to an assembly that he wished to rewrite Ralph Waldo Emerson’s stirring poem about the rude bridge at Concord and „the shot heard ’round the world”:
    Out of the valleys, out of the fields pour the Aryan yeoman horde, their flag to April’s breeze unfurled;

    Thence the Aryan farmers came and removed the Jew forever, forever from this world.

  6. Skąd się wzięła „agresja” na Ukrainę? – Z anglosaskich planów i z wiarołomstwa Zachodu.

    Więc JAKA ekspansja? … KTO zawinił?

  7. Emilian58 said

    Najpierw daliśmy zbyt dużo przywilejów żydostwu a potem to żydostwo pomogło nam ogromnie przepić i przeputać własną potęgę.

  8. Marek said

    Rosja może się usakralnić: np. III Tajemnicą Fatimską albo jak Polacy, Litwini, Rusini i drudzy: przez wyznanie wyśpiewywane w „BoguRodzicy”…
    ===
    Za przeproszeniem panie Yagiel.
    Rosja prawosławna zawsze czciła Bogurodzicę, nie trzeba jej tego uczyć, ani do tego nawracać.
    Nie mówimy o Rosji zbolszewizowanej, ani liberalnej, ale historycznie prawosławnej.

    Że też dzisiaj nikt nie wzywa do czci Bogurodzicy zboczonej europy ze szwabami i zabojadami na czele.

  9. Bogdan said

    Ten artykuł pana J.Krzana ujmuje bardzo istotne spojrzenie na nasze obecne i poprzednie położenie.
    Wyraźnie widać, że zło jest ciągle w głowach tych ludzi, którzy mają ochotę rządzić Polską i Polakami. Obecna tragedia polega na tym, że łajzy polityczne są w większości historykami z ”wykształcenia”, którzy nie dorośli do tego, by rządzić państwem. Niedouczone ułomy.

    Z historii naszej Polski znamy wiele wydarzeń bardzo pozytywnych jak i negatywnych. Z przeszłości należy wyciągnąć wnioski, tak aby budować nasz dobrobyt, w tej chwili bez magnatów i szlachty. Jak to zrobić, gdy u władzy są ludzie niedouczeni i w dodatku psychopaci nienawidzący polskiego narodu. Brak nam ludzi o umyśle kard Richelieu. Zło liberum veto i zło wolnej elekcji było zbyt trudne do zlikwidowania, bowiem ci co mieli tego dokonać byli za słabi intelektualnie.

    Autor nic nie pisze o bohaterach, ani o zdrajcach. Z takimi bohaterami jak Karol Wojtyła, J.Piłsudski, L.Kaczynski daleko Polska nie zajdzie. Bo to są zdrajcy narodu zasługujący na potępienie i wyrzucenie z Wawelu, nie są żadnym przykładem dla młodych Polaków. Niszczą patriotyzm.
    Szkoła polska i banda „historykow” z tytułami nie uwrażliwiają Polaków na sprawy patriotyczne.
    Po nauce w szkole pozostaje pustka historyczna i ludzie nie potrafią myśląc logicznie. Są pozbawieni wyobraźni. Wiedza o naszej ojczyźnie jest do opanowania samodzielnie, tylko kto się tego podejmuje? W tej sytuacji najważniejszą jest EDUKACJA.

  10. Boydar said

    „nigdy się nie zastanawiaj kogo kochasz i co jesz” (stare chińskie przysłowie)

    inna sprawa, że wtedy w Chinach qurwy były rzetelnie oznaczone a GMO jeszcze nie wynaleziono

  11. kontra said

    oligarchia magnacka w Rzeczypospolitej miała się dobrze, a królowie elekcyjni nie zagrażali pozycji magnaterii państwie.

    W istocie faktycznemu ustrojowi Rzeczpospolitej bardziej odpowiada pojęcie luźnej federacji ziem połączonych „fantomowym ciałem króla” (określenie prof. Jana Sowy).

    a czy nie podobnie było z Rozbiciem Księstwowym Niemiec – gdzie Niemcy teraz a gdzie Polska?
    nadal brak wyjaśnienia tego fenomemu

    ===

    Lektura tej książki to podróż do innego wszechświata, to zakwestionowanie WSZYSTKIEGO czym na lekcjach historii byliśmy skarmiani w szkole. Nie bardzo potrafię jasno wyrazić to słowami, ale odkrywanie tego co pisze Sowa zmienia wszystko. WSZYSTKO. Po lekturze Fantomowego ciała króla rzeczywistość dookoła będzie zupełnie inna. Trochę jak Neo, nagle odkryjesz faktyczny obraz świata.

    https://onowymodernizm.pl/fantomowe-cialo-krola/

  12. I*** said

    (11) Proszę nie zachłystywać się tym książkowym badziewiem, napisanym przez (dobrze ukorzenionego) socjologa prof. Jana Sowę, wydanym w 2011 roku. Historycy schlastali niemiłosiernie to „dzieło”, podważając jego wartość naukową i podając je jako przykład pseudonauki… :)))

    Obrazoburcze wywody Sowy – że „Polska nie istnieje od roku 1572” (czyli od śmierci króla Zygmunta Augusta), czy twierdzenie, że Polska była państwem kolonialnym (takim, jak choćby Anglia)… – powinny wzbudzić (w uważnym czytelniku) czujność!

Sorry, the comment form is closed at this time.

 
%d blogerów lubi to: